Marsz żałobny na Tamce
Czy koncerty na tarasie Muzeum Chopina, czyli Zamku Ostrogskich, mają sens? Wygląda to wszystko pięknie, bo budynek jest wielce urodziwy, no i miło jest na tym tarasie o zachodzie słońca. Ale miło raczej na lampkę szampana (zdarzało się kiedyś) niż na słuchanie fortepianu. I to nagłośnionego, i to zapewne przez niezbyt fachową osobę. A to wszystko jeszcze nad ruchliwą ulicą Tamka, z której wciąż dobiega hałas samochodów…
Właściwie nic się do grania tu nie nadaje, bo w delikatnych i lirycznych utworach brzmienie jest zniekształcone, a głośne wydają się zbyt rąbane. Co zresztą rozumiem, skoro pianista powiedział mi po koncercie, że ledwie sam siebie słyszał – no więc próbował się usłyszeć. Ogólnie na tarasie było za głośno – chyba lepiej zrobili ci, którzy słuchali koncertu ze skweru. Ulica też stamtąd jest mniej słyszalna.
Recital Khozyainova przewidziany był na 45 minut. A więc najpierw Nokturn H-dur – właściwie na straty, bo trzeba było zorientować się trochę w akustyce. Nie było więc tak pięknie, jak na konkursie czy w Kielcach. Później świetne Bolero. Intryguje mnie jego koncepcja wykonawcza: utwór, który wydaje się zabawowy, w jego wykonaniu mimo swojej taneczności, zamaszystości, ma w sobie coś gorzkiego, sardonicznego, a co za tym idzie, jakąś zagadkę. I wtedy słychać – w pewnych szczegółach, harmonicznych zwrotach – że to bynajmniej nie takie błahe dzieło. Oczywiście można to zagrać jako bawidełko salonowe, ale, jak widać, można powiedzieć tu coś więcej.
Sonata b-moll – czy to był dobry pomysł na taras na Tamce? Chyba średni, zwłaszcza dlatego, że pianista musiał się zmagać z utworem o wiele bardziej niż na sali koncertowej. Trudno to wykonanie porównywać z konkursowym, zresztą w pewnych miejscach całkowicie zmienił koncepcję, np. repryzę marsza na konkursie zaczął cicho, aż ciarki chodziły, a tym razem zagrał głośno, dopiero potem ściszył. A „ogadywanie” było z kolei bardziej suche, zimne. W sumie: robiło wrażenie, w pierwszych dwóch częściach pewne „chwyty” przypominały o tamtym pamiętnym wykonaniu, ale było inaczej.
Bisem nas zaskoczył. Zagrał to – może trochę przesadził z kalibrem, ale wrażenie zrobił. Na zakończenie publiczność zaśpiewała mu Sto lat w przeddzień 19. urodzin. Jutro w Żelazowej Woli gra nieco inny program – m.in. Sonatę h-moll.
A przez te kilka dni – chyba mogę już o tym wspomnieć – będzie nagrywał. Być może będzie z tego płyta. Program na razie nie do końca sprecyzowany, co wyjdzie, to wyjdzie; prawdopodobnie m.in. Sonata b-moll, ale może i coś Liszta. Kłopot tylko, że jak na razie nie ma na tę płytę sponsora…
Komentarze
Nic dodać, nic ująć. 🙂 Dobranoc.
Dobranoc 🙂
PK niezawodna 🙂 Bardzo dziekuje za opis. Juz przekazuje dalej 🙂
Jak widzę, lisek też niezawodny 😆
Dziękuję za relację, już nawet – wiedząc o tych straszliwych warunkach – trochę mniej mi szkoda, że nie pojechałam. Ale jutro będę za to 🙂
Nigdy nie byłam jeszcze na koncercie w Żelazowej i nieszczególnie sobie dużo po tym wszystkim obiecuję, ale co tam… Wypada zobaczyć park latem 🙂
A w ogóle to: o, Ginzburg! 😉
Do zobaczyska!Czekam pod telefonem stacjonarnym.
Pani Kierowniczko, okropna prywata, ale mam nadzieję, że zostanie mi wybaczona: nie mogę wprawdzie – z przyczyn technicznych – odpowiadać na maile, ale czy w związku z tym, że je (o dziwo ?) odbieram, mógłbym poprosić o przemailowanie mi numeru telefonu Łabądka?
Dziękuję oczywiście z góry i w piątek odpowiednio uścisnę. 🙂
Pobutka.
Kto na drugą zmianę, pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=_WvYa1rH2ns&feature=related
W plenerze i z głośnikami Choziainow zapewne jeszcze nie grał, w Rosji takiego kiczu chyba nie ma, tylko w Polsce gra się pod pomnikami i na przyulicznych tarasach na cześć wielkiego geniusza naszego. II sonata przez głośniki i z akompaniamentem Tamki-to musiało być okropne. Chłopak wrażliwy, na pewno musiał czuć głęboki niesmak, więc czemu się godzi na coś takiego?
Aśku @00:29 – chyba pomyłka w nicku? To poprosimy o relację z Żelazowej 😀
Pozdrawiam wszystkie Frędzelki z Podkarpacia. Zaraz idziemy z łabądkiem podziwiać miasto Krosno 😀
Bobiczku, posłałam SMS z numerem domowym, bo łabądek komórki używa tylko na wyjazdach. Można dzwonić do późna, bo łabądek, jak wiadomo, jest z gatunku sów.
Za to dzisiaj w Krakowie Paweł Wakarecy w trakcie 7 Festiwalu Muzyki Polskiej wypadł świetnie. Bardzo emocjonalnie – jak zawsze. Ale ja go lubię. I w ogóle pomysł bo na tym festiwalu pojawiły się koncerty w samo południe się sprawdził… Choć był nie na tarasie 🙂
Być może także dlatego, że był nie na tarasie. 😉 Kiedyś w Amsterdamie zainteresował mnie tłum, który się zebrał pod Concertgebow w środku dnia. Okazało się, że są tam organizowane koncerty ‚lunchowe’ (o 12.30) – co nie znaczy na szczęście, że towarzyszy im konsumpcja. 😉 W weekendy mają tam też koncerty poranne i popołudniowe (matinee). Brać wybierać.
@PAK 5.59
Dzięki za link. Interesujący ten Luca, ciekawie interpretuje Figara, do tego ma głos i prezencję; za to paziowi brakuje tego, czym Flicka obdarzyła swojego Cherubina, np.
http://www.youtube.com/watch?v=J3UCxd_KSVo
To już wiem, skąd JTA wziął „matinee”, „koncerty lunchowe” itp. na festiwalu w Świdnicy 🙂 Na coś się przydały te studia w Amsterdamie 😛
Zrobiłyśmy z łabądkiem wstępną przebieżkę po Krośnie. Jutro może do Sanoka? Zobaczymy.
A ja kiedys chyba trafilem transmisje video z podobnego koncertu, z jakiejs takiej kawiarni, ale pani tak dlugo zapowiadala po amsterdamsku, ze mnie w koncu znuzylo.
W Sanoku jest (lub przynajmniej bylo) dobre muzeum (ikony), a w poniedzialki sa muzea nieczynne lub czynne pol dnia, wiec chyba warto odroczyc wizyte o dzien 🙂
Donoszę z Żelazowej Woli: nagłośnienie jest dobre. Bardzo dobre. Więc nokturn i bolero, te co w programie na Tamce, zabrzmiały jak należy.
Bolero rzeczywiście zdecydowanie na sposób dramatyczny, jak w opisie z wczoraj, dla mnie idealne. Sonata – hmm, warunki słuchania trudne, jak na taki utwór, naprawdę da się dopiero ocenić wykonane w cieplarnianych warunkach filharmonicznych, ale bardzo, bardzo obiecująca.
