Opera Glińskiego?
To poniekąd spodziewany nius, ale prawdę mówiąc szukam go teraz na stronie MKiDN, na którą powołuje się PAP oraz gazeta.pl. Czyżby komunikat został zdjęty? [dopisek: pokazał się w końcu]
Obecnie wśród aktualności ministerialnych z dziedziny opery można znaleźć jedynie informację, że Waldemar Dąbrowski został przez ministra Glińskiego powołany na kolejną pięcioletnią kadencję na stanowisku dyrektora Opery Narodowej. Tymczasem PAP i prasa piszą o zarządzeniu ministra, wedle którego od 1 sierpnia powołuje nową instytucję narodową zwaną Polska Opera Królewska (?!!!), która zatrudni artystów wyrzuconych przez Doktor Dyrektor z Warszawskiej Opery Kameralnej. Siedzibą ma być Teatr Stanisławowski w Łazienkach Królewskich.
Jak wiadomo, życzę owym wszystkim artystom jak najlepiej, ale jaki to ma sens? Jest jakaś wizja artystyczna, jakiś pomysł? Dlaczego w Łazienkach, skoro Teatr Stanisławowski nie pomieści orkiestry, nie ma zaplecza, nadaje się co najwyżej do kameralnych wykonań oper barokowych? A Sinfonietta WOK jest orkiestrą grającą na instrumentach współczesnych i liczy sobie ponad 70 osób. Wiem oczywiście, że powstała z połączenia dwóch orkiestr kameralnych, ale i każda z nich osobno jest zbyt duża… Zaplecza też tam nie ma (choć prawdę mówiąc w WOK jest podobnie). Dobrze byłoby mieć inne, bardziej sensowne dla takiego zespołu miejsce – tylko gdzie?
Anna S. Dębowska wspomina w swoim artykule o trzech kandydaturach na dyrektora: Krzysztof Kur, Andrzej Klimczak i Ryszard Peryt. Wspomina też, że ten ostatni ma największe szanse jako bliski znajomy wiceminister Wandy Zwinogrodzkiej. Jednak nie wydaje mi się, by ta wersja była dobra, z wielu względów. Krzysztof Kur jest sprawny organizacyjnie, był też swego czasu zastępcą dyrektora Sutkowskiego. Andrzej Klimczak też jest bliski ideom dawnej WOK. Ale kto czuwałby nad koncepcją artystyczną całości? Trudno powiedzieć.
Jednym słowem, same zagadki. Jeden pożytek z tego, że artyści będą mieli ciągłość pracy. Na razie dobre i to.
PS. W osławionym już wywiadzie z 22.07. na stronie niezależna.pl minister wspomina o tych artystach: Uratowaliśmy część WOK. Uważaliśmy, że zmiana była zbyt głęboka i szybka, że było zagrożenie zniszczenia pewnej części opery. I dlatego część ekipy, która się nie zmieściła w zespole, zaprosiliśmy do Polskiej Opery Królewskiej. Instytucja ta będzie podróżowała po Polsce i prezentowała najlepsze przedstawienia, stanie się miejscem kształcenia młodych twórców, jako szkoła mistrzowska”. Czyli w tej koncepcji zespół wraca do swej dawnej objazdowości i braku siedziby. I przy tym jeszcze ma być miejscem kształcenia. Jak i gdzie – nie wiadomo. Cały wywiad zresztą jest kuriozalny – już nawet nie chodzi mi o relacjonowanie pretensji o istnienie Paszportów „Polityki” i Nike oraz istnieniu w przestrzeni publicznej Adama Michnika („sorry, ale nie zadekretujemy braku istnienia tych ludzi”, czyli ludzki pan, bo nas nie zamorduje, najwyżej zdusi), ale o pointę: zapytany, co go ostatnio go urzekło w kulturze, odpowiada, że film Jak zostać kotem, i skwapliwie tłumaczy się, że to nie jest polska produkcja…
Komentarze
Skoro Polska Opera Królewska (choć zgodnie z logiką czasów powinna być jednak Narodowa), to dramatycznie widocznym staje się brak króla. Chyba, że chodzi o ostatnio intronizowanego Chrystusa Króla.
No zapewne o niego chodzi, bo o kogo? Chyba nie o Króla Stasia jednak.
Statut tu: http://bip.mkidn.gov.pl/media/dziennik_urzedowy/p_52_2017.pdf
Ale też nie moglam go znaleźć i poprosiłam o pomoc.
Pomysł chybiony, na szybko i bez przemyślenia. Reszta słów i myśli nie nadaje się do napisania.
Dzięki!
W statucie nie ma o siedzibie.
Mniej by mnie zajmowało czy i gdzie będzie siedziba, bardziej już kto będzie dyrektorem. Najbardziej zaś to kto miałby być muzyczną twarzą tego projektu, czyli kwestia o której jak widać jest zupełnie cicho. Wśród wymienionych w artykule takiego nazwiska brak. Jeśli w tym względzie pozostanie stan, jaki trwał latami w WOK, nie wróżę sukcesu inwestycji pana premiera.
„Tymczasem PAP i prasa piszą o zarządzeniu ministra, wedle którego od 1 sierpnia powołuje nową instytucję narodową zwaną Polska Opera Królewska (?!!!)
——-czyzby Rzeczpospolita bedzie monarchia? (rozumiem, Prezes…)
Może o tego króla chodzi?…
http://wio.waw.pl/artykul/imieniny-anny-marii-anders-i-intronizacja-krola-kurkowego/22934
Jednak stawiałbym na Prezesa. Naczelnikiem Państwa już go tytułowano, ale to jeszcze nie to.
Krol Jaroslaw I „Krotki”?
