Debiut-powrót

Elīna Garanča zaśpiewała właśnie po raz pierwszy w Warszawie. Ale nie po raz pierwszy w Polsce – miała już w czerwcu 2018 r. recital w krakowskim ICE. I właściwie większość repertuaru była ta sama.

Mogłabym powtórzyć większość z moich uwag z tego koncertu. Troszkę różnic jednak było. Przede wszystkim grała orkiestra TWON, która nie miała tyle frajdy w Bachanaliach z Samsona i Dalili co Sinfonietta Cracovia, za to Carmen była dla niej bardziej naturalna, bo jednak czasem ją grywa. Tak samo dyrygował małżonek solistki, Karel Mark Chichon, i tak samo z pamięci. Tak samo mogłabym napisać o dwóch wykonanych francuskich ariach – Dalili i Królowej Saby. Też: przepiękny głos i ekspresja Królowej Śniegu. Było parę zmian repertuarowych. Zamiast Czajkowskiego – inny akcent słowiański, czyli kołysanka Julii z opery Jakobin Dvořáka, ale rozczarowanie: zaśpiewana po niemiecku, co zatracało w pewnym stopniu charakter muzyki. W Krakowie dyrygent dobrał do Czajkowskiego uwerturę do Rusłana i Ludmiły Glinki, tutaj do arii Dvořáka dopasował jego uwerturę do opery Armida – i jedno, i drugie słyszałam po raz pierwszy w życiu.

Drugą ciekawostką było dodanie do czterech arii Carmen – tej, która pierwotnie znajdowała się na miejscu Habanery. Bizet ją wycofał na żądanie pierwszej wykonawczyni tej roli Célestine Laurence Galli-Marié, która chciała od razu na wejściu zrobić wrażenie i zaśpiewać wyrazistą piosenkę oddającą charakter bohaterki. Pierwotna aria zaczyna się podobnie do wejścia Frasquity w scenie wróżenia z kart i technicznie na pewno jest trudniejsza od Habanery, w której jednak należy pokazać nie tylko głos, ale też właśnie charakter. Bizet przerabiał arię 13 razy, aż przejrzał zbiór hiszpańskich piosenek i natrafił na El Arreglito, którą się zainspirował. Ale też trzeba powiedzieć, że Habanera jest lepsza i od El Arreglito, i od pierwotnej arii. Galli-Marié miała więc rację. Habanera też oczywiście była zaśpiewana. Nawiasem mówiąc, tej pierwotnej arii nie udało mi się na tubie znaleźć.

Różniły się też suknie artystki – tym razem w pierwszej części srebrnozłota, świecąca i obcisła, w drugiej – czerwona z wielkimi falbanami wokół dekoltu. No i fakt, że były trzy bisy, ale też z grubsza te same: dwie z jakichś zarzueli, a jako środkowy – Granada. A owacje były chyba jeszcze większe.

Z sobotnich koncertów wybieram ten w Polin – Heroiny muzyki polskiej. Może być bardzo ciekawie. Szkoda mi Maksymiuka w FN, ale trudno się rozdwoić.