Wojna mnichów na kulki z papieru
Lubelskie Kody w tym roku krótsze, bo trzydniowe, ale zawierają aż trzy prawykonania utworów-spektakli, specjalnie zamówionych na festiwal z okazji 700-lecia miasta.
Pierwszym, dzisiejszym była Monachomachia warszawskiego kompozytora Piotra Tabakiernika, często parającego się muzyką teatralną. Dlaczego właśnie ona? Biskupa Ignacego Krasickiego nosiło po Polsce, pamiętamy go zresztą głównie jako biskupa warmińskiego, ale też przez chwilę był związany z Lublinem i jego Trybunałem Koronnym. Wygląda też na to, że lublinianie (jak wynika ze wstępu do programu autorstwa trzech szefów festiwalu) poczuwają się do tego, że ów poemat heroikomiczny właśnie tu się rozgrywa, że miasto, w którym „były trzy karczmy, bram cztery ułomki,/Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”, to Lublin. Trudno powiedzieć, taki opis pasowałby do wielu polskich miasteczek. Ale niech będzie.
Monachomachia Tabakiernika ma podtytuł gatunkowy: teatr muzyczny. I tak, najwięcej do roboty mieli rzeczywiście trzej recytujący aktorzy: Grzegorz Kwas (Przewodnik), Andrzej Mastalerz (O. Rajmund, karmelita) i Sławomir Pacek (O. Gaudenty, dominikanin). Recytacja dialogująca – postaci przejmowali od siebie wzajem tekst – była prostą podstawą całego utworu. A Monachomachia z całym swoim bezwzględnym antyklerykalizmem, na jaki było stać wówczas biskupa, wciąż jest tekstem nie tylko czytelnym, ale zaskakująco aktualnym, jak aktualna jest dekadencja kleru i jak aktualne są po prostu ludzkie przywary. Jest to przy tym tekst nieodparcie zabawny i choć trochę przegadany, to jednak kształtuje formę. Wystarczyło zatem go odczytywać, a towarzyszyły mu szmerowe, jakby onomatopeiczne i także nieco prześmiewcze dźwięki zespołu instrumentalnego (Spółdzielnia Muzyczna pod batutą Lilianny Krych). Do tego jeszcze przerywniki w postaci śpiewów gregoriańskich (chór kameralny Varsoviae Regii Cantores).
Z coraz większym rozbawieniem słuchało się dysputy na temat grzechów i przyjemności wszelakich z jadłem i napitkiem na czele, której towarzyszyły nasilające się efekty elektroniczne, wreszcie o napitki właśnie (w spektaklu, nie u Krasickiego) wybuchła „wojna mnichów” – instrumentaliści i chórzyści zgromadzeni po obu stronach sali (rzecz odbywała się na scenie sali operowej Centrum Spotkania Kultur, widownię ustawiono amfiteatralnie po przeciwległych dwóch bokach, pozostałe dwa zajęli muzycy) zeszli ze swych stanowisk i zgromadziwszy amunicję z pogniecionych kulek papieru rzucali nimi w siebie nawzajem. Całość przerwał deus ex machina: wjeżdżająca na scenę klawesynistka (Dorota Stawarska) i zjeżdżająca z góry śpiewaczka (Olga Siemieńczuk), przebrane w stylu barokowym, wykonujące stylowego, a zarazem prześmiewczego poloneza o karkołomnej do wyśpiewania melodii, z tekstem francuskim (zaczynającym się bodaj od: il faut être toujours ivre), i tak się rzecz skończyła, a by potwierdzić te słowa, na zakończenie rozdawano wino.
Jest to więc w sumie dość łagodna adaptacja (a przy tym zgrabny skrót), ale prawdę mówiąc temu tekstowi wiele nie potrzeba.
Komentarze
Pobutka 11 V – I. Berlin 129 miejmy nadzieje, ze nad Polska bedą https://www.youtube.com/watch?v=bn-yuGt7XPs 🙄
albo https://www.youtube.com/watch?v=Q5kmzAxVQvg 😯
Dla urozmaicenia, wojna mnichow na miotly 🙂
O tak, słyszałam o tym 😆
Jestem niepocieszona, że w tym roku nie mogę uczestniczyć w Kodach 🙁 Powaliło mnie zapalenie płuc. Będę śledzić relacje, na które czekam z niecierpliwością.
