Jak się robi festiwal gwiazd
Programy kolejnych edycji Kissinger Sommer robią wrażenie: cały miesiąc i tyle gwiazd? Ale też dużo młodych, dopiero rozpoczynających drogę artystów. Co procentuje.
Nazwisko Kari Kahl-Wolfsjäger mogą pamiętać ci, którzy śledzili nasze Wielkanocne Festiwale Beethovenowskie od ich krakowskich początków. To ona praktycznie zrobiła pierwszy festiwal – Elżbieta Penderecka dopiero rozpoczynała swoje kroki na tej drodze i poprosiła ją o pomoc. Ta pomoc była bardzo szeroka, łącznie z finansową (później panie się rozstały i każda z nich robi swoje) .
Ciekawa to osoba: Norweżka, studiowała w Wielkiej Brytanii, wyszła za mąż i zamieszkała w Niemczech. Wykształcenie ma szerokie: teatrologia, historia sztuki, literatura (napisała doktorat z Henry’ego Jamesa), no i muzyczne. Zaczynała od dziennikarstwa: pisała teksty kulturalne do poważnego magazynu „Capital”. Jej mąż, który zmarł parę lat temu, był również cenionym dziennikarzem, szefem działu politycznego „Die Welt”. Gdy zmarł szef „Capital”, Kari odeszła od zawodu, bo też jednocześnie okazało się, że ma prawdziwe zdolności organizacyjne. Nigdy nie uczyła się managementu, ma po prostu wspaniałą intuicję, gust i wyczucie, a ponadto przy okazji pracy dziennikarskiej oboje z mężem poznali wielu ważnych ludzi i wybitnych artystów. Festiwal Kissinger Sommer stworzyła własnymi rękami i prowadzi go do dziś. Trzydziestoletnia epoka już się niestety kończy: przyszłoroczna edycja będzie ostatnią przez nią przygotowaną. Burmistrz Bad Kissingen już mianował następcę, a Kari zabiera się za tworzenie nowego festiwalu: w Monachium, z bazą w salzburskim Mozarteum. Z myślą o młodych. Która to myśl jej zresztą nie opuszcza.
Bo taka jest zasada robionych przez nią festiwali: łączyć uznanych artystów z młodymi talentami. Ta zasada sprawdza się podwójnie: młodzi zostają wypromowani, aż sami zostają gwiazdami. Na każdym festiwalu w Kissingen jest wybierany młody laureat Luitpold-Preis; wystarczy spojrzeć na listę, żeby zrobiła wrażenie, a ci laureaci nie są jedynymi przykładami tych, którzy rozpoczynali tu karierę. Później są wdzięczni i wracają – mechanizm sam się napędza. (A jeszcze osobnym rozdziałem jest październikowy Klavier-Olymp tamże.)
Wydaje się, że festiwal z tyloma wielkimi nazwiskami kosztuje krocie. Ale nie jest tak źle – przyjeżdżają za mniejsze stawki, z przyjaźni dla szefowej. To też trzeba umieć spowodować.
Wczoraj był przykład prezentacji młodych: drugi z dwóch koncertów The Chamber Music Society of Lincoln Center New York – kilkoro młodych zdolnych przywiozła dwójka wytrawnych pedagogów i kameralistów: pianistka Wu Han i wiolonczelista David Finckel (dawniej wieloletni członek Emerson String Quartet). Program świetnie dobrany: jako skrajne utwory – kwartety fortepianowe Beethovena i Dvořáka, a w środku muzyka bardziej współczesna, ale lekka i przyjemna (i świetnie przyjęta): repetycyjne utworki George’a Tsontakisa na skrzypce i altówkę, klezmerskie pastisze Paula Schoefielda i Souvenirs na fortepian na cztery ręce Samuela Barbera. Takie koncerty są frajdą i dla grających, i słuchających.
A słuchało – jak to w poniedziałek, i to na koncercie kameralnym – niezbyt wielu ludzi. Dominowali tym razem kuracjusze. Zwykle jest ich ok. 40 proc. – reszta przyjeżdża z innych miast prowincji, a nawet zza granicy.
