Niełatwe utwory

Po południu Sonata Paula Dukasa, wieczorem VIII Symfonia Antona Brucknera – nie było łatwo przez to przejść. Na szczęście wykonawcy znakomici.

Program recitalu Marca-André Hamelina był podobny do tego wiosennego z Katowic, tyle że Dukas zastąpił Ivesa. Jak dla mnie to była zmiana na minus, ale poznawczo było to oczywiście również interesujące. Sonata fortepianowa es-moll Dukasa jest bardzo rzadko grywana, a w Polsce bodaj wcale. Potężne to dzieło, masywne, składające się z czterech części, o nastroju w większości raczej ponurym, depresyjnym, w czym przypomina niektóre utwory Césara Francka czy Gabriela Fauré, ale ma też akcenty beethovenowskie (np. ewidentne nawiązania do Hammerklavier). Trudne również technicznie, co oczywiście dla tego pianisty żadnym problemem nie jest.

Jakoś to przetrzymaliśmy, zwłaszcza że czekała nas reszta programu taka jak w NOSPR – Waldszenen Schumanna (Ptak prorokiem – jak zwykle obłędnie subtelny!) i Gaspard de la nuit Ravela (znów pełna grozy Szubienica i sardoniczny Scarbo). Na bis doczekaliśmy się zapowiadanego w maju mazurka autorstwa pianisty; dodał jeszcze komentarz, że niedawno zmarł jego przyjaciel, który był Amerykaninem, ale jego rodzice mieli polskie korzenie, więc ten mazurek jest poświęcony jego pamięci. Bardzo subtelny, liryczny, o cierpkich harmoniach, co nie dziwi tych, co wiedzą, że Hamelin nagrał komplet mazurków Szymanowskiego. Drugi bis w całkowitym kontraście: pierwszy z Sarkazmów Prokofiewa. Aż dostałam apetytu na całość w jego wykonaniu. To nie jest długie – pięć krótkich utworków.

Wieczorem – Orchestre des Champs-Elysées i Philippe Herreweghe w Brucknerze w wersji historycznej, i to w pierwotnej wersji VIII Symfonii, tej odrzuconej przez Hermanna Leviego mimo całej życzliwości tego wybitnego dyrygenta do kompozytora. Chyba miał swoje racje, trudno mi ocenić, bo też trudno mi porównać – z tej akurat symfonii nie jestem w stanie zapamiętać nic. Poza tym, że wspaniale brzmiały dęte, zarówno blacha, jak drzewo, w momentach chorałowych, których jest tu mnóstwo, zwłaszcza w finale. Półtorej godziny gęstej muzyki. Ja (i nie tylko ja, jak było widać po reakcjach) odczuwałam duży szacun dla wykonawców z dyrygentem na czele, ale ciekawam, co sobie myślą o tej kreacji prawdziwe bruckneroluby (spotkałam Gostkostwo, ale przed koncertem, potem już niestety nie).

PS. Jutro, jakby kto się zastanawiał, dlaczego mnie na koncertach nie widać, wybieram się do konkurencji – na Festiwal Romantycznych Kompozycji w Łazienkach, który niestety w tym roku całkowicie się na Chopieje nakłada. Przynajmniej na jeden koncert tego festiwalu chcę zajrzeć, tym bardziej, że moja redakcja ma patronat medialny. Opowiem, co usłyszę.