Cud z Wrocławia
Wróciwszy wieczorem do domu wdałam się z Wami w dalszy ciąg trudnej dyskusji. Ale wróciłam przecież z bardzo pozytywnego i budującego wydarzenia muzycznego, którym zakończyłam ten dzień i o którym teraz z przyjemnością opowiem.
W Filharmonii Narodowej wystąpiła gościnnie orkiestra Filharmonii Wrocławskiej pod batutą swego obecnego – dojeżdżającego, ale niewątpliwego – szefa artystycznego Jacka Kaspszyka. Nie słyszałam tego zespołu od dosyć dawna i usłyszałam coś zupełnie nieporównywalnego z tym, co było. Po prostu nową orkiestrę. Skład osobowy zresztą się bardzo w ostatnich czasach odmłodził, a na warszawski koncert przybyło też parę posiłków z innych miast (waltornista nawet przyleciał ze Stanów – gra teraz w orkiestrze w Buffalo – ale trzeba podkreślić, że on też jest z Wrocławia i nawet kiedyś w filharmonii grał).
To, co zrobił Kaspszyk z tym zespołem, to mistrzostwo świata. Pracuje z nim ledwie drugi rok, a już Filharmonia Wrocławska wyrasta na jedną z czołowych polskich orkiestr. Pisałam tu niedawno o budowanym w tym mieście nowym centrum muzycznym, które ma być siedzibą docelową filharmonii. No i widać, że miasto już ma orkiestrę na miarę tych efektownych planów. Jakoś można!
To dzięki założeniu: jeśli tylko się da, róbmy, co trzeba, w jak najlepszym gatunku. Kaspszyk ma co robić, ciągle jeździ po świecie, ale kiedy wrocławianie zwrócili się do niego, przyjął współpracę z radością. Po jego rozstaniu z Operą Narodową (która do dziś nie odzyskała poziomu muzycznego z jego czasów) brakowało mu nowego wyzwania. I stworzył właściwie zespół od nowa. Teraz słyszymy wyniki. Jak on to robi? Po prostu zaraża entuzjazmem do muzyki. No i magia nazwiska działa – niechby ktoś się ośmielił nie przygotować do próby. Wszystkim zależy, żeby razem zrobić coś pięknego. Dedykuję to innym polskim filharmoniom…
W pierwszej części muzycy zagrali Kwartet g-moll Brahmsa zorkiestrowany przez Schoenberga – bardzo dziwna i ciekawa rzecz, Brahms przefiltrowany przez zupełnie inną orkiestrową wrażliwość. Trudne, ale wykonane wspaniale – liryczne części miękko i ciepło, szybkie – brawurowo. W drugiej części wystąpił Nigel Kennedy z Koncertem Elgara. Gra go naprawdę pięknie, bo jest to utwór w typie jego muzykalności – śpiewny, emocjonalny. Kiedy nie trzeba się wygłupiać, Nigel potrafi być wspaniały. A że potem sobie trochę poskacze, przybije piątkę z muzykami? Nie szkodzi. Trzeba tu podkreślić, że orkiestrowy akompaniament w Koncercie Elgara też jest bardzo trudny – i tu orkiestra nie zawiodła. Zgranie przy tym było idealne, zresztą Nigel o to dba, zawsze dostosowuje się do muzyków.
Naprawdę bardzo to było przyjemne i pokrzepiające. Wrocek rulez!
Komentarze
Tak, potrafię to sobie wyobrazić 😉 Słucham od niedawna Nigela K. (lepiej zacząć późno niż wcale) i jest to rewelacyjne granie.
Koncert Elgara jest piekny. To jedno z moich ulubionych dziel muzycznych.
Moje radio uraczylo mnie dzis prezentacja dysku „Chopin : Les 24 Préludes
Pianiste : Rafael Blechacz”, Deutsche Grammophon : 477 659. Prezentujacy wypowiadal sie w samych superlatywach o pianiscie. Zdaje sie, ze kiedys pisala Pani o Blechaczu na tym blogu.
Pozdrawiam.
Pani Kierowniczko, poprzedni dzień był naprawdę ciężki i dopisuję się w nocy, żeby następnego dnia nie zatruwać. Wylało mi się to, co dotąd myślałem prywatnie, ale jakoś nigdy nie powiedziałem publicznie. A moje myślenie przebiegało tak: najpierw słodka nieświadomość, potem wstyd i poczucie winy, potem świadomość, że szczegóły są częścią większej całości, a jeszcze potem, że trzeba mówić, nawet jak coś już sto razy zostało powiedziane.
Być może bardziej realistyczne jaest myślenie , że zawsze ktoś komuś będzie wrogiem i po prostu trzeba to przyjąć, nie oczekując cudów. Ale w końcu między nami skończyło się przytulankiem i drapankiem. Więc może teoretycy nieuniknionej wrogości albo izolacji są tam, gdzie sowietolodzy w 1988. Czyli w d…
Bardzo skrótowo to wszystko opowiedziałem, więc nie wiem, czy zrozumiale. Czy Pani mnie rozumie?