P.S. Czy niejaki Al Capone faktycznie dzialal pod szyldem
„Towarzystwa Milosnikow Opery Wloskiej”?
Polska Opera Królewska? Czyli POK? Czuje się intencję zadęcia w tromby 😉 (wiadomo, ONI tak mają), choć przecież obecnie ten skrótowiec kojarzy się chyba jedynie z Punktem Obsługi Klienta. Takie czasy…
Statut pisany na kolanie, co widać, słychać i czuć – choćby po wadliwej interpunkcji i rozmaitych kwiatkach (np. „za wyjątkiem” – czyżby bracia Rosjanie maczali paluszki?). Mnie najbardziej rozbawił Dyrektor, zwany dalej „Dyrektorem”.
Mnie ten skrót kojarzy się z Polską Orkiestrą Kameralną 😉
@ Aspiryna (witam) – nie słyszałam o czymś takim 😆 ale był melomanem:
http://mentalfloss.com/article/62422/al-capones-hobby-songwriting
@babilas:
O kogo chodzi? Może o intronizację z listopada ub. r.? 😆
To już kolejny okołomuzyczny pomysł ministra PG w ostatnim czasie – dopiero co była mowa o nowym konkursie chopinowskim (na starych fortepianach) – co Państwo na to? Co do POK uczucia mam mocno mieszane, jeśli wszystkim będzie rządził Peryt, który od pewnego czasu jest oblatem u redemptorystów (sic!), to spodziewać się można w najlepszym razie ogrzewania kotletów, które już w WOK wyschły na podeszwę, z niezbędną domieszką akademii ku czci… I to wszystko za cenę dewastacji teatru w Łazienkach (dyrekcja tamtejsza już zawczasu wymieniona na posluszną, więc się raczej nie sprzeciwi). A muzyków żal.
Gliński ma dobry pomysł. Byłem z żoną na jednym spektaklu w Teatrze Stanisławowskim – Orlando J.F. Haendla – zachwycił nas. Tylko złośliwi udają, że nie wiedzą, że chodzi o króla Stasia – niech popatrzą na plafon, gdzie powozi kwadrygą jako Apollo. Proponuję, żeby Opera Królewska wykorzystała dodatkowo piękną i komfortową salę [z zapleczem] w Mateczniku Mazowsze w Karolinie. Niestety – jak dotąd – stoi ona prawie zawsze pusta. Szkoda, że Gliński nie może zastąpić marszałka i panią dyrektor osobami kompetentnymi.
Co do konkursu chopinowskiego na fortepianach historycznych, to nie łączyłabym tych rzeczy. To jest idea Stanisława Leszczyńskiego z NIFC, który już od dawna o tym marzył. Traf chciał, że udało się akurat teraz – ogólnie Chopin ma zielone światło u obecnej władzy.
@ stok – witam. Tak, oczywiście że opera barokowa tam dobrze brzmi. Ale wspominałam we wpisie, że Sinfonietta gra na instrumentach współczesnych i jest duża. Zupełnie tam nie pasuje.
A do Karolina to kto niby będzie jeździł?
@stok
Czy mogę poprosić o przetłumaczenie na ludzki: „Gliński nie może zastąpić marszałka i panią dyrektor osobami…”. Na pańszczyźnie u „króla Stasia” może by to i uszło.
Teatr w Łazienkach jest znakomitym miejscem dla kameralnych wydarzeń muzyczno-teatralnych, jak wspomniany „Orlando”, ale rzeczywiście niezbyt nadaje się na stałą siedzibę. Adaptacja do tej funkcji musi wiązać się z koniecznością przystosowania do obowiązujących przepisów choćby ppoż.,a w konsekwencji demolką 🙁 A i tak efekt końcowy pewnie będzie niewspółmierny do strat. To jest oczywiście moje zdanie, tylko na podstawie znajomości obiektu. Może się mylę. Zresztą i tak obowiązująca,jakże niesłuszna, doktryna konserwatorska za chwilę przestanie być obowiązująca (vide – odbudowa zamków Kazimierza Wielkiego ). Off topic – czy Kierownictwo zaszczyci nas w tym roku w Świdnicy ?
Świdnica już się zaczęła wczoraj beze mnie 🙁 , recitalem Bezuidenhouta. Jakoś nikt się do mnie w tym roku stamtąd nie odezwał, a przymawiać się nie lubię, więc cóż, robię sobie przerwę…
Za to zobaczymy się na Wratislavii – już potwierdziłam przyjazd 🙂
A odbudowa zamków kazimierzowskich… jak to usłyszałam, to osłupiałam. I wyobraziłam sobie poznańskie „zamki Przemysła” rozsiane po całej Polsce… 😈
Szkoda 🙁 Zatem do zobaczenia we wrześniu. Spotkaliśmy się wczoraj w trochę deszczowej Świdnicy z 60jerzym,mam nadzieję, że szerzej napisze o recitalu Bezuidenhouta. A pomysły z zamkami,listą Pomników Historii ( sto obiektów na stulecie) i innymi znakami dumy narodowej Polaków to temat na osobne opowiadanie…
Dzień dobry 🙂
Pozwólcie, że nadrobię sobie ze Świdnicy (choć akurat tego utworu nie było):
https://www.youtube.com/watch?v=Wh4GRCdqwS8
Co ja widzę, idea przybrała kształt urzędowy, czyli jest podparta kwitem. No, no. Gratulacje dla przewodniczącego związku zawodowego. Szacun. Co bowiem mamy? Mamy akt założycielski i budżet (zapewne), a niedługo będziemy mieli dyrektora i księgowość, czyli dwa najbardziej istotne elementy każdej opery, choćby i królewskiej. Za tym pójdą etaty dla muzyków. Czego natomiast nie mamy? Nie mamy siedziby, w której można uprawiać zawód muzyka, a zwłaszcza nie mamy miejsca na próby. To jest bardzo pozytywne, bo w związku z tym prób nie będzie, zwłaszcza, że nie mamy też programu ani zarysu tegoż. O przyszłej działalności wszystko już powiedział pan minister cytowany przez PK wyżej – będą objazdy po domach kultury z wiązankami przebojów. Do tego próby nie są potrzebne, przychodzi się i gra jak na normalnej chałturze, ale tu jest i stała pensja, i dodatki, i ubezpieczenie. Jak w bajce o szczęśliwym muzyku orkiestrowym. No i jak nie ma prób, to można nałapać więcej chałtur z boku, jeśli komuś zależy.
