Staier na zastępstwie
Dziwnie wygląda ten tytuł, ale taka jest prawda. Koncert Andreasa Staiera pojawił się w programie Chopina i Jego Europy dopiero po odwołaniu występów Kate Liu.
Podobno zresztą część publiczności, która nie śledzi internetu, była rozczarowana, że Kate nie wystąpiła. Rzeczywiście bardzo szkoda. Ale to, co dostaliśmy w zamian, można już określić jako jeden z najpiękniejszych koncertów tego festiwalu. Wiadomo, Staier należy do tego typu artystów, którymi można się zachwycać nawet wówczas, gdy grają gamę C-dur. A program miał bardzo ciekawie skonstruowany.
Można ten program nazwać: Bach i jego francuskie korzenie. Przedstawione zostały dzieła tych twórców francuskiego baroku, o których wiadomo, że Johann Sebastian szczególnie ich cenił: Jean-Henry d’Anglebert, Nicolas de Grigny, François Couperin. Pomiędzy fragmentami ich suit i fugami parę przykładów z Bacha: Fantazja a-moll i dwa Contrapunctusy z Kunst der Fuge, te najbardziej francuskie pod względem stylistyki (5 i 6). W drugiej części zaś – Partita D-dur. Co prawda tytułu Uwertura francuska używa się do Partity h-moll, jednak i ta w D-dur przesiąknięta jest duchem francuskiego baroku i słyszy się to jeszcze lepiej na klawesynie niż na fortepianie, na którym często się partity grywa. Tym bardziej, że wcześniej pokazany był kontekst. I znów, jak podczas Wariacji Goldbergowskich wysłuchanych w Bieczu, odnosiło się wrażenie smakowania każdej z części partity, podobnie jak smakowana była każda wariacja. Ciekawe, że Staier grał wszystkie powtórzenia, ale nie różnicował ich. Podobnie w bisie – Sarabandzie z Partity B-dur. Wychodziliśmy z koncertu zachwyceni i rozmarzeni.
A wcześniej też był świetny koncert. Niestety, choć i na recitalu Staiera było mniej ludzi niż można by było się spodziewać, to na tym było jeszcze dużo mniej. Trudno się dziwić: po pierwsze godzina 17, na którą wielu nie może dotrzeć z pracy; po drugie muzyka kameralna, która nie przyciąga aż takiego zainteresowania jak solowa czy orkiestrowa – a bardzo szkoda. Grał znakomity Kwartet im. Szymanowskiego, w każdej części z innym pianistą. W Kwintecie c-moll Ludomira Różyckiego zagrał Jonathan Plowright, specjalista od muzyki zapomnianej, z dużą ilością dzieł polskich w repertuarze. Muzyka pełna patosu, postromantyczna, ale już trochę w kierunku Wagnera, a trochę nawet impresjonizmu. Robi wrażenie. Przy okazji ciekawostka: Kacper Miklaszewski, który jeździ na festiwale pianistyczne w Husum poświęcone dziełom zapomnianym, opowiedział mi, że ci sami muzycy zaraz tam jadą z tym właśnie kwintetem i z drugim, przygotowywanym specjalnie na tamten festiwal: Ignacego Friedmana. Ten wielki pianista był też niezłym kompozytorem. Może warto, żeby ten utwór został też tu wykonany?
Zupełnie inny jest starszy o ćwierć wieku Kwintet Antonina Dvořáka: znany przebój, charakterystyczny dla stylistyki tego kompozytora. Wystąpiła w nim z kwartetem Yulianna Avdeeva. Jestem pod dużym wrażeniem, bo nigdy dotąd nie słyszałam jej w muzyce kameralnej i okazało się, że jest rasową kameralistką (jak każdy naprawdę dobry muzyk). Przy tym nie zatraca siebie i swoich umiejętności, robi wspaniałe rzeczy z dźwiękiem (początek wyłaniał się niemal z nicości, wprowadzając od razu w poetycki nastrój), kiedy trzeba – wychodzi na pierwszy plan, kiedy sytuacja tego wymaga – umie schować się w cień. Tak sobie pomyślałam, że o ile Jonathan Plowright jest bardzo dobrym pianistą, to Avdeeva jest wybitna. Naprawdę. Mam niedosyt, bo już na tegorocznym festiwalu nie zagra…
Komentarze
Pobutka 17 sierpnia. Wrocilismy z campingu i canoe – do roboty – zaleglosci sporo.
