Wieczór z wielką klasą
Naprawdę warto było przyjechać do Bielska. Takie dwa dni pod rząd rzadko się zdarzają.
Dziś zaczął gospodarz festiwalu, Tomasz Stańko. Podzielił występ na dwie części. Pierwszą, nagłośnioną (ale tym razem dyskretnie), zagrał ze swoim aktualnym zespołem: Dominikiem Wanią na klawiszach, Sławkiem Kurkiewiczem na basie i Finem Olavi Louhivuori na perkusji. Zaczęli od kawałków z płyty z Dark Eyes, konkretnie od tego (oczywiście inaczej, bo bez gitary); ogólnie był to taki Stańko, jakiego w ostatnich latach lubimy bardzo. Ale ogromnie ciekawa była druga część tego występu. Otóż gospodarz zaprosił do współpracy gwiazdę poprzedniego wieczoru – Lee Konitza, zarządzając wyłączenie nagłośnienia i zapowiadając, że będą grali standardy, w czym Konitz jest mistrzem, a dla niego samego będzie to wspomnienie młodości. Gość szczególny wkroczył z godnością, jak to on, i się zaczęło. Ciężkim zadaniem było wkroczyć w te precyzyjne, w punkt trafione frazy saksofonisty. Ale trębacz obrał ciekawą taktykę. Po paru frazach zaczynał się „wciskać” ze swoim, pozostając na drugim planie, kontrapunktując, ale jednak wypowiadając się wyraźnie. To z początku denerwowało, bo chciało się słuchać Konitza (dla mnie to on mógłby grać w ogóle sam, nic więcej nie byłoby potrzebne), ale w końcu obaj artyści dopasowywali się do siebie, zaczynali dialogować i wreszcie tworzyła się pogawędka sąsiadów z Manhattanu (Stańko mieszka o trzy domy od Konitza). I taki proces przebiegał w prawie każdym utworze; standardy były na tyle wyabstrahowane, że nie zawsze dawały się rozpoznać, raz tylko Stańko wszedł wyraźnie z My funny Valentine i gdyby nie ten początek, po dalszym ciągu nie zidentyfikowałoby się tego również. Potem jeszcze wszedł ten młody niemiecki pianista, Florian Weber z Minsarah, zespołu, który wczoraj towarzyszył Konitzowi, i zastapiwszy Dominika Wanię wniósł jeszcze dodatkową jakość. Wspaniałe to było.
Trudno sobie było wyobrazić, że drugi występ może być równie dobry. Ale był. Abdullah Ibrahim (niegdyś Dollar Brand), Południowoafrykańczyk, to też żywa historia – ma 76 lat. Jest w formie tak niesamowitej i ma tak ogromną charyzmę, że nie da się tego zapomnieć. Grał najpierw sam, blisko ciszy, subtelnie i łagodnie; potem doszli kontrabasista Belden Bullock i wspaniały perkusista George Gray, zagrali parę utworów we trójkę i w końcu dobiła do nich reszta zespołu Ekaya – trzy saksofony (altowy, tenorowy, barytonowy) i puzon; choć każdy z nich miał swoje solówki (aptekarsko wyliczone, jak i wszystko inne!), razem spełniali rolę chóru, chwilami grając również cicho i subtelnie. Ciekawe, że nie było to jakoś bardzo afrykańskie; pod koniec, na bis właściwie, zagrali coś na kształt marsza z pogrzebu nowoorleańskiego. Bardzo byli zdyscyplinowani i poddani liderowi, który nawet wywoływał każdego z nich osobno do ukłonów. Ale gdy Ibrahim grał sam lub w triu, czuło się swobodę, jakby w każdej chwili był w stanie skręcić w nieoczekiwaną stronę, rozpocząć następny utwór lub przerwać i zakończyć.
Jestem pod dużym wrażeniem tego, co dziś usłyszałam. Rozglądałam się po tubie za przykładem, który trochę dałby wyobrażenie, jest dużo Ibrahima (także jeszcze jako Branda), również z Ekaya, ale wszystko jest jakieś inne w charakterze, konkretne, nie tak wysublimowane. Dziś pianista grał tak, jakby coś więcej wiedział. Co? Nie wiadomo. Ale coś pięknego.
Komentarze
Pobutka, jakaś konkretna zapewne, choć mało budząca…
O, dzięki – to już bardziej zbliżone do tego, czego wczoraj słuchałam. Nie miałam czasu ani cierpliwości szukać tego w nocy, zwłaszcza że sieć tam łaziła jak żółw…
Już w domu. Dziś na 18. na Kopciuszka.
