Kto może być klezmerem
Obiecałam jeszcze nawiązać do moich zeszłotygodniowych wrażeń krakowskich. Tekst napisany, pojutrze w kioskach, a ja się tu zajmę tytułowym pytaniem, do którego zainspirowały mnie warsztaty klezmerskie.
Prowadził je klarnecista Christian Dawid (przez w), Niemiec, wbrew nazwisku raczej bez korzeni żydowskich, ale zafascynowany muzyką klezmerską od dawna (jego pierwszy zespół nazywał się Klezgoyim 🙂 ), podobnie jak towarzysząca mu żona, Holenderka Sanne Moericke. Warsztaty były dla początkujących i dla zaawansowanych. Ja odwiedziłam te ostatnie. Uczestników było kilkunaścioro, dominowały skrzypce i klarnet. Christian najpierw uczył ich melodii – na ucho, stosując swoistą mnemotechnikę: próbując dedukować sens danej frazy (energiczne otwarcie, utwierdzenie, kontrast) i zastanawiać się wspólnie, co powinno teraz nastąpić, czy przejście do innej tonacji, a jeśli tak, to do jakiej. Bardzo to było skuteczne, wciąż sobie tę melodię nucę.
Potem powiedział: no to niech będzie jak na kursach mistrzowskich. Kto nam coś zagra? Zgłosił się młody chłopak, Polak, także klarnecista, i zagrał melodię klezmerską używając charakterystycznych sposobów grania. Było to tylko może trochę za szybkie i Christian spytał: czy grasz ten utwór do tańca, czy do słuchania? Do słuchania, właściwie tak dla siebie – odpowiedział chłopak. – Graj bardziej tajemniczo. Graj tak, jakbyś wymyślał tę muzykę w tej chwili – poradził mu Christian.
No i jak to jest? Niemiec uczy Polaka żydowskiej muzyki. To mi przypomniało, jak na początek cyklu odczytów o muzyce żydowskiej, jakie kiedyś wygłaszałam, zadałam pytanie: co to właściwie jest muzyka żydowska? Czy to muzyka pisana przez Żydów, czy na motywach żydowskich oparta? Czy oratorium Mendelssohna o świętym Pawle jest muzyką żydowską, a Uwertura na tematy żydowskie Prokofiewa – nie? To trochę problem wymyślony. Taki Ravel na przykład czuł muzykę hiszpańską jak nikt inny, a był pół-Francuzem, pół-Baskiem. (I on napisał parę pięknych Pieśni hebrajskich…)
W zeszłym roku gościł w Warszawie Giora Feidman, jeden z najwspanialszych klarnecistów żydowskich. Było z nim spotkanie – dość kameralne, dla muzyków. To nie tylko genialny muzyk, ale fantastyczny człowiek. Zaczął od pytania: kto jest klezmerem? Otóż klezmerem jest każdy z nas. Dlaczego? Wyraz ten pochodzi od dwóch słów hebrajskich: kle – narzędzie i zemer – muzyka. A że i my sami możemy wykonywać muzykę, choćby wyłącznie głosem, stajemy się w tym momencie narzędziem muzyki.
Opowiadał różne historie ze swego życia. Szczególnie zapadło mi w pamięć, jak grał w szpitalu w Izraelu dla chorych, a leżeli tam zarówno Żydzi, jak Arabowie. Giora podchodził chętnie do Arabów, którzy byli tam osamotnieni, bez odwiedzających rodzin. Grał bardzo różne rzeczy, ma wszechstronny repertuar. Raz spytał pewnego młodego Araba, co chciałby usłyszeć? „Zagraj mi tę samą piosenkę, którą grałeś wczoraj” – poprosił Arab. Od słowa do słowa, okazało się, że chodziło o wolną część Koncertu A-dur Mozarta – jeden z najpiękniejszych (według mnie przynajmniej 🙂 ) utworów. „I zrozumiałem, że to też jest piosenka” – spuentował Giora.
Tutaj można znaleźć trochę jego nagrań. Bardzo różne rzeczy – także przepiękny Piazzolla. W końcu Giora urodził się w Buenos Aires…
Komentarze
Ło mamo, patrzę i patrzę, dziwię się i nie widzę, ze nowy wpis. 😀
Chyba pora spać.
Zaraz poczytam.
Graj tak, jakbyś wymyślał tę muzykę w tej chwili.