Poniewaz wpis troszke melancholijny https://www.youtube.com/watch?v=Sklmo7NnD8w
No i cos troszke zwawszego O. Peterson mialby 91 double decker 😉 https://www.youtube.com/watch?v=8SFDa59lvtQ
Bill Eans mialby 87 https://www.youtube.com/watch?v=dH3GSrCmzC8
Oba wczorajsze koncerty były wyśmienite. Bardzo szkoda, że na pierwszym z nich sala była ledwie w połowie wypełniona, bo było czego posłuchać. Jonathana Plowrighta od lat bardzo cenię za miłość do szerzej nieznanej polskiej muzyki i konsekwentne odkrywanie jej dla świata w nagraniach dla brytyjskiego Hyperionu. A kwintet Różyckiego i wspomniany przez Panią Kierowniczkę kwintet Friedmana, nagrane przez Plowrighta wspólnie z Kwartetem im. Szymanowskiego, ukazały się całkiem niedawno na CD. Avdeeva jako kameralistka olśniła. Jeszcze raz potwierdziła swoją klasę. Każdy kolejny jej koncert, na którym miałem okazję być, udowadnia jak bardzo rozwija się jej talent i jak słuszny był werdykt jury Konkursu Chopinowskiego sprzed już prawie sześciu lat (a bardzo się z nim wtedy nie zgadzałem). Szkoda tylko, że publiczność nie dopisała.
Ja też żałowałem, że wieczorem na estradzie nie pojawiła się Kate Liu. Nie miałem okazji posłuchać jej po Konkursie Chopinowskim i bardzo nastawiłem się na jej recital. Ale występ Staiera był znakomity i cieszę się, że mogłem posłuchać po raz kolejny tego wspaniałego artysty.
Jednym słowem – piękny wieczór, kto nie był, niech żałuje.
Dzień dobry 🙂
Miło też było spotkać Aiana i innych Dywanowiczów, których było sporo 🙂
Nie wiedziałam, że Różycki i Friedman już wyszli na płycie. Ale fakt, Hyperion to już właśnie świeżo wydał i to z zabójczą okładką z Szałem Podkowińskiego:
https://www.youtube.com/watch?v=lAWufQns7VU
Piszą tu, że data premiery to 2 września.
Czy tylko mnie się wydawało, ze po przerwie trochę za dużo było tych drobnych (ale jednak) wpadek?
W znanym polskim megastorze książkowo-płytowym CD już jest dostępne od czerwca. Choć raz u nas jest coś dostepne przedpremierowo 🙂
Było trochę, było. Fakt. W Wariacjach Goldbergowskich w Bieczu też były. Ale nie tyle, żeby przyćmiło ogólne wrażenie 🙂
Bardzo udany był również wczorajszy dzień w Paradyżu. Na pierwszym wieczornym koncercie „Affetti i balli na klawesyn” Marianna Henriksson znakomicie wyważyła „niestabilność” i płynność rytmu, tak charakterystyczną dla muzyki początków XVII wieku, z fantazyjnością ornamentów i dyscypliną (mimo wszystko) pulsu. Wśród kompozycji Frescobaldiego, Meruli, Storacego, Rossiego i Picchiego znalazł się rozbudowany i bardzo bliski emocjom współczesnego słuchacza (ile w tym zasługi klawesynistki?!) utwór Pass’e mezzo autorstwa Marco Facoli, słabo znanego kompozytora weneckiego z II poł XVI w.
