Podróże Elżbiety Sikory
Już prawie tydzień nowego roku minął, najwyższa pora coś napisać. Dziś więc o kompozytorce, która w tym roku obchodzi okrągły jubileusz, a ostatnio wyszło parę wydawnictw jej poświęconych.
Elżbieta Sikora. Concertos, wyd. Anaklasis (PWM). Na nowej płycie można posłuchać trzech koncertów instrumentalnych tej twórczyni, która dość późno wzięła się za ten gatunek, i to bez użycia elektroniki – a to właśnie z elektroniką dawną szefową festiwalu Musica Electronica Nova się kojarzy. Koncert fortepianowy „Hommage à Chopin” powstał w 2000 r. na zamówienie paryskiego Towarzystwa Chopinowskiego, a jej prawykonania dokonał nie byle kto, bo Jean-Efflam Bavouzet. Na tej płycie utwór znalazł świetnego wykonawcę w Adamie Kośmieji, któremu towarzyszy Sinfonia Varsovia pod batutą Bassema Akiki; nagrania dokonano w 2018 r. w lusławickim centrum. Concerto pour violon et orchestre (2018) mamy tu w nagraniu z premierowego wykonania w NOSPR na Festiwalu Prawykonań 2019, ze znakomitym Linusem Rothem jako solistą oraz NOSPR pod dyrekcją José Marii Florêncio. I w końcu Koncert oliwski na organy i orkiestrę, zamówiony przez Filharmonię Bałtycką (2007, rew. 2020) w wykonaniu Mari Fukumoto i Orkiestry NFM pod batutą Pascala Rophé , nagrany w 2021 r. w dużej sali NFM.
Te trzy utwory mają wiele wspólnego – ich opowieść jest rozwichrzona, dynamiczna, rozedrgana licznymi trylami, tremolami i repetycjami (najmniej tego siłą rzeczy w organach, za to w orkiestrze). Solista ma partię bardzo wymagającą i jest zawsze słyszalny, nie jest przeciwstawiany orkiestrze, lecz z nią współpracuje (albo pokazuje się solo w kadencjach). Ciekawie o tej rozedrganej fakturze rozmawia z kompozytorką Krzysztof Stefański (tu już nawiązuję do drugiego wydawnictwa) – że jest to jakby dążenie do brzmień z muzyki elektroakustycznej, jednocześnie statycznych i ruchliwych.
Mówię o wywiadzie-rzece z kompozytorką pt. Flashback, którą wydało ostatnio również PWM w serii Ludzie świata muzyki. Bardzo to ciekawa rozmowa, opatrzona wstępem, w którym – tak jak później w pytaniach – wywiadujący pokazuje, że znakomicie się do niej przygotował. Nie wychodzi z tego opowieść chronologiczna, raczej tematyczna (choć trochę wędrująca okrężnymi ścieżkami). Elżbieta Sikora miała tu możność opowiedzieć o swojej młodości i bardzo interesującej drodze twórczej – trzeba powiedzieć, że miała w życiu wiele szczęścia. Edukację muzyczną rozpoczęła jako pianistka, studiować zaczęła reżyserię dźwięku (wahając się z początku, czy nie iść na ASP, bo miała też zdolności plastyczne – tego o niej nie wiedziałam). Do Francji zaczęła jeździć dzięki matce-frankofonce i frankofilce, jeszcze będąc na pierwszych studiach; ukończywszy je i spędziwszy wakacje na podróży autostopem po Europie z przyszłym pierwszym mężem Krzysztofem Rogulskim (reżyserem filmowym) pojechała znów do Paryża, myśląc o stażu w swojej dziedzinie, a trafiając właściwie przypadkiem do Groupe de Recherches Musicales, do słynnego Pierre’a Schaeffera – i tam zaczęła komponować. Nietypowo więc jej pierwsze dzieła były z gatunku muzyki konkretnej. Kiedy wróciła do kraju, poszła na regularne studia kompozytorskie. Od stanu wojennego mieszkała w Paryżu; tam kontynuowała studia, potem jeszcze odbyła kurs w Stanford, a po powrocie do Francji działała nie tylko jako kompozytorka, lecz również jako pedagog (w konserwatorium w Angoulême) oraz… jako recenzentka w magazynie Diapazon (czego też dotąd nie wiedziałam). Do Polski zaczęła wracać dużo później; od pewnego czasu zaczęła okresy wakacyjne spędzać w Dębkach, gdzie ma swój dom. Dalej już nie będę opowiadać – można o tym przeczytać, nie tylko w tej książeczce, ale także na jej stronie, która jest porządnie zrobiona (z wyjątkiem nieaktualizowanego działu Wydarzenia). Co jest na niej najcenniejsze, to że w dziale Utwory wielu z nich można posłuchać – przyznam, że dopiero teraz to odkryłam i z ciekawością słucham zwłaszcza jej utworów elektroakustycznych powstałych poza Polską (te polskie znałam, nawiasem mówiąc ich tu niestety nie ma); jest tu też część kameralnych, wszystkie koncerty (poza tymi z płyty są jeszcze na harfę blue i na saksofon), opery, utwory orkiestrowe i niektóre solowe, w tym te z warstwą elektroakustyczną.
