Dziś kameralnie
…i w sali kameralnej FN. Tylko duet: skrzypaczka Dalia Kuznecovaitė i pianista Tymoteusz Bies. Można powiedzieć: prawdziwy duet, bo współpracujący.
Czasem tak się zdarza, że dwie osoby grają obok siebie, każdy swoje. Ta dwójka bacznie się obserwowała, żeby być równo, zwłaszcza pianista był niemal bez przerwy zwrócony twarzą do skrzypaczki. I słychać było, że koncepcja wykonawcza była wypracowana wspólnie. Kuznecovaitė jest dobrą skrzypaczką, choć jej instrument nie brzmi pięknie (francuski, z XIX w.) i właściwie trudno powiedzieć, czy może jest w tym jakaś jej wina. Ale jest sprawna i ma wyraziste pomysły.
I Sonata na skrzypce i fortepian Krzysztofa Pendereckiego – to dzieło studenckie, napisane w wieku 20 lat. Było to więc w 1953 r., roku śmierci Stalina, w czasach „kwitnącego” socrealizmu. Penderecki miał dopiero za odwilży poznać nowinki ze świata i samemu dołożyć istotną cegiełkę. Tymczasem stworzył sonatę, której pierwsza część ma klimat prokofiewowski, a dwie pozostałe mają w sobie coś z Szymanowskiego; w sumie jest zgrabna, przyjemna w odbiorze. Zaskakująco pasował do niej kolejny – o 30 lat późniejszy – utwór kompozytora litewskiego Faustasa Latėnasa (1956-2000) – nie znałam wcześniej tego twórcy. I tu pierwsza część miała w sobie zadziorność, a druga była bardziej liryczna. Wykonanie obu utworów było bardzo plastyczne.
Z kolei Wiosenna Beethovena została zagrana bardzo retorycznie, może czasem nawet w zbyt przerysowany sposób, ale miało to pewien urok, a muzycy w widoczny sposób bawili się tym. Nie było to banalne wykonanie. I w widoczny sposób się spodobało; bisowali dwa razy. Pierwszy bis był Grażyny Bacewicz, a co do drugiego niestety nie mam pojęcia…
Jutro wracamy do Beethovena – Missa solemnis.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=_O6sAwhwUfs
A tymczasem konkurs Rubinsteina, po uprzednim zwycięstwie w Genewie wygrywa Kevin Chen – 19-latek z Kanady. Dla mnie zupełnie bez zaskoczenia. Już w Szwajcarii cudownie grał w finale e-molla, a tutaj I KF Czajkowskiego – porywająco, ale jednocześnie z pełną kontrolą i głębokim zrozumieniem. Usłyszymy go (jak i zdobywców II i III nagrody) w Dusznikach. Znając jego interpretacje z yt wydaje mi się fenomenem na miarę Bruce’a oraz Yunchana (ostatniego zwycięzcy Van Cliburna).
https://www.youtube.com/live/Hn_xQ_GTup8?feature=share&t=3130
P.S. Paru naszych znajomych z Konkursu Chopinowskiego startowało z różnym powodzeniem.
@Jakób
Nitka o Rubinsteinie jest pod wpisem Maria-metafora. Zresztą, czy Arie Vardi ogłaszając wyniki nie mówił, że chłopak ma jeszcze 18 lat?
Dla kilkorga z nas komentujących w tamtym wątku chyba aż takim fenomenem Chen nie jest, fajnie poznać przeciwny pogląd.
@Zympans
O! Dzięki, biegnę nadrabiać zaległości!
