Totalne dzieło sztuki
Pierwszym utworem, który usłyszałam w nowej sali NOSPR, był hymn polski. Ale nie na koncercie, tylko na próbie.
Orkiestra zagrała go dziarsko, jak zwykle się go grywa, ale potem była niespodzianka: powtórzenie w tonacji D-dur. Może to nie ma znaczenia dla nie posiadających absolutnego słuchu, ale moim zdaniem po prostu nie był to Mazurek Dąbrowskiego. Tak zresztą uznali też muzycy, a Alexander Liebreich stwierdził, że to „bardziej lirycznie i romantycznie”. Wrócono więc do wersji oryginalnej – i dobrze. Nie wiem, czy niemiecki szef orkiestry chciał odmiany, czy po prostu była to forma ćwiczenia dla orkiestry.
Podczas próby, co można zobaczyć na zdjęciach, biegałam z miejsca na miejsce i sprawdzałam akustykę (potem się dowiedziałam, że to samo późnym wieczorem robił tu Krystian Zimerman z przyjaciółmi). I co? Wszędzie słychać wspaniale! I zaskoczenie: im wyżej, tym lepiej. Takie są zalety tych nowych sal, w Szczecinie zresztą też na samej górze było świetnie.
Na koncercie miałam miejsce na II balkonie, podobnie jak PAK, 60jerzy, lesio, Jakub Puchalski – i wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni. Najpiękniej brzmią smyczki, cudowne są piana, a kotlista stał się solistą. Co zaś do solistów śpiewaków (Ewa Tracz w „chałturze stalinowskiej”, czyli Tryptyku śląskim Lutosławskiego, Wiesław Ochman w Siwej mgle Kilara, a nawiasem mówiąc szacun, że wystąpił), sala niestety ich obnaża. Z solistami w IX Symfonii Beethovena było zresztą całkiem nieźle, tylko sopranistka Melanie Diener trochę się wyłożyła, ale to drobiazg. Wspaniale zabrzmiały dzieła na samą orkiestrę: Przebudzenie Jakuba Pendereckiego (który był obecny na sali – jedyny już żyjący z wykonywanych) i Trzy tańce Góreckiego. Kilara nie znałam osobiście, ale że Górecki nie dożył tego pięknego dnia, było mi smutno. Obecna była małżonka kompozytora, Pani Jadwiga, oraz córka Anna.
Natomiast bez wątpienia punktem kulminacyjnym wieczoru był I Koncert Brahmsa w wykonaniu Zimermana i orkiestry – podkreślam to drugie, bo orkiestra również zagrała niewiarygodnie przepięknie i subtelnie. Skrajne części były szybkie, zdecydowane i zadziorne, natomiast środkowa – ogromnie wzruszająca. I znów po wyjściu z koncertu mam przede wszystkim ją w głowie.
Utwór Eugeniusza Knapika Concerto of Song Offerings był napisany specjalnie na dzisiejszy wieczór, ale Zimerman uznał, że ma zbyt niewiele czasu na przygotowanie tej trudnej – ale ponoć pięknej – muzyki. Chce jednak koniecznie ją grać, i to nie tylko w Katowicach, ale w różnych miastach świata; jutro ma o tym rozmawiać ze swoimi menedżerami. Co zaś do Katowic, będzie świetny pretekst: w przyszłym roku przypada 80-lecie NOSPR.
Tymczasem mieliśmy prawdziwe święto: Katowice otrzymały jedną z najpiękniejszych i najlepszych sal w Europie. Salę, którą odbiera się jako totalne dzieło sztuki. Pod każdym względem.
Komentarze
Pobutka.
Słuchałem wczoraj wywiadu z KZ i tak przyszło mi do głowy, że jest trochę nie fair wobec jego fanów (z braku lepszego słowa) w kwestii nagrywania płyt.
Otóż, jak sam mawiał, przygotowując się do nagrania którejś płyty przesłuchał wszystkie wykonania nagrywanego utworu, które udało mu się znaleźć.
Tak więc korzysta z dziedzictwa poprzedników, a sam nie zostawia nic po sobie, uniemożliwiając następcom zrobienie tego samego. No ale może to po prostu kolejny jego paradoks.
Niestety nie miałem okazji posłuchania wczorajszego koncertu na sprzęcie, tylko jednym uchem ze streamu internetowego. Może ktoś inny się wypowie w kwestii brzmienia sali przez radio.
Największe wrażenie zrobiła na mnie informacja, że specjaliści od akustyki budują model w skali 1:10 (1:10!!!!) w celu sprawdzenia pogłosów itd.
Sama sala NOSPR jest rzeczywiście przepiękna. Tym bardziej szkoda sali dla SV. No ale może kiedyś, kiedyś.
