Jak Pory roku Vivaldiego…
Możecie pomyśleć, że nawiązuję do pewnej opery mydlanej TVP, ale taki był program dzisiejszego koncertu orkiestry NFM Leopoldinum na Ogrodach Muzycznych: wokół Pór roku Vivaldiego właśnie.
Las Cuatro Estaciones Porteñas Astor Piazzolla napisał na swój zespół – Quinteto Nuevo Tango. Nie jako zamierzony cykl, każdą część osobno, później je dopiero połączył. Jako całość już opracował dzieło na skrzypce solo i orkiestrę smyczkową urodzony w Charkowie kompozytor Leonid Desyatnikov – zrobił to dla Gidona Kremera i jego zespołu Kremerata Baltica, z którym od lat współpracuje. Nawiasem mówiąc, ciekawa to w ogóle postać: napisał skandalizującą operę do libretta Vladimira Sorokina Dzieci Rosenthala, którą wystawiono w moskiewskim teatrze Bolszoj, przez rok był nawet dyrektorem tego teatru; po agresji rosyjskiej na Ukrainę w 2014 r. przejęty jej losem napisał cykl preludiów fortepianowych Pieśni Bukowiny, a gdy rozpoczęła się pełnowymiarowa wojna, opuścił Rosję. Tutaj owe Pieśni Bukowiny w transkrypcji na orkiestrę smyczkową autorstwa Dmitrija Sitkovetskyego – stryja jednego z dzisiejszych solistów.
Ową przeróbkę Cuatro Estaciones jednak wykonał jako solista koncertmistrz Leopoldinum, Christian Danowicz, który pochodzi akurat z Buenos Aires i choć studiował we Francji i Polsce, a w tej ostatniej mieszka od kilkunastu lat (koncertmistrzem Leopoldinum jest od 2010 r.), wciąż świetnie czuje Piazzollę. A orkiestra również bardzo się wczuła.
Nawiasem mówiąc, owa smyczkowa transkrypcja jest tak popularna, że aż trudno znaleźć oryginał. Ale jest.
W drugiej części Vivaldi’s Four Seasons Recomposed by Max Richter. Danowicz siadł na swoim miejscu przy pierwszym pulpicie, a jako solista i dyrygent pojawił się obecny szef zespołu, Alexander Sitkovetsky. Jak już wspomniałam, jego stryjem jest Dmitry Sitkovetsky, którego z kolei rodzicami są Julian Sitkovetsky (istna dynastia znakomitych skrzypków, tylko ten najstarszy młodo zmarł) i znana starszemu pokoleniu obserwatorów Konkursów Chopinowskich współzwyciężczyni z 1949 r. Bella Dawidowicz (która wciąż żyje i za kilka dni skończy 96 lat).
Niespecjalnie przepadam za Richterem i jego przeróbką Vivaldiego, ale muszę przyznać, że Sitkovetsky był naprawdę znakomity. A z orkiestrą świetnie się rozumieją, co pokazali również w bisie: Orawie Kilara. Po raz pierwszy słyszałam ich razem, tak się złożyło, i cieszę się, że to taki udany mariaż.