Górale, górale, góralska muzyka…
…cały świat obańdzies, ni mos takiej nika. Takiej – nie, ale podobnej? Zdarzyło mi się kiedyś być na zakopiańskim Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem, imprezie z wieloletnią tradycją, na którą przyjeżdżają zespoły z przeróżnych, nawet bardzo egzotycznych stron świata. I nieraz zaskakiwały pewne zbieżności – harmonii, sposobu grania czy śpiewania, rodzaju energii, dotyczące zespołów nawet z bardzo odległych gór.
Osobny rozdział to góralskie skrzypce, i w ogóle sposób grania góralskich kapel: rytmiczny, marszowy (czy można chodzić po górach „na trzy”?), zdecydowany, zawadiacki, i te prymy – pierwsze gęśle (wtórujący, którzy grają tylko akordy, nawet trzymają instrument inaczej, niżej i bardziej w poprzek), drobiące nutki, ale krążące wciąż wokół przewodniej melodii, niby rozbieżne z tym marszowym rytmem, ale jakoś wszystko zawsze się zgadza. Jan Karpiel Bułecka powiedział kiedyś (nie pamiętam, czy nie cytował w tym momencie Sabały), że góralskie granie powinno brzmieć jak „pscoły brzęcące w drewnianej chałupie”. Trochę tak.
Ten rytm z tymi gęślami działa hipnotyzująco, zwłaszcza kiedy muzycy już się rozegrali i wpadli w zapamiętanie, w pewien trans. Góralska muzyka transowa (nie znoszę tego określenia, ale jest wygodne)? Tak. I niejeden kompozytor, jak wiadomo, próbował tę cechę do swojej muzyki przenieść. Najmniej transowości jest u Szymanowskiego – on był bardziej zafascynowany skalami, harmonią. Mazurki w skalach góralskich – to taki artystowski pomysł. A „Harnasie”, którymi się zachwycamy, on sam uważał za chałturę pisaną dla zarobku.
Kilar wystrzelił z dużej armaty swoim „Krzesanym” w 1974 roku. To było gigantyczne zaskoczenie, a fakt, że nagle w środku utworu wielka orkiestra przemieniła się w gigantyczną kapelę góralską, jedni uznali za chwyt wręcz bezczelny, drudzy – za dowcip. Jan Krenz, który dyrygował prawykonaniem, powiedział kompozytorowi: „Otworzyłeś okno i wpuściłeś do zatęchłego pokoju muzyki polskiej świeże górskie powietrze”. „Orawa” była już pójściem za ciosem, ale te dwa utwory do dziś są przebojami estrad koncertowych.
Jednak samą istotę góralskiego muzykowania najlepiej chyba wyczuł Górecki. To jest widoczne w wielu utworach, ale przede wszystkim w pierwszych dwóch kwartetach. Trzeba ich słuchać nie w wykonaniu Kronosów, którzy nie mają pojęcia, na czym góralskie granie polega, ale Kwartetu Śląskiego, który wykonuje te utwory genialnie. Jest tu ten rytm, to zapamiętanie, ta intensywność. Górecki tak pokochał Tatry, że przeniósł się tam na stałe. Jak Szymanowski.
Transowe skrzypki oczywiście można spotkać i w nizinnych kapelach – ten instrument, jego brzmienie, ma w sobie coś, co wciąga. A przypomnijmy sobie rozpędzone w stałych formułkach melodycznych skrzypce (fiddle) w muzyce celtyckiej… Jednak chciałam Wam tu jeszcze pokazać przykład zaskakujący, ale fascynujący. Skrzypce norweskie. Tzw. skrzypce z Hardanger są nieco inne od tradycyjnych – mają dodatkowe struny rezonansowe. Był to już instrument na wymarciu. Dziś przeżywa renesans. Ja tych melodii mogę słuchać w kółko, one wciągają jak jakiś niesamowity wir. W 1889 roku do Griega przyszedł skrzypek ludowy, który chciał je ocalić i prosić kompozytora o pomoc. Wynikiem były Norweskie tańce chłopskie – Slatter op. 72. Są bardzo mało znane, bo ludzie kojarzą Griega tylko z „Peer Gyntem”, Koncertem fortepianowym, „Utworami lirycznymi”. To już całkiem inny Grieg. Prawie jak Bartók… Tutaj można posłuchać przykładów z bardzo ciekawej płyty, na której autentyczne skrzypcowe melodie są zestawione z fortepianowymi opracowaniami Griega. No i czy coś w tych skrzypcach (harmonia, trans) nie przypomina naszych góralskich gęśli? Wiadomo – w Norwegii też są góry 😀
PS. Warszawiakom polecam w Zachęcie wystawę Billa Violi (do końca czerwca). Ten wideoartysta o muzycznym nazwisku robi rzeczy niesamowite. Tu może zgromadzonych jest zbyt wiele podobnych produkcji (ja znam również inne). Z tego zestawu najbardziej fascynujący jest „The Greeting”: spotkanie trzech kobiet, sekwencja ruchów, która w rzeczywistości trwała zaledwie 45 sekund, została rozciągnięta w czasie do 10 minut. Ile mówią te wszystkie gesty! Z ilu nie zdajemy sobie sprawy! I jak to wszystko płynie – jak muzyka.
