Elektra z klasą
Dawno nie oglądaliśmy na naszej stołecznej scenie narodowej premiery, która byłaby i atrakcyjna estetycznie, i sensowna inscenizacyjnie, i znakomita muzycznie. Publiczność niestety nie dopisała w takim stopniu jak zwykle na tutejszych premierach (wspominała już tu o tym gamzatti) – reklama na mieście była mało widoczna, plakat zresztą niezauważalny, nie robiło się takiego hałasu wokół tej premiery, jak choćby wokół Traviaty. Ponadto muzyka Richarda Straussa, mało tu znana, uchodzi za trudną. No i akurat w Elektrze rzeczywiście łatwa nie jest, o wiele trudniejsza niż w rozkosznym Kawalerze, zmysłowej Ariadnie, a nawet w także dzikiej i mocnej Salome. Prawie dwie godziny bez przerwy, niezwykle gęste od emocji, i to negatywnych, skomplikowane harmonicznie, drapieżne. Obraz sytuacji bez wyjścia: koło zbrodni musi się zamknąć. Nie wiem tylko, czemu reżyser Willy Decker kazał temu kołu obrócić się raz jeszcze – w samej poincie przedstawienia (nie napiszę teraz, w czym rzecz, bo niektórzy z Was się przecież jeszcze na to wybierają).
Centralną postacią, wokół której wszystko się ogniskuje, jest tytułowa Elektra, chora z nienawiści, owładnięta obsesją. Już sposób jej pojawienia się w tym spektaklu mówi wszystko: blada postać ze zmierzwionym włosem, z toporkiem w ręku – tym, którym niegdyś zabito jej ojca Agamemnona, a teraz miałby zabić wiarołomną matkę – Klitajmestrę. Całość rozgrywa się we wnętrzu zarazem neutralnym i budzącym grozę, bez żadnych sprzętów, o zaplamionych (także krwawymi plamami) ścianach, z wielkimi schodami po lewej. Rolę Elektry wykonywała Jeanne-Michele Charbonnet – i tu, zabawne, powtórzyła się sytuacja z berlińskiego Tristana: przed samym spektaklem zapowiedziano, że artystka jest przeziębiona, ale nie chce zawieść widzów, więc wystąpi. Ponoć rzeczywiście właśnie wychodziła z przeziębienia, no i coś z tego było słychać, nie zawsze brzmiała pięknie (choć czasem tak), ale za to była bardzo przekonująca aktorsko. Jej siostrę, lękliwą Chryzotemis, grała Danielle Halbwachs, obdarzona ładnym sopranem. Orestes, Mark Schnaible, nie był jakoś przesadnie przekonujący. Ale oczywiście klasą dla siebie była Klitajmestra – Ewa Podleś. Mocna, władcza, a przy tym udręczona wyrzutami sumienia. Jej śpiew w niskim rejestrze zwłaszcza przyprawia o gęsią skórkę. Jest fantastycznie skupiona na treści i tym bardziej w tej roli przekonująca. Inne role są epizodyczne. Tadeusz Kozłowski poprowadził spektakl z dużym wyczuciem i zrozumieniem.
Czy to był „przyjemny wieczór”, na jaki ma nadzieję mt7? No nie, za dużo tu napięcia, żeby wieczór był przyjemny, ale wstrząsający, przejmujący – tak.
Komentarze
A ja będę nalegał, by napisała Pani o tej pointcie, miałem przyjemność spektakl ten oglądać i szczerze mówiąc zupełnie mnie zaskoczyło takie rozwiązanie sprawy i jest dla mnie niezrozumiały. Można ostrzec, że wystąpi tzw. spoiler, jak ktoś nie będzie chciał nie przeczyta.
JaCzasamiStosujęTakąMetodęWtedyJakKtośChcęPrzeczytaAJakKtośNieChceToSamoSieTakŁatwoNiePrzeczyta 🙂
No nie, takiej metody to nie zastosuję, bo jak to wygląda 😉
A poza tym człek jest ciekawy z natury i nie wierzę w „jak ktoś nie będzie chciał, nie przeczyta” – oczko samo leci 😆
Ale jak będziecie nalegać…
Na razie dobranoc!
