Z operą w Nowy Rok
Z tych polskich sylwestrowych koncertów, które tu zapowiadałam, obejrzałam dwa operowe i naprawdę było warto. Można je jeszcze oglądać.
Wieczór sylwestrowy spędzałam grzecznie w kameralnym rodzinnym gronie, a że wszyscy kochamy Mozarta i Rossiniego, chętnie obejrzeliśmy galę sylwestrową Opery Narodowej, która będzie dostępna do 6 stycznia. Po raz kolejny mogliśmy się przekonać, jak wspaniałą sprawą jest Akademia Operowa działająca przy tej instytucji – solistami byli jej adepci i absolwenci, a grono pedagogów reprezentowała Olga Pasiecznik (miała też być Izabella Kłosińska, ale nie wystąpiła z powodów zdrowotnych – miejmy nadzieję, że nic poważnego!). Towarzyszyła im orkiestra i chór Opery Narodowej pod batutą szefa, Patricka Fournilliera.
Paru z tych absolwentów to już gwiazdorzy międzynarodowych scen: Tomasz Kumięga (świetny jako Don Giovanni) i Andrzej Filończyk (jako Figaro w duecie z Rozyną trochę nie wyrabiał się w szybkich pasażach, ale słynna solowa aria z tegoż Cyrulika była znakomita). Co zaś do adeptów – tu był szeroki wachlarz. Trzeba pamiętać, że to są początki, młodzi śpiewacy dopiero się kształtują, próbują różnych wizji wykonawczych, jedne rzeczy wychodzą lepiej, inne gorzej – np. Zuzanna Nalewajek jest zdecydowanie mezzosopranem, więc jako Rozyna z Cyrulika wypada znacznie lepiej niż jako Zuzanna z Wesela Figara. Co do niektórych nie ma już wątpliwości, w którą stronę idą – najmłodszy chyba ze wszystkich, bas Paweł Horodyski, świetnie się zapowiada (pokazał się w słynnej arii o plotce z Cyrulika). Kilka było naprawdę rokujących dziewczyn, jak Magdalena Stefaniak, Katarzyna Szymkowiak, Justyny Ołów i Bluj; pojawiło się też kilkoro młodych śpiewaków ukraińskich. Teoretycznie można było przeoczyć kogoś w takim tłumie, ale nawet na zakończenie koncertu kiedy na bis (już z innego świata muzycznego, czyli z Verdiego – jako Alfredo w Libiamo) pojawił się Rafał Polek, dało się go zauważyć. Dziś z wiadomych, pandemicznych powodów trudniej jest wyjść w świat, choć niektórzy z adeptów już zaczęli tę drogę przecierać. Miejmy jednak nadzieję, że stopniowo świat będzie dochodził do normy, opery będą mogły grać i młodzież dostanie szansę. I miejmy też nadzieję, że nie zapomną o nas.
Dziś z kolei obejrzałam noworoczny spektakl Opery Wrocławskiej – słusznie się domyślałam, że po prostu zostanie wrzucony na YouTube. Nie zaznaczono żadnego terminu, kiedy mianoby go zdjąć, więc być może zostanie. Też bardzo warto. Trzy fragmenty znanych oper – I akt Traviaty, fragment I aktu i II akt Cyganerii oraz II akt Napoju miłosnego – a więc jedynie o pozytywnych zakończeniach, by nie mącić noworocznej pogody ducha. W głównych rolach również młodzi śpiewacy, którzy już zdobywają laury w kraju i za granicą. Adriana Ferfecka (także absolwentka Akademii Operowej przy TWON) dała się już poznać w berlińskiej Deutsche Oper, w operze w Rzymie i wielu innych. Ma i głos, i prezencję, i żyłkę aktorską – czego chcieć więcej. Była więc Violettą i Mimi. We wszystkich trzech dziełach jako główny amant (Alfredo, Rodolfo, Nemorino) wystąpił Piotr Buszewski, który na Konkursie Moniuszkowskim nie zrobił na mnie dużego wrażenia (choć dostał nagrodę publiczności), ale na scenie znajduje się świetnie, jeśli chodzi o aktorstwo; głosu i prezencji też mu przecież nie brak. Znakomita Maria Rozynek-Banaszak była Musettą, a później Adiną. A i w pobocznych rolach mnóstwo młodych zdolnych, w większości związanych z wrocławskim teatrem – Aleksandra Opala, Hanna Sosnowska, Tomasz Rudnicki, Aleksander Zuchowicz, Adam Zaremba, Łukasz Rosiek.
