Pamięci getta wileńskiego
Także Wilno obchodzi w tym roku 80-lecie likwidacji getta. Pamięci mieszkańców dawnej „litewskiej Jerozolimy” poświęciła swój występ w FN trójka wileńskich artystów.
Najlepiej znany jest nam oczywiście pianista – Lukas Geniušas, laureat II nagrody na Konkursie Chopinowskim 2010 r. (urodzony co prawda w Moskwie jako pół-Rosjanin, jednak teraz mieszka w ojczyźnie swojego ojca, również pianisty). Ale i pozostali członkowie tego tria to znakomici muzycy. Skrzypaczka Dalia Dedinskaite jest cenioną solistką, była też przez parę lat koncertmistrzynią Litewskiej Narodowej Orkiestry Symfonicznej. Wiolonczelista Gleb Pyšniak też występuje jako solista; podobnie jak skrzypaczka studiował również w Wiedniu.
Program koncertu składał się w większości z dzieł mniej znanych, uwzględniających muzykę litewską i ukazujących różne zestawy instrumentów. Na skrzypce z fortepianem jest Melodia hebrajska Josepha Achrona (1886-1943), urodzonego w Loździejach (obecnie Lazdijai, blisko polskiej granicy), który był orędownikiem muzyki żydowskiej; ten utwór to jeden z większych jego przebojów. Równie rzewne melodie pojawiają się w Pieśni i tańcu Anatolijusa Šenderovasa (1945-2019) na całe trio, choć stylistyka jest bardziej współczesna, np. gra na strunach fortepianu. Pianista miał swoje skromne i urocze solo w dwóch utworkach również urodzonego na Litwie (i o korzeniach żydowskich) Leopolda Godowskiego – zwykle kojarzy się go z wirtuozerią, ale wykonane tu dwa fragmenty z cyklu Triakontameron – Nocny Tanger i Stary Wiedeń – to po prostu wdzięczne i nostalgiczne muzyczne pocztówki z tytułowych miejsc, bez epatowania czymkolwiek. W pierwszej części koncertu zmieściła się jeszcze Sonata na wiolonczelę i fortepian Faustasa Latenasa (1956-2020), kompozytora przede wszystkim muzyki teatralnej i filmowej; to właściwie utwór trochę popowy.
Lekkość utworów z pierwszej części całkowicie przeważyła zawartość drugiej. Tu mała dygresja: spotkałam ostatnio dawnego kolegę, melomana, o którym wiedziałam, że uwielbia Szostakowicza. Spytałam, czy zna Wajnberga; powiedział, że jakoś nie chciało mu się go słuchać, bo zawsze mu się wydawało, że to taki Szostakowicz, tylko inaczej; że wtórny. Postarałam się wyprowadzić go z błędu, więc spytał: OK, to jaki utwór polecasz na początek? Poradziłam mu właśnie Trio fortepianowe op. 24, zwłaszcza w nagraniu z udziałem Kremera, ale może też być naszego Weinberg Piano Trio. Zazwyczaj kiedy słyszę ten utwór, zwłaszcza w dobrym wykonaniu, doznaję szoku. I tym razem tak było; inni musieli czuć się podobnie, bo cisza była jak makiem zasiał (między częściami nikt nawet nie chrząknął), a po wykonaniu, bardzo dobrym zresztą, był nawet stojak. Wajnberg akurat nie miał nic wspólnego z Wilnem, ale utwór bardzo pasował do tematu – są tam dwa momenty, w których pojawiają się tematy quasi-klezmerskie, ale o tragicznym zabarwieniu (tu zaczyna się w skrzypcach w 0:31, a tu w 4:06). Intensywność tej muzyki naprawdę poraża.
Komentarze
A tego że Godowski urodził się na Litwie musiałem jakoś nie zarejestrować. Zazdroszczę wyjścia. Kompozytorów z naszych stron, piszących w tamtym czasie, a z których część powyjeżdżała np. do Stanów, było ciekawych naprawdę dużo. Osobiście zacząłem ich poznawać dzięki Stephenowi Houghowi, a konkretnie jego My Favorite Things, czy raczej The Piano Album I i II, albumom w całości poświęconym takim malutkim kompozycjom, tutaj Godowski z tej samej suity, ale Memories, numer 25.