PS2. Witam nowych komentujących. Bardzo cieszę się z wiekowego rozrzutu naszej gromadki – wykształciuchy wszystkich pokoleń, łączcie się! (to było hasło jubileuszu „Polityki”) Nie czekałam specjalnie, aż liczba komentarzy pod moim postem przekroczy (po raz pierwszy) 100, niemniej bardzo się z tego cieszę 😀
Komentarze
Stosunek do muzyki góralskiej mam dwuznaczny. Ale w takiej formie jak w IV Symfonii concertante Szymanowskiego, czy u Góreckiego (Koncert klawesynowy!), to mogę słuchać i słuchać 🙂
Chociaż na ostatnim, „góralskim” koncercie NOSPRu w ramach Nocy Euroradia byłem i nawet to opisałem:
http://pak455.blox.pl/2007/02/Gorale-w-Katowicach.html
A ja ty właśnie przy szwedzkich skrzypcach analizuję sterty dokumentów 🙂 Pierwsza płyta Hedningarny, taka bardzo unplugged. Ale szwedzkie skrzypce, nawet klawiszowe nykelharpa (na: http://www.fatang.se można obejrzeć i posłuchac) to rzeczywiście małe piwo przy norweskich. Bo hardagerfjele to nie tylko dodatkowe struny, ale i zdobienia. Nie miałem w rękach, jednak zdjęcia z płyt Bukkene Bruse robią wrażenie.
Pani Doroto
Wstyd się przyznać ale nie jestem wykształciuchem. Poglądy to mam jak wykształciuch ale kwalifikacje jak członek Samoobrony czyli wykształcenie średnie zawodowe. Ale maturę zdałem normalnie 🙂
Na festiwalu byłem wiele razy . Miałem też sąsaidów w Kościelisku , którzy pięknie grali i śpiewali , najładniej mój bliski sąsiad Wojciech Młynarski 🙂
Pięknie to Pani Redaktor napisała: taki bryk z europejskiej góralszczyzny a jednocześnie wyrazisty mini-esej 🙂
Harmonie Szymanowskiego ‚odkrywam’ dla siebie co pięć lat 😉 Znów mi się to zdarzyło i znów czuję się w nich niczym nowo narodzone dziecię 😉
A, dopisuję się do miłośników Ulissesa (czy rzeczywiście jest to aż tak unikatowe towarzystwo?… 😉 )
Największe problemy z lekturowym ‚zassaniem’ miałam w przypadku Doktora Faustusa (organizacyjne raczej niż ‚trudnościowe’) – ale, gdy już dotarłam poza dziewięćdziesiątą stronę, polubiłam tę książkę tak, że przeczytałam ją uważnie 4-5 razy (od 1990 roku) 🙂
Misiu 2, please, wyksztalciuch nie to samo co „magister”. Wyksztalciuch to jest umyslowosc, ciekawosc swiata, otwarcie sie na wiedze, sztuke, literature. Jesli o mnie chodzi, jestes absolutnym wyksztalciuchem.
Jak ja – prosta kobieta z zachodniego Londynu.
Oj górol jo ci górol, oj spode samiućkich Alep Norywezkich… krótko mówiąc, ten link z amazona nie chce mi się otworzyć 🙂 Zaś nawiązania do muzyki góralskiej (czy innej ludowej) jak najbardziej, byle bez przesady. I Kilar to już dla mnie lekka przesada – tym swieżym powietrzem dmuchnęło, owszem, ale z klimatyzatora…
Miś: nie przejmuj się, ja mam prawie prezydenckie 😀
A cappella: Faustus jest bardzo muzyczny i pod tym wzgledem to pewnie najlepsza powieść Manna, ale mnie denerwuje to mitologizowanie w fabule i szukanie dziury w całym. Dlatego częściej wracam do Czarodziejskiej góry (a Buddenbrooków w ogóle nie trawię).