Później może napiszę jeszcze więcej o Bad Kissingen, a teraz trochę zdjęć: tutaj i tutaj.
Komentarze
Ah! si schiude il ciel.
O terra, addio; addio, valli di pianti…
https://www.youtube.com/watch?v=7MBH6Socwjs
Jak to zauwazyla Pani Joanna – z roznych wzgledow to jest akurat bardziej kolysanka, niz pobutka.
Członkom fanclubu Kacpra Szelążka dziękuje za inspirację. Kacper śpiewa dziś w półfinale Operalii 2015 w Londynie. To Wasze przychylne komentarze tam go zawiodły 🙂
I jeszcze krótka notka nt. wczorajszego pięknego koncertu MLAMD –
„Z ziemi włoskiej …” (Cima, Monteverdi, Durante) poprzez niemiecką (Schutz i Kapsberger) do polskiej (Zieleński).
Czyli przełom wieków i epok – renesansu i wczesnego baroku.
Śpiewacy: kontratenorzy: Jakub Burzyński i reprezentujący młode pokolenie Marcin Gadaliński) obydwaj w znakomitej formie (np w ciekawie zainscenizowanym w manierze echa utworze Cimy „O sacrum convivium”,
tenor Wojciech Parchem – bardzo ekspresyjny w Gustate et videte Zieleńskiego oraz Piotr Maculewicz i Michal Janczak
B.C. – Barbara Świderska a w partiach solowych również Jan Ciżmar na chitarrone, Tomasz Gniatkowski na dulcjanie i Doron Shervin na cynku.
To on jest cynkista ? (od oboi fleci klerneci i innych horn- i kornecistów)
Może raczej cynkciarz (ojej – to za bardzo przypomina nazwę sponsora narodowej reprezentacji Polski w piłce kopanej). Nie wiem – dość, że grał wspaniale i zaspiewal niezgorzej dwa ostatnie wersy z wykonywanego na bis Landiego – Bisonia morire
Bisogna
Dzień dobry 🙂
Włodeksz – witam i cieszę się, że mogliśmy być inspiracją! I oczywiście trzymamy kciuki za Kacpra. II etap, to już nieźle 🙂
To poniekąd komentarz na temat – że warto popierać młode talenty.
Doron Sherwin jest kształconym śpiewakiem i niekiedy śpiewa też „na poważnie”, ale częściej w ramach żarcików – najbardziej znany jego popis pochodzi z tej brawurowej ciaccony (z wdzięczącym się Żarusiem):
https://www.youtube.com/watch?v=M9A-EbjwPhQ
Doron znany jest „szeroko” zwłaszcza z występów z Arpeggiatą, ale gra też stale m.in. z bardzo uroczym zespołem La Reverdie – ostatnio nagrali fascynującą płytę z mało znanym weneckim trecento:
https://www.youtube.com/watch?v=L9tG5NAlFXs
A jeśli ktoś ma dziś wolny wieczór, to w imieniu Międzynarodowej Letniej Akademii Muzyki Dawnej zapraszam do S1 (19.00), gdzie zabrzmi fascynujące połączenie muzyki wielkotygodniowej z XVIII i XXI w. – Kai Wessel wykona Lamentacje J. D. Zelenki, a znakomity dubeltowo-fryderykowy sekstet proMODERN – Rensponsoria Tenebrae Pawła Łukaszewskiego.
Dzień dobry 🙂
To łączenie uznanych artystów z młodymi talentami to jest znakomicie sprawdzająca się zasada. Markowy festiwal pewno nie zawsze musi kosztować krocie, no ale bez pieniędzy zrobić go się nie da. No i właśnie. Wczoraj na konf. Chopina i jego Europy z ust organizatorów padły bardzo smutne słowa, że owym festiwalem (który jest wszak jedną z najmocniejszych wizytówek muzycznej Warszawy) nasze „piękne” miasto (włodarze znaczy się) interesuje się coraz mniej… pa pa m
Wiceprezes fanklubu Kacpra Szelążka informuje, że fanklub jest dumny i kibicuje. Pani Prezes właśnie niedawno mówiła, że powinien na jakiś konkurs pojechać, a tu proszę. 🙂