Przytulanko nieustanne i na drapanko zawsze łasy 🙂
A teraz już muzyka…
http://www.youtube.com/watch?v=SFOtDx3DmV0&feature=related
🙄
Bobiczku, nooo… nieustające 😉
A co do Elgara, ja przez lata uważałam ten koncert za nudziarstwo. Dopiero kiedy zagrał go w Warszawie po raz pierwszy właśnie Nigel, wciągnęło mnie. Tym razem wyłapywałam podobieństwa stylistyczne – w pierwszej części z Karłowiczem, w drugiej już pewne wypady w stronę impresjonizmu… Ale to trzeba zagrać właśnie z pełnym zaangażowaniem emocjonalnym. Tak zresztą ponoć było pisane 😉
No i w tym utworze Kennedy się nie wydzicza. Bo bywa, że naprawdę już nie da się go słuchać. Kiedyś kolega w „Ruchu Muzycznym” wyraził się o nim „podtatusiały punk w wersji luksusowej” – po bardzo denerwującym koncercie z Mozartem i Beethovenem. Teraz wychodzi jego nowa płyta właśnie z takim repertuarem, trochę się boję jej słuchać…
PS. Pozdrawiam serdecznie Piotra Modzelewskiego. A także Anię Z., która też pojawiła się tu wczoraj po raz pierwszy 😀
Ja i z Kennedy’m za koncertowym Elgarem nie przepadam. Jesli już to kameralistyka 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=uEYXlxkzRjY
Bo tak naprawdę z Elgara to lubimy to…
http://www.youtube.com/watch?v=t-Jt0z7DXrg&feature=related
😉
Moja „recepta”: http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=118#comment-12831 nie spotkała się z poparciem, skoro nikt nie poświęcił jej jednego słowa?
Nie uważacie Państwo, że mówić o czymś jeden dzień w roku, tym bardziej jeden dzień co dziesięć lat, nawet co pięć, nic nie da jak i nie dawało?
Że tą metodą jak przy raku odbywać się mogą jedynie „rzuty” choroby, której przyczyną są deficyty emocjonalne?
Że mając możliwość chorobę leczyć przez uświadomienie – używa się jej w walce o swoje interesiki, często perfidnie, często obliczone na „po mnie choćby potop”?Że operuje się szaleństwem by „moje” było na wierzchu?
I że edukacja może ten toksyczny ciąg przerwać skutecznie? Tylko i aż edukacja !
Nie śpijcie spokojnie,
Teresa
Jacqueline du Pre w koncercie e-moll(wiolonczelowym) Elgara chyba tez lubimy.
Dzieki za dobre slowo o Kennedym.
Nawiazujac do poprzedniego blogu zastanawiam sie jak by wygladala ksiazka Grossa o marcu`68.Moze juz powstala.
A mnie się wydaje, że Pan Nigel przez te swoje gesty jest bardzo sympatyczny, nie wyczuwam w nich sztuczności, czy kreacji. Znalazłam filmik z pracy nad płytą „Polish Spirit”, to niezwykłe zobaczyć, jak komuś może taką radość sprawić muzyka i gra na skrzypcach:
http://pl.youtube.com/watch?v=HSmy_3FeQ2g
Od razu poprawił mi się humor.
Żałuję, że Pan Jacek Kaspszyk nie pracuje w Warszawie, ale cieszę się, że podjął współpracę z Wrocławiem.
Miała Pani zaiste bardzo przyjemny wieczór. 🙂
Czy mogę jeszcze inny spirit na dobry dzień? 🙂
http://pl.youtube.com/watch?v=9doq94wIJtM&feature=related
Witoldzie:
Jaqueline de Pre lubimy prawie tak bardzo jak Josquina des Pres 😉
Co do Grossa i marca ’68 — z tego co czytałem w wywiadach, chce odpocząć od książek o „relacjach polsko-żydowskich”, choć ma zamiar nadal dawać do myślenia i stymulować dyskusje pisząc o polskiej historii.
Tereso:
Edukacja — oczywiście! Ale w dzisiejszym świecie jest wielka wolność wyboru i każdemu wolno się edukować, ale każdemu też wolno od edukacji uciekać. Wielu jest gotowych dostarczać protezy wiedzy i myślenia.
Pani Kierowniczko:
Pozostaje mi pogratulować Wrocławiowi. I myśleć o tym, co lokalne. Sala nowa przybyła. W planach jest następna. Wizji przyszłości orkiestr nie widzę… Ale może też się wykluje.
Nie znam koncertu skrzypcowego Elgara i nie znalazłem go w swojej płytotece ale bardzo lubię jego koncert wiolonczelowy, I symfonię i wariacje Enigma. Zatem – zaciekawiony – poznam go niebawem, tym bardziej, że jak sprawdziłem nagrał go m.in. Nigel Kennedyi Yehudi Menuhin. Męczy mnie dziś katar (bolący nos jak bulwa) i kaszel rozdzierający trzewia – ale poddany wyżej temat Elgara kazał mi sięgnąć po płyty z jego muzyką, te które mam. Okazało się, że jego marsze z cyklu Pomp and Circumstance (zwłaszcza No.1) to wspaniałe lekarstwo; katar i kaszel jakby złagodniały a przybyła energia. Pozdrowienia Piotr Modzelewski.
PAK,
Dziękuję za głos w sprawie. Spróbuję odpowiedzieć na „…w dzisiejszym świecie jest wielka wolność wyboru i każdemu wolno się edukować, ale każdemu też wolno od edukacji uciekać.”
Dla większości ta wolność wyboru jest oganiczona między rachunkiem za prąd, a rachunkiem za czynsz. Jeśli nieco przesadziłam, to po to żeby trafić w sedno. Osoby w lepszej sytuacji materialnej (mało ich !) gonią np za domem z ogródkiem, co nie dziwi skoro tych pieniędzy ledwie na ratę kredytu może wystarczyć.
Każdemu wolno się edukować? Wolno w to wierzyć jedynie. Do edukacji trzeba mieć dostęp. Ja mówię o powszechnym dostępie do edukacji jak -nie przymierzając – do seriali telewizyjnych, a jest ich na każdym programie po kilkanaście dziennie. Gdyby w miejsce dwu z nich/dzień – idąc tym tropem – pokazać widzom przyczyny i skutki zaniedbań w edukacji nie tylko społecznej nasza inteligencja emocjonalna za rok byłaby na zupełnie innym poziomie.
Każdemu wolno od edukacji uciekać? Szczególnie, gdy się jej człowiek boi ? Jakoś nie zamykamy z tego powodu zerówek. Dzieci z myślą o szkole się najpierw oswaja, a nawet budzi ciekawość szkoły i to pomaga.
Co dwie głowy to nie jedna. Proszę o podpowiedzi w zakresie umożliwienia ludziom wiedzy o konstrukcji psychicznej człowieka, w tym „zatorach” jak w układzie np krwionośnym.
Pozdrawiam, Teresa
W poprzednim blogu nie podobały mi się różne wypowiedzi,ale odniosę się tylko do jednej. Piotr Modzelewski napisał o komentarzach czytelników tekstu dziennikarki „Rzeczpospolitej”,J. Lichockiej,m. in. to, że były one pełne absurdalnego antysemityzmu i że Lichocka zapracowała sobie na takich czytelników (w domyśle: pewnie sama jest antysemitką). Przez parę godzin czytałem dziś te posty. Było ich 158. Znalazłem 3 posty,które można chyba uznać za antysemickie. Antysemityzm dwóch pierwszych polegał na nazwaniu prezydent Warszawy Hajką zamiast Hanną,a trzeciego na nazwaniu A. Michnika antypolakiem. Nawet jeśli wszyscy autorzy tych postów mieli intencje antysemickie,to ich wypowiedzi były trzy. 3 na 158. Co tu komentować ? Jednak skomentuję: jest to może przykład skrajny,ale za to dobry. Dobry przykład tego,jakimi metodami posługuje się obóz,którego patronem jest Jan T. Gross.
Pani Tereso, o problemie edukacji co jakiś czas głośno krzyczę – najczęściej oczywiście o muzycznej, bo to moja specjalność, i w ogóle o kulturalnej, ale o wszelaką warto się upominać. Wspomina Pani o telewizji – gdyby poważnie traktowano misję, tego, o czym tu mówimy, byłoby więcej i w dobrym czasie. Ale i tak ludziska przełączyliby się wtedy na seriale… PAK ma tu niestety słuszność mówiąc o wolności wyboru.
Szkoła? Powstają różne programy, np. jak uczyć o Holokauście, wracając do trudnych tematów. Ale programy też można wybierać, można odrzucać – wszystko zależy od szkoły, przecież i podręczników jest wiele różnych.
Tak, powinno istnieć jakieś kształtowanie inteligencji emocjonalnej. I powinni się tym zajmować tacy, którzy takową posiadają… Pomarzyć dobra rzecz.
f.v. – proszę nie siać tu teorii spiskowych, zwłaszcza na temat „patronowania Jana T. Grossa”. Może się Pan z nimi udać do salonu24 – tam się poczują jak w domu.
Hej, zobaczcie nowe zdjęcia PAK-a! Takiej wiewióry w locie i w skręcie jeszcze nie widziałam 😀 I ptaszki nowe… Wiosna!
Pani Doroto,
czy nie sadzi Pani, ze – w ramach postulowanej przez Pania edukacji emocjonalnej – wazne jest rowniez uspokojenie tonu dyskusji i nie rzucanie klatwy antysemityzmu zbyt pochopnie, i niemal za darmo ? Nie wiem, czemu odsyla Pani f.v. do salonu24. Dlatego, ze przytoczyl fakty pokazujace, jak latwo niektorzy dyskutujacy o sprawach polsko-zydowskich naciskaja panic button z napisem „antysemita” ? Pelno tego bylo wokol dyskusji o ksiazce Grossa, ksiazce, z ktora mozna sie nie zgadzac. Jak z kazda inna ksiazka aspirujaca do miana historycznej, poprzez pzedstawienie faktow oraz ich interpretacji. Os tego sa ksiazki historyczne. Nawet te o pogromach.
Zdrowy rozsadek to rowniez element edukacji emocjonalnej, o ktorej Pani wspomina, ale byc moze roznimy sie w widzeniu kierunku, jaki mialaby przybrac ta edukacja.
Pozdrawiam.
Tereso, edukacja, niestety, również jest kwestią forsy. W Niemczech, które są odrobinę bogatsze 🙂 jest cała masa przeróżnych projektów edukacyjnych, wyrównawczych, integracyjnych, itp., które uzupełniają naukę szkolną, a finansowane są nie tylko przez państwo, ale i przez kościoły, organizacje dobroczynne, większe firmy, osoby prywatne, itd. Ale jak się zaczyna finansowa mizeria, to w pierwszym rzędzie tnie się po takich „niekoniecznych” rzeczach.
