Haydn po angielsku
Może wstyd się przyznać, ale Stworzenie świata Haydna zwykle mnie nudzi (choć mniej niż Pory roku). Dziś pierwszy raz mnie nie znudziło, a to z powodu wykonania pod batutą Paula McCreesha.
Muszę w ogóle powiedzieć, że to bardzo miłe, że nowy dyrektor artystyczny zaprasza poprzedniego do występów na festiwalu. Odkąd mamy McCreesha w małych dawkach, tym bardziej go doceniamy. Trzeba stwierdzić, że za jego dyrekcji poznaliśmy wiele nieznanego, a ciekawego repertuaru (głównie brytyjskiego). Ale teraz po prostu przyjeżdża jako artysta i pokazuje, co potrafi.
Bardzo nieskomplikowane jest to oratorium (dwie do trzech funkcji na krzyż…) i potrzeba do tego rzeczywiście energii McCreesha i jego trochę montypythonowskiego poczucia humoru, żeby wydobyć wszystko, co szczególne i ciekawe w tym utworze, w tym ryki zwierzaków i różne takie efekty. W sumie bawiliśmy się razem przednio. Wielkie owacje należą się Gabrieli Players, jak również Chórowi NFM przygotowanemu przez Agnieszkę Franków-Żelazny. Osobne brawa dla trójki solistów: Sophii Bevan, Roberta Murraya oraz Davida Wilsona-Johnsona (koleżanka wmawiała mi, że ma on 70 lat; ma „tylko” 63, ale i tak to legenda). Całość była wspaniałym zwieńczeniem tegorocznej Wratislavii. (Za rok okrągły jubileusz!)
Przedtem jednak był po południu recital Sławomira Zubrzyckiego, który grał na wybudowanym przez siebie według projektu Leonarda da Vinci instrumencie zwanym viola organista. Zobaczcie, ile wejść ma filmik na YouTube z inauguracji instrumentu w krakowskiej Floriance. I to rzeczywiście brzmi jak gamba! Czyli pięknie. Teraz krakowski pianista i budowniczy instrumentów objeżdża z nim różne miejsca; w ramach samej Wratislavii wystąpił na zamkach Topacz i Książ oraz w Środzie Śląskiej. Pikanterii tej historii dodaje fakt, że Sławomir Zubrzycki był swego czasu związany raczej z muzyką współczesną: wychowanek m.in. Adama Kaczyńskiego (pamiętny zespół MW-2), był członkiem Stowarzyszenia Muzyka Centrum. A teraz robi takie rzeczy. Ciekawymi torami chodzą ludzkie losy.
I tyle z Wrocławia. Rano ruszam do Krakowa.
Komentarze
Dawno żadnej Pobutki nie było… 🙁
No to… żeby połączyć temat Stworzenia świata ze współczesnymi 😉 brzmieniami:
https://www.youtube.com/watch?v=dnlaCenlNHk
(ten chaos jest ciekawszy i adekwatniejszy niż u Haydna)
Dzień dobry! 🙂
Nie wiem, czy wcześniej przeoczyłem, czy to nowa informacja?
http://filharmonia.pl/koncerty-i-bilety/repertuar/22
Tak, to jest nowa informacja, wczoraj nie wisiała. Ja wiedziałam o tym od środy, ale czekałam jeszcze na potwierdzenie. I jest 😀
Bardzo miła niespodzianka.
To co , ktoś wie , kto został w nowym sezonie asystentem Kaspszyka? Nie pogardziłbym też informacją , kto będzie pełnił analogiczną funkcję przy Liebreichu : 44 zgłoszenia , konkurs zaanonsowany w połowie Europy , a wyników jakoś nie podano…
A w TW-ON nowy dyrektor muzyczny
http://www.teatrwielki.pl/wydarzenia/szczegoly/article/andriy_yurkevych_nowym_dyrektorem_muzyczny_teatru_wielkiego_opery_narodowej.html
Przelotem informuję (za p. Passentem):
http://kulturaparyska.com/
Chyba komplet.
Za p. Szostkiewiczem, pardon.
Podano do wiadomości program tegorocznego Tansman Festiwal – właściwie tylko cztery koncerty w tym dwa biletowane – plus kilka wydarzeń „około”.Nie bardzo jest „w co zęby wbić” ale informuję dla porządku.
http://tansman.lodz.pl/pl/festiwal-2014
Na inauguracji setnego sezonu Filharmonii Łódzkiej w ostatni piątek władze w osobie marszałka województwa W. Stępnia tonem niepozbawionym przygany dyrektorowi FŁ życzyły „dłuższej listy sponsorów”. Ponieważ te same władze dzień później na stadionie KS Orzeł na meczu żużlowym (nie byłem ale słyszałem) mówiły mniej więcej to samo nasuwa się wniosek że jeśli o mnie chodzi mogę sobie głownie włączyć radio bo na zbyt liczne wybitne wydarzenia koncertowe w naszym mieście nie ma co liczyć. Może poza planowanym przyjazdem Vadima Gluzmana z II Koncertem skrzypcowym Prokofiewa no i „Strasznym dworem” Moniuszki w reżyserii Krystyny Jandy (zarzeka się z góry że nie będzie wprowadzać udziwnień). W ogóle jest to sezon jubileuszy – bo prócz 100-lecia FŁ jest także 60-lecie Opery w Łodzi. 27 września ma być nawet gala pod chmurką – jeśli na nią dotrę to się odezwę.