Czy ktoś słuchał tej płyty?
http://www.cdaccord.com.pl/album.pl.html?acd=194
Gostku,
te przesłuchane przed nagraniem płyty były w ramach „projektu” Rachmaninow. I skutkiem tego było jednak… wydanie płyty. Zapytałem wczoraj KZ po koncercie o to, czy i kiedy wyjdzie płyta z nagranym wraz z BPh koncertem Lutosławskiego. W odpowiedzi była wiele wyrażająca mina i słowa: oczywiście, a kiedy – to nie moja sprawa. Między słowami (i z miną w tle) można doczytać jak układa się współpraca z DG. Wydaje mi się Gostku, że po tylu latach działalności artystycznej, pewnych spraw ma się dosyć. Zwłaszcza gdy możliwość osiągnięcia zamierzonego celu (nie efektu) artystycznego jest wobec własnych oczekiwań coraz bardziej niemożliwa. Nie on jeden wobec dylematu sztuka żywa czy jej odlew akustyczny – decyduje się tylko na to pierwsze.
A co do sali: gdy wszedłem na II balkon i spojrzałem wokół, w dół – dech mi zaparło. Jest – naprawdę, tu nie ma przesady – przepiękna. Nie mam żadnej wątpliwości, że jej uroda będzie trwała poza upływającym czasem. W przeciwieństwie do różnorodnych wykwitów architektonicznych, które dane mi było zobaczyć w świecie. Chodziłem wczoraj, dotykałem wszystkiego, z przeproszeniem „pieściłem” wszystkie te faktury, materiały, drewna, betony, materie. I cały czas musiałem powtarzać sobie w myśli: to jest TUTAJ, nieomalże o rzut beretem z domu.
Poza tym jest to miejsce, do którego będzie chciało się przyjeżdżać nie na ostatnią chwilę przed koncertem, ale spokojnie na godzinę przed – by pospacerować, spotkać się ze znajomymi, odpocząć przed wejściem do tego domu muzyki. Bo przestrzeń otaczająca siedzibę NOSPR-u po została zaprojektowana, by ludzie tu przychodzący zostawali na dłużej. I wracali z radością.
Jestem po wczorajszej inauguracji po prostu oszołomiony. I szczęśliwy.
Dzień dobry 😀
Ja też to tak odczuwam: przywilejem jest po prostu być w tej sali. Dlatego nazwałam ją totalnym dziełem sztuki – bo wygląda jak wspaniały obiekt architektoniczno-plastyczny i brzmi jak znakomity instrument. To taki stradivarius wśród sal. Ja mam trochę dalej z domu do tego cuda niż 60jerzy 🙁 ale będę przyjeżdżać. Teraz jeszcze siedzę tu dwa dni – dziś „otwieramy” salę kameralną z Kwartetem Śląskim, a jutro Wiedeńczycy. A na LSO z AP i PA też przyjeżdżam – będzie niezły zlot blogowy 🙂 Już się cieszymy.
60jerzy, dzięki za wrażenia. To przywraca (przynajmniej trochę) wiarę, że jednak da się.
Co do nagrań – KZ ma pozycję i status, które pozwalają mu realizować nagrania samodzielnie. Jeśli jednak chce nagrywać, powinien po prostu sprzedawać pliki HD przez internet.
To moja stara śpiewka, ale to przyszłość odtwarzania i dystrybucji muzyki, czy mejdżorsi tego chcą, czy nie.
Ze strony NOSPR (ze zdjęciami):
http://www.nospr.org.pl/pl/aktualnosci/15/nowy-sezon-w-nowej-sali-rozpoczety
Gostku, KZ raczej nie chciałby nagrywać w ogóle, bo uważa, że nagrania są nędzną namiastką wydarzenia zwanego publicznym wykonywaniem muzyki (studio nie jest w stanie dać mu tej frajdy i tego kopa, co występy przed publicznością). Dobrze, że przynajmniej dla muzyki polskiej chce robić wyjątki…
A DG po prostu do dziś jeszcze nie wybrało drugiego utworu na płytę z Lutosem. Tak jakby to takie trudne było. Motywacja zapewne jest taka: przecież to poprzednie nagranie wciąż jest na rynku (rozmnożone w Roku Lutosławskiego), więc po co jakieś tam kolejne, jakiegoś tam Lutosławskiego. 👿
O, nawet Maestro Kord siedzi sobie…
A dobór utworu do koncertu to jest łatwy dla muzykologa albo melomana. Dla księgowego już mniej.
Polecam wysłuchanie wywiadu z Zimermanem dla Radia Katowice, zalinkowane w powyższej nocie. Jest w nim dużo odpowiedzi na tematy, które tu poruszaliśmy 🙂
Hmm, publiczne wykonywanie muzyki przez KZ, w kontekście odmowy transmisji… (i generalnej niechęci do nagrań).