No i mamy zapowiadane gęśle i górali.
Ciupaską też robią rytmicznie. 🙂
Wstyd przyznać, ale nie znam kwartetów Góreckiego, znam tylko III Symfonię Pieśni Żałosnych. Jeśli Pani chwali, to warto posłuchać.
Jak chodzi o inspiracje, to temat obszerny i niełatwy. Mnie też w góralskiej muzyce bardziej bierze skala, sposób frazowania, energia, mniej transowość tej muzyki. Smacznie mi się słucha suity rockowej „Krywaniu, Krywaniu” Skaldów. Jest tam i góralszczyzna czysta, i inspirowana i trochę klasyki i rocka oczywiście. Są i skrzypki. Wielce to zasłużony zespół w dziele popularyzacji naszej góralskiej muzyki.
W większej dawce trawię właśnie takie inspiracje niźli oryginał. Być może wzięło się to stąd, że bywały okresy wciskania kapel góralskich gdzie się tylko dało.
Norweskie skrzypce bardzo interesujące, ale jak widać niedostępne 🙁 Nie, żebym zaraz leciał kupić, ale jak nie mogę, to licho jakoś….
________________
Alicja napisała:
„O dziwo, bluesmani tak maja, zwracaja uwage na widownię, odbiór sie liczy. Poza tym John Mayall i Johnny Winters. Profesjonaliści w sensie – daję wam wszystko z siebie, niech to bedzie nieznana wiocha świata, ale jak spiewam i gram, to jest wszystko w najlepszym wydaniu. I to sie liczy.”
Zgadzam się. Bluesmani, jazzmani i wielu rockowych grajków tak ma: publiczność jest dla nich dodatkowym instrumentem, reagująca „nakręca” muzyków, którzy są nią inspirowani.
Śmiem twierdzić, że w koncertach muzyki klasycznej tego nie ma. Orkiestra skupiona jest przede wszystkim na precyzyjnym odegraniu nut i reakcja publiczności liczy się dla niej po odegraniu utworu, nie w trakcie. W tak złożonym i licznym aparacie wykonawczym, jakim jest orkiestra symfoniczna, dyscyplina jest wszystkim. Orkiestra na koncercie chce zagrać jak na najlepszej z prób. Na koncertach złożonych z kilku części, pozytywna reakcja publiczności po pierwszej sprawia, że muzycy z większą czułością trzymają instrumenty…
Blues i jazz powstają w trakcie koncertu, reakcja publiczności natychmiast się przenosi na muzyków, zachodząca interakcja jest warunkiem koniecznym udanego koncertu.
_____________________________________________________________
foma,
bardzo wdzięczny Ci jestem za link. Czy Ty masz coś wspólnego ze Szwecją? Dla mnie od kilku lat, od kiedy odkryłem całą rzeszę wspaniałych muzyków i grup ze Szwecji, to jest chyba największe muzyczne zagłębie – przynajmniej w tzw. rocku progresywnym.
Po odsłuchaniu Fatang już wiem skąd się biorą te charakterystyczne melodie (porywające!) na płytach Kaipy, Hans Lundin przecie Szwed….
Pozdrawiam
Dawno, dawno temu , moja wspólpracownica zwykła mówić, że 4 sytuacji nie akceptuje , czyli : chamstwa, drobnomieszczaństwa, góralskiej muzyki i jak jej słoń do kieliszka zagląda. A ja lubię; tj lubię góralską muzykę i to dzięki Szymanowskiemu, to jego muzyka ;przekonała mnie do góralszczyzny. A potem już poszło. Zostawię na uboczu muzykę symfoniczną, bo to wiadomo, ale w ostatnim czasie bardzo mi się podobały piosenki Grechuty grane i śpiewane przez góralskie kapele, a białe głosy wyjątkowy kontrapukt dla skrzypiec potrafią dawać. Nie wiem tylko, czy nie miał racji jeden z moich byłych wychowanków, który twierdził z miną niewinną zagubionego szczeniaczka „Pani Prof. – tego się na trzeźwo nie da słuchać”. Coś w tym jest z pewnością.
