Marsz żałobny na Tamce

Czy koncerty na tarasie Muzeum Chopina, czyli Zamku Ostrogskich, mają sens? Wygląda to wszystko pięknie, bo budynek jest wielce urodziwy, no i miło jest na tym tarasie o zachodzie słońca. Ale miło raczej na lampkę szampana (zdarzało się kiedyś) niż na słuchanie fortepianu. I to nagłośnionego, i to zapewne przez niezbyt fachową osobę. A to wszystko jeszcze nad ruchliwą ulicą Tamka, z której wciąż dobiega hałas samochodów…

Właściwie nic się do grania tu nie nadaje, bo w delikatnych i lirycznych utworach brzmienie jest zniekształcone, a głośne wydają się zbyt rąbane. Co zresztą rozumiem, skoro pianista powiedział mi po koncercie, że ledwie sam siebie słyszał – no więc próbował się usłyszeć. Ogólnie na tarasie było za głośno – chyba lepiej zrobili ci, którzy słuchali koncertu ze skweru. Ulica też stamtąd jest mniej słyszalna.

Recital Khozyainova przewidziany był na 45 minut. A więc najpierw Nokturn H-dur – właściwie na straty, bo trzeba było zorientować się trochę w akustyce. Nie było więc tak pięknie, jak na konkursie czy w Kielcach. Później świetne Bolero. Intryguje mnie jego koncepcja wykonawcza: utwór, który wydaje się zabawowy, w jego wykonaniu mimo swojej taneczności, zamaszystości, ma w sobie coś gorzkiego, sardonicznego, a co za tym idzie, jakąś zagadkę. I wtedy słychać – w pewnych szczegółach, harmonicznych zwrotach – że to bynajmniej nie takie błahe dzieło. Oczywiście można to zagrać jako bawidełko salonowe, ale, jak widać, można powiedzieć tu coś więcej.

Sonata b-moll – czy to był dobry pomysł na taras na Tamce? Chyba średni, zwłaszcza dlatego, że pianista musiał się zmagać z utworem o wiele bardziej niż na sali koncertowej. Trudno to wykonanie porównywać z konkursowym, zresztą w pewnych miejscach całkowicie zmienił koncepcję, np. repryzę marsza na konkursie zaczął cicho, aż ciarki chodziły, a tym razem zagrał głośno, dopiero potem ściszył. A „ogadywanie” było z kolei bardziej suche, zimne. W sumie: robiło wrażenie, w pierwszych dwóch częściach pewne „chwyty” przypominały o tamtym pamiętnym wykonaniu, ale było inaczej.

Bisem nas zaskoczył. Zagrał to – może trochę przesadził z kalibrem, ale wrażenie zrobił. Na zakończenie publiczność zaśpiewała mu Sto lat w przeddzień 19. urodzin. Jutro w Żelazowej Woli gra nieco inny program – m.in. Sonatę h-moll.

A przez te kilka dni – chyba mogę już o tym wspomnieć – będzie nagrywał. Być może będzie z tego płyta. Program na razie nie do końca sprecyzowany, co wyjdzie, to wyjdzie; prawdopodobnie m.in. Sonata b-moll, ale może i coś Liszta. Kłopot tylko, że jak na razie nie ma na tę płytę sponsora…

Kilka zdjęć.