Pamięć Wielkiej Synagogi
Warto przypominać ten repertuar – piękny i zapomniany w mieście, gdzie rozbrzmiewał. Nie ma Wielkiej Synagogi na Tłomackiem w Warszawie, hitlerowcy zburzyli ją dokładnie 79 lat temu, ale muzyka pozostała.
Szkoda tylko, że dzisiejszy koncert w Muzeum Polin miał niewątpliwe minusy – a to organy się zepsuły (ale udało się szybko naprawić), a to kantor nie trzymał intonacji. Wiadomo, że śpiew synagogalny dawnych epok, gdy odbywał się a cappella, nie trzymał się specjalnie stroju równomiernie temperowanego, a kiedy śpiewa się emocjami, a tak się właśnie wykonuje te modlitwy, łatwo o odchylenia intonacyjne. Jednak zupełnie inna sprawa jest ze śpiewem w synagodze reformowanej z czasów XIX i XX w., który często odbywał się z chórem i z organami. Tu na odchylenia od intonacji nie powinno być miejsca, bo inaczej mamy tortury dla uszu. Niestety to jest przypadek kantora Isidoro Abramowicza (pochodzącego z Buenos Aires potomka Żydów warszawskich), który tonacji nie trzyma, nawet się specjalnie o to nie stara, śpiewa tak, jak go głos poniesie. A przecież działa on w reformowanej synagodze w berlińskim Charlottenburgu, na Pestalozzistrasse, gdzie właśnie taką muzykę się wykonuje – głównie autorstwa pochodzącego z Wrześni Louisa Lewandowskiego (1821-1894), wieloletniego kantora również w Berlinie (ciekawostka: ucznia tego samego Carla Rugenhagena, co Moniuszko; niewykluczone, że mogli się zetknąć z polskim kompozytorem).
Repertuar synagogi reformowanej, autorstwa takich kompozytorów jak właśnie Lewandowski czy Salomon Sulzer z Wiednia, to muzyka specyficzna: uroczysta, mająca w sobie wiele godności, będąca gdzieś w połowie między klasycyzmem i romantyzmem – taka mendelssohnowska. Mieszczańska, budząca poczucie bezpieczeństwa swoimi harmoniami, ale jednocześnie mająca w sobie ziarenko modlitewnego żaru objawiające się właśnie w solówkach kantora. Kantor Abramowicz, prowadzony przez niego chór (kameralny – cztery panie i czterech panów) i organista Jakub Stefek z XIX wieku wykonali właśnie po parę utworów Lewandowskiego oraz – z tych samych czasów – Jakuba Leopolda Weissa (1825-1889), działającego w Warszawie; o nim wiadomo, że z Moniuszką się znali, a związany był z synagogą na Daniłowiczowskiej i na Tłomackiem też zapewne jego muzykę wykonywano.
W programie znalazło się też dwóch innych kompozytorów, urodzonych pod koniec XIX w., którzy obaj stali się ofiarami Zagłady, Arno Nadel (1878-1943) był postacią niezwykłą: pochodził z Wilna, studiował w Królewcu i Berlinie, był nie tylko muzykiem, ale też malarzem, poetą i dramaturgiem. Prowadził chóry synagogalne, pracował nad 7-tomową antologią muzyki synagogalnej, którą ukończył zaraz przed wojną. Coś podobno z tego ocalało, ale niestety nie wszystko. Jego własna twórczość jest bardziej ambitna. Dzisiejsi wykonawcy nagrali płytę z jego muzyką, której można posłuchać na Spotify; niestety zdarzają się podobne kłopoty kantora z intonacją, ale muzyka sama w sobie ciekawa.
Bardziej tradycyjnie, ale też ambitnie (z polifonią, a jakże) pisał Dawid Ajzensztadt (1890-1942), ostatni dyrygent chóru Wielkiej Synagogi na Tłomackiem. W sumie cały ten wykonany dziś repertuar jest bardzo wzruszający i chciałoby się go posłuchać w takiej formie, w jakiej słyszano go przed wojną. Zachowały się strzępki nagrań np. wielkiego Gerszona Siroty, o którym wspomniał dziś Isidoro Abramowicz, że wszyscy kantorzy chcą śpiewać tak jak on. Tak, ale Sirota zawsze trzymał intonację mimo wielkich emocji, od których po prostu ściska słuchacza za gardło. Zresztą wielcy kantorzy tych czasów wykonywali również repertuar operowy – na YouTube można znaleźć np. jak Sirota śpiewa E lucevan le stelle, a Mosze Kusewicki – Nessun dorma.