Jedno mnie tylko zastanawiało, zwłaszcza kiedy oglądałam spektakl wrocławski, gdzie wszystko właściwie działo się, jakby pandemii nie było. Mam nadzieję, że śpiewacy się przetestowali i że te wszystkie uściski i całusy nie zaowocują COVID-19. Orkiestra we Wrocławiu (pod batutą Adama Banaszaka i Bassema Akiki) rozsadzona w odległościach, częściowo na widowni; orkiestra TWON niestety w bliższych odstępach i niewielu nosiło maseczki. Muzyka nie chroni przed koronawirusem. Oby nie spowodowała przykrych konsekwencji. Te myśli psuły mi trochę satysfakcję z oglądania naszych młodych zdolnych, tym bardziej, że przecież życzymy im jak najlepiej.
Komentarze
Oglądałam sylwestrowy koncert z Filharmonii Narodowej, który też wisi jeszcze na YouTube. Poza wszystkimi walorami muzycznymi i wspaniałymi wrażeniami, muszę przyznać, że aż mi smutno było, gdy Maestro Borejko i orkiestra kłaniali się do pustej sali w ciszy, bez oklasków. A nawet bis był tak, jakbyśmy wszyscy tam byli na żywo. Wszystkiego najlepszego w roku 2021 dla Gospodyni i dla wszystkich Bywalców blogu!
My słuchaliśmy i trochę FN i TWON. Dobrze, że te koncerty były. To było kojące, że, w tak trudnym czasie, mogliśmy się połączyć wspólnie i dzielić pasją; artyści grania i śpiewania, my-melomani słuchania.
Dla PK i wszystkich Frędzelków zdrowia i optymizmu w Nowym Roku.
Maestro Boreyko z koncertmistrzem na estradzie pożegnał się „żółwikiem”, a w chwilę potem przywitał się z prowadzącymi koncert z widowni dziennikarzami radiowej Dwójki przez podanie obojgu dłoni, siadając zresztą bardzo blisko, bez wymaganego „dystansu społecznego”. Nie żebym się czepiał, ale taka refleksja, że niekiedy trudno zapanować – zwłaszcza pod wpływem dużych emocji – nad utrwalonymi odruchami grzecznościowymi. I miejmy nadzieję, że wszystkim to wyszło na zdrowie!
A my w Sylwestra wizytując strony różnych oper świata załapaliśmy się rzutem na taśmę na pandemicznego (tj. bezpublicznościowego) Cyrulika Rossiniego z pięknej Opery w Oslo. Dość osobliwa inscenizacja, której premiera odbyła się w grudniu, z Hubertem Zapiórem w tytułowej roli (bravo!).
No tak, właśnie obejrzałam do obiadu koncert FN. Też mnie to uderzyło, jak również to, że w orkiestrze chyba jedna osoba miała maseczkę. Z drugiej strony rzeczywiście przygnębiające wrażenie robi kłanianie się muzyków bez oklasków. Nawet wspomniałam w naszym kulturalnym podcaście podsumowującym rok, że łapię się czasem sama na klaskaniu do ekranu 🙂
https://www.polityka.pl/podkasty/kulturanaweekend/2083977,1,2020-w-kulturze-nasze-rozczarowania-i-zachwyty.read?src=mt
Zajrzę chętnie do tego Oslo, zwłaszcza z powodu Zapióra. A my jeszcze wczoraj buszowaliśmy po arte.tv/fr – koniecznie wersja francuska (może też być niemiecka), nie polska, bo jest o wiele większy wybór muzyki. Najnowsze jest Wesele Figara z Genewy z dobrymi solistami. Myśmy się dłużej zatrzymali na Hippolyte et Aricie Rameau. Ogólnie jest tam czego słuchać 🙂
Jeśli któś może zajrzeć na stronę RAI jest tam „Cyrulik” sprzed miesiąca wystawiony przez Operę Rzymską. Delicje. Bez scenografii, ale energetyczny jak niewiele przedstawień . Jako Figaro Andrzej Filończyk, partnerów ma też świetnych (może oprócz Basilia). No i ten rajd Figara ulicami miasta (na skuterze) z Daniele Gattim za kierownicą …
A to dla wszystkich fanów Kacpra Szelążka, Myślę, żę PK ma szansę się spodobać: „Il palazzo incantato” Rossiego z Dijon.
https://drive.google.com/file/d/1O5IvwAbP8hwHGzOr_hw3qpkJJzEQvPlI/view
Link do „Cyrulika” i obiecuję więcej się nie odzywać
https://drive.google.com/file/d/15hmTK5ugAaF1J7POBqMHiAMvx8nhCXmz/view
E, no, bardzo miło. I dzięki za linki!
