Koniec WOK – c.d.
Dziś w „Gazecie Polskiej Codziennie” ukazał się artykuł na całą kolumnę pt. Kto sieje burzę?, a w nim stek kłamstw. Kilka z nich wypunktuję.
1. „Szefowa WOK-u 14 lutego skierowała do związków zawodowych informację o konieczności zwolnień grupowych, co oznacza, że za zwolnienia nowa dyrekcja chce zapłacić niemałe przecież odszkodowania. Mimo że pisma tego typu to pisma służbowe, szybko zostały upublicznione. Oczywiście wyłącznie na zasadach czarnego piaru. – Takie opiniowanie to wymóg ustawowy – mówi szefowa WOK-u. – Niejako początek negocjacji, ale zdumiewa mnie fakt, że rozmawia się przez media, a nie przy stole. Ktoś chce prać brudy rękami mediów zamiast zadać sobie pytanie: czy nie lepiej zadbać o operę – ludzi?”
PRAWDA: Nie ma żadnego czarnego piaru. Jest naga prawda. Pismo z 14 lutego jest zawiadomieniem o zamiarze przeprowadzenia zwolnień grupowych, jest w nim dokładnie wyszczególnione, ilu pracowników jakiej specjalności zamierza się zwolnić. W tym: wszystkich solistów i wszystkich dyrygentów. Opera ich, jak widać, nie potrzebuje. Dbanie o ludzi p. Węgorzewska ograniczyć zamierza wypłacając „niemałe przecież odszkodowania” (skąd wiadomo, że niemałe?)
2. „Widać też, że cały temat jest rozgrywany politycznie. Ci, którzy latami szkalowali Operę Kameralną, nagle stają w jej obronie. Jak to tłumaczyć? Komu przeszkadza dobra zmiana w tym zakresie? Komu zależy na konflikcie i – co realne – likwidacji placówki?”
PRAWDA: Kto niby szkalował? Pierwsza i praktycznie jedyna o tej aferze napisałam ja. Recenzje ze spektakli Warszawskiej Opery Kameralnej piszę najuczciwiej, jak można, od dobrych parudziesięciu lat, przez większość mojego życia zawodowego. Była jeszcze na stronie internetowej „Do Rzeczy” nota Tadeusza Deszkiewicza, który również nigdy nie szkalował WOK. O co więc chodzi? I ciekawe również, że likwidacji placówki miałby chcieć ktoś, kto pisze prawdę o zamiarach p.o. dyrektora, a nie ktoś, kto chce zwolnić wszystkich śpiewaków.
3. „Tajemnicą poliszynela jest to, że za protestem stoją muzycy i śpiewacy z tzw. drugiej linii albo związkowcy, którzy chronią się poprzez ustawę o związkach zawodowych”.
PRAWDA: Pani p.o. dyrektora zamierza wyrzucić wszystkich śpiewaków, więc i tych z najpierwszej linii.
4. „Ciekawe, że ci, którzy znają swoją wartość i są ulubieńcami publiczności, mają markę, nie protestują – mówi Węgorzewska”.
PRAWDA: A skąd pani szanowna wie, z kim ja rozmawiałam? Tak samo zainteresowani są wszyscy, zwłaszcza ci, którzy są ulubieńcami publiczności. Bo pani ich też zamierza wyrzucić.
5. „W tym kontekście dziwi postawa Stefana Sutkowskiego, który po spektaklu z udziałem orkiestry instrumentów dawnych MACV pochwalił drogę, którą zmierzamy. Stwierdził w wywiadzie dla TV Republika, że w końcu poczuł ducha Mozarta po wykonaniu Cosi fan tutte przez MACV pod kierownictwem Friedricha Haidera – niekwestionowanego lidera, jednego z najwybitniejszych dyrygentów, osobowości muzycznych Europy. (…) Teraz, zapewne w kontekście całego zamieszania, nagle zmienił zdanie”.
PRAWDA: Dyr. Sutkowski powiedziawszy te parę słów do kamery TV Republika, która mu się podsunęła po spektaklu, miał na myśli WYŁĄCZNIE wykonanie Mozarta z zespołem instrumentów dawnych. Z całą pewnością nie miał na myśli rozwalania opery, wyrzucania z niej wszystkich solistów, w tym czołowych. (Co zaś do Friedricha Haidera, dyrygent ten nie zajmuje się w ogóle w swej codziennej pracy zespołami muzyki dawnej, choć był uczniem Harnoncourta, ale na tym jego kontakt z HIP się zakończył.)
To tylko kilka z brzegu. Na deser zostawiłam sobie komentarz Piotra Iwickiego, perkusisty, współpracownika „GPC”, obecnie również dyrektora Agencji Muzycznej Polskiego Radia. Przytoczę go w całości, bo to wyjątkowe kuriozum.
„Nie ma nic gorszego od tego, kiedy dyskusja odbywa się w mediach, budując napięcie czy wręcz nienawiść. Zdaję sobie sprawę z podłości sytuacji, w której jest pani Węgorzewska. Zarząd województwa żąda od niej działania, które dla wszystkich będzie trudne. W Warszawie nie ma wolnych etatów na wiele lat. Rynek jest nasycony. Nie chcę i nie mogę jako szef Polskiej Orkiestry Radiowej [szef chyba w sensie „przełożony”, bo szefem artystycznym jest Michał Klauza – DS] być arbitrem w tej sprawie, ale to nie jest sytuacja bez wyjścia! Może ktoś pomyśli, aby dwie instytucje kultury, których organizatorem jest województwo mazowieckie, czyli WOK i Mazowiecki Teatr Muzyczny, scalić w jedną? Pół roku procedury i oszczędności oczywiste. WOK z MTM mają za co działać, a popularna operetka powstałaby i miałaby swój zespół! To praca dla muzyków, śpiewaków, dyrygentów. Czas usiąść do stołu, a nie prowadzić dialog poprzez media. I co oczywiste, nie przy udziale internetowych trolli czy agresywnego hejtu. Tu potrzeba kultury. Dosłownie – kultury”.
I to właśnie jest „kultura dosłownie”. Zmienić WOK, miejsce, gdzie wystawiano Haendla, Mozarta, Strawińskiego, w operetkę.
Komentarze
Nie jestem warszawiakiem więc nie bywam w WOK, nie mam relacji emocjonalnych z tym teatrem. Parę razy byłem, ale częściej nie, bo trudno tam o bilety. Fakt, że wypłynęło tam tylu świetnych artystów świadczy jak ważna to instytucja w skali całego kraju. Jednego naiwnie nie mogę pojąć: dlaczego tak malutki teatr też musi paść ofiarą „dobrej zmiany”?! Co Pisowi po tym, że połknie i wypluje Warszawską Operę Kameralną? To już nie jest jakaś strategia polityczna to porostu absurd. Dlaczego musiało tam zająć stanowisko jakieś beztalencie za to od początku rządów pisowskich opowiadające o konieczności „dobrej zmiany” w polskiej operze? Można mieć tylko nadzieję, że w innych miastach aż tak się nie rzucą.
Trudno uwierzyć że p. Iwicki powiedział coś tak absolutnie koszmarnego. Temat WOK + Izbanowy MTM powracał czasem jako plotka-straszak, dementowana szybko jako absurd z gatunku tych najgłupszych. Ale jest dobra zmiana, a dobra zmiana może wszystko. Scalajmy więc dalej – TWON z Romą, Filharmonię Narodową ze Stowarzyszeniem Orkiestr Strażackich itp. „Pół roku procedury i oszczędności oczywiste”.
To jest już obłęd…
No to powoli sytuacja się wyjaśnia: p. Węgorzewska (et consortes), rozwalając WOK, robi sobie C.V., by móc w przyszłości objąć TWON a MTM będzie połączony z WOK, co ostatecznie wyeliminuje jakieś bzdurne Haendle, Mozarty czy inne Bachy lub Vivaldie z repertuaru, bo kto by się na tym męczył? Najlepiej miło, lekko i przyjemnie. Już niekoniecznie na wysokim poziomie. A najlepiej z Zenkiem Martyniukiem w roli głównej!
Jak dobra zmiana, to dobra zmiana.
Poza tym bardzo podoba mi się pomysł innych połączeń, które zasugerował „PMac”.
Ad. Robert2
W innych miastach jest równie absurdalnie. I to niekoniecznie musi mieć zabarwienie polityczne. Międzynarodówka miernot jest absolutnie ponadpartyjna. A mamy właśnie do czynienia przede wszystkim z triumfalnym pochodem (i porozumieniem) miernot. Wracając do innych miast – służę przykładem. W zeszłym roku rozpieprzono na cztery wiatry Gliwicki Teatr Muzyczny – działający, z dobrą frekwencją i dobrze przyjmowanymi produkcjami – przede wszystkim musicalowymi, ale i również (mając na uwadze starszych widzów) paroma operetkowymi. Zmuszono do dymisji dyrektora (obecny naczelny TW w Łodzi) – pod pretekstem zadłużenia teatru. Zadłużenie wynikło jednak przede wszystkim z drastycznego obniżenia dotacji. Nowy dyrektor (szef miejscowego muzeum) wydumał sobie (z pełną akceptacją wiceprezydenta ds. kultury), że miastu nie jest potrzebny teatr muzyczny (bo miasto dopłaca do przyjeżdżających spoza miasta widzów !), tylko miasto musi mieć teatr dramatyczny. Słowo obrócono w czyn – kontrakty nikomu nie przedłużono, a wszyscy etatowi z zespołów artystycznych dostali wypowiedzenie (orkiestra, balet, chór). Po pół roku doprowadzono w męczarniach do pierwszej premiery z udziałem nowozatrudnionego zespołu aktorskiego – zgadnij koteczku jakiej? – musicalowej. Z tytułem zerżniętym ordynarnie z Ewy Lipskiej: „Dom spokojnej młodości”.
Tym, co robi ta pani doktor, nie jestem w jakikolwiek sposób zaskoczony. Jeżeli ktoś myślał, że będzie inaczej inaczej, wykazał się skrajną naiwnością. Pochód trwa w najlepsze.
PS.
Ruch Muzyczny ma swoją aktualną stronę internetową (www.ruchmuzyczny.art.pl), na której zamieszcza materiały dopiero po wydaniu kolejnego numeru. Gwoli precyzji, a nie reklamy.
Dbanie o ludzi p. Węgorzewska ograniczyć zamierza wypłacając „niemałe przecież odszkodowania” (skąd wiadomo, że niemałe?)
