Beethoven, Janowski i SV

Tym koncertem w Studiu im. Lutosławskiego Sinfonia Varsovia oficjalnie rozpoczęła obchody swojego 40-lecia. A my zakończyliśmy rok koncertowy.

Tradycyjny, drugi w tym roku (pierwszy był w styczniu) występ pod batutą Marka Janowskiego, jak zwykle bez utworów z solistą, jedynie z dyrygentem jako gwiazdorem (dyrygującym jak zawsze z pamięci), składał się tym razem z dwóch bardzo różnych od siebie symfonii Beethovena.

VI Symfonia „Pastoralna” pod wieloma względami różniła się od innych interpretacji. Najmniej jeszcze objawiało się to w I części, ale II część, Scena nad strumykiem, była wyjątkowo szybka, jakby to nie był strumyk, ale rwący potok. Co miało też taki efekt, że tryle w skrzypcach również można było skojarzyć z ptaszkami. Dęte bardzo się wykazały, zwłaszcza w owym słynnym „ptaszkowym” momencie z kukułką i przepiórką. Natomiast III część miała momenty z folkowym zacięciem, w ciężkim niemieckim stylu. Bardzo obrazowa była burza (grzmoty na kotłach uderzanych twardymi pałkami robiły wrażenie), a finał, także nietypowo, nie był tylko wypogodzeniem, ale powrócił do nastroju III części, jakby zabawa została wznowiona po burzy.

V Symfonia była trochę mniej kontrowersyjna, choć były też momenty zaskakujące, jak np. wejście waltorni w III części, które zabrzmiały niemal jak trąby wzywające do Sądu Ostatecznego. Wiolonczele i kontrabasy w triu grały bardzo selektywnie, więc w niczym nie przypominało to przesuwania szafy, jak to się niejednej orkiestrze zdarza. Energiczny finał zwieńczył całość, a stojak był naturalną konsekwencją.

Tutaj więcej informacji o kolejnych koncertach jubileuszowych.

Wychodziliśmy ze Studia z paroma osobami, w okolicy stały policyjne radiowozy, a z drugiej strony kompleksu na Woronicza zapewne działy się różne rzeczy, ale nie wydaje się, żeby tam były jakieś tłumy, choć parę osób z flagami minęło mnie idąc wte lub wewte. Pianofil nawet się śmiał, że odruch kombatanta się w nim odzywa, więc dziwnie się czuje, że nie idzie na demonstrację. Mamy nawet wspólne zdjęcie z demonstracji sprzed paru lat, kiedy to dołączyłam się do grupy znajomych z ISPAN. Fajnie było. Ale jednak wolę tak, jak jest, tylko niech ten żałosny cyrk wreszcie się na dobre skończy.