https://youtu.be/QD-K8Dfkpog?si=7sjsLu9FjWTUoB2M
Klasowa muzyka, jak Pani napisała: bez żadnego przesadyzmu. Super melodie, nawet mniej obrazy, choć też, ale bardziej nastroje. Zresztą do melodii to oni mieli zmysł, Gabriłowicz, Levitzki, Friedman, Godowski, taki walczyk Levitzkiego, na krótko się przenieść w czasie, jeszcze Hough tak to rytmicznie gra, że minuta pięćdziesiąt trzy sekundy, a czuć jakby krotnie dłużej:
https://youtu.be/Xkz4l3P_HQ8?si=cTvwt2KILmzJBosC
Jak kto taki głąb jak ja i nie zna takich rzeczy, to te nagrania można potraktować jak muzyczne menu degustacyjne, (chociaż że w większości to ulubione bisy Hougha, to lepiej chyba powiedzieć: muzyczną bombonierkę).
Bardzo miła bombonierka. Te Memories to nawet z początku przypominają młodego Skriabina, ale potem osuwają się w kawiarnianość, co mi zresztą tu nie przeszkadza. W ogóle wyobrażam sobie tę muzykę snującą się dyskretnie w dobrej kawiarni 😉
Dwie Polki zakwalifikowały się do La Maestry: https://slippedisc.com/2023/10/israeli-and-iranian-in-paris-baton-showdown/
Konkurs w marcu. Zofia Kiniorska bierze też udział w listopadowym Konkursie im. Grzegorza Fitelberga w Katowicach.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=5ZBr_F2oZk8
Niespodzianka
https://iccpi.pl/pl/2023/aktualnosci/305
@wajan
Właśnie chciałem wrzucić. Super wieczór się zapowiada.
😉
A na stronie Filharmonii „Boa dusiciel w brokacie” Paryskiej jest nagranie (do 10 kwietnia 2024, potem chyba na ARTE) z dzisiaj z Mäkelą i Józią (wyjątkowo w sukni, cóż to za okazja): Debussy, Prélude à L’Après-midi d’un faune, Ravel, dwa koncerty, a na koniec Bartok, Le Mandarin merveilleux. Przyjaciółka ma to szczęście wybierać się jutro na drugi z dwóch zaplanowanych występów, to ja zazdrosny przesłuchuję sobie chociaż ten pierwszy… Spróbować Debussy’ego i Ravela w takiej „salce”, w takim miejscu, no to naprawdę strasznie fajnie musi być.
https://philharmoniedeparis.fr/en/live/1159521
@Zympans dzięki serdeczne! Bardzo chciałabym usłyszeć ich na żywo, choćby po to, by przekonać się czy cały ten hype wokół nich nie jest na wyrost czy jednak to tylko marketing i nie moja bajka. W Warszawie nie zanosi się byśmy mieli taką możliwość w bliższej (i niestety chyba też dalszej?) przyszłości…:( Mógłbyś przekazać wrażenia na żywo od przyjaciółki?
@EM
Pewnie, że mogę przekazać. Przy zastrzeżeniu, że to urlopowe wyjście, a i miejsce średnie, i tak cudem wykupione, bo jej występy są sold out na pniu, no i że pierwsza wizyta w tym boa budynku to atrakcja sama w sobie. Wrażeń w ogóle – wiele.
A czemu „hype”?
Fajerwerków każdy lubić nie musi, ok, a już na pewno nie lubią tego fortepiany. Ale możliwości ma nieograniczone na moje ucho. Czy też interpretacyjne? No faktycznie, posłuchać jej op. 133 Schumanna to nie jest jakieś moje największe marzenie w życiu, ale współczesną muzykę, czy kompozytorów rosyjskich brałbym w ciemno. Zresztą, rzeczy, które do niej nie pasują zwyczajnie raczej nie gra, jak nie musi: z korzyścią dla wszystkich stron.
Osobiście staram się odciąć te motywy robione dla show, popisowe bisy, ciuchy, maratony Racha (cztery koncerty jednego wieczoru z Yannickiem ostatnio), od tego, że po prostu świetnie gra. Świetnie gra, ale też jak może, to chce zarobić. Bruce się tutaj wiele nie różni ze swoimi siedmioma bisami w Carnegie, kapelutkami i chwaleniem klatą w basenie. A gra też kapitalnie.
