Smutne miasto Warszawa
W jutrzejszej papierowej „Polityce” w końcu parę słów na Afiszu o nowej płycie Piotra Anderszewskiego. Tyle że tam bardziej o muzyce, tu się skupię na suplemencie.
Film Je m’appelle Varsovie, debiut pianisty w tej dziedzinie, premierę miał jesienią zeszłego roku na LEFFEST (Lisbon & Estoril Film Festival), a potem pokazywany był parę razy na Mezzo, z tym, że w wersji 55-minutowej. Film, który otrzymaliśmy jako dodatek do najnowszej płyty Fantaisies, trwa 36 minut, ciekawe zatem, co z niego wypadło.
Tutaj na wspomnianym festiwalu ciekawa rozmowa z PA, Dorotą Masłowską i Jerzym Skolimowskim, który zaczyna od gratulacji dla pianisty. Masłowska stwierdza, że film jest ponury, przytłaczający, i pyta, dlaczego. Odpowiedź jest oczywista: bo Warszawa jest smutnym miastem. Powód tego smutku też jest oczywisty: bo to miasto, które pod spodem jest cmentarzem. Unicestwiane, niszczone, odbudowane i niszczejące nadal. – To jest antyturystyczny film – mówi Masłowska, ale bo ja wiem? Może kogoś ten klimat właśnie przyciągnie?
Film nie ma scenariusza, nie miał planu. Nie jest dokumentem, nie jest realistyczny – deklaruje PA. To miał być tylko osobisty portret rodzinnego miasta, luźne impresje. To nie jest film o tym, jaka Warszawa jest dziś. (A Skolimowski dodaje: może ten film ma służyć usprawiedliwieniu, że dziś w Warszawie nie mieszkasz?) Muzyka podobno także dobrana jest przypadkowo, choć Wariacje Weberna – jedyny niepolski utwór – wzięły się z tego, że do sekwencji z murem Pawiaka potrzebne było coś chłodnego. Ale ta sekwencja przypada na trzecią wariację, poprzednie rozbrzmiewają przy obrazach zniszczonych kamienic na Pradze. Tej Pragi jest w ogóle bardzo dużo, łącznie z muralami.
Dużo jest też cmentarzy, zniczy – o tym nie da się zapomnieć. Ale są też momenty nieco lżejsze, nawet jakby satyryczne. Zwłaszcza pod koniec, kiedy początek Poloneza As-dur rozbrzmiewa w pustej sali Filharmonii Narodowej, a później widać zmianę warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza, która niechcący odbywa się w tym samym polonezowym rytmie.
Muzyka to ponadto: trzy mazurki i parę fragmentów z Szymanowskiego. A na koniec, już na napisach – nieoczekiwanie piosenka Bodo. Ten liryzm z myszką łagodzi poprzednią scenkę jazdy tramwajem – zaraz po napuszonym finale poloneza – podczas której słyszymy niewidocznych dwóch panów rozmawiających o jakimś meczu z wiadomym przecinkiem co drugie słowo.
Ciekawe, czy dla PA to był jednorazowy wyskok, który wynikł z potrzeby spróbowania się w innej dziedzinie, a jednocześnie zmierzenia się z niełatwym tematem rodzinnego miasta. Może coś jeszcze nakręci? Choć raczej nie chcielibyśmy, żeby przez to przestał grać. A płyta jest wspaniała. Fantazja Mozarta poruszająca. Pamiętam, w jak różny sposób interpretował na koncertach Fantazję Schumanna i nie zawsze byłam z tych interpretacji zadowolona – teraz wybrał chyba optymalnie. Będę wracać do płyty. Ale do filmu może też.
Komentarze
A w tej smutnej Warszawie czeka nas zmiana solisty na czwartkowym koncercie Czeskich Filharmoników w FN: zamiast od dawna zapowiadanego Nikolaia Znajdera wystąpi młoda Koreanka Ye-Eun Choi. Program bez zmian.
