Koffler odkryty
Kiedy zdarzają się takie sensacje jak odkrycie rękopisu Kwartetu smyczkowego Józefa Kofflera, który leżał sobie w bibliotece Royal College of Music, nie sposób nie westchnąć: ileż to jeszcze wybitnych dzieł spoczywa w różnych archiwach…
Odkrycia dokonała prof. Iwona Linstedt z Instytutu Muzykologii UW podczas kwerendy, jaką przeprowadzała na użytek tworzonego wraz z dr Michałem Piekarskim nowego portalu monograficznego poświęconego temu nieco zapomnianemu dziś kompozytorowi, pierwszemu polskiemu dodekafoniście, będącemu jedną z wybitniejszych, a na pewno bardziej interesujących postaci muzycznych okresu międzywojennego. Postacią wszechstronną, bo był nie tylko kompozytorem, ale też cenionym pedagogiem i publicystą muzycznym, założycielem pisma „Orkiestra” wydawanego w Przemyślu. Przez większość życia działał we Lwowie i to zapewne jeden z powodów, dla których mniej o nim później pamiętano; nie bez znaczenia były powojenne lata socrealizmu, kiedy to „formalizm” był tępiony. Poza tym był Żydem, co też w polskim społeczeństwie szczególnie nie pomagało.
Po latach powstała pierwsza monografia kompozytora, którą napisał fascynujący się postacią Kofflera prof. Maciej Gołąb. Jednak teraz mamy już dużo więcej źródeł, coraz większy dostęp do wielu dokumentów w sieci, dzięki czemu coraz więcej wiemy, choć wciąż za mało. Trzeci autor obecny na portalu, Piotr Szalsza, napisał esej o wiedeńskich pięciu latach Kofflera, ale mówi, że to dopiero początek badań i kiedy zbierze się więcej informacji, zostaną dołączone. Zajmuje się też sprawami żydowskimi w jego życiu, o czym wciąż wiemy bardzo niewiele. Przed samą wojną kompozytor ochrzcił się wraz z rodziną, jednak to mu nic nie pomogło; gdy weszli Sowieci, został we Lwowie i nadal działał, ale gdy po paru latach weszli hitlerowcy, wywieźli Kofflerów do getta w Wieliczce. Po likwidacji getta uciekli i przez pewien czas się ukrywali; gdzie i kiedy zginęli, do dziś nie wiadomo.
Dziś w sali im. prof. Jana Baszkiewicza na UW odbył się pokaz nowego portalu. Naprawdę warto się po nim pokręcić, bo jest tam mnóstwo fascynujących informacji (nie tylko o nim, ale też o kontekstach), a będzie jeszcze uzupełniany. Niektórych utworów można też wysłuchać. Dzisiejsze wykonanie Kwartetu smyczkowego op. 20 z 1934 r. było nagrywane; warunki akustyczne nie były najlepsze (coś buczało), ale jeśli muzycy Kwartetu Śląskiego się zgodzą, to być może nagranie też zostanie wrzucone na stronę. Zresztą Kwartet Śląski zamierza nagrać ten utwór porządnie. A jaki on jest? Czteroczęściowy, dodekafoniczny, ale to – jak to określiłam kiedyś – „dodekafonia z ludzką twarzą”, charakterystyczna dla Kofflera. Utwór może niezbyt łatwy, ale wysokiej jakości. Koffler zadedykował go angielskiemu muzykologowi Edwardowi Dentowi, twórcy i pierwszemu wieloletniemu prezesowi Międzynarodowego Towarzystwa Muzyki Współczesnej, zapewne pragnąc, by dzieło mogło być wykonane na którymś z organizowanych przez towarzystwo festiwali (trzy inne jego utwory były wykonane w latach 1931-38). Jednak do tego nie doszło i prawdopodobnie dziś dzieło zabrzmiało po raz pierwszy. I na pewno nie ostatni.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Ja się żegnam
Już nie ma Polski. Przynajmniej takiej, o jakiej myśli PiS. Nie robimy wszystkiego dla ojczyzny – mówi Jan Englert, aktor i reżyser, wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Narodowego.