Będzie teraz nudno: Ustawa z dnia 13 marca 2003 r. o szczególnych zasadach rozwiązywania z pracownikami stosunków pracy z przyczyn niedotyczących pracowników (t.j. Dz. U. z 2015 r. poz. 192 ze zm.), art. 8 ust. 1:
Pracownikowi, w związku z rozwiązaniem stosunku pracy w ramach grupowego zwolnienia, przysługuje odprawa pieniężna w wysokości:
1) jednomiesięcznego wynagrodzenia, jeżeli pracownik był zatrudniony u danego pracodawcy krócej niż 2 lata;
2) dwumiesięcznego wynagrodzenia, jeżeli pracownik był zatrudniony u danego pracodawcy od 2 do 8 lat;
3) trzymiesięcznego wynagrodzenia, jeżeli pracownik był zatrudniony u danego pracodawcy ponad 8 lat.
Oznacza to, że w przypadku zwolnienia człowieka np. w marcu, wypłaci mu się odprawę przykładowo 3-miesięczną, czyli tak, jakby się go miało do końca czerwca, a do końca roku pozbywamy się kosztu osobowego. Swoją drogą miłosierdzie gminy niewielkie, bo aż 3 miesięczna odprawa (liczona jak ekwiwalent za urlop wypoczynkowy, czyli z ponadnormówkami, premiami i dodatkami, a nie tylko goły etat), na dodatek wysokość odprawy pieniężnej nie może przekraczać kwoty 15-krotnego minimalnego wynagrodzenia za pracę, obowiązującego w dniu rozwiązania stosunku pracy, czyli 30 tys. zł brutto minus podatki i składki na ubezpieczenia społeczne. Rzeczywiście jednokrotnie przy dużej liczbie zwolnionych wychodzi dużo, ale patrząc budżetem rocznym – to czysta oszczędność.
Obowiązek konsultacji zamiaru przeprowadzenia grupowego zwolnienia z zakładowymi organizacjami związkowymi działającymi u tego pracodawcy jest wpisany w art. 2 tej ustawy, z całą procedurą: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20030900844
Dzięki za prawniczą informację 🙂
W tym świetle weźmy jeszcze pod uwagę, że pensje w WOK są śmiesznie niskie. Dlatego słowo „niemałe” biorę w cudzysłów.
@ 60jerzy
„Zadłużenie wynikające z obniżenia dotacji” – skąd my to znamy. W WOK dotacje były obniżane regularnie od lat.
Nie mogę w to uwierzyć. Tak nie może być.
Przecież to jest malutki teatr z maleńką sceną i widownią.
Jaka operetka?!
To PSL teraz pod rękę z PiS-em?
Zawsze był obrotowy 🙁
To może być prawda, to połączenie WOK-u z MTM-em, który stworzony przez Izbana działa na zasadzie chałturnictwa, teraz wzniesie się na wyżyny artystyczne… dzięki WOK-owi, smutne…
Im w tej operetce potrzebna jest duża scena, ten teatr się nie nadaje.
Nie, nie i nie!!!
Jak ja o takiej perspektywie mówiłam po przyjściu pani W., to mówiono, że straszę albo się wygłupiam 👿
Tekst z „GPC” (nie dopisałam, że autorstwa Roberta Tekielego – nie pamiętam wcześniejszych jego tekstów okołomuzycznych) ukazał się prawie w całości tutaj:
http://niezalezna.pl/94244-kryzys-w-warszawskiej-operze-kameralnej-kto-sieje-burze
Prawie – bo pominięto komentarz Iwickiego.
Ktoś to właśnie wrzucił na grupę „Ratujmy WOK” jako „porządnie napisany artykuł, który pokazuje sprawę w innym świetle. Wszyscy unoszą się emocjami, a może warto też spojrzeć na fakty”. Możecie teraz ocenić 😉
Czytam komentarze jedne i drugie, powracają pytania sprzed kilku lat. Zanim jednak je zadam, proszę o nie linczowanie i nie ustawianie po jednej czy po drugiej stronie. Zadaję je z ciekawości i z niewiedzy, a nie z sugerowania czegokolwiek.
– O kłopotach finansowych WOKu wiadomo od dawna. Przy zwalnianiu dyr. Sutkowskiego było o tym głośnio. Podobno zespół miał wtedy jakiś plan, którego szczegółów nie znam. Plan albo nie został przeczytany w ogóle, albo nie wzbudził zainteresowania w urzędzie marszałkowskim. Czy podczas urzędowania Lacha lub obecnej dyrektor podjęte zostały rozmowy o sytuacji finansowej instytucji i czy w ciągu ostatnich 5 lat została przeprowadzona jakakolwiek reforma lub próba tejże w WOKu?
– Faktem jest, że WOK ma bardzo dobry zespół. Ale od czasu wywalenia Peryta WOK nie ma dyrektora artystycznego. Nadal grane są przedstawienia w reżyserii RP, a w ciągu prawie 20 lat bardzo dużo i w samej reżyserii, i w odbiorze się zmieniło.
– Dlaczego, po kilku latach, nadal rozmawiamy o solistach zatrudnionych na etatach i grających jedno, dwa przedstawienia rocznie?
– No i retoryczne, dlaczego ministerstwo kultury (zarówno PO jak i obecne) nie interesuje się losem placówki? I dlaczego nie wyciągnięto wniosków już kilka lat temu, nie podjęto mediacji ze wszystkimi zainteresowanymi stronami w celu opracowania planu zmiany funkcjonowania tej jednej z lepszych instytucji?
Od dwóch lat nie mieszkam w Polsce. Ale wcześniej sporo jeździłam po kraju i widziałam zmiany w kulturze. Obecna „dobra zmiana” woli Martyniuka, co jest żałosne. Ot znalazła sobie swojego Petrarkę i Rilkego 🙁
Ale poprzednikom też daleko do strategów. Jeden z kuriozalnych przykładów, to wybudowanie budynku filharmonii w Gorzowie WLkp. i szukanie „na wczoraj” zespołu, a najstarsza polska orkiestra symfoniczna (Zamość) ciśnie się w salce domu kultury, gdzie po pół godz. oddychać nie można.
Nasuwa się smutna refleksja, nie mamy strategów w polityce, nie mamy w kulturze. Od 1989 r. nie potrafiliśmy, jako państwo, wytworzyć instrumentów budujących prywatny mecenat (nadal pokutuje zapis o darowiznach tylko na cele statutowe, a nie np. utrzymanie stałego zespołu organizacyjnego czyli tzw. koszta administracyjne). I mamy do czynienia z sytuacją, że nawet WOK jest zależny od przychylności władzy, a że marszałek woli Mazowsze…
No i jeszcze jeden komentarz, dotyczący nie tylko kultury, nie tylko WOKu, ale ogólnie sposobu rozmowy pomiędzy urzędnikami i politykami oraz ad vocem Robert Tekieli. Kiedy kończą się argumenty w „dyskusji” (przekrzykiwanie się na argumenty nie uważam za dyskusję), używa się określenia – decyzja polityczna. Co to za twór?!!! 🙁
„Tu potrzeba kultury. Dosłownie – kultury”. – pisze pan Iwicki. Technika łączenia WOK z jakims teatrem muzycznym w celu uzyskania operetki nie jest odkrywcza. Poprzednio minister Glinski postanowił połączyć Muzeum II Wojny Światowej z gotowa już ekspozycją i we własnym gmachu z niefunkcjonującym jeszcze Muzeum Westerplatte w celu uzyskania izby pamięci w powiatowym domu kultury.
@ mirax
Widać, że spojrzenie z daleka, bo to i owo się nie zgadza, np. że wciąż gra się tylko Peryta. Od kilku lat wprowadzane były stopniowo nowe premiery – rzeczone Cosi w reżyserii Marka Weissa czy Uprowadzenie z seraju zrobione przez Ewelinę Pietrowiak. Ale wiadomo, to kosztuje, więc nie da się od razu wymienić wszystkiego. Pokazali się też inni realizatorzy przy nowych premierach, ale to wszystko było siłą rzeczy ograniczone.
Natomiast co do reszty się zgadzam i się zdumiewam, że musiało to zajść tak daleko. Dyr. Lach zwolnił co prawda bodaj 80 osób, ale miał swoje kontrowersyjne pomysły, które też kosztowały. Te pomysły, gdyby były na nie pieniądze, mogłyby mieć ręce i nogi, ale warunków nie było, więc nie należało się w to angażować.
Nie znalazł się więc dotąd nikt, kto przeprowadziłby reformę sensownie i z jakimś cieniem kultury, mając przy tym jakąś spójną i realną (!) koncepcję artystyczną tego miejsca. Dziś mamy ludzi, których koncepcja polega na braku koncepcji – niewykluczone, że w komentarzu Iwickiego znalazły się prawdziwe zamiary pp. Węgorzewskiej i Laszczkowskiego, choć oczywiście to tylko moje osobiste przypuszczenie i mogę się mylić…
To prawda, nie mamy strategów, nie mamy w ogóle ludzi myślących racjonalnie. Tacy są dziś odsuwani, taki czas najgorszego karierowiczowstwa: ważne, żeby ktoś był „swój” niż żeby był kompetentny. I tak będzie aż do zmiany władzy. A po zmianie też diabli wiedzą, bo kiedy społeczeństwo się demoralizuje, trudno się oddemoralizowywuje, ten proces jest długi i bolesny, widzimy to wciąż 28 lat od komuny…
Co do ostatniego pytania, aż się uśmiechnęłam, bo kiedy siedzi się w Polsce, to wciąż się takie słowa słyszy. Polityczne jest wszystko to, z czym się nie zgadza obecna władza i co w nią „godzi”. Przykładowo były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński jest przez PiS nagminnie nazywany politykiem, choć jego rolą, ściśle przestrzeganą, było pilnowanie prawa. Ale, jak powiedział ostatnio wicepremier Mateusz Morawiecki, od prawa ważniejsze jest bezpieczeństwo… Swoiście rozumiane zresztą.
Pozdrawiam Szwajcarię 😉
@ Kalina
Łączony jest jeszcze, i to już za kilka dni, Narodowy Instytut Audiowizualny z Filmoteką Narodową. Oczywiście przede wszystkim po to, by pozbyć się twórcy i dyrektora NInA Michała Merczyńskiego 👿
Taki głos znalazłem w sieci: http://chochlikkulturalny.blogspot.com/2017/02/kto-naprawde-sieje-burze-czyli-po.html?m=1
Dzięki!
Nie znam Chochlika, tj. p. Włodzimierza Neubarta (choć zapewne się mijaliśmy na różnych wydarzeniach), ale w jednej sprawie się nie zgadzam. Otóż przesłuchania dla muzyków orkiestrowych są na całym świecie sprawą normalną. Tak, muzycy skończyli studia, ale mogą być w różnej formie. I ci rozsądniejsi też uznają, że to normalne, zatem poddają się przesłuchaniom. Oczywiście wtedy, kiedy są na kontraktach i siłą rzeczy muszą się weryfikować (jak to jest np. w Wielkiej Brytanii).