Otrzymałem właśnie interesujący dokument z Warszawskiej Opery Kameralnej – zarządzenie o przesłuchaniach dwóch orkiestr: Sinfonietty i MACV, mających służyć zwolnieniu z góry założonej liczby 36 muzyków. Jako, że jakiś czas temu natrafiłem na tutejszym blogu na mini dyskusję nt. tych przesłuchań, myślałem, że dokument ten specjalnie mną nie wstrząśnie. A jednak. Proszę zerknąć na cytat z tegoż: „Par. 1 Zarządzenia otrzymuje brzmienie: W celu przeprowadzenia oceny pracowniczej pracowników artystycznych – muzyków orkiestry symfonicznej „Sinfonietta” i muzyków MACV powołuję Komisję ds. przesłuchań w składzie: 1) Przewodniczący Komisji – muzyk instrumentalista, 2) Członek Komisji – muzyk instrumentalista… i jeszcze dwóch takich samych. Czworaczki jakieś czy co? Powiedzieć, że coś takiego to niebywała bezczelność, to chyba nic nie powiedzieć. Ciekawe czy w ogóle muzycy poznają tożsamość członków tego szacownego gremium i czy gremium wie jak zostało przedstawione? Podobno skład poprzedniej komisji, o której tu Państwo pisali, wycofał się z jej prac zgodnie z rekomendacją International Federation of Musicians (FIM), uznającą za niedopuszczalne ponowne przesłuchania muzyków w orkiestrze. Pierwotnie ponoć zgodzili się w nich uczestniczyć, bo zostali poinformowani, że orkiestry w głosowaniu zdecydowały o przeprowadzeniu przesłuchań.
Pobutka 15 marca – cos weselszego? https://www.youtube.com/watch?v=5bi0R17MYD0&t=61s 😆
https://www.youtube.com/watch?v=TO3UNGhggQ8 😉
„Powód tego smutku też jest oczywisty: bo to miasto, które pod spodem jest cmentarzem.”
Skąd więc te kamienne serca, a nawet brak zwykłej ludzkiej empatii dla ludzi, którzy teraz uciekają z takich miast jak Warszawa po powstaniu w ’44.
No właśnie. Wciąż mnie to zastanawia. I to u ludzi, którzy określają się jako chrześcijanie.
Dziś w „GW” pisze o płycie Anderszewskiego Jacek Hawryluk. Nie wiem, co mu się wydaje niejasne w jego interpretacjach Schumanna. No i o filmie: „Sam film to, niestety, zlepek przypadkowych (i mimo wszystko przewidywalnych) ujęć i kadrów ze spaceru po Warszawie. Łazienki, pomnik Chopina, panorama od strony Wisły, stare kamienice, most kolejowy, wagoniki metra, praska cerkiew widziana z ruchomych schodów metra, akordeonista grający na Starym Mieście, cmentarz. Przez chwilę kadry wojenne z płonącej Warszawy. Nagle graffiti, pomniki, rozlewana wódka Chopin, podświetlone fontanny i Pałac Kultury, zmiana warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza…
Film równie dobrze mógłby pozostać w prywatnych archiwach pianisty. Ważny wyłącznie dla niego. Ale nie za „reżyserskie oko” cenimy przecież Anderszewskiego. O filmie zapomnijmy, słuchajmy Mozarta”.
Te kadry są oczywiste dla nas. Ale nie dla mieszkających daleko stąd. Długo się rozpisał Tommasini w „NYT”; ktoś tu już chyba wrzucał link, ale powtórzę:
https://www.nytimes.com/2017/02/10/arts/music/piotr-anderszewski-warsaw-is-my-name.html?_r=0
Oczywiście, że nie jest to wielkie dzieło sztuki, ale wypowiedź osobista pianisty. Jednak w ten sposób dowiadujemy się też czegoś o nim. I dobrze.
@ cbdu2000 – witam i dziękuję za sygnał o zarządzeniu przesłuchań. Wygląda na to, że nic nie przeszkodzi pani p.o. w dziele niszczenia. Dziś właśnie miał być termin zwolnień wszystkich śpiewaków i dyrygentów – zobaczymy.
Nie wiem, czy ktoś z Was słuchał tej audycji:
http://www.polskieradio.pl/8/3664/Artykul/1738978,Trudne-czasy-dla-polskich-instytucji-muzycznych-Jak-je-ratowac
Pani p.o. mówi tam z pogardą o „socjalu”, który artyści – o zgrozo – chcą mieć jak każdy obywatel (nie wszyscy śpiewacy mają pozycję Aleksandry Kurzak czy Mariusza Kwietnia). O tym, że większość scenografii chce poddać utylizacji. O tym, że La finta semplice i La finta giardiniera nie będą już grane, bo są na bardzo złym poziomie (kłamstwo wierutne), który nie nadaje się do eksploatacji na Festiwalu Mozartowskim, a w ogóle to nikt nie chce ich oglądać. Mówi, że chce nowych inscenizacji – ciekawe, za co je zrobi. I zapowiada rozpoczęcie Festiwalu Mozartowskiego 11 czerwca Don Giovannim, w którym główną rolę ma śpiewać Artur Ruciński (reszta pewnie zaśpiewa w ramach wypowiedzeń).
21 marca organizuje w WOK konferencję z zapowiedziami na najbliższy kwartał.
Z rozmów z MKiDN, jak widać, nic nie wyszło…
Jak to było?
Pisarze do piór! Anderszewski do pianina!
Nie usłyszał Hawryluk poloneza As-dur, kóry „niechcący” odegrany jest w rytmie żołnierskich kroków w towarzystwie Chopina na naklejce butelki z wódką. Może są to i proste chwyty, ale słuchając Anderszewskiego warto je mieć z tylu głowy.
Płyta jest wspaniała i również w części schumannowskiej – zgadzam się z PK – głęboko przemyślana i „przeżyta”.Jeszcze wiele razy zamierzam w niej odkrywać kolejne „dna”. A może DNA?
Film bardzo osobisty i to jego zaleta.Przecież nie jest turystyczną reklamówką.Jest jak intymna rozmowa z przyjacielem- cudzoziemcem,któremu chce się wytłumaczyć „skąd to wszystko”.
Spodobał mi się sposób kadrowania,widzenie formy i znaczeń które niesie (Anderszewski poważnie interesuje się architekturą).Przejście z tablic na murze Pawiaka w elewacje blokowiska ( formalnie podobne),”duchy” dziewczynek na huśtawkach i wiele innych kadrów zostają w pamięci.Jestem za ten film po prostu wdzięczna.
Już czekam ( choć to nieco sadystyczne) na kolejną płytę i kolejny film.Oby doba miała 48 godzin.
ps.przypomniałam sobie, jak przy okazji Wariacji nt. Diabellego Anderszewski mówił o piesku któremu pokazuje świat .Może tym razem pokazał mu Warszawę?
Wracając do wcześniejszej dyskusji – Nikołajewa grała Beethovena w FN na przełomie lutego i marca 1972 roku.
Bibliografia:
Program z koncertów w archiwum rodzinnym, ale po kądzieli 🙂
Tak, ładne to było z tym pieskiem.
Mnie się wbiła też w pamięć babcia w czerni z laską siedząca nieruchomo na ławce.
A Fantazja Schumanna wciąż chodzi mi po głowie i nie chce sobie pójść.
Babcia też była duchem.I Wariacje „Duch”. Totalne „Dziady”?
Coś w tym rodzaju 🙂
I w tym np. ta rozmowa o meczu albo murek koło klasztoru (?), na którym stoi równiuteńko szereg butelek po piwie 😉
Witam, Pani Doroto Szwarcman, bardzo chciałbym dowiedzieć się co było posiedzenia Komisji Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego w dniu 9 marca 2017 i jakieś są efekty?
@ grzegorz25music – witam, niestety też nie wiem…
Zmarł Wojciech Młynarski 😥
Niby było wiadomo, że to niedługo nastąpi, ale…
Bardzo żal.
Bardzo, bardzo żal. Dobrze przynajmniej, że tyle po nim zostało.
Zanim dołączę do dyskusji, impresja z dzisiejszej jazdy tramwajem. Wsiadam i jak zwykle obserwuję, co ludziska czytają. Patrzę, przyglądam się bliżej, a tu jedna pani ma wydrukowane kartki z blogiem PK i cała zaczytana w recenzję z koncertu Piotra Beczały:-)
Teraz w temacie właściwym. Czekałam na tę dyskusję. Muzyka z najnowszej płyty PA mnie urzekła, jak zawsze. Choć bardziej Mozart, tu zgodzę się z red. Hawrylukiem. Film przeciwnie, tu też zgodzę się z red. Hawrylukiem. PA ostrzegał w Berlinie: „żeby Pani nie była zawiedziona, bo niektórzy są”. Tak, to jest osobista impresja, więc skoro osobista, to nie mogę być zawiedziona, bo to by oznaczało, że jestem zawiedziona osobowością pianisty, a tak nie jest. Nadal uważam, że jest fascynującą osobowością.
Ale zdecydowanie nie zgadzam się z taką wizją Warszawy. Nie uważam, że to miasto jest smutne. Przeciwnie, uważam, że ma w sobie wyjątkową energię. Dużo czasu spędzam w mieście. Można by powiedzieć, że prowadzę wręcz życie kawiarniane, bo lubię się uczyć w kawiarniach i obserwować ludzi. Oni, zwłaszcza młodzi, naprawdę nie żyją martyrologią. Uśmiechnięci popijają kawę. Biegają z tulipanami po mieście. Zgoda, ta martyrologia czai się na każdym kroku i nie należy o niej zapominać – temu służą rocznice, ale również nie znaczy to, że należy o niej pamiętać na co dzień. I wydaje mi się, że to się wreszcie udało. Że mamy miasto radosne, ludzi coraz bardziej pogodnych i grzecznych (widzę np. jak ustępują miejsca w środkach publicznego transportu) i Warszawa ma tyle do zaoferowania, ile nie ma żadne inne miasto w Polsce. Poruszam się zazwyczaj co prawda tylko po lewym brzegu Wisły, ale chcę wierzyć, że ta Praga również nie taka straszna.
Dla porównania, sporo czasu spędzam również w Gdańsku. Też doświadczonym przez historię, ale z innej strony. Tam życie odradza się powoli, a poza okresem letnim, wieczorami, w tygodniu, miasto wciąż świeci pustkami.
PA nie mieszka już w Polsce wiele lat. I, w którymś z ostatnich wywiadów, sam przyznawał, że może postrzega on Polskę już bardziej jak obcokrajowiec. Tak bym myślała.
Film jest również niestety jednak nie najlepiej zrealizowany. Oglądałam go z zawodowym operatorem filmowym, który chwalił poszczególne kadry, ile mógł, ale nie dało się uniknąć ogólnego wrażenia chaosu. Broni się muzyka. Niech trwa muzyka.
Pobutka 16 III Dzis barok na rozne okolicznosci 😯
Boccherini https://www.youtube.com/watch?v=30_kr5zCQ78
Corelli https://www.youtube.com/watch?v=7v8zxoEoA_Q
PS Frajde – filmu o Warszawie nie widzialem, ale widzialem Le Voyageur Intranquille i mam te same odczucia co do jakosci filmu, co Pani. Jesli idzie o smutna Warszawe, to „Powód tego smutku tez jest oczywisty: bo to miasto, które pod spodem jest cmentarzem” – dla ktorego pokolenia? PA nalezy do drugiego pokolenia urodzonego po wojnie. Wszystko, co wie pochodzi z opowiadan – rodzicow i innych ludzi. Jezdzilem sporo po swiecie, widzialem i mieszkalem w roznych miastach i Warszawa nie robi na mnie przesadnie ponurego miejsca. Ale znam wiele osob, ktore lubia widziec “tam” rzeczy na czarno. A sa i tacy, ktorzy po latach nieobecnosci wracaja.
erratum Vivaldi 😳
@Frajde
„Nie uważam, że to miasto jest smutne”
Proponuję kompromis.
Drogi Piotrze.
Warszawa jest smutna bez Ciebie. 🙂
myśląc dziś o tym
co już otwarte…
jeszcze zamknione…
grać chcę o wszystko
grać wciąż w zielone
pa pa m
@ schwarzerpeter
„Le Voyageur Intranquille” jest jednak, moim zdaniem, dużo lepszy; pomysłowy, dukt akcji jest przemyślany. To, co mówi w nim PA jest też, może momentami powiedziane zbyt pretensjonalnie, jednak głębokie i poruszające. Ten film bardzo lubię. Nie da się go porównać z „Je m’appelle Varsovie”, gdyż ten drugi jest czystą impresją, zbiorem obrazów z towarzyszącą im muzyką. Mam poczucie, że PA najlepiej przekazuje swoje uczucia posługując się medium muzyki, co oczywiste, ale również słowa, a już niekoniecznie obrazowym opisem. Nie można mieć wszystkiego:-)
@ Witold
Zgadzam się:-)
Dzień dobry 🙂
@ Frajde 23:41
To mogła być mama naszej bazyliki – dostaje od córki wydruki Dywanu, bo sama nie używa komputera, przyznały mi się kiedyś 🙂
Nie ma co porównywać Voyageura z filmem PA, bo Voyageur to film znakomitego fachowca, Bruno Monsaingeona. W kwestii filmu o Warszawie, nie nastawiałam się na arcydzieło, nader rzadko się zdarza, by debiut nim był, zresztą zapewne to jednak pojedynczy wyskok. Jeśli zaś chodzi o smutek Warszawy, ona nadal jest w wielu miejscach bardzo smutna (a na Pradze, mimo jej ożywienia, wciąż ten smutek odczuwam; nie chciałabym już tam mieszkać, a mieszkałam przez wiele lat). Była smutna oczywiście w PRL, skąd pochodzą najdawniejsze wspomnienia PA, i moje też. Ma też miejsca, gdzie ma wiele energii, tu się zgodzę. Atmosfera w kawiarniach, gdzie praca przy kompach wre, bardzo też ostatnio przypadła do gustu paryskiej Teresce (tjc) – w jej mieście tego jest mniej.
Jednak ta smutna strona bardzo się we mnie ugruntowała, dłużej niż u PA, i tu go rozumiem. Jeszcze dodam, że w szkole przyjaźnił się z Maciejem Grzybowskim, który jest zapalonym varsavianistą i wie wszystko o tym, jak to miasto wyglądało przed wojną, w czasie wojny i zaraz po wojnie.
No,no….jeżeli coś wywołuje aż takie dyskusje,to nie jest źle.Dla równowagi dołożę,co mi się jeszcze podoba: bezczelnie długie ujęcia.Co za ulga w porównaniu z wszechobecną sieczką reklamowego migotania.
Czy nie jest tak,że trochę podświadomie bronimy „honoru Warszawy” jako prawdziwie europejskiego miasta?
A PA bez kompleksów uważa,że można już pokazywać wybrane aspekty?
Przelotem tylko – smutek Pragi, w moim odczuciu, jest wtórny. Było źle, zaczęło się robić lepiej, znowu robi się, powiedzmy, mniej dobrze. To, co zostało naprawione wtórnie popada w zaniedbanie, przy jednoczesnym energicznym stawianiu nowego bis (Port Praski, kamienica na wylocie Kijowskiej itp.). Bardzo wyraźny napływ wschodnich sąsiadów (przykro mi, nie rozróżniam rosyjskiego od ukraińskiego w przelocie). Hipsterka jakby trochę straciła zainteresowanie Ząbkowską. Opatrzyła im się. (i dobrze 😈 ale to moje prywatne).
p.s. żeby nie było – napływ innych narodowości na Pragę jest akurat bardzo pozytywny – wkomponywują się idealnie w krajobraz, i co najistotniejsze, jeśli wręcz nie dziwne – pies z kulawą nogą się za nimi nie ogląda! Jakby tu byli od zawsze.
PA jednak, co tu dużo gadać, jest w Warszawie gościem. Choć obeznanym gościem.
Jak już wspomniałam, dużo jest tam zdjęć z Pragi. Jako prażanka z urodzenia i wychowania, a ostatnio częsty gość tej dzielnicy – mieszka tam już większość mojej warszawskiej rodziny – stwierdzam, że obraz jest dość wierny, oczywiście pojawiły się też różne ciekawe kafejki i sklepy, ale ogólny obraz jest z mojego punktu widzenia rzeczywiście taki. Ożywiany przez ciekawe graffiti, notorycznie zresztą przez prażan niszczone, niektórych z pokazanych już nie ma.
