Serb gra (sowieckiego) Ormianina
Nemanja Radulović przypomniał w Filharmonii Narodowej utwór, który kiedyś był tu dobrze znany dzięki genialnej interpretacji Wandy Wiłkomirskiej.
Posłuchałam sobie właśnie chwilkę zalinkowanego nagrania i stwierdziłam, że choć Koncert d-moll Arama Chaczaturiana ma w sobie trochę kiczu, to można go jednak zagrać zupełnie niekiczowato, a przy tym z nerwem i z nieskazitelną techniką. Radulović niestety kiczu mu jeszcze przydał; rozpoczął w ogóle tak brzydkim, „przesterowanym” dźwiękiem, że aż pomyślałam, że chyba jednak jest przereklamowany. Jednak na szczęście przestał potem tak przyciskać i grał już ładniejszą barwą. Jest rzeczywiście bardzo sprawny, ale efekciarski, umie nie tylko grać, ale i odpowiednio „rzucać piórami”, jak wyraziła się po koncercie znajoma (czyli fryzurą). Bis był jeszcze bardziej cyrkowy: dość dowolnie, improwizacyjnie potraktowany Kaprys nr 24 Paganiniego. Publiczność była przeszczęśliwa, stojak oczywiście był.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Prawicy sen o Trumpie
Trump ma zawsze rację, dobrze życzy Polsce i nigdy jej nie opuści. A jeśli coś zdaje się owym żelaznym regułom przeczyć, PiS szuka sposobu, żeby ocalić wiarę w nieomylność oraz dobrą wolę lokatora Białego Domu.
Dyrygował Przemysław Neumann (obecny dyrektor Filharmonii Szczecińskiej, wcześniej – Opolskiej), który poza tym ambitnie poprowadził dwa dzieła wykonane w FN po raz pierwszy. Na początek – krótkie Furioso Rolfa Liebermanna, utwór efektowny, ale zagrany bardziej ciężko niż w tym linku. A na koniec – III Symfonia c-moll Witolda Maliszewskiego. Dyrygent specjalizuje się w nieznanej muzyce polskiej, a Maliszewskiego wydał komplet utworów orkiestrowych z Filharmonią Opolską. Maliszewskiemu pamięta się przede wszystkim to, że u niego studiował kompozycję Witold Lutosławski; nie do końca rozumieli się artystycznie, bo pedagog był dość zachowawczy, ale przekazał studentowi swoje solidne umiejętności instrumentacyjne, nabyte zresztą od prawdziwego mistrza – Nikołaja Rimskiego-Korsakowa. Sam był postacią zasłużoną, najpierw dla Odessy, gdzie założył konserwatorium, potem dla Warszawy, gdzie również był szychą: dyrektorem konserwatorium, prezesem WTM, naczelnikiem wydziału muzyki w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a nawet przewodniczącym jury I Konkursu Chopinowskiego. Zmarł przed samą wojną.
III Symfonia powstała jeszcze w 1907 r. w Petersburgu i, co ciekawe, przypomina bynajmniej nie Rimskiego-Korsakowa, lecz pobrzmiewa w niej raczej Czajkowski. To porządnie napisane dzieło, ale jeszcze całkowicie postromantyczne; kompozytor miał z czasem jeszcze modyfikować styl. Może niekoniecznie chciałoby mi się tej symfonii słuchać drugi raz, ale poznać w sumie było warto.
Komentarze
Pamiętam przed laty Nemanja grał w Szczecinie Koncert G dur Mozarta. I grał wtedy bardzo ładnie, spokojnie choć mogła rozpraszać fryzura i glany.
Może z wiekiem zaczął iść w efekciarstwo także w grze…
Tego Maliszewskiego faktycznie P. Neumann bardzo promuje. Za jego krótkiej jeszcze dyrekcji w FS też już zdążył zadyrygować tym razem I Symfonią.
Efekciarski to on był od zawsze, to nagranie z 2015 r.: https://www.youtube.com/watch?v=59k6gO3lXMU
Te brzydkie dźwięki wczoraj na początku to też była wpadka, bo potem już grał ładniej, no, ale była.
OT totalny: fakt, że rozpoczęła się sprzedaż biletów na sierpniowy festiwal z Chopinem w nazwie to w tym gronie nie nowina. Jeśli więc o tym wspominam, to głównie po to, żeby nie tylko miłemu panu w kasie, ale może i kierownictwu NIFC zasygnalizować, że rozpoczęcie sprzedaży o 12 (zamiast o 10) to – jak by to ująć? – zły pomysł. Zachodzę w głowę, ale nie jestem w stanie znaleźć dla niego żadnego uzasadnienia. Wczoraj było tak: o 10 kolejka weszła do budynku na Tamce, państwo z obsługi przynieśli krzesła – i tak staliśmy / siedzieliśmy, patrząc na siebie przez prawie dwie godziny, podczas gdy zwiedzający kupowali bilety do Muzeum Chopina. Oczywiście, czas w kolejce płynie na ciekawych rozmowach, i koniec końców udało mi się dostać bilety na wszystko, na co chciałam – ale sedna sprawy to nie zmienia. Jak mawia jeden z moich angielskich znajomych: ‚When in doubt, don’t.’
Pamiętam takie kolejki w FN jeszcze z czasów komuny, w moich czasach przedzawodowych, kiedy też musiałam polować na bilety, i wtedy też rozmowy bywały fascynujące. W takich właśnie okolicznościach poznałam m.in. nieodżałowanego lesia…
Dziś zajrzałam do Studia im. Lutosławskiego na koncert Sinfonii Iuventus, ale urwałam się z drugiej części, bo planowany wcześniej Bartók (Koncert na orkiestrę) został wymieniony na Beethovena – bardzo lubię IV Symfonię, ale po Messiaenie i Wajnbergu mi nie pasowała.
Les offrandes oubliées – dzieło 22-letniego Messiaena, a już nie do pomylenia z nikim innym. A Koncert trąbkowy Wajnberga – nie znałam jeszcze tak wesołego jego utworu. Trochę w konwencji dowcipu, dużo z Szostakowicza, a w finale – wręcz cytaty: kolejno z Marsza weselnego Mendelssohna (a sam początek kojarzy się też z marszem żałobnym z V Symfonii Mahlera), z Koncertu na fortepian, trąbkę i orkiestrę Szostakowicza, ze Złotego kogucika Rimskiego-Korsakowa, wreszcie z Carmen. Jakub Waszczeniuk – pierwsza trąbka SV – był świetny (i przypomniało mi się, jak grał wspomniany koncert Szostakowicza z Marthą na Chopiejach), ale adresat kompozytorskiej dedykacji, Timofiej Dokszycer, był niezrównany, po prostu genialny: https://www.youtube.com/watch?v=jO9Cu8w0upk
Rzeczywiście, w tym roku w kolejce byli prawie sami znajomi
Dziękuję za relację z wczorajszego koncertu. Też miałam się na niego wybrać ( w ostatniej chwili zmieniły mi się plany) – i też miałam zamiar wyjść w przerwie
@Amma
Czy biletów na Chopieje nie można kupić online?
Poza walorem towarzyskim – niewątpliwym – takie akcje społeczne AD 2025 wzbudzają moje szczere zdumienie.
Tak czy inaczej, 12 jest dobrą porą, 10 (brrr!) skazałaby mnie na porażkę.