Edukacja poprzez telewizję wydaje mi się utopią, bo zwłaszcza młodzież szybko przełączy na MTV. Ale z projektami w szkołach, zwłaszcza z dziećmi do lat 12, ale i starszymi, mam bardzo dobre doświadczenia. Sensownym projektem można istotnie uzupełnić pewne niedobory emocjonalne, ucząc np. przyjaznej komunikacj, również międzykulturowej, działania w zespole, opanowywania agresji, akceptacji czyjejś odmienności i wielu innych rzeczy.Ale najlepiej sprawdzają się tu działania na niewielką skalę, na lokalnym szczeblu, nie jakieś wielkie, ogólnokrajowe akcje, które na ogół toną w dętej mowie i nadmuchiwaniu statystyk. Pytanie tylko, czy w Polsce jakaś parafia albo firma byłaby skłonna przeznaczyć część (nie tak znowu ogromną) dochodu lub pieniędzy z tacy na dobry projekt edukacyjny, zamiast na maybacha czy marmury w hallu? Hmmmmm…
Książka Pana Grosa, jest esejem wykorzystującym istniejące opracowania historyczne, nie jest pracą historyczną i nigdy jej autor nie miał takich ambicji.
Zwykłych prac historycznych nie czyta pies z kulawą nogą, dopiero nadanie im innej formy, zebranie historii w formie literackiej prezetacji poruszyło ludzi. I dobrze, bo o to chodziło.
Jacobsky – można oczywiście mieć trudności z przyswojeniem sobie treści książki Grossa. Każdy je ma, bo przynoszą szok. Ale jeśli do zanegowania tych treści (których przecież zanegować się nie da, rzecz jest oparta na źródłach) używa się dyskredytacji tych, którzy coś z tego jednak przyjęli, nazywając ich „obozem, któremu patronuje Gross” – jak to nazwać inaczej niż teorią spiskową? I gdzie tu jakakolwiek inteligencja emocjonalna, umiejętność, a chociażby próba przyjęcia czegoś, co do przyjęcia trudne?
Dodam jeszcze, że spojrzałam na ten blog p. Lichockiej. Komentarzy antysemickich może rzeczywiście jest mało, ale chamskie są prawie wszystkie.
Bobiku, myślę, że idealizujesz rzeczywistość niemiecką.
Spójrz na wschodnie landy, gdzie wpompowano niewiarygodne sumy na modernizację i edukację, a to jest właśnie kolebka neonazistowskich ruchów i niechęci (oględnie mówiąc) do obcych.
Edukacja, ktora trafia:
http://www.youtube.com/watch?v=N-roGMGyFu0
Pani Dorota, Bobik, Jacobsky,
cóż się Państwo tak łatwo zniechęcacie ? Mamy takie (50 lat?) zaległości, że trzeba powszechnie i z miejsca powszechnie dostępnego, a takie jest jedno – telewizje, w sumie cztery stacje.
Tym sposobem znaczące zmiany można uzyskać za rok, innymi – w sprzyjających warunkach za sto, albo i nigdy… Bo Świat nie będzie stał w miejscu.
Telewizja to są setki stacji 🙁
A zasada „gorszy pieniądz wypiera lepszy” jest niestety wieczna 🙁
Zauważcie, że jakkolwiek różnimy się w opiniach na różne tematy, nie tylko w sprawie omawianej wczoraj, to jednak zawsze różnimy się w sposób kulturalny. Nawet, jeżeli jedno na drugie chwilowo się nadąsa. Niby jesteśmy anonimowi (większość), a nie jesteśmy, bo spędziliśmy ze sobą sporo czasu i w miarę dobrze poznaliśmy się. Są 3 takie blogi 😉
Natomiast cała reszta to inna bajka i wcale się nie dziwię, że na blogu Lichockiej czy na forach panuje chamstwo i płynie, przepraszam, gnojówka. Ludzie anonimowo idą się wyżyć.
Alicjo, tych sympatycznych blogów jest na szczęście więcej. Choćby blogi naszych przyjaciół-współkomentujących 😀 i na pewno wiele innych. Aż trudno to śledzić, bo jeszcze musi trochę starczyć czasu na real 😉
Dziekuje za pozdrowienia Pani Dorotko.
Uwielbiam muzyke, mam do niej serce choc sie na niej nie znam i smak na pewno nie wyrafinowany.
Probowalam sie nauczyc grac na klasycznej gitarze, moze do tego wroce, bo zaniechalam z powodu wariackiej pracy, ktora wyciskala ze mnie wszystkie soki i ktora rzucilam dwa miesiace temu.
Zawsze „poczytywalam” ten blog po cichu…
a
W upowszechnieniu kultury, w edukacji najszerzej pojętej i w „wychowaniu patriotycznym” przepracowałam w sumie 32 lata. W tym czasie jednego nauczyłam się na mur-beton, na bank i na amen : żaden program edukacyjny jednoznaczny, łopatologiczny i „słuszny” z założenia, nie może przynieść pozytywnych rezultatów. Tym bardziej w indywidualistycznym ale podlegającym modom i trendom masowym, środowisku. Nie wierzę w tv edukacyjną. Owszem, może wzmacniać efekty już pozyskane. TV operuje wszak przede wszystkim obrazem. Osobiście stawiałabym na szkolenie grup liderów w różnych dziedzinach, ludzi, którzy mogą aktywizować środowiska.
Jesli chodzi o mlodziez to twierdzenie, ze i tak przelacza na MTV jest wymigiwaniem sie przez doroslych. Czy Panstwo sie kiedys zastanowili ile forsy wklada sie do kieszeni zagranicznym producentom za kopiowanie od nich programow, w ktorych zony zdradzaja meza z psem lub zle granych pseudo rozpraw sadowych nie mowiac o gwiazdach na lodzie, w tancu itd. Czesc z tych pieniedzy mozna by bylo poswiecic na cele edukacyjne w koncu z takim zamyslem utworzono takie media jak radio i tv. Ooniedzialkowy teatrt telewizji docieral pod wszystkie strzechy posiadajace aparaty telewizyjen, czwartkowa Kobra napawala dreszczykiem.
Dzisiaj zarowno na Zachodzie jak i gdzie indziej zakladaja w redakcjach niedoksztalceni rdeaktorzy pod presia kierownikow programowych tez debili, ze widz ma ich poziom intelektualny i jest kretynem. Licza sie tylko kwoty wlaczalnosci. I czas z tym skonczyc, bo juz przerobilismy wszystkie upadki Bumka i wszystkiwe skandele i moze dla odmiany edukacja miala by moc przyciagajaca.
Dzieci w Niemczech maja specjalny kanal nadajacy program przez caly dzien, „KIKA” i dzieci swiadomie ogladaja ten program, zaczyna sie rano od nauku angielskiego, potem sa rozne filmy, program naukowo-popularny „willi chce sie dowiedziec”, wieczorem mozna obejzec specjalnie na dzieci przyciety dziennik i dzieci sa z tego dumne jak moga powolac sie w takcie rozmowy z doroslymi czy w szkole na autorytet telewizyjny
@Bobik
Dzień dobry.
„Pytanie tylko, czy w Polsce jakaś parafia albo firma byłaby skłonna przeznaczyć część (nie tak znowu ogromną) dochodu lub pieniędzy z tacy na dobry projekt edukacyjny, zamiast na maybacha czy marmury w hallu?”
Dawniej (wtedy było wszysto lepsze 🙂 ), parafie a szczególnie co niektóży proboszczowie(?) w ten sposób działali.
Latem jeździliśmy z Rodzicami co niedzielę na wyprawy rowerowe w Trójmiejskie Lasy. Wyjazd z domu w Sopocie w kirunku Gdańska, do Katedry w Oliwie na Mszę św. (Oliwskie organy z ruszającymi się aniołkami grającymi na trąbkach!!!), a potem Doliną Radości w lasy.
Kiedyś trafiliśmy w jakiejś wiosce na piękny kościół, który zwiedziliśmy. Byliśmy zaskoczeni pięknymi ławami, nową amboną itd. Przy wyjściu spotkaliśmy starszego księdza, który rozpoczął z Rodzicami rozmowę (takie tam zkąd jesteście, gdzie jedziecie itd.). Ksiądz proboszcz bardzo się ucieszył, że Rodzice zauważyli ŁAWKI. Dodał również, że takowe znajdują się również w Sali Katechetycznej i że na wieży znajdują się nowiutkie dzwony. Zapytany, powiedział że sfinansował to wszystko prywatnie, po prostu brat z Ameryki podarował jemu jakiś samochód on go sprzedał i pieniądze przeznaczył na odnowienie Kościoła.
Poszłam sobie dzisiaj w lasy. Dużo mam tego szczęścia dookoła więc korzystam. Jest tak, jak powinno być. Sarny są, zające też, dziki było (na szczęście) tylko słychać, żurawie klangorzyły, gęsi ciągnęły. Takie spacery ustawiają mnie do pionu – przyroda robi swoje, to i ja będę robiła swoje. Na dyskusję o edukacji brakuje mi dzisiaj pary.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że kanadyjskich blogowiczów ominęły śnieżyce.
Harry_potem, ta młoda dama to twarda sztuka, ja rozkleiłabym się kompletnie i nie do pozbierania.
No właśnie, żeby każda edukacja była taka skuteczna jak w przypadku takiej Lary Fabian 😆
Coraz nas tu więcej 😀 Witam dorotę l.!
Ja absolutnie jestem za wszelkimi projektami edukacyjnymi. Żeby były skuteczne, muszą być atrakcyjne – nudziarstwem nie nauczysz. Zgadzam się z Jarutą, że potrzebni są liderzy. Ja znam czy przynajmniej słyszałam o wspaniałych projektach, akcjach, miejscach, ludziach – enklawach działających na zasadzie partyzantki (mówię tu o edukacji kulturalnej). Efekty są piękne. Ale to tylko małe punkciki na wielkiej mapie. Jak zrobić, żeby to było wszędzie – nie wiem. To już problem ministrów Hall i Zdrojewskiego.
Co do telewizji publicznej, ja mam pogląd skrajny: zostawić TVP Kultura i kanały tematyczne. I szlus! Tak samo w radiu – zostawić Dwójkę i zrobić fajny program edukacyjny. Pieniążki – czy z budżetu, czy z abonamentu, czy od sponsorów – przeznaczyć też na utrzymanie radiowych orkiestr (brak mi jeszcze jakiego big bandu). I tyle.
A teraz idę na inaugurację Festiwalu Beethovenowskiego 😀
Pani Doroto,
chamstwo a antysemityzm, to chyba dwie rozne sprawy. Nie mieszajmy pomaranczy z marchewkami.
mt7,
esej historyczno-socjologiczny tym bardziej zasluguje na krytyczne oceny, a wiec dyskusja wokol ksiazki Grossa jest nak najbardziej uzasadniona i wskazana, skoro miala ona „ruszyc ludzi”. Ruszyla, kazdego na swoj sposob. I dobrze. Demokracja nie polega na tym, zeby wszyscy mysleli jednakowo i tak, jak to sie nam akurat podoba.