Dziękuję za sprostowanie odnośnie RP. Maleńka, ale jednak ulga. Choć to RP, kiedy jeszcze dzieckiem byłam, wprowadzał mnie w świat Czarodziejskiego Fletu, Don Giovanniego, etc. Każda z Mozartowych oper, nawet ta w Zurychu, oglądana będzie przez pryzmat tych pierwszych ;-).
A poza Polską też specjalnie państwo nie pomaga. Poprzedni minister MSZ – wykształcony na Oxfordzie – gdzie tylko mógł polikwidował attachaty kulturalne. Instytuty Kultury, które na chwilę odżyły wróciły do „lepiej nie robić nic, to błędów nie popełnimy”. Jeśli dzieje się coś wartego zobaczenia, posłuchania, to jest to raczej inicjatywa oddolna i poza ambasadą. Jak słyszę o kolejnych propozycjach promowania polskiej kultury, eh…
No wiadomo, że najlepiej nic nie robić, żeby nie popełniać błędów 🙂
A odnosząc do teatru, każdy teatr kiedy gra, to traci…
Dobry wieczór,
W całej koncepcji „olaboga, zmienią WOK w operetkę/variete” jedna rzecz nie trzyma się tzw. kupy. MACV. Jak dotąd, nie ma żadnej informacji, że zespół ten będzie rozwiązany bądź redukowany w tym samym stopniu, co Sinfonietta. W dodatku orkiestra ostatnio dostaje do zagrania kolejne tytuły mozartowskie. Gdyby wróżyć tylko na bazie tych okoliczności, stawiałbym raczej na plan przekształcenia WOK w teatr grający głównie w nurcie HIP, uzupełnionym sporadycznymi spektaklami współczesnymi/muzyką lekką. Koncepcja wymarzona przez niejednego fana baroku i instrumentów z epoki, gdyż Warszawa z pewnością zasługuje na taką scenę. Niestety, styl takiego ewentualnego przekształcenia niweczy szlachetność celów. I choć moje serce bije w rytmie HIP, uważam że gdyby taki właśnie był zamiar AWW et consortes, oddaje on – podobnie jak to było w przypadku Capelli Cracoviensis – niedźwiedzią przysługę polskim barokowcom…
@ Primouomo – witam. Tak, o rozwiązaniu MACV się w tej chwili nie mówi. Jednak czy to coś znaczy? Początkowo p. AWW chciała się właśnie tego zespołu pozbyć, ale przetłumaczono jej szczęśliwie, że to jedyny taki zespół w stolicy i dobro narodowe. Jednak wątpię, by była ona w stanie, nawet przy pomocy Jacka Laszczkowskiego, stworzyć taki teatr, o którym Pan (jak …uomo, to chyba pan?) pisze. Nie ten styl, nie ten gust.
Z Capellą Cracoviensis sytuacja jest jednak inna. Przede wszystkim pchnięcie w stronę HIP zostało dokonane przez fachowca z gustem. Zespół wokalny został zbudowany na nowo od zera, a zespół instrumentalny dziś składa się w dużym stopniu z… dawnych Capellowców, tych, którzy tak protestowali przeciwko Adamusowi, ale zostali w zespole na etatach i przestawili się w końcu na HIP. Dziś są jego gorącymi zwolennikami, z wzajemnością zresztą. Tak też bywa.
Przy okazji poprzedniego kryzysu w WOK wiele tu (i gdzie indziej) dyskutowaliśmy o metodach jego rozwiązania – czyniliśmy to merytorycznie i dość ponadpartyjnie. Jednym z ważnych postulatów było zabranie tej „zabawki” Struzikowi i uczynienie jej narodową instytucją kultury (na co zasługuje). Oczywiście i to, i każde inne rozwiązanie wymagałoby reformy i restrukturyzacji, wszyscy byli tego świadomi – zespół też. Ale MKiDN umyło ręce. Oglądaliśmy też dość żenujące posiedzenie sejmowej komisji kultury, na którym PO i Struzik wykazali się arogancją i obłudą (a dość sensownie wypowiadała się… opozycja z PiS, chyba w osobie p. Sellina, o ile pamiętam – to były jeszcze te odległe czasy, gdy opozycję dopuszczano do głosu, a nie bezczelnie i bezprawnie wyłączano jej mikrofony).
Ale warunkiem wszelkich zmian był konkurs na nowego dyrektora. Naszym – obrońców WOK – ostatnim szańcem była walka o porządny, uczciwy konkurs, skoro już nie dało się z MKiDN. Taka prosta, oczywista rzecz: KONKURS. Wybór osoby i programu. I odbył się – wiemy o kilkorgu naprawdę dobrych kandydatów, którzy wkrótce potem sprawdzili się doskonale gdzie indziej, a których odrzucono pod bzdurnymi pretekstami, cytowanymi później jako ponure anegdoty.
Wynik był jaki był – i jaki miał być. Nie będę krytykował dyr. Lacha, bo z nim w jakimś zakresie współpracowałem (wszyscy staraliśmy się wykazać optymizmem i wspierać WOK – bo szczerze tę instytucję kochamy – nb. doprawdy nie wiem, kogo ma na myśli publicysta od Sakiewicza pisząc coś o „szkalowaniu”??… może jakiś cytat? także metafora „siania burzy” nie jest dla mnie całkiem czytelna, ale ja w ogóle nie rozumiem alter-prawicowego języka i jego swoistej poetyki).
Teraz można by powtórzyć wszystko, co pisaliśmy wtedy – nie chodzi o to, że ktoś upiera się, że „musi zostać, jak było” (choć dla muzyków byłoby to rozwiązania „socjalnie” najbezpieczniejsze, nie dziwmy się, że walczą o swoje etaty…), tylko znowu – o absurdalny TRYB zmian! A więc osoba „z teczki Struzika”, bez konkursu, bez weryfikacji jej kompetencji (ładny głos i sprawne organizowanie rewii tenorów to doprawdy jeszcze za mało by być menedżerem instytucji takiego kalibru i takiej tradycji – wiem, znowu będzie o „hejcie”, ale czy piszę coś nieprawdziwego?). A nade wszystko – bez poddanego pod dyskusję programu, za to z polityką faktów dokonanych. Cytowany wyżej kuriozalny artykuł jest – poza nadużyciami – wyrazem koszmarnej hipokryzji! Tak jakby jego autor nie wiedział. jakimi metodami dziś obsadza się każdy stołek i gdzie konkretnie władza ma kompetencje – media publiczne to przykład aż nazbyt drastyczny, że nie wspomnę o „konfiturowych” spółkach, „Misiewiczach” itp. A już wyrazem hipokryzji do sześcianu są te wezwania: kochani, no dyskutujmy! Rozmawiajmy! Najlepiej – kulturalnie! A jednocześnie każdy argument, każda próba merytorycznej dyskusji jest kwitowana szyderczym pluciem w twarz: wygrajcie sobie wybory, bo TKM! To trochę off topic – ale charakterystyczne: ile osób chciało dyskusji o koszmarrrrrrnej, potwornej ustawie Szyszki zezwalającej na bezprecedensową rzeź drzew? Dowiadywały się z Najwyższych Ust, że ich (nasze) obiekcje – to jazgot. Z innych – że bełkot. Że motywuje nas „polityka” i jakieś „koryto”. Cała maszyna legislacyjna przepuściła tę zbrodniczą ustawę w 5 min bez mrugnięcia okiem pokazując wiadomy palec krytykom. Dopiero dziś Zwykły Poseł zauważył, że zostawia po sobie „Polskę w trocinach” i wykazał się poniewczasie jakąś refleksją…
Niestety, „wióry z kultury” znacznie mniej interesują szeroką opinię, więc kolejne instytucje idą pod topór wśród ciszy (no prawie, ale to raczej takie mruczenie niż krzyk słusznego protestu)…
Jako aktywny (taka rzeczywistość) związkowiec i przez lata! wspierający GPC, przeżywam kolejny CIOS. Kłamliwy, ultraliberalny (sic!), obraźliwy dla artystów i związkowców artykuł. Ale również policzek dla dziennikarzy! GPC postuluje, żeby media nie patrzyły Węgorzewskiej na ręce! Taka zasłużona gazeta śledcza! I proszę pozwolić zrobić mi użytek z kupowania przez lata GPC, Naszego Dziennika, wsparcia TV TRWAM. Te media lansowały Węgorzewską przez ostatnich kilka lat. I to jest nie tylko polityczny, bo i taki jest, wątek. To niestety POD KAŻDYM WZGLĘDEM CIOS DLA MNIE JAKO KATOLIKA. Jak to było z tym dzwonieniem na Mszę..?Kto wie, o czym mowa, ten wie… I tak to wygląda z dalekiego krańca Polski. Artyści w Polsce muszą się zjednoczyć, bo „dobra zmiana” jest zaraźliwa.
Panie Piotrze, młody Pan jest i może nie pamięta – te wszystkie teksty o „szkalowaniu” czy „sianiu burzy” wywodzą się prosto z komuny. Kto szkaluje czy sieje burzę? Najpewniej Hupka i Czaja, albo rewizjoniści, albo syjoniści i cykliści… albo „koderaści”, albo „lewacy”… Nihil novi, naprawdę.
@ Aniunissima – witam. Ubawiłam się przednio, dzięki 😆 Szkoda tylko, że sama sprawa smutna.
…to już raczej ta druga młodość, ale dziękuję 😉 no i pamiętam, widzę analogie. Wszyscy też widzimy te same osoby, które już w 1968 dzielnie wspierały władzę i pryncypialnie wdeptywały w glebę warchołów, krzykaczy i gęgaczy – co tak się im spodobało, że nie mogą przestać do dziś…
Szanowna Pani Doroto, potwierdzam-to, co dzieje się w WOK budzi obawy graniczące z przerażeniem nie tylko w „czwartych pulpitach”. Dziekujemy, że zajmuje się Pani sprawą i komentuje wydarzenia z wnikliwością i znajomością tematu. Czytajac głosy w dyskusji nasuwa się jednocześnie obawa, że im mniej szczegółowej wiedzy o sprawie, tym łatwiej o kategoryczne opinie z wszechobecną polityką w tle. A przecież im mniej polityki (politykierstwa) w dziedzinie kultury i jej instytucji, tym lepiej (marzycielstwo – wiem 🙂 Pastwienie się nad tzw.”dobrą zmianą” w kontekście WOK wydaje się nieco na wyrost skoro przedstawiciel tej (nowej) władzy w osobie wiceministra MKIDN już w listopadzie zgłaszał gotowość ratowania instytucji i jej współfinansowania. http://www.polskieradio.pl/8/3664/Artykul/1696397,Wiceminister-kultury-nie-zajmujemy-sie-tylko-historia .Chciało by się powiedzieć – WRESZCIE! Po latach starań i po Requiem pod Ministerstwem jeszcze za poprzedniej władzy…Jednak żeby taka zmiana (współ)włascicielska nastąpiła KONIECZNY jest wniosek dotychczasowego jedynego organizatora WOK – sejmiku województwa. Nic takiego nie miało miejsca! Ministerstwo i cala ta „dobra zmiana” może sobie „ubolewać” albo „pochylać się ze zrozumieniem” …może nawet Kameralnej dobrze życzyć ale nie ma nic do gadania bo decydentem i włascicielem WOK jest sejmik z marszałkiem Struzikiem, który nominował na 2 lata Panią p.o. dyrektor-doktor. Dodatkowe zamieszanie wprowadza przedstawianie się Pani dyrektor jako rzeczniczki „dobrej zmiany w WOK”. To chyba próba zapewnienia sobie milczącej bierności/zgody Ministerstwa dla własnych działań…chyba, że przyjmiemy jakąś spiskową teorię typu „są dogadani”. Spiskowe teorie zostawmy. Tak jak zostawmy nasze poglądy polityczne i może uprzedzenia w dyskusji o tak ważnej Instytucji Kultury.
P.S. pomysły PMac sa tak inspirujące, że dorzucam swoje : MACV (nazbyt udane i przez to kłopotliwe dziecko WOK) wypchnijmy w całosci gdzieś, gdzie może znajdą pieniądze na te barokowe fanaberie (TWON?), mozartowską Sinfoniettę przemianujmy na orkiestrę operetkowo-okolicznościową MTM (vide pomysl Iwickiego) a z solistów utwórzmy Mazowiecki Bezetatowy Chór Dożynkowy (Olga Pasiecznik jako żniwiarka z wieńcem a Rafał Siwek jako stary furman). W Kameralnej zostawi się gabinet Pani Dyrektor i strukturę administrującą instytucją artystyczną bez artystów. Będzie tanio i nowocześnie.
O przesłuchaniach dla muzyków mówił też dzisiaj związkowiec z orkiestry, że nigdzie na świecie itd., i że on się sam weryfikuje, ile razy siada i trąbi (bo to waltornista). Z takim materiałem ludzkim się pracuje w naszych orkiestrach, to nic nowego. Mówił też, że pani p.o. zarzuciła, jakoby Sinfonietta była najgorszą orkiestrą w Warszawie, podczas gdy zdaniem związkowca orkiestra jest na poziomie, cytuję, światowym, koniec cytatu. To stwierdzenie pani p.o. rzeczywiście jest kontrowersyjne, bo w Warszawie mamy nadzwyczaj silną konkurencję do ostatniego miejsca i być może, Sinfonietta jest tylko trzecia od końca.
To tyle żartów nad trumną, o czymś choćby z grubsza konstruktywnym dzisiaj nie słyszałem i pewnie nie usłyszę jutro, więc sobie tak grubo żartuję. Jakaś forma kompromisu zawsze jest możliwa i zapewne dałoby się coś ustalić nawet mając taką p.o. dyrekcję i takich związkowców, tyko trzeba się za to wziąć, a tu nie ma woli politycznej. Za poprzedniego rządu nie było, bo jeszcze koalicjant by się obraził. Teraz nie ma, bo nie – albo nasze, albo wcale.
To jeszcze może zabawię się w wieszcza i powiem, że się nie zgadzam bardzo z głosami, jakoby pani p.o. ubogacała sobie cv przed ubieganiem się o dyrekcję TWON. Owszem, może i ma taki plan, tylko że jest niewykonalny, niezależnie od cv i przymiotów bądź ich braku. Ona nie gra w tej lidze, jest za mała i obojętnie, jakie będą klimaty na szczytach władzy, zostanie zeżarta przez większe i sprawniejsze drapieżniki. Jest skazana na klimaty peeselowskie. 😎
@muzyszynek: dzięki za głos rozsądku. PiS nie ma z WOK ani p. dr Alicją nic wspólnego. To wszystko jest PSL od początku do końca. Pani dyrektor nawet startowała do parlamentu z list PSLu.
@Dorota Szwarcman: połączenie Filmoteki z NINA jest zasadne. Obie instytucje są komplementarne. Dobry pomysł zarządczy. Można usprawnić funkcjonowanie i oszczędzić środki. Zmiana dyrektora po prawie dziesięciu latach też nie jest sama w sobie żadnym złem.
WOK – nie mozna bylo znalezc 3.5 miliona w calym polskim budzecie? Wierzyc sie nie chce! 😯 👿
Pobutka 21 lutego https://www.youtube.com/watch?v=GrFbiw77_90
N. Simone 84, https://www.youtube.com/watch?v=hBiAtwQZnHs
PS Pytanie jest oczywiscie retoryczne 🙁
O d/z piszemy, bo
1. pani doktor zostala przez nią powitana z euforią, wcześniej zaś emitowała porażające teksty w GPC
2. Wszystko, co się w WOK dziś dzieje jest idealnie w strasznym stylu d/z, czyli sanacja przez rozwałkę…
@PMac to może jeszcze słowo o partyjnym etykietowaniu przy okazji niepartyjnych dyskusji. Zjawisko umizgiwania się do wadzuchny nie jest ani nowe ani nie dotyczy tylko tej wadzuchny. Przykładów aż nadto w świecie polityków z poglądami na każdą okazję i dyrektorów w aurze „dobrych relacji z…” . Bliżej zaś tematu WOK przykładem choćby „redakcyjny opiniotwórczy radiowy dyrektor” Iwicki. Wczoraj Wyborcza, dziś GPC w służbie d/z a jutro może Zielony Sztandar albo Trybuna…zależy kto bliżej konfitur. Panta rei.
Dzień dobry 🙂 Poszłam spać, a tu takie ciekawe wypowiedzi, no i musiał poczekać Erykko (witam). Pewnie, że głupoty są ponadczasowe i nie wszystkie robi PiS 😉 Pamiętacie, jak tu wojowaliśmy o różne ważne sprawy, do których niszczenia brali się ludzie związani z PSL czy z PO (historia z NIFC). Tu się walczy o kulturę, nie o dobro jednej czy drugiej partii.
Natomiast pani Doktór owszem, była związana z PSL, ale teraz jest blisko PiS, w „GPC” wielokrotnie publikowała, oficjalnie przedstawia się jako „dobra zmiana”. I niestety chciałabym się zgodzić z Wielkim Wodzem, że do TWON jest za cienka w uszach, ale przecież dziś widzimy takiego typu zmiany na stanowiskach, że z bólem poczytuję wypowiedź Kolegi za naiwność. Choć może tym, jak się teraz miota, trochę sobie zaszkodziła.
Kolega zaś Iwicki owszem, publikował w „GW” i był moim kolegą, nawet publikował notki jazzowe na Afiszu w „Polityce” jeszcze przed moim tam przyjściem, natomiast blisko prawicy jest od dawna. Za poprzednich rządów PiS został wójtem Raszyna (mieszka tam), niespecjalnie się zasłużył na tym stanowisku. Można powiedzieć, że jest obrotowy, ale serce ma po prawej stronie.
Co do NInA – jak zwykle za tej władzy pomysł jest przeprowadzany zbyt szybko i zaangażuje wiele środków finansowych, które można by przeznaczyć na ważniejsze rzeczy. Tutaj sensowna opinia na temat połączenia, przygotowana przez ludzi z NInA, ale nie stronnicza, lecz merytoryczna:
http://nina.gov.pl/media/637653/pl_opinia_nina.pdf
Co zaś do Sellina (@ muzyszynek), może trzeba trzymać ten kurs? Mogłaby to być jedyna sensowna sprawa, jaką przeprowadziłby na tym stanowisku. Byłoby to lepsze niż gadanie idiotyzmów o Muzeum II wojny światowej.
@Dorota Szwarcman: Ja też nie wierzę, żeby dr Węgorzewska miała szanse na TWON. Owszem, deklaruje poparcie dla PiS, ale po pierwsze to nie wystarczy a po drugie – jak na razie – ciągle jest w nomenklaturze PSLu. A GPC to nie jedyne ani nawet nie decyzyjne środowisko w łonie – szeroko rozumianego PiSu.
Co do NiNa, to – z perspektywy wieloletniego pełnienia funkcji zarządczych podtrzymuję zdanie, że połączenie obu instytucji jest zasadne i że zasadna jest dokonana przy okazji wymiana szefa, oczywiście pod warunkiem powołania kogoś kompetentnego. Podobno ma to być dyrektor Dariusz Wieromiejczyk, którego CV jest odpowiednie do stanowiska Oczywiście efekty pokażą się w tzw. praniu. Dyrektor Merczyński to niewątpliwie fachowy człowiek ale już chyba się zbyt ,,otorbił” siecią rozmaitych zależności politycznych i gospodarczych.
Przeczytałem też podlinkowaną (dziękuję) opinię (połączoną z raportem) autorstwa pracowników NiNA.
W odróżnieniu od Pani Redaktor uważam tę opinią za jednocześnie merytoryczną i zarazem stronniczą :-). Te dwie kategorie się nie wykluczają, a zwykła logika nie pozwala przyznać temu interesującemu tekstowi certyfikatu bezstronności. To nie zarzut, tylko oczywista konstatacja wynikająca z usytuowania autorów.
No tak, ale mnie ta opinia przekonuje 🙂
@Dorota Szwarcman. Aaa, to już zupełnie inna historia. Nadawać opiniom, z którymi się zgadzamy cech bezstronności jest rzeczą ludzką. Sam nie jestem zupełnie odporny i ulegam czasem temu zrozumiałemu mechanizmowi, że to co jest moją opinią to naukowe i obiektywne, a adwersarza nieprzemyślane i niemądre 🙂 🙂 .
Trzeba mieć opinie raczej co do spraw a nie ludzi. W sprawie fuzji NiNy z FN popieram Ministra Glińskiego, a np. w sprawie Muzeum II wojny wręcz przeciwnie. Chociaż w tym tekście jest parę kwestii, nad którą osoby realizujące fuzję muszą się zastanowić. Zresztą obecny Dyrektor Generalny MKiDN Jarosław Czuba był akurat istotnym współtwórcą NiNY i harmonijnie współpracującym zastępcą Merczyńskiego przez ładnych parę lat, więc instytucję zna. Wieromiejczyk też jest doświadczonym menedżerem, absolwentem PWST i specjalistą w kwestiach audiowizualnych – był między innymi współproducentem „Katynia” Wajdy jako dyrektor Agencji Filmowej TVP i Dyrektorem Kreatywnym dużej amerykańskiej agencji reklamowej w Ukrainie. Obaj to bezpartyjni fachowcy. Tutaj akurat może niebezpieczeństwo złych działań nie jest jakieś wielkie.
Naprawdę uważa Pan, że współautor Alfabetu lemingów – manifestu pogardy dla inaczej myślących niż autorzy (choć sformułowanego lekko i pseudodowcipnie) – to „bezpartyjny fachowiec”? Może do żadnej partii nie należy, ale ideologicznie jest po określonej stronie.