Przyjemność miała polegać na obcowaniu z dobrą sztuką. 🙂
Dobranoc!
Pobutka.
PS.
Może dzięki linkowanej realizacji, którą miałem przyjemność oglądać, ale jednak dla mnie Electra jest operą bliższą niż Kawaler srebrnej róży, Ariadna z Naxos, czy Salome… Cóż, chyba bywa 😉
„Publiczność niestety nie dopisała w takim stopniu jak zwykle na tutejszych premierach (wspominała już tu o tym gamzatti) – reklama na mieście była mało widoczna, plakat zresztą niezauważalny, nie robiło się takiego hałasu wokół tej premiery, jak choćby wokół Traviaty.” —
— to chyba nie to, ponad trzy tygodnie temu w kasie TW udało mi się kupić bilety na 31 marca, premierowych podobno już dawno nie było. Może „aligancka publiczność” dowiedziała się na czas, że to nie Johann Strauss i zrobiła unik poświęcając zaproszenia/bilety? 😉
Spoiler poproszę więc na prima aprilis 😉
Wychodzi na to, że kompletne recenzje można pisać dopiero, jak rzecz schodzi ze sceny… 🙄
No więc właśnie. Tyle, że recenzja nie powinna zdradzać kluczowych treści. W operze mamy łatwiej, bo wszystko jest już znane, a jak ktoś nie zna, to zazwyczaj czyta streszczenie przed obejrzeniem. Tylko jak reżyser zastosuje jakiś myk. Wtedy to już może być niespodzianka, której zbyt wczesne wyjawienie niszczy element zaskoczenia. Chyba jest taka wtyczka do WordPressa „spoiler”. I wtedy w komentarzu się pojawia taki przycisk, co się Spoiler nazywa, jak się ten przycisk kliknie – to zobaczy się treść, a jak nie, to nie ;]
E tam, żarty. Przecież i bez pisania wiadomo, co się MUSI zdarzyć: powróci BASEN cum corpore delicti, bez BASENU obyć się nie ma prawa 😀
„— to chyba nie to, ponad trzy tygodnie temu w kasie TW udało mi się kupić bilety na 31 marca, premierowych podobno już dawno nie było. Może “aligancka publiczność” dowiedziała się na czas, że to nie Johann Strauss i zrobiła unik poświęcając zaproszenia/bilety?”
Ja kupowałam bilety na premierę 6 marca i było jeszcze trochę miejsc, bez problemu dostałam 3 w środku na moim ulubionym III balkonie :] Jeśli chodzi o premierową publiczność, to puste były zwłaszcza te „głębsze” loże II balkonu… Przyznam, że też mnie to zdziwiło
Spektakl był absolutnie niesamowity, zwłaszcza panie Podleś i Halbwachs. Słychać było trochę „przeziębienie” pani Charbonnet, zwłaszcza w pierwszym monologu, ale im dalej, tym piękniej śpiewala,
Dzień dobry. Witam Elsę_93. Na parterze też były wolne miejsca, i to niemało. Ja też zresztą się przyczyniłam, bo rodzina nie wiedząc, czy mogę kogoś zabrać, sama się już wcześniej zaopatrzyła na później, ja w ostatniej chwili nie znalazłam chętnego na mój drugi bilet, a i też nie usiadłam na swoim, tylko towarzysko koło kolegów z redakcji, bo p. Janina Paradowska też tym razem nikogo nie zabrała 😉
Nie, octavianie, nie wykopują w finale basenu 😆
PAK-u, mnie każda z tych oper jest po prostu bliska inaczej…
A tu jest Ewa Podleś (tylko dźwięk):
http://www.youtube.com/watch?v=gqZ8zqJTq0Q&feature=related
Moja rodzicielka kupiła wejściówkę z miejsem (bilet za 40 zł) 4 dni przed premierą, zupełnie bez problemu. Albo rezerwacje nie zostały wykupione (ale w takim razie czemu niektórzy mają lepiej i nie sa zobowiazani wykupywać rezerwacji na 2 tygodnie przed spektaklem?) albo nie udało się rozdać puli przeznaczonej na zaproszenia – celebytów było jak na lekarstwo -pewnie przestraszyli sie Straussa? W każdym razie i tak sporo biletów musiało być rozdane bo tydzień temu było wolnych (wg internetu) jeszcze ponad 100 miejsc, potem już tylko ok. 30. Niemniej wolne miejsca swieciły równiez na parterze, mimo ze „wejściówkowicze” dzielnie zajęli co najlepsze – ok. 20-tu.