Dziś co prawda kameralnie nie było, ale nie będę się rozpisywać. Missa solemnis to jednak bardzo trudny utwór i trzeba go naprawdę dobrze wykonać, żeby wciągnął. Jeszcze wciąż mam w pamięci trochę szaloną, ale wspaniałą interpretację Gardinera z ostatniej Wratislavii. Dziś nawet maestro Leonard Slatkin niewiele pomógł, bo kilka razy było na granicy zawalenia się. Obawiam się, że było za mało wspólnych prób, a jeszcze do tego współpraca krakowsko-warszawska (FK – chór i FN – orkiestra). Chór krakowski filharmoniczny nie dorównuje warszawskiemu, który pod kierownictwem Bartosza Michałowskiego wyszedł na jedno z pierwszych miejsc w kraju. Soliści byli nawet nieźli, ale Beethoven, jak wiadomo, napisał to strasznie, więc mocowali się, śpiewając wbrew swojej skali. Prawdziwe brawa należą się koncertmistrzowi Krzysztofowi Bąkowskiemu, który, gdy grał solówkę z Benedictus i struna mu siadła, błyskawicznie zamienił się na instrumenty z sąsiadką, tak sprawnie, że można było nie zauważyć. Ona mu chyba trochę tę strunę podciągnęła, bo później wziął swoje skrzypce z powrotem – i wtedy można było zauważyć, że te jego mają o wiele szlachetniejsze brzmienie.
Jutro w południe na Zamku Królewskim Hina Maeda – ciekawe, czy się trochę zmieniła od czasu konkursu. Szczególnym egzaminem będzie tu, myślę, V Sonata Wajnberga.
Na dobranoc znalezisko, jak zwykle w poszukiwaniu czegoś zupełnie innego 😉 Nie słyszałam wcześniej o tej pianistce, ale to wykonanie jest naprawdę super:
https://www.youtube.com/watch?v=cExremBkRPU
Prawdziwe tango, nie ma żadnych wątpliwości.
Ogłoszenie drobne: czy dysponuje ktoś jednym zbędnym (wiem, oksymoron) biletem na piątkowy koncert w Teatrze Wielkim? Wypadła mi Polska znienacka i za późno się zorientowałem. Serdeczności Wszystkim!
PK bardzo pobłażliwa i wyrozumiała, ta „Missa solemnis” była po prostu upiorna. Non stop głośno, walka z materią, wrzaski chóru, dudnienie blachy, krzyki solistów. Ani krzty delikatności i metafizyki. Przezornie kupiłem miejsce na drugim balkonie, a i tak wyszedłem z koncertu z bólem głowy. Zachwyt publiczności i stojak po prostu się należały (jak mawiała klasyczka)…
I też przypomniałem sobie tę niezwykłą interpretację Gardinera z Wratislavii.
Bardzo rzadko zdarzało mi się bywać na Festiwalu Beethovena. Przeszkadzała mi celebrycka otoczka. Nie wiem, może to się zmieniło i już jest zwyczajniej. W tym roku jednak też repertuarowo nic mnie nie zaciekawiło. Natomiast chciałabym powiedzież, że nad wyraz podoba mi się plakat tegorocznego Festiwalu. Zawsze zapraszano artystów i plakaty te były istotną częścią całości, z przyjemnością przechadzałam się przez miasto, oglądając je na słupach ogłoszeniowych. Ten jednak uważam za wyjątkowo pomysłowy i taki przyjemnie wiosenny. Tutaj więcej o, nieznanym mi do tej pory, artyście, który go zaprojektował:
http://beethoven.org.pl/blog/2022/12/05/3227/
Zupełnie niepotrzebny był też ten wstęp maestro, bo zabrzmiało to tak, jakby nam ktos mówił, że będzie wybitnie i masz słuchaczu czuć to!
Chór bardzo słabo wypadł jeśli chodzi o emisję, dużo lepiej jest z tym już w naszym warszawskim, a szkoda że nie dało się wczoraj czuć komunikatywności tekstu i odnosić tego do rozwiązań muzycznych. Było hałaśliwie, i jak zwróciła uwagę Pani Redaktor, czasem można było zadrżeć z niepokoju czy orkiestra wróci w dyscplinę partytury.
A mniej celebrycko było na koncercie kameralnym w czwartek, widać, że i na tym festiwalu się da:)
No tylko te ceny biletów – żeby upolować te za 30 złotych to trzeba naprawdę w internecie tkwić, bo potem już 180 często i nie można sobie pozwolić.
Off topic – gdyby ktoś miał ochotę sprawdzić jak prezentuje się Juliana Grigoryan w operze tu „Cyganeria” z Rimini https://www.youtube.com/watch?v=DUlZSGErUiU