Zeenie: a słyszałeś koncertowe wykonania Marty Argerich? Na płycie CD są I Czajkowskiego i III Rachmaninowa?
zeen, ze Szwecją mam najwięcej wspólneo podczas pobytu w IKEA 🙂 ale jestem wielbicielem skandynawskiego folku i to od lat. Zaczęło się od paru drobnych z pozoru zdarzeń z połowy lat 90. – nocnych audycji Wojtka Ossowskiego, 2 tygodni w Bieszczadach, powstania wytwórni FolkTime i festynu archeologicznego w Biskupinie. W efekcie zaczęło się udane polowanie na (kasety wtedy) głównie szwedzkich grup: Hedningarna, Garmarna, Hoven Droven, blizszy metalu Storm. Pozyczałem, puszczałem, zachęcałem – spory kawałek Zabrza za moim przewodem oddawał się słuchaniu współcześnie podanego skandynawskiego folku, który uważam za o wiele ciekawszy niż najpopularniejsze folkowe granie z Wysp Brytyjskich.
Dwójka dodała do mojego katalogu m.in. niesamowity Frifot, z Norwegii dostałem dwie płyty Bukkene Bruse, z Finlandii przyszła Sinnika Langeland, Loituma i cała masa nagrań archiwalnych z półwyspu, które w muzycznej kulturze Skandynawii są traktowane z wielką czułością, ale nie muzealnie.
Specjalnie przywołuje tyle nazw, bo sporo z nich można znaleźć w sieci… (tu urwę :)).
A charekterystyczne melodie, o których wspominasz, to tylko połowa czarów, druga to obezwładniająca rytmika, przykuwające uwagę metrum – mimo gór , bardzo często nieparzyste – może to z braku ciupag 😉
PAK,
Martę Argerich pamiętam jeszcze z konkursu chopinowskiego, później pamiętam z 1980r jak broniła na nim Pogorelica i w proteście po wyeliminowaniu go, zrezygnowała z jury. Słuchałem jej nagrań chopinowskich, podobało mi się, innych nie pamiętam, 😆
________________
foma,
Zauważyłem te podziały (uwielbiam!). Posłuchaj Kaipy: tam 5/4 to jedno z prostszych metrum. Nie wiedziałem, że to jest ichnia specyfika – bomba!
Dzięki za nazwy, przydadzą się :))
Po „nie pamiętam” miałem się spłonić…. 😳
zeen, można powiedzieć, że na północy lubią liczny natrulane w metrum 3, 5, 7, 11, 13… 🙂
Taaak, sprawa metrum mam nadzieję będzie kiedyś przedmiotem wpisu pani Doroty, bo godna jest tego. Dla mnie zaczęła się od słynnego Paula Desmonda i „Take five” czyli banalnego dziś 5/4. Ten sam podział niedługo usłyszałem u Jetho Tull w „Living in the past” i potem poszło. Wielu ambitniejszych wykonawców zaczęło stosować nietypowe metrum często w ramach jednego utworu. Prostsze formy jeszcze czasem rozgryzam -ostatnio 7/4 u Porcupine Tree.
Podpieram się Wiki:
A i w muzyce klasycznej bywa: 5/8 u Szymanowskiego (Maski), 6/16 u Schumanna (Die Hockläder Witwe). W “Close to the Edge” Yes gra: 3/2, 4/2, 4/4, 12/8, 9/16.
To się nazywa polirytmia!
Wyczytałem, że są tańce oparte na metrum 7/8 (makedonsko oro) i uwaga: 9/8 (dajczovo horo) – bałkańskie.
Tu osobisty wtręt: przed wielu, wielu laty grałem, bywało, że na zabawach. Szatan na jednej z nich podsunął mi pomysł zagrania Living in the Past (5/4). Ludzie ruszyli na parkiet i zaczęli kombinować – dwa na jeden nie, to może walczykiem? – nie, rokendrolowo – coś nie bardzo, zorientowałem się po minucie, że zły to był pomysł, ale twardo graliśmy do końca uśmiechając się pod nosem….. Najciekawsze, że przemęczyli do końca, nikt nie zszedł z parkietu!
Foma
Kilka lat temu nagrałem z holenderskiego radia Concertzender świetną płytę Gunnel Mauritson. Piękna łagodna muzyka . Czy wiesz o niej coś więcej?
Tytuł płyty: Ater
http://cd.ciao.co.uk/Ater_Gunnel_Mauritzson__5858928
sorry, czy to?
Jaruta,
„nie lubię chamstwa i góralskiej muzyki” Ciekawam, skąd to się wzięło i dlaczego?
a capella,
unikatowe mi zgrzyta. Co złego z „wyjatkowym towarzystwem” ? 🙂
Progressive rock? No to pewnie wiecie, że SBB są wysoko na tej półce.
zeen,
no właśnie, z muzyką poważną tego nie ma – emocje po koncercie, a w trakcie obowiązuje skupienie – ale to się rozumie samo przez się. Wyobraz sobie huraganowe oklaski podczas solowego koncertu Zimermana czy wspomnianej Marty Agerich.