Czyżby moje zdjęcie wisiało w kasie pod nagłówkiem „Tych klientów nie obsługujemy”??? Może powinienem przytępić ozór (pióro, czy raczej paluchy na klawiaturze) pisząc o inscenizacjach w TW? 😉
Octavianie,
wystarczy kliknąć na tych stronach :http://www.teatrwielki.pl/bilety/kup_bilety_online.html
na bilet przy Elektrze, żeby zobaczyć ile wolnych miejsc jest do dyspozycji.
Zaglądałam kilkakrotnie na premierę i zawsze było bardzo dużo wolnych miejsc.
Bywa też czasami, że wolne miejsca pokazują się dosyć późno, ale akurat w przypadku tego przedstawienia tak nie było.
Poprawiam:
http://www.teatrwielki.pl/bilety/kup_bilety_online.html
Ba, kiedym się do kupna przymierzał nie było tam ani jednego („wybierz inny termin”), podobnie we wszystkich internetowych bileteriach. Zadzwoniłem i powiedziano mi, że są bilety tylko na 31 marca. Nieważne, nie zależy mi na premierze, zwłaszcza że to nie premiera właściwie, mają to ograne i między premierą a czwartym spektaklem nie spodziewam się różnicy.
Próbowali ten spektakl dwa tygodnie, ale bardzo intensywnie.
W rozmowie o Elektrze nie będę brał udziału, bo spotkanie z nią wspominam bardzo niemiło. 👿
Ale przynajmniej od tamtego czasu już nie próbuję przegryzać kabli… 🙄
Najlepsze są doświadczenia na własnych zębach. 😆
Byle Elektra nie poraziła… 😆
Wrzucam na żer pierwsze zdjęcia. Cdn, jak będzie czas 🙂
Dzis idę na Mahlera. VII Symfonia, Deutsches Symphonie Orchester, dyryguje Ingo Metzmacher.
Żer został połknięty, była to bardzo smaczna zupa. Czekam teraz na drugie danie i deser – nie muszą być te dania od razu, widzę, że warte są czekania.
Dziś o czasie pobutki obejrzałem na DVD Elektrę Straussa, aby być w temacie. Było to przedstawienie z MET z Birgit Nilsson, w głownej partii. Jak piszą w książeczce Nilsson miała już 63 lata i zakończyła karierę – ale namówiona dała „nieodwołalnie ostatni” występ. Z czasem najlepiej poradziła sobie uroda: śpiewaczka prezentowala sie naprawdę wspaniale. Owszem, widać było te lata – ale wciąż byla to piękna kobieta i niesamowita. Aktorstwo – też świetne. Głos nie utracił potęgi brzmienia – ale parę razy dało się słyszeć nieładne vibrato. W końcu jednak artystka wygrała walkę i dała z siebie wszystko co jeszcze miała, a było tego sporo. Opera jest niesamowita, dreszcze na plecach zapewnione. Ach, jaka wspaniala musi być Ewa Podleś jako Klitajmnestra.
Kierowniczko, ten spektakl mielili juz od lutego, a na probie generalnej jeszcze troche zgrzytalo 😉
Faktycznie od tej Elektry Podleś ciary po plecach idą,nawet w komputerze!
Moi mili, obrabiam dalej zdjęcia, a jest ich dużo, więc się mało odzywam 🙂 Byłam na tym Mahlerze, ogólnie dobrze zagrany, choć początek był jakiś zimny. Ja mam w ogóle kłopot z tą symfonią, nie do końca wiem, co artysta chciał przez to powiedzieć… Ale było warto. Choć już czułam się zmęczona wracając do domu i nawet chwilę zamarzyłam o parodniowym urlopie od muzyki 😯
Osobę, która się tu dziś pod wieczór wpisała, przepraszam, ale z rozpędu kasując kilka spamów skasowałam i ten komentarz, już w momencie naciśnięcia klawisza widząc, że to już nie spam 🙁 Tak więc proszę o ewentualne powtórzenie 🙂
Reszta zdjęć – wypasione Berlin Mitte, opery, galerie oraz starsza i nowsza współczesna architektura.