…. i jeszcze jedno nawet asocjany rodzic bedzie zadowolony, jak bedzie mogl wychowanie dziecka oddelegowac do telewizji i nie sadze, zeby w imie spokoju przy piciu piwa, zabranial ogladania programu doksztalcajacego. A same dzieci sa ciekawe i jeszcze raz ciekawe wszystkiego i pragna nawet zapijaczonemu ojcu czy matece zaimponowac wiedza.
No i nie wytrzymałam. Jaruto, myślę że dogadałabyś się z Bobikiem. Niemieckie wschodnie landy nie są dobrym przykładem, pieniądze (nawet bardzo duże) nie wystarczą. Tam w ogóle straszną forsę rzucono właściwie w błoto. Ale to temat do osobnej dyskusji i może jednak nie na tym blogu.
Na TV postawiłam krzyżyk. Dorota l. wspomina dawny teatr TV, ale to były czasy jednego, potem dwóch programów. Ilu widzów miałyby dzisiaj powtórki tych, rewelacyjnych często, spektakli?
Z innej beczki. Wspomnienia mi ruszyły z powodu dawnej telewizji i Nigela K. Był kiedyś taki program, podstępnie złośliwy numer wycięty specom od muzyki. Różni skrzypkowie grali ten sam utwór, eksperci oceniali na gorąco wykonanie. Najbardziej zjechali chłopaka typu luzak co ja tutaj robię. Na koniec okazało się, że wszystkie wykonania to był podłożony Jakowicz. Awantura wybuchła wielka. Czy ktoś pamięta ten program? Bo z wyglądem to naprawdę ciężka sprawa, budzi sym- lub antypatię, zmysłów wyłączyć się nie da i jak tu być obiektywnym?
Haneczko,
ja pamiętam ten program. Krytycy muzyczni bardzo się wtedy obrazili, że zrobiono ich w konia. A co do śnieżycy w Kanadzie, tak było u mnie wczoraj (w nocy dodatkowo 30 cm == dzisiaj wielkie sprzatanie), u Jacobsky’ego pewnie podobnie, bo przeleciał nad nami ten sam front. Wiosna ?! 😯
http://alicja.homelinux.com/news/08.03.2008/
Kościół miałby uczyć inteligencji emocjonalnej ? Instytucja totalitarna? To chyba niemożliwe.
Ale mamy psychologów, nb „Superniania” cieszyła się sporym zainteresowaniem. Są też psychologowie na Świecie. Są psychiatrzy.
Już samo objaśnienie słownika psychologicznego, od mechanizmów obronnych poczynając, wiele by dało, że o agresji i autoagresji, czy traumie nie wspomnę.
Do odważnych świat należy. Czemu tv nie może być odważne? Chyba lepiej, gdy jest wyzwanie. Może Dorotka L.ma rację, że pracownicy odpowiedzialni za propozycje programowe w stacjach tv za mało umieją, by doceniać rolę takich programów? Nie dramat, mogą się douczyć.
Ojej, Alicjo! Moje najszczersze wyrazy współczucia. Tak właśnie myślałam, że Tobie i Jakobskiemu może się dziać krzywda. U mnie było dzisiaj +12, ale ja jestem a to Polska właśnie. Pozdrawiam bardzo.
Jacobsky,
a gdzie ja napisałam, że wszyscy mają myśleć jednakowo?
Książka, o której mówimy, miała wywołać emocje i dyskusje.
Ja uczestniczyłam w jednej, a kilka obejrzałam lub wysłuchałam.
Bardzo podziwiam Pana Grossa, że wziął udział w tylu spotkaniach i z takim spokojem traktował ekscesy zorganizowanych grup i pojedynczych osób.
Co napełniło mnie nadzieją, to pozytywne reakcje ze strony większości uczestników oraz brak przyzwolenia na zakłócanie dyskusji.
Naprawdę wydarzyło się coś pozytywnego, pomimo szoku, jaki niesie lektura książki.
To nic z tego, ze byly tylko dwa programy, ja sobie np. ograniczam sama to co ogladam, ogladam w sumie chyba cztery programy i dziecko jeden, bo nawet nie mam ochoty na ogladanie wiecznych reklam i nie przelaczam na prywatne tv. W Polsce to juz dochodzi do perwersji, oprocz reklam reklamuje sie pozycje programu, ktore maja sie ukazac i tak wkolo macieju.
…a to sprzed godziny: „zamiatanie” z rana, a teraz spacer po okolicy. Niektórzy jeszcze w trakcie zamiatania 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/09.03.2008/
Śniegu jest, ale słonko świeci. Nie jest źle! 🙂
Trzymaj się Alecko!
W telewizyjnej Dwójce jest nowy teleturniej, „muzyczny”. Głowa boli.
Ze mną w ogóle nie tak trudno się dogadać, zwłaszcza jak w ofercie jest jeszcze drapanko, albo kosteczka cielęca 🙂
Z wieloma wypowiedziami na temat edukacji się zgadzam, jednakowoż z drobnymi „ale”.
Bardzo jestem daleki od idealizowania niemieckiej rzeczywistości, wręcz przeciwnie, tutejszą szkołę np. uważam generalnie za bardzo niedobrą,o obcinaniu funduszy na kulturę pisałem powyżej, ale co wydaje mi się b. korzystne, to duży pluralizm w finansowaniu kultury, dzięki czemu po prostu łatwiej znaleźć pieniążki na projekty, niekoniecznie wszystkie z jednej (np. patriotycznej) półki. Kościół niemiecki to też zupełnie inna instytucja niż polski – mnie, bezbożnikowi, zdarzała się często bardzo owocna współpraca i nikt mnie przy tym nie pytał o wyznanie, tylko o sprawy merytoryczne. Jasne, że we wschodnie landy wpompowano kupę forsy bez sensu i bez efektów, ale według mnie od początku dużo pomysłów na to, jak i w co tę forsę pompować, było poronionych. Powodów było wiele, m.in. euforia pozjednoczeniowa, przekonanie, że „jesteśmy jednym narodem”, niezrozumienie NRD-owskiej specyfiki, często arogancja i besserwisserstwo „Wessis”, itd., nie będę tego rozwijał. W każdym razie jestem przekonany, że liderzy, entuzjazm, itd., to wszystko jest bardzo ważne, ale bez minimalnych choćby funduszy na dłuższą metę się nie poradzi.
