Z myślą o Ptaszynie
Tegoroczny krakowski Summer Jazz Festival miał dwa otwarcia. Jedno jako wstęp w sobotę – recital Brada Mehldaua – a po jednodniowej przerwie właściwe rozpoczęcie: Henryk Miśkiewicz Quartet w Piwnicy Pod Baranami.
Jan „Ptaszyn” Wróblewski otwierał wiele edycji festiwalu, a kiedy parę razy zdarzyło się, że nie mógł, zastępował go właśnie Henryk Miśkiewicz. W tym roku podobno jeszcze w lutym potwierdzał, że chętnie wystąpi. Co się stało, wiemy. I teraz więc padło na zespół Henryka Miśkiewicza. Obaj saksofoniści wiele razy wspólnie występowaliśmy.
Z liderem wystąpił syn Michał Miśkiewicz na perkusji i Sławomir Kurkiewicz na kontrabasie, czyli dwie trzecie Marcin Wasilewski Trio, ale pianista był inny: Wojciech Majewski, którego słyszałam po raz pierwszy; w pierwszym secie robił na mnie wrażenie pianisty dyskretnego, ale w drugim już częściej wychodził na pierwszy plan, zwłaszcza w muzyce do Psów Michała Lorenca. Ogólnie program poświęcony był muzyce filmowej, ale także Ptaszynowi i jego muzycznym związkom, a lider ładnie o tym wszystkim opowiadał.
Tak więc były dwa utwory Ptaszyna z muzyki do filmu Niech żyje miłość z 1991 r. Nie był to jakiś wybitny film, wprost przeciwnie, ale sam Ptak podobno mówił, że „o filmie zapomniano, ale muzyka została”. Umówmy się, ta muzyka też nie jest jakaś przebojowa, Ptaszyn nie był wielkim melodystą, choć miał wiele innych zasług, ale słuchało się tego przyjemnie.
Parę numerów było autorstwa „Dudusia” Matuszkiewicza i to już były wielkie hity: główne tematy seriali Stawka większa niż życie i Wojna domowa (w tym drugim, granym na finał koncertu, było już zupełne szaleństwo). Nie mogło zabraknąć Kilara, choć ten z Ptaszynem nie grał – na początek koncertu zabrzmiał temat z filmu Śmierć i dziewczyna. Ciepło przyjęto też inny hitowy temat innego „niewspółpracownika” Ptaszyna, czyli Włodzimierza Korcza: z serialu 07 zgłoś się. Ale pojawił się też temat zupełnie zagraniczny: z filmu Spartakus.
Muzycy byli w znakomitej formie. Może trochę mało mi było basisty, którym nieodmiennie się zachwycam; perkusista został wypuszczony na trzy duże solówki, pianista też ich parę miał. Natomiast lider grał po prostu z wielką klasą i niesamowitą energią. Bis zapowiedział cytując znów Ptaszyna, który przy takich okazjach mawiał: „Żeby nie przedłużać…” i dodawał jeszcze: „Sami państwo tego chcieli”. Ten bis to była znana piosenka Mackie Majcher z Opery za trzy grosze. Podobno był to jeden z ulubionych utworów Ptaszyna.
Od dziś jazz będzie rozbrzmiewał w Krakowie przez cały lipiec i nie zabraknie go też w drugiej połowie sierpnia. Ale i w Warszawie też będzie się działo: Warszaw Summer Jazz Days i Jazz na Starówce.
Komentarze
No właśnie. Dobra muzyka nie zna granic. Można czuć dreszcze na plecach słuchając a to Chóru Pielgrzymów , a to Stairway to Heawen. Albo w szczelnie zamkniętym domu, przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności zapodać dzieciakom dźwięki
z Piotrusia i Wilka. Co by w swojej dorosłości, nie doznały szoku poznawczego słuchając za miedzą kompozycji takiego np. Skriabina.