Śpiew ptaków, śpiew chasydów

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Własne interpretacje dwóch pięknych tematów w Studiu im. Lutosławskiego – bardzo ciekawe.

Słysząc zapowiedź Katalogu ptaków – temat i tytuł w nawiązaniu do znanego cyklu fortepianowego Oliviera Messiaena – ale w wykonaniu Wacława Zimpla i Marcina Maseckiego można było się spodziewać, że Messiaena będzie w tym niewiele. Ale nie myślałam, że aż tak mało – raz tylko w partii klarnecisty znalazł się motyw z francuskiego kompozytora, ale nie z Katalogu, lecz z solowej klarnetowej Otchłani ptakówKwartetu na koniec czasu. Zimpel mówił później, że chciał nawet wstawić więcej tych cytatów, ale tak wyszło. Tak to już jest z improwizacją – muzycy mieli opracowany ogólny schemat oraz tematy przewodnie, nawiązujące do ptasich śpiewów, a wszystko to – jak pokazali – zmieściło się na jednej kartce, mimo że grali prawie godzinę.

Masecki tym razem nie używał pianina, lecz zupełnie zwyczajnie (jak na niego) grał na fortepianie, a Zimpel używał basklarnetu oraz – w jednej z części – laotańsko-tajskiego instrumentu zwanego khaen, przypominającego nieco chiński sheng; można na nim grać zarówno wdychając, jak wydychając powietrze, więc przez dłuższy czas może się wydawać, że wykonawca w ogóle nie oddycha. Było to dość niesamowite, zwłaszcza że był to szybki fragment, kulminacja całego występu.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Artyści zagrali więc wymyślony przez siebie śpiew ptaków, a na pytanie, czy ptaków słuchają na co dzień, odpowiadają, że nie, ale może teraz zaczną. Ja jestem za – często słucham ptaków na moim osiedlu (najczęściej kosów) i są to po prostu brzmienia rozkoszne. Od razu można poczuć się milej.

W drugiej części – zespół Bastarda w programie poświęconym chasydzkim nigunom, czyli mistycznym pieśniom bez słów. Zespół ten składa się z trzech muzyków z zupełnie różnych światów: Paweł Szamburski – z kręgu muzyki improwizowanej, bliskiej jazzowi; Michał Górczyński też zajmuje się improwizacją, ale wywodzi się ze świata awangardy, a Tomasz Pokrzywiński to wiolonczelista barokowy, znany z wielu formacji. Każdy wniósł tu swoje doświadczenia i wyszło coś przedziwnego i mocnego. Klarnet kontrabasowy Górczyńskiego ze swoim głębokim brzmieniem był tu podstawą, wiolonczela działała głównie pośrodku, a klarnet solowy wzbijał się ponad to wszystko ze swymi melodiami. Muzycy korzystali z repertuaru dynastii Modrzyców, wywodzącej się od rabina Tauba spod Dęblina, której odnogi są w Jerozolimie, ale także w Stanach Zjednoczonych. Paweł Szamburski poznał ten repertuar grając kilka lat temu z Alanem Bernem. Jednak tamten koncert był dość tradycyjny, a on chciał sobie zagrać ten repertuar po swojemu. No i to się udało – powstała muzyka skupiona, uduchowiona, nostalgiczna, o nie zawsze oczywistych harmoniach, trochę filmowa w nastroju. Publiczność była zachwycona, a muzycy przygotowali na koniec niespodziankę: podczas wykonywania ostatniego numeru na scenę wszedł chór Grochów i dołączył się śpiewem. My trochę też. Ma być z tego repertuaru płyta, i świetnie.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj