Rok Beethovena trwa
To by było nie w porządku wobec Beethovena poprzestać świętowanie jego jubileuszu tylko na tym pechowym roku 2020, skoro wiele z zaplanowanych imprez nie mogło się odbyć.
W Międzynarodowy Dzień Muzyki byłam na konferencji prasowej Niemieckiej Centrali Turystyki, na której zapowiadano, że wydarzenia Roku Beethovenowskiego w Niemczech będą się jeszcze odbywać w pierwszej połowie 2021 r. A i u nas przecież jest jeszcze zaległych parę premier Fidelia – w Operze Bałtyckiej i Operze Narodowej. Wszystko zrozumiałe, zwłaszcza że właściwe urodziny były dopiero co – w grudniu. Jednak przez te parę miesięcy plany znów poleciały na łeb na szyję i teraz po prostu musimy przede wszystkim z tego draństwa wyleźć, a wygląda na to, że to tak szybko nie nastąpi – ani w Polsce, ani za granicą. Do Fidelia wracając, w rzeczonej Operze Bałtyckiej przekładano jesienną premierę parę razy, teraz wisi termin 12 lutego, który też jest mało realny (chyba że w wykonaniu koncertowym i jako streaming). W Operze Narodowej zapowiadany jest na 26 marca – zobaczymy.
Możemy na razie oglądać jedyną operę Beethovena w sieci – a na OperaVision jest akurat parę ciekawych, odmiennych spojrzeń na nią. To dwie realizacje brytyjskie. Graham Vick z Birmingham Opera Company w spektaklu z 2002 r. wpuścił Fidelia do wielkiego namiotu, po którym przeganiał publiczność z miejsca na miejsce. Uwspółcześnienie akurat w tej operze nie razi, bo zawsze byli i są tyrani, więźniowie i walka o wolność. W tym spektaklu duża grupa statystów-amatorów miała możność wejść w role więźniów – bardzo specjalne doświadczenie z pewnością, w ogóle myślę, że ciekawie byłoby tam być na miejscu. A ponadto bardzo dobrze to jest śpiewane.
Drugi spektakl, z Garsington Opera, jest pandemiczny – odbył się w połowie września jako wykonanie koncertowe i kameralne: orkiestrę trudno nazwać właściwie orkiestrą, bo smyczki są w pojedynczym składzie. Interesująco to brzmi i też pewnie ciekawie byłoby tego doświadczać na żywo. Z tyłu jest ekran, na którym wyświetlane są wizualizacje a propos, napisy angielskie (wykonanie jest po niemiecku, w odróżnieniu od tego z Birmingham, które jest po angielsku) i streszczenie akcji – w końcu żadne didaskalia nie mogą być realizowane. Z głosów szczególnie podoba mi się tu Leonora (Katherine Broderick), która zapewne na scenie miałaby trudność z wiarygodnym odegraniem chłopaka, więc może i lepiej, że wykonanie było koncertowe.
Jest też na OperaVision zabawna wersja animowana (i bardzo skondensowana) Fidelia, firmowana przez belgijski kolektyw WALPURGIS. Teoretycznie dla dzieci, ale właściwie dla każdego. Bardzo aktualne wrażenie sprawia zwłaszcza dziś.
No, ale nie samym Fideliem Beethoven stoi. Google Arts & Culture zrobiło tymczasem wspaniałą rzecz: uruchomiło wielowątkową wystawę Beethoven Everywhere. Można tu poobcować z różnymi tematami związanymi z kompozytorem, zwiedzić Dom Beethovena w Bonn, obejrzeć z bliska fryz beethovenowski Klimta z Pawilonu Secesji w Wiedniu, posłuchać starych szelakowych nagrań z Deutsche Grammophon i wielu innych koncertów. W tym np. ciekawostka związana z Sonatą Kreutzerowską, która, o czym się zwykle nie pamięta, napisana była nie dla Rudolfa Kreutzera, ale dla kogoś zupełnie innego – czarnoskórego skrzypka George’a Bridgetowera (Beethoven jednak, jak zwykle, z jakichś powodów się na niego obraził i zmienił dedykację). Ja, choć nazwisko Bridgetowera przemknęło mi przez uszy, nie miałam pojęcia, że urodził się w Białej (wersja polska i francuska Wiki podaje, że chodzi o Białą Podlaską, angielska – że o dzisiejszą część Bielska-Białej, tak czy owak na terenie dzisiejszej Polski); jego ojciec był z Karaibów, matka ze Szwabii. Na cześć tego utalentowanego muzyka zawieszono na tej stronie wykonanie współczesnego czarnoskórego skrzypka Randalla Goosby’ego; całkiem niezłe. Ciekawe są też opowieści wykonawców o swoim życiu z Beethovenem. I mnóstwo, mnóstwo innych rzeczy – można przy nich spędzić wiele upojnych godzin lockdownu.
Komentarze
Na miejscu Goosby’ego bym sie obrazila…
Ha! No fakt, zabrzmiało to trochę protekcjonalnie. Ale ja akurat mam w stosunku do Kreutzerowskiej zawyżone standardy 🙂 Goosby to dobry skrzypek, jednak brak mi tu jakiejś emocji i dźwięk też nie za pięknie brzmi, ale to już może wina nagrania czy też komputera…
Randala Goosby słyszałem w recitalu na nie długo zanim rozpoczęła sie pandemia i zakończyły sie występy przed publicznością.
Jest bez wątpienia dobrym, nawet utalentowanym skrzypkiem. W każdej z czołowych amerykanskich uczelni muzycznych bez trudu wylowili byśmy kilka tuzinów równie utalentowanych- albo nawet jeszcze bardziej!- instrumentalistów, Obawiam sie ze Goosby, swoja prężnie i szybko wzrastająca kariere zawdzięcza właśnie w dużej mierze pigmentowi skóry. Nie on jeden zresztą. Dzieje sie to obecnie dosc powszechnie w imie „diversity”( takze w U.K) , a trend byl ostatnio umocniony i wspomagany szeroko komentowanym artykułem nowojorskiego krytyka muzycznego z NY Timesa, Antony Tommasiniego, ktory postulował, ze amerykanskie orkiestry symfoniczne powinny sie kierować przy naborze nowych muzyków wlasnie rasowymi, a nie wyłącznie jak dotąd, instrumentalnymi kryteriami.
Mając na uwadze szeroko posunięte socjalne, rasowe, kulturalne i edukacyjne zmiany, jakie nastepuja obecnie w Stanach i przy wciąż wzmagającym sie wzroscie „woke culture” i wspomnianej „diversity”, kariera wspomnianego młodego muzyka z Juilliard School ( gdzie jak zrozumiale jest uczniem Itzaka Perlmana) jest zaledwie początkiem owego trendu.
Natomiast j Randall i jego ciemnoskórzy koledzy staną sie wzorem dla młodych czarnoskórych dzieci, które z muzyka klasyczna mają wciąż niezmiernie niewiele do czynienia, to moze stanie sie to dobrym sygnałem, a obecny trend faworyzowania również pigmentu, a nie tylko talentu, okaże sie przydatnym. Rad bym byl, aby sie tak kiedys stalo, choc nie wierze, ze bedzie to jeszcze za mojego zycia.
Pani Kierowniczko, chodzilo mi o to ze zostal wybrany (m.i.) z powodu koloru skory, i to mi jednak przeszkadza. Jeden czarny zamiast innego… Jesli Google Arts & Culture zapytali go czy chce na ich stronie symbolizowac Czarnego Skrzypka i on sam sie zgodzil, wtedy OK; to jego decyzja do jakiego stopnia chce by ten element byl czescia jego zawodowej persony.
Otwieranie muzyki klasycznej dla grup etniczno-kulturowych ktore dotychczas mialy z nia mniej wspolnego, o czym pisze @Romek, to cos innego.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=GnoiSu2OFD0
Fajna wersja! I „drive” jest taki, jaki być powinien 🙂
Z komentarza, jaki przeczytałam na blogu Google Arts & Culture, wynikałoby, że Goosby się na to zgodził:
https://polska.googleblog.com/2020/12/beethoven-konczy-250-lat-wszystkiego.html
Myślałam, lisku, że chodzi o to, że można by z mojego „nawet niezłe” wyczytać „no proszę, czarnoskóry, a nawet nieźle zagrał”, czego absolutnie nie miałam na myśli 🙂
Pomoc grupom etnicznym czy społecznym co jakiś czas się pojawia (w PRL np. były punkty za pochodzenie), czasem nawet jest potrzebna, żeby generować zmianę (parytety), z czego płyną korzyści dla całej grupy. Fakt, że z tego wynika czasem nieproporcjonalne pompowanie kogoś z grupy, która wcześniej nie była uprzywilejowana. Ale przypomnijmy sobie, jak się patrzyło na np. azjatyckich pianistów klasycznych (choć dziś jest ich nieporównanie więcej niż białych), mimo, że zawsze wśród nich zdarzały się wielkie talenty, od Fou Ts-onga i Danga poprzez Józię aż po Kate Liu. Dla czarnoskórych muzyków tak się składa, że klasyka nie jest aż tak częstym wyborem (wyjąwszy operę), choć są i takie przypadki, jak fantastyczna brytyjska rodzinka Kanneh-Mason, których tu na blogu nieraz podziwialiśmy. Nie wiem, jak to teraz wygląda w Stanach, Romek jest bliżej 🙂
Odwrotnie w świecie jazzu, tam to biały musi się starać bardziej 😉
Mialam wrazenie ze identyfikacja jazzu z Afroameryka jednak juz sie zatarla…
Wynikiem otwierania sie muzyki klasycznej na grupy dotychczas malo z nia zaznajomione jest m.i. Avi Avital, wielu z jego srodowiska usiluje isc w jego slady.