A warunki do słuchania koszmarne – to był mój pierwszy i ostatni w życiu koncert „promenadowy”, chyba że będzie to organizowane za biletami (w cenie lekko zniechęcającej przypadkowych niedzielnych promenujących) i od nich odgrodzone. Promenujących, którzy skoro już coś tam Chopina słyszą, to koniecznie chcą zobaczyć pana pianistę. A tu kuku. Nic nie widać. Wykonanie sonaty tegoż Chopina, może ryzykowne w takich okolicznościach przyrody, ma tę zaletę, że promenujący zmywają się najpóźniej do połowy części drugiej, tak więc reszta odbywa się w warunkach niezakłóconych. I to była nagroda za uprzednie dręczenie.
Pani starsza bazylikowa wystąpiła z czekoladkami – urodzinowymi – no i miała prywatną wcale dłuższą rozmowę z panem pianistą nieco przed recitalem. Wyszła załamana bladością. Co jednakowoż jakoś łączy się z tym, co podsłuchane w alejce (sekret Chaziainowa odkryty):
„-Podobny do Chopina,
-No jak, żeby grać trochę trzeba być podobny”.
O, wielkie dzięki za sprawozdanie!
Co do Bolera, dzisiaj mi się zabawnie skojarzyło, że w tej interpretacji to trochę taki Jewgienij Oniegin 😆
A teraz właśnie sobie używam na łabądkowym pianinie 😉 Też ciężko z repetycją, ale to na szczęście nie występ publiczny.
Jak to nie publiczny?Okno na ulicę otwarte.
Lisku,dzięki za cynk.Sprawdziłyśmy,w Sanoku wszystko OK.
Moje okno też otwarte, ale PK coś nie doniosło – rajstopy widać w pianinie zostały i stłumiły. 😆 Poszłam więc posłuchać, jak sonatę b-moll gra Louis Lortie. To jest jednak Struś Pędziwiatr. 😉
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Wczoraj miałam okazję poczytać z nut to:
http://www.youtube.com/watch?v=-31pSV4Z7UE&feature=related
Nie grałam tego oczywiście tak, ale jakbym poćwiczyła, to kto wie… 😆
A nawiązując do wczorajszej relacji, to faktycznie mały jest blady jak worek mąki. Zombie prawie 🙁
Pani Kierowniczko,śniadanie!!!
Już schodzę, Madame 😀
Cyplionok albinos. Smacznego.
IKONY tam są wspaniałe, ale 2 piętra wyżej jest BEKSIŃSKI !
Serajko,
Mein Gott, zapomniałem odpisać, ale stosowane pozdrowienia przekazałem oczywiście
PK
j.w.
Tereso, tylko nieśmiało domyślam się PMKowych powodów pielgrzymki do Bourg-en Bresse.. Drób z certyfikatem
Wczoraj była w PR2 transmisja z sopockiej Sonosfery. Alan Rasmusen (aktualnie mój ulubiony klawesynista) wspaniale grał JSB z Arte dei Suonatori
Przeczesując Youtube… przeczytałem, że Diana Damrau to: „second class coloratura”
dziw bierze..
@ lesio 12:33 Ja też baaardzo lubię Rasmusena, kiedyś dość często bywał we Wrocławiu z AdS,ale niestety się pozmieniało i już nas nie odwiedzają 🙁 Pewnego razu, kilka lat temu, udała mu się rzecz niezwykła, tj. przekonanie włodarzy Sali Muzycznej Uniwersytetu, że organy Caspariniego służą także do grania, a nie tylko do robienia efektownego tła dla różnych osób na zdjęciach prasowych. Podobno zasięgnięto nawet opinii organmistrza zajmującego się tym instrumentem, czy to aby nie zaszkodzi. Uznał, że jeśli gra Rasmusen, to nie 🙂 Koncert był piękny, a później znów zamknięto organy na kłódkę ,bo niby po co taki kłopot ? Trzeba trzymać kciuki, niech chłopakom udadzą się te przenosiny do Św.Elżbiety, bo może organy na chórze będą mniej widoczne, ale przynajmniej wreszcie będą słyszalne : http://www.opusorgani.wroclaw.pl/polski/casparini.html
To jakaś plaga – instrumenty wykorzystywane w charakterze durnostojek!
Generalnie koncerty muzyki klasycznej w centrum funkcjonujacego miasta dalekie sa (w sensie jakosci odbioru) od tych z zaciszu sal koncertowych, specjalnie zbudowanych do tego celu. Mysle, ze sluchacze ida tam nie po to aby nastepnego dnia dyskutowac o przewadze instrumentow Steinwaya na Kawai (lub odwrotnie). Raczej chodzi o to aby w srodku zwariowanego, pulsujacego i wszedzie-spieszacego sie mrowia ludzkosci znalezc moment zatrzymania i refleksji. Koncerty takie, nie wspinajac sie na szczyty doskonalosci dzwiekowej, maja jedna wielka wartosc dostarczajac innego typu emocji niz te codziennie dostepne mieszczuchom, ….ich wielkiej liczbie. Nic dziwnego, ze koncerty muzyki klasycznej na powietrzu przeniosly sie z miejscowosci wypoczynkowych i kuracyjnych do centrum wielkich miast. np Wieden czy chocby Chicago.
W miniona sobote bylem na takim wlasnie koncercie w Millenium Park w Chicago: Penderecki conducts Penederecki. Koncert zostal zorganizowany dla uswietnienia poczatku polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Mistrz byl w swietnej formie: zagral z Grant Park Festival Orchestra swoje „Concerto Grosso #1” na trzy wiolonczele i III-cia Beethovena. Wszystko bardzo dobre, i aczkolwiek nie to samo co Karajan z Berliner Philharmonic w sluchawkach Bose, nadal na dobrym poziomie (tutaj link do YouTube kilku ostatni taktow finalu Eroiki pod dyrekcja maestro Pendereckiego: http://www.youtube.com/watch?v=e8uLd0k44PY). Jasne, ze czesto w najbardziej krytycznym muzycznym momencie zabrzmi syrena ambulansu pogotowia ratunkowego, albo pobliska Michigan Avenue przejedzie jakis zbuntowany motocyklista, ale to jest czesc kompromisu. W Wiedniu latem na placu przed ratuszem prawie codziennie odtwarzane sa koncerty z poprzednich lat w Salzburgu albo Schoenbrunn.
Grant Park Festival (obecnie Millenium Park) w Chicago istnieje nieprzerwanie od 1935 roku. W czasie ponad 75 lat istnienia Festiwal zaszczycily swoja obecnoscia takie gwiazdy jak Van Cliburn, Jascha Heifetz, Aaron Copland, Alfred Brendel, Leonard Bernstein, Pinchas Zukerman i inni (modyfikowany cytat z web site Pendereckiego). Pod koniec lata zawsze Lyric Opera prezentuje w audytorium Millenium Park wiekszosc gwiazd operowych wystepujacych w tej operze w kolejnym sezonie.
Wydaje sie, ze ojcowie miast w Polsce mogliby pomyslec o czyms podobnym (choc pewnie przedsiewziecie na tak wielka skale jak Millenium Park jest w Warszawie niemozliwe z racji braku miejsca i funduszy). To znakomicie podniosloby wizerunek naszych miast w oczach potencjalnych i powracajacych turystow. Zawsze jest to jeszcze jedna fajna rzecz ktora mozna zrobic w pogodny lipcowy wieczor (zarowno rezydenci miasta jak i turysci). Moze nie Tamka, bo tam za malo miejsca, i niekoniecznie Chopin bo zbyt wrazliwy na zaklocenia, ale Beethoven czy Mahler, bardzo prosze.
Pozdrowienia z „Windy City”.
PS. komentujac Diana Damrau… ktos kto to napisal jest pewnie trzeciej klasy krytykiem.
Nie na temat, ale bylem dzisiaj, w samo poludnie, na koncercie Jana (a moze Janka, bo to nieprzyzwoicie mlody lewek (?) z plowa grzywa i przerosnietymi konczynami) Lisieckiego. Bardzo romantyczny, nawet na JSB w jego wykonaniu lza sie w oku kreci. Ale gra … Oto probka http://www.youtube.com/watch?v=NRAbt_yaDcE
Dobry wieczór 🙂
w Sanoku obejrzałyśmy dziś ikony – przepiękne! – i połaziłyśmy po skansenie – też super. Natrzaskałam zdjęć, powrzucam później. Na Beksińskiego nie poszłyśmy, bo po pierwsze primo było już za późno, a po drugie primo ja go nie lubię. Wolno mi chyba 😉
Wpisał się tu pan pod kryptonimem Olo. Nie będę wpuszczać tego komentarza, bo takim językiem tu nie rozmawiamy. Jeśli to pan nagłaśniał koncert na Tamce, a na dodatek rzeczywiście ukończył pan Akademię Muzyczną (obecnie Uniwersytet Muzyczny), to mogę tylko pokiwać głową. Za moich czasów (wtedy to była jeszcze Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna) może to nie była najlepsza uczelnia w Polsce, ale wydział reżyserii dźwięku był na wyjątkowo wysokim poziomie, moi dawni koledzy pracują w Carnegie Hall, Filharmonii w Oslo i w wielu innych miejscach na całym świecie, gdzie są wysoko cenieni. Gdyby ktoś z nich usłyszał tak nagłośniony koncert, złapałby się za głowę. Jakość tego nagłośnienia potwierdzą ci, co byli i przemieszczali się wciąż po tarasie, bo żadne miejsce nie było dobre, nie mówiąc o tym, że było głośno do granicy przesteru. Dopiero później trochę ściszono, chyba na skutek interwencji. Jeśli coś takiego wykonał absolwent naszej uczelni, to groza i upadek.
Następnym razem może pan napisze kulturalniej i pod własnym nazwiskiem. No, chyba że się pan wstydzi, to zrozumiem.
chemician – koncerty i spektakle plenerowe ciężko u nas planować z powodu klimatu… Ale też się zdarzają.
Nagłośnienie na Tamce było FATALNE. Mam taką śmieszną ambicję, żeby zachowywać się jak dama i gdyby mi ktoś przed tą sobotą powiedział, że w trakcie koncertu będę przeszkadzać innym słuchaczom chodząc między miejscami, to bym go wyzwała na pojedynek, choćby i na bumerangi. Ale to było nie do zniesienia i snułam się po tym tarasie jak potępieniec szukając uparcie miejsca, gdzie cierpienie byłoby najmniejsze. Howgh.
Pani Doroto,
Klimat w Warszawie jak w Chicago, a i w Wiedniu niewiele lepszy. W miesiacach letnich w Polsce jest wiele spokojnych wieczorow z temperatura powyzej 20°C. Dla milosnikow rocka takie koncerty sa przeciez w kraju organizowane. To nie musi byc caly rok na okraglo, ale wlasnie w formie klikutygodniowego festiwalu w przewidywalnie najlepszym okresie lata. Problemami wiekszymi sa miejsce i pieniadze. To musza byc koncerty bezplatne, cos w rodzaju premii za to ze jest sie mieszkancem miasta lub turysta. W przypadku koncertow na zywo potrzebny jest ekran odbijjajacy fale akustyczna (cos w rodzaju muszli koncertowej). W przypadku teletransmisji jedynie telebeam, muszla jest niepotrzebna bo elektroniczne wzmocnienie wystarcza. Gdyby takie koncerty byly organizowane np. kilkakrotnie w ciagu tygodnia, po jakims czasie problemem moze byc wystarczajaca frekwencja, zwlaszcza jesli walory artystyczne/techniczne bylyby nie zachecajace. Mimo wszystko warto sprobowac. Wroclaw ma byc ponoc stolica kultury europejskiej?
Ten pan od amplifikowania na nadTamkowym tarasie powinien popełnić se:puku. Najlepiej w tym tygodniu, czyli przed przed następnym recitalem
Nieodwołalnie..
Kiedy obserwowałem ok. 50 % słuchaczy przemieszczających się wte i wefte i porównywałem to z samozadowoleniem pana nagłośnieniowca (siedział bardzo z siebie zadowolony w postawie – „nie przyjmuję krytyki”) – brak mi słów..
Jestem ciekaw co na to NIFC..
Pełna niefrasobliwość ??
@chemician
czy to jest ten park nad jeziorem ? Pamiętam jakiś namiot …
podążałem do muzeum historii naturalnej – jeśli nie poplątałem nazw. I chyba do m.aeronautyki
PK !
no nie, być w Rzymie…
A w spalonym klasztorze (co go niezadowolony mnich) w Zagórzu byłyście ?
Nie da się wszędzie być, do Zagórza nie dojechałyśmy 🙂
A Beksińskiego nie lubię i już, co zrobić. Nie moja bajka, choć przyznaję, że fachura był znakomity. Jedyne, co naprawdę mi się z jego twórczości podoba, to coś, czego nikt nie zna, czyli fotografie z wczesnego okresu twórczości. W latach 50. robił to, co później np. Zbigniew Dłubak. Mógłby być prawdziwym awangardzistą.
Jako że prowadzę wyjątkowo ożywione życie kulturalne 😉 , dopiero teraz mogę coś napisać (właśnie niedawno wróciłam z koncertu w ramach festiwalu „Lato z Chopinem” w Busku Zdroju).
Co do koncertu w Żelazowej niewiele już dodać mogę do tego, co zostało już wcześniej powiedziane 🙂 Muszę przyznać, że sonata mi się podobała bardzo, a momentami w Fantazji Liszta-Busoniego miałam wrażenie, że grał z ogromnym humorem. Może mi się tak wydawało tylko, ale… może nie? 🙂
A w kwestii nicku, to muszę się wytłumaczyć, że coś stało mi się z przeglądarką i pozapominała wszystko. Przywykłam do tej formy i jakoś tak odruchowo wpisałam 🙂
Lesio,
Millenium Park jest niedaleko jeziora. Poprzednik nazywal sie Grant Park i nie byl zbyt imponujacy. Od 2004 cala aktywnosc przniosla sie do polozonego ok pol kilometra na polnoc, nowo zbudowanego Millenium Park (475 mln $). Ten bardzo nowoczesny park rekreacyjny zawiera teatr na powietrzu (Pritzker Auditorium) z estrada o futurystycznej architekturze oraz fantastyczny system naglasniajacy oraz teatr podziemny (Harris Theater). Dzisiaj jest to jedno z najczesciej odwiedzanych miejsc w Chicago. Sluchanie muzyki klasycznej w tym miejscu w czasie cieplych letnich wieczorow to prawdziwa przyjemnosc. Takie miejsce przydaloby sie i w Polsce.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Zaraz idziemy zwiedzać krośnieńskiego pleyela 😉
Już się powoli zbieram. Co to za pora nieludzka 🙂
Jak dla kogo 😆
@Chemician
tak, to ja widziałem już to nowe audytorium..
pozdrawiam
No dobrze, przyznam się bez bicia – też ziewam 😉 Ale burzy w nocy nie słyszałam!
A ja się obudziłem, niestety…
@chemician 21:47
Wrocław ma długą tradycję koncertów plenerowych, od kilkunastu lat w czerwcu/ lipcu wakacyjny sezon koncertowy zaczyna się „Wieczorami w Arsenale” (2-3 razy w tygodniu), gdzie na dziedzińcu obrośniętym winobluszczem dominuje muzyka kameralna, ale nie tylko-bywają też ukłony wobec innych gustów słuchaczy 😉 Gospodarzem festiwalu jest orkiestra WRATISLAVIA z Janem Staniendą, o którego tutaj kiedyś dopytywał się Tadeusz. Koncerty są biletowane, co eliminuje część przypadkowych słuchaczy,ale i tak co roku namiot chroniący przed kaprysami pogody jest coraz większy.Jak już leje i wieje do niemożliwości,koncert przytula się w której z sal wystawowych arsenału,którego szef p.Jurek Zarawski to nałogowy meloman 🙂 Wielkie inscenizacje plenerowe organizuje co roku Opera Wrocławska,o czym w tym miejscu pisano kilkakrotnie. Mimo cen biletów te spektakle ściągają tysiące ludzi i to często takich,co ich do opery parą wołów nie zaciągnie 🙂 Darmowe są za to koncerty pod chmurką w ramach WRATISLAVII CANTANS, często w bardzo gwiazdorskiej obsadzie : 2008 – inauguracyjny koncert plenerowy z pokazem sztucznych ogni ( a jakże 🙂 ) na Ostrowie Tumskim,w programie Händel – Muzyka na wodzie – Arie operowe – Muzyka sztucznych ogni (wykonawcy : Olga Pasiecznik – sopran, Daniel Taylor – kontratenor, Gabrieli Players, Wrocławska Orkiestra Barokowa, dyr. Paul McCreesh). 2009 – koncert plenerowy przy Hali Stulecia,z programem hitów operowych- tutaj gwiazdą była Aleksandra Kurzak : http://www.youtube.comwatch?v=fsKwzpDpXVg W 2010 koncert w nowo oddanym Parku Staromiejskim został odwołany,bo zimno było wściekle, a w tym – podobno planowany jest na terenie budowy Narodowego Forum Muzyki,czyli tzw. zdrowie na budowie :-). Nie wiem tylko,czy dyrygent i orkiestra wystąpią w kaskach i kamizelkach roboczych w ochronnym kolorze 😉
Sorry,tu jest prawidłowy link do poprzedniego wpisu,coś mi przy kopiowaniu wcięło 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=fsKwzpDpXVg
Trochę się rozpisałem. Jeśli za długie, proszę wymoderować.
Raport z Konesera.
Mając imprezę pod nosem, a na dodatek po bardzo promocyjnej cenie za, trochę wstyd byłoby nie pójść. No to poszedłem, ale tylko na dwa ostatnie dni. Wszystkie koncerty miały miejsce w hali magazynu wódek (tam, gdzie większość koncertów WJ).
W dniu drugim na scenie występowały kolejno:
Zespół Spejs, w składzie: perkusja, bas, skrzypce elektryczne z bajerami, DJ, laptopowiec (na Macintoshu, jakżeby inaczej), klawiszowiec na olbrzymim, muzealnym, qltowym parapecie Yamahy SY85.
Zespół przedstawił kilka „improwizacji, wszystkie w tym samym schemacie: nas początek błotnisty quasi ambient, potem wejście perkusji, początkowo kolorystycznie, a następnie zapodany bicik pod linię basu i tak do końca. Trzej panowie „soliści” wydawali z siebie dźwięki mniej lub bardziej nieokreślone, przy czym było praktycznie niemożliwe ustalenie, kto wydawał z siebie jaki dźwięk, czego nie lubię. Zresztą większość aktywności panów poświęcona była gmeranku przy sprzęcie, z właściwie niesłyszalnym tego gmeranka skutkiem, czego też nie lubię.
Muzyka blada, nieoryginalna, wzorowana na improwizacjach King Crimson i funkowo-groove-owych odlotach Davisa z lat siedemdziesiątych z domieszkami brzmień rodem z wczesnego Floyda.
Zespół grał za muślinową siatką. Kiedy tę siatkę zobaczyłem przed koncertem, pomyślałem, że to dla ochrony muzyków przed rzucanymi butelkami, ale nie. Siatka służyła jako „ekran wstępny” dla projektora video. Ekran właściwy zawieszony był na centralnej konstrukcji magazynu. Projekcje w estetyce Kroniki filmowej połączonej z abstrakcyjnymi filmami snującego się dymu etc. Czarno-białe (jakżeby inaczej), z dodanym (a może naturalnym) efektem zniszczonej kliszy filmowej.
W pewnym momencie pan od laptopa podłączył do niego kamerę (nie bez problemów) i zaczął filmować muzyków. Obraz widoczny na ww. ekranach.
Słuchanie muzyki niepoważnej (a także współczesnej muzyki poważnej) sprawia mi coraz większy problem, bo właściwie nie można czegoś posłuchać, żeby nie stwierdzić: „to brzmi jak ……….” Ja rozumiem, że twórcom dziś bardzo ciężko jest wymyśleć coś autentycznie oryginalnego, ale czy w takim razie powinni wciąż odtwarzać stare klisze? Dla mnie reklama wykonawcy „To nowa Ella Fitzgerald”, „To Robert Plant XXI wieku” byłaby potwarzą, a nie rekomendacją.
Po Spejsie na scenę wszedł Mazol z zespołem – Joanna Duda na fortepianie (na samym początku w ciemnych okularach, ale bardzo szybko je zdjęła, bo nie mogła trafić w klawisze), Marek Pospieszalski na saksofonie (i klarnecie basowym), perkusista i trębacz (nazwisk nie pomnę).
Techniczna improwizacja w wykonaniu tego zespołu też jest nie dla mnie. Główne solo Pospieszalskiego możnaby zatytułować „Lot Trzmiela Zamkniętego w Butelce”. Jazda po klapkach saksofonu góra dół, dół góra przez kilka minut niewątpliwie pokazuje zdolności techniczne i eksponuje wytrzymałość aparatu oddechowego pana Marka, ale muzycznie nie wnosi nic kompletnie.
To samo wyczyny lidera – prawie każda fraza zakończona efekciarskim szarpnięciem struny E, pukanie w pudło, po czym wykrzykiwanie „Nikogo nie ma!” to są wygłupy, których w żadnym przypadku nie można uznać za humor w muzyce. Szklane, suchotnicze brzmienie fortepianu Dudy takoż trudne do zniesienia (zapewne przynajmniej częściowo spowodowane nagłośnieniem, ale jednak charakter dźwięku i uderzenia się przenosi).
Muzyka nie tyle „trudna”, co męcząca.
Tymon Tymański z zespołem Jazz Out był ostatnim wykonawcą tego dnia. Grający na basie podobnym do Hohnera używanego przez McCartneya lider zapowiedział, że występ będzie poświęcony utworom Theloniusa Monka (skład zespołu nie uwzględniał instrumentu klawiszowego). Ja twórczości Monka specjalnie nie znam, ale Straight, No Chaser raczej nie zagrali, chyba że pod koniec, ale wtedy już poszedłem do domu, bo Mazol prawie mnie zabił.
Dzień trzeci był zdecydowanie lepszy od drugiego. Muzyka zupełnie inna. Wszystko zupełnie inne. Sala (hala) nabita do nieprzytomności.
Pierwsi na scenie byli bracia Oleś. Muzyka quasi improwizowana, bardzo nastrojowa, choć widziałbym w niej więcej gry kolorami Bartłomieja Brata, a nie samo wybijanie akompaniamentu do melodii granych przez Marcina. Poza tym bardzo szlachetne brzmienie i szacunek dla muzyki, co nie było widoczne w przypadku Mazolewskiego.
Ostatni na scenie pojawili się Tomasz Stańko (buty, wzorzysta koszulka à la emeryt na Hawajach, marynarka, kapelutek, trąbka w kolorze szczotkowanego złota) i Marcin Masecki (dres, powyciągana koszulka polo, pianinko rozłożone na czynniki pierwsze, klawesyn zdekonstruowany i zdetonowany).
Występ składał się głównie z ostinatowego akompaniamentu Maseckiego, do którego Maestro grał, śpiewał, tupał, pykał, kucał – jednym słowem zachowywał się jak zwykle, a grał jak zawsze – idealne dopasowanie do partnera, piękne brzmienie i nastrój. Stańko+Masecki pokazują też, czym jest humor w odróżnieniu od wygłupów, bo każdy dźwięk, każdy gest miał sens, gdzieś prowadził – nawet szuranie po scenie krzesłem w rytm muzyki przez Maseckiego (odsuwanie się i przysuwanie od pianinka) miało swój sens.
Jeśli mi czegoś brakowało, to większej inicjatywy ze strony Maseckiego, ale może tak miało właśnie być.
Akustyka pustej hali magazynowej jest potworna, (beton, stal), ale dźwiękowcy wykonali całkiem dobrą robotę, bo selektywność dźwięku była dobra.
W trzecim dniu siedziałem na podłodze pod sceną (krzesełka dawno pozajmowane), więc i tak odbierałem bardziej dźwięk bezpośredni niż nagłośniony.
Ponieważ nie było zakazu fotografowania, fotografowie oficjalni i nieoficjalni strzelali właściwie cały czas. O ile w dniu drugim, kiedy muzycy hałasowali, nie przeszkadzało to zbytnio, w dniu trzecim niektórzy z publiczności zaczęli psykać, bo pstrykanie rozlegało się bez przerwy. Ja sam zresztą zaliczam się do winnych…
http://www.youtube.com/watch?v=TbwMD4VNAos
(poor Nicolay…almost on the street 😀 )
Ade, thank you! 😀
The acoustic of Collegium Novum in Cracow is not fantastic, but I hope it will be better than on the Zamek Ostrogskich’s terrace…
Pleyelek fajny. Dotknęłam go nawet 🙂
I will be in Krakow, with a little delegation of Italian fans of Nicolay 🙂
Gostku, dzięki za relację z jazzów w Koneserze. Żal mi właśnie tego trzeciego dnia, ale jednak Kola wygrał 🙂 Mam nadzieję, że duo Stańko-Masecki jeszcze kiedyś razem wystąpi… Olesiów też ogromnie lubię.
Ade – fantastic! So, we will meet there 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=pKGuicQf5W4
znalazłem niezłego tenora 😀 ciekawe, pewnie już wszyscy go znają 🙂
ew-ka,
Bije sie w piersi, zgodnie z zasada „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Bylem we Wroclawiu rok temu w lipcu przez caly tydzien (fantastyczna pogoda), ale niestety na zaden taki koncert muzyki klasycznej na powietrzu nie udalo mi sie trafic.
@ chemician 16:42
No to przy następnej wizycie warto tu zajrzeć 🙂
http://www.wieczorywarsenale.pl/?page_id=80
Miejsce jest bardzo piękne, tuż przy ruchliwej trasie,ale na dziedzińcu tego nie słychać.Obcuje się z muzyką w ścisłej symbiozie z naturą – to znaczy miejscowe ptaśki strasznie drą dzioby i starają się zagłuszyć muzyków – przy orkiestrze im się nie udaje,ale przy recitalach fortepianowych to ohoho… ;-). Niejeden artysta próbował przeczekać te świergoty,ale one cichną wraz z muzyką i po chwili zaczynają od nowa (chyba skubańce znają części utworu i wiedzą kiedy przerwa 😉 ) Ale sadzę,że Kola wolałby jednak taki akompaniament,niż to co miał na tarasie 🙁
A na ostatni tydzień lipca tradycyjnie emigruje się do Świdnicy.Koncerty wprawdzie nie w plenerze,ale też w pięknych okolicznościach przyrody 🙂
No i nowe miejsce na mapie kulturalnej Wrocławia „sub Iove”: http://www.teatrlalek.wroclaw.pl/index.php/park-staromiejski
mówię o Parku Staromiejskim (przy Teatrze Lalek, w samym centrum miasta) – po remoncie jest przystosowany do różnych działań plenerowych i rzeczywiście dużo się dzieje 🙂
Dobry dzień! We Wrocławiu ulubionym miejscem była pergola w Parku Południowym (powinien być Schottlandera…), ale zamiast brzydkiej pergoli jest teraz brzydki Chopin…
Byłem wczoraj przejazdem w Pałacyku Myśliwskim w Antoninie, Chopin tam wszędzie, na ścianach (razem z porożami 🙂 ), w głośniku i w rosyjskim pianiście (którego nie słyszałem jednak). Pałacyk cudo, obsługa i ceny mniej…
ew_ka
bądź taka dobra, proszę, i przekaż pozdrowienia Jurkowi Zarawskiemu – mojemu koledze ze studiów
Ad Wrocław. Bardzo miło wspominam swoją zimową wizytę we Wrocławiu i koncert w tamtejszej filharmonii. Ja jednak wolę mieć trele skubańców i owoce talentu ludzkich muzyków podane na osobnych talerzach. 😉 Ale lista plenerowych wydarzeń spisanych przez ew-kę wygląda naprawdę imponująco! 🙂
Wracając na chwilę ad rem. Jak widać, Kola dzięki swoim interpretacjom Chopina zdobył już w Polsce wiernych fanów i uznanie krytyki. Ba, pielgrzymka z Włoch tu ciągnie na jego recital. (To dopiero ewenement – pielgrzymka w tym kierunku.) No chyba znajdzie się ktoś chętny do sponsorowania płyty? Panie i Panowie sponsorzy?
Last but not least. Łabądku, osiemnasta dochodzi – a wygląda na to, że jeszcze nawet śniadania nie było! 😯
Jest 20:40; lody z owocami na kolację 😉
Na obiadek (w Iwoniczu, w hotelu Energetyk) był na czekadełko „wolowencik” (jak powiedział pan kucharz) na ciasteczkach francuskich; potem ja jadłam parę kawałeczków pstrążka z ułożonymi wokół kilkoma pierożkami z kaszą gryczaną i borowikami, wszystko w pysznym sosie; a łabądek razowe spaghetti, też dobre. Mniam.
Rozpusta po prostu 🙂
Rzeczywiście brzmi rozpustnie. 🙂
Co do narzekan Gostka, ze muzyka wtorna jest, to mnie to uwiera rowniez w klasycznej, bo przy moim rozeznaniu zazwyczaj rozpoznaje Beethovena w Mozarcie (a nawet i odwrotnie) i popelniam wiele podobnych bledow. Wydaje mi sie, ze bylo tak od zawsze, ze muzyka rozwijala sie krok po kroku czerpiac z tego co juz napisano.
W koncu wydaje nam sie, ze dostepnosc jest dzisiaj wieksza, ale dla fachowcow ona chyba zawsze byla dosc duza. Pewno, ze na Szuberta trzeba bylo zaczekac i nie byl on zapewne wyjatkiem, ale tzw. mainstream byl niezle obcykany przez kompozytorow i wykonawcow.
Dzisiaj zapewne trzeba winic menadzerow ktorzy „wiedza” na co jest rynek i powielaja Brittney i inne, ale jaki wplyw mieli wydawcy, od ktorych zalezeli kompozytorzy kiedys tam? Pewnie jakis tam mieli i mozliwe, ze podpowiadali co idzie a co nie.
A juz jazz to jedna dluga nitka. Jest pare kierunkow ktore wygasly bezpowrotnie jak big bandy, czy wiekszosc muzyki jazzujaco tanecznej, ale jakis Woody Allen od czasu do czasu wyciaga jakies starocie i pokazuje co sie kiedys grywalo a ja siedze pozniej przy komputerze i szukam Raya Noble czy podobnych po Internecie. Cala komune w klubach studenckich grali dixiland i nie bylo to mocno odkrywcze, ale za to jak oni grali.
I chyba o to chodzi, ze nawet blisko pierwowzoru mozna pokazac cos nowego. A oglaszanie nowych Elli to robota marnych krytykow, prawda PK?
Pobutka…
A letniej ślizgawki w Sanoku już PKierowniczka zażyła ensemble z Łabądkiem ?
Pani Kierowniczko!Cóś jakby śniadanie!!
Lesiu,i tak mamy odciski,po co nam jeszcze porozbijane kolana?
PK podgrywa na piano.Dziś jedziemy na Prządki i Odrzykoń /pierwowzór „Zemsty”/.
Łabądku, a ja bym też mogła? Bo zaspałam i jak sama zacznę coś teraz mieszać w garnkach, to się spóźnię do pracy. Mieć do pracy na 10 i regularnie się spóźniać – pomimo pobutek – to trzeba umieć. 😉 Żeby absurd był kompletny: jak zaśpię, spóźniam się tak do kwadransa; ale jak wstanę za wcześnie … to dopiero łapię opóźnienie! 😉
Też bym tak miała!I z tego względu od dziecka byłam zdecydowana na wolny zawód.Tylko że wtedy jest się w robocie na okrągło.Coś za coś.
PK nie schodzi.Muszę Ją sprawdzić w realu.
Żyję, żyję 😀
Tu się jada na śniadanie (zresztą tak, jak i u mnie w domu) muesli z jogurtem i owocami. Jak kto lubi, to może się przyłączyć. 😀
Tak bez miodu?
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://www.banzaj.pl/pictures/sport/Vancouver_2010/baribal%20(7).jpg
@Jedynek:
No i wychodzę na narzekacza (i słusznie ).
Oczywiście masz rację – większość muzyki to naśladownictwo, jednak od tego jest muzyk, żeby myśleć, a nie powielać.
Zresztą jest powielanko i powielanie. Inteligentne, dobrze wykonane powielanie mogę przyjąć i z przyjemnością sobie posłuchać, ale jeśli powielanie jest bez polotu i na dodatek bez szacunku dla muzyki, to zaczyna być męczące.
Zresztą moja uwaga o słuchaniu muzyki przez pryzmat „to już było” to jest mój osobisty problem, z którym się borykam i walczę, starając się stosować do maksymy Roberta Frippa, że Expectation is a prison.
Olesiowie też nie byli jakoś specjalnie oryginalni, ale ich szacunek do muzyki pozwalał na komfortowe słuchanie.
Stańko i Masecki byli oryginalni, jeśli pominąć znane już na pamięć chwyty i maniery wykonawcze Stańki, ale one są tak fajne, że też można ich słuchać bez końca.
Ogłaszanie nowych Elli to nie jest robota marnych krytyków tylko marketingowców (znam to co lubię, lubię to co znam).
@hoko:
Z takimi kotami, to wicie, co się robi? (stare, ale jare):
http://www.youtube.com/watch?v=57VbE0J9niw
Kot od Hoko na pewno baaardzo lubi miód… 😉
A tu już na serio serio:
http://www.youtube.com/watch?v=-tSm_LWX4Io&NR=1
Kot od Hoko mnie definitywnie dobudził. I już się miałam wziąć za pracę, kiedy frippizm Gostka popchnął moje myśli na inne tory. Prawda, Expectation is a prison. Ale Expectation is a pleasure, too. To, że w związku z tym Pleasure is a prison – to jeszcze pół biedy, filozofowie już dawno to roztrząsali. Ale że Prison is a pleasure – z tym już sobie nie radzę, choć pewnie też już było. Ja to lepiej odłożę na wieczór…
nie na wieczór, tylko na zimę. jak tylko temperatura spada, już ustawia się kolejka chętnych do przezimowania w cieple krat
Ago, przepraszam, że zacytowany przeze mnie frippizm popchnął Cię na inne tory. Mam nadzieję, że nie prosto pod nadjeżdżający osobowy z Koluszek!
Natomiast nie jestem przekonany, że uprawiana przez Ciebie kombinatoryka jest do końca słuszna 🙄
Oczywiście, że moja kombinatoryka nie jest do końca słuszna – podobnie jak nie do końca słuszny jest wyjściowy frippizm. Ale jako wstęp do dalszych rozważań – miodzio. 🙂 Zajrzałam na stronę Frippa – jest tam sporo śliczności. Myślę, że trochę pobuszuję pod tym adresem. To już nie pierwszy raz ktoś mnie na Dywanie przeprasza za to, że myślę nad tym, co napisał, zamiast pracować. Mili moi, ja Wam bardzo dziękuję za tematy do przemyśleń, teksty do czytania i muzykę do słuchania. Mea culpa, że czasem myślę zamiast pracować, piszę zamiast myśleć albo słucham zamiast pisać. Dla równowagi czasami pracuję zamiast spać. 😉 Obiecuję popracować – nad sobą i swoimi postami – żeby nie wywoływać w Was poczucia winy. 😉
Źródłem aforyzmu Frippa jest jego zmęczenie wiedzą, że publiczność na każdym koncercie tak naprawdę to bardzo by chciała, żeby zagrał 21st Century Schizoid Man, a on, stary zgred, na złość tego nie robi.
Fripp jest osobą bardzo specyficzną, o bardzo wysokich wymaganiach wobec siebie i wobec innych, o bardzo zdecydowanych poglądach na temat przemysłu muzycznego, koncertowania, zawodu muzyka i życia w ogóle.
Bardzo go cenię, ale nie zgadzam się ze wszystkimi jego stwierdzeniami.
A czytanie jego bloga na dłuższą metę jest nudnawe – życie, praca, żona, kawa, desery, rodzina…
Najpierw przeczytalem odpowiedz Gostka i pomyslalem, ze dlaczego narzekacz, az tu spojrzalem na swoje, a tam stoi jak byk !
Cafam narzekanie z cala surowoscia.
Trafiłam nie na blog Frippa, tylko tutaj:
http://robertfrippspeaks.com/robertfrippicisms.html
A ja trochę z innej beczki… Na Mezzo gra właśnie Arcadi Volodos 🙂 W programie: Scriabin, Ravel, Schumann Liszt. Mam nadzieję, że będą to jeszcze powtarzać.
To jest strona jego siostry, która między innymi promuje (czy też organizuje) wykłady (prelekcje?) wygłaszane przez brata.
Drodzy, Kościelec sam na siebie nie wejdzie. Do sierpnia.
Szanowna Pani Szwarcman, akurat to nie ja naglasnialem ten koncert ale trzeba wykazac troche zrozumienia dla techniki naglasniania takiego koncertu.
To nie jest latwe zadanie i trzeba o tym wiedziec zanim sie kogos skrytykuje, szczegolnie jak sie gra przy glosnej ulicy.
A tak apropos jesli zna pani tak wybitnych fachowcow od naglasniania to prosze do nich zadzwonic i poprosic zeby naglosnili ten koncert w tych warunkach. Ciekaw jestem jak by im wyszlo…
Pozdrawiam Panią serdecznie…
Dobry wieczór,
andrusz – dzięki za wiadomość, właśnie włączyłyśmy i odsłuchałyśmy 🙂
Olo – ależ wykazuję zrozumienie i doskonale wiem, że to potwornie trudne. (Dlatego też zastanawiałam się, czy koncerty w tym miejscu mają w ogóle sens.) Jednak z całą pewnością mogło to być zrobione lepiej. Jeśli to nie pan nagłaśniał, nie wiem, czemu pan to bierze tak osobiście…
Również pozdrawiam.
Gostku, miłych wakacji! Tylko bez Kilara proszę 😉
A nawiązując – pośrednio – do Karłowicza: pozdrowienia od Stanisława i Anny Oświecimów. Wciąż leżą w Krośnie.
Pobutka.
Dzień dobry, dziś chłodniej 🙂
Ta Pobutka to właśnie z tego koncertu, który wczoraj Mezzo nadawało. Na szczęście od tamtej pory Volodos się nieco odchudził (widziałam go jesienią zeszłego roku).
Śniadanieeee!!!!
Już lecę 😀
Tylko jeszcze wrzucę z dzisiejszej prasówki:
http://wyborcza.pl/1,75475,9975195,TVP_2__Koniec_festyniarstwa.html
Nareszcie ❗
Jurku, trzymam kciuki 😀
No nareszcie, może wreszcie zainwestuję w telewizor (dla nowej dwójki,Kultury i Mezzo już chyba warto ) 🙂
PK i łabądku – smacznego 🙂
No i ładnej pogody,bo na Dolnym Śląsku znowu żabami rzuca …
Gratuluje, ciesze sie i trzymam! 🙂
A Mniszchówna gdzie spoczywa ?
Łabadek obiecał sprawdzić ; mnie się wydaje, że również u tych Franciszkanów gdzie w pierwszej kaplicy po lewej – Oświecimowie
ew_ka
właśnie !
Dzisiaj w TVPK o 18:55 Abbado, BPh i IXta LvB
ew_ka – mam nadzieję, że do przyszłego tygodnia pogoda na Dolnym Śląsku się poprawi, bo przemieszczam się tam w niedzielę. Rozumiem, że spotkamy się w Świdnicy? 🙂
Oczywiście,do zobaczenia w niedzielę 🙂 Pogoda bezdeszczowa bardzo się przyda, bo koncerty przemieszczają się po okolicy – nowe miejsca na mapie festiwalu to kościół w Grodziszczu ( po drodze do Krzyżowej) i pałac w Pieszycach świeżutko po remoncie. Na stronie festiwalu trochę więcej aktualności : http://www.bach.pl
Ciekawe,czy w tym roku też przyjedzie silna grupa melomanów krakowskich w ramach akcji „Muzyka & Zabytki z Capellą Cracoviensis” – w zeszłym roku niektóre osoby miały niedosyt zwiedzania 🙂
off topic,ale nie całkiem z innej bajki 🙂
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/poznan/poznan-niezwykly-pacjent-przebadany-w-szpitalu-tru,1,4799116,region-wiadomosc.html
Lesiu,to nie Maryna,ale jej babka Barbara z Kamienieckich Mniszchowa ma nagrobek po prawej stronie prezbiterium u Franciszkanów.Autor nagrobka to lwowski rzeźbiarz Jakub Trwały.Faktycznie,trwa nieźle.
Pani Doroto, dlaczego pisze Pani rosyjskie nazwiska po angielsku a nie polsku? Przecież brzmienie każdej litery rosyjskiego alfabetu można dokładnie zapisać stosując polski alfabet i nie ma wówczas wątpliwości jak to czytać, a stosując angielską transkrypcję można mieć wątpliwości czy powinno się nazwiska po polsku odmieniać. Jeżeli był Chruszczow a nie Khrushchev, to dlaczego ma być Khozyainov a nie ……….?????
Jestem tu prawie nowy, więc jeżeli wcześniej coś było na ten temat to z góry przepraszam!
Ależ nie ma za co przepraszać, już tu dyskutowaliśmy nieraz na ten temat 🙂
Jutro ruszam do Krakowa. Tymczasem trochę dokumentacji: Krosno, Sanok, Iwonicz i inne.
Jest za co – za to, że zacząłem czytać blog od końca.
A to akurat zupełnie normalne 🙂 Ja rzeczywiście mam z tym zagwozdkę, bo jak wydadzą chłopakowi płytę, to będzie na niej napisane Khozyainov, a nie Chozjainow…
No, nareszcie dowiedziałem się jak on się nazywa!!!
😀
Miewał u nas nawet ksywę „pan Gospodarski” 😉
Nie jest to chyba popularne nazwisko w Rosji, bo gdy kilkanaście lat temu zwiedzałem pola herbaciane w okolicach Soczi (te z piosenki „Suliko”), jeden ze zwiedzających Rosjan rozejrzał się wkoło i powiedział: „Chazjaja tu niet”.
Pobutka.
Ja bym tylko uściślił, że „Suliko” to była ulubiona piosenka Generalissimusa Słońca Narodów. W tej piosence jest o miodzie, róży kwiecie i jest też jeździec przez którego płakała Suliko ale o herbacie ani polach herbacianych tam nic nie ma. Natomiast jest piosenka „Herbaciane wzgórza Batumi” z muzyką Ajwazjana śpiewana w Polsce przez Filipinki. Często z tych dwóch piosenek robi się jedną dlatego że obie są jakoś tam gruzińskie.
Nawiasem mówiąc Słońce Narodów lubił też „Rigoletta”. A jakoś nikt nie obrzuca Verdiego anatemą jak Wagnera za to że lubił go Hitler. To drugie na szczęście już chyba mamy za sobą.
Z tym Wagnerem to nie takie proste, bo pewne poglądy jednak miał na swój sposób protohitlerowskie…
Po śniadanku, zbieram się w drogę. Pogoda popsuła się na dobre, więc trochę mniejszy żal wyjeżdżać. W każdym razie (łabądek ma tu księgę odwiedzin, do której się właśnie przed chwilą wpisałam, a w której zabronione są komplementy, co jednak tego blogu nie dotyczy) spędziłam tu rozkosznych kilka dni, za które ogromnie dziękuję łabądkowi i przyjaciołom. Piękne miejsca, piękni ludzie. Oby jak najszybciej do następnego razu! 😀
Oby!Się spotykamy na Koli.
Przepraszam cały Dywan za intensywne zawłaszczenie PK w realu.Myślę,że PK szybko wleci do sieci.W tej chwili jest w objęciach firmy PKS.Skutkiem planowego odcięcia Podkarpacia od reszty kraju potrwa to prawie 4 godziny.
Fajnie, że się Paniom udał ten kilkudniowy minizlocik. 🙂 Ze – skąpych – relacji wynika, że zlocik może i mini, za to kulturalno-pejzażowo-kulinarno-towarzyska rozpusta w rozmiarze XXL. 😉 Miłego recitalu w Krakowie, a tym Dywanowiczom, którzy wybierają się do Świdnicy, mnóstwa frajdy tamże. Ja od kilku dni mam przed oczami Kościelec, na który wybrał się Gostek. Ech, tęskno do gór. 🙁
Poglądy „protohitlerowskie”, czyli – mówiąc precyzyjnie – antysemickie, miały wówczas tłumy ludzi. Jakby zacząć cytować nazwiska, zrobiłby się popłoch. Taki był czas. Jules Verne był antysemitą, by o Dostojewskim nie wspomnieć. Wśród socjalistów, do których od młodości należał Wagner, aż się roiło od tego. Warto tu zajrzeć do Kołakowskiego, bo – także pod tym względem – Marx i Engels wywarli na Hitlera większy wpływ, niż Wagner.
Zresztą antysemityzm pleni się od wieków, ale Hitler był tylko jeden. Z czego wniosek, że istota rzeczy tkwi gdzie indziej.