Mam niejakie wyrzuty sumnienia, bo ostatnio głównie wpisy PK konsumuję, a sam opłotkami się przemykam. 😳 Ale to z powodu chwilowego nienadążania za życiem. 😉
Że dobrego jazzu Kierownictwu zazdraszczam, to chyba oczywista oczywistość. 😎
Hej, piesku, widać, że nie Ty jeden jesteś w takiej sytuacji 😉
Ja się dzielę słyszanym jazzem, bo to było piękne, i żałuję, żeście tego nie słyszeli, no, ale to i owo na tubie można znaleźć.
A teraz byłam na Kopciuszku. Poczciwy, zwyczajny spektakl w klasycznej choreografii Fredericka Ashtona „ojca” angielskiego baletu; dekoracje – wiadomo, kominek to kominek, miotła to miotła, a pałac księcia to pałac księcia. I przy tym ładnie tańczone. Jedna taka rzecz, żeby dzieciak zobaczył bajkę po bożemu. Za to w programie sobie teatr ulżył i zamieścił niemal same teksty zrównujące mit Kopciuszka z ziemią, z pozycji genderowych oraz poruszania się we współczesnym świecie. Nie brak nawiązań nawet do niewolnicy Izaury. To tak, żeby rodzice nie mieli wątpliwości, jakimi głupotami biedne dzieci pasą. Zabawne. Choć niemało w tym prawdy, ma się rozumieć.
PK,
czytam z radością wszystko, staram się słuchac muzyki, o której Pani pisze.
Często kończy się to nabyciem płyty.
Głos zabieram rzadko, ale JESTEM!
Pozdrawiam i dziękuję za pewną Pani inicjatywę, związaną z …bigosem.
Nie pamiętam, o co chodziło 😯 ale też pozdrawiam!
Namiary na Bobika.
No tak, faktycznie, że to od bigosu wyszło 😆
Dobranocka:
http://www.youtube.com/watch?v=Fn7SijlYLEY&feature=related
Co będę kombinował komentarz do tej dobranocki, jak już ktoś wykombinował i wystarczy zacytować – to lubię. 🙂
Pobutka (i mam nadzieję, że nie wszystkich zasypało…).
W krainie gamelanów trzeci czwartek listopada nie jest obchodzony przez tuziemców, więc i bużole (bożole, a zaprzyjaźniona barmanka nawet powiada – bążole i trochę ma w tym racji, no bo jak wino może być piekne 🙂 nowo nie dojechało (podobnie jak gamelanowa trupa).
No to po Kopciuszku postanowiłem sam.. Tegoroczne nowo nie jest jednak bą na co również wskazywałoby proste tłumaczenie – bożol-AIS.
Ais czyli A z #, czyli B czyli Beeeeeee.
Z rodziny gamayów jednak tylko Village..
A rodzinę gamelanów – nastepną razą
PPKiPTK
No to nie będę próbować w tym roku tego sikacza. Dzięki, lesiu, za ostrzeżenie 😉
Pan Onofrio w Pobutce jak zawsze w białym szaliku 😆
No, nie zasypało jeszcze, aczkolwiek wszystko jest na dobrej drodze. A dziś jeszcze do firmy trzeba… Zbliża się też czwartek i mam nadzieję, że uda się dojechać do Krakowa! Myślałam też o wtorkowym wieczorze w Łodzi (Klara i Robert Schumannowie oraz Brahms; Urszula Kryger, Günter Papendell i Tomasz Herbut), ale zobaczymy, jak się pogoda rozwinie. Chciałabym.
Pani Doroto, na szczęście Teatr wydał tez osobny program dla dzieci, gdzie jest po bożemu i zabawnie, warto by tylko uczulić rodziców zeby to TEN program kupowali gdy przychodzą z dziećmi :))) Obecni rodzice to już sami Isaury nie pamietają, latka lecą….
No właśnie, widziałam, że sprzedawane są dwie broszury, ale myślałam, że teatr bajkę wydał, tak jak wcześniej Pasażerkę 😉 Ja dostałam oczywiście „dorosły” program, więc nie wiedziałam o dziecięcym (na konferencji nie byłam).
Szukam w prasie. Nigdzie choćby słówka o piątkowym Geniuszku. Przykro
Fakt. Spojrzałam na GW, bo czasem lokalne oddziały coś piszą. Poza zapowiedzią nic 🙁
ad PK 2010-11-28 o godz. 22:02:
No ja kiedyś pisałem, że brakuje mi spektakli zrobionych po bożemu. Próbowałem Zachlastaną Fifulkę oglądać w TV pod Harnoncourtem w inscenizacji moderne i takie to sobie było. Nie mówiąc już o Rogerze z Wrocławia.
Roger z Wrocławia mnie akurat pasi, ale po bożemu, jakby kto dobrze zrobił, też bym chętnie obejrzała. Tyle że to trudne.
