Mahler pamięci Semkowa

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Rozmahlerował nam się Jacek Kaspszyk ostatnio. Na Festiwalu Beethovenowskim też zadyryguje – jedną z najcięższych w słuchaniu, Szóstą (w programie festiwalu jeszcze PierwszaCzwarta, ale pod innymi dyrygentami), niedawno w NOSPR poprowadził Ósmą, a dziś zapełnił koncert dość rzadko grywaną Trzecią.

Szef FN poświęcił ten koncert Jerzemu Semkowowi, niezapomnianemu, fantastycznemu wykonawcy twórczości Mahlera. Jeszcze trzy lata temu, na Festiwalu Beethovenowskim, dyrygował Pierwszą; z kolei siedem lat temu opisywałam tutaj piorunujące wrażenie, jakie wywarła na mnie jego interpretacja Szóstej.

Dlaczego właśnie Trzecia została wybrana na dzisiejszy koncert? Dlatego, że w 2001 r. dyrygował właśnie nią tu w Filharmonii Narodowej, na jednym z koncertów z okazji jej stulecia. A że znowu obchodzimy jubileusz związany z tą instytucją (ale tym razem – z tym gmachem), klamra jest naturalna.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Dziwna to symfonia. Jest jakoś pośrodku. Nie jest pogodna, nie jest bardzo straszna, ale są w niej i weselsze momenty o dziecinnej naiwności Knabes Wunderhorn (cytaty z paru pieśni cyklu da się zresztą wysłyszeć), i posępne zapadanie się w mrok. Autocytatów tu zresztą więcej, bo i w „anielskiej” części z mezzosopranem i chórem chłopięcym (która jest przerobioną jedną z pieśni wymienionego cyklu – Es sungen drei Engel) są zwroty, które znamy z równie niewinno-dziecięco-anielskiego finału IV Symfonii – zresztą tenże finał miał początkowo być częścią Trzeciej i dobrze, że się nią nie stał. Czwarta jest rzeczywiście pogodna i historyjka o świętych bardzo tu pasuje. Naiwnostki Trzeciej miewają jakąś grozę czającą się pod spodem, i o wiele lepiej tu pasuje powolny finał, który z dźwięków blisko ciszy rozwija się do potęgi. Okazuje się jednak, że choć w partyturze są fragmenty oznaczone czterema pianami (! – i, jak mówi dyrygent, bardzo trudno było to osiągnąć zwłaszcza w tej masie orkiestrowej), to właśnie w tej końcówce są „tylko” dwa forte (a w tę stronę przecież też Mahler potrafił przyłożyć). Bo – to również słowa dyrygenta – zapewne chciał, żeby była w tym moc, ale nie chciał w tym miejscu patosu.

Końcówka jednak jest bardzo podniosła i publiczność długo (stojak też był) oklaskiwała muzyków. I tylko żal ogarnia, kiedy sobie przypomnimy, że Mahlera pod Semkowem już nie usłyszymy. DUX kiedyś tę Trzecią z nim (i z SV) wydał, ale obecnie jest już nie do dostania.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj