Nie kijem go, to siekierą
Nie da się przeprowadzić przesłuchań Sinfonietty WOK? To wywali się ją w całości. No i oczywiście również solistów i dyrygentów. I 15 osób z administracji. W sumie 149 ludzi.
Do związków zawodowych został wysłany kolejny list p.o. dyrekcji, który o powyższym zamiarze informuje. Termin przeprowadzenia: 18-28 kwietnia.
Jakie uzasadnienie? Tym razem bardziej chytre – zmiana profilu. „Pracodawca szansę rozwoju WOK, budowy jej prestiżu i pozycji w świecie Opery [tradycyjnie zachowuję styl i pisownię oryginału – DS] upatruje w realizacji programu artystycznego o profilu barokowo-klasycznym w oparciu o orkiestrę grającą na instrumentach dawnych. Pozycjonuje to Warszawską Operę Kameralną jako unikalną instytucję tego typu w skali światowej, ponieważ nie ma dzisiaj takiej placówki artystycznej, w której tego typu orkiestra grająca na instrumentach historycznych pełniłaby funkcję akompaniującego zespołu w spektaklach operowych” (piękny dowód kompetencji autorki – autorów? – tego pisma, która nie słyszała choćby o działalności Les Musiciens du Louvre-Grenoble. I w ogóle cóż to znaczy akompaniujący zespół?).
Tak więc (po tegorocznym, kiedy to muzycy teoretycznie mogą grać i śpiewać będąc na wypowiedzeniu) możemy się po pierwsze pożegnać raz na zawsze z Festiwalem Mozartowskim – po prostu go nie będzie. Jedna orkiestra go nie uciągnie. Może będzie ogryzek w formie trzech-czterech spektakli, z solistami skądś tam ściągniętymi. I tyle.
Po drugie, możemy pożegnać się z jakąkolwiek własną wartością artystyczną Warszawskiej Opery Kameralnej. Jej szczególny walor, budowany przez lata, polegał na tym, że na tej scenie tworzyło się coś nowego swoimi siłami, bez importów, wzbogacało naszą kulturę. Teraz będziemy dostawać produkty z zagranicy, na takim poziomie, jaki się akurat trafi, i nic z tego w dorobku teatru nie zostanie. Bo tu nie będzie ŻADNEGO dorobku. Wystaw, pobierz kasę, zapomnij. (Co więcej, orkiestra nie będzie miała żadnego szefa, co może doprowadzić do spadku poziomu, na co dzień nie szlifowanego.)
Spójrzmy choć na przykład projektu pierwszego w Polsce wystawienia Armidy Lully’ego. Wysunął ten pomysł Władysław Kłosiewicz jeszcze za rządów Jerzego Lacha. Zostało klepnięte, reżyserować miała Natalia Babińska, główne role miały być powierzone Oldze Pasiecznik i Karolowi Kozłowskiemu. Z powodów finansowych premiera została przesunięta najpierw na marzec, potem na listopad. Okazało się, że wniosek na dotację złożony w MKiDN został przyjęty i WOK otrzyma na ten cel 161 tys. zł (tylko o 5 tys. zł więcej od kosztu jednorazowej chałtury na Politechnice 2 marca z udziałem p. Węgorzewskiej – przypominam, że została ona opłacona z budżetu WOK, ponoć ubogiej instytucji!). No i okazuje się, że spektakl ma być wypożyczony z zagranicy… I to nie będzie tak jak w Operze Narodowej, w której jednak koprodukcje opierają się (choć też nie zawsze) na wkładach z obu stron i jakoś tam w dorobku zostają. Tu WOK będzie służył tylko jako scena dla artystów, których akurat udało się załatwić. Żadnej wartości własnej, poza oczywiście grą MACV (ale czy ktoś widział teatr oparty wyłącznie na orkiestrze? O, to jest rzeczywiście wynalazek).
Owszem, można dopuścić myśl o zmianie profilu instytucji w formie ograniczenia repertuarowego do baroku i Mozarta (choć BARDZO żal znakomitych spektakli dwudziestowiecznych i współczesnych) – w końcu trochę podobna rzecz stała się w Capelli Cracoviensis. Ale po pierwsze tamten zespół był mniejszy, tylko orkiestra i chór; po drugie wziął się do tego człowiek kompetentny, który miał wizję i stworzył coś całkowicie swojego, co własnym nazwiskiem firmuje i co już odnosi sukcesy międzynarodowe. Zwolnił wówczas, o ile pamiętam, głównie instrumenty dęte; smyczki zostawił pod warunkiem przeuczenia się na granie historyczne. I po wielu protestach tak się w końcu stało. Zespół wokalny został też przeformowany i właściwie na nowo zbudowany.
Tu nową formę teatru ma tworzyć dwójka kończących karierę śpiewaków, z których jedna coraz częściej zajmuje się, hm, szczególnym repertuarem, a drugi może i wie coś więcej na temat muzyki dawnej, ale nie ma zielonego pojęcia o organizacji pracy, podobnie jak jego koleżanka (a w ogóle jaka tu jest rola p. Jacka Laszczkowskiego? W żadnym spisie pracowników na stronie go nie ma, śpiewakiem WOK już od dawna nie jest, a w administracji nie widać takiego nazwiska). Dowód: w ostatnim miesiącu w repertuar naprędce wpisano kilka spektakli mozartowskich, na niecały tydzień przedtem decydując o zmianie orkiestry z Sinfonietty na MACV, która nigdy tego nie grała i musiała się po prostu nauczyć (można tylko podziwiać, że się udało), a także o wpuszczeniu dyrygentów z zewnątrz, za każdym razem innego (w tym dwóch zagranicznych), przy potrzebie oszczędności płacąc im podróż, hotel i diety, o honorariach nie mówiąc. Z dyrygentów tych większość nie miała pojęcia o prowadzeniu orkiestry historycznej, a jeden w ogóle pierwszy raz w życiu dyrygował spektaklem operowym. Nie wiem, czy to nie był sabotaż, by potem twierdzić wszem i wobec w mediach, jaki to beznadziejny jest poziom tych spektakli i jak to one do niczego się nie nadają. Może to był taki machiaweliczny plan?
___
Warszawa, dnia 28 października 2024 r.
Oświadczenie
W związku z publikacjami w serwisie polityka.pl tekstów: „Nie kijem go to siekierą” z dnia 20 marca 2017 r. i „To za daleko już zaszło” z dnia 27 marca 2017 r. oświadczamy, że celem artykułów nie było kwestionowanie oczywistego dorobku artystycznego, krajowego i zagranicznego Warszawskiej Opery Kameralnej, jak również kompetencji artystycznych Pani Dyrektor dr hab. Alicji Węgorzewskiej–Whiskerd.
Nie kwestionujemy również oczywistego dorobku Warszawskiej Opery Kameralnej w okresie po publikacji wyżej wskazanych tekstów.
Redakcja polityka.pl
Komentarze
Jednego bardzo szkoda. Bardzo. Kolejny raz „muzyce dawnej” w Polsce przyprawiono w ten sposób niezasłużoną, czarną gębę. Teraz to już nie będą tylko ci „za słabi technicznie, by grać na współczesnych instrumentach”, ale i ci, co wątpliwymi metodami dochodzą do realizacji swoich celów. Bo cel jest obiektywnie, niestety, szczytny. Ale ani nie „swój” (orkiestra nie jest tu rozgrywającym, a rozgrywanym), ani sensownie realizowany (bo w pozbawionym śpiewaków, „impresaryjnym” teatrze operowym). 🙁
Nie mogę się zgodzić, że orkiestrze MACV można coś takiego przypisać, bo przecież wcale o to nie zabiegała. Ale fakt, że przyprawić gębę zawsze można, zwłaszcza przy złej woli.
Koleżanka Dębowska już też napisała w „GW”:
http://wyborcza.pl/7,113768,21524480,warszawska-opera-kameralna-dyrektorka-chce-zwolnic-juz-ponad.html?disableRedirects=true
Jaki cel jest „obiektywnie, niestety, szczytny?” Nie rozumiem?
Pobutka 21 marca – pojdziemy na latwizne , pomimo powagi tematu. https://www.youtube.com/watch?v=TsKBLYmwo5U
S. Burke 77 https://www.youtube.com/watch?v=6MNjsH2wNhA
Wiele lat temu rozmawiałam ze Stefanem Sutkowskim na temat finansowania WOK. Powiedział, że dotacja miejska wystarcza mu na utrzymanie budynku i podstawowe etaty. Na wszystko inne czyli na produkcję spektakli, w tym Festiwal Mozartowski, ma sponsorów. Czy ci sponsorzy się wykruszyli, czy wszystko stało się droższe czy dotacje zmniejszono? Mam nadzieję, że zanim kolejna polska instytucja zostanie zrujnowana, ktoś się puknie w głowę i przede wszystkim odsunie od funkcji panią Węgorzewską. Ona nawet Berlińskich Filharmoników puściłaby z torbami.
Zawsze mi się w takich sytuacjach przypomina Habakuk Donatella, z głupią miną, ręką zaplątaną w jakieś troczki przy spodniach „jak stary Słonimski, który wyszedł na Krakowskie Przedmieście”, nie mogący pojąć tego co się wokół niego dzieje.
Dzień dobry.
@ mirandolina – witam. Po pierwsze, sponsorzy się wykruszyli, ponieważ w pewnym momencie dyr. Sutkowskiemu już się nie chciało o nich walczyć. To jedna z rzeczy, którą można mu wypomnieć w ostatnich latach. Miał już wtedy swoje lata, więc można było to zrozumieć, ale szkoda, że praktycznie wszystko robił sam – pozyskiwaniem sponsorów dyrektor nie musi się zajmować; inna sprawa, że byli to głównie przedstawiciele zagranicznych firm, a przy okazji melomani – z Francji, Austrii czy Niemiec – i robili to właśnie dla niego.
Po drugie, dotacje są regularnie zmniejszane przez Urząd Marszałkowski z roku na rok. W stosunku do tego, co było za czasów dyr. Sutkowskiego, dotacja jest mniejsza bodaj dwukrotnie. Przejechał się na tym również dyr. Lach – i tu bardzo ważna sprawa! – który wszystkie swoje projekty, łącznie z wynajmem Basenu Artystycznego, rozwijał za całkowitą zgodą urzędu, który obiecywał mu na to pieniądze. A potem zmniejszał dotację. A dziś różni tacy, łącznie z p. dr p.o. dyr., kłamią w żywe oczy, że dyr. Lach podejmował się nieodpowiedzialnych inwestycji. Ja, przyznam, też przez chwilę dałam się na to nabrać, ale mam potwierdzenie z Urzędu Marszałkowskiego, jak było naprawdę. Jedyny jego błąd moim zdaniem był taki, że wdał się w ten Basen nie mając z UM umowy na piśmie. Dziś więc obarcza się go winą, a jedyną jego winą było, że zajmował miejsce, na którym p. Struzik chciał posadzić p. Węgorzewską.
Jeszcze jedna ważna rzecz. W artykule z „GW” na koniec jest zapowiedź pikiety przed dzisiejszą konferencją prasową, czyli tzw. śniadaniem. Otóż pikiety nie będzie, bo p. p.o. błyskawicznie wysłała pismo do związków zawodowych, że wszyscy polecą dyscyplinarnie, bo pikieta jest nielegalna.
Zamiast tego został wystosowany list do dziennikarzy:
Szanowni Państwo Dziennikarze,
Pani A. Węgorzewska sama nigdy nie była solistką Warszawskiej Opery Kameralnej, ani nie uczestniczyła w budowaniu jej polskiej, europejskiej i światowej marki. Tworzonej przez kilka pokoleń artystów od 1958 roku. Nie pracowała z tym wspaniałym Zespołem, o którego wyjątkowości, między innymi, stanowią dwie Orkiestry: Barokowa i Współczesna, a także maleńka Scena stwarzająca niezwykle intymny kontakt publiczności z Artystą. Aby można było wykonać wszystkie dzieła sceniczne Mozarta podczas jednego Festiwalu Mozartowskiego niezbędna jest właśnie ta ilość aparatu wykonawczego. Pani A. Węgorzewska, jak widać, tego nie czuje, nie wie. Jest gotowa to zburzyć. Uważa że zagraniczni artyści są od nas lepsi. Próbowała w niedopuszczalny według światowych standardów normatywnych uchwalonych przez Światową Konferencję Orkiestrową sposób poddać nas kilkunastominutowym ocenom umiejętności przez komisję złożoną z anonimowych zagranicznych kolegów.
Pani Alicja Węgorzewska zamierza zwolnić 134 Artystów Warszawskiej Opery Kameralnej. Znikną 134 etaty, które w niedalekiej przyszłości byłyby po nas dostępne dla naszej wspaniałej młodzieży, kształcącej się w 17.letnim cyklu nauczania, po to, aby dopiero móc zdać egzamin wstępny do tej Orkiestry i w niej pracować. Zakończy się w ten sposób sztafeta kilku pokoleń polskich artystów muzyków – instrumentalistów i wokalistów.
W tak okrojonym składzie WOK Warszawa straci swą wyjątkowa pozycję na mapie świata, nie będzie już tym jedynym miejscem na Ziemi, gdzie podczas jednego miesiąca można obserwować twórczą drogę życia Amadeusza Mozarta od narodzin do Jego śmierci! Takim miejscem była i jest dotąd tylko nasza Warszawska Opera Kameralna. Dla Pani Węgorzewskiej to nieważne. Bo inni, zagraniczni artyści są rzekomo od nas lepsi…..
Pani Alicja Węgorzewska, polska wokalistka, ma zamiar zwolnić z pracy całą Orkiestrę grającą na instrumentach współczesnych, Warszawską Sinfoniettę, mającą w repertuarze 80 oper, w tym także przepiękne dzieła muzyki polskiej. Ma zamiar zwolnić wszystkich Solistów WOK! To oni są Twarzami Warszawskiej Opery Kameralnej! Warszawiacy kochają Martę Boberską, Olgę Pasiecznik, Annę Radziejewską, Annę Mikołajczyk, Annę Wierzbicką, Tatianę Hempel, Roberta Gierlacha, Dariusza Górskiego, Andrzeja Klimczaka, Leszka Świdzińskiego, Sylwestra Smulczyńskiego – to razem 55 niepowtarzalnych głosów. Mamy naprawdę wspaniałych Solistów, jedynych i niepowtarzalnych. Kolejną grupą do całkowitej kasacji są nas Dyrygenci. Wszystkie wielkie sukcesy na warszawskiej i na zagranicznych scenach były przygotowane i odnoszone pod ich batutami. A dzisiaj nic nie są warte, nagle nie mają odpowiedniej jakości, bo tak uważa Pani Alicja Węgorzewska… polska wokalistka. Od pół roku p.o. dyrektor WOK. Uważa że może zwolnić z pracy swoich wybitnych i znanych kolegów Solistów WOK. Nie miała nawet odwagi żeby to nam otwarcie powiedzieć stając twarzą w twarz przed nami i rozmawiając z nami o WOK . Chciała nas zwolnić z pracy cudzymi rękami – przy pomocy opinii naszych zagranicznych kolegów.
Pani A. Węgorzewska zamierza zaniechać działań statutowych, które mówią: „Warszawska Opera Kameralna jest teatrem repertuarowym, mającym w swoim repertuarze dzieła operowe wybitnych kompozytorów od baroku do współczesności, jak również wielkie dzieła oratoryjne, symfoniczne i kameralne”. Od nowego sezonu, a może od przyszłego miesiąca, bo co chwila zmieniane są obsady i pozycje na planach pracy, będą Państwo mogli tylko podziwiać utwory skomponowane w okresie baroku i klasycyzmu w wykonaniu chóru i orkiestry barokowo-klasycznej. Cała reszta – Soliści, być może też inne Zespoły – będą występować w WOK na zasadach impresaryjnych, co w przypadku zapowiadanych przez Panią Alicję Węgorzewską zagranicznych gwiazd będzie generować olbrzymie koszty i w okresach suszy wydrenowanych finansów będzie skutkować niskim poziomem wykonawczym. Jak to bywa w impresaryjnych instytucjach muzycznych, bez własnych zespołów artystycznych, które mogą same wykonywać w pełni, wszystkie swoje statutowe, artystyczne muzyczne zadania repertuarowe.
To koniec Warszawskiej Opery Kameralnej. Dorobek WOK ma zostać zniszczony, a Artyści, którzy ten dorobek tworzyli, mają być usunięci grupowo z pracy przez Panią p.o. Dyrektor, jak zbędne przedmioty. To bardzo fajnie przywłaszczyć sobie cudzą markę będącą prawie 60 lat na rynku muzycznym i promować przy tym z uśmiechem głównie własną osobę, pozbawiając innych Artystów – Współtwórców WOK pracy, pozostawiając ich bez pracy a część także bez niewielkich tylko środków do życia, po wielu latach naszej wspólnej zespołowej pracy w WOK.
A Capella Cracoviensis 30 marca wystąpi w Theater an der Wien, już po raz drugi zresztą, z Germanico in Germania Porpory, z Julią Lezhnevą i Maxem Emmanuelem Cencicem w rolach głównych. To dedykuję tym, co przyprawiają „czarną gębę” muzykom „historycznym”.
Z danych prezentowanych przez WOK urzędowi marszałkowskiemu: przeciętne wynagrodzenie pracownika artystycznego to ok 2.750. Jak dodać do tego ok 20% skł Zus daje to przybliżony koszt dla pracodawcy ok 3.300/mc. Czyli roczny koszt zatrudnienia 70 osobowej orkiestry Sinfonietta to ok 2.770.000 zł., za które gra próby i spektakle. No zaiste zupełna rozpusta! Ograniczmy repertuar, natychmiast. Okazuje się, że zespół otrzymał ostatnio (w listopadzie 2016) nominację do jednej z ważniejszych nagród fonograficznych ICMA w kategorii opera obok takich sław jak np. BBC SO – nigdy więcej! Stanowczo ograniczyć! I zachęcajmy następnie młodych muzyków – nie wyjeżdżajcie, zostańcie w Ojczyźnie, będziemy razem budować kulturę i dziedzictwo – z p Węgorzewską (póki znowu nie zmieni profilu…)
Patrzę, czytam, obserwuję i powiem tylko jedno. Jestem wściekły. Jestem rozgoryczony. Ale nie – używając formuły pewnego teoretycznego księdza z Torunia – na „to”, które w WOK robi to co robi (czytaj: demoluje), ale jestem wściekły na ludzi z WOK. Którzy nawet dzisiaj, w obliczu kolejnych faktów i decyzji tej namaszczonej pani, wycofali się. Bo zagroziła dyscyplinarką. Czy wy, którzy tworzyliście – i jeszcze tworzycie – to wszystko, co składa się na dorobek WOK nie pojmujecie, że was już tam nie ma. Was i tego wszystkiego co dotychczas robiliście. Bo daliście się zastraszyć, u pewnej części odezwał się oportunizm, u większości zabrakło środowiskowej solidarności. Rodzina, kredyty, czynsz nie wszystko tłumaczą. Bo prędzej czy później i tak zostaniecie, kochani, na lodzie. Tyle, że będzie już za późno. I dla rodziny, kredytów i czynszu. I dla WOK.
Odsłuchałem audycji radiowej p. Hawryluka. I mogę tylko powiedzieć, że szkoda było czasu antenowego red. J.H i mojego. Zderzenie tego wszystkiego co się dzieje w WOK z „dociekliwością” J.H. było wyjątkowo przykre. Mógłbym (czy wręcz chciałbym) napisać „z oportunizmem w tle”, ale właśnie uświadamiam sobie, że program ten zrealizował z-ca red. nacz. Dwójki – w której też „dzieje się”. I przyjmuję roboczą wersję, że to troska o redakcję zadecydowała o jego powściągliwości w drążeniu tematu (eufemistycznie rzecz ujmując).
Znalazłem coś pięknego do wysłuchania: Andras Schiff w koncercie C-dur Beethovena – od ok. 13 minuty (nagranie z 10 listopada 2016 z Kopenhagi). A wydawało mi się, że znam ten koncert.
http://klassikaraadio.err.ee/v/kontserdisaal/saated/b90d54a1-068d-4a70-8939-fef70185f2fd/kontserdisaalis-taani-rahvuslik-kontsertkoor-ja-sumfooniaorkester
Niczego nie rozumiem. Wszystko chcą repolonizować, a tu proszę bardzo odwrotnie. WOK (misja, kultura wysoka, ambasador polskiej sztuki) chcą oddać w „obce” ręce chociaż polskich, chętnych, ba zdesperowanych, wysokokwalifilowanych, utalentowanych i do tego tanich jak się okazuje nie brakuje.
Może to jest tak jak „Polityką” (taki tygodnik). Nie mieliby akurat nic przeciwko gdyby jakiś „Niemiec” chciał ją kupić pomimo tej całej repolonizacji na sztandarach. 🙂
Przykre jest to, że wszelkie zmiany w Polskich instytucjach kulturalnych takich jak orkiestry i teatry odbywają się w sposób taki,że długoletnią tradycję danego miejsca niszczy się i w jej miejsce tworzy coś NOWEGO. Kosztem artystów, którzy kilkanaście,jak nie kilkadziesiąt lat współtworzyli daną instytucję. Capella Cracoviensis była 1 przypadkiem transformacji czegoś z tradycją w coś „swojego”. WOK czeka to samo. To się dzieje. Zadaję sobie po raz kolejny pytanie, czy to wszystko musi się dziac naszym KOSZTEM? Czy władze nie mogą pokazac odrobiny klasy i szacunku i stworzyć coś NOWEGO zamiast rozwalać STARE? Znam co najmniej kilka osób, które po takich REWOLUCJACH jeżdżą taksówkami po nocy, żeby utrzymać rodzinę. Mają kilka lat do emerytury, żadna inna orkiestra ani chór już ich nie zatrudni. Nie na etat. To jest ZGROZA. Życze szefostwu, żeby równiez kiedyś wylądowało na bruku i poczuło smak tego, jak to jest kiedy po 30 latach kształcenia muzycznego, doświadczeń, wkładu duchowego i emocjonalnego nagle jestes postawiony przed faktem zarabiania gorzej niż przysłowiowy „kopacz rowów”.
@60jerzy, Witold
O ile wiem, w woj. mazowieckim rządzi koalicja PO-PSL, a nie „dobra zmiana”, więc jeśli już, to sprawa WOK byłaby idealną okazją do ataku obozu rządzącego na niszczycieli polskiej kultury z opozycji. Nie podpowiadam…
@ Gatsby
No, to wszystko jest dość złożone, bo marszałek Struzik jest z PSL, a pani p.o. jest w przyjaźni z nim, ale także ze środowiskiem „GPC” czy telewizji Republika…
@ Merkhaba – witam. Można stworzyć coś nowego, ale też przekształcając stare z szacunkiem. Solistów traktuje się jak worki kartofli – wywala się poza próg, a potem dopiero zamierza się z nimi rozmawiać, czy by nie przyjęli innego rodzaju umowy. To jest kompletny idiotyzm, bo zraża się do siebie ludzi już na starcie. Dziś niektóre z planów przedstawionych przez p. Laszczkowskiego wydawały się efektowne, co z tego, jeśli mają być wdrażane w takim stylu, jeśli on traktuje z pogardą własnych dawnych kolegów.
Oboje z p. Węgorzewską piętnowali dziś solistów, którzy będąc na etatach nie śpiewali przez 1-2 sezony i pobierali z WOK pieniądze. Nie dodali tylko, że takim przykładem jest właśnie p. Laszczkowski, który został zwolniony przez dyr. Lacha właśnie po dwóch latach nieśpiewania i pobierania pieniędzy z WOK.
CDN., teraz muszę iść na zebranie redakcyjne.
Muszę przyznać, że Gatsby zasiał u mnie wątpliwości.
