Dziwne konkursy
Pomstowaliśmy ostatnio na różnych, także tych łamach na organizowane przez MKiDN konkursy na stanowiska dyrektorskie. Jednak przypadek Filharmonii Narodowej świadczy o szerszym problemie.
Jakoś o nim na razie cicho, a przecież sytuacja jest kuriozalna. Co się stało, możemy zobaczyć tutaj. Otóż w drugim etapie konkursu znalazła się tylko jedna osoba. I zapewne ona zostanie kandydatką na dyrektora – będzie to wygrana, można powiedzieć, walkowerem. Bo po prostu nikt więcej się nie zgłosił. Nawet ci, co zgłaszają się wszędzie, w tym wypadku nie mieli śmiałości (tego akurat nie żałuję). Opowiadał mi parę dni temu znajomy muzyk z NOSPR, że koledzy z Warszawy do nich wydzwaniają, żeby się dowiedzieć czegoś o Zofii Zembrzuskiej, która obecnie pełni funkcję wicedyrektorki tej katowickiej instytucji, bo nigdy o niej nie słyszeli.
Zofia Zembrzuska (wcześniej Barańska) pracowała przez wiele lat w Instytucie Adama Mickiewicza w programie Polska!Music kierowanym przez Ewę Bogusz-Moore, a później poszła za nią do NOSPR, kiedy tamta objęła dyrekcję. Teraz, gdy szefowa odchodzi do Kolonii, wiceszefowa ma okazję się usamodzielnić. Jak to się uda, zobaczymy. Artystycznie i tak rządzić ma Krzysztof Urbański, a sprawami menedżersko-programowymi nadal będzie się zajmował, mam nadzieję, doświadczony w tej materii Michał Sikora. Natomiast ta sprawa obnażyła prawdziwy dramat. Otóż po prostu nie mamy armat – nie mamy dobrych kandydatów na dyrektorów instytucji muzycznych. Podobnie jest zresztą w Operze Narodowej – owszem, konkurs zamknięty to chora sprawa, ale osoby, które tam zaproszono, to osobny rozdział. Dziś w tym nieszczęsnym teatrze nadal nikt nie zna jego przyszłości.
A w środowisku też jest średnio wesoło. Koledzy – m.in. Bartek Chaciński na swoim blogu, a Jędrzej Słodkowski w „Gazecie Wyborczej” – poruszyli temat przyznanych dotacji w ministerialnym programie Muzyka, podnosząc, że nie przyznano pieniędzy zasłużonym awangardowym festiwalom takim jak krakowski Unsound, Sanatorium Dźwięku w Sokołowsku, bydgoski Mózg czy warszawski festiwal muzyki improwizowanej Ad Libitum. Te środowiska teraz się skrzyknęły i wystosowały protest. Owszem, są w tym konkursie kurioza zawinione bezpośrednio przez ministrę, jak wspominane w artykułach grube pieniądze na biznesy Stanisława Trzcińskiego, przyznane z rezerwy mimo niskiej oceny ekspertów (a poza tym czy „podkasty” z zooma naprawdę tyle kosztują?) – naprawdę radziłabym wycofanie się z tej decyzji. Ale odpadnięcie wyżej wymienionych festiwali było „zasługą” grona ekspertów, wśród których nie znalazł się nikt, kto by w ogóle miał pojęcie o tej dziedzinie. W pierwszym zespole: Łukasz Borowicz, Marcin Gmys, Jan Kalinowski, Urszula Kryger i Magdalena Lisak, w drugim: Urszula Bartkiewicz, Agnieszka Franków-Żelazny, Andrzej Kosowski, Agnieszka Nowok-Zych i Maria Sławek. Świetni muzycy i cenieni muzykologowie, ale raczej zamknięci w swoich specjalnościach.
Odpadło też wiele innych wartościowych inicjatyw: m.in. Toast Urodzinowy dla Tomasza Stańki, Strefa Ciszy w Łazienkach, znany zwłaszcza miłośnikom pianistyki Gdański Festiwal Muzyczny (w tym roku planowane były występy m.in. Kevina Chena, Alexandra Gadjieva i Vilde Frang), regularnie odbywający się krakowski Konkurs i Dni im. Zbigniewa Seiferta, Festiwal Komedy w Warszawie, Gdański Festiwal Carillonowy i w ogóle długo by wymieniać. Spojrzenie na imprezy, nad którymi – poza biznesami ST – ministra się zlitowała i przyznała kasę z rezerwy, też świadczy w sumie o niewielkim rozeznaniu.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Ziobry cień
„My nigdy nie wygramy” – mówił w 2018 r. po pierwszym wyroku uniewinniającym prof. Dariusz Dudek, jeden z lekarzy oskarżanych o spowodowanie śmierci Jerzego Ziobry. Wiele wskazuje na to, że może mieć rację.
Inna sprawa, czy i jak poradzą sobie instytucje, które zaplanowały imprezę, a nawet już się odbyła, a potem nie dostały dotacji. Np. wniosek dotyczący premiery Czarodziejskiego fletu w Szczecinie, na którym byłam dwa tygodnie temu, też nie został uwzględniony. I co teraz?
Trudne jest życie kulturalne w Polsce.
Komentarze
Na wyniki naboru spojrzałem bez zainteresowania w zeszłym tygodniu, było jak co roku od niepamiętnych czasów. Różnica taka, że teraz miało być inaczej – eksperci decydują o wszystkim, ich ocena jest święta i ostateczna.