Słyszałam, co powiedział w rozmowie z dziennikarzem Dwójki o pirackich nagraniach, umieszczanych w internecie, ale przecież na tym KZ nie buduje swojej pozycji! I niewielu, jeśli ktokolwiek z poważnych słuchaczy, wyrabia sobie definitywnie zdanie na podstawie zawartości internetu. Mnie ten jego problem bardzo smuci.
Bardzo zawiedziona b…
W końcówce tego wywiadu, o którym mówię wyżej, tłumaczy dość dokładnie, o co mu chodzi.
bazyliko,
Niby nie buduje, ale jak znajomy wierzy, że nagranie z tuby jest „oficjalne”, to znajdzie się też wielu innych łatwowiarków.
No i do tego dochodzą wszyscy kolekcjonerzy-fanatycy.
Wcale mnie nie dziwi, że się ni zgadza na transmisję (nagrywających jest wielu 😛 ), ale nie do końca pojmuję i akceptuję niechęć do nagrywania w świetle, jak już mówiłem, możliwości totalnej kontroli nad materiałem.
KZ podaje w tym wywiadzie przykład, o którym mnie także opowiadał: że ktoś w Paryżu nagrał go na próbie (gdzie pianista częściowo markował) i wrzucił na YouTube jako koncert – a potem ludzie się dziwowali, że Zimerman tak kiepsko gra 😈
Już się wyjaśniły przyczyny złego odbioru Dwójki w Lublinie
W lipcu główny nadajnik Polskiego Radia w Lublinie został przeniesiony z ul. Raabego na komin elektrociepłowni na Wrotkowie. Teraz lublinianie mają problemy z odbiorem radiowej „Dwójki”. Zamiast tej stacji słyszą Radio Maryja.
Cały tekst: http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,16737111,Radio_Maryja_zaglusza_w_Lublinie__Ludzie_wkurzeni.html#ixzz3Eytrnxln
Właśnie też to przeczytałam 👿 Wrrr…
Także poznałam tę historię – mówił o niej po raz kolejny w nadanym wczoraj wywiadzie. Może gdyby było troszkę inaczej – więcej transmisji, nagrań, zdarzałoby się mniej takich przypadków. Albo przynajmniej ginęłyby wśród innych.
Jednak szczęście, że za przykładem KZ nie idą inni, bo wtedy muzyka stałaby się udziałem bardzo wąskiej elity, mogącej organizować sobie życie wedle tras koncertowych. Bo nawet transmisja koncertu to o wiele, wiele więcej, niż płyta.
bazyliko, nie wkraczaj na ten grząski grunt 🙂
Przy jakości transmisji takiej jak w Lublinie nie wiem, czy nie wolałbym płyty.
wiem, wiem, zebrało mi się 😉
Uuuuu .. szok
Potrójny – architektoniczny, akustyczny i muzyczny
—
Nazywają go – nasz Dom.
Dom Pana – bożka muzyki. Lecz bardziej on przypomina arkę płynącą przez odmęty współczesnego świata. Pofalowane ściany, wręgi…
Nienudna wielopoziomowość
Świątynia sztuki ulotnej niezbędnej w ludzkiej podświadomości
Oczywistej w swej nieoczywistości
—
Absolutnie neutralna akustyka, rozpraszanie dźwięku przez sufit przechodzący z krzywizny wypukłej we wklęsłą – nad proscenium
Pięknie, bo naturalnie zabrzmiał wciąż piękny głos Ochmana
Całkowite odizolowanie od odgłosów świata zewnętrznego
Bezszumna klimatyzacja
—
Zimerman i demol. Ograny do znudzenia. Guzik prawda. Usłyszalem go po raz pierwszy. Poczatek IIej części – czas mi się zatrzymał. Jak w 960 pod palcami Pires. Ból, nostalgia, przetykane odrobiną słońca przez chmury, refleksy radości i znowu nachodząca refleksja smutku. Jak w Chaconne. Ach, życie.
Uwielbiam Brahmsa – Zimerman mi go odsłonił. Dziękuję
—-
A teraz przeczytam co napisali PT poprzednicy
Ales, lesiu, strzelista poezja pojechal 😀 Ale sie nie dziwie, bo jest powod, i to niejeden 🙂
A ja nie odmowilam sobie przyjscia znow do tej sali – umowilam sie z Anna Szostak, ze przyjrze sie, jak Camerata Silesia probuje Phylakterion Pawla Szymanskiego przed niedzielnym koncertem. No i poznalam juz takze slabsze punkty tej sali. Miejsca na tyle sceny sa ryzykowne…
Hm, „absolutnie neutralna akustyka”. Ciekawe, czy to mi się nie kojarzy ze sterylnością (którą na przykład trącą Bachowskie nagrania Suzukiego).
Ale za to jest jeszcze jedna przyjazna sprawa w tym budynku – jak widac, w kuluarach jest internet! 🙂
Lesiu,
nie zapomnij o bilecie na Griszę S.
No ale miejsca za orkiestrą to zawsze te najtańsze, więc tam nie można zbyt wiele oczekiwać. Ale za to wizualnie fajne.
