Łódź c.d. Co z tą AI?

Wczorajszy wieczór w Akademii Muzycznej był celem pobocznym mojego weekendu w Łodzi: tak naprawdę pojechałam tam (jestem już z powrotem) na Igrzyska Wolności.

Dałam się zaprosić na panel Muzyka a/i demokracja, bo pomyślałam, że dobrze, żeby pojawił się tam ktoś reprezentujący środowisko muzyki poważnej (czy też klasycznej, whatever). Cieszy też, że w tym roku było dużo paneli kulturalnych. Igrzyska, stworzone przez Fundację Liberté!, odbyły się w tym roku już po raz 11, a hasło brzmiało Miasto: Europa: Przyszłość.

Jak przyszłość więc, to AI, bo tak zostało przez moderatora Stanisława Trzcińskiego odczytane owo a/i w tytule naszego panelu. I rzeczywiście był to temat, który nader często przewijał się także w innych dyskusjach na najrozmaitsze tematy. Coraz bardziej niepokoi nas, że platformy AI są coraz bardziej udoskonalane i coraz więcej mogą. Tym samym coraz więcej mogą zrobić ludziom, także złego: pozbawić pracy i zarobku. Muzyka np. do reklam czy klubowa może swobodnie być produktem maszynowym i jeśli będzie odpowiednio dobrej jakości, mało kto w ogóle się domyśli, że to nie człowiek (choć przecież w gruncie rzeczy człowiek} ją stworzył.

Do tego dołączony został w dyskusji problem dyktatu algorytmów, platform streamingowych czy radiowych playlist podsuwającym nam konkretną muzykę – wielki biznes może sprawić, byśmy stykali się tylko z tym, o czym sam zadecyduje, a niezależni artyści będą mieli dużo trudniej. Tak się rzeczywiście dzieje, a niektórzy mogą być zachwyceni, że podaje im się muzykę skrojoną pod ich upodobania i nastrój, a oni sami nie musieli w tym celu kiwnąć palcem. W to skrojenie to ja akurat nie do końca wierzę, bo człowiek naprawdę nie jest maszyną i upodobania oraz nastroje mu się zmieniają, a w danej chwili mogą być zupełnie inne niż te domniemane. No, ale może być na takie doświadczenie otwarty albo też nie przywiązywać do niego żadnej wagi. Wtedy będzie formowany przez to, co tylko wielkie koncerny będą chciały.

Jeden z panelistów, Rafał Księżyk, wysnuł teorię, że gdzieś za dwie dekady gust młodzieży będzie już całkowicie sformatowany i takie fascynacje, jak jego wczesne z młodości (te akurat także moje), np. Coltrane’em czy Monkiem, nie będą już istniały, bo młodzi się o tym wielkich artystach nie dowiedzą, będą słuchać tylko papki stworzonej przez algorytm. Może i tak będzie, ja nie chciałabym dożyć takich czasów.

Choć ze swej strony wygłosiłam zdanie odrębne twierdząc, że słuchacze z naszych nisz, jazzowej i poważkowej, są słuchaczami poszukującymi i nie dadzą się zadowolić byle czym. Ale fakt, z AI jest jak z maszyną: to, co wyprodukuje, zależy od tego, co się do niej włoży, a jeśli włoży się wystarczająco wiele, to kto wie? Był np. taki przykład – imitowania chorałów Bacha na podstawie odpowiednio dużej ilości prawdziwych chorałów. Ja tam od razu słyszę w tym coś podejrzanego, ale jak przeczytałam komentarze pod spodem, to ręce mi opadły. Chyba rzeczywiście nie ma dla nas ratunku (?). Już nie mówię o deepfake’ach, o tym, że można już np. kazać śpiewać zmarłej sławie. I jeśli to będzie dobrze zrobione, to możemy nawet uwierzyć, że to jakieś cudownie odnalezione nagranie.

Maszyna na razie jest jednak głupia i nie myśli za nas. Ciekawy przykład stworzyła irlandzka kompozytorka Jennifer Walshe wraz z duetem Dadabots. W życiu by nam takie interpretacje wielkich dzieł z przeszłości nie przyszłyby do głowy, prawda?

A w ogóle Igrzyska Wolności to fajna impreza. Tłumy się przewalały po EC1 – imponujący to obiekt. Łódź w ogóle pomału pięknieje, choć może zbyt pomału, ale jednak.