@Urszula, proszę się odzywać! Linki wspaniałe, grazie mille!
Na Mezzo można zagłosować na najbardziej oczekiwane płyty stycznia:
https://www.mezzo.tv/fr/top-mezzo#classique
Wiadomo, która jest najbardziej oczekiwana:-)))
A wczoraj w Dwójce była interesująca audycja o Janie Weberze. https://www.polskieradio.pl/8/8886/Artykul/2650299,Tomasz-Szachowski-Jan-Weber-to-postac-ktora-jest-perla-w-historii-radia
Wyjątkowo udało mi się posłuchać, bo wracaliśmy z Sopotu (od kiedy Ł. pracuje zdalnie słuchamy prawie tylko płyt:-). A w audycji bardzo ciekawie o znajomości z panem Weberem wypowiadali się m.in. Maciej Grzybowski, PA i prof. Ewa Łętowska.
A wcześniej – też bardzo ciekawie – Krzysztof Lipka 🙂
I dlatego tak bardzo lubię radio, bo nigdy nie jest się samym, lecz tworzy wspólnotę. I można się domyślać, że ktoś z lubianych, dawno niewidzianych, też słucha:-)
Dawno niewidzianych, ale też w jakiś sposób dawnych – bo dobrze red. Webera pamiętających; nie tylko z radia i gazet (z TV jakoś mniej), ale niekiedy nawet rozmów. Bycie płytomaniakiem od (u mnie końca) lat 70. znaczyło bowiem i to, że prędzej czy później w którejś (z niezbyt wtedy licznych) stołecznych płytodajni spotka się Jana Webera 🙂
Serdeczności, Frajdo!
[P]rędzej czy później w którejś z (niezbyt wtedy licznych) stołecznych płytodajni…
Nawet raczej prędzej niż później 😀
Mogę tylko pozazdrościć tych muzycznych historii:-)
Jan Weber nawet zmarł wychodząc z płytodajni 🙁 – nieistniejącego już od dawna „Helikonu” na Freta, za Rynkiem Nowego Miasta. Dotarł z nowymi nabytkami do Placu Krasińskich i padł. Zawał.
Pewnie ktoś opowiedział, że wiele jego audycji zachowało się dzięki pewnemu kierowcy TIR-a, który je nagrywał na kasety…
Tak, było wspomnienie o kierowcy TIR-a również.
No, te rozmowy to się oczywiście sprowadzały raczej do słuchania tego, co ON miał do powiedzenia.
Ciekawe swoją drogą, kto i dlaczego te radiowe taśmy z jego audycjami zniszczył…
Ależ to była normalna praktyka. Za komuny oszczędzało się taśmę, bo było jej mało. Kasowano więc audycje, by nagrywać na niej następne.
Ktoś był np. uprzejmy skasować większość nagrań skrzypcowych Grażyny Bacewicz. To tylko jeden drobny przykład.
Czyli – jak często – proza życia, „przejściowe trudności”, skrzecząco-tłocząca pospolitość… A już podejrzewałem czyjąś złą wolę 😉
Niestety, podobny los spotkał niemal wszystkie archiwalne nagrania z Festiwali Pianistyki Polskiej w Słupsku. Kilka lat temu ostrzyłem sobie zęby na Koncert f-moll Chopina w Słupskim nagraniu Władysława Kędry. I zachowały się tylko bisy.
No taka była smutna prawda. Jeśli coś ciekawego uchowało się w archiwach PR, to tylko cudem.
Linki na najbliższy tydzień:
https://www.musicalamerica.com/news/newsstory.cfm?storyid=46724&categoryid=1&archived=0
Tak sobie pomyślałam, że dziś wielu ludzi, nie tylko bardzo młodych, nie może sobie wyobrazić, jak dalece wszystko było kiedyś reglamentowane.
