Rodzinny koncert Diany Damrau
Krakowski koncert w ICE był sygnowany tylko nazwiskiem wielkiej niemieckiej gwiazdy. To zrozumiałe, ale jednak nie całkiem sprawiedliwe – wystąpił też świetny francuski bas-baryton Nicolas Testé, prywatnie mąż artystki.
Towarzyszyła im Filharmonia Praska, czyli PKF – Prague Philharmonia (nie mylić z Filharmonią Czeską, która niedawno grała w Warszawie pod batutą Jiříego Bělohlávka; ten sam dyrygent jednak był też założycielem Praskiej) pod batutą swego obecnego głównego dyrygenta, a zarazem dyrektora muzycznego Opery w Dallas, Francuza Emmanuela Villaume – w widoczny sposób specjalisty od opery.
Sopran koloraturowy i bas-baryton – taka para rzadko spotyka się w operze w rolach romansowych. Niższy głos męski wykonuje zwykle role ojców, wujów, braci, często czarnych charakterów. Dlatego też na tym koncercie, gdy małżeństwo spotykało się na scenie, to w roli Manon i ojca jej ukochanego (w duecie z Manon Masseneta) czy siostrzenicy i dobrego wuja (Purytanie Belliniego), a sam śpiewak rozpaczał w roli króla Filipa, ojca Don Carlosa i męża Elżbiety, że Elle ne m’aime pas, albo też stręczył córkę Sentę Latającemu Holendrowi. Dopiero w wykonanym na trzeci bis (pierwsze dwa śpiewali osobno) Gershwinowskim duecie Bess, you is my woman now mogli zaistnieć jako para i zakończyć ten wspólny występ całusem.
Jednak w końcu o gwieździe. Jest we wspaniałej formie, koloratury wychodzą jej tak naturalnie, że wydawałoby się zupełnie niewysiłkowo (zdarzyło się zejście w jednym pasażu od cis dwukreślnego do a małego!). Ważnym elementem kunsztu Damrau jest osobowość aktorska – jak to się, może mało elegancko, mówi, jest zwierzęciem scenicznym. Ma zupełnie niezwykły urok osobisty. Pierwsza część poświęcona była repertuarowi francuskojęzycznemu (wliczając wspomnianą arię z Don Carlosa), w którym Diana Damrau wcielała się przede wszystkim w rozkoszne kokietki, zarówno jako wspomniana Manon, jak też w niezwykle wirtuozowskich rolach z oper Meyerbeera. Tu trzeba powiedzieć, że artystka niedawno wydała nakładem firmy Erato album właśnie z ariami z oper Meyerbeera i dlatego na tym koncercie zaśpiewała ich aż cztery (plus chyba jedna na bis – nie znam tej twórczości na tyle, by powiedzieć na pewno, ale na to mi wyglądało). Ciekawe, że dwie z tych arii, wykonane w drugiej części, były w innych niż francuski językach: po włosku (Emma di Resburgo) i po niemiecku (Ein Feldlager in Schlesien). W drugiej części zresztą artystka ukazała też nieco inne oblicze, bardziej dramatyczne (przebrała się też z sukni w kolorze kobaltu w czarną obszytą srebrnymi cekinami).
Ogólnie jednak odczuwało się, że scena jest jej żywiołem i miejscem znakomitej zabawy. Jej małżonek był mniej aktorski, koncentrował się raczej na śpiewie. Zresztą pasowało to bardziej do statecznych w większości postaci, które przedstawiał. Jednak w duecie i on aktorsko się rozkręcał. Dzięki więc ich osobowościom i rodzinnej atmosferze był to niezwykle uroczy wieczór.
Komentarze
Pani Doroto (na początek- dzień dobry, jako, że jestem tutaj, u Pani nowa), podzielam odczucia. Na bis był również Meyerbeer i aria z Afrykanki -„Anna, Qu’entends-je…Adieu Mon Doux Rivage”. Przyznaję, że to nowe wydawnictwo płytowe jest dość niezwykle, polecam w całości 🙂 Mnie, na koncercie uwiodła też aria „lebe wohl, geliebte Schwester”. Poza biegłością techniczną, również z uwagi na interpretację i ogólną emocjonalność. Piękny koncert. Marzy się więcej takich… Pozdrawiam serdecznie!
Zazdroszczę PK, a płyta z Meyerbeerem urocza.
PS. Ogłoszony repertuar na przyszły sezon TWON wgląda dosyć „cienko”. Rodzynkami są recitale Koniecznego i Rucińskiego, koncert London Symphony oraz wznowienie Łaskawości Tytusa i być może premiera Ognistego Anioła. Zobaczymy jak zaprezentuje się nowy szef muzyczny.
Pani Damrau, osoba, jak się wydaje, ciepła i sympatyczna, na scenie potrafi zmienić się w prawdziwego demona. Wystarczy porównać wykonanie mozartowskiego „kukania” z nagrania i spektaklu. https://www.youtube.com/watch?v=FMPv8mADpA4 https://www.youtube.com/watch?v=5U5fqO8oMw0
@ Dellatraviata – witam i dziękuję za uzupełniającą informację. To Lebe wohl rzeczywiście i mnie wzruszyło. Denerwowały tylko kłopoty organizatorów z napisami, które raz były, raz ich nie było – dobry był pomysł, by w ogóle się pojawiły, ale w takim wypadku trzeba byłoby to konsekwentnie przeprowadzić.
@ gucio – rzeczywiście trochę mało w przyszłym sezonie TWON, choć parę premier może się zapowiadać interesująco.
http://teatrwielki.pl/repertuar/sezon-201718/spektakle-201718/filter/0/1/
@ gotkowal
Ależ cudna wścieklica! 🙂
Dla śmiechu, z łezką dla tych, co pamiętają Bobika:
https://www.youtube.com/watch?v=nk_XX7eHe0U
Osobowość artysty, w połączeniu z magią sceny, potrafią dać niezwykły, synergiczny efekt, nawet bez szalonych, przeestetyzowanych inscenizacji. Okazuje się, że można na moment ożywić, nawet formę tak bezpowrotnie zmurszałą jak operetka. https://www.youtube.com/watch?v=eGiz_QWCEkU
Ad przyszły sezon w TWON, bardziej niepokoi mnie widoczny w obsadzie festiwal pewnego tenora, którego słyszałem w partii Stefana i który wywarł na mnie jak najgorsze wrażenie. Rzecz dotyczy takich spektakli jak Eros i Psyche, Straszny Dwór, Rigoletto, Butterfly.
@gucio
Wzmiankowany tenor wydaje się być całkowicie zagubiony, brak charyzmy i pewności siebie, wynika najprawdopodobniej z dramatycznego braku głosu. Ktoś mocno go krzywdzi, pozwalając mu śpiewać na najważniejszej scenie w Polsce.
No faktycznie, istny festiwal tego tenora. Ale spróbujcie Panowie powtórzyć to z nazwiskiem przy bydgoskich wielbiciel(k)ach tego głosu…
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2015/11/09/moniuszko-okiem-brytyjczyka/
Głos to on kiedyś miał, ale pewnie był jakoś źle prowadzony…
Natomiast nie posiadam się z ciekawości, jak wypadnie inny tenor, dawniej sopran, w najbliższej premierze Korngolda 😉
Nie do końca przenikam głębię ostatniego zdania postu gotkowala – może po prostu myślę zbyt prosto. To już raczej ja miałbym prawo czuć się mocno skrzywdzony jako (przynajmniej potencjalny) spektator…
Odnośnie szkolenia młodych – ciekawych głosów nam nie brakuje, przecież pan Beczała, w partii Stefana bije na głowę samego mistrza Paprockiego (który niestety przy drugim „matko moja miła…” delikatnie się dławił). Panowie Kwiecień, Ruciński, Łukomski to również głosy pełną gębą, na światowym poziomie. Córka pani Żmurko, też nie od macochy. Nie każdy wokalista przestrzega niestety zasady, że głos musi dojrzeć, nie wolno go sforsować w młodym wieku, dlatego np. aria Królowej Nocy powinna być dozwolona dopiero po 40-ce, a dobrze prowadzony głos, bardzo długo daje pełnię satysfakcji, vide Edita Gruberova, czy niezapomniana Cristina Deutekom. W Bytomiu 83 letni tenor Henryk Grychnik nadal imponuje siłą i czystością głosu.