A propos zachlastanej fifulki, wczoraj z Bielska do Katowic jechałam pociągiem słowackim, w którym hamulec bezpieczeństwa nazywał się ZACHRANNA BRZDA 😉
A kakao rozpuszczalne to u nich velmi rozpustne kakao.To pewnie jak się laska zbiesi…Żeby nie było,to Słowacy jeżdżą do nas na plenery i jaja robimy sobie wzajemne.
Jeszcze się pochwalę, że znalazłem idealną muzykę do rozpoznawania dęciaków przez Gostkównę. Stała (muzyka, nie Gostkówna) cichutko na półce i nic nie mówiła, a ja zapomniałem że takie cudeńka mam.
Sonaty Hindemitha na dęciaki i fortepian (z Glennem G.).
Gwoli ścisłości muza straszna ale instrumenty grają w swoich rejestrach – podręcznikowo.
To do Krakowa tak trudno teraz dojechać? 😯
Miałem nosa, że się nie wybieram. 😉
Jak się zmusić do roboty?Z chcenia chce mi się tylko spać!
No właśnie, a ja muszę naklepać 20 tys. znaków, i to nie bardzo wiem, o czym 😯
łabądku, a przypadkiem nie było to kakao rychle rozpustne? 🙂
Opowiadanie na 20 000 znaków o tym, jak szukałem kota, który zaginął:
Wczoraj po południu zginęła nasza kicia. Nie było jej w ogródku, nie było jej w piwnicy. Wyszedłem na ulicę i zacząłem wołać „Kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici, kici…….
😛
Może rychle,ale to velmi też mi coś po mózgu lata.Może z niewyspania.Chyba muszę sobie puścić Marsza Radetzkiego,albo jaką inną energetyczną głupawkę.Jak tak dalej pójdzie,to nie zauważę,jak mi jakieś wrażliwe dane wyciekną!
Opowiadanko powyżej to jakowaś minimalistyczna struktura…
Czyż doświadczeń minimalistów nie można przenieść do literatury?
a ona na to : miauuuuuuuuuu, miauuuuuuuuu, miauuuuuuuu, miauuuuuuu, miauuuuuu, i dalej takie diminuendo w postępie (-1) arytmetycznym. Aż do miał…
Całkiem jak moja Klinton….
„Music in Contrary Motion” – Philip Glass
Burdon wydłuża się o określoną wartość z każdym powtórzeniem motywu. Utwór teoretycznie można grać w nieskończoność.
Tłumaczenie w Wigilię…
Jak w nieskończoność zapłacą…
Nie takie Non-Stopy motało się kiedyś w Krzysztoforach.
Gostku, ale mam nadzieję, tfu tfu, że kicia nie zaginęła 🙂
A niechby zaginęła. 👿 Znaczy, ta nasza, domowa, nie Gostkowa.
Znowu bym miał miskę tylko dla siebie. 😈
Nieeeee, w taką pogodę obie Kicie znajdują się w punkcie mieszkania maksymalnie oddalonym od drzwi balkonowych. Czasami jedna albo druga wystawi kawałek łapy, żeby nie trzeba było szukać.
Obawiam się, że Kierownictwo, chcąc koniecznie pisać o czymś, wyłamuje się z aktualnie obowiązujących tryndów. 😈
Dwadzieścia tysięcy znaków to niecałe trzy tysiące bim-bomów. Przy takim śniegu, jak sypie za oknem, chwila moment 🙂
Dziędobry,
Krzepią mnie słowa PK o miłych i CIEPŁYCH doznaniach z koncertu Stańkowego. Sam twórca, choć coś tam staram się go polubić, nawet w swych najgorętszych wykonaniach przyprawia mnie o grypowe dreszcze. Jakoś kojarzy się z jesiennymi koncertami za kołem polarnym, albo muzyką dla wampirów.
Ale nadzieja umiera ostatnia – kibicuję jego działalności edukacyjno-promocyjnej skierowanej ku młodym. Kciuki trzymałem za powodzenie projektu z Marcinem Wasilewskim i coś tam z tego się rozkręca.
PS. Ale zamieć….
Zadymka, można powiedzieć 🙂
Ja lubię dźwięk tej TROMBY, on może na niej zrobić wszystko. W tych duetach z Konitzem bardzo mi się podobało, że udało mu się nawet barwą dopasować do saksofonu, co przecież wcale łatwe nie jest…
Marcin Wasilewski poszedł już swoją drogą, oby jak najlepszą. Z tego tria został ze Stańką tylko Sławek Kurkiewicz. Teraz z kolei Tomek „ojcuje” Dominikowi Wani. Też zdolny chłopak.
Tu dujawica 😕
Tu też 👿
O Marcinie wiemy z pierwszej ręki, tudzież klawisza 🙂
No to co tam u Marcina? Ostatni raz go widziałam (w publiczności) na WSJD 🙂
Z aktualnych ciekawostek: właśnie mi zrelacjonowano występ Anderszewskiego w Berlinie w ostatni weekend. Grał III Koncert Bartóka z Deutsches Symphonie-Orchester, na bis był oczywiście Csik. Zagrane ładnie, przyjęte dobrze.