Pobutka!
PS.
To Pani Kierowniczka też ma, jak zwykły śmiertelnik, problemy z VII Mahlera 😯
PS.2.
Wiem, trochę to perwersyjne by tak nocna Symfonia była wiosenną pobutką, ale trudno. Przynajmniej można wirtualnie pozazdrościć 😉
witam !!!
Pani Kierowniczko,zdjecia ogladniete!-to ile kilometrow w nogach?
piekna reklama berlina 🙂
berlin czeka na Was 😀 przybywajcie
Odpoczynek od muzyki jest wskazany! Naprawdę.
Zawsze staram się na wakacjach nie słuchać niczego (nie zawsze jest to możliwe, w dobie wszechobecnego zgiełku, ale można próbować).
Tez byłam na Mahlerze, na jakichś śmiesznych miejscach na samej górze, i bardzo mi się podobało (finał piękny) – ale przyznam, że jestem zawiedziona, jeśli chodzi o noc, bo akurat nocnej atmosfery tam nie znalazłam Oo (To całe podzwanianie kojarzyło mi się – nie wiem, dlaczego – ze Śpiewakami Norymberskimi)
Pani Waltraud ciągle wygląda bardzo pięknie. Cieszę się, że opera przeniosła sie właśnie do Schiller Theater, ten budynek wydawał mi się przejmująco smutny mimo ładnej architektury i świetnej lokalizacji (swoją drogą, całkiem blisko Deutsche Oper…)
Ona się jeszcze nie przeniosła. Przenosi się od października.
Uwaga, uwaga – ogłoszenie!
Okazuje się, że nikt z rodziny nie może tym razem ze mną jechać na Misteria Paschalia. W związku z tym dysponuję po jednym bilecie od środy do niedzieli włącznie. Jakby się nikt nie zgłosił, dam znać Biuru Festiwalowego i mam nadzieję, że się nie zmarnuje. Ale blogowicze mają pierwszeństwo 😉
Uuu, jaka szkoda, że ja nie mogę z Panią Kierowniczką jechać na te Misteria. 😥 Z różnych względów, nie tylko muzycznych. 😉
Ale na popaschalne hycnięcie bardzo liczę. 🙂
O, ja też! 😀
Oooo, duża okazja, pewnie rzucą się chęciowi. 🙂
A jakoś się na razie nie rzucają…
Zobaczymy, co dalej 😉
Przyznam, że mi niedyspozycje Elektry zbyt często wpadały w ucho. I zbyt często słyszałem zbyt duży wysiłek przy zbyt mało ciekawym efekcie – wokalnie mi brakowało czegoś w tej kreacji, która jest w sumie podstawą tej opery – ale nie spieram się z Pani oceną występu Charbonnet 🙂 Co do reszty, wokalnie moim zdaniem było świetnie, Halbwachs była wspaniała, a Podleś – zgadzam się z Pania – genialna. Trochę zaniepokoiła mnie zbytnia karykaturalność jej postaci (zwłaszcza w pierwszej scenie z jej udziałem) – ale to też może być moje odosobnione zdanie. Inscenizacja zrobiła na mnie ogromne wrażenie, monumentalna, ze świetnie przemyślaną grą świateł (i cieni!) choć w toku przedstawienia pewne rozwiązania były trochę monotonne. Zbyt często jak na mój gust bohaterowie aby „pokazać co reżyser ma na myśli” biegli przez pół sceny tylko po to żeby z zaciśniętymi pięściami stać przez dłuższą chwilę pod ścianą (mniej więcej w tym samym miejscu sceny). Ale może znów wybrzydzam bo generalnie to bardzo dobre przedstawienie:)
BTW czy Panią też zachwycił wczorajszy Mahler?