Komentarze
Sirota śpiewa też jako kantor w filmie „Dybuk”. https://www.youtube.com/watch?v=DUGfZzUGJh4
Lecz czy jest mozliwe oderwanie sie od emocji, wykonujac po hebrajsku piesni ku pamieci Wielkiej Synagogi, a wiec jednoczesnie ku pamieci losu Narodu. Nazwijmy to licentia poetica.
Troche na marginesie. Zawsze , gdy slysze yiddish, mam wrazenie , ze jest to, w porownaniu do j. niemieckiego, jezyk emocjonalny, pelen zalu, placzu, radosci, ciaglego wstawania z kolan (bez aluzji!!!), pamieci ponizenia i wzlotow. Lubie „la sonorité” jezyka niemieckiego, lecz nigdy nie daje mi tego uczucia „emocji”.
To prawda, że od emocji nie sposób się tu oderwać i dlatego właśnie jest to takie trudne.
Co do jidysz, owszem, dodałabym jeszcze szczególny humor słowny. Pewnych smaczków nie da się oddać w żadnym innym języku. No i skłonność do zapożyczania słów z kraju, gdzie język był używany, np. polscy Żydzi używali wielu polskich słów nadając im jidyszowe końcówki. Ciekawym zjawiskiem bywały też piosenki, w których mieszało się parę języków w sposób humorystyczny. Np. jidysz z rosyjskim albo polskim, ale też jidysz z hebrajskim.
Chyba 6 lat temu była w holenderskiej tv transmisja z uroczystości w Wielkiej Synagodze w Brukseli. Trzej kantorzy z Nowego Yorku i brukselski chór śpiewali wspaniale ( intonacja nienaganna) Byłam pod ogromnym wrażeniem emocjonalnego wyrazu tej muzyki. Po prostu udzielało się wzruszenie wykonawców.
Właśnie p. Jakub Stefek przysłał mi swoją pracę doktorską „Twórczość żydowskich kompozytorów muzyki organowej Europy środkowej w latach 1810-1938”, którą obronił na Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Omawia tam następujących twórców: Louis Lewandowski, Salomon Jadassohn, Arnold Ludwig Mendelssohn, Arno Nadel, Abraham Zevi Idelsohn, Juliusz Chajes. Pisze mi też, że zamierza jeszcze zająć się bliżej muzyką Weissa i Ajzensztadta, z czego bardzo się cieszę, bo to naprawdę dobra muzyka i powinna być lepiej znana.
Jakub Stefek organizował w Szczecinie bardzo ciekawe Dni Muzyki Żydowskiej (o ile dobrze pamiętam tytuł imprezy). Szkoda, że to chyba już przeszłość…
Nie pamietam czy juz kiedys te linke wrzucalam, jesli tak to przepraszam.
Modlitwa „Ano Avdo”, muzyka David Moshe Steinberg, wykonanie Joseph Schmidt
Byłam zaskoczona śpiewem kantora, człowiek bardziej krzyczał, lub skrzeczał niż śpiewał w kluczowych momentach.
W porównaniu z chórem wypadł jeszcze bardziej żałośnie, przynajmniej w moim odbiorze.
Ale program i omówienia pana Stefanka bardzo ciekawy.
Cieszę się, że mogłam uczestniczyć.
Pana Stefka, oczywiście.
Tu jest kilka nagrań pana Gerszona Siroty
https://culture.pl/pl/artykul/gerszon-sirota
A na tej stronie jest wiele nagrań Gerszona Siroty.
Trzeba wpisać tylko samo nazwisko Sirota.
https://rsa.fau.edu/judaic
Dzięki, Siódemeczko – szkoda, żeśmy się jakoś minęły na tym koncercie.
Szkoda. Było dużo ludzi.
@mt7
To przykra niespodzianka.
Tego berlińskiego kantora słyszałem parę lat temu w Szczecnie z J. Stefkiem przy organach, ale bez chóru. Koncert odbywał się na dziedzińcu tamtejszego Muzeum Narodowego . I brzmiał wtedy…no nie było szału, ale i nie było wstydu. Obaj zresztą chyba nagrali niedawno jakąś płytę.
Właśnie o tej płycie wspominam we wpisie.