Trzy-Czte-Ry, dwa i pięć
Dwa ostatnie wieczory spędziłam w Studiu im. Lutosławskiego na koncertach festiwalu Trzy-Czte-Ry, z niewielką niestety, acz nader ekskluzywną publicznością – jej ekskluzywność była wprost proporcjonalna do jakości koncertów…
Więcej publiczności było wczoraj – w końcu Kwartet Śląski to marka, a Piotr Sałajczyk stale z tym zespołem współpracuje. Co prawda I Kwintet Grażyny Bacewicz (a także drugi) zespół nagrał dla Chandos z Wojciechem Świtałą, ale Kwintet Wajnberga dla CD Accord – właśnie z Sałajczykiem. Oba wykonali na tym koncercie, poprzedzając je jeszcze Kwartetem Lutosławskiego. Cała trójka kompozytorów ma w tym roku okrągłe rocznice – Bacewicz półwiecze śmierci, Lutosławski – 25-lecie śmierci, a Wajnberg – wiadomo. Cóż można powiedzieć o programie złożonym z trzech genialnych utworów, i to jeszcze w takim wykonaniu? Chyba tylko tyle, że każdy z nich prowadzi w zupełnie inny świat, ale każdy ma ogromną wewnętrzną dyscyplinę. I jeszcze tyle, że Wajnberg zawsze wprowadza bardzo szczególną atmosferę. Kwintet jest już spopularyzowanym utworem, nagrywała go też (w transkrypcji) Avdeeva z Kremeratą, napisany został w 1944 r. przez 25-letniego kompozytora, który poznał już grozę wojny; to jeszcze jeden z tych utworów, o których można powiedzieć: prawie jak Szostakowicz, ale inaczej (później coraz bardziej się – muzycznie – od swego idola oddalał). Kwartet Śląski dzielnie nagrywa kolejne odcinki Wajnbergowskiego cyklu 17 kwartetów – wyszła już trzecia płyta, ciąg dalszy nastąpi.
Poprzedniego wieczoru wystąpiła sopranistka Anna Zawisza z Maciejem Grzybowskim. Niewiele miałam okazji, by słuchać tej śpiewaczki, choć się zdarzało, np. rok temu w Starym Sączu w Mszy h-moll Bacha z zespołem Marcina Szelesta Harmonia Sacra – wrażenie były pozytywne. Tym razem była okazja bliższego zapoznania się z tym głosem i osobowością. Anna Zawisza, pochodząca z Tarnowa, absolwentka krakowskiej Akademii, upodobała sobie wykonywanie muzyki dawnej i współczesnej, co nierzadko idzie w parze – potrzebna tu jest specyficzna emisja, śpiew bez wibrowania, jasna, wyrazista barwa. I taki właśnie jej głos jest. Dodać do tego należy rozumienie tekstu i umiejętność odzwierciedlania go w śpiewie. Muzyki dawnej tym razem nie było, chyba żeby nią nazwać cztery urocze pieśni Haydna (solistka stwierdziła, że nie wiedziała, że są one tak piękne i teraz będzie je propagować). A dalej już był XX wiek. Niezwykle ciekawe było porównanie totalnie odmiennych spojrzeń na Rymy dziecięce Kazimiery Iłłakowiczówny: prawie aforystyczne, z przymrużeniem oka – Szymanowskiego, malujące sugestywne pejzaże – Lutosławskiego (Pięć pieśni). Ciekawe zresztą, że obaj wykorzystali różne wiersze.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Mocne canadiano
Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?
Osobną kategorią było Siedem sonetów Szekspira Andrzeja Czajkowskiego. Anna Zawisza wyznała po koncercie, że Czajkowski ją totalnie „wkręcił”. Tak to z jego muzyką jest. Podobnie zresztą jak z Wajnbergiem, ale muzyka Czajkowskiego jest zupełnie inna. Bliska w aurze dźwiękowej dodekafonii, jednak ze słyszalnymi pod tą pozornie chłodną atmosferą intensywnymi emocjami. Bardzo angażująca.
Artyści poświęcili to wykonanie zmarłej tydzień temu (w zeszły czwartek) przyjaciółce kompozytora – Anicie Halinie Janowskiej, nazywanej przez niego i w ogóle przez wszystkich Halinką. Pamiętna książka …mój diabeł stróż... to właśnie fascynująca korespondencja Andrzeja i Halinki. Zarówno o nim, jak o niej, a także o książce, wspominałam tu nieraz. Halinka napisała jeszcze jedną książkę, Krzyżówka, o sobie samej (była tzw. Mischlingiem, czyli krzyżówką żydowsko-niemiecką). Tutaj jeszcze o niej, a tutaj o ich historii. A przy okazji przypomnę jeszcze nieocenioną stronę Dave’a Ferre o Andrzeju Czajkowskim.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=HdnTzVx_zqw