Czwarty Beethovena razy dwa
W sobotę na Festiwalu Beethovenowskim były trzy koncerty i właściwie trudno powiedzieć, co było w nich najważniejsze. Ciekawe było na pewno zestawienie – na koncercie popołudniowym i wieczornym – dwóch wersji IV Koncertu fortepianowego Beethovena.
Wersja kameralna, częściowo autorska, częściowo autoryzowana, została odnaleziona w 1995 r. w Bibliotece Państwowej w Berlinie, a dokładnie rzecz biorąc odnalazły się głosy. Dlaczego autorstwo tej transkrypcji jest złożone? Beethoven powierzył przeróbkę partii orkiestry na kwintet smyczkowy skrzypkowi i kompozytorowi Alexandrowi Pössingerowi. Sam natomiast przerobił partię solową, i to dość znacząco – w sumie można naliczyć ok. 80 zmian, w tym całkowicie inna jest kadencja w I części. Zostały dodane elementy wirtuozowskie, skoro bowiem partia orkiestrowa miała brzmieć „cieniej”, można było nadrobić wolumen i jeszcze lepiej się pokazać. Prawdę powiedziawszy, niespecjalnie podobają mi się te zmiany ani ta nowa kadencja, może to też kwestia przyzwyczajenia? Nawiasem mówiąc ciekawe, jak ta wersja brzmiała w salonie księcia Lobkowitza, dla którego przeróbka ta została stworzona. W Sali Balowej warszawskiego Zamku Królewskiego nie brzmiała najlepiej; to kwestia akustyki, w której zwłaszcza współczesny fortepian z otwartą klapą po prostu huczy. Może trzeba było ją przymknąć? Litewska pianistka Mūza Rubackytė i Shanghai Quartet z Katarzyną Budnik-Gałązką na dodatkowej altówce starali się, ale nie da się ukryć, że w takim wnętrzu lepiej by brzmiał fortepian z epoki. Okazuje się, że nie było to pierwsze wykonanie utworu w Polsce; pięć lat temu na festiwalu Kwartet Śląski i jego goście w Katowicach grali go Mateusz Borowiak, gospodarze i również Katarzyna Budnik-Gałązka. Wersja nigdy nie została wydana, więc muzycy grają ją po prostu z przepisanych głosów.
Mogliśmy porównać ją z pełną wersją na wieczornym koncercie orkiestry Tonhalle z Zurychu. Miał ją grać Yefim Bronfman, ale w ostatniej chwili zachorował – młoda (25-letnia) Chinka Ran Jia z trzydniowym wyprzedzeniem dowiedziała się, że ma go zastąpić. Wykonała z orkiestrą dwa koncerty w Zurychu i teraz u nas. Studiowała już w Curtis Institute w Filadelfii, w Hochschule für Musik w Kolonii, a teraz studiuje we Włoszech. Jest bardzo lansowana, zapowiadane jest wykonanie przez nią wszystkich (!) sonat Schuberta w ciągu 10 dni w sali kameralnej Filharmonii Berlińskiej. Wyczyn to będzie doprawdy. Beethovena zagrała bardzo sprawnie i subtelnym dźwiękiem, choć chwilami zbyt subtelnym – zamiast „śpiewu skowronka” (utwór przezywany jest Lerchenkoncert) słychać było raczej szemrzenie strumyka, i to niewielkiego. Bardzo dziewczęce granie; może tylko finał był trochę żywszy, reszta trochę bez życia, podobnie jak bis – modne jakoś ostatnio Preludium Alexandra Silotiego (ucznia Liszta) na motywach Bacha. Orkiestra w koncercie akompaniowała znakomicie, choć lepiej jeszcze się pokazała w pozostałych punktach programu – Con brio Jörga Widmanna, zabawnej kompilacji uwspółcześnionych beethovenowskich gestów, i efektownym Koncercie na orkiestrę Bartóka.
Czego jeszcze w sobotę słuchaliśmy? W samo południe na Zamku Królewskim – recitalu Alexeia Volodina. Tym razem usiadłam specjalnie z tyłu, żeby fortepian mi mniej huczał, i było nieco lepiej. Pianista ciekawie skomponował program: pierwsza część pod hasłem „Rosyjscy kompozytorzy interpretują Szekspira”, czyli suita z Romea i Julii Prokofiewa, transkrypcja Scherza ze Snu nocy letniej Mendelssohna, dokonana przez Rachmaninowa, i Bajka cis-moll Medtnera (dobrze, że ten interesujący kompozytor zaczyna być częściej wykonywany) oparta na „burzliwym” zdaniu z Króla Leara. A w drugiej części monumentalna I Sonata Rachmaninowa, która pierwotnie miała nawiązywać nie do Szekspira, lecz do Fausta Goethego (ostatecznie jednak nie została utworem programowym). I dwa razy Rachmaninow na bis: Preludium D-dur oraz ta sama etiuda, którą bisował Nehring; szkoda, że polski pianista nie słyszał tej interpretacji.
No i jeszcze, w uzupełnieniu popołudniowego koncertu, również Beethovena Kwartet op. 132 – bardzo przyzwoicie wykonany, może poza zapędzoną i zabałaganioną końcówką finału.
Teraz rozstaję się z festiwalem na jeden dzień – wrócę jeszcze w poniedziałek.
Komentarze
A tu jest czwarty prawie tak jak go uslyszalem po raz pierwszy (to nagranie jest 1971; ja pamietam nagranie chyba z lat szescdziesiatych – tez Panenka)
https://www.youtube.com/watch?v=s8Vx_0z6mwA
no i Pobutka 20 marca
urodziny Sister Rosetta Tharpe mialaby 95
https://www.youtube.com/watch?v=4o1KAKEGxbk
https://www.youtube.com/watch?v=SR2gR6SZC2M
To ja nieco off topic,ale nie do końca: już raz chwalilam tutaj Denisa Zhdanova.
W piątek zagrał w Rzeszowie LvB I koncert C-dur (dyr.Jiri Petrdlik).Po raz kolejny się nie zawiodłam.Była olśniewająca technika i stosowny „wsad emocjonalny”.Publicznośc baaardzo doceniła.
Artysta będzie w maju „podrywał Królową Elżbietę”.Belgijską oczywiście.
Życzę mu powodzenia.A w Polsce polecam uwadze szanownej frekwencji.
Chińska pianistka na wczorajszym wieczornym koncercie jednak nie zachwyciła. Dziewczęce granie to komplement. Było nudno.
Orkiestrowe utwory lepiej. Ale może na wrażenia ma też wpływ ocena atmosfery. Wydaje mi się, że jest to festiwal dla Towarzystwa i przy okazji dla melomanów. Politycy i znane osoby od prawa do lewa (albo od lewa da prawa) dumnie przechadzający się, fotografowie robiący im zdjęcia. Taka publiczność jest chyba zwłaszcza na tych dużych koncertach festiwalu Beethovena. Na kwartecie Szymanowskiego w sali kameralnej było przyjemniej. A i tak dużo naturalniej jest np. na Chopiejach. Być może melomani mają podobne zdanie, o czym może świadczyć wielokrotnie wyższa liczba komentarzy tutaj, pod wydarzeniami z Chopiejów chociażby. Choć z drugiej strony tłok wczoraj na sali był olbrzymi, łącznie ze staniem pod ścianami.
Poniekąd się zgadzam – to jest w dużym stopniu festiwal dla „towarzystwa”. I przedwcześnie stwierdziłam, że już się tak nie ustępuje biznesowi jak kiedyś. Bo już i na tym festiwalu zdarzyło się zarezerwowanie dużej części sali przez sponsorów i tylko wejściówkowicze sprawdzili, że sala się wypełniła…
Pozdrawiam z Gdańska 🙂
W zeszlym roku J. Fialkowska grala koncert Chopina na Pleyelu z 1848 roku w wersji kameralnej (kwintet smyczkowy). Stwierdzila, ze dzwiek tego fortepianu lepiej sie prezentuje ze zmniejszonym zespolem. Nie mam koncertu, ale jest walc 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=_sBvZh_GI9A
Pokazany fortepian byl znaleziony gdzies w Paryzu, dosc zniszczony, przywieziony do Kanady i tu odrestaurowany.
http://www.tafelmusik.org/downloads/programme-notes/2012-2013/about-the-pleyel-piano.pdf
O tym kiepsko brzmiącym Steinwayu w Zamku Królewskim pisaliśmy jeszcze przy okazji XIX festiwalu czyli rok temu. Brzydki, agresywny dźwięk
Nie pomaga przymknięcie klapy. Ani jej całkowite zamknięcie – tzw. klapa całkowita 🙁
Może udałoby się p.Elżbiecie pożyczyć jeden z historycznych instrumentów od NIFCu ? Albo chociaż kopię Pleyela z WOK ?