@ścichapęk
Pan Sz. jest jeszcze młodym człowiekiem, powinien mocno pracować nad warsztatem, zamiast produkować takie fajerwerki.https://www.youtube.com/watch?v=4qLPXjqklis
@ gotkowal
Ciekawe, że przed wyjściem na koncert Lazarevitcha et cons. również posłuchałem tej arii z Toski (a w ogóle wybór na YT cosik ubożuchny) – zapewne z podobnymi odczuciami. Tylko czy nie potwierdza to bardziej MOICH słów? Śpiewanie z takim głosem na najważniejszej polskiej scenie to chyba raczej niezasłużony zaszczyt niż krzywda czyniona tenorowi.
Co zaś do Gruberovej – od wielu już lat trudno chyba mówić o PEŁNI satysfakcji (co zresztą można zrozumieć). A moją najukochańszą w kategorii niezapomnianych pozostaje jednak Tschubeck-Bombonieri. Tylko kto o niej pamięta?
Właśnie wróciłam z sympatycznej plenerowej imprezy – transmisji na żywo Koncertu Nocy Letniej Filharmoników Wiedeńskich. Rzecz działa się (u nas) w Ogrodzie Dolnym Zamku Królewskiego i przyszło na pewno mniej ludzi niż do parku przy pałacu Schönbrunn – tam przychodzi ok. 100-tysięczna publiczność, ale i u nas było z parę tysięcy. Telebim został ładnie wkomponowany w konstrukcję z odwzorowaniem gloriety z tegoż parku, więc było jeszcze bardziej wiedeńsko. Dyrygował Christoph Eschenbach, śpiewała Renée Fleming, tematem były bajki – więc i Śpiąca królewna (Czajkowski), i Jaś i Małgosia (Humperdinck), i Harry Potter (John Williams), i Ognisty Ptak (Strawiński). Solistka śpiewała w językach słowiańskich: dwie arie Dvořáka po czesku (w tym swoją popisową Měsíčku na nebi hlubokém z Rusałki) oraz trzy pieśni Rachmaninowa po rosyjsku (nie wszystko dało się zrozumieć, ale ogólnie było ładnie). Na koniec publiczność wiedeńska zatańczyła sobie do walca Wiedeńska krew – bardzo to był sympatyczny widok, u nas niestety tego nie podjęto. Pod koniec było już chłodno, ale ratowały nas czerwone kocyki rozdawane przez organizatorów.
Miły akcent: przed samym wejściem na antenę zaprosił nas z ekranu po polsku jeden z naszych „ambasadorów” u Wiedeńczyków – Jurek Dybał. Koncert będzie retransmitowany przez TVP2 o północy z niedzieli na poniedziałek 😈
@ścichapęk 23:12
Zgódźmy się, że to i niezasłużony zaszczyt i krzywda; takie ekscesy pamiętane są do końca kariery i dłużej.
Pzdr.
Pobutka 26 V M. Davis 91 https://www.youtube.com/watch?v=FQZKi_74ArM
inna wersja a propos wpisu 😉 https://www.youtube.com/watch?v=VHn5cgNESzE
Dzień dobry!
Najnowsza płyta D.D. została zarejestrowana w… Lyonie!
Oficjalna premiera miała miejsce w tym miesiącu i ma już sporo dobrych recenzji.