O wszelkich Łazienkach zapomnijmy, dobrze? Na szczęście nikt tam towarzystwa nie wpuści. Na siedzibę wystarczą dwa pokoje z zapleczem socjalnym, więc może gdzieś się dyrekcję upchnie koło pałacu, ale to wszystko. Chociaż ja bym raczej proponował u nas w kamienicy, jest fajny lokal na parterze, w sam raz i pewnie taniej. Adres jest bardzo dobry, a jak wywieszą szyld, że królewskie itd. to nieruchomość zdrożeje i będziemy mieli być może też pożytek, a nie tylko muzycy. 😎
Hehe…
WW jak zawsze z trzeźwym spojrzeniem 🙂
Ale mam nadzieję, że jednak to są prawdziwi muzycy i oni sami nie będą chcieli dawać tak bezczelnej chałtury. Miejsce na próby musi się jakieś znaleźć. WOK nie miał siedziby przez wiele lat, ale przynajmniej miał salę prób i kilka pokoików na biura na Nowogrodzkiej, działające tam zresztą do dziś (na Al. Solidarności jest tylko sala).
Wczoraj dotarłam wreszcie pierwszy raz w tym roku (czego żałuję, bo program fajny) na Jazz na Starówce. Nie przepadam co prawda za Jamesem Carterem, trochę cyrkowca mi przypomina, ani głębia za tym żadna nie leży, ale przyznam, że to granie było w sam raz na wieczór na Rynku, ludzi były tłumy i potrafił rozgrzać je do białości, zwłaszcza że uczciwie grał prawie dwie godziny bez przerwy. On po prostu lubi grać, popisywać się. I to jest w takich sytuacjach na luzie świetne. Podobało mi się też, że wystąpił w nowym kwartecie, bez brzmienia organów, których nie lubię.
Za dwa tygodnie – ciekawostka: Turnau jako jazzman 😉 Ciekawe, jak sobie poradzi w trochę innej roli.
Dziś o 16. w ramach koncertów na Grochowskiej ma być recital Marcina Świątkiewicza. Nie wiem tylko, czy dotrę, bo już jest upał, a co dopiero po południu, a warunki w dawnym Instytucie Weterynarii są… hm… średnie.
Dotarłam i bardzo się cieszę 🙂
Na szczęście koncert był nie w głównym budynku, ale w sali prób w pawilonie, który stoi w zacienionym miejscu, a otwierając drzwi i leżące naprzeciwko wyjście ewakuacyjne można było nawet stworzyć przewiew. W programie były utwory z najnowszej płyty Chromatica (w tym Bach!) i trochę ptasich części różnych barokowych suit. Salka była pełna.
Towarzystwo Opery Włoskiej to mafia – z „Pół żartem, pół serio” Billy Wildera…
🙂
Trochę nijako było wchodzić głuchemu na Dywan, ale jakoś powoli się przyzwyczajam. Mogę jakoś odbierać muzykę z satysfakcją, chociaż pewnie słyszę ją inaczej. Głuchota w różnym stopniu przy różnych wysokościach dźwięków. Zacząłem odwiedzać przybytki Euterpe i Polihymni. Zaczęło się od recitalu Caroline Haffner (Murat) w kościele Saint Martin in the Fields. Wirtuozka Zasłużona dla Kultury Polskiej była zapowiadana jako szczególnie romantyczna i dynamiczna, co nam się wydawało trudne do równoczesnego osiągnięcia. Jednak w trakcie trwania recitalu musieliśmy zrewidować pogląd na to zagadnienie. Grała Chopina, Debussego i Liszta.
Ostatnio Noc Włoska w Operze Bałtyckiej. Wykonawcy: Catarina Coresi, Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak, Aleksandra Olczyk, Tomasz Kuk, Andrij Shkurhan
Chór i Orkiestra Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Dostaliśmy bilety w prezencie, bo sam bym nie wpadł na taki pomysł składankowy z najbardziej osłuchanymi fragmentami. Byliśmy bardzo zaskoczeni in plus. Żadnemu z wykonawców nie można było zarzucić uchybień ani popisywania się (no, może Andrij trochę w Cyruliku). Nawet orkiestra całkiem dobrze zdała egzamin. I sprawa bardzo ważna – publiczność. Wieczór prowadził Jerzy Snakowski znany z wykładów na uniwersytetach III wieku w Gdańsku i w Gdyni. Nie tylko wykłada, ale i organizuje dla słuchaczy wypady do oper poza Trójmiasta – do Bydgoszczy, a nawet, jeśli się nie mylę, do Berlina. Mam wrażenie, że na ten wieczór przyciągnął większość swoich studentów i od dawna bilety były już wyprzedane.
Bilety otrzymakliśmy od syna i synowej mieszkających w Wilanowie. Parę tygodni temu informowali nas telefonicznie, że ponoć Gliński ratuje artystów WOK urządzając Operę Królewską. Pytali, czy coś z tego rozumiemy. Byli bardzo zainteresowani, bo z dziećmi regularnie odwiedzali poranki niedzielne. Może coś z tego wyjdzie nawet przy słabościach organizacyjnych. Z drugiej strony obawiam się, że era objazdowych instytucji kulturalnych na wysokim poziomie już się skończyła kilkadziesiąt lat temu. Myślę, że Minkowskiego nie można zaliczyć do takiej kategorii pomimo szalonych tournees. To nie jest typowy przykład.
Aha, pytanie o króla. Nie stawiałbym na Chrystusa, bo musieliby repertuar ograniczyć do oratoryjnego. Ja myślę, że raczej chodzi o przyszłego króla Jarosława, ewentualnie Zbigniewa. Niby dlaczego taka myśl nie miała zaświtać w ich głowach. Jeżeli zmieniamy ustrój, dlaczego nie mamy zmienić na monarchię. W końcu nawet bez Polexitu to powinno przejść. Mamy w UE kilka monarchii.
Wielki Wodzu, podobnież teraz chałtura jest niepoprawna politycznie, mówi się „dżob” 😉 Wiadomość pewna – od dyrektora wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol : http://teatr-capitol.pl/spektakle/136-na-afiszu/1009-dob 😀
To prawda, że wśród muzyków powszechnie mówi się „dżob”. Ale chałtura to pojemniejsze określenie i sygnalizuje również jakość…
Miło widzieć Stanisława 🙂 Jak już przy Wybrzeżu jesteśmy, to zapraszam na wydarzenie w Sopocie:
https://www.facebook.com/events/120411645243613/
A potem można się udać na ten koncert:
http://sopotclassic.pl/event/koncert-muzyki-barokowej-2/
jako i my się udajemy.
Skoro nie było dziś pobutki, niech będzie przynajmniej muzyczne wspomnienie Artystki:
https://www.youtube.com/watch?v=5l0ytUxNh2s
A mnie zastanawia teraz prasa prawicowa, która klaskała p.o. dyrektor i teraz musi znów zacząć pisać miło o zwolnionych artystach, podmiocie troski samego wicepremiera. Ot, zagadka!
http://www.rdc.pl/informacje/profesor-ryszard-peryt-dyrektorem-polskiej-opery-krolewskiej/
@ mirax – prasa prawicowa będzie po prostu wniebowzięta 🙂 oto ma aż dwie opery kierowane przez ulubieńców psychoprawicy, z gwarancją że żadnych lewackich ekscesów w nich nie będzie. Pozycja Dottoressy w tym środowisku jest niezachwiana, oto najnowsza laurka (jak ktoś jest uczulony na lukier – niech nie czyta). B. przepraszam za wklejenie tu artykułu z TEGO CZEGOŚ (aczkolwiek już pierwsze zdanie zawiera informację b. niepokojącą genderowo: „Bardzo kobieca śpiewaczka operowa Alicja Węgorzewska w operze ‚Faust’ Charles’a Gounoda wykonywała partię Siebela, starego, łysego mężczyzny. – To była dość niewdzięczna rola” – na szczęście nie zaszła znacznie gorsza i bezbożna sytuacja, gdy chłop przebiera się za babę):
http://niezalezna.pl/103202-alicja-w-krainie-dzwiekow-utalentowana-i-pracowita
A najśmieszniejsze jest to, że Siebel to nie „stary, łysy mężczyzna”, lecz młody chłopak zakochany w Małgorzacie… Nieuctwo wśród prawicy jest powszechne 🙁
No cóż, stało się. Obawiam się, że choć co prawda to p. Peryt walczył o nową instytucję, to niewiele dobrego z tego wyniknie. Mozart był już dawno temu. Teraz aktualne są raczej spektakle wg tekstów Jana Pawła II. To nie jest jedyny powód tego, co napisałam powyżej – że to nie jest dobry pomysł. Jego rozstanie z WOK nie było przyjemne (szerzej opowiadać nie będę), choć spektakle zostały. A i spektakle były różnej jakości; nie mogę mu darować tego, co zrobił np. z L’incoronazione di Poppea Monteverdiego…
No cóż, ale pisowska ławka artystyczna jest krótka.
To mój pierwszy raz tutaj jako „nie-czytelnik”.
@ Takablada – może szkoda, że w swój czas nie wpasował się Mariusz Kwiecień 🙂
W wywiadzie, jakiego udzielił niedawno
http://operalovers.pl/mariusz-kwiecien-zawsze-wiedzialem-ze-chce-robic-cos-na-maksa/#prettyPhoto
wyraził chęć, gdy osiągnie już swoje lata, zostania dyrektorem artystycznym, jakiegoś teatru operowego – jak raz w Warszawie, do której żywi sentyment.
Swą kandydaturę przekreśla jednak wynurzeniami o braku patriotyzmu i stronieniu od kościelnych obrzędów…
Co gorsza, jego faworytem jest Janusz Palikot… 😆
Ale też dziwne rzeczy mówi, np. „Szymanowskiego można traktować jako pochodną Mozarta”… ❓
W każdym razie dzięki za link 🙂
W kwestii Szymanowski/Mozart – może tak faktycznie uważa, jego prawo…
A może chciał wyjść poza sferę banalnych, w większości, pytań swej interlokutorki.
W każdym razie, trudno oprzeć się wrażeniu, że to MK nadaje ton wywiadowi i na swój sposób mówi to co chce, a nie o co jest pytany 🙂
Cóż, jest silną osobowością. Ciekawe, nawiasem mówiąc, jakim mógłby być dyrektorem i jakie miałby pomysły.