O! Szymon Nehring pierwsza nagroda.
Na Konkursie im. Rubinsteina, gdyby kto był nie au courant. Brawo! Gratulacje.
I jeszcze jedna wiadomość pianistyczna. Częściowo zła, częściowo dobra.
Zła – bo od dawna nastawialiśmy się na recital Piotra Anderszewskiego w Katowicach w sobotę. A tymczasem pochorował się i odwołał.
Dobra – bo znaleziony został szybciutko znakomity „zastępca”: po raz pierwszy w Polsce wystąpi Paul Lewis. Ten sam, którego tu wielokrotnie zachwalał 60jerzy. Jutro program zostanie zawieszony na stronie. W pierwszej części z tego, co pamiętam, Partita B-dur Bacha i Sonata Es-dur op. 7 Beethovena. W drugiej parę walców Chopina i nie pamiętam w tej chwili, co jeszcze – ale na pewno warto! Bardzo jestem ciekawa.
O Kodach tym razem krótko, bo też większość popołudnia i wieczoru spędziłam zupełnie na innej imprezie – w Bramie Grodzkiej, gdzie była m.in. promocja naszego rodzinnego śpiewnika (była też moja siostra), a w tym wspólne śpiewanie. Na to konto z żalem, ale zrezygnowałam z wieczoru z muzyką Mortona Feldmana. Byłam za to na prapremierze utworu Ignacego Zalewskiego Missa sine nomine, napisanego także na zamówienie festiwalu. Przyznam, że nie bardzo rozumiem ideę tego dzieła, które zestawia ze sobą tekst mszalny w szczątkowej formie z poezją Mickiewicza, Kasprowicza i Józefa Czechowicza oraz pieśniami ludowymi (kurpiowską i lubelską). Jakoś mi się to nie kleiło, choć sam zestaw wykonawców ciekawy: chór, cztery puzony i perkusja; był i element teatralny, gra światłem i gestem, ale wszystko jakby naszkicowane w poszukiwaniu sensu. Zapewne nie dodawał tego sensu fakt, że tekst – śpiewany lub rytmicznie recytowany – często był niezrozumiały.
Największa sensacja festiwalowa będzie na zakończenie.
Pobutka 12 V https://www.youtube.com/watch?v=UKIXkug3DFg
http://www.nospr.org.pl/pl/aktualnosci/488/uwaga-zmiana-artysty-koncertu-13-maja-na-festiwalu-katowice-kultura-natura-wystapi-paul-lewis
Aktualny program na sobotę 🙁 / 🙂
A, to o Weberze zapomniałam. Ciekawostka, nigdy chyba tej sonaty nie słyszałam.
Dzisiejszy dzień spędziłam na wystawach. Miałam w końcu czas, żeby zwiedzić Bramę Grodzką – naprawdę niesamowitą robotę ci ludzie robią.
http://teatrnn.pl/
A ponadto odwiedziłam na Zamku wystawę kolekcji znanego grafika Tadeusza Mysłowskiego. Zacna kolekcja, zacne nazwiska. Wygląda na to, że zdążyłam niemal rzutem na taśmę, wystawa trwa do 21 maja:
http://www.muzeumlubelskie.pl/Tadeusz_Myslowski_Kolekcja_grafiki-2-787-20.html
To ci dopiero zamiana w Katowicach. Przykro mi, że PA chory, choć mój smutek jest nieco ukojony faktem, że jednak udało mi się go usłyszeć miesiąc temu w Gdańsku. I uda się, mam nadzieję, również w sierpniu na Chopiejach, w repertuarze, który jest taki sam lub podobny do tego zaplanowanego w Katowicach
Rzadko się chyba w Polsce zdarza, by świetnego pianistę udało się zastąpić równie świetnym pianistą. Mamy już co prawda, nie mogąc się doczekać występu Paula Lewisa w Polsce, bilety na jego koncert we wrześniu w innym zakątku Europy, że się odrobinkę pochwalę, ale w innym repertuarze:-) A tu takie zaskoczenie. Również jestem bardzo ciekawa, bo na żywo jeszcze tego pianisty nie słyszałam.