Abstrahując od polityki. Czy to prawda, że w instytucjach takich jak teatry, opery itd.. jeśli chodzi o zatrudnianie na etatach i ich liczbę, gospodarowanie finansami strukturę zarządzania, to od komuny nic się nie zmieniło i jest po prostu bezpieczną przystanią gdzie można spokojnie dotrwać do emerytury? Z kolei strach przed jakimikolwiek reformami doprowadził do tego co tam teraz się dzieje.
Witoldzie, w różnych teatrach i operach jest różnie. Struktura WOK jest ewidentnie zabytkiem z minionej epoki, kiedy to taka polityka zatrudniania była możliwa. Faktem jest, że dobrze byłoby ją zracjonalizować. Ale dobrze byłoby pod początku mieć sensowny i realny plan, a nie bezładnie wyrzucać ludzi, a jednocześnie miotać się i rzucać światowymi nazwiskami, które to mają przyjechać tu za psie pieniądze, ponieważ znają p. Laszczkowskiego. Na tym nie można się opierać, bo możliwa jest taka akcja raz, ale nie jako reguła, w końcu ci ludzie też chcą zarabiać, a nie tylko robić przysługi przyjaciołom.
Czekam na materiały z WOK, które mają przysłać mailem, bo to, co dziś nam wręczono, jest kompletnie nieczytelne, podobnie jak były takimi slajdy, które pokazywała p. p.o. bawiąc się w ministra Morawieckiego i wypowiadając monotonnym jak robot głosem teksty w rodzaju”przerost zatrudnienia w jednostce pozostał” albo „zapraszamy do promocji tej wspaniałej jednostki kulturowej” (nic nie zmyślam, zapisałam!). Tytuł jednej z tabelek brzmiał: „współczynnik artysta na etacie na miejsce na widowni”… Dosłownie!
Do organizacji „śniadania prasowego” została zaangażowana zewnętrzna firma PR. Kolejna „oszczędność”, a marne wykonanie.
@Dorota Szwarcman
Teraz przypominam sobie wiadomości o cięciu dotacji jeszcze za Sutkowskiego. Warto to przypomnieć. Warto też porównać budżet Opery Narodowej na etaty np. chóru czy muzyków. Podejrzewam, że muzycy WOK kosztują ułamek tego, co muzycy innych instytucji. Można też przeliczyć koszt jednej produkcji. Dziennikarze w rozmowach na temat lubią twierdzić, że „nigdzie na świecie” nie ma w jednym mieście dwóch oper. W Londynie są dwie duże opery i zmienna ilość mniejszych (kameralnych) zespołów. W WOK jedno co kulało, to promocja własnej marki, to był (jest?) taki ukryty skarb dla wtajemniczonych. Teraz większość społeczeństwa czyta o tym i nie wie, o co chodzi.
Ale jacy dziennikarze? Nie jestem zachwycony takim uogólnieniem. Poza tym po dwie i trzy opery w dużych miastach to rzecz dość naturalna, więc jeśli ktoś tak mówi, to wypada piętnować z nazwiska.
Przykro jest patrzeć na to, co AW wyprawia z WOK. Może już lepiej by było, gdyby, że tak powiem, śpiewała?
Wygłaszane przez p. dr p.o. dyr. słowa upewniają tylko o słuszności postu antyhipokryty pod tekstem GW:
„Ta osoba ma walory intelektualne kury. Dlatego jest tak ceniona i przez kierdziołkowatego ćwierćinteligenta Struzika, i przez agresywnych półdebili z PiS-u i jego szmatławych szczujni”.
No sorry, my się tu jednak trochę kulturalniej wyrażamy. Ale meritum… 😉
To już całkiem nieśmiało. Może wszystkich pogodziłby księgowy? 🙂
Dostałam już czytelniejsze materiały. Ale teraz jadę do Muzeum Chopina na otwarcie nowej wystawy. „Wypiszę” się więc później. 🙂
@Michał Lenarciński
Nazwiska – niestety nie mogę znaleźć linku. To padło w wywiadzie telewizyjnym z Hubertem Zadrożnym (ale nie w Polsat News).
W wywiadzie udzielonym dla TVP3 Pani Węgorzewska udaje dalej niewinną istotkę. Ona nie chce nikogo zwalniać, tylko zatrudnić na kontraktach, na lepszych warunkach. Wywiad w całości do odsłuchania tutaj:
http://warszawa.tvp.pl/29590156/21032017
To są jakieś kpiny!!! Kiedy ta sitwa z Sejmiku przestanie bawić się instytucjami kultury? Kiedy skończy się demontaż tych placówek? Kiedy Adam Struzik i jego kiepska ferajna zrozumieją, że nie mają o tym nawet bladego pojęcia.
Sitwa PO i PSL, rządząca na Mazowszu, zdolna jest tylko do zabaw, przepijania pieniędzy publicznych itp. Gorącym żelazem powinni być wypaleni podczas najbliższych wyborów samorządowych.
Tylko to potrafią:
http://wiadomosci.tvp.pl/29452945/zagadka-szkolnej-imprezy
Tak właśnie bawią się przełożeni Pani Węgorzewskiej, nie ma więc co się dziwić, że ta „artystka” podobnie postępuje z artystami WOK.
Przepraszam za mocne słowa, ale nie mogę już dłużej patrzeć na to co Semik wyprawia z instytucjami kultury na Mazowszu.
Pani Węgorzewska jest również nieźle umocowana w dojnej zmianie, przypominam. Nie tylko więc PSL, a wina PO polega tu co najwyżej na milczeniu i oddaniu decyzyjności koalicjantowi. Tak, to też niedobre, ale są pewne proporcje. W każdym razie umoczone są wszystkie trzy strony.
O sympatycznej wystawie w NIFC, z której wróciłam, napiszę przy innej okazji. Zabieram się na razie za to, co usłyszałam dziś – skupiając się nie na tym, jak to kiedyś było źle (a to kierownictwo WOK chciało uczynić jednym z głównych tematów; nie dam mu tej satysfakcji), ale na tym, jaką mają (albo nie mają) wizję przyszłości.
Wina PO nie polega tu co najwyżej na milczeniu i oddaniu decyzyjności. Tak jest im po prostu wygodnie w imię trwałości koalicji z PSL. Przypomnę, że za kulturę na Mazowszu odpowiada wicemarszałek Wiesław Raboszuk z PO, któremu opłaca się siedzieć cicho i pozwalać na rozwalanie instytucji kultury. No bo po co zagrażać koalicji, niech sobie dalej trwa ten chocholi taniec, by tylko dotrwać do końca kadencji. A to, że jakaś tam Pani Węgorzewska zaśpiewa Panu Struzikowi do kotleta i przy okazji „odwali” czarną robotę, rozwalając WOK i zwalniając artystów, to im jest na rękę. I nawet MKiDN nic tu nie pomoże, bo przecież PSL i PO nie mają najmniejszego zamiaru oddawać Ministerstwu instytucji, którą można tak „zreformować”, by zamiast płacić artystom i prowadzić ją jak należy, można „zapełnić” swoimi ludźmi w administracji, obsłudze itp. I oto przecież chodzi zarówno PO i PSL.
Obrzydzenie mnie tylko bierze, gdy patrzę na uśmiechnięta twarz Pani Węgorzewskiej. Przecież ta Pani zdaje sobie sprawę z tego co robi.
Dziś się nie uśmiechała. Nawet miałam wrażenie, że wzięła jakieś proszki. Podobnie Jacek Laszczkowski, który jak na siebie zachowywał się bardzo spokojnie, tyle że mówiąc chodził po scenie.
Zapraszam do nowego wpisu o konkretach bez konkretów 🙂
@Dorota Szwarcman Wie Pani może co za firma PR została wynajęta przez WOK do promowania „śniadania” prasowego? Pewnie będzie to jedna z tych firm-krzaków, której właściciel, zapewne przypadkowo, jest bardzo blisko spowinowacony z pewnym urzędnikiem z Sejmiku 😉 Oj jakie to wszystko jest paskudne i żenujące. Przeczytałem właśnie Pani komentarz dotyczące „śniadania” prasowego w „jednostce kulturowej”. Ciekaw jest czy Paniom prowadzącym owo „śniadanie” słoma z butów czasem nie wystawała.