A teraz mamy dwie placówki, których przyszłość artystyczna jest tajemnicą. Na stronie WOK nie ma najmniejszego śladu planów, więc jest enigmą taką samą jak Królewska 😈
@PK
Plakaty informujące o „Salonie Polityki” w różnych miejscach Sopotu wiszą, więc mam nadzieję, że publiczność dopisze. Nie wiem jeszcze, czy uda mi się dotrzeć, natomiast teatr Boto to kameralne, przytulne miejsce, więc pewnie i takie będzie to spotkanie:-)
ścichapęk „Skoro nie było dziś pobutki”
Gostkówna zawitała i pobutka padła. Obawiam sie, ze tak bedzie do połowy pazdziernika – no, ale tak jak gdyby ktos to zauwazył 😉
Pare dni temu: G. Moore 118 30 VII . Oczywiscie pamietam zdanie P. Marchwinskiego – akompaniator???
https://www.youtube.com/watch?v=O6De3QqkXk8
https://www.youtube.com/watch?v=UrxAGwzMp_Q
Myślę, że w mniej ciekawych czasach ktoś pójdzie po rozum do głowy i połączy obie instytucje. Zapewne z całego tego zamieszania pozostanie jeden twardy konkret: finansowanie ministerialne (może i uwznioślająca nazwa się przyjmie?). Wypada więc przyłączyć się do wyrazów uznania dla skuteczności Związkowców. Pytanie tylko, czy jakaś racjonalizacja stanu osobowego (przeprowadzona w cywilizowany sposób) nie byłaby jednak konieczna?…Na moje oko profana trochę to było/jest, mimo wszystko, „Bizancjum”. Używane często pojęcie „rodzina” też nie musi kojarzyć się jednoznacznie pozytywnie…A co by nie mówić, nawet instytucja państwowa nie może być po prostu ochronką dla artystów. Gdyby to jeszcze byli plastycy, to każdy by sobie coś tam dłubał, ale wszystkich na scenę, w jakimś rozsądnym wymiarze, chyba wpuścić się nie da (?) …Tak sobie koncypuję, a że nie za bardzo się znam, toteż różne przerażające herezje przychodzą mi do głowy 😛
Dzień dobry 🙂
Gerald Moore zawsze mówił o sobie: akompaniator. I tego prof. Marchwiński nigdy nie mógł mu darować, zdenerwował go też tytuł jednej z jego książek: Am I too loud? Uważa, że pianista kameralista nie może myśleć o tym, żeby być tłem, musi pokazać w pełni, tak jak współmuzykujący, to, co ma do powiedzenia.
Pozdrowienia serdeczne dla Gostkówny 🙂
A na krótkiej liście kandydatów do nagród magazynu Gramophone m.in płyta Kwartetu Śląskiego z kwartetami Grażyny Bacewicz, w kategorii muzyki instrumentalnej i płyta Piotra Anderszewskiego z Mozartem i Schumannem, w kategorii instrumentalnej. Piotr Anderszewski jest stałym bywalcem. Bardzo cieszy obecność w tym gronie najlepszych Kwartetu Śląskiego.
Tu pełna lista:
https://www.gramophone.co.uk/classical-music-news/gramophone-awards-2017-shortlist
@ Gatsby – a mnie niestety przychodzi do głowy ciąg patriotyczno-religijnych spektakli w kościołach w „estetyce” bezguścia… 👿 Nie tego życzyłabym tym artystom. To znaczy, od czasu do czasu większe dzieła czemu nie, jak np. za Sutkowskiego koncerty z muzyką oratoryjną Elsnera czy Paisiella. Ale to był tylko mały odłamek działalności WOK.
Z tą pochodną to chyba idzie o to, że muzyka Szymanowskiego jest z ducha niemieckiego – przez wspomnianego Straussa, który byłby pochodną niższego rzędu – a nie, że Szymanowski z Mozarta coś brał wprost 🙂
Fajnego kota znalazłem – temu nie trzeba tłumaczyć, jak zostać kotem 🙂
http://amolife.com/image/images/stories/Animals/Cats/summer_cats_8.jpg
Widzę, że link przestał działać, zatem może tutaj:
http://www.prestoclassical.co.uk/awards/1798/Gramophone-Awards-2017-shortlist
Z poloników mamy jeszcze (częściowo) to:
http://www.prestoclassical.co.uk/r/Signum/SIGCD480
No kiedy właśnie akurat o Królu Rogerze trudno powiedzieć, że jest z ducha niemieckiego, choć jest tam gęsta orkiestra i harmonie. Ale ma w sobie orientalizm, podobny zresztą jak w Pieśni o nocy, który bliższy byłby nawet impresjonizmowi. Taki jest samoswój.
Ciekawe, co mówi Kwiecień, że w Barcelonie w Rogerze podobało się „wszystko oprócz muzyki”. Byłam tam na tym, to był spektakl Pountneya (ten sam, co wcześniej w Bregencji i później w Warszawie), niespecjalnie za tą inscenizacją przepadam, ale wykonanie było dość porządne, choć polszczyzna brzmiała różnie (oczywiście poza Rucińskim i Moniką Mych).
Faktycznie:-) A Kwartet Śląski oczywiście w kategorii muzyki kameralnej – napisałam wcześniej, że instrumentalnej.
Bardzo cieszą te nominacje. Anderszewski chyba nie dostanie, tak płyta po płycie, choć miło by było:-)
@Dorota Szwarcman
„a mnie niestety przychodzi do głowy ciąg patriotyczno-religijnych spektakli w kościołach w „estetyce” bezguścia”
——————-
Warszawa chyba jest o tyle specyficzna, że co bardziej uroczyste msze są (z wiadomych względów) w rycie ściśle militarnym, z wartami i chórem żołnierskim wykonującym repertuar zarówno patriotyczny jak i religijny. Wychodzi to istotnie dosyć…ciężko. Wysokiej klasy zespół mieszany, z delikatnym wprowadzeniem bardziej uniwersalnych akcentów, byłby zmianą na korzyść. Tylko że nie sądzę, aby „w kręgach” było akurat takie zapotrzebowanie (może to być pewnym pocieszeniem).