Pewnie Beethoven znany ze swojego specyficznego poczucia humoru potrafiłby skomentować fakt, że 250 rocznica jego urodzin przypada na pandemię…Z mojej strony mała dygresja związana z tym kompozytorem mającą bardziej charakter popowy:) Für Elise znają chyba wszyscy – wyłania się z dzwonków telefonów, szkółek pianistycznych etc. Rzadko jednak można usłyszeć ten utwór w wielkich salach koncertowych…. Kilka lat temu – jak realizowaliśmy w polskich ambasadach zagranicą 200-rocznicę urodzin Chopina – zaprosiliśmy znanego polskiego pianistę, finalistę konkursu chopinowskiego, aby zaprezentował najbardziej znane utwory naszego kompozytora. Po zakończeniu koncertu muzyk zapytał publiczność, co może zagrać na bis? Jeden z dostojnych (członek rządu państwa-gospodarza) wstał i głośno krzyknął: ,,For Elise”. Zakłopotany pianista nie bardzo wiedział jak wybrnąć z tej sytuacji. Z jednej strony nie chciał nieobytego w świecie muzyki człowieka pouczać, z drugiej – trudno było udawać, że Chopin jest autorem tego utworu. Przyznał zatem, że ,,Dla Elizy nie gra się na koncertach”. Wywołał pewne zdziwienie, niemniej tanim kosztem dyplomatycznie wybrnął z trudnej sytuacji. Nie oznacza to jednak, że skłamał. Faktycznie większość pianistów uczy się ,,Dla Elizy” ze słuchu. Ja mam inne doświadczenia. Pamiętam rockowe wykonanie tego utworu przez Jona Lorda podczas pierwszej wizyty Deep Purple w Poznaniu w 1991 roku. Nikt wtedy jeszcze nie miał telefonów komórkowych, każdy jednak znał tę melodię. Dobra muzyka zawsze przetrwa., Niezależnie w jakiej formie zostanie podana. ..
Ja tam grałam Dla Elizy z nut… co prawda koszmarem mojego dzieciństwa był ten utwór bębniony na pianinie przez mojego ojca, który nigdy się grać na nim nie uczył. Za to uczył się w młodości gry na mandolinie – to z kolei a propos Aviego Avitala – i grał na niej całkiem nieźle.
Znani pianiści też to grywają 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=VOq0_komh0Y
„Znani pianiści też to grywają.” Gra Brendel i Kempff – oba nagrania stoja na półce 😉
Trudniej chyba jest znalezc Die Wut über den verlorenen Groschen. Kempff i kto jeszcze?
Ja z dzieciństwa pamiętam nagranie Annie Fischer, ale nie ma na tubie.
A tu taki mały piracik: https://www.youtube.com/watch?v=m9BJMpT-15s
A ten pan? – ciekawie zestawić to z Levinem. Wolę Lewisa 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=_JjplJ4b5VY
Przez dziesięciolecia był to ulubiony bis Sokołowa (słyszałem go więc w tym wielokrotnie – i miałem nieodparte wrażenie, że za każdym kolejnym razem gra JESZCZE lepiej
Co do słynniejszych nazwisk na płytach, jest wśród nich nawet Józef Hofmann (rolki), Schnabel (I 1937), wspomniany Kempff (pierwsze podejście w XI 1937), Marija Grinberg, Katchen, Ugorski, Queffelec… Współczesnych komplecistów pomijam, bo oni muszą. Z pianoforcistów wypada zaś wspomnieć przynajmniej Tobiasa Kocha i Lindę Nicholson (bo Brautigam to już jednak modelowy komplecista).
Jest tego trochę
Z Levitem, Levin nie nagrał tego 😀
Jeszcze pani do kompletu, też ładne, chociaż niekoniecznie do medytacji – chyba że komu się bardzo spieszy.
https://www.youtube.com/watch?v=_e7PCh9ekRo
Podoba mi się ta szybsza wersja 🙂
@schwartzerpeter
Sokolov
https://www.youtube.com/watch?v=zflP2SDkpco
i Brendel
https://www.youtube.com/watch?v=gRTOMhcAQZk
Zapomniałem jeszcze – co najmniej – o starutkim Braiłowskim (1938) oraz znacznie świeższym, fantastycznym Katsarisie (a przecie słuchałem go nawet całkiem niedawno) 🙂
Ostatnio zaś, jak wyczytałem, NIFC wydał płytę (na historycznym instrumencie) Piotra Alexewicza, na której ten utwór również się znalazł.
@lisek – dziekuję – Brendela znalazłem troche pózniej. Jeszcze jest Kissin zrobiony jakims telefonem – żałosne. W sumie Sokołow podoba mi się najbardziej!