Koleżanka kompozytorka zrobiła w 1982 r. w Studiu Eksperymentalnym utwór Reglamentoso, który zaczynał się sygnałem niesławnej pamięci Dziennika Telewizyjnego (sygnał autorstwa Wojciecha Kilara zresztą), a potem padały nazwy produktów kupowanych w tym czasie na kartki – tu fragmencik: https://drive.google.com/file/d/1dEfC_Rm8Je7lObhEYD2YSNgBTfAFo9hX/view
To był oczywiście czas najgorszy, ale nawet i w trochę lepszych reglamentacja była stałym elementem życia. A już przydział papieru na pisma czy taśmy w radiu uznawało się za coś całkowicie normalnego.
Już jesteśmy blisko powrotu do tamtych czasów niestety.
Trochę depresyjne to „Reglamentoso”, ale prawdziwe. To jest złożony temat. Dorastałam w późnym komunizmie i reglamentacji nie kojarzę jako cierpienia, ale jako możliwość wykazania się bohaterstwem przez dziecko. To wczesne wstawanie do kolejki (bo z dzieckiem więcej się dostanie) pamiętam właśnie jako coś dowartościowującego. Cieszyłam się, że mogłam pomóc i, że byłam taka ważna. System był okropny, to nie ulega żadnej wątpliwości. Teraz jako osoba dorosła mam tego pełną świadomość, vide okrągła rocznica grudnia 1970. To wszechpanujące ubóstwo sprawiało jednak, że ludzie szukali pocieszenia nie tylko w alkoholu, ale i w kulturze. A teraz żyjemy w społeczeństwie nadmiaru. Martwi mnie to, bo sama czasem ulegam i marnuję czas na próby odnalezienia swojej tożsamości w wyszukiwaniu dóbr materialnych. Udaje mi się natomiast nie ulec czarowi oglądania seriali. Zdarza mi się jednak czasem zatęsknić za życiem w ograniczonych możliwościach, gdy nie trzeba było dokonywać tylu wyborów. Choć, jak to Ł. przeczyta, to się na mnie bardzo obruszy, bo on, starszy, pół życie przeżył w komunizmie i nie chciałby tego wspominać.
Oj, rozumiem Ł. aż za dobrze…
Kultura też była reglamentowana, dobre książki spod lady, cenzura. Sama z moim pisemkiem parę razy do roku wędrowałam na Mysią – a takie eleganckie sklepy tam teraz są 🙂
Później pojawiły się niezależne wydawnictwa, ale ich zakres i zasięg był bardzo ograniczony.
Muzyka miała się nieźle, bo komuchy się jej nie czepiały, mieliśmy swego rodzaju „wariackie papiery”.
No właśnie, rzeczywistość, której nie doświadczyłam. Dziękuję za to wspomnienie.
Dzień dobry 🙂 Tym razem coś dla wielbicieli Jakuba Józefa Orlińskiego. Jutro o godz. 18 premiera jego koncertu noworocznego z Capellą Cracoviensis na platformie PlayKraków. Program Haendlowski: https://playkrakow.com/vods/vod.587
Bilety 30 zł.
Koncert będzie dostępny przez cały rok.
Napisał do mnie pan z Fundacji La Passione (pozdrawiam serdecznie 🙂 ), przesyłając trzy linki do koncertów, które odbyły się w ramach Festiwalu Muzyki Kameralnej „Salon jesienny”. Dwa pierwsze – w Sali Lustrzanej Pałacu Staszica, ostatni w nowej sali – przybyło nam w Warszawie takie miejsce koncertowe: sala Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych nr 1 na Rakowieckiej (dawniej na Miodowej – moja stara buda 😉 ).
Pierwszy odbył się na początku listopada, jest tam jeszcze niewielka i klaszcząca publiczność. Dwa pozostałe – pod koniec listopada i w grudniu – już bez publiczności. Cytuję z maila: „Koncerty są wizualnie skromne, bo skromne mieliśmy finanse, ale jak ostatnio wyczytałem w którymś z wpisów, że Frędzelki narzekają na „dziwność” tego kontaktu wykonawców z … mikrofonami i kamerami, zamiast ze słuchaczami, to zapewniam – w tych relacjach tego nie ma. Zdecydowanie postawiliśmy na stronę audio. A utarło się jakoś, że koncerty są generalnie do słuchania 🙂 ?”.
No i jest dziwnie inaczej: koncerty nie były filmowane, ale fotografowane, więc w obrazie są zmieniające się co jakiś czas zdjęcia. Jest to jakiś pomysł 🙂
Repertuar bardzo ciekawy, m.in. utwory Stanisława Skrowaczewskiego, Gustava Holsta, Tadeusza Bairda, Joanny Wnuk-Nazarowej, Igora Strawińskiego, Witolda Lutosławskiego, Carla Nielsena, ale też Mozarta i Beethovena.