PMK
Tak, zgadza się, Verne i Dostojewski byli paskudnymi antysemitami. Dostojewski nie znosił też Polaków (z których się przecież wywodził) i w ogóle chyba ludzi – ja go też nie znoszę jak zarazy. Ale gdy się dowiedziałam o Verne’ie, z lekka mnie zatkało – wydawałoby się światły człowiek, prekursor SF…
Jak już przy tematyce żydowskiej jesteśmy, jedno mnie smutnie uderzyło, gdy zwiedzałam piękne ziemie podkarpackie ze skansenem łącznie. Przez parę wieków duży procent ludności tych ziem stanowili Żydzi, był czas, że nawet większość. Śladu ni popiołu. W Rymanowie – bardzo ładnie ze strony mieszkańców – odbudowali synagogę, pewnie też z uwagi na przyjeżdżających tu chasydów. Pamiętam też pięknie zachowaną synagogę w Łańcucie. Ale zwiedzając np. skansen chciałoby się obejrzeć, jak wyglądały obejścia i świątynie tej grupy mieszkańców. Nie istnieją. Można poczytać w książkach, i to wszystko.
Melduję się z ul. św. Tomasza. Dotoczyłam się w jednym kawałku, trwało to 4 godziny (korki po drodze). Dziś na Kronosów – i będzie okazja do nowego wpisu.
łabądku – przecież spotykamy się już jutro! 🙂 Także z Bobikiem.
Verne nienawidził również Niemców, na tle wojny francusko-pruskiej, co aż zieje z jego książek napisanych po tej wojnie. Takich jak on przypadków było naprawdę mnóstwo. Był antydreyfusardem, ale był też nie tylko „naukowcem”, lecz i – utopistą, co w owych czasach stworzyło niejedną, wybuchową mieszankę… Antysemitą był też przecież także Herbert George Wells i wielu socjalistów, francuskich, brytyjskich i niemieckich…
Na medici.tv Martha Argerich, Yuri Bashmet, Gautier Capuçon, Renaud Capuçon i Nelson Goerner, na żywo z Verbier. A wśród publiczności pewnie 60jerzy 🙂
http://www.medici.tv/#!/renaud-capucon-yuri-bashmet-gauthier-capucon-martha-argerich-nelson-goerner-verbier-festival-2011
No niestety, link nie przeszedł, pozostaje „copy and paste”.
Do poczytania: Jakie cechy powinien mieć dyrygent
Beata – dzięki! To jest na żywo?
U mnie jest na martwo 🙁
@andrusz
Tak, na żywo (w dodatku za darmo). Transmisje z tego festiwalu są codziennie. Potem przez jakiś czas można oglądać zarejestrowane koncerty w archiwum (odpłatnie).
Udało się! Przynajmniej drugiej części koncertu sobie posłucham. 🙂
Świetna sprawa! Po pewnym czasie kazał mi się zarejestrować, aby oglądać dalej, ale rejestracja jest darmowa, na szczęście 😀
Zadziwia mnie jakość techniczna tych koncertów. Muszę zerknąć ile koszuje dostęp do archiwum, bo zasoby mają bardzo ciekawe, np. moi ulubieni pianiści Piotr Anderszewski czy Grigory Sokołow 😀
Proponowałbym założyć sobie profil na http://www.classicalarchives.com/ i potem reszta jest zasocjowana na tej stronie. Również „medici.tv”. To za darmo daje wiele innych fajnych bonusów (jak cała literatura fortepianowa w plikach midi do ściągnięcia w celu np. samokształcenia na instrumentach elektronicznych lub tylko do „pooglądania”. O stałej informacji o nowościach płytowych nie wspomnę).
Co do nieszczęścia antysemityzmu chciałbym dodać jeszcze jeden plastyczny przykład. Dr. Karl Lueger, którego tak bardzo podziwiał Hitler, był socjalistą i burmistrzem Wiednia. To on do debaty wiecowej jako stały element wprowadzał hasła antyżydowskie. Lud Wiednia go uwielbiał i pamięć o nich hołubi do dziś. Ma on bowiem w tym mieście swoje pomniki, place i ulice. Kościół na Cmentarzu Centralnym (na którym leżą Becio, Brams, Schubert i cała rodzina Straussów, że o Kreneku i Suppem nie wspomnę) jest ni mniej ni więcej tylko pleno titulo „Dr.-Karl-Lueger-Gedächtniskirche (Karl-Borromäus-Kirche)”. Lueger zmarł w 1910 r. Stary Prohazka (czyli Franciszek Józef I) m.in. przez ten antysemityzm nie chciał go na burmistrza Wiednia długo zatwierdzić.
Co do Dostojewskiego – nie rozpisując się – on nie „nie znosił ludzi” (jako takich) – on doskonale znał ludzi – Rosjan doby pouwłaszczeniowej. Fiodor Michajłowicz – wciąż „bardzo”. Verne – już od dawna „nie bardzo”. Pewnie z wiekiem dochodzi się do wniosku że „tylko prawda jest ciekawa” 🙂
Co do Wagnera – pradawny problemat oddzielania twórcy od twórczości. Taką postawę konsekwentnie zajmował Redaktor Jerzy Książę Giedroyć (jak inaczej by wytrzymał z Miłoszem ?). Pewnie dlatego Giedroyć dożył późnego wieku i dokonał tak wiele.
Chwila refleksji: dziś mija 69 lat od rozpoczęcia „Wielkiej Akcji” czyli początku likwidacji Getta Warszawskiego. W dwa miesiące hitlerowcy wywieźli (głównie do Treblinki) ponad 300 000 ludzi. To dwa razy więcej niż suma ofiar bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki. Więcej niż w wyniku nalotów na Drezno w lutym 1945 r. Więcej niż suma ofiar powstania warszawskiego w 1944…
Nawiazujac do tej chwili refleksji, ogladalam wlasnie sliczne zdjecia PK z Krosna, Sanoka i Iwonicza, wszystkie trzy zwiazane z moja rodzina, myslac o tym ze po ich gminach zydowskich nie zostalo sladu.
No proszę, jak nam myśli podobnymi drogami chodzą 🙁
Wróciłam z koncertu (i późniejszych posiadów) i zabieram się do nowego wpisu.
Pani Doroto,
Szkooda ze publikuje pani tylko to co dla Pani jest wygodne…. Ale coz to Pani blog…
Sprawe potraktowalem moze zbyt osobiscie ale kiedy bylem w podobnej sytuacji i osoby takie jak pani swoim zachowaniem doprowadzily do katastrofy czlowieka a z tym zgodzic sie nie moge i zawsze bede stawal w obronie ludzi, ktorzy ciezko pracują… Proponuje pani posluchanie tego koncertu w tych samych warunkach ale bez naglosnienia – powodzenia… Moze wowczas doceni Pani prace tych ludzi. Skoro twierdzi pani ze mozna bylo zrobic to z pewnoscia lepiej to prosze to zrobic i pokazac tym ludziom jak …
Pisanie na blogu (publikowanie) ze czlowiek od naglosnienia powinien popelnic „sepuku” jest conajmniej nieetyczne… A skad wiadomo jaka ten czlowiek na wrazliwosc i czy tego nie zrobi – a wtedy co ?
Pozdrawiam
O sepuku akurat nie ja pisałam.
Na pewno są tacy, co mogliby pokazać, jak zrobić to lepiej.
Mnie nie zależy, żeby „swoim zachowaniem doprowadzać do katasfroty człowieka”, który „ciężko pracuje”. Mnie zależy, żeby koncert nie był dla słuchaczy cierpieniem, bo na tym skorzystają i słuchacze, i wykonawca, i muzyka, i – last but not least – tenże realizator, jesli dobrze wykona swoją robotę. Tak więc „to, co jest dla mnie wygodne” jest „tym, co jest dobre dla muzyki”. To jest dla mnie wartość nadrzędna i tak zostanie.
A jeśli nie można tego zrobić lepiej – to czy warto tam robić koncerty?