Ballada f-moll na 6/4
Miłośnicy i znawcy Chopina mogą zdziwić się tym tytułem, bo wszyscy wiemy, że jest na 6/8. Odkąd jednak Muzeum Chopina pozyskało do swoich zbiorów bezcenny rękopis-szkic tej ballady, wiemy, że pierwotne metrum było inne.
Mieliśmy dziś możność obejrzeć ten artefakt. Pozyskany został drogą prywatną, cena i nazwisko poprzedniego właściciela są tajne. Do niedzieli włącznie można przyjść do muzeum w godzinach 10-18 i go obejrzeć. Później pójdzie do skarbca, a zarazem do dalszych badań (wstępne zostały przeprowadzone jeszcze przed sfinalizowaniem transakcji). Od 12 czerwca zaś będzie można go podziwiać w ramach wystawy Życie romantyczne. Chopin, Scheffer, Delacroix, Sand, zorganizowanej przy współpracy z paryskim Musée de la Vie Romantique, które wypożycza na nią 70 eksponatów; będzie czynna aż do zakończenia Konkursu Chopinowskiego.
To nie jest rękopis kompletny – prawdopodobnie ktoś go podzielił, żeby na tym zarobić, w końcu więcej artefaktów to więcej pieniędzy. Zawiera cztery strony, a na nich takty 1-79 ballady. Muzykolodzy i tak ogromnie się cieszą z tego nabytku, ponieważ można na nim prześledzić pracę kompozytora. Rękopisy, które lądowały u wydawcy, były przepisane na czysto, są też dostępne szkice, choć w mniejszości – widać na nich, że Chopin jeśli rezygnował z pierwotnej wersji, to tak mazał po niej piórem, że zwykle jest ona nieczytelna. Natomiast tu owszem, są i tego typu skreślenia, ale i takie poprawki, z których jednak tę pierwszą wersję można odczytać.
Przede wszystkim ballada ma tu właśnie metrum 6/4. Wszystkie cztery ballady Chopina są „na sześć”, z tym, że na 6/4 jest tylko pierwsza, g-moll; pozostałe są na 6/8. Kompozytor zmienił metrum zapewne po to, by nadać utworowi większą potoczystość – tak przynajmniej mniema dyrektor Artur Szklener, ja zresztą ten pogląd podzielam. Ale jest też coś równie ciekawego: okazuje się, że sam główny temat brzmiał pierwotnie inaczej. Konkretnie: w takcie 10 melodia szła początkowo w dół – c-b-c-des-es (Andrzej Wierciński, który zademonstrował dla nas tę zmianę, zagrał tam h zamiast b, ale tam jednak nie ma kasownika). W tym rękopisie widać owo pierwotne b, ale nad nim jest już ostateczna wersja, ta, którą znamy – des, i wszędzie w odnośnych miejscach tej poprawki kompozytor dokonał. Uważam, że słusznie – nie tylko dlatego, że do tej ostatecznej wersji się przyzwyczailiśmy.
Kompozytor zapewne nie byłby zachwycony tym, że tak się rozwodzimy nad jego skreśleniami i poprawkami – był przecież tak krytyczny wobec siebie, że mnóstwo dzieł wręcz zdyskwalifikował i prosił swojego przyjaciela Juliana Fontanę, by je zniszczył, a ten na szczęście nie posłuchał (podobna historia jak z Kafką i Maksem Brodem). Cóż, nieobecni nie mają racji, a my możemy się tylko cieszyć z nowego eksponatu.