W razie wątpliwości bym sobie puścił na Twoim miejscu np. jej solo recital z Berlina, z 2018 roku, dużo muzyki rosyjskiej, Prokofiev jako główny punkt programu, ale też wcześniej sporo pięknego Racha, no i tak, oczywiście trzy przyjemnościowe bisy. Albo coś zupełnie nowego, pisanego dla niej, z orkiestrą.
A na zachętę przed wizytą Bruce’a, o wilku mowa, DG wrzuciło jego nagranie live z Ravelem godzinę temu:
https://youtu.be/fWUccFCWmV8?si=r7bQftwB6–UcXYv
Patrząc po programie, to chyba jest z 2022 r.
Co jeszcze ciekawsze, grywa w Fundacji Louis Vuitton… Krystian Zimerman. Co więcej: okazuje się, że grywa tam nie tylko solo, ale i z polskimi muzyczkami, w czerwcu z Katarzyną Budnik i Marysią Nowak. O czym w PL: cisza. To chyba jest odpowiedź na ostatnią kwestię poruszoną przez EM, jakkolwiek akurat chodzi o fundację zdaje się (?) rodziny utracjuszy sprzedających dobra luksusowe nuworyszom po całym świecie to nie zmienia to faktu, że:
tak, w PL, poza osobami związanymi z Chopinem, (a okazuje się i że na nie niezbyt, vide Zimerman), nie ma co liczyć na gwiazdy.
Ale tego chcemy.
Jak 35 lat głosujący walczą u nas co wybory jak lwy, żeby najbogatsi płacili podatki niższe niż ich sprzątaczki, to tak jak nie ma tu ochrony zdrowia, na pensje dla nauczycieli, itd. tak nie ma i środowiska dla najgorętszych nazwisk w sztuce: nie ma edukacji muzycznej, a zatem orkiestr i słuchaczy, ci ostatni nie mają też czasu i pieniędzy, żeby był ciągły ruch, nie ma infrastruktury, sal. Bo tu nie chodzi o to, że czasem ktoś zahaczy o Katowice przy okazji trasy w Niemczech.
To nie jest przypadek, że we Francji, Belgii, Austrii, Danii, Finlandii, jest gdzie, z kim i dla kogo grać regularnie. Jak tam tyle ponad 40% pkb wraca w podatkach w usługi publiczne, to po kilkudziesięciu latach te społeczeństwa stać również na muzykę, w tym salki za miliard, jak w Kopenhadze, czy trochę mniej w Paryżu czy Helsinkach.
A że u nas, w tym pomocniczym gospodarstwie rolnym dla krajów starej UE, jest to regularnie 30% z małym hakiem, kilkanaście punktów procentowych mniej, to skazujemy się na słuchanie raczej nowych bmek w centrum niż Józi. To są procesy, które trwają lata, a my ich nawet nie zaczęliśmy. Bo nie chcemy.
Trochę się spóźniłem, więc z opóźnieniem spamuję o Godowskim, który jest artystą zapomnianym. 🙂
Tak, Godowski z pewnością urodził się na Litwie, stosunkowo niedaleko Wilna (ale co na Litwie jest daleko od Wilna?). Przyjęło się, że w miasteczku Żośle (dawniej Zoszle, po litewsku Žasliai). W dawniejszej, słusznie zapomnianej literaturze uczeni dodawali „prawdopodobnie“, zaś po szeregu kopiowań i wklejań została sama nazwa miasteczka, bez tego znamiennego przysłówka. Zatem nauka polska jest pewna, bo wikipedia nie może się mylić.
Gdyby spytać Godowskiego… No tak, on nie żyje. Zostawił jednak ledwie zaczętą autobiografię i tam stoi napisane: I was born in Sozly, a little town not far from Wilno. Jeśli to rzeczywiście Żośle, „not far” oznacza niecałe 60 km. Tak się złożyło, że równie „not far” od Wilna leży inne pradawne miasteczko i nazywa się Szeszole (po litewsku Šešuoliai). Po amerykańsku jedno i drugie wychodzi tak samo, a żadnych dowodów na rzecz którejś z tych miejscowości nie widziałem. Godowski, pamiętajmy, nie czytał wikipedii ani urzędowych spisów miejscowości sporządzanych po 1990 roku, znał tylko nazwę w miejscowym dialekcie (spróbujmy powiedzieć obie nazwy ź wiljeńska, uwzględniając te 60 km, co oznaczało dialekt jeszcze bardziej egzotyczny). Może kiedyś jakiś muzykolog zamiast kopiować i wklejać ruszy odwłok do litewskich archiwów, albo napisze do znajomego Litwina. Nie dacie wiary, ile źródeł „bezpowrotnie zaginionych podczas wojny” można teraz znaleźć nie wychodząc z chałupy. No, ale Godowski to nie Chopin przecież (Stalowa Wola czy Żelazowa Wola? jakoś tak).
