Fabio i cztery panie
Wysłuchaliśmy kolejnego znaleziska, przywiezionego do Krakowa przez Fabia Biondiego: Oratorio di Sant’Antonio Michele Falca.
Szef Europa Galante przywoził już do nas różnej jakości odkrycia, lepsze i gorsze. To ostatnie należy do tych lepszych. Niewiele wiemy o neapolitańczyku Michele Falco, nie znamy nawet jego dokładnych lat urodzenia i śmierci (ok. 1688 – po 1732), wiemy, że był jednym z pierwszych prawdopodobnie twórców oper buffa. Kto zamówił oratorium, kto był autorem libretta i czy było ono w ogóle wykonane za życia kompozytora – nie wiadomo. Nawet nie bardzo wiemy, o którego św. Antoniego chodzi.
Tekst w ogóle budzi we współczesnym słuchaczu chwilami nawet wesołość: są to dość kiczowate wyznania pobożnego męża Antoniego o chęci naśladowania Chrystusa i cierpienia dla niego, a postaciami, które pojawiają się obok tytułowego bohatera, są Anioł, Pokuta i Jezus właśnie. Bardzo ciekawy jest skład solistyczny: zwykle postać Chrystusa kojarzy nam się z głosem barytonowym; tu śpiewa tę partię sopran, i to jedyny, ponieważ pozostałe głosy to trzy mezzosoprany. Tak słuchając odnosiło się wrażenie, że śpiewa (poza sopranistką) jeden mezzosopran i dwa alty. Ów mezzosopran to Francuzka Lea Desandre, która tu jako Aniołek pokazała się na pewno lepiej niż na styczniowym koncercie Les Arts Florissants w Filharmonii Narodowej. O holenderskiej śpiewaczce Cécile van de Sant, która śpiewała rolę tytułową, zacytowano w biogramie wypowiedź Nicholasa McGegana, że jej głos jest jak „doskonała czekolada o zawartości kakao 80%” i choć może cytowanie takiego zdania jest trochę zabawne, to trzeba przyznać, że jest coś na rzeczy. Martina Belli jako Pokuta nie tylko ma świetny głos, ale jest też bardzo urodziwą panią, a Giulia Semenzato (Jezus) jest delikatną blondyneczką o anielskim głosiku. Do tego dodajmy świetne, charakterne jak zawsze granie orkiestry pod smyczkiem Fabia Biondiego od pierwszych skrzypiec – i wynika stąd, że wieczór był naprawdę satysfakcjonujący.
Choć sama muzyka jest bardzo konwencjonalna. Zgrabnie napisana, to trzeba przyznać. Przypomina nieco Vivaldiego. I tekst jest straszliwie naiwny. Ale cóż – w tamtych czasach brzmiał naturalnie. Oratoria nie były po to, żeby jak w operze śledzić akcję, ale raczej po to, by się pobożnie zadumać. Dziś czujemy już inaczej i jeśli jakieś walory tu cenimy, to przede wszystkim wykonawcze.
Komentarze
Pobutka urodzinowa 25 marca
A. Toscanini 149 https://www.youtube.com/watch?v=jDbMzp86tOc – zwazywszy na czasy, w ktorych nam przyszlo zyc 🙁 Chyba nic nie (na)gral drugiego jubilata)
B. Bartok 135 https://www.youtube.com/watch?v=Cj306a_qTPk
https://www.youtube.com/watch?v=cW4AHmTzyMo
bis 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=q3un2XV9E6Y
Przelotem i nieco obok tematu.Ale na czasie wielkanocnym.
Żona ,melomanka oderwana od cywilizacji żywej i skazana na media,skarżyła się onegdaj ,że mrocznych czasach PRL ,mogła obejrzec i wysłuchac Pasje…a nawet monumentalnego Mesjasza Hendla w znakomitych wykonaniach a w obecnych Mediach Narodowych nic z tego.
Dzisiaj rano,powiedziała mi,że Hirek Wrona,postac z Trójki,uratował honor nadając fragmenty Mesjasza w wykonaniu soulowym oraz fragmenty Pasji wg Św Jana .
Signum Temporis.
Świetne wykonanie przyzwoitej muzyki do kiepskiego tekstu.
W Kanadzie w CBC tylko mimochodem wspomniano Wielki Piatek i Wielkanoc, ale bez muzycznych ekscesow. Jakis fragment mszy h moll i tyle. Nawet nie ktoras z pasji czy Oster Oratorium albo Christ lag in Todes Banden (choc to dopiero na niedziele). Mesjasz stal sie wlasciwie muzyka na Boze Narodzenie.
A my dziś mamy Requiem Mozarta. Niekoniecznie związane z Wielkanocą… 😉 Ma być przez Dwójkę rejestrowane, nie transmitowane.
Ja tym razem w Krakowie zwiedzam wystawy. Wczoraj po raz pierwszy byłam w Cricotece. Szalony budynek zaiste. Poza fragmentem kolekcji obejrzałam wystawę czasową późnych obrazów Kantora. Ale jeśli widziało się na żywo jego spektakle, to… nic tego nie odda.
Dziś rzutem na taśmę obejrzałam wystawę manuskryptów. Nie wiedziałam, że Brahms bazgrał prawie jak Beethoven (była tam Sonata A-dur na skrzypce i fortepian). Za to Schubert i Mendelssohn byli bardziej porządniccy.
Potem zajrzałam jeszcze na wystawę „Tempus fugit” w Międzynarodowym Centrum Kultury – grafiki m.in. Piranesiego.
Jutro może do MOCAK i Mangghi.
I tak miłośnicy tzw. muzyki dawnej (sc. przedromantycznej) tyle prawią o potrzebie odmiennego do tejże muzyki podejścia, zrozumienia odmiennej wrażliwości estetycznej, o barokowej retoryce muzycznej, i co tam wyczytali z pism uczonych. A gdy już przychodzi do wyjawienia swoich odczuć i ocen, przebija się typowe podejście „postromantycznego” słuchacza, dla którego barokowe libretta to po prostu wywołujący uśmiech kicz, bo tak mówi jego estetyczny smak…Co tylko potwierdza oczywistą konstatację, wielokroć powtarzaną przez niedawno zmarłego hrabiego de la Fontaine und d’Harnoncourt-Unverzagt: że dawne instrumenty czy dawne techniki śpiewania, nie są wcale, same w sobie, najważniejszym czynnikiem historycznego podejścia do tzw. muzyki dawnej. Tyczy się to tak wykonawców, jak i publiczności.