Niemniej uważam, że kościół to świetne miejsce do podnoszenia kultury muzycznej – nawiązując do jednego z ostatnich wpisów na blogu. Jest dodatkowa motywacja, która pozwala wyjść poza elitarne grono. Na przykład, nie trzeba się tłumaczyć rodzicom ze „straty czasu” na zajęcie bez finansowych perspektyw. W końcu wszystko na chwałę Pana…No ale nie o tym teraz mowa.
Wyją syreny…
No może nie zawsze takie świetne miejsce do podnoszenia kultury muzycznej, ale jednak zaletą jest masowość. Zresztą w Polsce był akurat problem ze świeckim chórem…Pilnować trzeba.
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1714328,1,jak-molestowano-chorzystow-w-ratyzbonie.read
Tak, to świetne miejsce do podnoszenia kultury muzycznej, byle dobrej jakości 😉
Pewnie za dużo wymagam… cóż, prawo krytyka 😛
Jeszcze w sprawie festiwalu sierpniowego w Bieczu: nazywającego się teraz Kromer Biecz Festiwal – gwoli informacji:
http://www.biecz.pl/asp/pl_start.asp?typ=13&sub=0&subsub=0&menu=7&artykul=5919&akcja=artykul
a tu program:
http://www.biecz.pl/asp/pl_start.asp?typ=13&sub=0&subsub=0&menu=7&artykul=5918&akcja=artykul
Kilka koncertów zwraca uwagę ze względu na rzadko w Polsce słyszanych artystów…
Pani Kierowniczko 20:59 – „…cóż prawo krytyka” – tutaj ku przestrodze i może pod rozwagę dla wszystkich krytyków, gdyby im przyszło do głowy pisać w przyszłości krytyczne teksty o jakiejkolwiek instytucji muzycznej w Polsce. Ta forma cenzury może wchodzi w modę, a po zapowiadanych zmianach przepisów w obszarze mediów, ta sytuacja nabiera dodatkowego kolorytu, bo to już znany nam PRL w pełnej krasie. Poniższy wpis pochodzi z otwartej strony FB pracowników WOK: „Kochani. Dostałem właśnie wezwanie od kancelarii prawnej reprezentującej dr Węgorzewską do usunięcia dziesięciu tekstów na temat WOK, ponieważ naruszają dobra osobiste władz WOK – wskazano moje teksty jako niezgodne z prawdą i pejoratywne, a krytykę za nierzeczową. Oznajmiono, że mam siedem dni na skasowanie wyszczególnionych wpisów i opublikowanie specjalnych przeprosin, których treść specjalnie dla mnie opracowano. Zrobię to, bo chociaż nie zrobiłem nic złego, nie mam chęci być ciąganym po sądach. Nie zmienia to mojego stosunku do wszystkich byłych artystów WOK. Od wielu lat dzięki Wam uczyłem się kochać operę. Będziemy się zresztą widywać w Polskiej Operze Królewskiej. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Włodzimierz Neubart. 2 godz temu”.
Tak, widziałam to pismo niestety. Moim zdaniem Pan Włodzimierz nie powinien się poddawać, tylko skonsultować sprawę z prawnikiem i zanalizować swoje teksty pod tym kątem: jeśli są tam opisane fakty, to skoro można je udowodnić (np. pismami nt. przesłuchań czy egzaminów, wpisami na stronie internetowej nie mającymi pokrycia w rzeczywistości itp.), nie musi się ich kasować, bo spokojnie można się w razie czego wybronić, a zarzut pejoratywności i „nierzetelnej krytyki” jest po prostu bałamutny i nie podlega ocenie sądu.
Widzę, że komentarze na fb (strona „Ratujmy Warszawską Operę Kameralną”) są całkowicie zbieżne z tym, co wyżej napisałam 🙂
Tadeusz Deszkiewicz z RDC chce już zrobić materiał o wolności prasy. Kolejne rysy w ramach PiS 😉
Ale widzę, że Pan Włodzimierz już się poddał – usunął wpisy na swoim blogu.
Szkoda.