Z innej beczki. W pewnym piśmie muzycznym sprzed 100 lat przeczytałem pełną oburzenia notatkę o wynarodowionym i niewdzięcznym artyście. Otóż Godowski grał koncerty w Stambule i był tam polski ambasador czy podobny dostojnik, no i dygnitarz ten po koncercie wtargnął na klęczkach do garderoby, niosąc wieńce i wiązanki kwiatów, z tekstem w duchu „o Wielki Artysto, Synu Narodu Naszego, Ozdobo Jego, powodzie do dumy…”. Godowski słuchał, a gdy przemówienie się skończyło, powiedział w bardzo łamanym narzeczu spod Wilna, że bardzo miło, ale on wyjechał z Litwy gówniarzem będąc i nic nie pamięta, tylko że tam mówiło się wszędzie po rosyjsku, a teraz jest obywatelem USA i wolałby tego się trzymać. Degenerat, normalnie, i w tym sensie właśnie wyraziło się to pismo muzyczne.
Jeszcze inna przypowieść, tym razem o synu muzyka, który miał rozum i zajął się czymś innym. Wprawdzie Leopold Godowsky Junior wykształcił się na skrzypka i nawet był koncertmistrzem w szanowanych orkiestrach z zachodniego wybrzeża, ale jednocześnie uczył się na chemika, jeszcze w szkolnych czasach patentując, razem z kolegą, pierwszą na świecie kamerę rejestrującą film w kolorze. Kilkanaście lat później chłopcy byli już szefami działu badawczego firmy Eastman Kodak i opracowali system Kodachrom Technicolor, może słyszeliście. Dowód: https://patents.google.com/patent/US2304940
😎
Bardzo to wszystko ciekawe, dzięki 🙂
@Zympans Ciekawe, co piszesz o systemie podatkowym i jego wpływie na muzykę klasyczną i życie kulturalne w wymienionych przez Ciebie krajach. Ale nawet patrząc na Pragę, Budapeszt i Bukareszt…trochę wstyd, jak to wygląda w Warszawie pod tym względem, nawet więcej niż trochę. W kampanii wyborczej rzecz jasna nikt o tym ani słowa. Oczywiście nie mam na myśli tego, że tylko bardzo znane nazwiska są warte słuchania i chodzenia na koncerty. W normalnym systemie jest miejsce i na Alice Sarę Ott i na bardziej lokalnych/niszowych artystów. Myślę, że do Katowic przyciąga sala, może mają też większy budżet?
Co do Yuji, miałam na myśli właśnie jej możliwości interpretacyjne na żywo, bo techniczne to wiadomo. Jaką energię mają jej występy i czy ma to coś, co sprawia, że miałabym ochotę zatrzymać się w jej muzycznym świecie na dłużej. Dziękuję za polecenia, mi zapadł w pamięć jej duet z G. Capuçonem w sonatach Francka i Chopina. Byłam na recitalu Bruce’a w zeszłym roku i właśnie Ravel najbardziej mi się podobał, Chopin niestety nie poruszył.
@EM
No to już spieszę odpowiadać. Moja najlepsza przyjaciółka napisała nawet jeszcze w przerwie. Jedno słowo: „magnifique”. Zupełnie „nowe doświadczenie” po tych wszystkich recitalach i koncertach, na jakich bywaliśmy razem w Warszawie. To kwestia wielu czynników, ta sala chyba jest wspaniała, akustyka żyleta, bardzo miłe dla oka światło, sympatyczna publiczność, taki naprawdę, naprawdę full house, sam repertuar też trafiony, (to może też jakiś przypadek, ale i u mnie i najwyraźniej u moich przyjaciół Ravel ma swoje szczególne miejsce w ❤️), ale przede wszystkim jednak Yuja: „takie delikatne, a wszystko w punkt i słyszalne”, mimo że siedziała dość daleko, wolna część Koncertu Ravela bardzo wzruszająca. No cóż.