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że w ramach rozpoczęcia sezonu w FŁ Koncert fortepianowy A.Panufnika wykonała Pani Ewa Kupiec stając w pełni na wysokości zadania i inaugurując na deskach FŁ technikę grania z tabletu miast z nut papierowych. Wykonanie II Symfonii Czajkowskiego nie było szałowe ale też nie jest to najlepsza symfonia tegoż. Odegrana była zresztą głównie w związku z tym, że jest „Małorosyjska” – więc miał być taki pomost Polska – Ukraina – Rosja. Idea szczytna a wykonanie znośne (dyrygował szef Raiskin). Tyle w telegraficznym skrócie.
Przymiarki do sezonu, początki sezonu…
A ja wróciłam z wydarzenia, na które równie dobrze mogłam się nie udawać (a co gorsza wiedziałam o tym, więc sama sobie jestem winna), czyli z wykonania cyklu fortepianowych Etiud Philipa Glassa. Composer zaszczycił osobiście, ale grać to on już jednak nie powinien – palce się po prostu plączą, cóż, to już bardzo starszy pan. Ale i swego czasu, ileś tam lat temu, kiedy miał recital w Warszawie, nie była to pianistyka wybitna – on przecież właściwie nie jest pianistą. O zawartości muzycznej nie ma co mówić. Może i były ciekawsze momenty, ale tonęły w oceanie banału. Nie pomogli też młodsi wykonawcy: Japonka Maki Namekawa, która podchodziła do tych utworków z takim entuzjazmem, jakby były najpiękniejsze na świecie, i Piotr Orzechowski, który chyba już powinien przestać nazywać się Pianohooliganem – strasznie grzeczny jest. Próbowano to jeszcze jakoś ratować gustownymi czarnobiałymi, zamglonymi obrazkami w tle (zupełnie jak okładki ECM-owskie), coś to dało, ale niewiele.
A zatem dobranoc.
O, miło słyszeć, że Ewa Kupiec zagrała w Łodzi. Jakoś od lat jej w Polsce nie widziałam.
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=w3nHgW5Pwag
O, Tromby 😉
Dzień dobry! 😀
Ba , w Operze Łódzkiej w ogóle jest zabawnie. Za dwa miesiące premiera Trubadura , a nie wiadomo kto będzie reżyserował , kto zadyryguje , no i kto taki miałby śpiewać Manrica. Planu premier na drugą połowę sezonu oczywiście też brak.
Muzyka fortepianowa Glassa nigdy mnie nie kręciła. Byłem zresztą wtedy w FN –
Z mojej grzędy człowiek napisał dwa dzieła wybitne (cokolwiek miałoby to znaczyć – w każdym razie bardzo mi się podobają): Akhnaten/ Echnaton i Koyaanisqatsi.
errata:
Byłem zresztą wtedy w FN – było bardzo fajnie i hipstersko, a wtedy pierwsi hipsterzy jeszcze się nie urodzili 🙂
[czekam na moderację – coś przeskrobałem?]
Ciągle Łotr rozrabia. Tylko teraz łaskę robi, że wrzuca do moderacji, a nie do spamu. 👿
Oczywiście też wtedy byłem na tym Glassie w FN, tak boleśnie zredukowanym do fortepianu; na sprowadzenie do stolicy – obecnej czy dawnej – całego zespołu z pewnością zawsze brakowało (jak w czasach minionych wymawiał pewien wykładowca ekonomii politycznej na UW) sirotków… Choć np. bracia Czesi niedawno jakoś jednak owe sirotki znaleźli, coby mieć możność posłuchania na żywo potężnej MUSIC IN TWELVE PARTS – dość zgodnie uznawanej za Glassowskie opus magnum (choć zapewne nie na każde uszy…).
Przykre, że chyba już na zawsze będziemy skazani na owo plumkanie (w wykonaniu bądź to autorskim, bądź innym – patrz startujące niebawem, szalenie okrojone Szalone Dni), które daje, przyznajmy, jakże mizerne pojęcie o walorach tej muzyki. Bo jak kochać Glassa, to przecież nie za fortepian solo, symfoniczną konfekcję czy (mniej lub bardziej udane) filmowe tapety, od lat produkowane przezeń na kopy. Ale czy ktoś zaryzykowałby wystawienie u nas choćby arcydzielnego Einsteina na plaży (o ile dobrze pomnę, bodaj tylko w Łodzi, proszę mnie sprostować – skądinąd skromniejszych rozmiarów – sceniczny Echnaton doszedł w końcu do skutku).
Na osłodę, inscenizację Zagłady domu Usherów z TWON, jeśli ktoś jej jeszcze nie widział, można z przyjemnością polecić (o ile utrzyma się w repertuarze).
Echanton w Łodzi doszedł do skutku. Bardzo dobry spektakl wyreżyserowany przez Henryka Baranowskiego. Jeden z lepszych zresztą spektakli Teatru Wielkiego w Łodzi, jakie pamiętam. Premiera była 20 maja 2000 r., spektakl miał widownię (byłem na którymś szeregowym), ale po zmianie dyrekcji, jak to w Polsce bywa, zszedł był.
O reżyserze tego spektaklu (zmarłym w zeszłym roku) ogólnie dobrze się mówiło. Jeśli więc w sprawie Echnatona można mówić o jakimś niedojściu do skutku, dotyczyło ono bodaj planowanego pokazania łódzkiej inscenizacji w Warszawie. Po przeczytaniu Twojej, legacie, opinii tym bardziej nad tym boleję…
Przypominam sobie, że muzykę Philipa Glassa grano ponadto na festiwalu w Lublinie parę lat temu.