Dlaczego w tytule tego wpisu mowa o podróżach? Nie tylko z powodu mobilności kompozytorki, ale też z powodu jej zamiłowania do tworzenia muzycznych wspomnień z tych podróży – portretów miast (wciąż pokłosie muzyki konkretnej). W książce mówi o tym, jak rejestruje dźwięki miejsc, do których jeździ (głównie odgłosy komunikacji miejskiej, ale nie tylko), i czy działają jej na wyobraźnię (nie zawsze muszą – z Meksyku i z Kuby nie przywiozła żadnych dźwiękowych plonów). Bo nie są to oczywiście same te dźwięki, lecz z dodanymi własnymi. Dlatego cieszę się, że to wszystko wisi na jej stronie i można sobie posłuchać.
Komentarze
Typowe: informacja o książce, o żyjącej kompozytorce/kompozytorze – i cisza. Bo nie budzi emocji jak wykonawca, który gra lepiej lub gorzej, ale grunt, że gra to, co znamy i co nie przeszkadza w kontemplowaniu interpretacji (z litości tych, co reagują na mimikę itp. czynniki dodatkowe – pomijam)
Czym właściwie jest muzyka dla swoich odbiorców?
Bo jako dziedzina kultury rozumianej szeroko – pokrewnej literaturze, teatrowi czy filmowi mającymi otwierać nowe światy, pobudzać wyobraźnię – to chyba muzyka w Polsce nie bardzo tak funkcjonuje?
Podoba się, może porusza, czasem zdenerwuje, ale do „dyskursu” nie zachęca (no, chyba że w Uniwersytecie Chopina wydającym periodyk pod napuszoną nazwą „Musica Intellectualis” ;-))
O rany. Aż sprawdziłam, rzeczywiście istnieje taki periodyk. 😯
Drogi doktorze habilitowany 😉 zwracam uwagę, że powyższy wpis wrzuciłam przedwczoraj w nocy, a zajmując się nim nie zauważyłam niusa, którym zajęłam się nazajutrz – i temat przykrył poprzedni. Ale też pisząc to, co wyżej, nie spodziewałam się faktycznie wielu głosów, licząc się z tym, że o wiele mniej osób zna muzykę Elżbiety Sikory niż sztukę wykonawczą Daniela Barenboima. Mam jednak nadzieję, że dzięki informacjom i linkowi do strony, gdzie można posłuchać muzyki, ktoś może się skusi i posłucha 🙂
Ten periodyk ma tytuł trochę straszniejszy niż zawartość. Na wyrost nieco, powiedzmy. 😛
Osądzam tylko po spisie treści, żeby nie było, że czytałem. Chociaż ten artykuł o wpływie Towiańskiego na Noskowskiego może być interesujący, bo to jest temat na scenariusz mrocznego filmu z optymistycznym zakończeniem. Wszystkie modne patologie i dysfunkcje rodzinne zaliczył, a jakoś wyszedł na ludzi. Może więc kiedyś wysupłam 25 zł. 🙂
Według Lechonia Askenazy mocno podejrzewał Towiańskiego o wypłaty z rosyjskiej ambasady w Paryżu. Jeśli tak, to Szopen był Fryderykiem wielkim podwójnie, bo nie dość, że geniusz, to jeszcze miał nosa do mistycznej tandety.
P.S
Krasiński w swoich listach z Rzymu pisze o jeszcze innym mistycznym a podejrzanym produkcie ówczesności. Mniszka Makryna nie tylko naszym na emigracji, ale nawet samemu papieżowi w głowie zawróciła. Szczęście, że nie było wtedy radia.
https://www.tomektt.com/zapiski-o-swicie-czyli-dziennik-ciezko-ranny/dziennik-czasu-wojny-grudzien-2022/
Skusiłem się i posłuchałem na Spotify, „Koncert fortepianowy „Hommage à Chopin”” uważam za całkiem przystępny i powinien się pojawiać częściej w repertuarze koncertowym, zresztą widzę że jest on też w antologii 100 na 100. Mam nadzieję, że w tym roku z okazji jubileuszu będą jakieś koncerty muzyki pani Sikory w Warszawie.
A co do „Musica Intellectualis”, widzę, że wydawca (UMFC) jest tak pewny wartości komercyjnej tego periodyku, że nie publikuje go w otwartym dostępie, a każe płacić 25 zł za papier. Szkoda, bo ze spisu wynika, że niektóre teksty mogłoby być strawne nie tylko dla muzykologów.