Co do dokumentu, przekonuje mnie on z powodów czysto merytorycznych i nie ma najmniejszego powodu, żeby do tego coś dopisywać.
@Dorota Szwarcman: Nie znam tego tekstu, więc nie umiem się wypowiedzieć co do ,,pogardy”. Nie za mocne słowo, skoro sama pisze Pani Redaktor o ,,lekkości”? To by dopiero było, gdyby napisanie pamfletu eliminowało ludzi zawodowo bądź etycznie. Ale ja wiem, że to bezpartyjny fachowiec bo współpracował z całą masą ludzi o innych poglądach. Oczywiście, że musi mieć poglądy centroprawicowe albo prawicowe, skoro go obecny rząd daje na to stanowisko. Nie jestem dzieckiem. Kontrola instytucji państwowych jest powierzana na ogół ludziom o bliskich władzy poglądach. Ale to nie wyklucza fachowości jak w tym wypadku. Jestem optymistą co do NINy/FN.
To ma byc FINA, czy jakos tak…
Ja bym bardzo chciala, zeby nowy szef nowej instytucji dzialal z sensem. Ale nie mam zaufania do tych zmiennikow, ktorzy z upodobaniem niszcza dorobek instytucji tylko dlatego, ze zostal zbudowany przez inna ekipe. Boje sie o te wszystkie wspaniale rzeczy, ktore NInA robila.
@Dorota Szwarcman: No ale jak napisałem, że współtwórca NiNy i jej nr 2 z poprzedniej ekipy jest ważnym członkiem i obecnej jako dyrektor Generalny MKiDN i na pewno ma wpływ na to by nie niszczyć własnego dzieła. Więc nadzieja jest a zmiana akurat tutaj nie do końca całkowita. Coś tak jak w ministerstwie cyfryzacji. Minister Streżyńska też była ważnym urzędnikiem i za PO i za PiS i jakoś jej idzie. Kiedyś znakomity konserwator zabytków min. Merta przeszedł z jednej ekipy do drugiej i było OK. Więc takie pozytywistyczne działanie jest możliwe. Trzeba mieć nadzieję. Skrajny negatywizm nie jest dobrym doradcą. W tej nowej FINA na pewno nadziei jest więcej niż w WOK.
Zmarł Stanisław Skrowaczewski…
http://slippedisc.com/2017/02/minnesotas-loyal-maestro-died-today-aged-93/
Taaa…. Streżyńska, bezstronny fachowiec, technokratka. Ale by się podlizać swoim obecnym mocodawcom, gotowa jest bronić najpodlejszych neonazioli i antysemitów. Oczywiście pod pretekstem szacunku dla „wolności słowa”. Nawet wezwań do wieszania, rozstrzeliwania i gazowania (sam parę takich zgłosiłem). Jak wolność to wolność. PiS ogromnie tę wartość ceni, jak powszechnie wiadomo.
http://natemat.pl/193617,minister-strezynska-staje-po-stronie-narodowcow-i-domaga-sie-spotkania-z-przedstawicielami-facebooka
A wiadomość o Skrowaczewskim – strasznie smutna…… Jak wszystko teraz, już chyba nie ma dobrych wiadomości.
😥
Wróciłam z filharmonii z występu Concerto Köln – myślałam, że może napiszę jakiś spokojniejszy wpis muzyczny. Ale nawet mi się nie chce, nie tylko z powodu wielu smutnych wiadomości – o innych za chwilę. Także dlatego, że było to rozczarowanie. Wszystkie Koncerty brandenburskie jednego wieczoru to łakomy kąsek dla miłośników Bacha. Jednak nie tak zapędzone i zabałaganione. Niby wszystko było po bożemu – w Pierwszym nawet prawdziwe violino piccolo, rogi ma się rozumieć naturalne, w Czwartym ładnie brzmiące, o spłaszczonym kształcie flety proste, trąbeczka w Drugim też naturalna. Ale niestety skrzypaczka Mayumi Hirasaki nie potrafiła utrzymać dyscypliny w zespole, rogi kiksowały bez przerwy (trąbka mniej), dopiero w Czwartym tempo było rozsądniejsze, ale tam to wymusza partia klawesynu. Stojaka nie było, i słusznie.
Tez wróciłam właśnie z Filharmonii. Rzeczywiście było pechowo:)) Falszujacy niemiłosiernie waltornista, niepewna trabka i jeszcze kaszląca skrzypaczka…Ale proszę przyznać, ze III koncert zagrali super. Tak jak lubie, jak brzeczacy roj pszczół:))
Za szybko, kompletnie zamazany. Kiedy Maksymiuk prowadził POK w podobnym tempie, było słychać każdą nutkę – właśnie sobie wspominałam…
Jeszcze wracając na chwilę do sprawy WOK: wczoraj Dwójka poruszyła temat w Wybieram Dwójkę. Mamy tu odpowiedź na pytania o perspektywę współprowadzenia przez ministerstwo, mamy parę kolejnych kłamstw pani Doktór, np. o zgodzie Stefana Sutkowskiego na ich działania albo o tym, że jest w WOK w tej chwili 250 etatów, co potem prostuje p. Hubert Zadrożny, że owszem, prawdą jest, że jest 250 osób, ale część ma po pół etatu. Reszty jego wypowiedzi już nie komentuję… Tutaj od 14:45:
http://www.polskieradio.pl/8/410/Artykul/1730090,Wybieram-Dwojke-20-lutego-godz-1600
I jeszcze:
http://wyborcza.pl/7,113768,21401160,warszawska-opera-kameralna-na-rowni-pochylej-p-o-dyrektora.html
Dzień dobry, Pani Doroto. Tytułem wyjaśnienia – ja nie mam nic przeciwko przesłuchaniom dla muzyków. Tylko wskazuję inny problem, one zostają zapowiedziane po tym, jak poinformowano, ilu muzyków ma odejść z zespołu. W związku z czym cały proces ma na celu wybór tych, których trzeba zwolnić. Gdyby informacja o przesłuchaniach, zwłaszcza w kontekście tego, iż w WOK nastała nowa dyrekcja, pojawiła się wcześniej, nie powiedziałbym słowa. Tylko organizowanie przesłuchań motywowanych z góry potrzebą zwolnień określonej liczby osób uważam za naganne. Bo to będzie rzeźnia – celowe wyszukiwanie każdego sposobu, by skreślić kogoś.
Witam Chochlika. Tak, atmosfera przy tym jest obrzydliwa. Ale jeżeli trzeba zmniejszyć zespół, czy jest jakiś inny sposób? A że trzeba, to akurat jestem w stanie zrozumieć – kiedy jest potrzebna WOK-owi 70-osobowa orkiestra? Jeśli potrzebni są dodatkowi muzycy, można ich „dopożyczać”, jak to już się dziś dzieje.
Z tego, co słyszę, muzycy są przede wszystkim przeciwni temu, by oceniali ich ludzie z zewnątrz. Ponadto nie ma w ogóle sensu przesłuchiwanie MACV, który jest mniejszy i ma zostać w całości, a ponadto szanowni panowie z przyszłej komisji nie znają się na tym rodzaju grania…
Droga Doroto!
Rozumiem, że twój blog z natury rzeczy koncentruje się na wydarzeniach przez Ciebie wybranych. Chciałbym jednak wrócić do Lutosławskiego i festiwalu „Łańcuch XIV” oraz mojej niedoszłej polemiki z „Plusem-Minusem”, skwitowanej przez Ciebie „Rzepa – wiadomo”. Prawdę mówiąc to samo powiedziałbym o „Polityce”, która muzykę załatwia Twoim blogiem, ważnym owszem dla grona akolitów, ale w głównym papierowym wydaniu muzyka tu też nie istnieje. Ale pal sześć Twoich szefów! Gorzej, że skutkiem tego nie ma pola publicznej, szerzej adresowanej rozmowy o Lutosławskim, ani o Warszawskiej Operze Kameralnej, rozmowy, która miałaby znaczenie dla rozwiązania problemu. O ile Lutosławski nie potrzebuje wsparcia i będzie obecny w kulturze siłą swojej sztuki, o tyle Warszawska Opera Kameralna wymaga naszego zaangażowania. Beznadziejnie niekulturalni decydenci dążą do rozmontowania instytucji, która pełni ciekawą rolę w naszej kulturze. Od kilkudziesięciu lat (zatem niestety od czasu PRL) jej dyrektor, Stefan Sutkowski, budował zespół solistów zdolnych na europejskim (wówczas – eksportowym) poziomie zrealizować komplet oper Mozarta. Udało mu się. Pożytek z tego miała nie tylko WOK. Sutkowski uruchomił mechanizm selekcji solistów służący Operze Narodowej i całej operowej Europie. Przy okazji powstały spektakle – niektóre o wielkiej wartości. Dzisiejsi decydenci, jak się wydaje nieświadomi tych zaszłości, dążą do wtopienia Opery Kameralnej w operetkę. Skutek będzie wiadomy – „dla Polaków zaleca się sztukę prymitywną, zachęcającą do rechotu, broń Boże do myślenia”. I tak doszedłem do argumentu faszystowskiego… Z pewnością nie jest to cel rządzących, ale taki może być efekt działań prymitywnych zarządców. Spróbujmy temu przeciwdziałać. Tak, brakuje mi forum rozmowy o znaczeniu sztuki dla zdrowia społeczności, tęsknię do polityki kulturalnej budzącej chęć poznania siebie, zrozumienia innego, zachwytu dla wartościowych dokonań przodków i ciekawości nowych realizacji. Ale na razie trzeba spróbować powstrzymać destrukcję Warszawskiej Opery Kameralnej. Pozdrawiam
Grzegorz Michalski
Witaj, Grzegorzu. To, że w papierowej „Polityce” o różnych muzycznych sprawach nie piszemy, ma parę powodów. W przypadku takiego tematu jak to, co się dzieje w Warszawskiej Operze Kameralnej, oczywistym powodem jest dynamika sytuacji – to jest tygodnik, wiadomo, że cykl wydawniczy trwa, że zanim coś by się ukazało, mogłoby już stać się nieaktualne. Dlatego takie sprawy poruszam tylko tutaj. I oczywiście, jestem za dyskusją, wiele takich już się tu odbyło przez te lata.
Mówiliśmy tu także o tym – ale powtórzę – że w WOK rzeczywiście jest problem z organizacją pracy. Ale do naprawiania go nie można przystępować z siekierą, jak czyni to obecna dyrekcja. Bardzo chciałoby się tę siekierę powstrzymać, ale jak?
Pani Doroto;
Pani oraz grono specjalistów i estetów w jednym prowadzicie dyskusję na temat rzekomego rozwalania WOK. Prowadzona przez Was narracja jest jedyna i słuszna. Całkiem sporo w niej politycznych dywagacji, wylewania pomyj, zarzutów (nie zawsze merytorycznych) oraz posądzania o kłamstwa.