Bartku – wspomniałam o tym wczoraj o 23:42. Ściślej: im dalej, tym było lepiej, i jestem w stanie zrozumieć entuzjazm po zakończeniu utworu 🙂
Co do Elektry, to widzę, że się z grubsza zgadzamy. Karykaturalność postaci granej przez Podleś była z pewnością zamierzona. Dla niej to zresztą było strasznie trudne, a próby tak wyczerpujące, że po próbie w poprzednią niedzielę musiała odpocząć parę dni. Ruch na scenie mi nie przeszkadzał, dobrze, że nie było całkiem statycznie, zwłaszcza że dekor był statyczny i monumentalny.
Przepraszam – nie zauważyłem tego komentarza :)))
Cisza na morzu…
To mam robić jakiś wpis? Eee… to nie zrobię 😉
Pani Kierowniczko, to zawsze tak, jak Gospodarz wychodzi i nie wiadomo, kiedy wróci. 😉
Ale czekając na wiatr w żagle zawsze można poszczekać gdzie indziej, co wiem ze swojego bogatego, szczeniaczego doświadczenia. 😀
I słusznie.Bo księżyc już wzeszedł,psy się uśpiły…
Dzięki za interesującą działkę architektoniczną na blogu muzycznym.Zawsze twierdziłam,że to bardzo bliskie pokrewieństwo.Foty są mniam,mniam…
Bardzo żałuję,że nie mogę się załapać na Paschalia,ale będę wtedy zaliczać El Greca w Brukseli,co uważam za tyż pikne.
No i łajza.Wcale się nie uśpiły!!!
„Upiły” byłoby nieco adekwatniejsze. A wszystko przez to, że chciałem się szybko dorobić i postanowiłem otworzyć budkę z winem. 😀
No szkoda, łabądku, wreszcie miałybyśmy w miarę blisko, żeby się spotkać 😉 Ale El Greco w Brukseli – też nie miałabym nic przeciwko 🙂
Otworzyć dla klientów czy otworzyć dla siebie na tzw.włam?
Ależ dla klientów, dla klientów!
A co przy tym sam skorzystam, to moje. 😉
Tylko mi niedobór proletariackich walorów w stosunku do budki z piwem zarzucano. 🙁 Tak jakby określone marki wina nie mogły być wystarczająco proletariackie. 👿
PK w Krakowie często,to się w końcu zjedziemy.A Łańcut i Krosno oraz cóś koło Krosna też czekają.W poniedziałek będę 3 godziny zakwitać na Okęciu,ale to za mało,żeby pójść w Warszawę niestety…
No szkoda.
Co do Łańcuta to nawet ostatnio dzwonili. Ale ja pewnie nie dam rady. Zatkało mnie, jak usłyszałam, że na inaugurację jest Boguś – reaktywacja 😯 No, ale mam na tę datę pełne alibi 😆
W Krośnie do niedawna funkcjonowała wytwórnia nie płytowa niestety,o wdzięcznej ksywce „Paciara”.To co produkowała,było proletariackie do bólu
/głowy/.I komu to przeszkadzało???
Łańcut trwa tydzień.Żaden sąd nie uwzględni tak długiego alibi.Never!!!
Czy spacerek langsam w Galerii Rzeżb,w którym obiecywałyśmy straszyć to pies?O pardon!!
Straszyć to będziemy, jak już zostaniemy Białymi Damami 😆
A w ogóle co to za Łańcut, jak nawet Henryczek Canovy pojechał właśnie na jakąś wystawę?
Znowu?Bez to,że teraz bez paszportu. Ale tak na Petersburg i Barbarę?
A w celu zostania białą damą wystarczy pojechać na Kubę,
Pardon może zostać przyjęty pod warunkiem, że ja też sobie będę mógł postraszyć. I to jako Czarny Pies, nie Biała Dama! 😆
Biała Dama z Czarnym Psem – ależ by się fajnie straszyło… 😀
W Łańcucie występuje jeszcze jeździec bez głowy.Nawet jak go dopadną z alkomatem,nie nadmucha…Czarny Pies do kompletu całkiem,całkiem..Może Szanowna Dyrekcja zamku ma jeszcze wolne etaty?
Oj,bo się nam blog ze szczętem zgieżli…
ZGIEŻLI
Cholera,ZGIEŹLI!!!