A wiemy, Alicjo, wiemy. Ostatnio Riverside robi też karierę na tym polu (progressive rock).
I dobrze.
Pozdrawiam
http://profile.myspace.com/index.cfm?fuseaction=user.viewprofile&friendID=172578299
A tu sobie posłuchałem… Miś2, to musi znana artystka jest.
I folkuje nieźle :))
Muzyka góralska to – owszem – fragment większej całości, ale nie tyle wszech-górskiej, co po prostu karpackiej. Skrzypeczki norweskie ładie brzmią (wysłuchałem tego mp3), ale znacznie wiecej o magii muzyki góralskiej powie muzyka z dowolnej części Karpat, które mają swój niepowtarzalny idiom muzyczny. Słuchając np. muzyki z Magyarpalatka w siedmiogrodzkiej części Karpat (kilkaset kilometrow odleglosci) mam poczucie deja vu. Góralskość tej muzyki bije w uszy, może nawet bardziej niż sama muzyka góralska (że zacytuję Panią; „ten rytm, to zapamiętanie, ta intensywność”).
A co się tyczy tych „“pscoł brzęcących w drewnianej chałupie”. Po słowackiej stronie Tater rozwinięto tę metaforę językiem filmowym. Polecam świetny film Juraja Jakubisko „Tysiącletnia pszczoła” (chyba najlepszy film słowacki?), który też jest kluczem do góralskości czy karpackości.
Zeen!To,ze obecnie na koncertach muzyki klasycznej skupiona publicznosc slucha skupionych wykonawcow to i tak niezle.Z tego co wiem to do 18 wieku nawet najlepsza muzyka lacznie z opera stanowila czesto jedynie tlo dla konwersacji,ktora prowadzili ludzie z wyzszych sfer,a widownia byla nie gorzej oswietlona niz scena.
Zeenie: nie chciałem Cię przyprawiać o rumieniec. Po prostu, to nagranie jest widomym, czy raczej słyszalnym przykładem, że w muzyce klasycznej wykonawcy i publiczność czasem dają się ponieść emocjom. Sam pamiętam choćby finał I Symfonii Mahlera, gdy Gabriel Chmura inaugurował swój pierwszy sezon jako Dyrektor Artystyczny NOSPRu — skupienie zamieniało się w eksplozję entuzjazmu publiczności, która bynajmniej nie doczekała w skupieniu aż zabrzmią ostatnie dźwięki.
Zeen,
Jeżeli chodzi o eksperymenty rytmiczne z tańczącą publicznością to wiem z doświadczenia, że wielu ludziom muzyka w tańcu nie przeszkadza.
Dzięki karcie satelitarnej w komputerze mogę nagrywać mnóstwo płyt o których nigdy bym nie usłyszał. Jest na świecie bardzo wielu żnakomicie grających i śpiewających artystów , którymi nie interesują się wielkie koncerny fonograficzne . Nigdy nie będą gwiadami ale grają codziennie w klubach ,na koncertach i w nosie mają pięciominutową sławę. Muzyka dla nich jest sposobem na życie . Bardzo często są to ludzie doskonale wykształceni muzycznie i nie chcą robić sieczki dla nastolatków.
Zeen
Dzięki za sznureczek.
Co to jest karta satelitarna w komuterze?