W Warszawie 4 lutego, w kwietniu z Frankiem Peterem Zimermannem w Krakowie 🙂
No i na koniec sezonu w Łodzi, ale jeszcze do końca nie wiadomo, co, jak i z kim. A potem przerwa…
http://www.anderszewski.net/performances/index.cfm
Witam Kierownictwo i resztę Dźwiękoludów 🙂
Wróciłem ze Szczecina z ostatniego koncertu konkursu chopinowskiego? Geniusz grał, trzeci etap powtarzając: fantazja + bemol z marszem, przerwa, 12 etiud. Owacje na stojąco. Trzy bisy: dwa walce i etiuda. Mogły być dalsze ale Geniusz nieco wymęczony (etiudami). Grał na 30-letnim Steinwayu. Stroiciel się postarał ale mechanika już nie ta i struny tego, nie bardzo… Nieco to skopało fantazję początkowo, bo się Geniusz z fortepianem mocował. Ale, gdy już wziął go w cugle… Bajka 🙂
Ależ chłopak ma parę w palcach! A gdy potrzeba to ją spuszcza.
Bilety zamówiliśmy przed konkursem jeszcze 🙂
Teraz można nam zazdrościć!
Witam WJ 🙂 Cieszę się z miłego wieczoru z Geniuszkiem 😀
W Szczecinie to może i „ostatni koncert konkursu”, ale w innych miastach to jeszcze i jeszcze. Ale dziś niczego nikomu nie zazdroszczę i nigdzie bym się nie wybrała, brrr…
Napalam na grudniowe Piotrusialia.Czy już wiadoma jest dokładna data Łodzi? Coby się na Łańcut nie nałożyła.
Cieszę się z sukcesów Geniuszka.Już przed konkursem mi się podobał.
Na stronie FŁ jeszcze nie ma wiosennych Piotrusialiów. To zwykle jakoś w czerwcu.
To dobrze,że w czerwcu.Może mi się uda?
No pysznie by było, może byśmy wreszcie się zobaczyły 😀
Dobranoc 🙂
Też mam nadzieję.Nadzieja zawsze umiera ostatnia.Ciepłych snów,wracam do roboty!
Pobutka.
PS.
Jak to było? Jaki jest filatelista, któremu kot zjadł najcenniejszy znaczek? — Markotny.
Dorotko, @ 13.35 – racje mial Rosiewicz
http://www.youtube.com/watch?v=8A-xV5hZ3Eg
O Marcienie Wasilewskim jeszcze kapkę: ostatni raz to z nim gadałem trochę dawno i po koncercie jeszcze, więc słodkie gąski wymuszały pierwszeństwo przejazdu w zachwytach. Rozkręca się, łapie dystans, potrafi zburzyć krew i pokąsać duszę klawiszami. Jeszcze wypowiedzi z zadartym nosem się zdarzają, ale życie trochę już go przyciera. 😉 Płytka nowa chyba się już nagrała, ale z tym to raczej strzelam.
Dzień dobry. Autumn Snow chyba byłby dziś bardziej adekwatny, w końcu kalendarzowo to zimy jeszcze nie ma 😯
No i co, u licha. Miało już nie sypać, a sypie 👿
Donoszę, że paryska Alcyna się odbyła i że Mapap był widziany, jak siedział przy drugim pulpicie i bardzo dzielnie piłował. Owacje.
PMK
Koncert to nie ostatni. W Gdańsku będzie jeszcze Wunder i to 2 razy. Moze nie porywać, ale na pewno dobre wrażenia z koncertu będą. Nie porywa, gdy gra w towarzystwie wirtuozów o większym ładunku emocjonalnym czy o bardziej chwytliwych pomysłach na granie.
Piszę tak, ponieważ wczoraj (właściwie dzisiaj) odsłuchaliśmy III etap Koziaka. I zaskoczenie. W trakcie konkursu było to jakoś takie mało porywające. Teraz to samo brzmiało dużo lepiej. Chwilami wręcz świetnie. Zastanawialiśmy się, jak ktoś, kto był już w III etapie i grał w ten sposób, mógł nie przejść do finału. Oczywiście znamy odpowiedź – niesamowicie wyrównana stawka. A w Koziaku widzę artystę inteligentnego, który gra utwór a nie nuty. Było parę wpadek (zupełnie nie przekonał mnie do II części sonaty h-moll), ale u każdego były. Przy tym potrafi wyważyć emocje tak, że są widoczne ale zupełnie pozbawione egzaltacji. Przeciez to bardzo trudne. Byc może to efekt przede wszystkim przemyśleń i kontroli.
Gratulacje dla Mapap
czytam (GW), że Wengerow – jako przewodniczący konkursu Wieniawskiego zmienia regulamin tegoż. Więc może nowo-wyłaniany (wyłoniony) szef XVII KFC też wprowadzi jakieś nowości. Ja bym chętnie widział jury wybierane losowo – tuż przed konkursem. Albo oddzielne do powiedzmy I-II etapy i inne do III-IV.
PPKiPTK
Piłlujący Mapap był widziany również w wiedeńskiej Staatsoper, a dzień wcześniej w Konzerthausie, m.in. w pojedynczej obsadzie w III Brandenburskim! 🙂 Czy Paryż pokochał „Alcynę” tak, jak zrobił to Wiedeń, który chce ją znów widzieć u siebie w przyszłym roku?
No, ciekawe, z kogo mogłoby się składać takie jury. Na pewno nie z artystów, którzy planują czas na kilka lat naprzód. Więc co, znowu belfrowie? 😈
O zmianach regulaminu przez Vengerova pisałam już dwa wpisy temu 😉
Wunder będzie i w Warszawie, i też chyba dwa razy, nawet mnie to specjalnie nie interesuje. Nie wybieram się. Po co.
Natomiast czwartku w Krakowie nie mogę się już doczekać 😀 tylko żeby tam skutecznie dojechać…
Kto się w końcu wybiera?
Ja.
Pozdrówka i do zobaczenia.
Ja też.
Do zobaczenia.
Po co iść na Wundera? W końcu gra całkiem dobrze. Rozumiem PK, która jako profesjonalistka słuchając cały czas ocenia. Wówczas granie efekciarskie może denerwować i sprawić, że wieczór będzie zmarnowany. Ale my może pójdziemy, jeśli termin będzie pasował. W końcu rzadko mamy okazję do słuchania fortepianu na jakim takim poziomie. Ale i mnie mina typu „patrzcie, jaki jestem dobry” może wytrącić z równowagi, jeśli sama muzyka przy tym nie porwie.
W ogóle to bym poszedł na Avdejewą.Czy w ogóle jej na koncerty w Polsce nie zxaprosili? Oczywiście poza tymi nagrodalnymi.
No, na pewno będzie w przyszłym roku na ChiJE. Podobno dała się już namówić, że spróbuje na starej forteklapie 😉
To „po co” odnosiłam raczej do siebie – mnie on po prostu za bardzo nie obchodzi. A i tak gra we czwartek, kiedy jadę do Krakowa.
Cieszę się, że spotkam koleżeństwo w Krakowie. Zapewne będzie też a cappella. Nie wiem, czy tym razem pokaże się też PAK?
Ja chcę zabrać Różyczkę, ale nie wiadomo jeszcze, czy ona da radę czasowo, bo może jechać tylko niemal na ostatnią chwilę, a ja bym chciała wcześniej, dla pewności…
Państwa wybierających się do Krakowa śpieszę ucieszyć: wszystkie znaki na niebie i ziemi potwierdzają podejrzenie, żeście wygrali na zmianach w obsadzie. Byle się sprawdziło.
Ponadto słyszałem dużo dobrego o tej polskiej dziewczynie, co zastępuje wiedeńskich chłopców w roli Oberta.
Czy Mapap to jest Latający Holender, czy też posiada umiejętność bi- a nawet trilokacji? 🙂
O, cieszymy się 🙂
Mapap jest Latającym Holendrem podobnie jak dyrygent, z którym ma zaszczyt (i niewątpliwą przyjemność) występować 😉
Też się zastanawiam, bo Latający Dywan jest jeden i w permanentnym użyciu 🙂
Znaczy, w roli Latającego Holendra polskie dziewczyny też mogą zastąpić holenderskich chłopców? 😉
No, jednak się zgadza – najwięcej witaminy, itd. 😆
Coraz bardziej żałuję, że mnie tam nie będzie, ale jakoś nijak nie pasuje. Jadę do Warszawy pare dni później, ale przez Kraków nie idzie. Zreszta nawet nie do Warszawy tylko gdzieś pod Sochaczew koło Niepokalanowa. Kuxnia Napoleońska to się nazywa. Trzeba z Sopotu wyjechac o 4 rano, żeby dotrzeć na miejsce na 13. Z powrotem następnego dnia o 1 w nocy. I bez oglądania Warszawy. Ale bym się na to cieszył, gdyby to był Kraków 2 grudnia.
No tak, z Gdańska przez Kraków do Warszawy – piękna trasa by była 😆
A ja tymczasem, a propos jeszcze tematu wpisu, wspominam, że 8 grudnia o 19:30 w FN odbędzie się koncert z cyklu Muzyka dla Dobrego Świata, na półmetek budowy Muzeum Historii Żydów Polskich. Zagra Stańko z Kurkiewiczem, Wanią, Craigiem Tabornem na klawiszach i fantastycznym perkusistą Joeyem Baronem. Bilety w kasach FN, niestety nie tanie (100 i 120 zł).