Lioński klimat niezbyt służy śpiewakom i Diana po pierwszym dniu nagrań „zanieśpiewała” (mogła tylko mówić szeptem).
W pozostałe dni nagrywaliśmy playback a solistka dośpiewała swoją partię kiedy głos jej wrócił.
Jak widać karaoke wkracza bez oporów również do muzyki klasycznej.
P.S. gotkowal: „Pani Damrau (…) ciepła i sympatyczna”
Potwierdzam
Dzień dobry 🙂
Karaoke to mało powiedziane. Reżyser może nawet fałsze poprawiać… Ech, dziś to nie tylko „śpiewać każdy może”, ale „nagrywać każdy może” 😉 Ja oczywiście nie a propos Pani Damrau, ale technika już rzeczywiście daje – powiedziałabym – czasem zbyt szerokie możliwości.
Karaoke – czy nie? Pamietam plyty sprzed wielu lat “Music minus one” – mozna bylo sobie zagrac Pstraga z towarzyszeniem – juz teraz nie pamietam w czyim towarzystwie, ale doborowym. Albo zagrac sobie sonaty skrzypcowe LvB wraz z Argerich, czy z kims tej klasy.
Poza tym dogrywanie solistow jest procederem starym jak samo nagrywanie 😉 . Heifetz nagral koncert podwojny Bacha ze soba 😯 . Gershwinowi podlozyli nowa orkiestre do Blekitnej Rapsodii. Dogrywanie i podkladanie dzwonow w piatej czesci Symfonii Fantastycznej jest ponoc standardowym zabiegiem.
Nie mowiac juz o poprawianiu nagran z koncertow.
Koncert był super! Ale trzeba przyznać, że orkiestra kunsztem dorównywała solistom. Taniec Godzin był znakomity!
Dobry wieczór.
Są opinie, że D.D. jest najlepszą wykonawczynią Arii Królowej Nocy.
Pozdrawiam wszystkich.
Dobry wieczór 🙂
Siedzę (dziś i jutro) cały dzień na walnym zebraniu Związku Kompozytorów Polskich, więc siłą rzeczy milczę. Za to wieczorkiem udałam się do FN na jeden z ostatnich koncertów w tym sezonie. Bardzo sympatyczne wrażenie wywołał dyrygent Dima Slobodeniouk – Rosjanin, ale od lat w Finlandii, młody zdolny. Solistką była skrzypaczka łotewska Baiba Skride, znana nam już z występu kilka lat temu z siostrą pianistką na Festiwalu Beethovenowskim. Koncert Beethovena był trochę nierówny, zdarzyło się parę wahnięć intonacyjnych, ale brzmienie było piękne (stradivarius!), druga część wyśpiewana, a bardzo ciekawy był bis, którego nikt z nas nie rozpoznał, dopiero solistka złapana po występie powiedziała:
https://www.youtube.com/watch?v=mCAlTfLMYCs
W drugiej części VI Symfonia Prokofiewa, rzadko grywana, po pierwsze dlatego, że mniej wyrazista od poprzedniej, po drugie zapewne dlatego, że została oskarżona o formalizm. Dziwna to zaiste muzyczna opowieść, ale ciekawa, choć wolę wiele innych utworów Prokofiewa, jednak cieszę się, że usłyszałam, bo nie pamiętam, czy miałam okazję wcześniej z nią się zetknąć.
Pobutka 27 maja A. Nicholas 117 https://www.youtube.com/watch?v=2NHa_QTJSGk
Czy tylko mi sie wydaje, ze on byl na Festiwalu w Sopocie w 1957?
PS @ mopus11 poza L. Popp i https://www.youtube.com/watch?v=41mE3kapPgc 😆 😀
@mopus11
Trudno powiedzieć, „der hölle rache” to nie wyścigi, chociaż są sopranistki, które tak ją traktują. Polecam wersję https://www.youtube.com/watch?v=YQpTGKXAxqA.
@ schwarzerpeter
Nie wydaje się 🙂 Ja nie wiedziałam, ale od czego Wujek Google:
https://www.youtube.com/watch?v=GyqLR0NgyaE
Co zaś do Królowej Nocy, Lucia Popp faktycznie wspaniała, Sabinka rzeczywiście fajna, ale największy problem tej arii, który chyba tylko DD lekko przeskakuje, to: jak zachować ową hölle Rache podczas koloraturowych akrobacji. Diana to potrafi i dlatego jest najlepsza, inne jakby łagodnieją już przy powtarzanym „c”, a na pasażach myślą już tylko o tym, żeby je czysto wykrzyczeć.
Lecę na dalsze obrady.
Dla mnie królowa jest jedna 😉
https://www.youtube.com/watch?v=ZNEOl4bcfkc
Właśnie TO nagranie Eddy znalazło się na Złotej płycie Voyagera wysłanej w przestrzeń kosmiczną jeszcze w latach 70. 🙂 Podzielam zachwyty (a było ich wiele).
A tu dla odmiany zamiast zwyczajowej królowej – dziesięcioletni królewicz (choć jego nazwisko jakoś nic mi nie mówi):
https://www.youtube.com/watch?v=BqDUrOr4QH0
Edda świetna jest, też jestem do niej przywiązana, jeszcze bardziej do jej Donny Anny w pamiętnym Don Giovannim Loseya. Ale i ona wycofuje się emocjonalnie w koloraturach…
I tak najlepszy jest Menino 😆
https://www.youtube.com/watch?v=lo6tb6kj8MA
Menino rzondzi, na MAXA 😀
Uff, dzięki Menino – nareszcie dotarła do mnie głębia intrygi.
Elżbieta Chojnacka nie żyje. Na iluż jej fantastycznych koncertach byłem…
Moje pierwsze Fandango Solera tyle lat temu… Łza się w oku kręci.
Boże… nie myślałam, że to tak szybko pójdzie 😥
A jeszcze niecałe pięć lat temu…
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2012/07/10/klawesynowe-rytmy/
Tak wyglądała na swoją siedemdziesiątkę:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2009/09/24/taniec-z-ligetim/
To może tak Passacaglia ungherese w JEJ nagraniu:
https://www.youtube.com/watch?v=h154mU3pgn4
O, dzięki. Świetnie, że ktoś to wrzucił na tubę.
Tak poza wszystkim, zupełnie prywatnie, to zawsze było mi bardzo miło myśleć, że mamy coś wspólnego: nasze mamy niedługo po wojnie muzykowały razem, moja śpiewała, Elżbiety grała na fortepianie. Zrobiły jakieś nagrania radiowe, które zaginęły – takie czasy…
Te parę ostatnich lat było dla Elżbiety paskudnych. Zmarł jej mąż, potem złamała rękę i nie mogła już grać, i te dwie rzeczy właściwie ją załamały. Bardzo smutne.
@ścichapęk 28 maja o godz. 19:05 – o tak, mam te plyte!
https://www.youtube.com/watch?v=uvmBKXQEUcY
Znalazłam nagranie Espressivo Graciane Finzi, które Elżbieta bardzo lubiła i wykonała na obu wyżej opisanych przeze mnie koncertach:
http://www.classicalarchives.com/work/974341.html
Dziś to brzmi jak marsz żałobny…
Dorotko, nie pamiętam kiedy zmarł mąż Elżbiety Chojnackiej, ale było to w każdym razie dawno. Chyba w latach 80-tych… W każdym razie potem Ela całkiem nieźle się pozbierała i jeszcze przez wiele lat grała z najlepszym skutkiem oraz prowadziła klasę klawesynu w salzburskim Mozarteum (Konserwatorium, nie Fundacji) a i życie rodzinne ułożyła sobie w miarę kompletnie. Rzeczywiście załamanie nastąpiło po wypadku z ręką kilka lat temu, chociaż próbowała jeszcze wrócić na estradę.
