Mendelssohnowski wieczór
Paul Goodwin czasami wpada do nas i prowadzi ciekawe programy. Tym razem dominował Mendelssohn, ale o to nietrudno, kiedy wykonywana jest II Symfonia „Lobgesang”.
Nie pamiętam, jak było przy poprzednich wizytach dyrygenta, ale dziś zaszokował mnie układ orkiestry. I skrzypce po prawej, II – po lewej, na wprost wiolonczele otoczone przez kontrabasy, z prawej za I skrzypcami altówki. Nie znam powodu takiego ustawienia, ale kto wie, może to było takie ćwiczenie dla zespołu? Kiedyś w chórze, w którym śpiewałam, dyrygent mieszał nas i trzeba było przytomnie się utrzymać mając sąsiadów z całkiem innych głosów. Osobiście zresztą bardzo to lubiłam i uważałam, że to pomagało i uczyło słuchać współmuzykujących.
Myślę, że dla muzyków FN było to również pouczające, jak też zresztą każda wizyta Goodwina, muzyka wszechstronnego, kojarzonego zarówno z muzyką dawną, jak i współczesną. Ta ostatnia również była dziś przez kilka minut obecna, ale po kolei. Zapewne 19-letni Mendelssohn, gdy pisał uwerturę koncertową Cisza morska i szczęśliwa podróż op. 27, znał już powstałą kilkanaście lat wcześniej kantatę Beethovena pod tym samym tytułem, która nawiasem mówiąc, choć nosi kolejny numer opusu po genialnej fortepianowej Sonacie op. 111, jest jednym ze słabszych dzieł twórcy z Bonn. Wydaje się, że mógł ją poznać, ponieważ drukiem ukazała się w 1822 r. Wymowne, że oba utwory są w tej samej tonacji D-dur; oczywiste, że nawiązują do tego samego poematu Goethego. Schemat jest ten sam: najpierw muzyczny opis ciszy morskiej, znieruchomienia, spokoju, potem w kontraście energiczne dopłynięcie do portu (warto dodać, że obaj kompozytorzy znali poetę i podziwiali go). Nie da się oczywiście ukryć, że uwertura młodego Mendelssohna jest o wiele lepsza, ciekawsza, choć to też nie są jego szczyty.
Utwór współczesny – a właściwie nie całkiem, bo z 1995 r., ale napisany przez żyjącego, urodzonego w 1970 r. kompozytora amerykańskiego Erica Whitacre, specjalisty zwłaszcza od muzyki chóralnej – odnosił się z kolei do wiersza Octavio Paza, również dotyczącego żywiołów. Nazywa się Cloudburst, czyli oberwanie chmury, ale o tym zjawisku w wierszu nie ma mowy, natomiast zostało oddane z hukiem pod koniec. To dzieło na chór, dwóch perkusistów i fortepian, bardzo sprawnie przygotowane – jak zwykle w przypadku chóru FN.
Chór i orkiestra (plus trójka solistów: sopranistki Lydia Teuscher i Ingrida Gapova oraz tenor Benjamin Hulett) spotkały się w drugiej części koncertu, którą wypełniła, jak już wspomniałam, symfonia Lobgesang, więc dzieło Mendelssohna dojrzałego. Słuchając tego monumentalnego i podniosłego, ale przy tym pogodnego i jakoś, by tak rzec, ufnego myślałam sobie o tym, że twórczość Mendelssohna to idealna forma muzyki mieszczańskiej. Konserwatywna, o klasycyzującej stylistyce, a zarazem dająca ukojenie. Z czasem często lekceważona i uznawana za cukierkową, zwłaszcza przez Wagnera i jego akolitów, a w czasach nazizmu wręcz zakazana – sami Niemcy pozbawili się na długie lata tak istotnego ogniwa w łańcuchu swojej kultury. Znamienne, że zburzone pomniki Mendelssohna w Lipsku i Düsseldorfie (a w obu miastach miał nieocenione zasługi jako organizator życia muzycznego) zostały odbudowane dopiero w XXI w., w okolicach dwustulecia jego urodzin.
Goodwin poprowadził dzieło z wyczuciem i energią, a oklaski były długie i tym razem całkowicie zasłużone.
Komentarze
Mój kolega z orkiestry FN powiedział mi, że tak nietypowy układ zespołu zaproponował dyrygent, wzorując się na zachowanych notatkach Mendelssohna na ten temat.
Koncert super, ale finał „Lobgesang” w warunkach akustycznych tej sali był dużym wyzwaniem dla wytrzymałości uszu. Czy ktoś z PT. Blogowiczów może orientuje się, gdzie należy siadać, by dźwięk nie był aż tak dokuczliwie głośny? Zwykle kupuję bilety na II balkonie, by być jak najdalej od estrady, ale może to błąd?
Na II balkonie jest akurat bardzo dobra akustyka.
Najciszej pewnie jest na parterze pod balkonem, bo tłumi 😉 ale to jest ze szkodą dla dźwięku w ogóle.
@muzon
Wystarczy, jeśli kupisz bilety na I balkonie w tylnych rzędach na wprost od sceny/estrady – na II balkonie dźwięk jest dodatkowo wzmocniony przez odbicie od sufitu, dlatego świetnie się stamtąd słucha np. recitali fortepianowych 🙂
@muzon
Przy „tradycyjnym” układzie (skrzypce na lewo, wiolonczele na prawo) i muzyce na dużą orkiestrę staram się siadać po prawej stronie sali (jednak w miarę blisko środka), w 15-17 rzędzie. Wtedy mam lepszy mix właśnie skrzypiec i wiolonczel.
Ale, jak słusznie mówi PK – siedzenie pod balkonem na parterze (ok. 20 rząd i dalej) już bardzo pogarsza dźwięk.
Balkon jest OK, ale siedząc w bocznych częściach człowiek musi się skręcać w prawo albo w lewo, więc wolę centralną część; rzędy „jurorskie” są trudno dostępne, a pod ścianą też jest trochę gorzej.
Niezmiennie uważam, że akustykę w FN da się poprawić dyskretnymi „ustrojami akustcznymi”, choć najlepiej byłoby kompletnie przebudować całą salę, przede wszystkim, żeby słuchacze na parterze nie siedzieli poniżej sceny.