Podsumowując: „10/10”.
Makela może trochę taki ponadstandardowo ekspresyjny, bardzo ponoć nonszalancki, co prawda ani ja, ani ona, nie znamy się na dyrygowaniu, ale wnioskuję, że trochę showman, ale może ktoś mnie poprawi. Nic w tym złego zresztą. Jak muzyka jest spot on, to za cenę lekkiego zmanierowania w oczach jednych, skusić jeszcze więcej widowni takim atrakcyjnym niby luzactwem, to chyba tylko lepiej. Dwa dni z rzędu w środku tygodnia sold out ledwo kilka miesięcy po ostatniej wizycie: fajnie by było, gdyby tak się dało w Warszawie, co?
Co do płyty z Capuconem: teraz widzę, że rzeczywiście mi migała, ale musiałem słuchać w takim razie drugiego ich nagrania, z Brahmsem. I jest naprawdę wspaniałe. Również dlatego, że kiedy trzeba, gra na nim skromnie. Bdb kameralistka. Zaraz sobie jej Frycka nadrobię, przed snem, świetny pomysł.
Natomiast co do ASO: to jedna z moich najulubieńszych muzyczek, a już wśród młodszych to pewnie w ogóle najulubieńsza. I również PL pomija, mimo że mieszka, jak kiedyś sprawdzałem, tuż obok, bo w Niemczech. Jeżeli też tak ją lubisz, to za 3 dni w Stage+ z niejakim Tetelmanem (nie znam się na śpiewie, może znany to tenor?) będą robić duet. W programie Chopin i Puccini? Tak to wygląda: https://www.stage-plus.com/video/live_concert_9HKNCPA3DTN66PBIEHFJ8D1N
A jak chodzi o te nieszczęsne podatki:
Mi nawet bardziej chodziło o tę desperację pokoleń wchodzących w dorosłość / dorabiających się w latach 90. i starszych, desperację graniczącą z obłędem, żeby nie przyjmować do wiadomości, że żeby usługi publiczne się rozwijały, szpitale, szkoły, instytucje kultury, (co istotne w kontekście rozmowy o atrakcyjności polskiej sceny muzycznej dla gorących nazwisk, talentów zza granicy), ktoś musi za to zapłacić i że lepiej żeby to nie były nauczycielki czy kasjerzy, (czy przyszłe pokolenia, jeżeli będziemy się tak dalej zadłużać), a prezesi czy deweloperzy, których to zaboli relatywnie mniej.
My to zrozumieliśmy w liceum, mając 15 lat. Jakiej mapy nie włączymy, w OECD, Eurostacie itp., brązowa strużka spływa po tej części Europy, gdzie się wciąż czeka aż „skapnie” wszystkim, jak tylko damy się „najpierw” wzbogacić nielicznym.
Czekaliśmy 10, 20, 30, zaraz będzie 35 lat.
I dalej w każdej istotnej kwestii (wyszczepienie, nadmiarowe zgony, szybkość malenia odsetka palących itd.) jesteśmy w najgorszej sytuacji razem z siostrzanymi Bułgarią czy Litwą, kiedy np. Finlandia, o której sporo mówimy i w kontekście muzyki klasycznej, idąca kompletnie inną drogą, drogą socjaldemokratyczną, jakoś dziwnym trafem sobie świetnie radzi, również właśnie kulturalnie.
PS Z płyty Franck & Chopin: Cello Sonatas najbardziej podoba mi się… Op. 3 Chopina! Bardzo ładne wykonanie. Ale wolę jednak płytę z Brahmsem!
@Zympans dzięki serdeczne z opóźnieniem! Wierzę, że to był wyjątkowy wieczór i też chciałabym tego doświadczyć, a niestety w Warszawie czuję niedosyt i żal, że jestem pozbawiona tego, co w wielu innych europejskich stolicach jest standardem. Obejrzałam koncert Ravela i 1 oraz 3 część zagrana z ogromnym impetem, w stylu Yuji. Co do sonat Francka/Chopina znam je nie z płyty, a z tego występu https://www.mezzo.tv/en/Classical/Yuja-Wang-and-Gautier-Capuçon-at-the-Philharmonie-de-Paris-Franck-Chopin-6505 doceniam elegancję i charyzmę ich wspólnego występu, polecam jeśli masz możliwość obejrzeć!