Pierwszy: https://www.youtube.com/watch?v=NCF-_f3JdN0&t=1660s
Drugi: https://www.youtube.com/watch?v=4YQ2SbEy_6c&t=3007s
Trzeci: https://www.youtube.com/watch?v=5sfkJ0heGWw
https://www.francemusique.fr/emissions/les-grands-entretiens/piotr-anderszewski-1-5-c-est-dans-la-musique-que-je-me-trouve-chez-moi-90389
Dla frankofonów ale nie tylko…..
Zdrowia i muzyki dla PK i wszystkich Frędzelków.
Dzień dobry Pani Kierowniczko! Dziękuję za życzliwą zachętę na blogu do posłuchania naszych koncertów „Salonu jesiennego”. Napisała Pani o kompozytorach, których utwory zostały wykonane. Ja pozwolę sobie jeszcze wspomnieć nazwiska kilku wykonawców. Jakub Jakowicz, Łukasz Długosz, Anna Sikorzak-Olek, Magdalena Bojanowicz, Dorota Lachowicz – znakomici soliści tym razem w kameralnej roli, którym bardzo dojrzale partnerują muzycy, których artystyczny potencjał pozwala sądzić, że znajdą trwałe miejsce w naszym życiu muzycznym, a my będziemy mogli śledzić ich dalszy rozwój. Są to m. in: Andrzej Ciepliński, Jakub Jackowski, Julian Paprocki, Agnieszka Waldhelm. Oprócz wspomnianych już nazwisk rozpoznamy wśród wykonawców liderów kilku naszych szacownych instytucji muzycznych. Wszystkim wykonawcom oraz firmie DUX, ich odpowiedzialności i determinacji zawdzięczamy, że projekt udało się zrealizować w tych wariackich, pandemicznych warunkach. Nie wchodząc w szczegóły zacytuję tylko jak wyglądały nasze telefoniczne rozmowy przed kolejnymi koncertami – „Halo, słucham?, Dzień dobry, spokojnie, proszę się nie denerwować – jestem zdrowy, nie jestem na kwarantannie, dzwonię w innej sprawie”. I dopiero po tym wstępie następował właściwy temat rozmowy. Obyśmy w przyszłym roku, po obu stronach estrady koncertowej, nie przeżywali emocji tego rodzaju. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Piotr Szczerbań.
Wzajemnie, dzięki, łabądku – jest czego posłuchać 😉
Posłuchałam Orlińskiego z CC, porządny koncert.
Dobry wieczór, Panie Piotrze – w przyszłym roku być może. W tym – jeszcze długo tak będzie niestety 🙁
A koncert noworoczny z Wiednia nie wart wspomnienia?
Chociaż to nie jest opera ja wciąż jestem w Musikverein zasłuchany w Wiener Philharmoniker i zapatrzony w tradycyjny Koncert Noworoczny wraz z przyległościami pod batutą Riccardo Muti, i wracam pamięcią do lat osiemdziesiątych, do „From Vienna: The New Year’s Celebration“, gdy Walter Cronkite prowadził telewizyjną narrację dla widzów w USA i nawet dyrygował Radetzky Marsch na jednej z generalnych prób.
Teraz sala była pusta, ale z 90 krajów do których transmitowano kocert napływały brawa + wizja na smartfonach, które jakimś cudem zintegrowano (wyższa technika) i pokazywano w sali koncertowej.
@ Wieslaw A Zdaniewski – witam. Koncertu Noworocznego tym razem tylko słuchałam z radiowej Dwójki. Ciekawe, że było w tym roku tyle utworów nieznanych lub mało znanych. No, ale i Dunaj, i Marsz Radetzky’ego był, bo jakżeby inaczej. Nawet sobie poklaskałam do radia.
A teraz gapię się w telewizor, szczęka mi opadła z hukiem… Co za czasy.
niedaleczko od tematu…
😀 https://www.youtube.com/watch?v=lqEbbgZCo74 😀
Pomyślnego 2021! 🙂 🙂 🙂
Czy polska telewizja nie transmitowała noworocznego koncertu z Wiednia?
Jestem w strefie wolnej od pisuarów, więc nie wiem.
To podobnie jak ja 😆 Nie zadaję się. Ale pewnie transmitowała TVP Kultura, robi to co roku.