Już na dwóch festiwalach
Po raz pierwszy od dawna mogłam przyjść na koncert inauguracyjny Szalonych Dni Muzyki.
Stało się tak dlatego, że o 19:30 na Jesieni był Koncert fortepianowy Wojtka Blecharza, na którym już byłam w Krakowie. Udałam się więc na 19 do Opery Narodowej, gdzie w szczelnie wypełnionej sali im. Moniuszki, noszącej podczas tego festiwalu nazwę Miłość, grała Sinfonia Varsovia pod batutą młodego, świetnego francuskiego dyrygenta Juliena Masmondeta. I z początku można było się poczuć jak na Warszawskiej Jesieni, ponieważ koncert rozpoczął się utworem szwedzkiego kompozytora Andersa Hillborga, a jego dzieła bywały na WJ wykonywane nieraz (choć ostatni raz w 2003 r.). Utwór nazywa się Peacock Tales i jest koncertem klarnetowym, ale tym razem został wykonany w wersji saksofonowej. Młoda, znakomita solistka również z Francji, Valentine Michaud, nie tylko grała, ale też odstawiła niemało teatru: ubrana w suknię z trenem koloru błękitu pawiego i czapeczkę w kształcie pawiej głowy, z dziobem i piórami u szczytu, obracała się, kręciła, a kiedy podnosiła ręce, wyglądało to, jakby roztaczała ogon. A te pawie opowieści były różnej treści: łagodnie konsonansowe i dramatycznie skrzekliwe. Bardzo się podobało – i utwór, i solistka.
Trzeba powiedzieć, że odświeżająco zabrzmiała potem Symfonia C-dur Georgesa Bizeta, bardzo precyzyjnie zagrana – przypomniałam sobie, że lubię ten utwór. I znów entuzjazm, dyrygent podnosił kolejno różnych muzyków ze szczególnym uwzględnieniem p. Arka Krupy za piękne solo obojowe w drugiej części. A potem… aż żal mi było wychodzić, było jeszcze trochę atrakcyjnych koncertów, lubię też atmosferę tego festiwalu, entuzjastycznych ludzi biegających od sali do sali. Na parę koncertów sobotnich jeszcze się załapię.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Przybić piątkę ze Sławulą
Wiece wyborcze kandydata na prezydenta Polski Sławomira Mentzena rozpoczynają się zawsze o piętnastej. Ta pora daje pewność, że przybędzie elektorat – uczniowie po lekcjach.
Zamiast tego poszłam na koncert Jesieni – stwierdziłam, że skoro w tym roku jakoś nie odwiedziłam Warszawskiej Jesieni Klubowo (a także Małej Warszawskiej Jesieni, nawiasem mówiąc), to przynajmniej wybiorę się na taki koncert klubowy, na jaki zanosiło się w teatrze Komuna Warszawa. Nie żałowałam, choć dla mnie to totalna egzotyka – elektroniczna muzyka taneczna w estetyce rave. Impreza, w chwili, gdy to piszę, zapewne jeszcze trwa, bo była planowana do 1:30. Ja wytrzymałam trzy sety i po 23 opuściłam to miejsce. Pierwszy (LOUFR, czyli Piotr Bednarczyk) był rzeczywiście rytmiczny i nawet taneczny, za to drugi w wykonaniu damskiego duetu – nie wiem tylko, czy to były H31R, czyli JWord i maassai, czy Elvin Brandhi i Sara Persico – pokazał dużo ciekawych dźwięków, ale tanecznie było tylko momentami. Trzeci był kurator koncertu czyli Rafał Ryterski – i okazał się w tej dziedzinie wirtuozem, rozruszał publiczność, były i ciekawe dźwięki, i ciekawe rytmy, i ekscytujące, zmienne tempo, a na dodatek w pewnym momencie doprosił rapującą dziewczynę. A że jeszcze przy okazji ostro operował światłami i dymkami, przyznam, że się trochę zmęczyłam, w końcu nie mam już 20 lat, ale warto było.
PS. Byłam dziś też na promocji strony internetowej, którą szczerze polecam, jeśli ktoś interesuje się polskimi kompozytorami współczesnymi. Autorka, Marietta Morawska-Büngeler, polska teoretyczka muzyki zamieszkała w Niemczech, gdzie pracowała w radiu i szkole, przeprowadziła swego czasu długie wywiady z nimi; dołączone są zdjęcia, partytury i spisy nagrań. Niestety rzecz kończy się na 2011 r., ponieważ autorka wówczas próbowała to jakoś wydać, co się niestety nie udało. Dopiero teraz zostało to wrzucone do sieci; nie znoszę czytać książek w komputerze, ale się przemogę, bo ciekawe.
Komentarze
Jeśli chodzi o tę stronę z książką, no rozumiem że ktoś dostał na to dofinansowanie w tej formie i je zrealizował, ale nie można po prostu dodatkowo było opublikować pliku PDF czy EPUB, aby dało się to np. na czytnikach przeczytać. A w obecnej formie, że poszczególne rozdziały są w okienku, to nawet na dużym monitorze mało wygodne.