Wokół Polski i Ameryki

Dzisiejszy duet fortepianowy był naprawdę na poziomie, a repertuar miał ogromnie ciekawy. Lukas Geniušas (II nagroda na Chopinowskim w 2015 r.) jest nam znany bardzo dobrze, jego żona Anna Geniushene – niestety mniej.

A nawet dziś sprawiała wrażenie, że jest większą, bardziej wyrazistą osobowością od swojego męża – on jest bardziej subtelny, ona mocna i porywcza. Też laureatka II nagrody, ale nie byle gdzie – na Konkursie Vana Cliburna w 2022 r. (I nagrodę otrzymał wówczas Yunchan Lim). W Polsce grała już w Dusznikach (rewelacyjny recital w zeszłym roku, który obejrzałam na YT, ale dziś już jest niestety niedostępny), a także w Gdańsku w ramach tamtejszego festiwalu (Koncert Griega). Jest Rosjanką (z domu Aleksiejewa), zresztą Lukas to też pół-Rosjanin (po matce), ale kiedy Rosja napadła na Ukrainę, małżeństwo osiedliło się na Litwie. Tak jest też w życiorysach obojga; w programie festiwalowym jest mowa, że mieszkają w Niemczech (z dwoma synami) – może rzeczywiście niedawno się tam przenieśli.

Pierwsza część ich występu zawierała utwory kompozytorów, a zarazem pianistów (Lutosławski też był przecież za młodu świetnym pianistą) z Polski. Maurycy Moszkowski, Żyd z Breslau, mówił o sobie jako o Polaku, ale działał głównie w obszarze niemieckojęzycznym. Jego cykl Aus aller Herren Länder na cztery ręce – to sześć uroczych i trafnych portrecików różnych krajów: Rosji, Włoch, Niemiec, Hiszpanii, Polski i Węgier. Zarówno ten cykl, jak i młodzieńcze Rondo C-dur Chopina oraz rozkoszne pięć walczyków na cztery ręce Ignacego Friedmana przywodziły na myśl miły wieczór w salonie (przy okazji: nie ma racji autorka omówienia, że w Rondzie Chopina pojawia się motyw żydowski – to raczej ukraińska dumka, podobnie jak w Fantazji na tematy polskie; dumki były wówczas modne). Ale ta część skończyła się całkiem niesalonowo, co prawda ten utwór grano w kawiarni, ale też nie jest on kawiarniany – chodzi oczywiście o Wariacje na temat Paganiniego Lutosławskiego. Jak na mój gust były za bardzo zapędzone i zarąbane, ale one mają to do siebie, że bardzo angażują wykonawców.

Program amerykański Geniušasowie eksploatują w różnych miejscach i widać, że go lubią. Intrygujący był, zwłaszcza na początku, Winnsborn Cotton Mill Blues Frederica Rzewskiego, imitujący maszyny włókiennicze, by przejść potem do właściwego bluesa – ale ta muzyka maszyn jest ciekawsza. Po tym „lewackim” utworze – muzyka ceremonialna, czyli balijski gamelan w dwufortepianowej wersji Colina McPhee, wreszcie repetitive musicHallelujah Junction Johna Adamsa, zagrany z pasją – publiczność zareagowała entuzjastycznie. Pianiści zabisowali dwa razy, wracając do salonowych zabaw na cztery ręce (nie wiem, co to było).

Dziś wyjątkowo był tylko jeden koncert. Jak miło pójść spać przed północą!