Zasady etyki dziennikarskiej mówią, że zadaniem dziennikarzy jest przekazywanie rzetelnych i bezstronnych informacji. Informacje należy wyraźnie oddzielić od opinii. Informacje powinny być zrównoważone i dokładne, tak by odbiorca mógł rozróżnić fakty od przypuszczeń i plotek. Opinie mogą być stronnicze, ale nie mogą zniekształcać faktów. Jednakże te zasady nie są należycie przestrzegane. Grunt, że „Wielcy znawcy pogłębiając tworzywo w pogłębionym stadium, smakują własne znawstwo w przedmiocie” (cytując Gombrowicza).
Nie muszę lubić śpiewu Pani Węgorzewskiej, ale stronniczość Pani wypowiedzi na jej temat oraz niechęć do przyjęcia innego punktu widzenia powodują, już nawet z czystej przekory, żeby spojrzeć na sprawę z innej perspektywy. Z tonu Pani wypowiedzi wynika jasno, że jedyną prawdę o zamiarach Pani Węgorzewskiej zna tylko Pani. Jest Pani pewna że „dzieło rozwalenia dopełni się w najbliższym czasie, że zwalniając solistów nowa Dyrekcja przyjmie własnych protegowanych, że Pani Węgorzewska będzie startować do Teatru Wielkiego, że w WOK zostanie Pan Laszczkowski (na podstawie „nieśmiałego spostrzeżenia”, że w zeszłym roku miał kłopoty ze śpiewaniem, uznała Pani, iż poczuł „żądzę władzy”), że generalna zmiana będzie dewastująca, że Pani Węgorzewska chce zamienić WOK w operetkę i że nie jest w stanie doprowadzić jej do poziomu, o jakim mówi, gdyż brak jej stylu i gustu”. Skąd Pani to wszystko wie? Żadnego słowa „podejrzewam”. Żadnego trybu przypuszczającego.
„Destrukcja, dzieło rozwalenia, dewastacja, siekiera…” To werbalistyka.
Twierdzi Pani, że zna wiele faktów z historii WOK i wie wszystko o jej przeszłości. Zatem rozpisywanie się na temat poprzednich dyrektorów nie jest konieczne. Pan Sutkowski, pomimo bezsprzecznych sukcesów artystycznych i unikalnych osiągnięć, zostawił następcy swój „dom” w fatalnej kondycji. Rozdawał etaty hojnie na tyle, że kameralny teatr operowy został kameralnym tylko z nazwy. To ciemna strona Jego doskonałości. Za to w swoim liście pisze, że „z niepokojem patrzy na chylący się ku upadkowi dom, że w domu tym czai się zło, które niszczy sztukę”. Co za obłuda! Więcej w tym dramatyzmu niż w spowiedzi księdza Robaka. Ale poprzez powtarzanie tworzy się mitologia. Pierwszy dyrektor został Pierwszym Kapłanem tej instytucji. Wygląda, że za życia można stać się posągiem.
Reformy drugiego dyrektora nie przyniosły poprawy. Jeszcze rok temu można było znaleźć w mediach informacje, jak Pan Lach dzielnie radził sobie w nowych warunkach, wprowadził nową energię, trzymał poziom artystyczny zachowując szacunek dla tradycji i dorobku teatru. Tylko skoro było tak pięknie, to czemu okazało się, że jest tak źle? Pan Lach zostawił teatr z wielkimi długami. Lista zarzutów wobec niego była całkiem spora. Mówienie o nim, że jest kontrowersyjny to rodzaj wyszukanej elegancji. Obecnie Pan Lach nieudolnie buduje swój mit „oszukanego i zmanipulowanego”.
Ogromne długi, ciągnący się od lat problem solistów grających 1-2 spektakle rocznie to z grubsza stan, jaki zastała nowa dyrekcja. A Pani mówi tylko, iż rozumie, że w WOK było za dużo etatów i była tam „pewna patologia” w postaci przerostu zatrudniania, że nie wszyscy z 55 śpiewaków byli ostatnio czynni. Ostatnio??? Co robili przez te lata mając jednocześnie stałe ciepłe etaciki? Jeżeli byli słabo opłacani dlaczego się nie zwolnili? Nie zbuduje się więzi z instytucją – z teatrem, kiedy ma się z nim nieczęsty kontakt. Zamiast domem staje się „przechowalnią”, bo stały etat z marną pensją rozleniwia, odbiera inicjatywę i chęć rozwoju. No ale można pochałturzyć na boku.
Mówi Pani o potrzebie racjonalnej oceny, ilu solistów utrzymuje kontakt z teatrem i o potrzebie racjonalizacji zatrudnienia, ale nie w tej formie, bez wyrzucania osób wybitnych.
Racjonalna ocena – to nic odkrywczego. Na jakiej podstawie Pani sądzi, że podejmując decyzję o grupowym zwolnieniu, w tym wszystkich solistów, dyrekcja nie kierowała się racjonalną oceną oraz realnym stanem finansów? Przy takiej skali zadłużenia? W jakiej miałoby być to formie? Jaką według Pani należałoby ustalić granicę ustępstw? Według jakiego klucza podzielić solistów na „wybitnych” i „niewybitnych” (tym samym na „zwolnionych” i „pozostających”?) Ktoś obruszył się, że niektórych muzyków nazwano „czwartymi pulpitami”, ale czy w przypadku solistów podział na „wybitnych” i „niewybitnych” nie jest podobną kategoryzacją? Oceniając sytuację bez emocji i wedle zaleceń psychologii pracy bardziej słuszne jest zwolnienie wszystkich. Trudno ostatnie lata WOK nazwać latami świetności. Czy teraz, twardo zderzając się z rzeczywistością, połowiczne rozwiązania przyniosłyby efekt? Usunęłyby (kolejną) groźbę likwidacji?
Dyrektor Węgorzewska twierdzi, że soliści dostaną odprawy większe niż normalnie dostają pracownicy przy tego typu zwolnieniach? Zapewne dla wielu z nich jest to tylko kwestia zmiany formy zatrudnienia. Nie sądzę, że dyrekcja teatru zerwie z nimi współpracę. Jest ona korzystna dla obydwu stron. Nie sądzi Pani, że tak naprawdę w przypadku zwolnienia „wielkich nazwisk” chodzi o zranioną dumę? (tym samym nie twierdzę, że czyjąkolwiek dumę wolno łamać)
Twierdzi Pani, że heroizmem było, iż soliści zaśpiewali w spektaklu „La finta semplice”. Zgadzam się z Panią. Tylko dodam, że trzeba mieć wielką odwagę, żeby wyjść na scenę i zaprezentować tak … przeciętny poziom. A owa wstrząsająca łzawa scena po spektaklu spowodowana była chyba faktem, że część publiczności wyszła przed końcem. Po spektaklu nie miała Pani żadnych „nieśmiałych spostrzeżeń” co do śpiewu i poziomu wykonania?
A widziała i słuchała Pani „La purpura de la rosa?”
Co nienormalnego jest w przesłuchaniach muzyków? Kto się tego obawia? Cóż takiego jest nienaturalnego w weryfikacji? Przeczytałam opinię, że to niby będzie „rzeź”, mająca na celu wybór tych, których trzeba zwolnić. Dyrekcja wie ilu muzyków ma zwolnić więc patrząc na to z innego punktu widzenia będzie to przesłuchanie mające na celu wybór muzyków najlepszych. Muzycy są przeciwni, żeby oceniali ich ludzie z zewnątrz. A kto ma ich ocenić? Sami siebie?
No właśnie! Pan Hubert Zadrożny, szef związków zawodowych, twierdzi, że on weryfikuje się sam. Hahahaha!!!! Co za absurd! Jego kolejne twierdzenie jakoby takiej formy przesłuchania nie ma na świecie jest nieprawdą! Nie jest to niezgodne z prawem i jest to praktykowane.
Pani nie chciała komentować jego wypowiedzi. Ja się skuszę… Pan Zadrożny mówi: „Ogromna część solistów przede wszystkim jest na półetatach, na mniejszej ilości etatów” Czy nie jest do dosyć enigmatyczne? Na pytanie o spektakle z udziałem Sinfonietty (dlaczego jest ich tak niewiele) odpowiada, że jego zadaniem nie jest organizacja pracy. Racja. Tylko skąd taka niechęć do jakichkolwiek zmian? Choć twierdzi, że struktury organizacji chyba należy ulepszać. Nie widzi sprzeczności. Nie widzi i innych rzeczy. Kompromis wypracowany za poprzedniej dyrekcji uważa za satysfakcjonujący a WOK wielką instytucją jest! (wszystkie dzieła Mozarta …..) Kolejny mitoman.
Ciekawa jestem zatem w ilu koncertach np. w zeszłym roku zagrał samo-weryfikujący się Pan Zadrożny. Na youtubie w jednym z wywiadów (jak zawsze walczy o artystów) prowadzący dziennikarz nazywa go „wybitnym muzykiem” (jakże łatwo dzisiaj używa się słowa „wybitny) choć ten muzyk rozmawia głównie o polityce. Bo jest politykiem, radnym. Kiedyś także pracował w TV Republika, ale coś mu nie wyszło i nie zagrzał tam długo miejsca. Zatem gdzie można posłuchać muzyki w jego „wybitnym” wykonaniu? W imieniu ludzkości spragnionej jego waltorniczego talentu proszę go o wrzucenie na youtube chociaż kilka taktów. To niesprawiedliwe, że o tak wybitnym muzyku nie ma nawet lichej notki artystycznej na wikipedii? Można co najwyżej dołączyć do niego na Facebooku, ale po tym wpisie nie liczę, że przyjmie mnie do grona przyjaciół.
Swoją drogą to niesamowite jak związki zawodowe wykorzystują sentyment Polaków do tej organizacji i etos „Solidarności”. Jednak zgodzę się z Miltonem Friedmanem, wielkim ekonomistą i laureatem Nagrody Nobla w tej dziedzinie, że związki zawodowe są szkodliwe dla rynku pracy. Pozornie działają tylko na korzyść pracowników. Prawda jest taka, że blokują zmiany, powodują nienaruszalność struktur. Nie przekonują mnie ich nadęte teksty o misji publicznej (i artystycznej w instytucjach kultury). Bronią tylko swoich stołków i etatów. Kochają swoje przywileje i „liberum veto”. To ich czyni bezkarnymi i nietykalnymi.
Łatwo antagonizują stosunki w miejscu pracy, szczególnie między dyrekcją a pracownikami. Ich ogólna niechęć do wolnego rynku jest zastanawiająca. Pracodawca, by nie zwalniać niepotrzebnych pracowników, musi wszystkim pozostałym lub części z nich, obniżyć płace a związkowcy działają tak, jakby o tych zasadach ekonomicznych nie mieli pojęcia.
Czym dla związków zawodowych w WOK ma być dyrekcja? Dodatkiem? Dekoracją?