Drugi koncert wieczoru to popis umiejętności wokalnych i aktorskich dwóch śpiewaków. Reinoud van Mechelen i Marc Mauillon w sposób niezrównany, z dużą kulturą i elegancją oddali specyficzne zespolenie języka francuskiego z muzyką w kantatach: Le Berger fidele, Aquilon et Orithie, Les amants trahis J.Ph.Rameau. Te małe scenki rodzajowe to przedsmak jego wielkich oper.
Koncerty nocne w Paradyżu wydają się zmierzać w stronę wyciszenia emocji rozbudzonych wcześniejszymi koncertami, są takim swoistym spotkaniem „oko w oko” (czy raczej „ucho w ucho”) wykonawcy i wytrwałego, wyrobionego słuchacza. Przynajmniej tak odczytuję intencje Cezarego Zycha. Trudno jednak o emocjonalne wyciszenie, gdy występuje La Morra z programem „Cantus Nobilis. Przyczynek do historii ballady w XIV i XV wieku”. Spod naskórka spokoju, pewnego chłodu czy wręcz kalkulacji (intelektualnej spekulacji) kompozytorów i niejakiej obcości brzmień La Morra – tym razem w składzie: Doron Schleifer, Yukie Sato – śpiew, Corina Marti – flety i clavisimbalum, Anna Danilevskaia – fidel i Michał Gondko – lutnia – wydobyła nadzwyczajne bogactwo emocji… Zmienia się technika kompozytorska, skale, instrumenty ale pozostaje nieodparta potrzeba wyrażania przez twórcę przeżyć i doznań za pomocą abstrakcyjnych dźwięków oraz „konfrontowania” (odnajdywania, zestawiania, wzbogacania…) tych emocji przez słuchacza ze swoim wnętrzem. Porywający koncert!
Dzięki za wieści z Paradyża 🙂 Nie można być wszędzie, ale przynajmniej można przeczytać i trochę pozazdrościć. Tej klawesynistki jeszcze nie znam.
Całkowicie zgadzam się. Oba wczorajsze koncerty bardzo udane. Do Avdeevej przekonuję się coraz bardziej, coraz bardziej mi się podoba.
Natomiast Staier anielski. Klawesyn i jego ascetyczne, krystaliczne brzmienie, i wyobraźnia tego znakomitego artysty. Nie martwią i nie przeszkadzają mi drobne wpadki. Żyjemy w czasach, gdy w wielu dziedzinach dąży się do perfekcji, ale czy perfekcyjne wykonanie muzyki jest faktycznie najważniejsze? Wydaje mi się, że powinniśmy przywrócić w sobie tolerancję na błędy, w żywym wykonaniu. Wiele czynników jest ważniejszych, jak np. umiejętność porwania słuchacza i przeniesienia do duchowej rzeczywistości, jak to uczynił wczoraj Staier.
W drodze z Biecza do Warszawy nie mogłem pominąć kolejnego recitalu Sokołowa na rozpoczęcie XLI edycji Muzyki w Starym Krakowie. Program ten sam co podczas koncertu w Katowicach 3 miesiące temu. W pierwszej części Schumannowskiej (arabeska i Fantazja C-dur) miałem wrażenie, że gra jest znacznie ostrzejsza niż w NOSPR. Być może wrażenie powstało z powodu zupełnie innej akustyki Filharmonii Krakowskiej, a być może pianista chciał przykryć przejeżdżające obok tramwaje? Poza tym wszystko to do czego przyzwyczaja nas GS było – wspaniałe brzmienie (które kojarzy mi się z jakimś niezwykle szlachetnym sosem, którym pianista podlewa każde danie – niezależnie od gatunku serwowanej potrawy), naturalne frazowanie, wielki dramat i ogromne kontrasty dynamiczne. W drugiej części Chopinowskiej w marszu żałobnym wydobył z fortepianu ekstremalne forte (kontrolowane jednak) i znów orszak odjechał, a my zostaliśmy (fortissimo w prawej ręce, decrescendo w lewej). W porównaniu do grudniowego wykonania sonaty z FN wydaje się, że interpretacja dojrzała i (znów użyję tego słowa) wyszlachetniała. To zresztą dało się słyszeć już w Katowicach.