Wybiorę się zapewne.
Kiedyś nieoczekiwanie jechałam do Warszawy przez Łódź (pociąg wziął i skręcił), trwało to prawie sześć godzin 😉 A żeby znaleźć się w Krakowie, jadąc do Warszawy, można też zapomnieć wysiąść z ICE Gdynia-Kraków 😉
Też słyszałam, że nasza obsada „Alcyny” smacznie rokuje 😀 Można się do nas przyłączyć w eterze – jest transmisja w radiowej Dwójce, czwartek, g. 20. Z wiedeńską obsadą też czułam się wygrana (całokształt zjawiskowy, aż nie wiem, czy mi się to wszystko nie przyśniło), z jednym wyjątkiem, który już omówiliśmy… Przyznam, że miałam wielkie oczy i uszy ze zdziwienia, bo z Kasarowej jest przedziwne zjawisko wokalno-aktorskie – kilka różnie brzmiących głosów w jednej kobiecie… Kto wie, czy ona nie jest jednak zadekowany sopran, bo te jej doły mocno naciągane… No i dziury na przejściach, między rejestrami – cisza. Słyszałam jak mówi – ma zaskakująco wysoki głos.
MM i orkiestra byli ostatnimi czasy byli nawet stacjonarni – miesiąc w Wiedniu (dla niektórych to nawet więcej, bo od połowy października). A w składzie na „Alcynę” gra troje Polaków.
Dziękuję pieknie za wszystkie miłe słowa, pozdrawiam i odzdrawiam Stanislawa i mam nadzieję niebawem zobaczyć część SZPanstwa w Krakowie na Alcinie, mimo warunków pogodowych:( My z Les Musiciens dotrzemy z Grenoble ( Paryż był wczoraj..) na pewno, mamy dobę zapasu na śnieżyce i mrozy. A do słuchania transmisji w 2PR o 20.00 we czwartek tez serdecznie zapraszam!
Obyście ten zapas czasu mogli wykorzystać przynajmniej częściowo na wylegiwanie się w hotelu w Krakowie i nabywanie niezbędnych kalorii na czwartkowy wieczór 😀
Dołączam się do życzeń i żegnam Was do jutra – zdobyłam sie na odwagę i jadę do Łodzi na Schumanna 🙂
Maleństwo już tak odważne nie było i zostaje w domu? 😉
Dziękuję za przypomnienie o „Alcinie” 🙂
Radyjko i kolumienki (dwie) porządne są. Antenkę dokupiłem bo wcześniej dwójka mono jakaś tylko się plątała 🙁 Ale teraz ożyła 🙂
BDW: Avdeewa wiosną zapowiadana w Szczecinie!
Pozdrawiam Kierownictwo i ogół, dobrze wszystkim życząc 🙂
Kolędy kto ćwiczy? Już czas.
No i okazało się, że byłam zbytnią optymistką 🙁 Komunikacja kolejowa do Łodzi się zatkała i jak niepyszna wylądowałam w domu. Buuu… 🙁
WJ – kolędy? Jeszcze czas 😉
O! To mi stanęło wbrew 🙁
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8744913,Warszawa__Pociag_IC_utknal_w_tunelu__Opoznienia.html
Bardzo szkoda mi tego łódzkiego koncertu. I Urszula Kryger, i Tomasz Herbut to dla mnie marki, które nie zawodzą.
Wszystko się zgadza: blog muzyczny z polityką w tytule to właściwy adresat:
Rondo alla polacca
To wstrząsem było dla nas wszystkich,
dalszych krewnych oraz bliskich,
w takich razach wioska pije z żalu,
Ksiądz na ambonie głośno szlochał,
choć mógł, to nie strzelił focha,
rzekł tylko: kochani, jest po balu…
Jak to się stało, że w napięciu
nie czuliśmy, co się święci,
no i w końcu rypło się na ament
U szyi ciąży kamień młyński,
ktoś wykręcił numer świński,
straszny teraz we wsi będzie zamęt
Zasnute oczy przerażeniem,
nagle głos: ja wszystko zmienię!
Błysk, skupiona już nasza uwaga
Wybawca co na białym koniu,
w lewej krzyż a w prawej dłoni
z wiatrem gna biało-czerwona flaga…
A skąd się wziął on, dobry Boże,
ani sieje, ani orze,
diabeł jeden wie, skąd taki przyszedł
I zanim wieś się połapała,
w rękach jego władza cała,
ino mig a on już jest sołtysem…
To wstrząsem było dla nas wszystkich,
dalszych krewnych oraz bliskich,
w takich razach wioska pije z żalu,
Ksiądz na ambonie głośno szlochał,
choć mógł, to nie strzelił focha,
rzekł tylko: kochani, jest po balu…
😯
To księża na bale chodzą? 😀
Dobranocka:
http://www.youtube.com/watch?v=ojS80akVcrg
Śliczna 😀
A ja przygotowuje cwiczenia na dykcje francuska, bo groza mi goscie, ktorzy tego boskoego jezyka nie znaja.