Karta to nic innego jak tuner satelitarny który jest zainstalowany w gnieźdźie PCI kpmputera i podłączony do czaszy satelitarnej z dwoma lub trzema konwerterami . Ja odbieram sygnał z trzech satelitów . Dzięki temu mogę oglądać , słuchać , nagrywać audycje radiowe i telewizyjne z jakośćią cyfrową. Często nagrywam tranmisje na żywo z Metropolitan Opera i innych sal koncertowych. Najlepszy sygnał ma niemiecka stacja radiowa Bayern klassik oraz holenderskie radio Concertzender , które jako jedyne w Europie nadaje całe płyty . 🙂 Oczywiście są to stacje niekodowane…
Działa to tak ,że wybieram dowolną stację i włączam nagrywanie na dysk a potem po skonwertowaniu z MPEG 2 na pliki Wawe nagrywam na płytę CD lub bez kowersji na płytę DVD . Dzięki programowi do obróbki plików muzycznych mam opery bez przerw i komentarzy. Jednym słowem rewelacja. Coś dla pasjonatów muzyki i filmu 🙂
Dziękuję za wyjaśnienia, to rzeczywiście cymesik techniczny :))
Miś, Gunnel Mauritson nic mi nie mówi, poszperam 🙂 Ja z Dwójki i Trójki mam sporo unikalnych koncertów. A na domowych półeczkach wyszperałem jeszcze Bazar Bla, Vasen, Groupa, Den Fule – i cóż, że ze Szwecji 😉 i portywajaca fińska Varttina. Pogadam z synem, może jeszcze coś mi wyszpera. Ostatnio dobrał się do stojącego na podłodze pudełka i najpierw wybrał sobie Cracow Klezmer Band, a potem zastanawiał się, czy lepszy jest koncert Davida Krakauera czy Ghymes, grecki Sirtos i Orientekspessen jakos mu sie nie spodobali Tak się do nich przyssał, że musiałem mu płyty niemal wyrywać z buzi 😉
Ale przeze mnie ucieka góralski temat. Mea cupla, mea mulpa! Wracając do naszych górali, podobnie jak PAK mam do nich stosunek dwuznaczny, bo jesli szersze masy miały zostać w mediach obdarzone polską muzyką ludowa, zawsze i wszędzie była to muzyka z Podhala. Nawet nie Beskid jeden, drugi i trzeci, ale Podhale. A gdzie mazowiecka bida-muzyka na skrzypce i bębenek, gdzie urzekające pieśni kurpiowskie? (Swoją drogą, Pani Doroto, czy Apolonia Nowak dalej się udziela z Jackiem Urbaniakiem?). To jak ze strojem krakowskim gdy trzeba zabłysnąć tradycyjnym strojem ludu polskiego, czy to pod Myślenicami, czy w Gdańsku. Co oczywiście nie oznacza, że góralska muzyka nie pociąga, nie każe nogom podrygiwać.
Ja tam czekam, aż Owczarek zagra na gęślikach 🙂
A dla mnie góralska muzyka każe nogom podrygiwać. Ach! Elementy góralskiej muzyki znajdziecie w „Skaldach” – to jest wyjątkowy zespół w historii polskiej muzyki! Zaden pop, żaden rock, po prostu Skaldowie!
Ostatnia płyta z udziałem Apollonii Nowak to „Anatomia kobyły”
Miałem ostatnio przyjemność kilkakrotnie z nią rozmawiać. Zrobiłem nawet trochę zdjęć . Jutro podeślę do Alicji .
Alicjo rano wysłałem zdjęcia z inauguracji roku akad. Akademi Muzycznej . Pewnie będzie na nich trochę znajomych Pani Doroty..
Ło matulu, góralicki rzępolące na skrzypcach, dylu, dylu, dylu…
Baaardzo ciężki temat, bo mnie zęby bolą, jak słyszę ichniejszom muzykę. Ona jest dla wybitnych smakoszy, więc nie będę się na ten temat wypowiadać.
Posłuchałam. Wariacje na temat mogą być, ale skrzypecki 🙁
Dzięki za info o Zachęcie. Wybiorę się.
mt7
Musisz pojechać w góry na Zielone Światki i pochodzić wieczorem po polu gdy górale palą ogniska i śpiewają . Zachwyt gwarantowany.
To Jarutecka jest proferorem od muzyki?
To kimże nie jest?
Misiu, to nie chodzi o śpiewy, ino o dydolenie na skrzypkach.
O dyndolenie tyż 🙂
Oooooo! Cracow Klezmer Band! Lubię, lubię.
Taka jestem zakręcona tą opieką, że zupełnie straciłam kontakt z normalnym życiem.
Pani Doroto, nic to. Niech Pani nie ustaje w wysiłkach, za setnym razem, może powiem, te wariacje mogą być, ale te skrzypki, cymes! 😀
Tytus Chałubiński wspominając muzykę Jana Krzeptowskiego zwanego Sabałą napisał: Mimo największej biegłości grajka, niepodobna tu uniknąć nieraz skrzypienia lub dojmującego pisku.
mt7, nie jestes osamotniona w swojej opinii 🙂
Alicjo! Tak! Po prostu Skaldowie. 🙂
Przed wielu laty, gdy przyjechaliśmy do Zakopanego, aby udać się w Tatry (Zakopane było tylko punktem na drodze w góry) z ogromną wesołością oglądaliśmy plakaty zapowiadającej występy góralskiego zespołu
Los Juhassos!!! Naprawdę. ❗
Nie skorzystaliśmy z okazji, a może należało?