Bisów było 6. 5 pochodziło z Moments musicaux (od 2-6). Poprzednio ten utwór GS grywał w pierwszej części koncertu. Muszę przyznać, że utwór ten grany na koniec podczas bisów, odbiera się zupełnie inaczej.
Fantazję C-dur Schumanna oraz arabeskę usłyszymy jeszcze w listopadzie w Warszawie.
Jeśli chodzi o kolejny koncert Andreasa Staiera – dla dociekliwych dodam, że tym razem klawesyn nastrojony był wg nierównomiernego stroju Valottiego VI, na moje ucho znacznie równiejszego od poprzedniego Wercmeister III.
Wczorajsze koncerty kameralne można obejrzeć tu https://www.youtube.com/watch?v=mpZzsxlQibk
Były rejestrowane.
Od 19 minuty, wcześniej jest cisza i takie tam.
Właśnie, zapomniałam napisać o ważnej rzeczy: wybrane koncerty, po raz pierwszy w historii festiwalu, są transmitowane na kanale http://www.youtube.com/chopin2015 – oczywiście ponadto są transmisje w Dwójce:
http://www.polskieradio.pl/8/2981/Artykul/1653070,Chopin-i-jego-Europa-na-antenie-Dwojki
Niestety, ale najbardziej zgadzam się w Robertem2 – Staier po przerwie był wyraźnie niedysponowany. Mimo naprawdę pięknych momentów w IV Particie – moim zdaniem w ogóle nie powinien jej wczoraj zagrać.
I rozliczne, dobrze znane zasługi tego wybitnego muzyka dla Festiwalu (nb. głównie jako fortepianisty) nie mogą tej prawdy przesłonić.
Zresztą była przecież transmisja w Dwójce, coś z tego pewnie wciąż wisi w sieci, więc łatwo sprawdzić, czy tylko malkontencko marudzę, czy jednak niekoniecznie…
Chętnie posłuchałbym też na Chopiejach innych znakomitych klawesynistów (niekoniecznie nawet dużo młodszych – chociażby Christophe’a Rousseta w d’Anglebercie itp. – tak dla porównania 🙂 ). Dużo młodszych zresztą również, z wielką chęcią (np. Jeana Rodeau!).
Wszelkie ułomności wieczornego koncertu zrekompensowali mi za to po południu (wedle kolejności występów) Plowright i Awdiejewa. Kwintet Różyckiego wprawdzie do pełni szczęścia za bardzo mi pobrzmiewał Francuzami (Franck, Faure i pomniejsi), z pewną domieszką Regera, ale w tak zacnym wykonaniu smakował ten koktajl mimo to całkiem nieźle. Dworzak, wiadomo, bajeczny. I Awdiejewa znakomita (powiedziałbym nawet – równie znakomita, jak jej ostatnia solowa płyta…). A Kwartet Szymanowskiego wreszcie zaczął do nas regularnie przyjeżdżać, po wielu latach niebywania (przez ten czas zdążyła mu już wyrosnąć niezła konkurencja, swoją drogą). 😉
Najkrócej, kto mógł przyjść wczoraj o 17, a nie był, niech żałuje.
Muszę chyba wymienić klawiaturę, bo n w nazwisku Rondeau wcisnąłem na pewno 🙂
A mówiąc o ostatniej płycie Julianny Awdiejewej – miałem na myśli tę dla MIRARE.
A tego niestety nie usłyszeliśmy:
http://blogs.wfmt.com/introductions/?powerpress_pinw=2143-podcast
Drodzy Państwo, wybaczcie mi, ale za to oddałbym wszystko. 🙂
O, dzięki za link! Na pewno posłucham w wolnej chwili, tylko gdzie ta wolna chwila?… 🙁
Pani Kierowniczko, to jeszcze baardzo polecam beetovenowsko-lisztowsko-kocicowy recital z 21.08 na festiwalu w Wartburgu (od 56.15).