Wypada przypomnieć, że dotąd była jeszcze „ocena strategiczna”, czyli dopisywanie po uważaniu od 0 do 30 pkt. Czasem, żeby wyciągnąć znajomego na miejsce w czołówce, finansowane od razu, a częściej to było wyciąganie zupełnie żenujących wniosków na ocenę ponad 50 pkt, żeby znajomy był uprawniony do złożenia odwołania. Te odwołania załatwiano potem całkiem niejawnie i kto miał dostać pieniądze z rezerwy, ten dostawał. Tak było za Zdrojewskiego i za Glińskiego, z tym, że przez osiem lat o ocenie strategicznej i odwołaniach decydował jeden człowiek, wcale nie Gliński. Tak i teraz, jak sądzę, pani Hania tylko podpisała kwity, ufając współpracownikom (to nie jest żadne usprawiedliwienie).
A miało być inaczej, bez przebrzydłej i patologicznej oceny strategicznej oraz odwołań. Wyszło tak samo, brzydko, żenująco, dziadowsko.
Ten cały Trzciński, używający pierwszego imienia Doktór, był w tabelce bardzo widoczny, bo na samym dole. Ponieważ nic mi nie mówiło nazwisko, rozejrzałem się po internecie, zobaczyłem naprawdę żałosny portalik, bardzo zły technicznie, bez treści i porzucony zaraz po rozliczeniu jakiejś już zapomnianej dotacji. Bez trudu znalazłem więcej tego, nawet nie dotarłem do tych słynnych filmików na jutubie i było już jasne, że to zawodowy rozliczacz dotacji. Pytanie było tylko, skąd on te dotacje bierze i tego dowiedziałem się z Gazwybu wczoraj. My uże priwykli, kiedyś trzeba było znać Bylickiego, teraz trzeba znać Trzaskowskiego, otake Polskie żeśmy walczyli, to mamy.
A merytorycznie? Pokrzywdzeni właśnie wywiesili tezy jak Luter na drzwiach, tylko mniej ich na szczęście. No więc nie, drogie misie. Nie zaczynajmy bawić się w parytety. Gatunków muzycznych, jeśli wierzyć tagom na różnych popularnych portalach o zasięgu światowym, jest więcej niż stuzłotówek w puli ministra. Grupowanie tego w jakieś rozsądne zespoły jest skazane na niepowodzenie, bowiem są to pojęcia niedookreślone, utworzone w sposób nieprzemyślany, raczej spontanicznie i nie da się zdefiniować ani cech wspólnych, ani różnic. Wiem, bo jakiejś metody sam szukałem i zmarnowałem mnóstwo czasu na czytanie opasłych opracowań, aż dotarłem do mądrości w obcym języku i tam właśnie to napisali już we wstępie.
Oczywiście, można władczo zdecydować, że wszelkie muzyki dzielą się na takie, inne i jeszcze inne, po czym wyłonić równie władczo ekspertów od każdej muzyki, pieniądze podzielić na kupki i rzucić między nich, niech dzielą. Będzie to tak samo mądre, jak wyciąganie wniosków ocenionych na 40 pkt, bo wnioskodawca kogoś zna, a poza tym, co mnie akurat nie obchodzi, a rewolucjonistów powinno, tacy parytetowi eksperci zostaną wrogami nr 1, 2 i następne odpowiednich środowisk.
Nie tędy, gdyby mnie ktoś pytał. A którędy? Sorry, wiedza kosztuje. Tylko poważne propozycje i 90% płatne z góry.
Tylko z jedną z przybitych tez się zgadzam i byłaby w moim programie, a mianowicie oddzielenie państwowych i samorządowych instytucji kultury od reszty, do jakiegoś innego programu, albo ich wykluczenie z podziału w ogóle. Ściślej, powinno to dotyczyć tych i tylko tych instytucji kultury, które w swoich zadaniach statutowych mają regularną działalność koncertową i dostają na ten cel dotacje. Jeśli opera chce dodatkowych pieniędzy na wystawienie opery, a filharmonia na koncert czy ich cykl, to nie powinna być dopuszczana do składania wniosku w programie „Muzyka”, od razu pieniędzy zrobi się więcej. Może inny program powinien być dla nich (jakieś tam są zresztą), może wcale. Trudno. A gdyby jakaś inna instytucja kultury, która nie ma nic wspólnego z muzyką i nie dostaje na muzykę dotacji, chciała zorganizować imprezę muzyczną i odpowiednio to uzasadniła, to dlaczego nie, niech pisze wniosek.
O konkursie zaś w FN nic nie napiszę, bo zapewne wszyscy wiedzą, że pewnych wyrazów nie używam w miejscach publicznych i niech tak zostanie. Co nie zmienia faktu.
Pani Doroto nie należy brać za pewnik, że elektorzy (spora część związana z aktualna dyrekcja) pozwolą dostać się do fn Pani Zofii czyli osobie spoza zaufanego kręgu. Wręcz należy założyć przeciwnie, ze pomimo kompetencji i doświadczenia ww. magicznie okaże się, że konkurs bedzie nierozstrzygnięty. Nie daj Boże zrobi niezależny audyt i wyjdą trupy z szafy i szereg nieprawidłowosci. Temat rzeka, życzę tej instytucji, aby wreszcie ktoś zrobił porządek i liczyc należy na mądrość ministerstwa, aby doprowadziła do właściwej zmiany. Swoją drogą to niesamowite, że jednej z bardziej prestiżowych filharmonii w Europie nie stać na dyrektora artystycznego z prawdziwego zdarzenia, nie jak aktualny, nieobecny na afiszu przez cały sezon. Jak można na cos takiego pozwolić? Spotkała się Pani z taką sytuacją? Czy geniusz Pana Urbanskiego sprawia, że to i tak wiele, że spojrzał w stronę stolicy?