Niedawno rozmawiałem z pewnym muzykiem o Chojnackiej i porównywaliśmy ją w pamięci z Landowską – wyszło nam, że Elżbieta była artystką ciekawszą i w sumie o imponującym dorobku, nieporównanie bogatszym od dostojnej Wandy. Naturalnie takie gadanie ma ograniczony sens, bo jak zmierzyć wartość renesansu klawesynu, który zawdzięczamy Landowskiej. Niemniej te 200 (!) utworów, które napisano dla Chojnackiej, to cała epoka w muzyce klawesynowej a jej temperament na estradzie dał nam sporo zapisów o takiej sile oddziaływania, że jeszcze długo, a może nawet bez końca, będą z tym konfrontowani wszyscy następcy.
Swoją drogą otwiera się bardzo pociągający wątek badań dla historyków muzyki. Ciekawe czy są u nas chętni…
No tak, ślubny mąż zmarł (chyba) jakoś na początku lat 90., ale potem miała jeszcze kogoś – zresztą nieważne.
Trudno, Grzegorzu, porównać te dwie Wielkie Artystki, bo, jak sam piszesz, spełniały zupełnie różne zadania. Sztuka Landowskiej wciąż wzrusza. Elżbieta zaś była wielką inspiratorką i została po niej cała biblioteka partytur – miejmy nadzieję, że będą grywane, mamy przecież kolejne osobowości w tej dziedzinie, że wspomnę choćby Gośkę Isphording.
Ale Elżbieta była też absolutnie niepowtarzalna po prostu jako zjawisko sceniczne. Miała swoje niepowtarzalne rytuały, z koncertu czyniła spektakl właściwy tylko jej. Nie wiem, czy taki koncert został jakkolwiek utrwalony jako całość… Kto widział, nie zapomni.
Paryż, osiem lat temu:
https://www.flickr.com/photos/29981629@N07/3638575338/in/album-72157619778405279/
Ech…
Ech…
Ech, Tereniu, właśnie miałam do Ciebie pisać…
Strasznie smutno 😥
Pomyślałem, że nasza wspaniała klawesynistka ze swoją sztuką dobrze pasowałaby także do formuły festiwalu Trzy-Czte-Ry, który zaczyna się już jutro.
Czy Szanowne Kierownictwo się wybiera?
Wybieram się oczywiście.
Pobutka 30 maja klawesyn inaczej 😯 https://www.youtube.com/watch?v=LAGQST3l2nQ 😆
B. Goodman 108 https://www.youtube.com/watch?v=jPYQkfz_R3E
Dzień dobry!
Zabawny ten Garner na klawesynie, nie znałam tego nagrania.
Przy klawesynie pozostając, Wanda Landowska też była inspiratorką do powstawania nowych utworów, np. tego:
https://www.youtube.com/watch?v=L0zqWQpOgVo
i tego:
https://www.youtube.com/watch?v=iIKV_TKlo68
Sama też studiowała kompozycję i podobno komponowała, ale niewiele o tym wiadomo.
Strasznie żal pani Elżbiety, była Wyjątkowo Jasną Postacią. Wielka osobowość i prawdziwy talent, szczególnie widoczny w zetknięciu z graficznymi partyturami Xenakisa, interesującym, ale ślepym zaułkiem awangardy.
Pogrzeb 7 czerwca, o 10. msza w Saint-Sulpice, potem zostanie pochowana na Père-Lachaise. Kolejne wielkie polskie nazwisko na tym cmentarzu.
Dorotko, juz sie boje, bo przy organach ma zasiasc taka dwustuprocentowa Francuzka, ze gotowa jeszcze walnac jakiegos Pierné, ktorego Elzbieta nie znosila. A przy temperamencie Chojnackiej obawiam sie trzesienia kosciola i wybuchu duchow (co by bylo bardzo à propos).
Trzymaj kciuki, moze mi sie uda zaradzic i poplynie Hungarian Rock.