Opowiastki z wieży Babel
Rafał Augustyn jest kompozytorem i filologiem polskim, a przy tym prawdziwym erudytą, jakich już coraz mniej. Tylko on mógł napisać taki utwór jak wykonane właśnie na Warszawskiej Jesieni Verbalia III.
Poprzednie Verbalia, pierwsze i drugie, nie były dziełami muzycznymi, lecz koncertami, które kompozytor organizował swego czasu we wrocławskim Muzeum Narodowym podczas Festiwalu Polskiej Muzyki Współczesnej (dziś Musica Polonica Nova): pierwszy w 1984, a drugi w 2000. Pamiętam koncerty-monstres w tej świetnej przestrzeni, w różnych miejscach. Trzecie Verbalia z poprzednimi łączy więc fakt, że jest to pełny koncert (choć nie całkiem pełny, bo autor nie zdążył napisać szóstej z siedmiu części). W wykonaniu dwóch znakomitych zespołów: wokalnego proMODERN i instrumentalnej Spółdzielni Muzycznej. Do tego była jeszcze warstwa wizualna, składająca się głównie z napisów (czasem przetwarzanych), która wchodziła z tekstem w dialog lub zapowiadała dalszy ciąg, w tym wszystkie tytuły części.
Co to właściwie jest, jak tę formę nazwać? Jest na swój sposób autotematyczna, bo traktuje o języku – i składa się z najrozmaitszych zabaw językowych: próby odtworzenia, jak kształtował się język u ludzi pierwotnych, wariacji na temat gramatyki, łamańców językowych czy odniesień do nowomowy (czyli języka skorumpowanego). A że dyskurs toczył się często w różnych językach, wychodziła z tego istna wieża Babel. To, co wykonywał proMODERN, wywodzi się niemal wprost z poezji konkretnej, jak Ursonate Kurta Schwittersa, ale też utworów muzycznych takich jak wokalna Sequenza III Luciana Berio czy Aventures i Nouvelles Aventures György Ligetiego. Jest i autorecykling, wywodzący się z cyklu Szczebrzeszyn na chór dziecięcy (miałam przyjemność śpiewać ten utwór w zespole Studio 600, było tam m.in. o dżdżownicy, która na czczo moszcz pije). Do tego warstwa instrumentalna, dopasowana ze smakiem. Wszystko razem z ogromnym poczuciem humoru. Świetna zabawa na piątkowy wieczór.
Wcześniej też był koncert z tych lżejszych w wykonaniu Ensemble for New Music Tallinn pod dyrekcją irańskiego dyrygenta i kompozytora, zakorzenionego obecnie w Estonii, Arasha Yazdaniego. Nie było jakichś problemów i zadęcia, były tylko eksploracje dźwięku (tu trzeba odnotować, że wreszcie odbył się – udany – debiut na WJ Żanety Rydzewskiej), w tym trzy z nietypowymi instrumentami. Motion Harmony #6 Jeffreya Arlo Browna przeznaczony był na cztery wahadła, a de facto cztery głośniczki, które wisiały na kablach, kręconych w kółko wolniej lub szybciej (nic nowego, Kanadyjczyk Gordon Monahan zrobił coś takiego na początku lat 80.), Variable Avial Flux Hugona Moralesa Murgii wykorzystywał sześć wentylatorów stołowych, a na koniec utwór dyrygenta na cztery zabawkowe instrumenty japońskie.