Pani Doroto, Kwartet Slaski i Gorecki, popieram. Da sie sluchac. To chyba najlepszy polski zespol kameralny, dla mnie jedyny znany za granica. Bylo mi raz dane posluchac go, kiedy gral dla uswietnienia imprezy zorganizowanej przez pewien zagraniczny uniwersytet i polska ambasade. Byla seria ciekawych odczytow, kilka wybitnych osobowosci m.in. Karl Dedecius – tlumacz literatury polskiej, piekny koncert w ostatnim dniu i na zakonczenie poczestunek. I tu plama! Tajlandzkie przysmaki z cateringu plus polska wodka – ciepla! Coraz trudniej przyznawac sie do polskosci 🙁
Na mój dusiu! Poni Dorotecko! Tak piknie Poni o tej muzyce góralskiej
napisała, ze jaz w usak zacęła mi ona dźwięceć, a jak zacęła dźwięceć, to
zacąłek tańcować, a jak zacąłek tańcować, to … spodłek z krzesła.
– Co sie tamok, kruca, dzieje? – zawołoł baca, ftóry akurat w izbie obok
„Bitwe o Midłej” oglądoł.
Ledwo schowołek sie pod stół, jak baca weseł.
– Co to? Komputer włącony? – zdziwił sie.
A potem zacął z ciekawości cytać to, co wyświetlało sie na komputrze,
cyli ten Poni wpis. I … jemu chyba tyz góralsko muzyka w usak zadźwięcała, bo mu nogi tańcować zacęły. Kie baca przecytoł, wyłącył komputer i poseł
dalej film oglądać. Zawołoł ino ku sypialni:
– Matka! Pikny jest ten tekst o góralskiej muzyce! Dobrze, ze nie wyłącyłaś komputra, kie go przecytałaś, bo i jo przecytołek z przyjemnościom!
Gaździna, ftóro juz prawie spała, burkła coś ino, ze jak ftoś u śwagra za
duzo gorzały wypijo, to potem takie som skutki. I telo.
W tej kwili baca dalej telewizje oglądo, a jo po cichutku znowu komputer
włącyłek, coby Poni o tym syćkim pedzieć.
A jeśli o te norweskom muzycke idzie, o te kawałki na skrzypkak grane …
na mój dusiu! … to rzecywiście naso góralsko muzyka! Niek jesce sie okaze, ze norwescy górole majom tyz swojego oscypka i swojego Tischnera … 🙂
Przed paroma laty dostałem od znajomego który jest reżyserem dźwięku na Akademi Muzycznej w Gdańsku nagrane przez niego dwie płyty ze śpiewem kurpiowskim i muzyką instumentalną. .
Śpiew czysty, prawdziwy archaiczny zaśpiewany przez artystów ludowych pamiętających czasy Marszałka Pilsudskiego . Muzyka instrumentalna natomiast pełna żapożyczeń, nut zasłyszanych z radia i kaset. Przez trzy lata mogłem a właściwie zmuszony byłem słuchać zespołu Kurpie grającego i ćwiczącego za ścianą w domu kultury .
To co słucham teraz z płyty niby muzyka kurpiowska a skrzypce grają jak w łowickiem.
To samo dotyczy niestety muzyki góralskiej . Na początku lat osiemdziesiątych gdy przyjechałem do Zakopanego to gdy odwiedzałem znajomych którzy muzykowali , słychać było różnice w graniu kapel z Dzianisza, Poronina , Bukowiny Tatrzańskiej i Zakopiańczyków. Teraz w dobie kaset, płyt i filmów na wideo wszystko się spłaszczyło i zespoły grają prawie identycznie i bliżej im do Trebuniów tutków niż do autentycznego niczym nie skażonego folkloru
Witam o burzowym poranku! (co prawda już prawie południe 🙂 )
Na Mezzo właśnie program o muzyce fińskiej (różnej). To informacja dla miłośników skandynawskiego folku.
Zastanowiła mnie częstość negatywnych lub mięszanych odczuć w związku z muzyką góralską. Poza takim, że ktoś nie lubi brzmienia piskających gęślików, a nawet mogą go od niej – jak mt7 – boleć zęby (każdemu wolno jakiegoś brzmienia nie lubić), wyczuwam tu pewien spadek minionej epoki, kiedy to wciskano nam folklor lukrowany i nieprawdziwy, a jedynym noszącym znamiona autentyczności był właśnie góralski. Wtedy – i potem – tylko w tym regionie ludzie trzymali się swego i nie dali tego zniszczyć. Na nizinach (o tym też pewnie więcej kiedyś) sprawy potoczyły się inaczej i ostatecznie to młode wykształciuchy dziś są muzycznymi spadkobiercami wiejskich dziadków-muzykantów 🙂 Ale wracając do czasów dawnych, zgodzę się, że Skaldowie (też lubiłam) wykonali dobrą robotę.