Zgadzam się też oczywiście, że dzieci są strasznie chłonne i trzeba to wykorzystać. KIKA jest tu rzeczywiście dobrym przykładem. Tylko że w pewnym wieku KIKA i w ogóle wszystko co zatrąca pedagogicznym zapaszkiem zaczyna być uncool i wtedy trzeba wymyślać metody przemytnicze 🙂 np. poprzez trendsetterów.
„Superniania” jest skierowana do rodziców. Niech jej będzie, lepszy rydz i ponoć człowiek uczy się do końca życia. Ale ja bym tam jednak przede wszystkim stawiał na dzieci, żeby „Superniania” nie była im w przyszłości potrzebna 🙂
Alicja,
u mnie ? 34 cm sniegu. Ludzie gadaja, ze we srode ma znowu dowalic.
Krajobraz po sniezycy tutaj:
http://picasaweb.google.pl/Jacobskij/Winter2008
Wielkanoc za dwa tygodnie… it’s a very bad joke…
Licytacji Molsonow cdn.:
http://images12.fotosik.pl/67/9b9020a9bdd3a716.jpg
Piękne. Widziałam podobną aurorę w Edmonton, lata temu. W moich okolicach rzadko się zdarza, a jeśli, to zazwyczaj w listopadzie. Nigdy tak intensywna, ale jest na co popatrzeć.
Bobiku,
bardzo dziękuję. W niemieckich sprawach wiem za mało, może ktoś inny się odniesie. Ja w polskich.
Superniania jest dla rodziców, jasne. To o czym ja mówię też ma być dla rodziców, także dziadków i osób bezdzietnych. Postawienie na dzieci nie może się powieść bez wzrostu świadomości (samoświadomości) rodziców. Mówimy o edukacji społecznej i emocjonalnej.
Pozdrawiam, Teresa
Jo kiebyk zył 20 kilometrów na południe, to byk barzo duzo o miemieckik sprawak wiedzioł, bo pod Giewont sporo Miemców przyjezdzo. Pod Turbacz mniej 🙂
No to dobranoc i gute Nacht 🙂
Tereso, zastanawiam się, czy rzeczywiście praca z dziećmi bez zmiany świadomości rodziców nie może się powieść. Myślę konkretnie o różnych programach integracyjnych dla dzieci cudzoziemskich, z którymi się stykałem. Często rodzice w takich programach nie mogą bądź nie potrafią (choćby ze względów językowych) brać udziału, ale dzieciaki jednak dużo korzystają. Oczywiście te dzieci żyją potem w dwóch różnych światach, domowym i zewnętrznym, ale rozsądny program powinien przygotowywać również do radzenia sobie i z tym. Często mnie zdumiewa, jak szybko dzieci potrafią przejść bardzo długą drogę gdzieś np. z zapadłej Anatolii do centrum Kolonii, nie tylko w sensie języka, ale całego widzenia świata. I nie chodzi mi tu o indoktrynację na zasadzie „nasza kultura lepsza”, tylko o pokazanie różnych opcji i zachęcenie do wyboru świadomego, a nie tylko dlatego, że tak żyli i myśleli ojcowie i dziadkowie. Więc chyba jakiś wpływ można mieć nawet jak rodzice przeciwdziałają.
Ale pewnie, że i dorosłym różne nauki by nie zaszkodziły. Tylko że wielu dorosłych znacznie trudniej ruszyć, żeby z czegoś skorzystali, nawet jak im się pod nos podsuwa. No, chyba że to jest telenowela. 🙁
‚W pierwszej części muzycy zagrali Kwartet g-moll Brahmsa zorkiestrowany przez Schoenberga – bardzo dziwna i ciekawa rzecz, Brahms przefiltrowany przez zupełnie inną orkiestrową wrażliwość. Trudne, ale wykonane wspaniale – liryczne części miękko i ciepło, szybkie – brawurowo’ – pisze Pani Redaktor.
Znawcy mówią, że bardzo rzadko można być usatysfakcjonowanym wykonaniem tego kwartetu. Tym wymowniej brzmi zachwyt Fachowca…
Jacobsky:
Jeśli można coś dorzucić do dyskusji wokół Grossa — mnie ona zadziwia. Tam, gdzie ją widziałem, nie dostrzegałem fanatycznych obróńców Grossa, dostrzegałem natomiast fanatycznych krytyków, którzy wiedzieli, że książka jest zła, choć jej nie czytali. Nawet umiarkowani krytycy pisali o niej ostrzej, niż z ich argumentacji merytorycznej by wynikało. Zadziwia mnie ten dysonans. I smuci, bo wyraźnie Gross trafił w jakiś czuły punkt narodowej legendy i obudził nie tyle krytykę i dyskusję, co demony przeszłości. Tym bardziej, że Grossa czytam i dostrzegam jak ta racjonalna krytyka dotyczy wydarzeń i interpretacji w gruncie rzeczy marginalnych.