Tylko się pochwalę, że rzutem na taśmę, (a raczej na ekran laptopa) kupiłam przedostatni bilet na PA.
@Gostek Przelotem:
Ja się właśnie wczoraj dziwiłem, że całkiem ważni goście otwarcia (jak dyrektor Nagata Acoustic) siedzieli za orkiestrą… Zresztą państwo Pendereccy, Jasińscy, czy Maestro Kord po lewej, a Gabriel Chmura po prawej.
Nawet zaczęło mnie ciągnąć, by kiedyś sprawdzić widzialność i słyszalność stamtąd, ale skoro PK odradza…
Po bokach podobno jest OK, wiem właśnie od Gabriela Chmury i Aleksandra Lasonia, Maestro Kord też zachwycony.
Natomiast dziwowałam się właśnie Toyocie, że usiadł pod organami… Ale nie dziwiłam się Koniorowi, że swoich kolegów z zespołu posadził na II balkonie 😉
Drodzy Panstwo! Nigdy tutaj nie agitowalem, ale kto ma czas i mozliwosc, to BARDZO SERDECZNIE polecam jutrzejsze i sobotnie Gurre Lieder w FN. Bylem dzis na probie generalnej i jest to wielki swiat muzyczny na Jasnej!
No to bardzo się cieszę, Brunnecie 🙂 Ja niestety dziś jeszcze w Katowicach, jutro we Wrocławiu na Aniołach w Ameryce.
Na razie otworzyliśmy tu salę kameralną. Tu akustyka robiona była nie przez Japończyków, a przez Polaków z Wrocławia. Ale też jest niezła. Grał Kwartet Śląski i był to pierwszy koncert z cyklu Między Wschodem a Zachodem, zaprojektowanego przez Arkadiusza Kubicę, drugiego skrzypka zespołu. Koncert prowadził muzykolog Marcin Trzęsiok (i będzie prowadził też następne) i starał się to robić sprawnie i przystępnie. Zapowiedział, że kolejne koncerty będą raczej krótkie, podczas zapowiedzi zespół będzie już siedział na estradzie, a jak będzie trzeba, będzie służył przykładami muzycznymi.
Dziś zaczęło się od prawykonania XIV Kwartetu smyczkowego Krzysztofa Meyera, a potem Wschód reprezentował Szostakowicz (VIII Kwartet, ten najpopularniejszy) i Istvan Marta (Doom. A Sigh), a Zachód – WTC 9/11 Reicha. Opowiadać teraz dokładnie nie będę ze względu na późną porę, a pora późna się zrobiła z powodu miłych okoliczności towarzyskich z Panią Dyrektor oraz pp. Meyerami (brał w nich również udział 60jerzy 🙂 ). Może dalszy ciąg opowiadania rano…
Pobutka.
Dzień Dobry, jakość odbioru Dwójki jest coraz gorsza, ale obwinianie za ten fakt Radia Maryja jest zabawne, choć skądinąd jasne patrząc na źródło informacji – gazeta Lublin :-).
Po prostu prawda jest taka, że nasi rządzący mają w nosie garstkę słuchaczy Programu II (w domu, w pokoju słucham dwójki z kablówki, ale na normalnym odbiorniku, ktory stoi sobie w kuchnii nie mam szans jej „złapać” – a kiedyś nie było z tym problemu. Dodam, że mieszkam klika kilometrów od granic Warszawy).
Pani Kierowniczko, Gmar Chatima Tova!
Przy okazji, znalezione przypadkiem:
https://www.youtube.com/watch?v=5ha92yBAB-c
🙂
Dzień dobry 🙂 Ładne, lisku 🙂
@ biber po raz któryś wstawia tu ideologię, której na tym blogu nie chcemy. Winne jest oczywiście Polskie Radio, które za rządów Krzysztofa Czabańskiego dokonało zbójeckiej zamiany dobrych nadajników Dwójki na gorsze (na tych lepszych nadaje dziś Jedynka, bo politycy musieli mieć najlepszy dostęp do ucha obywatela, tak jakby w programach misyjnych to było najważniejsze; mam gdzieś jeszcze całą rozpiskę tej zamiany). Ale winne w Lublinie jest też – tak! – Radio Maryja, które nadaje na częstotliwościach przeznaczonych dla publicznej Dwójki i to również jest zbójectwo. Jeśli biber mi powie, że to też ideologia, to oświadczam, że powiedziałabym tak o każdym innym programie, który nadaje na cudzych częstotliwościach.
Poleciałem, ale nie dziwcie się proszę – KZ wprowadził mnie w trans jakiś.
Więc wczoraj posłuchałem jeszcze kilku wykonań IIcz „demola” łącznie z patetycznym Backhausem z 1932r. i to wszystko po interpretacji KZ mi się już nie podoba.