Ładne skandynawskie folki podesłaliście, ja też bardzo lubię i szwedzki, i fiński, a nieodmiennie mnie fascynuje, że tam chyba wszyscy śpiewają czysto! 😀 Oczywiście zgadzam się z goralem_z_brukseli, że inne karpackie góralskie muzyki są bardziej podobne do naszej niż skandynawska. Ta pierwsza jest ogólnie bardziej zadzierzysta, ta druga – mroczniejsza, choć i tu bywa różnie. Cóż, klimat trochę inny… Ja po prostu chciałam skorzystać z okazji i podrzucić Wam fascynujące mnie hardingfele (tak się te śliczne skrzypeczki nazywają w oryginale), a jednocześnie zapoznać z Griegiem zupełnie innym niż w „Tańcu Anitry” czy „W grocie Króla Gór” 😉 Slatter op. 72 można obejrzeć i posłuchać na YouTube: http://www.youtube.com/watch?v=IMEAYMni4NE&usg=AL29H21O20raAVhknYEyhcpJEi4_A1LJUQ
obok można też znaleźć drugą część tego recitalu Mierżanowa.
Natomiast przykładów z hardingfele można jeszcze posłuchać… na stronie amerykańskiego stowarzyszenia: http://www.hfaa.org/music_samples.html
Bardzo mnie ubawił zwłaszcza blues… Ale zwróćmy uwagę, że muzyka skandywawska jest bliska muzyce celtyckiej, która z kolei jest jedną z podstaw folku amerykańskiego 🙂
I na koniec, a propos „eksperymentów z tańczącą publicznością” (Andrzej Szyszkiewicz), jeszcze jeden przezabawny link, jak hardingfele spotyka się z…capoeirą: http://www.videosoftheworld.com/vow/view.asp?country=cape_verde&vid=G-4326541523616468951
😆
Misiu2 – co do wykształciuchostwa to Helena i Pan Piotr z sąsiedztwa napisali wszystko to, co i ja bym na ten temat powiedziała 😀
Owcarecku: 😆
Świetnie słychać związki amerykańskiego country z muzyką skandynawską / norweską na mojej ulubionej płycie „The Man From God Knows Where” Toma Russella.
To nie jest tak, że skrzypiec nie lubię. Np. koncertów klezmerskich, gdzie często występuje improwizacje skrzypcowe, słucham z najwyższą przyjemnością.
Ten blues z podanego liknu też wydał mi się zabawny.
W muzyce góralskiej wydaje mi się, że te skrzypki grają i grają monotonnie tą samą nutę, aż do bólu głowy.
W tych różnych kapelach i zespołach, które występują (w TV zwłaszcza) to są uładzone dźwięki na użytek ceprowej masy.
Tak mi się zdaje, nie znam się na tym.
Wdzięczna jestem za wszystkie Pani przykłady i omówienia, bo to mnie jakoś otwiera na inne słuchanie.
O to chyba chodzi. 😀
http://www.amazon.com/Man-God-Knows-Where/dp/B00000I73E/ref=m_art_pr_14/102-6454919-2990541
Tu są króciutkie, ale chyba ciekawe nagrania:
http://homepages.wmich.edu/~code/hardingkvartett/
A ja właśnie wróciłam z ploteczek od koleżanki i jadąc tramwajem wysłuchałam pięknego koncertu barytonem. Siedział za mną
ktoś śpiewający z wielkim zapałem i kilkadziesiąt razy pod rząd (ponad 25 minut jazdy) piosenkę „Naprzód wesoło niech popłynie gromki śpiew!” śpiewał pewnie półgłosem, ale jego piękne: tralalalalalalala w sercu radość się rozpala towarzyszyły mi całą drogę. Gdy wysiadał – popatrzyłam na niego…
Siwy pan w garniturze, wypastowanych półbutach i z aparatem słuchowym. 🙂
No nie mogę przestać się uśmiechać.
Poznasz ich po wypastowanych butach… 😉
Ja tez sie zaczelam usmiechac po przeczytaniu Twojego wpisu, Nelu. Pozdro.
No to ja lecę pastować buty…
Pewnie, jesli chcesz nalezec do klubu wyksztalciuchow. Nie ma letko.