Osobiście nie lubię mieszkać w starych murach, bo nigdy nie wiadomo, jakie duchy w nich siedzą. W naszym powojennym mieszkaniu, wśród poniemieckich mebli (niektóre sprowadzone z Dolnego Śląska), chyba czaiły się jakieś kiepskie losy. Jeszcze gorzej czułam się mieszkając przez kilka lat w Trójkącie Bermudzkim na Stalowej – umiałam się tam poruszać jako wychowana w tej dzielnicy, ale przywodziły mnie te okolice na skraj depresji. Na Kabaty uciekłam z utęsknieniem i zadowoleniem, że zamieszkam w murach, na które płaciłam sama.
No proszę, łajza z Gostkiem – oboje piszemy o Pradze. Ja jako była 🙂 prażanka, on jako obecny prażanin.
Tak, Praga stawała się hipsterska (patrzyłam na to z cieniem rozbawienia, bo to był taki folklor w folklorze), a potem wszystko padło z powodu rozkopania i budowy metra. Może coś się zmieni, jak metro przedłużą? Bo ja wiem. A Port Praski to już właściwie nie Praga.
Jeszcze wytłumaczę na temat ukraińskiego/rosyjskiego. Część Ukraińców, zwłaszcza tych ze Wschodniej Ukrainy, porozumiewa się po rosyjsku. W Kijowie – i tak, i tak. We Lwowie jest to głównie ukraiński. Zależy więc, skąd dany gość pochodzi.
No to tylko komplikuje sprawy… 🙄
A metro owszem – już zdążyłem się do niego przyzwyczaić i zapomnieć, jak to Targowa wymarłą ulicą była.
Jedną z ofiar metra była odwieczna cukiernia na rogu Targowej przy Poczcie.
Z tej akurat nie korzystałam, bo bliżej mieliśmy inną. Która już zresztą też nie istnieje, ale dlatego, że właścicielka umarła i już jest tam zupełnie inny lokal.
Wileńska jest przykładem ulicy, na której zarazem zmienia się i się nie zmienia. Powstają kolejne fajne lokaliki (parę z nich odwiedziłam) i sklepiki, ale kamienice są w tym samym, czyli raczej beznadziejnym, stanie. Tylko tę na rogu Targowej, kolejarską, odnowiono.
Tym razem nie była to zaczytana mama bazyliki – ta studiuje w domowym zaciszu.
Wracając do smutnej wiadomości o p. Młynarskim – na jego, jak i Starszych Panów, piosenkach wychowałam się. Mój pierwszy bardziej świadomy kontakt z muzyką klasyczną dokonał się za sprawą „Obiadu rodzinnego”, ukochanego. Strasznie żal. Zostaną nam zawsze na czasie piosenki.
@PK
Nie znam niestety bazyliki, więc nie wiem, jak mogłaby wyglądać jej mama. Ta Pani była w średnim wieku:-)
Bardzo ciekawe spojrzenie na miejsce, w którym się mieszka. Nigdy nie zastanawiałam się, jakie uczucia mogą kryć w sobie mury. Wychowałam się w poniemieckim mieszkaniu. Dziadek przejął je od uciekających z Trójmiasta. Podobno jeszcze się wracali, by coś zabrać ze strychu. Wojna ma róże oblicza, nie tylko to warszawskie. To mieszkanie jest cały czas moim ulubionym. Teraz mieszkam, podobnie jak PK, na osiedlu, w nowym bloku i mam odwrotnie – brakuje mi ducha. Na Pragę bym się chyba jednak nie wyprowadziła, to by było zbyt radykalne. Teraz, po tym co napisała PK już nie wiem, do tej pory myślałam, że chciałabym jednak mieszkać w mieszkaniu, które ma historię. Ale jeśli ta historia miała by być smutna. Nie myślałam o tym od tej strony. Na pewno jednak nie lubię niestety nowych osiedli. Ludzie są tam trochę sztucznie dobrani, nie mieszają się pokolenia.
Aż mi się nie chce wierzyć, że mniej w Paryżu kawiarni, w których by można pracować (to a propos p. Teresy). To ciekawe.