Bilet na 18go do NOSPRU mam, jestem bardzo ciekaw interpretacji kf Schumanna.
O Griszy nie zapomniałem, będę po południu w FN (spróbuję na polecane GurreLieder) i może się uda zakupić ..
W radiowej dwójce wczoraj słuchałem wrażeń Marcina Majchrowskiego ze środowej inauguracji. Wypomniał m.in. to na co zwróciliśmy uwagę z 60Jerzym, że muzycy muszą się nauczyć słuchać swoich instrumentów (vide kotlista we wstępie do d-moll, czy chwilami przerysowana blacha) czyli zrezygnować z dawnych przyzwyczajeń wynikających z akustyki poprzedniej sali
o jejku to co napisalem przed chwilą wpadło w jakąś czarna dziurę
Portal w różowe kropeczki nie przepuści okazji, żeby nie przywalić RM, ale też wziąłbym pod uwagę możliwość rozregulowania nadajników przez firmę, która je obsługuje.
Pamiętam, że kilka lat temu był moment, że dwójki nie dało się słuchać i wtedy ktoś właśnie grzebał przy nadajnikach.
@Dorota Szwarcman:
Z artykułu i komentarzy wynikało, że RM nadaje na właściwej, przydzielonej sobie częstotliwości, a to nadajnik z którego korzysta Dwójka jest kiepski.
Rozumiem, że problem z RM wynika z tego, że ma najwięcej częstotliwości przydzielonych w Polsce* (tyle, że z przeznaczeniem na nadajniki małej mocy, a podobno to akurat narusza), w tym zbliżone do lubelskiej Dwójki…
—-
*) Tabelę oglądałem w moich latach studenckich, więc coś mogło się zmienić…
Lesiu, a w tej analizie porównawczej słuchałeś pierwszej wersji KZ z Bernsteinem?
@Gostek Przelotem:
1) Rozumiem, że RM to jeden z dwóch kanałów, który słuchacze słyszą zamiast Dwójki. Może nawet ten, który słysza częściej. To budzi naturalną frustrację.
2) Byłem świadkiem ‚donoszenia’ do prasy w sprawie lokalnej aferki. Krótko mówiąc — donoszący, licząc na lepsze przyjęcie sprawy podkoloryzował ją pod wizerunek medium. Nie wiem, ile osób tak robi, ale liczyłbym się poważnie z tym, że mający sprawę do załatwienia i szukajacy wsparcia w GW chętnie wskażą RM jako swojego przeciwnika.
Niepokoi mnie, że tym razem pierwszy koment lesia wpadł do spamu (a drugi do moderacji). Dawno tego nie było, zaraz zamailuję do internetowców, choć jak zwykle pewnie poradzą guzik. Jest wada w programie i tyle.
Co zaś do nadajników, pamiętam aż za dobrze całą tę akcję za Czabańskiego – byłam wtedy w radiu na konferencji prasowej i rozdano nam te tabelki z wydźwiękiem triumfalistycznym: że wreszcie politycy będą mogli przemawiać swobodnie do społeczeństwa (bo wcześniej byli strasznie dyskryminowani). W tabelkach było dokładnie wypisane, które z nadajników Dwójki (i Trójki też) przeszły na rzecz Jedynki. Zrobił to niestety Wojciech Makowski, niegdyś Studio Eksperymentalne, w tych czasach ostatnie dni przed emeryturą ze stanowiska dyrektora technicznego Polskiego Radia. Mieliśmy o to wszyscy do niego pretensję, bo to przecież nie kto inny jak on ustawiał swego czasu sieć dobrych nadajników dla Dwójki. Ale rozkaz Czabańskiego wypełnił dla świętego spokoju. Nadajniki, które teraz są używane do przekazywania Dwójki, są przedpotopowej jakości. Ciekawe, że RM stać na o tyle mocniejsze nadajniki… Tu PAK ma rację – miały to być nadajniki małej mocy, więc ze strony RM jest to ewidentne przekroczenie prawa.
Nowe waaadze (w koalicji radio publiczne przypada peezelowi) też oczywiście mają rzecz w nosie, więc niczego nie zmieniały, a teraz jeszcze, jak widać, zmieniają na gorsze.
I PAK ma też rację, że naturalna frustracja kieruje się w stronę RM z tej prostej przyczyny, że to właśnie słyszy ktoś, kto w Lublinie chce posłuchać Dwójki. Spytajcie Irka, on jest stamtąd.
Nie rozumiem też, skąd nagle ta obrona RM. Tak jakby się jemu wielka krzywda działa 😈
A kto broni RM?
Jest wiele miejsc w Polsce, gdzie PR2 nie słychać w ogóle.
Natomiast nie byłem jeszcze w takim zakątku naszego pięknego kraju, w którym nie byłoby słychać RM 😈
Mam takie sprawdzone kilkakrotnie dwójkowe doświadczenie – na samochodowym radyjku słychać prawie do Berlina, urywa się zaś w połowie A13. I bardzo mnie to cieszy. W Polsce faktycznie bywa różnie.