O co chodzi? Takie giezło
to jest sprawa całkiem niezło,
zwłaszcza jak w tej białej szmacie
się przechadza na etacie!
A do tego z Czarnym Psem
Który się nie zlewa z tłem!
Z tłem być może bardzo miło,
byle tylko się nie tliło…
Żebyśmy się nie zjarali:
W starym piecu diabeł pali…
A jak tło się mocno zatli
Spacer będzie to ostatni!
Kto to widział, gdzie i jak,
Żeby ducha trafił szlag? 😯
Jak najbardziej może trafić,
w pierwszej lepszej… hmm… parafii 🙄
Tu mi zwisa smutno dziób,
Z ducha będzie zimny /?/ trup???
I gdzie wtedy pójdzie duch,
Kiedy szlag go trafi w brzuch?
Zimny trup? Ty Boga się bój!
Ciepły trup to nowy przebój!
To wyglądać musi nieźle,
Zgrillowany facet w gieźle…
Brzucho trupa bez znaczenia
(Wiech by rzekł tu „żegnaj Gienia”),
bo duch każdy, daję głowę,
ma walory… te… duchowe!
Łabądku, przy grillowanym facecie w gieźle dopadła mnie rechotliwa słabość. 😆
Co nie znaczy, że za chwilę nie bądę zdolny do kontynuacji. 😉
Zwłaszcza kiedy jest rozmowny
I wygląda jak Duchovny
Cóż, od ducha nikt nie żąda,
by wyglądał jak Gioconda,
ale nieraz mu się przyda,
gdy posturę ma Davida. 😉
O, Duchovny ma walory,
Kto nie widzi – ten jest chory!
Mógłby straszyć po Łańcucie
Jako blondyn w czarnym bucie…
Precz od Duchovnego łapy, jeśli łaska,
nikt tak po głowinie dziecka nie pogłaska… 👿
Ej,Bobiku powiedz,czyż nie
Myślał raczej o głowiźnie?
CZYŹ!!!
Czyś? 😉
CZYŚ!W ta pora mózg działa opornie.
Czyźnąć to duchowi fraszka,
kiedy myśli o igraszkach… 🙄
Widzę, plączą się już słowa,
A pościółka już gotowa,
Więc niech dalej straszą duchy,
A ja idę do poduchy.
Co nie znaczy, drogie dziatki,
Byście miały skończyć gadki…
Dobranoc! 😀
Taki to duchovny blues,
Giezło padło mi na mózg
Kro pamięta lepiej, która lepsza nić:
czy się nocą gieźlić, czy też może gzić? 😉
Też mi padło. KTO!
Komu gadki,temu gatki
Ja tez zwijam już manatki,
Znikam jak pędzący zając,
Z lekka giezłem powiewając…
Bo poezja od niechcenia
Skręca chyłkiem w stronę gżenia…
Dobranoc!!!
Dalej zaś, w oparach snu,
z gżenia pewnie wyjdzie gnu…
lecz to było już, psia mać,
więc ja również pójdę spać,
cicho wczołgam się pod koc,
czy pod giezło…
Dobranoc! 🙂
Pobutka z oparów snu.
Och, PAKu, jak psy lubią takie kołysanki 😉
A już myślałem, że dla psów kołysanką to jest to… 😉
Tuba mi nie chodzi… 🙁
Tuba mi chodzi, ale dwójka grymasi 🙁
Psiatreść, ja nie rozumiem. Tu mi tuba nie chodzi, ale jak wchodzę od Bobika, to chodzi. Co to znaczy ❓
Tuba zeszła na psy? 😯
Na to wygląda… 😉
To znaczy, że Polityka dostała bana od Tuby. 😀
Pobutka (dla obudzenia i sprawdzenia, czy tuba chodzi…).
Chodzi. Ale i tak najbardziej podoba mi się imię wykonawcy: Øystein. (Ładnie by wyglądało w jakiejś bibliografii…)
Hej tam, niby śpimy godzinę krócej a tu nikogo jeszcze nie ma?
Dzień dobry. Już przestawiłam czas – muszę to robić ręcznie.