@ łabądek
Moja miłość do Warszawy nie jest prosta. Nie jestem stąd, więc nie mam ambicji bronić za wszelką cenę. Chyba nie zastanawiam się nad tym, czy jest europejskie. Bo też musiałabym się zastanowić, czy chcę je porównywać do Rzymu, czy do Berlina. Po prostu, po latach przyzwyczajania się, w końcu dobrze się tu czuję i uważam, że to zasługa miasta i ludzi, którzy je tworzą, jak np. Frędzelków z blogu, z którymi w ciągu dnia można porozmawiać na blogu, a wieczorem spotkać się na koncercie:-)
Pozdrawiam z kawiarni:-), z jednego z najprzyjaźniejszych miejsc, czyli z BUWu.
Ja czuję się w Warszawie zupełnie naturalnie, w końcu tu się urodziłam, tu żyję dość długo już 🙂 i towarzyszyłam wielu przemianom tego miasta. Jestem warszawianką w pierwszym pokoleniu, ale rodzina mamy częściowo mieszkała w Warszawie parę lat przed wojną, więc i w przedwojennej Warszawie jest coś „mojego”. Interesuje mnie ona więc, ale nie jestem zwariowaną varsavianistką.
Frajde myśli podobnie jak moja siostra, która preferuje domy z duszą i moje Kabaty jej się nie podobają. Ciekawe, skąd się bierze, że ktoś patrzy tak, a nie inaczej. Mnie w nowych osiedlach nie brak cudzej duszy – wystarcza mi własna 😉
Co do bazyliki i jej mamy, to są w ogóle do siebie niepodobne 🙂 Ale miło się dowiedzieć, że ktoś jeszcze drukuje te strony…
Nie twierdziłam,że” honoru” bronią tylko warszawiacy.Myślałam o Polakach. Nerwowi jesteśmy cóś….
BUW jest super! Smacznego!
Wracam do tematu WOK.
Wczoraj rozpoczęły się przesłuchania muzyków orkiestrowych. Dziś miał być ich ciąg dalszy. Ale nie będzie. Pani p.o. dyr. wydała dziś zarządzenie:
„…Z uwagi na działania związków zawodowych działających przy WOK, polegające na wymuszeniu na członkach komisji (…) zaniechania przeprowadzania przez nich przesłuchań (co uniemożliwia prowadzenie działań statutowych Pracodawcy), zarządzam przerwanie przesłuchań prowadzonych w ramach realizacji uprawnień pracodawcy do dokonywania ocen pracowników w okresie zatrudnienia oraz prawa pracodawcy do doboru pracowników zapewniających najlepsze wykonywanie powierzonej pracy”.
Bardzo śmieszny jest paragraf drugi tego zarządzenia: „Wykonanie Zarządzenia powierza się Pani Alicji Węgorzewskiej – Whiskerd p.o. Dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej” (ortografia oryginału, pod spodem jest podpis owej pani, a więc powierzyła samej sobie 🙂 ).
Łabądku, dziękuję:-)
Stylistyka pani p.o.też wedle najlepszych urzędniczych wzorów.
To co mnie szokuje w Warszawie, a szczególnie na jej obrzeżach to przede wszystkim szlabany, wysokie, nie do przebycia płoty, tabliczki na płotach (niby taki żart), że „jak ciebie mój pies nie zagryzie, to ja ciebie zastrzelę”, mijający ludzie z pochyloną głową, gdzie powiedzenie im „dzień dobry” mogłoby być nietaktem.
Z drugiej strony znam sporo ludzi mieszkających w tych osiedlach i nigdy bym nie powiedział o nich złego słowa.
Ja mieszkam w domu, gdzie na podwórka (dwa) można wejść tylko za domofonem. Trudno to nazwać osiedlem za kratą, choć teren jest ogrodzony. Ale mawiamy sobie z sąsiadami dzień dobry, nie ma z tym problemu. Zwłaszcza że mieszkają tam również moi znajomi.
Znów temat WOK.
Potwierdziła się podana przez cbdu2000 wiadomość o oszustwie zastosowanym przez dyrekcję WOK w stosunku do członków komisji przesłuchującej. Te „anonimy”, które miały zasiąść w tej drugiej, również zostały poinformowane, że orkiestra „sama chciała”. To byli również muzycy zagraniczni. Na miejscu od związkowców dowiedzieli się, w czym biorą udział, i wyjechali. Takie praktyki są zdecydowanie zakazane przez FIM.