Moge sie podzielic?
Si six cent scies scient six cent saucisses, six cent six scies scieront six cent six saucissons
A moze cos mniej syczacego?
Tas de riz, tas de rats. Tas de riz tentant, tas de rats tentés. Tas de riz tentant tenta tas de rats tentés. Tas de rats tentés tâta tas de riz tentant.
No i troche Watykanu:
La pipe au papa du Pape Pie pue.
C’est si joli…
Ja te kiełbaski pamiętam inaczej: Combien sont ces six saucissons? – Ces six saucissons sont six sous. – Six sous sont ces six saucissons? Ces six saucissons sont trop chers.
To goście jednak w liczbie mnogiej? 😉
Goscie sie wymieniaja, jedne wyjezdzaja, drugie przyjezdzaja ;-), potem trzecie przyjezdzaja. A ja gore…
Chez les papous, y’a des papous à poux, et des papous pas à poux… Mais chez les papous, y’a des papous papas et des papous pas papas… Donc chez les papous, y’a des papous papas à poux, des papous papas pas à poux… des papous pas papas à poux et des papous pas papas pas à poux… Mais chez les poux, y’a des poux papas et des poux pas papas… Donc chez les papous, y’a des papous papas à poux papas, des papous papas à poux pas papas, des papous pas papas à poux papas et des papous pas papas à poux pas papas.
O rany 😯
Uparliście się dziś, żeby mnie szokować…
A w Paryżewie 8.12. gra PA 🙂 W Teatrze de Szanselize 😉
Ces six saucissons sont déjà zszamané et c’est ça… 😎
😈 Chag Sameach, Pani Kierowniczko! 😈
http://www.youtube.com/watch?v=rgAVR8lbmVI
Pani Kierowniczko (z 21:00) — księdza-proboszcza-katechetę (w jednym, może powinienem i dodać — nadprezydenta miasta) tańczącego z dziewczętami na własnej studniówce jeszcze pamiętam. Choć już lata upłynęły (a on sam zginął w wypadku samochodowym).
Ale — pobutka miała być. I stwierdzenie, że do Krakowa, jak najbardziej, się wybieram.
Droga Pani Doroto, przepraszam, że wpisuję się właśnie tu na Pani blog, ale nie wiem jak inaczej mogę Panią skontaktować. Ostatnio zaczęto mówić o plagiatorskim skandalu autora „Życia prywatnego elit artystycznych drugiej RP”. Okazuję się, że poprzednia książka tego pana Sławomira Kopra („Życie elit drugiej RP” to również plagiat, do którego autor przepisał fragment Pani artykułu „Testament Paderewskiego” z Gazety Wyborczej 17/01/1997. Fragment nie jest cytowany, tylko po prostu przekopiowany z Pani tekstu, z trzema bardzo drobnymi zmianami. Prosze sprawdzić str. 211-212. Dziwię się tylko wydawnictwu Bellona, że pozwoliło sobie na taki skandal.
Jeszcze raz przepraszam i załaczam pozdrowienia.
Pewnie ćwiczenie się zmieniło. bo już sou nie ma. Choć nie jestem pewien, nie miałem okazjio wypraktykować. 1 sou to było 5 centymów, więc i monetę 5 eurocentów można posouwać potocznie, ale osobiście z tym się nie spotkałem. Może dlatego, że Francuzi nie są tak konserwatywni jak Anglicy. A w Anglii gwinea czy półkoronówka funkcjonowały w rozliczeniach wiele lat po ich fizycznych zniknięciach.
Ksiądz na bal może chodzić. Nie powinien tylko robić tam niczego, co mu szatan podpowiada. A gdyby zrobił, trzeba się wyspowiadać, a w braku możliwości pożałować szczerze. Bez grzechu można się pocałować nawet, byle zmiany fizyczne przy tym nie zachodziły. W końcu ksiądz też człowiek.
Może z brakiem konserwatyzmu przesadziłem. Ileż to lat jeszcze stare franki chodziły w rozliczeniach jako określenie wartości.
Pamiętam, gdy nie wysiadając w Warszawie można było dotrzeć z Sopotu do Krakowa w niewiele ponad 6 godzin. Teraz tyle jedzie się do Warszawy 🙁
Stanislawie drogi, w lezacym u mnie na polce rozkladzie kolei warszawsko-wiedenskiej z 1897 roku stoi napisane, ze torpeda do Warszawy z Czestochowy jedzie sie 2 i pol godziny. Czyli nic sie nie zmienilo, poza tym, ze wtedy sie jechalo, a teraz niekoniecznie.