Coś jest nie tak chyba z przeglądarką. Nic z PAK-owych linek mi nie wchodzi 🙁 Ale nie tylko z PAK-owych – wczoraj wieczorem szukałam czegoś, znalazłam i też mi nie ruszyło 🙁 Muszę moich komputerowców w firmie zapytać.
Już wiem. Na maluszku gra, ale mówi, że trzeba zmienić przeglądarkę, bo Explorera 7 już nie obsługuje 😯 Ale dlaczego na tym mimo wszystko gra, a na tamtym kompie nie, i nawet nie mówi, dlaczego – zagadka.
Jaka piekna pobutka!
Chcialbym nauczyc sie mruczec takim grubym glosem jak w czwartej minucuie 😈
A bo kto to explorera używa… explorer to tylko do kopania dołków… 🙄
Miałem niedawno taki sam problem z tubą i po zaktualizowaniu przeglądarki przeszedł jak łapą odjął. Ale Pani Kierowniczce opłacałoby się nie tyle aktualizować, co zainstalować jakiego Firefoxa albo Safari…
Co do Explorera ośmielę się nie zgodzić z Hoko. Oprócz kopania dołków Explorer nadaje się też bardzo dobrze do rozbijania o sempiternę. 🙄
Wolne uwagi nie na temat.
Od dawna czytam Pani bloga, ale wolalem moje pasywne podejscie bez udzielania sie, bo i tak jest tu sporo komentarzy. Tym razem jednak postanowilem dorzucic pare slow, wlasciwie nie na temat, ale z powodu zlosci na niektorych rodakow. W piatek poszedlem sobie na Pere Lachaise i bylem zszokowany iloscia roznych zdjec i niby-patriotycznych modlitw i komentarzy, ktorymi obwieszono grob Chopina. Kilka osob nawet sie podpisalo (sic!). Zupelnie nie rozumiem skad sie bierze to podczepianie sie pod slawnego Polaka; chyba jakies kompleksy i poczucie malej wartosci.
Druga sprawa to wczesniej wspomniane pustki na widowni. W poniedzialek bylem na wystepie Louis Lortie w Filharmonii Narodowej i gdy kupowalem bilet kasjerka pokazala mi, ktore miejsca byly jeszcze wolne. W czasie koncertu zauwazylem jednak, ze sporo miejsc rzekomo sprzedanych bylo pustych. Czyzby byly przekazane za darmo oficjelom czy roznym niby-VIPom, ktorzy po prostu „olali” darmowy bilet?
ROMek – witam, zawsze zapraszam, jak ma Pan coś do powiedzenia 🙂 Co do grobu Chopina – kiedyś aż tak nie było… Nie będę komentować, bo jeszcze coś mi się nieładnego wypsnie. To samo co do ostatniego akapitu: tak właśnie jest, no i dlatego p. Penderecka wprowadziła to, czego nie lubi dyr. Wit – wejściówki po 10 zł. Każdy więc może wejść za małe pieniądze i jest prawie pewne, że znajdzie miejsce 😉
Pani Doroto, dzięki wielkie za zdjęcia, zwłaszcza z Tristana – prawie mnie Pani zdjęła przy oklaskach (to „prawie” czyni rzeczywiście różnicę). Na Elektrę idę dopiero dziś, po izoldowych emocjach (nie tristanowych) wiedziałam, że premiera to byłoby dla mnie za dużo, a Pani dołożyła sobie jeszcze Mahlera i doniosła o skutkach. Z tego względu śwaidomie zrezygnowałam z Festiwalu B., za dużo dobrego, żeby to ująć eufemistycznie. Może i bym się skusiła i uczyniła wysiłek, bo mi na 1-2 koncertach zależało, gdyby nie proponowane ceny biletów na śmieszne miejsca. Zgadzam się, że trzeba extra płacić za extra koncert, że trzeba sponsorów zaspokoić, ale też cena za ostatnie rzędy, jakie jedynie były w sprzedaży, przekroczyła granice przyzwoitości. Skoro „elyty” nie chcą dopuszczać w swe prześwietne sąsiedztwo szaraczków, to nie. Pocieszę się w Berlinie zaraz po świętach…
Wracając do Elektry – mam nadzieję, że forma p. Charbonnet utrzymała tendencję rosnącą i dziś będzie wszystko w porządku. Mam do niej ogromny sentyment po Izoldzie w bardzo interesującym spektaklu Oliviera Py, znanym mi tylko z DVD – sytuacja okrutna, ale kiedy go wystawianio w Genewie akurat tam byłam, nie dało się jednak pogodzić pracy z jakimikolwiek innymi zajęciami…..