***
Dziś minęło 5 lat od śmierci Krzysztofa Pendereckiego. Jak to zleciało… Z tej okazji, a także z okazji 20. rocznicy śmierci Jana Pawła II, w Rzymie, w bazylice Santa Maria Maggiore, 1 kwietnia wykonane zostanie Credo z udziałem polskich muzyków (Filharmonia Krakowska, chóry, soliści, dyr. Maciej Tworek). To samo dzieło pod tą samą dyrekcją, ale siłami przede wszystkim Akademii Muzycznej zabrzmiało w Krakowie 26 marca. Przez część zeszłego roku zajmowałam się pisaniem małej monografii tego kompozytora (jak dobrze pójdzie, wyjdzie za rok), odświeżałam sobie znajomość z jego utworami i nie zmieniłam zdania, że to jedno z najmniej udanych jego dzieł. Ale cóż, jest dość spektakularne, mówi o wyznaniu wiary, więc się je wykonuje. Ja w każdym razie się cieszę, że na Festiwalu Beethovenowskim zabrzmią kompozycje z późniejszego okresu, które autentycznie lubię: VIII Symfonia „Pieśni przemijania”, VI Symfonia „Pieśni chińskie”, Kadysz i Kartki z nienapisanego dziennika.
Komentarze
Bardzo fajnie, jeśli o Kofflera chodzi. Tylko jak zwykle, do głosu został dopuszczony grafik bez doświadczenia i bezwolny pan informatyk, wykonujący polecenia tępo. Ludzie, spójrzcie na pierwszy z brzegu porządny sklep internetowy – tak powinien wyglądać dostęp do informacji. Na ten portal nie przyjdzie znudzony tiktokami oglądacz, posługujący się jednym palcem, więc po co te efekty? I tak za rok będą niemodne i brzydkie, bo pojawi się nowy trynd. A przecież ktoś może chcieć z tego skorzystać i ZNALEŹĆ INFORMACJĘ, o tym nigdy nie ma mowy, prawda?
Zgadzam się niestety z Wielkim Wodzem. To kolejny portal, w którym wszystko lata i miga (żeby się Prezesowi podobało), a jak ktoś chce na spokojnie poczytać, to mu np. wiszące elementy interfejsu przeszkadzają.
Oby nie było tak, że jeśli za 3 lata skończy się dofinansowanie projektu, to strona zniknie i nawet nie można jej zarchiwizować, bo jest zbyt dynamiczna.
Czy ktoś pamięta jeszcze serwis Trzej Kompozytorzy? Rewelacyjnie pokazane biografie Lutosławskiego, Goreckiego i Pendereckiego. Obecnie jest tam reklama tabletek na odchudzanie, bo ktoś przejął wartościową domenę.
Można przeglądać kopię w Web Archive, ale nie jest kompletna, np. nie ma nagrań:
https://web.archive.org/web/20190311123314/http://trzejkompozytorzy.pl/
Obawiam się, że podobny los czeka wiele z przytupem ogłaszanych projektów. Jest to swoją drogą pomysł na artykuł w Ruchu Muzycznym czy nawet Polityce – bo marnotrawienie środków publicznych na takie efemerydy jest wkurzające.
Dodam jeszcze, że nowoczesność tego portalu Kofflera jest pozorna – mamy np. jego twórczość publistyczną – no i nie została opracowana w ten sposób, aby jego artykuły dało się przeczytać na stronie, przeszukać itd. Po prostu są linki do PDF ze skanami. W efekcie będzie to propozycja dla paru badaczy, którzy szukają konkretnego artykułu w konkretnym numerze, a nie dla ludzi, którzy chcą np. poczytać „Historię muzyki” Kofflera.
Trzej Kompozytorzy to patologia zżerająca tamtą instytucję prowadzącą, tam wszystko wywalono w kosmos i mała część wróciła, ale już w modnej (w zeszłym roku) oprawie. Co zaś do nagrań, to licencja była na pięć lat i jakoś się zapomniało przedłużyć. Kultura cyfrowa w całej okazałości.