Ech, wspomnienia, wspomnienia…
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35055,8388716,W_piec_godzin_pociagiem_do_Berlina__To_mile_wspomnienia.html
To cos goracego i prosto z Afryki:
Kiki était cocotte, et Koko concasseur de cacao. Kiki la cocotte aimait beaucoup Koko le concasseur de cacao. Or un marquis caracolant et cacochyme, conquit par les coquins quinquets de Kiki la cocotte, offrit à Kiki la cocotte un coquet caraco khaki à col de caracul. Quand Koko le concasseur de cacao apprit que Kiki la cocotte avait reçu du marquis caracolant caduque et cacochyme un coquet caraco à col de caracul, Koko le concasseur de cacao a conclu: je clos mon caquet, je suis cocu!
Tylko po co Kiki la cocotte w Afryce karakuly?
Ha ha, zawsze jak zakładam moje najcieplejsze kożuszkowe rękawiczki, wspominam, jak je kupowałam upalnego lata na Krecie… 😆
Tu nie Afryka, ale słoneczko prześliczne. A Pobutka była cichutka, więc zaspałam 😀
Mordce dziękuję i wzajemnie podrzucam pioseneczkę chanukową, którą przysłała mi moja sister:
http://www.youtube.com/watch?v=3aDDmt-8ZSM
Jak to po co? Pour cacher le cul avec le col de caracul. 😈
Odkąd on cache le cul avec le col? 😯
Jak akurat liści palmowych nie ma w okolicy to i col się nada. 😆
Raczej po to, by arracher le col de caracul pour découvrir…
http://img.teva.fr/01765550-photo-caraco-bio-mon-bijoux.jpg
Ale wtedy aliteracja się gubi, a to ona była bohaterką utworu. 😉
Trochę się zmieniło od 1897 roku. Teraz pociąg z Częstochowy do Warszawy (Centralnej) jedzie o 20 minut dłużej niż wówczas do Dworca Wiedeńskiego na rogu Mrszałkowskiej i Jerozolimskich.
Witam czytelniczkę @6:48 i dziękuję za info. No co ja mam z czymś takim zrobić. Nawet mi się nie chce sprawdzać, wierzę na słowo i ręce rozkładam. I upubliczniam, może komuś zrobi się wstyd. Ale podejrzewam, że raczej nie, bo copy&paste nie wstydzą się dziś nawet rektorzy wyższych uczelni. 👿
A ja podrzucam Kierownictwu wywiad, w ktorym bezkompromisowy dziennkarz sledczy, krytyk sztuki Deptula z Rzepy pryncpialnie bada motywacje ob. Katarzyny Kozyry i kto/co za niom stoi:
http://www.rp.pl/artykul/571966_Skandal-mimo-wszystko-.html.
Kierownicto sie zadaje z niewlasciwymi artystami, bym myslal.
Dzięki, Kocie, za link. Ja nie widzę w tym wywiadzie nic takiego, Boguś Deptuła zachowuje się jak zwykły dziennikarz. Nie jest on zresztą „z Rzepy” i właśnie jestem ciekawa, dlaczego to on robił ten wywiad – może Monika Małkowska nie miała czasu (albo ochoty?). Monika też jest zresztą zupełnie „normalna”, z dawnego staffu Rzepy.
Pamiatka z koncertu w Paryzu:
http://www.facebook.com/pages/Fans-of-Nicolay-Khozyainov/143946968985621?v=wall#!/photo.php?fbid=1615851830592&set=a.1615849670538.165869.1065213424
Przepraszam. Z niewiadomego powodu tylko czesc podanego adresu zostala zakwalifikowana tu jako link, przez co nie prowadzi on tam gdzie chcialam; mozliwe ze nastepujacy link podziala lepiej (nalezy kliknac w zdjecie):
http://www.facebook.com/pages/Fans-of-Nicolay-Khozyainov/143946968985621?v=wall#!/permalink.php?story_fbid=170170123013314&id=143946968985621
O, dzięki! Ja nie mogę wszystkich zdjęć na tej stronie powiększyć (tych od Leonory), bo nie jestem na facebooku. Ale niektóre mogę.
Podziwiam, jacy jesteście aktywni 🙂
Na jednym zdjęciu to Kola Cisowiankę reklamuje?
To może ja z tym linkiem spróbuję? Oto próba linku Ruth z 19:46…
A pierwszy link wymusił na mnie logowanie.
No właśnie o to chodzi – nie chcę się logować 👿
Tylko to da się powiększyć – ładne 🙂
http://www.facebook.com/photo.php?pid=6063577&o=all&op=1&view=all&subj=143946968985621&id=602896609