Nie chciałabym wyjść na klienta awanturującego się, ale bardzo czekam na sprawozdanie z wczorajszego koncertu, zainteresował mnie utwór p. Knapika.
Ps. Cieszy, że długo słychać, nic innego.
Wczoraj nie było żadnego utworu p. Knapika. Może chodzi o Krzysztofa Meyera?
Oh tak, oczywiście, przepraszam, dusza rwie mi się od muzyki, a tu rzeczywistości trzeba stawiać czoła, plącze się wszystko.
Było bardzo śmiesznie, bo znamy się z kompozytorem i lubimy od lat, a on mi zapamiętał, że kiedyś tam miałam się wyrazić, że wszystkie jego kwartety są do siebie podobne. Przed koncertem więc podszedł do mnie i powiedział: „przepraszam cię bardzo, znów napisałem to samo”. Stwierdziłam, że jakoś to przeżyję. No i przeżyłam, początek utworu zresztą odebrałam jako inny właśnie niż w poprzednich kwartetach, dopiero potem rzeczywiście było podobnie, ale nie szkodzi – wybrnęłam z tego mówiąc mu, że po prostu on wciąż powraca do idei, które są dla niego ważne 🙂
Ogólnie wczorajszy koncert był – mimo miłej okoliczności inauguracji sali – smutny, nawiązujący do wojen i historycznych kataklizmów. Utwór Istvána Márty (opowiadałam już tu chyba o nim kiedyś, poznałam go wiele lat temu w Budapeszcie, mówił nieźle po polsku – „dużo razy byłem” – tłumaczył, a raz pochwalił się znajomością polskich realiów: „a jak wsiadamy do tramwaju, to spotykamy kanara”) powstał dla Kronos Quartet (podobnie jak WTC 9/11 Reicha) i jest trochę takim typowym produktem dla tego zespołu – ideologicznym. Dramatyczna historia ludzi, których głosy, a właściwie płacze przemieszane ze śpiewem, pojawiają się w tym utworze, nadaje temu utworowi kontekst krzywdy, która im się w efekcie wydarzyła. I ten płacz wydał mi się pewnym epatowaniem. Co zaś do Reicha, miałam okazję porównania z interpretacją Kronosów (dopiero co grali go w Krakowie) – jedna uwaga dotycząca bynajmniej nie kwartetu: coś było nie tak z ustawieniem głośności, ponieważ tekst mówiony powinien być w całości zrozumiały, a nie był. Kronosi grają ten utwór jakby lżej, co bardziej pasuje, choć to też jest utwór poniekąd żałobny, ale to taka amerykańska żałoba…
A Szostakowicz był bardzo OK.
Wczoraj Kwartet Śląski wystąpił w nieco zmienionym składzie – Arkadiusz Kubica miał uszkodzony palec, więc zaproszono na jego miejsce Marcina Markowicza, drugiego skrzypka Lutosławski Quartet. Firma pewna, więc wszystko poszło dobrze.
A teraz idę na konferencję Wiedeńczyków 🙂
No tak, miałam przywilej usłyszenia kompozycji p. Meyera po raz pierwszy (trochę wstyd się przyznawać) i było to bardzo zachęcające.
Co do Marty – rzeczywiście przytłoczone głosami z taśmy, ze szkodą dla części stricte muzycznej.
Rzeczywiście był niejaki Czabański, ale niedługo minie dekada jak go nie ma, a „dwójka” odbiera na poziomie pozostawiającym wiele do życzenia :(.
A co do RM to nie uprawiam żadnej ideologii :-), jeżeli narusza przepisy to nie powinno mieć to rzecz jasna miejsca.
Nie piszmy RM, bo Cyzowi doniosą i jeszcze bardziej się obrazi. 🙂
Zatem Radio M. narusza dając większą moc, ale coś jeszcze mi się obiło o uszy, że stosują polaryzację kołową, zamiast poziomej albo pionowej, jak władza przykazała. Kiedyś, nie wiem czy teraz. To potrafiło zagłuszyć nawet bardzo przyzwoity sygnał.
Jerzy Maksymiuk dostał Złote Berło od Fundacji Kultury Polskiej !
Ciekawe komu przekaże Małe Berło.
Następcą Jansonsa w Amsterdamie został wybrany Daniele Gatti.
