Jeden zamiast dwóch
Zapowiadał się dziś w sopockim kościele św. Jerzego koncert z dwoma kontratenorami – z Les Arts Florissants mieli wystąpić Carlo Vistoli i Hugh Cutting. Ale ten pierwszy niestety zachorował.
W związku z czym trzeba było ułożyć na nowo praktycznie cały repertuar – William Christie znany jest ze starannego układania programów. Wszystko musi być dobrane zarówno pod względem rozłożenia napięć, jak też zestawienia tonacji. Skoro program sam w sobie jest kompozycją, nic dziwnego, że szef trochę się zżymał, gdy publiczność „wcinała się” z oklaskami – często utwory miały następować bezpośrednio po sobie.
Zespół Les Arts Florissants wystąpił w składzie, by tak rzec, minimalnym – dwoje skrzypiec (Emmanuel Resche-Caserta, Augusta Mckay Lode), wiolonczela (Cyril Paulet) i klawesyn (William Christie). Z utworów instrumentalnych pozostały z poprzedniej wersji programu tylko Sonata op. 1 nr 1 Vivaldiego, nie było dzieł Biagia Mariniego, za to pojawił się Dario Castello, Giovanni Battista Fontana, a także Sonata op. 2 nr 1 Haendla i Ciacona z Sonaty op. 2 nr 12 Antonia Caldary. Rola muzyki instrumentalnej zwiększyła się więc; planowane wcześniej były duety kontratenorowe, co samo w sobie byłoby ogromnie ciekawe, bo rzadko mamy okazję takiego repertuaru na estradzie posłuchać. Hugh Cutting jest młodszy od Vistolego, ale dobrze się zapowiada; głos ma mocny i ekspresyjny. Nie wiem, czy musiał skrócić rzewną arię Ottona z Koronacji Poppei Monteverdiego, bo nie miał kiedy się nauczyć, ale pozostały repertuar – Frescobaldiego, Haendla i Vivaldiego (tylko ten ostatni utwór, słynna kantata Cessate, omai cessate, pozostała z pierwotnego programu) – wykonał z większą pewnością siebie. Były aż dwa bisy; ponoć miał być tylko jeden, ale muzycy zostali ujęci entuzjastyczną (słusznie) reakcją publiczności.
William Christie w przyszłym roku obchodzi 80. urodziny. Jest bardzo prawdopodobne, że również w Polsce. Czekamy. A w festiwalu NDI Sopot Classic mamy przerwę (z wyjątkiem jutrzejszego przedstawienia dla dzieci) aż do niedzieli, kiedy to będziemy podziwiać Joyce DiDonato.
Komentarze
Bardzo przyjemny koncert! Szczęśliwie na początku nie było wiele „gadania”, bo nie jestem zwolenniczką zapowiadanych koncertów. Przycupnęłam z tyłu kościoła, bo wiedziałam, że nie będę mogła zostać do końca, dlatego nie przyszłam się przywitać. Byłam zaskoczona jakością dźwięku tamże. Nie spodziewałam się, że ten kościół ma tak dobrą akustykę. Dużo lepiej niż w św. Janie w Gdańsku, gdzie z tyłu jest już dość słabo.
Bardzo się cieszę, że na Sopot Classic jest też koncert barokowy. Wczoraj muzyka, w moim przekonaniu, na najwyższym poziomie, który tu – w Trójmieście, kojarzy mi się raczej z Actus Humanus, ale to takie budujące, że jest podobnie na tym festiwalu. Pamiętam też, jeszcze nie tak znanego, JJ Orlińskiego sprzed paru lat.
Tenor wczoraj mi się podobał, a aria „Cessate, omai cessate” już bardzo w ogóle, choć tutaj akurat ta miarowa, pełna wręcz napięcia muzyka, która towarzyszy warstwie wokalnej. Oklaski, coż zrobić, to nie była chyba do końca taka publiczność filharmonijna, ale może bardziej taka wakacyjna. Najważniejsze, że się podobało.
Na Joyce di Donato się nie wybieram, ale rozważam Wagnera w Operze Leśniej… 🙂