Jaki byłby ich idealny dyrektor? Siedzący cicho i zatwierdzający pomysły akceptowalne tylko przez nich? Taki to kompromis?
Zgadzam się z Panią, że te zwolnienia grupowe odbywają się w niedobrej atmosferze. Ale żadne inne, w innych organizacjach i firmach, nie uniknęły tego. A w ostatnich latach w Polsce sporo było zwolnień grupowych. Przypomina to gaszenie pożaru. To ciężki okres dla wszystkich – i tych zwalnianych, i tych pozostających, i tych, co zwalniają. Naturalne są reakcje obronne. Ale czasem zwolnienie grupowe jest jedyną strategią przetrwania organizacji lub instytucji. Nie wiem czy wtedy dobrym rozwiązaniem jest wsłuchanie się w podszepty zranionej dumy, która odrzuca pragmatyzm. Ale nie można ignorować rzeczywistości, zmniejszając tym samym szanse na przetrwanie.
Pisze Pani, że jeżeli trzeba zmniejszyć zespół, czy jest jakiś inny sposób? Jaki? Zadanie dla logika – jak zmniejszyć bez zmniejszania?
W przypadku WOK dalszy kompromis będzie oznaczał chwilowe przedłużenie agonii. Nawet jeśli Pani Węgorzewska zostałaby zwolniona z funkcji dyrektora to w obecnym stanie finansowym tej uroczej instytucji naiwne jest myślenie, że przyjdzie ktokolwiek inny ( np. jakiś Wielki Menadżer Zagraniczny), stanie się cud i rozwiążą się wszystkie problemy.
Godot nie przyjdzie.
A Panią błagam o powściągliwe wydawanie sądów o ludziach, ich rozumie, sercu i charakterze.
Jak pisał Gombrowicz (można zauważyć, że go lubię) nie jest niczym przyjemnym być wziętym na warsztat ciotek kulturalnych, ćwierć-autorek i doczepionych pół-krytyczek.
Lubimy kiedy pisze Pani o muzyce.
P.S Co złego, że MACV będzie grało Mozarta? To chyba interesujący pomysł. Czy nie na takich właśnie instrumentach grano w czasach Mozarta?
@ To Be – witam.
Widzę, że miłość do Gombrowicza (też go lubię) przysłoniła Pani trochę proporcje problemu. Po kolei więc:
1. Tu jest blog, a nie gazeta. Tu się właśnie dywaguje. Można pisać innym, swobodniejszym językiem, można mieszać informację z komentarzem.
2. Faktów nie zniekształcam. Pisząc swój wpis (ten pierwszy) opierałam się na autentycznym dokumencie i wszystkie dane brałam z niego.
3. Gust, jakość śpiewu i efekty pracy p. Węgorzewskiej mieliśmy możność podziwiać przez lata najpierw na estradzie, a potem na czele Mazowieckiego Teatru Muzycznego, który za jej kadencji został już praktycznie rozwalony.
4. Polityki my tu nie mieszamy, politykę miesza p. Węgorzewska pisząc do „Gazety Polskiej Codziennie” o strasznym dżenderze itp. i wyśpiewując różne tam hymny Inki…
5. O wadliwej polityce zatrudniania w WOK za dawnych czasów pisywałam wielokrotnie, nie było potrzeby tu powtarzać, zresztą i w ostatnich dyskusjach nieraz się do tej sprawy odwoływałam. Nikt nie tworzy mitologii, ale skoro cytujemy wypowiedź dyr. Sutkowskiego, przypomnijmy również, że p. Węgorzewska ma zamiar zwolnić WSZYSTKICH solistów. Proszę powiedzieć, gdzie Pani widziała operę bez żadnych solistów. Teatr impresaryjny? To kosztuje. Każdy zespół powinien mieć na składzie solistów etatowych przynajmniej do drugoplanowych ról. Najmniejsze (jeśli chodzi o zatrudnienie) opery w Polsce, te w Szczecinie i Białymstoku, zatrudniają etatowo po ośmiu solistów, są także artyści stale współpracujący, ale zatrudnieni gdzie indziej.
6. Dyr. Lach – napisałam wyraźnie, że podjął parę inicjatyw, których nie należało podejmować w tym momencie, ponieważ opery nie było na to stać.
7. „Ciepłe etaciki”, „pochałturzyć na boku”… dlaczego Pani uwłacza muzykom? Są w Warszawskiej Operze Kameralnej osoby wybitne (nie będę wymieniać nazwisk, można się ich domyślić, i nie mówię tu o waltornistach, lecz o solistach śpiewakach), które nie mają innego stałego miejsca zatrudnienia. Z całą premedytacją związały swoje życie zawodowe z tym miejscem, choć mogły zrobić większą karierę. Dla WOK i dla naszej kultury zrobiły natomiast bardzo wiele i jest to niedocenione. Konkurencja na rynku jest duża i gdy dziś ci ludzie znajdą się na ulicy, będą traktowani jak wypadnięci z rynku. Argument o „zranionej dumie” jest w tym wypadku wyjątkowo – nie waham się użyć tego określenia – podły.
8. Co do tych, którzy mają oficjalne zatrudnienie gdzie indziej. Od początku uważam, że dział kadr WOK powinien zrobić rozeznanie, kto gdzie ma etat, i przeprowadzić Z KAŻDYM Z OSOBNA spokojną, kulturalną rozmowę, proponując im inną formę współpracy. Instytucja artystyczna to nie fabryka, obowiązują tam inne zasady współżycia. A i w fabryce by się przydały.
9. Była Pani na tym spektaklu La finta semplice? Ja nie byłam, ale mam z niego kompetentne relacje (nie od pracowników WOK) i wiem, że było inaczej . I mam pytanie: czy Pani w tej sytuacji zaśpiewałaby „nieprzeciętnie” czy w ogóle jakkolwiek?
10. Pana Huberta Zadrożnego już Pani wystarczająco „objechała”, żebym jeszcze ja musiała się nad nim pastwić. Oczywiście, że przesłuchania są rzeczą normalną – też przecież to napisałam – tyle że powinno to się odbyć tak, jak w brytyjskich orkiestrach, czyli wewnętrznie. Można zmniejszyć Sinfoniettę i w razie potrzeby doaangażowywać muzyków do konkretnych przedsięwzięć – tak, jak się to robi i teraz.
11. Związki zawodowe i ich rola w zakładzie – to jeden problem. Sprawy artystyczne – to zupełnie inny problem. Patrz punkt 8.
12. „Jak pisał Gombrowicz (…) nie jest niczym przyjemnym być wziętym na warsztat ciotek kulturalnych, ćwierć-autorek i doczepionych pół-krytyczek”. W świetle tego mogłabym spytać: to po co Pani zabiera głos? Ale nie zapytam – blog to coś na kształt Hyde Parku i może się wypowiedzieć każdy, byle kulturalnie.
13. „Lubimy, kiedy pisze Pani o muzyce”. Kto to jest „my”? I co to jest – „studenci do nauki, literaci do pióra, syjoniści do Syjamu, pasta do butów”? Żyjemy w wolnym kraju i mogę tu pisać, o czym chcę, póki „Polityka” nie ma nic przeciwko. Przeprowadziliśmy tu już kilka akcji w obronie polskiej kultury i nie widzę powodu, żeby rezygnować z kolejnych, jeśli będą potrzebne.
P.S. Czy ja gdziekolwiek napisałam, że to źle, że MACV gra Mozarta?
I jeszcze jedno, bo to ważne.
Co do Jacka Laszczkowskiego – cytuję: „(na podstawie „nieśmiałego spostrzeżenia”, że w zeszłym roku miał kłopoty ze śpiewaniem, uznała Pani, iż poczuł „żądzę władzy”)”. Już niestety od paru lat słyszałam jego kłopoty z głosem (przy – przyznaję – niezłym aktorstwie), ale że przez lata, jak napisałam wcześniej, ceniłam go i życzyłam mu dobrze, wyraziłam się wówczas, po premierze gdańskiego Otella, dość oględnie – i to była właśnie ta „nieśmiałość”, ściśle rzecz biorąc. Braki te można było usłyszeć gołym uchem niestety.
Co zaś do „żądzy władzy”, to nie mój wymysł, to relacje wielu artystów Warszawskiej Opery Kameralnej, którzy byli wręcz zszokowani zachowaniem wobec nich własnego dawnego kolegi. Bardzo to przykre.
Co zaś do przyszłej ewentualnej chęci startu p. Węgorzewskiej do Opery Narodowej, to skądinąd wiem, że to siłą rzeczy stało się nieaktualne – panowie Dąbrowski i Treliński pozostaną najprawdopodobniej na swoich stanowiskach na następną kadencję.
Gdy czytam powyższe komentarze widzę, że gdzieś tu ucieka całe sedno sprawy, a mianowicie to, że cały winowajcą tragicznej sytuacji WOK jest Urząd Marszałkowski i Adam Struzik. Temu władcy Mazowsza, który rządzi nim od 16 już lat, zupełnie nie zależy na instytucjach kultury. Są one mu kulą u nogi. Najlepiej się ich pozbyć. I właśnie to robi. Psuje i rozmontowuje to co było tworzone przez pokolenia ludzi i dziś jest składnikiem naszej narodowej kultury. Sytuacja taka ma miejsce nie tylko w WOK, ale także w muzeach i innych placówkach, które podlegają Struzikowi. Ta chora koalicja PO-PSL, która zarządza Mazowszem, nastawiona jest tylko na własny zysk, który płynie do ich kieszeni. To co dzieje się z WOK i innymi instytucjami kultury jest tego dowodem. Nie rozumiem tylko o co są pretensje do MKiDB. Przecież to nie Ministerstwo doprowadziło WOK do takiej sytuacji, a poprzedni dyr. Jerzy Lach (nasłany do WOK z Sejmiku) i obecna „dyrektor” WOK, która nie ma nawet bladego pojęcia o zarządzaniu tego typu instytucjami. Ale z drugiej strony co tu się można dziwić. Wszyscy chyba dokładnie pamiętamy co działo się w Państwowym Zespole Pieśni i Tańca Mazowsze, gdy dyrektorem był tam kolejny zausznik Struzika – Włodzimierz Izban. Do dziś można poczytać sobie o tym w sieci. Zastanawia mnie tylko, kto próbuje tu odwrócić uwagę i skierować odpowiedzialność za to nieszczęście na MKiDN, odwracając je tym samym od Struzika. Potrafi ktoś to wyjaśnić?