Chciałabym grać na jakimś instrumencie i jeszcze tak właśnie.
Posłucham już jutro, bo zmęczonam.
Dobrej nocy. 🙂
Dodam jeszcze, że ten internet to fantastyczne urządzenie.
Cały świat w zasięgu ręki. Można wszystkiegio posłuchać, wszystko zobaczyć, znaleźć, pogadać, popracować…
Nie ma zachwyconej, rozmarzonej kufy, ja tak mam w tej chwili.
Idz spac, rozmarzony kotku. Dawno powinnas byc w lozku. Ja tez. Kot Mordechaj zglodnial cos, bo sobie przypomnial, ze jest kura w lodowce i domaga sie abym jeszcze zeszla do kuchni… A potem wylacze komputer.
W gwarze muzyków w okresie, kiedy ja wkraczałem w dojrzałość klezmerami nazywało się grających „do kotleta”, czyli w restauracjach „z dancingiem”.
Była w tym określeniu odrobina pobłażania i sporo uznania. „Stary klezmer” to już określenie pełne podziwu. Zazwyczaj zasługiwali na nie muzycy co nie z jednego pieca chleb jedli, których chodziło się słuchac i o których opowiadało się (nie zawsze prawdziwe) historie.
P.S.
Widziałem nawet szczęśliwych klezmerów…
Mt7
podaję link do sklepu gdzie można kupić igły i wkładki do gramofonów
http://www.studiopro.pl/shop.php?action=store,p200&next=31
Ja do swojego gramofonu unitry kupiłem wkładkę na Wolumenie . Jest taka buda z częściami na środku placu . cena wkładki 20 / 40 złotych. Trzeba zdjąć wkładkę z ramienia i pokazać . Możesz podać symbol do sklepu na Waliców . Zapytaj się czy ci nie zamontują samej igły.
No właśnie, zastanawiam się od jakiegoś czasu, co pierwej umrze, winyl czy CD 🙂
Heleno, uważaj, bo kota z kurą łatwo zamknąć w lodówce.. 🙂
Słucham. Aż mi się serce uśmiechnęło. 🙂
Poszukam dłuższych fragmentów.
Dla Hoko z blogu Torlina:
zeen 2007-05-21
Problem, który poruszasz, ma wielu miłośników muzyki. Opowiem, jak ja swoje problemy rozwiązuję. Zbiór czarnych płyt wciąż mam i od czasu do czasu ich słucham na gramofonie analogowym, mam jeszcze drobny zapas igieł do niego i wystarczy mi ich na pewno na wiele lat. Analogowe odtwarzanie muzyki oprócz uroczych rytuałów, ciągle jest najdoskonalszym źródłem dźwięku. Wynalazek CD skazał nas na rezygnację z części wrażeń muzycznych, bo co by nie powiedzieć, CD zawiera tylko część informacji o dźwięku a nie całość. Dźwięk analogowy w procesie przekształcania na postać cyfrową traci na jakości, wszak częstotliwość próbkowania (44100 kHz) to zapis tylko części informacji o dźwięku, nie całości. Przyjęty standard jest kompromisem jakości, ceny i kilku innych czynników ale najistotniejsze jest, że w tym przypadku postęp techniczny jest zubożeniem w stosunku do technologii starszej. Dla audiofilów wydawane są płyty SACD z częstotliwością próbkowania wielokrotnie większą, ale to wciąż tylko część dźwięku…. Mp3 to z kolei świetna technologia dla konsumentów i użytkowników PC, ale masakrująca dla dźwięku. Kompresja sygnału audio do np. 128 kbs pozwala na oszczędność miejsca (pamięci), dzięki temu możemy przesyłać łatwo dźwięk i przechowywać, ale o wrażeniach słuchowych raczej należy przy tym zapomnieć. Kolejny krok w rozwoju technologii, który jest kolejnym krokiem wstecz w jakości zapisu muzyki. Zły pieniądz wypiera pieniądz dobry, jeśli chodzi o zapis dla miłośników muzyki – wciąż sygnał analogowy jest najlepszy. Moja kolekcja CD liczy ok. 900 pozycji, z czego oryginały stanowią ca połowę, reszta jest kopią oryginału lub ściągnięta z sieci. Oczywiście staram się ściągać w miarę możliwości wave albo FLAC, czyli w systemach tzw. bezstratnych, ale nie wszystko jest w tej postaci osiągalne. W najgorszym razie ściągam mp3 od 