Pan Neubart rzeczywiście, częściowo się poddał… (nie zauważyłem wprawdzie przeprosin, ale wpisy rzeczywiście znikły, co i tak jest bez sensu, bo w internecie nic nie ginie – były przecież udostępniane). Za Panią Kierowniczką i innymi krytykami stoi najczęściej jakaś redakcja – Polityka, Rzeczpospolita itp. i ich działy prawne. Trochę trudniej jest zatem zaatakować niechcianą krytykę (czy są chciane..?). Tu p Węgorzewskiej wydało się, że może pozwolić sobie na zastraszanie kancelarią – notabene za pieniądze WOK czyli podatnika. Oczywiście stosując to zamiast normalnej reakcji, czyli wejścia w polemikę, posłużenia się argumentami, dokumentami, recenzjami. Jedyną reakcją w tej sytuacji powinna być reakcja środowiska dziennikarskiego, jak ta w poniższym linku: http://www.rdc.pl/informacje/oswiadczenie-prezesa-polskiego-radia-rdc-ws-bloga-chochlik-kulturalny/ , bo to rzeczywiście niebezpieczne cenzorskie zapędy. I w tym przypadku bynajmniej nie środowiska PIS, a jak najbardziej światłego PSL, którego ta pani jest nominatką i beneficjentką. Do towarzystwa z Gazety Polskiej i red. Sakiewicza jedynie sprytnie się „podpina”, jak to właśnie „obrotowy” Peezel robi nie po raz pierwszy. W zależności, z której strony wiatr powieje, już jest gotowy by uszczknąć i tu i tu…
Na temat beneficjów i „funkcjonowania na rynku jako artysta wykonawca”, co w omawianym przypadku oznacza czerpanie garściami ze środków publicznych, zwracam Państwa uwagę na kolejną uchwałę zarządu Maz. Urzędu Marszałkowskiego – Nr 1029/258/17 z dn. 10-07-2017. Okazuje się, że teraz reżyseruje się i pisze scenariusze – koncertów! I to robi dyrektor naczelny, a więc i artystyczny instytucji, który w obowiązkach swoich ma jak najbardziej organizację takich wydarzeń, ustalenie ich programu, oprawy, obsady, realizatorów itp. Czyli najpierw zapłacimy dyrektorowi pensję, a następnie za to samo … Oprócz tego mamy nowy obyczaj „prowadzenia” koncertów – nie wystarczy już powitanie dostojnych gości, podziękowanie sponsorom i partnerom przez organizatora Festiwalu i oddanie głosu wykonawcom. Nie, trzeba jeszcze koniecznie taki koncert poprowadzić, a najlepiej we dwójkę (J Laszczkowski), bo raźniej. Ta drobnostka kosztowała WOK (bez honorarium drugiego „prowadzącego”) tylko kolejne 30 tys. Dla równowagi ducha przytoczę kolejną: Uchwała nr 176/218/17 z 07.02.br. To dla odmiany analogiczna zgoda dla dyrektora Teatru Polskiego w W-wie, jednego z najwybitniejszych naszych aktorów dramatycznych i filmowych – za główną, tytułową rolę w „Królu Lirze”. Przytaczam tę, bo szczególna rola, ale jest takich uchwał dla p A. Seweryna sporo. Kwoty za spektakle wahają się pomiędzy 700 zł. a niespełna 1.400, jak we wspomnianym „..Lirze”. Jestem zatem bardzo ciekaw szczegółów tego artystycznego wkładu dyrekcji WOK, bo ta dysproporcja razi aż nadto. Ale nie wszystkich – taką sytuację oczywiście akceptuje zarząd województwa. Dlaczego się pytam i aż obawiam się odpowiedzi.
No baaardzo ciekawe…
Bardzo też przykre, że p. AWW zgodził się reprezentować Michał Błeszyński, który jest (chyba) synem prof. Jana Błeszyńskiego, którego znałam kiedyś jako przyzwoitego specjalistę od prawa autorskiego. Wstyd.
Przynajmniej uczciwie pani doktór zarabia, z uchwałami i innymi papierami. Słyszałem (ale oczywiście nie wierzę, to musi być robota wstrętnych potwarców), że w peeselowskich instytucjach kultury obowiązywało raczej pobieranie pod stołem prowizji od uczestników koncertów. Jak można tak szkalować ciężko pracujących ludzi? A tymi uchwałami zamykamy usta pewnym środowiskom, działającym z określonych pozycji.
https://www.youtube.com/watch?v=JZBKm2BVUL4
Ech… już to kiedyś tu wrzucałam. Ostrzegam przed słuchaniem 😉
I ja, nawet wcześniej. W tym wypadku znana paremia Repetitio est mater studiorum jakoś istotnie nie znajduje zastosowania 😉
Jednak nic nie dorówna https://www.youtube.com/watch?v=w1F5HBO3glA
Przestańcie. Już będę grzeczny. 😥
No już dobrze, głaszczemy po główce i wrzucamy Pobutkę-odtrutkę 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=qnq6FNRQx98
Trudno sobie wyobrazić lepszą! 🙂
No, no to Szanowny WW uważa, że jak z uchwałami, to bez prowizji? A to na to nie wpadłem. To dodam jedynie, że praktyka czy raczej taktyka wygląda tak, że np. na ok 10 przeróżnych występów p AWW w okresie grudzień 2016 – styczeń 2017 wystąpiła o zgodę jeden raz. A smaczny koncercik z 02.03.br. za ok. 150 tys. zł., o którym była mowa podczas słynnego śniadania prasowego, uzyskał zgodę UM kilka dni po jego wykonaniu, bo zaczęto o nim publicznie dyskutować Dla tych co może tego nie wiedzą i myślą, że to przecież nic nie znaczący pikuś – wystąpić wtedy o taką zgodę dyrektor instytucji samorządowej powinien na 21 dni przed wydarzeniem. Natomiast występ bez zgody zarządu, zgodnie z samorządowym zarządzeniem, jest podstawą do rozwiązania umowy z dyrektorem w trybie dyscyplinarnym. I co? I nic. Tym bardziej, że te występy to też wyjście na przeciw „rynkowemu” zapotrzebowaniu zgłaszanemu przez gminy czy gminne instytucje… Zresztą zapotrzebowanie na „reżyserów” chyba obiektywnie rośnie, bo mamy znowu szansę na obcowanie z efektami ciężkiej pracy na tym polu, niesłusznie zapomnianego innego bohatera niegdysiejszych wpisów na tym blogu – Włodzimierza Izbana. Pod szyldem, a jakże mTeatru, cykl „Mistrzowie spotkania z wybitnymi postaciami świata kultury”, w TVP3. Odbyło się już spotkanie z p Olgierdem Łukaszewiczem. Na jednym fotelu Mistrz na drugim Dziennikarka. Zadaje pytania, Mistrz odpowiada, rozmawiają. To wszystko na tle tablicy z logiem mTeatru. I proszę Państwa, to wszystko jest wyreżyserowane przez W Izbana! Naprawdę! Co tam jakieś Szekspiry i opery, wyreżyserować rozmawiającego O Łukaszewicza, o to nie byle co. Reasumując – WW oczywiście jak zawsze ma rację.