To wszystko ma się rozumieć kosztowało – przeloty, noclegi, honoraria itp. Oszczędności według pani dr p.o. dyr.
Kawiarnie pełne pracujących ludzi. No tak. Albo oczekiwane efekty tej pracy są inne, niż bym się w swojej naiwności spodziewał, albo owi ludzie są zdolni do nadludzkiej koncentracji. Ja nie posiadam takiej umiejętności (chociaż parę innych owszem), co stawia mnie poza nawiasem tej wesołej, nowoczesnej społeczności. Może w Paryżu już z tego wyrośli?
Ponieważ mieszkam tuż koło centrum tego matriksu hipsterów, obserwuję dość, aby wyciągać wnioski i uogólniać. Nie podzielę się, bo nie chcę jątrzyć. 😛 Tylko taka anegdota będzie. Owóż idę sobie pewnego listopadowego popołudnia po chleb i fajki, mijając nieistniejące już dziś miejsce kultowe, o dwa rzuty beretem od BUWu. Zimno, że przydatki odpadają, chwilami pojawia się marznąca mżawka. Widzę z daleka na tarasie kultowego miejsca skuloną na krzesełku postać, a im bliżej jestem, tym bardziej postać przybiera kształt modnie zarośniętego i wychudzonego młodzieńca, w modnym wdzianku ledwo zakrywającym nerki i czapce a la krasnoludek. Jest sinozielony, kapie mu z nosa. Dlaczego nie wnijdzie do gościnnego, kultowego wnętrza, tylko tak siedzi przy naczyniu z dawno zlodowaciałym napitkiem? Oto dlaczego: przed młodzieńcem, na stoliku, pyszni się laptop, a nie jest to jakieś Lenovo ze sklepu nie dla idiotów, tylko, wystawcie sobie, APPLE W KOLORZE CZERWONYM!!! A w lokalu nie dość, że pustawo, to jeszcze ciemne szyby i nikt z potencjalnie zainteresowanych przechodniów (3/4 z nich w tym miejscu to hipsterzy) nie dostrzegłby tego, co dostrzec powinien.
Powiadam, nie będę uogólniał. Zresztą też kiedyś byłem młody i głupi, nie aż tak, ale jednak głupi. Czasy tylko były cięższe. 😎
Wrażliwa dusza poety chciała feerią kolorów rozświetlić szarość listopadowego popołudnia.
😆
Wielki Wodzu, ponieważ rozpoczęłam tu tę dyskusję kawiarnianą, chcę odpowiedzieć. Różni ludzie są. Naprawdę nie wszyscy przesiadujący w kawiarniach są hipsterami. Widzę coraz więcej emerytów i to bardzo cieszy. Umiejętność pracy w różnych warunkach to cecha indywidualna. Jedni nie potrafią w kawiarnianym hałasie, inni w samotnej ciszy. Każdy niech wybiera to, co mu pasuje. A laptopa Apple też mam. Ma wiele lat, jest już bardzo odrapany i zniszczony. Uważam po prostu, że Maki są trwalsze i przyjaźniejsze w użyciu niż pecety i tyle. Nie ma w tym żadnego pozerstwa.
Glenn Gould w dzieciństwie lubił grać podczas hałasu, jaki sprawiała gosposia odkurzaczem – bo mógł „skupić się na muzyce, nie na dźwiękach” 😉
To bardzo zabawne:-)
…Lecz co jest złego w odrobinie pozerstwa? 😎
(I to nie tylko w młodym wieku?)
Pół-serio: żeby dobrze odgrywać role społeczne (a w tym, jak i w stopniu zaufania społecznego, jesteśmy ponoć na ostatnim mcu w Europie, a może i świecie?…) trzeba najpierw dobrze zapoz(er)ować tu i ówdzie… wiele razy.
A pół-żartem – Wodzu, bilecik wizytowy dla Cię (i dla Zainteresowanych). — Być może żołnierze wyklęci z krainy radości i luzu to nie tylko „oni”, to niekiedy też „my”…