Gratulacje dla wszystkich, którym się należy 🙂
Z sukcesów Jerzego Maksymiuka (wiem o Berle już od pewnego czasu, ale nie wolno mi było ujawniać 😉 ) cieszę się ogromnie. Laury idą w dobre ręce. Co do Małego Berła, na pewno coś wymyśli. Ma obowiązek zresztą 🙂
@PK 12:14
A już miałam się upomnieć o Marcina Markowicza 🙂
Oba zespoły są zresztą chyba od dawna zaprzyjaznione, w tym roku połowa Kwartetu Śląskiego (tj.Szymon Krzeszowiec i Piotr Janosik) dzielnie pracowała z młodymi kameralistami na Festiwalu Ensemble w Książu,prowadzonym przez rodzinę Markowiczów.Zresztą pp.Meyerowie również byli w Książu przez prawie cały tegoroczny festiwal,prowadząc nie tylko merytorycznie, ale i ze swadą i wdziękiem kolejne wydarzenia muzyczne.Nic dziwnego,że gdy po ich wyjeździe dyrektor zmuszony był radzić sobie sam,był z tego powodu bardzo speszony 😉 Ale dał radę 🙂 Bardzo polecam uwadze Blogownictwa ten festiwal.
A z Kierownictwem pewnie spotkamy się niebawem na „Aniołach”…
Jutro 🙂 Dorota Kozinska tez bedzie.
Czcigodna Pani Kierowniczko, czy zechce Pani użyczyć mi łamów Pani wspaniałego blogu dla prywaty? Chciałbym bowiem wyrazić potępienie Piotra Kamińskiego, Fausta takiego i owakiego: Panie Piotrze, przecie ja się nie mogę oderwać od „Tysiąca i jednej opery”, jak żyć!? Kiedy, na moje nieszczęście, wyjdą po polsku Pana przewodniki płytowe?
Używacie sobie tutaj na Giegiewie, i pewnie słusznie, ale ma też sporo dobrych rzeczy, jak np. koncerty fortepianowe Prokofiewa z Toradze albo – to moja ulubiona opera rosyjska – „Nos” Szostakowicza. A widzieliście jak Walery Abisałowicz dyryguje wykałaczką? Z poduszczenia Pana Piotra zaczynam porównywać, ale bez nut, co on tam pokręcił z „Borysem Godunowem”, chociaż samo nagranie mi się podoba.
Z dalekiego Krakowa, to takie miasto z najbrzydszym na świecie budynkiem opery, pozdrawiam serdecznie Panią Kierowniczkę i Jej blogowiczów,
Ank
Witam Anka i równie serdecznie odpozdrawiam. Kraków nie taki daleki, ale do budynku opery faktycznie nie macie szczęścia… 🙁
Muszę się wybrać do tego NOSPR-u w Katowicach. Na zdjęciach ten bunkier zupełnie mi się nie kojarzy z „totalnym dziełem sztuki”, ale kto wie…
Robercie, to trzeba zobaczyć (i usłyszeć) na własne oczy. Z daleka może sprawiać wrażenie bunkra, ale im bliżej, tym bardziej to wrażenie się zaciera, a w środku to już… 🙂
Drogi Anku, bardzo dziękuję za miłe słowa i przepraszam za „naruszanie dóbr osobistych”. Nie przypuszczałem, pisząc, że destyluję substancję psychoaktywną…
Przewodniki się nie ukażą, bo nie ma istotnej przyczyny. Byłoby trochę tak, jakby w schyłkowym PRLu publikować książki kucharskie. We Francji już ich też nie ma od dawna, tylko w niektórych sklepach zostały rozlatujące się, ostatnie egzemplarze z brakującymi kartkami. One powstały w czasach samobójczego – jak się okazało – boomu płytowego, a dzisiaj ? Wyobraża Pan sobie klienta, który idzie z czymś takim do naszego, klasycznego straganu, pokazuje sprzedawcy, a ten albo oczy wybałusza, albo ręce rozkłada?
Co do Gergiewa, przyznaję, miałem od początku wątpliwości, które stopniowo narastały, i to zanim jeszcze artysta skompromitował się jako człowiek. Niestety, mnie wychowali na Gołowanowie, Samosudzie, Chajkinie, Kondraszynie (żeby o solistach nie wspomnieć), a z tego się nie wyrasta… Ta przeszłość jest, żyje w głowie i na płytach, srogo nam palcem kiwa, a w konfrontacji wykałaczka maestra G nabiera wymiaru, że tak powiem, alegorycznego…
Serdeczne pozdrowienia!
Panie Piotrze 🙂 pozwolę się nie zgodzić (oczywiście z ogromnym szacunkiem). Chyba nie docenia pan z jednej strony determinacji melomanów i możliwości sieci , a z drugiej (jeszcze istotniejszej) ich wartości. Nie czytam dziś Wyki, Stempowskiego czy Błońskiego, aby zdecydować się na wybór lektury 🙂
Droga Anno T. – kłopot polega na tym, że te przewodniki były stworzone wedle bardzo „doraźnej” koncepcji, tzn. ściśle przylegały do rynku. Było w nich tylko to, co było w katalogach (także brytyjskich i niemieckich), czyli było dostępne. Katalogi były wówczas dość stabilne, a dzisiaj firmy chyba wręcz przestały je wydawać, bo czasami w momencie, gdy w piśmie płytowym ukazuje się recenzja, płyty już nie ma w handlu… Czyli trzeba by to zrobić jeszcze raz pod podstaw, tym razem w wymiarze „absolutnym”. Ale na to już nie ma ani wydawcy, ani chętnych do roboty…
Popieram panią Annę wszystkimi kończynami! Pani Anno, może wespół wzespół namówimy pana Piotra?