Przypatrując się jakże ciekawej dyskusji Pań dodaję mały ale ważny suplement. Nazwa Warszawska Opera KAMERALNA nigdy w zamyśle jej twórcy i wizjonerskiego dyrektora nie oznaczała „mały zespół, mały teatr, małe sceny, mały(kameralny) zakres działalności….mała dotacja. Przeciwnie. Instytucja rozwijana z sukcesami przez ponad 50 lat mogła się poszczycić bardzo rozbudowaną i różnorodną działalnością, o której (jak wnioskuję z wypowiedzi i znajomości tematu) obie panie wiedzą. Działalnością porównywalną rozmachem do wielkich scen operowych – bo i dydaktyczną, badawczą, rekonstrukcyjną, edytorską, poszukiwawczą (stara muzyka polska np.)… i współcześnie…i HIM… moc! Taki zakres działalności spowodował rozrost zatrudnienia do rozmiarów przekraczających potoczne rozumienie nazwy „opera kameralna”. Dziś chyba umyka w dyskusji (i niezrozumieniu nazwy „kameralna”) z jak wielką spuścizną, bogactwem, POTENCJAŁEM (i wyzwaniem) mamy do czynienia chcąc tę instytucję restrukturyzować, czy przekształcać do wyobrażeń powstałych w gabinetach Urzędu Marszałkowskiego. Nazwa „kameralna” odnosi się do TYPU WYKONYWANEGO REPERTUARU (Mozart, Rossini, Donizetti, opery i oratoria barokowe). W żadnym razie do rozmiaru instytucji i jej oddziaływania (WOK grał w salach na 2500-3000 osób…mało „kameralnie”). Warto o tym potencjale i różnorodności pamiętać kiedy słyszy się, że „za dużo solistów, orkiestrantów…i w ogóle za drogo”. P.S. Muzycy (także największe nazwiska) pracują w WOK za takie pieniądze, że już dziś jakby wszyscy byli tam na 1/2 lub nawet 1/3 etatu ! Tu potrzeba nie tylko pieniędzy ale przede wszystkim pomysłu żeby sprostać rzeczywistości – swoistej „klęsce urodzaju” dokonań i możliwości WOK, która wcale nie jest taka „kameralna” jak chcieliby dzisiejsi dysponenci dotacji. Przypomina się hasło WOK sprzed 4 lat: „Panie Ministrze, tylko Pan może nas uratować” . Może? Chce?
@ Michał Donajski – witam. Cóż zrobić, zgadzam się w stu albo prawie stu procentach. To „prawie” wynika stąd, że rola PO jest tu tylko w ignorowaniu sprawy, bo „koalicjant jest nienaruszalny”. Ale tak, jest to również szkodliwe, choć nie czynnie. Czynnie winny jest tu przede wszystkim Struzik, który – tak, słusznie Pan pisze – dąży do zniszczenia WOK, bo na tym oszczędzi. Stąd zatrudnienie takich, a nie innych ludzi.
Przy okazji: warto posłuchać tej audycji – ten człowiek chyba się rozchorował 🙁 Nie słyszałam go dotąd w jego „najnowszym wydaniu” (a propos, jaką on ma właściwie funkcję? Zachowuje się, jakby był wręcz dyrektorem artystycznym, a jest nikim, nie jest w ogóle wymieniony na stronie internetowej teatru) i jestem przerażona, co się z nim stało.
http://www.rdc.pl/podcast/wokol-wok-u-jacek-laszczkowski/
Najnowsza wiadomość jest taka, że szef „Solidarności” WOK Hubert Zadrożny ma być zwolniony dyscyplinarnie, bo miał nieszczęście pokłócić się z tym panem.
@Dorota Szwarcman – to bardzo niedobre wieści, że szef „Solidarności” zostanie zwolniony i to dyscyplinarnie, bo to tylko otworzy szersze pole działania dla Struzika i tych dwóch jego Pań – Węgorzewskiej i Bodzek. Nadal uważam, że jak najszybciej powinna być zorganizowana pikieta na sesji sejmiku (coś na wzór te z 2012 roku, gdy WOK zagrał „Requiem” Mozarta przed MKiDN). Tym razem ten utwór powinien posłuchać Struzik i jego ekipa. Nie wyobrażam sobie by zwolnienie tylu ludzi a w konsekwencji likwidacja tak zacnej instytucji, miałby ujść Struzikowi i jego zausznikom na sucho. Media ogólnopolskie powinny w końcu dowiedzieć się co ten człowiek wyrabia.
Media ogólnopolskie nawet wiedzą, „GW” i „Rzepa” opublikowały artykuły, audycje były w Dwójce i Tok FM – i co?
Do MKiDN owszem, mogliby się muzycy udać – umówić się np. z Jarosławem Sellinem, który swego czasu deklarował, że ministerstwo mogłoby współprowadzić WOK. Oczywiście on sobie to tak tylko pewnie wtedy rzucił, ale byłaby okazja złapać go za słowo.
Rozumiem, tylko problem w tym, że Struzik pewnie tak łatwo nie chce oddać WOK. „Zrestrukturyzują”, zrobią impresariat, zatrudnią rzesze pracowników administracji (oczywiście z PSL i PO) i będą doić kasę. Tak jak w przypadku muzeów, bibliotek, domów kultury, które podlegają pod urząd Struzika. MKiDN i tak w porę się obudziło i zaczęło sejmikowi wyrywać już niektóre instytucje spod tej swoistej kurateli PSL-PO. Bodajże od tego roku Muzeum w Treblince jest już współorganizowane przez MKiDN, bo wcześniej było tylko przez Struzika prowadzone. Jak tak dalej „pójdzie” to placówki, które znajdują się pod jego kuratelą będą chyba jedynie kołami gospodyń wiejskich działającymi przy OSP.
No, ale pan JL wierzy, że potrafi zrobić (wyrzuciwszy śpiewaków) operę na poziomie światowym. Daj mu Boże zdrowie, bo itd. Nawet gdyby rzeczywiście potrafił, w co śmiem wątpić, to czy ktokolwiek mu na to pozwoli? On chyba nawet nie wie, w co się wdaje.
Na pewno tu nie chodzi o zrobienie opery na światowym poziomie a o bezczelne zawłaszczenie kolejnej instytucji. Po co wydawać piniądze z budżetu Mazowsza na jakiś tam artystów, skoro można ich wyrzucić, przyjąć do pracy swoich do administracji, artystów zatrudniać z zewnątrz i wtedy będzie im się to opłacało, bo WOK będzie dotował swoich a opera będzie przygrywała na festynach przedwyborczych, na urodzinach i imieninach polityków PO i PSL. To samo przecież zrobili z Państwowym Zespołem Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Artyści kilka lat musieli walczyć z W. Izbanem, zanim Struzik zrozumiał, że to był zły wybór dyrektora.
Mam tylko nadzieję, że nie będą podkładać okolicznościowych tekstów pod Mozarta, jak to bywało z piosenkami Mazowsza 😛
Dobranoc.
Z „urzędnikami” PSL i PO wszystko możliwe. dla nich nie ma żadnego sacrum . Dobrej nocy życzę 😉
Link z 0:31 wielce pouczający. Dowiedziałem się np. od pana J.L., że w Koronacji Poppei („Ja kocham Monteverdiego, Monteverdi kocha mnie!”) śpiewał główną rolę – za którą dostał nawet prestiżową nagrodę – a mianowicie rolę Heroda (!!!)
Kto myśli, żem się okrutnie przesłyszał, niech sam posłucha (około 26. minuty).
Tak, tak. Ja, ja, ja, to, co JA robię (nawet poboczne role), jest najważniejsze i najlepsze, jestem geniuszem, wszystko potrafię, uzdrowić WOK też potrafię. Mówię – chyba choroba niestety. A dziewczyna prowadząca jeszcze go podpuszczała w tym tokowaniu 😉 Zawsze wypowiadał się w stylu klasowego błazenka, ale teraz jeszcze doszło mu do tego samochwalstwo i o ile kiedyś można było się nawet ubawić tym ciągiem frenetycznych dowcipasków, to teraz to już tylko przeraża. Bardzo to przykre 🙁
A to oficjalne stanowisko MKiDN w sprawie WOK, które zamieszczono dziś na profilu Ministerstwa na fb:
„Intencją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest współprowadzenie Warszawskiej Opery Kameralnej. Ze względu na rangę tej instytucji MKiDN, pod obecnym kierownictwem, po raz pierwszy wyraziło wolę wspólnego jej prowadzenia. Dorobek WOK to nie tylko dziedzictwo narodowe, ale także wkład Polski we współtworzenie światowego dziedzictwa kultury muzycznej. To flagowa stołeczna instytucja kultury, której dorobek gruntuje prestiż muzyki polskiej na arenie międzynarodowej, tworząc zarazem wizerunek Warszawy jako światowego centrum kultury.
Obecnie WOK prowadzona jest przez marszałka województwa mazowieckiego i to po jego stronie leży pełna odpowiedzialność za stan tej instytucji, w tym za jej kondycję finansową czy zadłużenie.
Współprowadzenie WOK przez MKiDN może być przedmiotem rozmów z organizatorem po wyjaśnieniu aktualnej sytuacji instytucji w zakresie organizacyjno-zarządczym. Obecnie kierownictwo resortu kultury czeka na uporządkowanie tych spraw, by móc przystąpić do realizacji działań na rzecz wspólnego prowadzenia Warszawskiej Opery Kameralnej”.
To już może być jakiś krok do przodu.
Byle nie z tą dyrekcją…
I bez wywalania ludzi.
Na pewno krok do przodu. Ważne, by pracownicy WOK nie dali się teraz zmanipulować i nie działali teraz przeciwko MKiDN, które chce pomóc. Całe zło płynie od obecnego organizatora WOK – Urzędu Marszałkowskiego, który zaniedbał wiele spraw i powinien je wyjaśnić. Struzik i jego ekipa nie mogą traktować WOK jak prywatnego folwarku. Pracownicy WOK powinni im to uświadomić na najbliższej sesji sejmiku.
I powinien zostać zorganizowany normalny konkurs na dyrektora WOK. P. Węgorzewska jest przecież p.o.
Do chwili gdy WOK podlega Struzikowi to na pewno nie będzie normalnego konkursu. Oni tak postępują od wielu lat, że „wsadzają” w ten sposób swoich króliczków na stanowiska dyrektorskie. Widać to nie tylko po WOK ale także po innych instytucjach, muzeach, bibliotekach, domach kultury itd.
Dziś jest duży tekst w „Newsweeku” o WOK. Pisze Aleksandra Pawlicka. Solidnie zrobiony, rozmawiała z obiema stronami (po tej drugiej stronie – oczywiście Jacek Laszczkowski, Doktórka na urlopie). Od MKiDN redakcja otrzymała oświadczenie: „Ministerstwo prowadzi czynności związane z przyjęciem do wspólnego prowadzenia z samorządem dziewięciu instytucji kultury. Nie ma wśród nich Warszawskiej Opery Kameralnej”.
Ciekawe, co wpłynęło na zmianę zdania ministerstwa.
Ciekawe jakie to instytucje chce MKiDN współprowadzić z samorządem woj. mazowieckiego? Wszystkie powinny zostać Struzikowi odebrane, nie miałby synekur partyjnych.