No to ciekawam reakcji 🙂
A wyżej napisałam, że na Festiwal Beethovenowski można dostać się bez trudu za 10 zł i najczęściej także bez trudu znaleźć miejsce. Chodzę od wtorku prawie na wszystko i chyba raz siedziałam na swoim miejscu (przesiadałam się na lepsze). Dziś byłam już na jednym koncercie, a zaraz idę na kolejne dwa, w tym na Misię. Wieczorem w nowym wpisie trochę streszczę festiwalowe wrażenia. Potem jeszcze dwa dni – i do Krakowa na Misteria Paschalia marsz.
Właśnie wróciłam z koncertu duetu fortepianowego „Doppio Espresso” /Michał Drewnowski i Daniel Eibin/.Skriabin,Ravel,a w drugiej części nuevo tango.Czad.Pierwszy raz widziałam tu publiczność,która wyje i pokwikuje na stojąco po tego rodzaju muzyce.8 kwietnia będą w FN.Polecam!!!
To znikam na 4 dni.Ahoj!
Ufff! Byłam za Elektrze. Wstrząsające! Znakomite przedstawienie.
już wiem, na czym polegało zaskoczenie.
Dziwne, kilka osób wyszło w trakcie, w odstępach tak gdzieś od połowy.
Pozdrawiam i proszę o wybaczenie absencji – mam trochę różnych problemów. 😉
Samo życie.
Ja rozumiem, że te prawie dwie godziny nielekkiej muzyki i atmosfery nie dla każdego są do wytrzymania. Ale muzyka jest wielka.
łabądku, to miłego wojażowania! 😀
O wejściówkach na Festiwal B. oczywiście wiem, chodziło mi raczej o stosowaną na tym festiwalu zasadę.
Co do Elektry – moja pierwsza w życiu. Kolejna „moja” opera. Taki gust.
Najpierw orkiestra pokazywała, że nikt jej nie przemoże, i nikt jej nie przemógł, a publiczność dawała wyraźne oznaki rozkojarzenia. A potem już bez reszty utonęliśmy w muzyce i handlungu, i mało kto odważył się drgnąć. Poza dwiema damami siedzącymi przed nami, którym wyraźnie Straussy się pomyliły.
P. Charbonnet w dobrej formie, może chciałoby się usłyszeć większy i pewniejszy głos (by przemóc tę orkiestrę na początku), choć rekompensowała to gra, bardzo emocjonalna, przekonująca. Piękne dekoracje i znakomite światło, trochę zastrzeżen do ruchu, nieco monotonnego. O p. Podleś wszystko już napisano. No a teraz ze dwa dni potrzebuję, by mi się to wszystko wstępnie ułożyło, bo opera – i muzycznie i treść – z gatunku głęboko i na dłużej poruszających.
I przy tym wszystkim zdołałam jeszcze prześledzić nieoczekiwany lot batuty Kozłowskiego.
Z Empiku uniosłam Piękną Młynarkę w wykonaniu Wunderlicha (DG) – piszę tylko dlatego, że kosztowało mnie to ledwie 20 zł, taniej niż na amazonie. Cud.
Tak, z Elektrą nie tak prosto. Przetrawić to trzeba… Dobrze, że p. Charbonnet w lepszej formie – ma szansę jeszcze do niej wrócić we środę, akurat idzie octavian na to 😉
To chyba nic zlego, ze ludzie chca zostawic na czyims grobie kawalek – siebie? Swojej obecnosci? Sa takie groby. Ludzie, jak to ludzie. moga to robic z wieksza lub mniejsz klasa, ale licza sie chyba intencje. A tych nigdy naprawde ni znamy zwlaszcza jesli chodzi o nieznajomych.
Chopin jest dla wszystkich, kogo porusza. 🙂