Panie Piotrze, przecież te oceniane przez Pana nagrania istnieją i posługujemy się nimi, teraz trza by pewnie powiedzieć: target je konsumuje. Już słyszę diaboliczny chichot Autora: a napiszcie se sami i odczepcie się! No coś tam już w życiu naskrobałem, ale tutaj akurat jestem diablo ciekaw opinii autora „1001 opery”i chocia w duchu się z Nim często kłócę, to rzecz w tym, że jest z Kim, bo teraz w naszym pięknym i jakże muzykalnym kraju nie ma nawet z kim się posprzeczać i nie ma kogo wyzwać na ubitą ziemię (Herbert by powiedział: lecz gdzie tu jest ubita ziemia?) – o kobietach oczywiście nie mówimy. Bo poza wspaniałą Gospodynią równie wspaniałego bloku, która narobiła nam smaku „Czasem Warszawskich Jesieni” – prosimy o więcej! – kto jeszcze potrafi pisać o muzyce i nie infantylizować oraz nie nudzić? A pan Piotr pisze smacznie!
Panie Piotrze, nie ma rady, Hamlet może poczekać, bo przecież już tyle czekał i zniósł nawet Słomczyńskiego: „Piękna to myśl do włożenia między nogi dziewczyny”, a my nie.
Wedle moich szacunków chętnych do czytania Piotra Kamińskiego jest legion i jeden, a zatem może to można opublikować w internecie?
Pozdrawiam serdecznie i niech nadzieja nie ginie!
Ank
Ps.
Proszę mnie oświecić, czy można tak dopisywać do minionego wątku, czy trzeba w aktualnym?
Ja jednak się zgadzam z Panem Piotrem – on wie, co mówi. Tego wszystkiego jest po prostu za dużo.
Do minionego wątku można dopisywać, ale wtedy jest ryzyko, że jeśli np. jest intensywna dyskusja pod wpisem aktualnym, to komentarz nie zostanie dostrzeżony.
Drodzy Państwo – proszę wybaczyć, zwłaszcza, że tak miło namawiacie, ale ja już, że tak powiem, swój dług wobec społeczeństwa spłaciłem i to w dwóch dziedzinach. Czasem coś jeszcze warknę, albo zamruczę, ale doraźnie i dorywczo. Tymczasem zaś latka lecą, a choć „Hamlet” może napewno poczekać, to ja nie mogę, bo on wieczny, a ja nie…
Może ktoś chociaż to stare na internet wrzuci. Szepnę słówko u Fayarda.
Serdeczne pozdrowienia.
No to coś tam migocze w tunelu, trzymamy za to „słówko” u Fayarda” i allons enfents…
Ale Pani Kierowniczka to mnie ukatrupiła! „Tego wszystkiego jest po prostu za dużo” – czy należy rozumieć, że za dużo jest u nas książek o muzyce, czasopism, przewodników i nagrań!? A o brakach merytorycznych w istniejących można by napisać więcej niż Pan Piotr o operach. Pierwsze z brzegu przykłady: W „Przewodniku po muzyce kameralnej” -znakomitej skądinąd Autorki, więc to pewnie nie Jej wina – nie ma Szalonka, Scelsiego, Nono, Gubajdulinej, Lachenmanna, Feldmana, a to przecież już historia. W „Przewodniku po muzyce skrzypcowej” o „Sonatach misteryjnych” Bibera jest tylko maciupci akapit. W „Przewodniku po muzyce fortepianowej” nie ma Sorabjiego i Scelsiego też. Glassa można nie lubić, ale Wielgachna i – jak mówią Rosjanie – mnogostradalnaja Encyklopedia PWN nawet go nie zauważyła. Może jest w uzupełnieniach, w pierwszej edycji nie ma. O Warszawskiej Jesieni, jeśli się nie mylę, książkę napisała tylko Dorota Szwarcman, Andrzej Chłopecki zdaje się nie zdążył. „Ruch Muzyczny”, pomijając treść, to nawet fizycznie, czyli okulistycznie jest nieczytelny.
To proszę się nie dziwić, że tyrpiemy Piotra Kamińskiego, który stworzył najlepsze kompendium muzyczne dla melomanów, a i nie tylko.
I mógłbym tak ciągnąć długo, ale pewnie by mnie Pani przegnała. A przegnajże mnie, ja i tak będę czytał ten blok i żałował, że tak późno zacząłem!
De la musique avant toute chose i obyśmy zdrowi byli,
Ank