Cztery heroiny
„Herstoryczny” koncert na Eufoniach, jak nazwał go zapowiadając Robert Piaskowski, przyniósł kilka rzeczy już grywanych i jedno pierwsze wykonanie w Polsce.
Pierwszą część wypełniły dwa utwory tegorocznej jubilatki, Joanny Wnuk-Nazarowej. Oba utwory już wcześniej słyszałam: Quintetto per archi no. 2 Krzysztof Penderecki in memoriam (2003) – na koncercie Oddziału Warszawskiego Związku Kompozytorów Polskich podczas tegorocznej Warszawskiej Jesieni (w wersji kameralnej; dziś w wersji na orkiestrę smyczkową, zawartość ta sama, ale pełniejsze brzmienie jest chyba lepsze), a Lamento na obój, orkiestrę smyczkową i piłę (1983-84) – w zeszłym roku w Sopocie. Oba nawiązują w jakiś sposób do Pendereckiego, u którego studiowała kompozytorka – w tym starszym do tego wcześniejszego (stukanie w pudła rezonansowe), w nowszym – do późnego (cytaty z III Kwartetu smyczkowego – tym razem wysłyszałam dwa).
Ciekawe, że niekonwencjonalne sposoby wydobywania dźwięku z instrumentów smyczkowych znalazły się i w ostatniej części Musica per archi Krystyny Moszumańskiej-Nazar (o której jubileuszu niestety zapowiadający nie wspomniał, a w tym roku przypada setna rocznica urodzin znakomitej pani profesor, która również przez kilka lat pełniła funkcję rektora krakowskiej Akademii Muzycznej; prywatnie była teściową Joanny Wnuk-Nazarowej) – dlatego ciekawe, że zarazem jest to utwór serialny, więc w sumie polistylistyczny. Postmodernizm więc, już w 1962 r.?
Nowy utwór Hanny Kulenty Mémoire de mémoire na trąbkę, puzon basowy i orkiestrę smyczkową powstał na zamówienie ambasady Niderlandów w Polsce z okazji 80. rocznicy wyzwolenia miasta Bredy przez dywizję generała Maczka. Prawykonanie w tym samym składzie, co dziś, odbyło się 23 października w Muziekgebouw w Amsterdamie. Solistami byli trębacz Piotr Majoor (prywatnie syn Hanny Kulenty) i Adrian Gryciuk na puzonie basowym. Powiem, że nie spodziewałam się, że kompozytorka – znając jej dawniejszą muzykę – zapuści się w rejony eksplorowane przez Pawła Szymańskiego: zabawy z tonalnymi zwrotami i frazami, wykręcanymi na różne sposoby: przez szybkie i nieustające modulacje, przez efekt zdartej płyty, przez nakładanie się. W niespokojne zawirowania orkiestry wchodzą soliści z melodią w trąbce, która od razu wchodzi w ucho, i towarzyszącym jej basem Albertiego w puzonie. Powtarza się to obsesyjnie, mnóstwo razy. Konstrukcyjnie zrobione jest to świetnie, ale to jest stała cecha twórczości tej kompozytorki.
No i na koniec hicior – Koncert na orkiestrę smyczkową Grażyny Bacewicz, można powiedzieć, że w tym roku również jubilatki: 115. rocznica urodzin i 55. rocznica śmierci. Sinfonietta Cracovia pod dyrekcją Katarzyny Tomali-Jedynak dała interpretację bardzo zrównoważoną, bez efekciarstwa.
Niedziela na Eufoniach to dzień muzyki dawnej. Wybieram się na dwa koncerty: po południu występ Coriny Marti i Michała Gondko, wieczorem – {oh!} Orkiestra i opera Antonia Caldary o kolejnym polskim królu.