384 kbs w górę. To dotyczy artystów jazzu czy rocka bo muzyka klasyczna na kompresji cierpii wielokrotnie bardziej i moim zdaniem nie nadaje się do kompresji. Są 2 powody, dla których korzystam z sieci: pierwszy to koszty – płyty, które mnie interesują są trudnodostępne i w związku z tym drogie; drugi to często brak możliwości zakupu pewnych płyt. Ciągle jesteśmy częścią świata, skąd nie chcą niektórzy nawet płatności kartą via internet, w grę wchodzi gotówka lub przedpłata i dłuuuugie oczekiwanie. Sądzę, że format CD jest granicą jakości, z której prędko ja nie zrezygnuję i w tej postaci przechowam muzykę. W miarę tanienia pamięci elektronicznej będzie można łatwo przechować spore zbiory, ale odtwarzać to już trzeba na odtwarzaczach audio a nie komputerach. Używam też odtwarzacza mp3 i w podróży lub na rowerze słucham. Próbowałem to zrobić z discmanem, ale niewygodny i zbyt wrażliwy na wstrząsy. Jeśli Ci zależy na jakości dźwięku to zapis wave jest nieprzekraczalną granicą. Mp3 jest dla pewnych gatunków i sytuacji dopuszczalne, ale nie jako format będący źródłem dla muzyki.
Zeen widzę ,że jesteś specjalistą od dzwięku. Tylko wytłumacz mi ile , jakie pasmo słyszy przeciętny Kowalski . Taki Kowalski który słuchał w młodości bardzo głośno muzyki w dyskotece , nosił na uszach słuchawki przez kilka godzin dziennie , który dojeżdża do pracy tramwajem…
Hm….
Niełatwo byc klezmerem.
Miś 2,
To ważne, jakie pasmo słyszymy, ale ważniejsze są alikwoty…
Technologia mp3 polega na wycinaniu dźwięków poniżej progu słyszalności, ale choć ich nie słychać, mają one wpływ na barwę dźwięku, który do nas dociera. Składowe harmoniczne są przecież powyżej wrażliwości naszego ucha (np. 33 kHz), takiego dźwięku nie usłyszymy, ale jak tej składowej zabraknie, to dźwięk ma już inną barwę. To złożony problem, dlatego zawsze trzeba osobiście „odsłuchać” sprzęt, na którym mamy zamiar odtwarzać muzykę.
Koniec wymądrzania.
Do Misia:
Potrzebuję wkładkę ST-44J do Sanyo.
Zgłaszają się tylko strony zagraniczne.
W Polsce jakiś człek na Allegro oferuje wkładkę, która pasuje do 100 różnych gramofonów.
Nie skorzystam.
Może ten Wolumen? Zobaczę.
P.S.
Tak się zastanawiam: tramwajem jeździłem, na dyskotekach robiłem za DJ-a a wcześniej grałem (gitara), od dłuższego czasu słucha przy pomocy słuchawek sporo…..
Nazywam się Przeciętny Kowalski – jak mnie rozgryzłeś?
zeen: w kwestiach technicznych ja się całkiem nieźle orientuję 🙂
Co do SACD to musze powiedzieć, że kibicowałem formatowi DVD-Audio. Ale zdaje się, że ta konkurencja systemów nie wyszła audiofilom za bardzo na dobre…
Walory winylu doceniam, jednak jako człowiek leniwy i praktyczny nie brałem tego nigdy poważnie pod uwagę (chociaż takie gramofonki w cenie dobrego samochodu robią na mnie wrażenie…). Za to bardzo lubię lampki 😀
Mp3 do słuchania muzyki na dobrym sprzęcie się nie nadaje i tyle, jednak dla sprzętu popularnego różnica miedzy tym a CD jest z reguły niezauważalna – najwięcej chyba zależy od tych słuchawek 😉
Zeen
Zadałem wredne pytanie i można dyskutować setki godzin o wyższośći jedej technologi nad drugą.
Mój bardzo bogaty kolega kupował sprzęt za który zapłacił z głośnikami około 50 tysięcy. Objechaliśmy kilkanaście firm i obsłuchaliśmy wiele zestawów z górnej półki . Trwało to kilka miesięcy. W końcu się zdecydował kupił postawił i słucha . Przez pierwsze tygodnie zaprosił prawie wszystkich znajomych. Jest tak dumny ze sprzętu , że rozmowa na temat brzmienia jego zestawu nie jest możliwa. Gra najlepiej na świecie.
Zazdrość mnie zżerała do bólu bo zawsze marzyłem o dobrym sprzęcie.
Dwa miesiące po tym jak kolega kupił sprzęt pojechałem na wieś do znajomego który przywozi poniemieckie skarby z wystawek . kupiłem po trzydzieści złotych 3 stylowe szafki biblioteczne z litego orzechowego drewna. Na sam koniec wlazłem do garażu przerobionego z chlewika dla świnek i dech mi zaparło dwie trójdrożne kolumny z basrefleksem z pięknego jesionowego drewna, świetnie wykonane z dobrymi głośnikami w niskotonowym przebita membrana. Pytam się ILE . chłop się drapie po głowie i mowi : 60 Za jedną ? No nie , za dwie 🙂
Dokupiłem dobre kable naprawiłem głośnik i mam Hi
Endowe głośniki . Grają super, Kolega się mocno zdziwił jak usłyszał 🙂
Zeenie:
jako Przeciętny Kowalski informuję, że najlpiej słyszę różnicę w jakości odtwarzacza/głośników/słuchawek; następnie zaś różnicę jakości mikrofonów, którymi dokonywano nagrania. Najsłabiej — różnie wynikające z technologii wydania płyty. Chyba, że chodzi o MP3… ale przecież MP3 nie jest formatem audiofilskim.
Hoko,
mp3 – jakość zależy od bitrate’u – to wiesz, oczywiście cały czas traktuję ten format „zastępczo”, CD jednak lepsze.
Miś 2,
To się nazywa mieć fart 🙂
Ja kompletowałem sprzęt second hand z Holandii. Tam mają dobre rzeczy ale jak im się trochę zestarzeją, to wymieniają na nowe, niekoniecznie lepsze! Tak trafiłem na rewelacyjny Sansui i kolumny Bose Edition II – grają oczywiście najlepiej na świecie 🙂
Oh, klarnet… Nie ma chyba instrumentu bardziej zblizonego do ludzkiego glosu, bardziej nadajacego sie do oddania nastroju i uczuc targajacych czlowiekiem. W moim dziecinstwie nie bylo muzykow tj. byli, ale nie na wyciagniecie reki. Byli za to „muzykanci” grywajacy na weselach i zabawach. Muzykant starszy wiekiem, doswiadczony, potrafiacy zagrac wszystko na zyczenie gosci zwany byl, z szacunkiem, klezmerem.
A propos gramofonow analogowych, to tez mam takowy w domu. Urzadzenie ponad 30-letnie, a jak pasek klinowy sie urwal, to bez problemu mozna bylo zamowic nowy! Kiedy w wiezy stereo odtwarzacz kasetowy (podwojny) oddal ducha, to okazalo sie, ze do 10-letnich urzadzen nie ma czesci zapasowych i mozna je tylko wyrzucic. Moje dziecko odkrylo niedawno urok plyt winylowych i znosi teraz do domu sterty longplayow od klasyki przez jazz do Brela i Dassina. Zgorszenie dzisiejszej mlodziezy budza tylko portrety wykonawcow z papierosem w ustach. To dzis nie jest cool.
PAK,
Jako przeciętny Kowalski ledwie słyszę różnicę między nagarniami dokonanymi po południu a późnowieczornymi, nie zawsze wychwycę różnicę między dniem słonecznym a pochmurnym, w którym dokonano nagrania…
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
zeen, a rozróżniasz czy inżynier dzwięku pił tego dnia kawę czy herbatę?
Niestety PAK ma rację. Większość płyt jest źle nagrana. Żaden format nie pomoże, jak się realizator nie spisze.
foma: no pewnie. Po kawie muzyka jest żywsza 😀
Hoko,
się wie 🙂
Ale najlepiej nagrania brzmią jak realizator jest w dżinsach marki Odra….
Teraz wiesz, dlaczego tak mało dobrze nagranych płyt.. 😉
To ja się przyznam, że mam dyskmena i słuchawki lepszej jakości niż wieża, dlatego nie cierpię aż tak bardzo przy mp3 (w miarę możliwiości o najwyższym bitrejcie). Wyższa jakość dźwięku jest u mnie na bardzo dalekim miejscu priorytetów, o wiele wiele pozycji za lodówką (może nawet taką z alikwotami poza granicą słyszalności, ale nieskondenoswanymi…). I na półeczkami, na których pomieści się kilkukrotność metrów bieżących CD jakości, i do których nie dobierze mi się maluch. Może jednak, jak wygrzebie dzinsy odra to usłyszę cos więcej nawet z kiepskiego pudła?
Czemu wszyscy na Zeena? Skąd wiecie, że jest piękny?
Ale fajnie rozmawiacie chłopcy … 🙂 ….
A u mnie pod sklepem dzis wielka zmiana. Dwie marimby zasuwaja wesole kawalki, zadnej „palomy” nie slychac. Pytam chlopakow: „where from?” – „From Poland!”
Chce jeszcze dla porzadku dorzucic,ze perfekcje w swoich kompozycjach mial Ravel po tacie-szwajcarskim inzynierze.Piekno adagia z koncertu A-dur docenili takze tworcy filmow „Pozegnania z Afryka” i „Zielonej karty”
Passpartout, chłopaki na marimbach from Poland? 😀
http://pl.youtube.com/watch?v=qhXCRnkYZNg
Hej, Chinczyki trzymaja sie mocno! Dzieki mt7, z takiego wykonania ucieszylby sie sam Chaczaturian. Malkontent powie, no tak, oni moga wybrac z miliarda 🙂 Ci, spod sklepu, nabawiliby sie kompleksow…
To Japończycy… 😆
mt7,
Widzisz jaki jestem piękny?
🙂
http://foto.korba.pl/2875,5,u,3301,fotokatalog.html
Przepraszam Cię Zeenie puddingowy, ale nic nie widzę.
Ten adres przekracza moją inteligencję.
Godzinę otwiera się album z setkami zdjęć.
Wskaż konkretne zdjęcie, bo nie wiem, o co chodzi. 🙁
Nie wiem dlaczego, nie mam wprawy, a to?
http://foto.korba.pl/16496,2875,5,u,3301,fotozdjecie.html
podejrzewam, że chodzi o to łaciate stworzonko, ale nie chce się otworzyć… 🙁
Zeenie, zdjęcie musi być dostępne publicznie, żeby się otwierało. Przepraszam, głupia ta galeria jest.
Proponuję Ci na przyszłość galerię w Googlu:
https://www.google.com/accounts/ServiceLogin?hl=pl&continue=http%3A%2F%2Fpicasaweb.google.co.uk%2Flh%2Flogin%3Fcontinue%3Dhttp%253A%252F%252Fpicasaweb.google.co.uk%252F&service=lh2&passive=true
Wystarczy się tylko zalogować i ściągać zdjęcia z komputra.
Pozdrówko. 🙂
Nie muszisz mież konta e-mailowego w Googlu.
Podaj aktualne.
To już dobranoc.
Japonczycy? Indeed. No to ze 128 milionow 🙂
Pozdrawiam cały blog i żegnam na kilka dni. Miłego urlopu życzę Gospodyni.
http://www.kazimierzdolny.pl/?more=751 w Kazimierzu właśnie rozpoczął się festiwal klezmerski. To jak, kto przyjeżdża? 🙂
Wracając do tytułowego pytania, poniekąd odpowiedział na nie Piotrowi Iwickiemu David Krakauer:
PI: A jak mają się polscy klezmerzy?
DK: Ja bym powiedział inaczej. To są artyści grający muzykę klezmerską, wybitni wirtuozi z tak ważną w tej muzyce duszą. Jednak być klezmerem, to trochę jak filozofia, do tego się dorasta. Trzeba przebyć długą drogę, bardzo dużo grać, mieć otwarty umysł, nosić w sobie sprawiedliwego ducha i wiarę.
—
Bywają i bardziej ortodoksyjne podejścia do tematu 😛
Jeszcze parę letnich festiwali o zbliżonej tematyce:
22 lipca-5 sierpnia, Sopot – Międzynarodowe Spotkania z Kulturą Żydowską
9-11 sierpnia, Poznań – Tzadik Poznań Festival
2-9 września, Warszawa – Warszawa Singera (wcześniej jeszcze parę koncertów organizowanych przez Muzeum Historii Żydów Polskich z udziałem młodych polskich jazzmanów)
Ja polecam zwłaszcza ten poznański 🙂
Dziś The Independence Day, więc będzie wpis amerykański. Ale za czas jakiś.
Zeenowi macham ręką na pożegnanie, życząc atrakcyjnego urlopu i wszystkim, zresztą, którzy się nań udają.
Pozostałym razem ze mną dobrego dnia. 🙂
Chyba mi się udało. To jest zdjęcie Zeena:
http://foto.korba.pl/16494,2875,0,p,3301,fotozdjecie.html#zdj
jedno poprzednie i następnych kilka.
Ślicznyś Koteczku, teraz wiem, czemu wszyscy na Ciebie. 😀
To ja dorzucę koncert: David Krakauer & Klezmer Madness! w Katowicach w najbliższą niedzielę o 21. w ramach Letniego Ogrodu Teatralnego
Pani Doroto, przeczytałem już pierwszy z Pani artykułów („Ucho w pieluchach”) i mam nieodparte wrażenie, że blogowisko miało tutaj spory inspirujący wpływ 🙂 A i mały Mikołaj jakby przyłożył swoją cegiełkę 🙂
Już poważniej, wspomniała Pani o kursach muzycznych dla małych dzieci na Śląsku. W ramach prywaty mogę prosić o jakieś dalsze informacje do wykorzystania na przyszłość?
Drogi foma, poniekąd było odwrotnie, ja ładowałam do blogu trochę materiałów z artykułu – smutna prawda jest taka, że ten tekst przeleżał się ponad miesiąc, bo szykowałam go na Dzień Dziecka. 🙁 Tematem poniekąd zajmuję się od dawna i współpracuję z wymienioną w tekście fundacją oraz grupą ekspertów – mamy się wspólnie zastanawiać nad tzw. standardami, tj. jaką wiedzę muzyczną winien mieć każdy obywatel (i jak mu ją zapewnić). W sprawy edukacji muzycznej włączyłam się od czasu raportu, który był dość pamiętny: http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3332894
A szkoła Suzuki w Tychach ma stronkę: http://www.szkolasuzuki.pl/
Ha! Wiedziałam, że z tym zdjęciem to chodzi o tego stwora, co to go wirtualnie drapałam za uchem – wreszcie wiem, jak to uszko wygląda 😀 Piękny zwierz.
EmTeSiódemecko – jak się okazuje, nic w przyrodzie nie ginie! Właśnie dostałam poprzednią przesyłkę, tę zaadresowaną na skrytkę 😆 Z przyjemnością oddam ją mojej Rodzinie. Dzięki raz jeszcze!
Zatem okazuje się, że byliśmy karmieni przeleżałym materiałem 😉 Oj, Pani Doroto, ma Pani szczęście, że wredny zeen wyjechał bo nazwałby to we właściwy sposób 🙂 Ale koncyliacyjnie spojrzę na sprawę blogu jako pokaz przedpremierowy… Choć może nasz żywy odbiór przekonał wysokie kierownictwo, że warto ruszyć temat?
Swoją drogą ciężko ma Pani z kierownictwem, napisze Pani coś – na półkę, nie napisze Pani – już czekają z gotowym miejscem w najbliższym numerze (vide akordeon w nocy letniej) 🙂
Dziękuję za szkołę w Tychach, skoro przyjmują 2-latków mam jeszcze trochę czasu do przekonania żony, choć nigdy nie myślałem o skrzypcach jako instrumencie dla moich dzieci. Jakoś mi bliżej do wiolonczeli i trąbki, ale opis na stronie trochę mnie przekonał, a i skrzypce łatwiej zapakować do plecaka niż gitarę…
A czy mogłaby Pani wskazać dostępne miejsce w sieci, gdzie znaleźć można coś więcej o pomysłach prof. Edwina Gordona?
Tu o profesorze http://www.giml.org/gordon.html – jest też link na ciekawy wywiad. W Polsce jest Towarzystwo Gordonowskie, w różnych miastach są filie, centrum jest w Bydgoszczy. Miał stronkę http://www.gordonki.prv.pl, ale coś się nie otwiera, może ją zmieniają. Znalazłam taki artykuł:
http://www.fundacjakreatywnejedukacji.org/index.php?option=com_content&task=view&id=11&Itemid=6
Moje kierownictwo było i jest przekonane, że warto ruszać ten temat, ale tak czasem bywa, że coś się nie mieści i potem spada, spada, spada… i bywa tak, że się przez ten czas dezaktualizuje 🙁
A ja też robiłam wywiad z Profesorem – nie poszedł. Bo „nazwisko nieznane” 🙁
foma,
Zaletą skrzypiec ( w odróżnieniu od wiolonczeli i trąbki ) jest między innymi to, że istnieją w rozmiarach dla bardzo małych nawet dzieci. Czyli można zacząć wcześniej. Tym większe szanse na zostanie klezmerem…..
Oczywiście wiem, że kilkuletnie dziecko nie nadaje się do trąbki; nie te płuca, nie ten dech. Ale chcialoby się mieć w domu drugiego Milesa 🙂 Dobra, zaczynam namawiać żonę…
Pani Doroto, drodzy Blogowicze!Czy sa organizowane w naszym kraju(jesli tak to gdzie i kiedy) warsztaty muzyczne dla milosnikow muzyki,ktorzy nie graja na zadnym instrumencie, nie maja zasadniczo zadnego wyksztalcenia muzycznego ale chcieliby wiedziec cos wiecej o tym czego sluchaja?
No a jo, Poni Dorotecko, od rozu zacąłek w tym linku od Poni sukać, cy pon
Feidman cegoś z Dzikiego Zachodu nie zagroł. No i … prawie zagroł!
Prawie 🙂 „Nobody knows the trouble I have seen”! Kompozytor, hyrny pon
Burleigh, piknie w swojej twórcości nawiązywoł do piosnek murzyńskik
robotników na plantacjak bawełny (owo „Nobody knows …” jest tego piknym przykładem). Hamerykańskie planatacje bawełny to wprowdzie jesce nie Dziki Zachód, ale juz na telo blisko, ze kieby ftoś sie uporł, to i na piechote by doseł.
Ino kie włącyłek se juz to „Nobody knows …”, kie zacąłek rozsmakowywać
sie piknom grom, to nagle – o, krucafuks! – ciach i sie skońcyło! Okazało
sie, ze ino pierwsyk kilka sekund mozno tamok odsłuchać. Pozostoł apetyt
… Jak tak mozno! Przecie twórca takiej strony internetowej powinien
wiedzieć, ze jakiś bidny owcarek moze tamok zajrzeć i zapragnąc cegoś
posłuchać! Poskarze sie do jakiegoś międzynarodowego towarzystwa opieki nad śtyronogami.
Ha! Widze, ze jest jakisi nowy wpis o kantry! No to lece juz cytać 🙂
Klezmer, to brzmi dumnie! Faktycznie nazwę tę wymyślili Zydzi przed drugą wojną światową. Określała ona muzyka wszechstronnego tzn. takiego, który potrafił wiele zagrać i w każdej orkiestrze się znaleźć. Tak więc klezmerzy grali i w restauracjach i w operze, czy filharmonii na tzw. „mypomóżkach”. Klezmer był gotowy do zagrania wszędzie i wszystkiego. Musiał biegle czytać nuty ale najważniejszą umiejętnością klezmera było granie „z głowy” oraz umiejętność improwizacji.
Drugą, nie mniej ważną cechą klezmera było samo podejście do muzyki. Nie był dla niego ważny rodzaj wykonywanej muzyki, a muzyka jako taka, dlatego dla mnie większość tzw. jazzmanów nie jest klezmerami, a to z powodu pogardy dla muzyków rozrywkowych. Wynika to po prostu z nikłych predyspozycji do prawidłowego zagrania tanga, czy walca.
Po wojnie nazwa klezmer nabrała pogardliwego znaczenia i określało się nią podrzędnego muzyka knajpowego. To już jest duże nieporozumienie. Od kilku lat miano klezmera przywłaszczyli sobie muzycy grający muzykę żydowską. Nic błędniejszego! Aby na to miano zasłużyć, nie wystarczy zagrać na klarnecie (czy innym instrumencie) melodyjkę stylizowaną na muzyce żydowskiej, a trzeba posiadać znacznie więcej umiejętności. Czas więc na zmianę podejścia do tego słowa, do czego nawołuje jeszcze czynny lecz już nieco starszy –
Warszawski Klezmer
Olo – witam. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że to znaczenie dotyczące muzyka wszechstronnego jest już znaczeniem wtórnym, przenośnym. Pierwotnym jest właśnie muzyk z kapeli żydowskiej. Pozdrawiam. A gdzie Warszawski Klezmer grywa? 🙂