Tymczasem mamy wypowiedź nowego Dyrektora naszej Royal Opera House.
Na inaugurację – ‚Requiem’ w Dzień Zaduszny, a potem już tylko ciekawiej…
W ogóle – wszystko jest tu ciekawe.
http://www.polskieradio.pl/8/410/Artykul/1805187,Prof-Peryt-o-Polskiej-Operze-Krolewskiej-Marzenie-stalo-sie-cialem
Często chciałbym racji nie mieć, ale mam.
A tu jest obrazek z przyszłości tej opery objazdowej. Dyrekcja zadowolona, związek zawodowy zadowolony. Publiczność też, bo „wspaniali artyści wykonali genialne dzieła” (cytuję z pamięci za nowym RM, dział korespondencji z terenu).
http://static.panoramio.com/photos/large/10567739.jpg
No i czy jest ktos, kto sie czegos takiego nie spodziewal? 😛 W kazdym razie jesli ktos pamieta dyrekcje tego pana w Narodowej, to sie nie zdziwi…
Pozdrawiam z Sopotu 🙂 Mialam juz dzis wieczorem byc w Warszawie, ale zaproponowano mi pozostanie na caly weekend, bo w poniedzialek i tak mam byc w Gdansku. Mialabym o czym pisac, ale nie wzielam kompa, a dziubdzianie wpisu na komorce byloby dosc klopotliwe… Opisze wiec wszystko po powrocie.
A jednak Pani została:-) My jeszcze też w Sopocie, ale tylko do jutra. Koniec byczenia się, trzeba wracać na Chopieje:-) tzn. byczenie się dotyczy mnie, bo Ł. dopiero dziś przyjechał. Uświadomiłam sobie, że nie mamy żadnego kontaktu do PK. Musimy to nadrobić w Warszawie. Byliśmy dziś w bardzo przyjemnej żydowskiej restauracyjce, dość niezobowiązująca. Nazywa się „Bagażownia” i jest obok dworca, zaraz za Sphinxem.”Anatewka” w Łodzi to ten sam właściciel.
Gdyby PK miała ochotę na sztukę, to urocza jest wystawa polsko-rosyjskiego impresjonisty Jana Ciąglińskiego w PGS. Nigdy o nim nie słyszałam, a jego małe krajobrazy są piękne, pełne światła.
Natomiast, znajdująca się w tym samym budynku, wystawa Fleur de Paris, mimo że kuratorem jest Bogusław Deptuła, raczej nie warta uwagi.
Bylam wczoraj 🙂 Ciaglinski rzeczywiscie swietny, ciekawy tez Ryszard Stryjec. Co do Fleur de Paris, sa pojedyncze prace ciekawe i da sie je wylowic. Nie widzialam nigdy np. rzezby Modiglianiego.
No i bylam wczoraj na dzezach 😉 Najpierw parada nowoorleanska, czyli pan na szczudlach prowadzil ciag kilku slicznych starych gruchotow, a za nimi na ciezarowce grupa milych oldbojow grala sobie dixielandy. I tak przez caly Monciak. A potem koncerty w muszli, zaskoczyl mnie na plus Tymon w swojej wersji jazzowej. Nie wiem, czy dzis pojde, zobacze. Na razie umowilam sie na plotki 🙂
Tymczasem w Łodzi w ostatni czwartek gościliśmy Marcina Maseckiego i Jerzego Rodziewicza z programem „Ragtime”. Świetna produkcja (jak to zwykle u MM – muzyczna kaskaderka) i licznie zebrana publiczność która urządziła owację należną (i proszę tu sobie absolutnie nie podkładać wiadomego zdjęcia amfiteatru zdrojowego w Ciechocinku). Jedną z jej odsłon projektu można obejrzeć na YT https://www.youtube.com/watch?v=oY4eq38Otnw
Ale w Łodzi było dużo lepiej niż w NY – instrument lepszy i słuchaczy zapewne też więcej. Klub Wytwórnia się stara nawet wtedy kiedy wszyscy inni odpuszczają.
Występująca w pierwszej części wieczoru młodzież z Intl Jazz Platform interesująca w ok. 20 %. Tzn. jedynie skład prowadzony przez Thomasa Stronena jakoś się odznaczył. Ale dobre i to.
Miłośnikom muzyki improwizowanej i synkopowanej na te letnie tygodnie polecam googlować nazwy „Snarky Puppy” i „Forq”. Na YT są całe koncerty – bardzo smaczne. To już nie taka młodzież ale na pewno nowsza generacja. Gdybym miał polecać konkretne utwory to Forq – Taizo a Snarky Puppy – Lingus.
A to dżezy na Monciaku jakoś nas ominęły. Na koncert w muszli dotarliśmy wczoraj też, ale na sam koniec. Nie wiedzieliśmy, że jest. Ale tak bardzo nie żałuję, bo do jazzu jakoś nie mam jednak przekonania. Lokalny patriotyzm sprawia, że słucham jedynie czasem Możdżera:-)
Nie chcę być osobą, która przynosi złe wiadomości, ale z programu Chopiejów zniknęła niestety Martita…
Zastępuje ją odpowiednio Nehring i Ohlsson. Może PK dowie się czegoś, gdy wróci.
Wlasnie w tej chwili tez sie dowiedzialam, ze odwolala 🙁
@dziubdzianie
Klawiatury sinozębe i inne nowoczesne wynalazki. Wszystko „dasię” 🙂
Może i da się, jak człowiek na to przygotowany. Ja zostałam bezkompowa na cztery dni zupełnie niespodziewanie…
Ale już jestem w domciu.