Tereso:
Pisząc o nauce miałem na myśli właśnie przełączanie na MTV, sięganie po brukowce, itp. Możliwości takich jest bardzo dużo i praktycznie nie można ich ograniczyć. Oczywiście dobrze byłoby, by można znaleźć także kanały uczące, oraz by kultura (i nie tylko) była łatwo dostępna.
Witam pierwszego rannego ptaszka i potwierdzam, że było świetnie, wszystko wydobyte jak trzeba, nawet właśnie to, że było to zarazem Brahms i nie Brahms. Kaspszyk jest specjalistą od takich rzeczy. Z niecierpliwością czekam na Gurrelieder Schoenberga w sobotę z NOSPR! A propos, tam rzeczywiście bliższa współpraca też się szykuje. „Ale nie zostawię Wrocławia” – powiedział dyrygent.
Aleście się rozpisali… tylu nowych… kiedy to przeczytać? 😯 kiedy nowych przeczołgać? 😉 A tu poniedziałek, spowiedź u Szefa…
Z Szefem trudniej chyba jednak niż z Kierowniczką 😀
Witam o bladym swicie Szefowa!
Zaintrygowany „Gurrelieder’em” zerknalem i… jakies takie to mroczne…
http://www.youtube.com/watch?v=cP_L9HX5OcU
Wczoraj, po odkopaniu sie z pod sniegu, jako by nie byc ignorantem na tym blogu – w ramach glodu operowego, przesluchiwalem plyty w piwnicy (czyli tzw. opera dla niewidomych). Poniewaz plytoteka, obojetnie jak obfita, jest zbiorem skonczonym, intensywnie wymieniam plyty z zaprzyjaznionymi operotumanami. Ostatnio wpadla mi w rece ‚Cavalleria rusticana’, nieslusznie zupelnie tlumaczona jako „Rycerskosc wiesniacza”.
Jako ze opera jest uniwersalnym gatunkiem sztuki, zawsze pojawiaja sie mozliwosci nowych interpretacji. Zwolennikom oraz wysokim dygnitarzom PiS-u polecam szczerze nastepujaca, uwspolczesniona wersje dziela pod tytulem: „Wiejska kawalerka”.
Voila!
Turiddu, nie wiadomo czemu w tresci libretta referowany jako „compare Turiddu” (czlonek lokalnej POP?), lat 21 (wiadomo przez dedukcje: swiezo powrocil z wojska), przed wzieciem w kamasze smalil cholewki do wiejskiej, nomen omen, Loli. W ciagu tych dwoch lat, Lola (jak to z Lolami zwykle bywa) znalazla sobie lepsza partie i wyszla za niejakiego Alfio, kierowce tira (w wersji 19 wiecznej – furmana). Zasmucony Turiddu, z braku lepszych perspektyw zatrudnil sie u matki w GSie i zadowolony ze stalego dostepu do taniego wina (ktore jest dobre, bo tanie) rozpoczal kariere wiejskiego kogucika. Na pierwszy ogien poszla Santuzza, nazwana tak przez matke, zwolenniczke seriali brazyliskich. Jako, ze podobne zajscia zwykle prowadza do zajscia (w ciaze), Santuzza postanowila dolozyc wszelkich staran, aby doprowadzic defloratora do oltarza.
Sugeruje rezyserowi, aby spiewaczka grajaca role Santuzzy wystapila (dla wiekszej jasnosci) z poduszka.
Tymczasem Lola, niezbyt zachwycona licznymi wyjazdami Alfia (wlasnie jade do Houston, odsapnac od sniegu), przypomniala sobie o walorach Turiddu. Nie pomogly blagania, kablowanie do matki, ani swieta (juz blisko) niedziela wielkanocna – Turiddu ruszyl w krzaki z Lola, a nastepnie wyniosl przed sklep skrzynke wina, aby ten fakt uczcic w dobnorowym gronie (tzw druzyna A). Tego bylo juz za wiele dla krzepkiego szofera, w ruch poszly noze i otwieracze do konserw. Turiddu pozegnal sie ze wszystkimi i oddal ducha. I to koniec bajki – gdzie tu owa tytulowa rycerskosc!?
Przynajmniej dobrze, ze pomiescili cala akcje w jednym tylko akcie. Muzyka ladna (choc do najlepszego kawalka – Intermezzo – librecista zapomnial slow napisac), a tresc ponadczasowa (bo rzecz sie nie musi dziac na Sycylii – rownie dobrze moze w upadlym PiS-e).
Ps. Przepraszam bardzo, ale ja sie na nutach nie znam. Dzwieki odbieram tak… – jak odbieram. I owszem, kiedys nalezalem do pewnego choru (specjalny plyn pod nazwa „Wino Mszalne” do zwilzania strun glosowych, podpijalismy w zakrysti z kolezka), ale, ze zawsze biore za wysoko „C” i nie przestrzegam „A battuta” to mnie pognali – zamiast moj wspanialy glos skonwertowac.
Bo ja juz taki jestem ze wszystko wykonuje „Affettuoso” i nijak do zadnego choru nie moge sie dopasowac.
Co by Pani (zwracam sie do gospodyni blogu) mi radzila?
Uklony,
Szanowna Pani Doroto Szwarcman.
Jestem muzykiem Filharmonii Wrocławskiej, bardzo dziękuję za ciepłe słowa o naszej orkiestrze, a zwłaszcza że publiczność również okazywała nam przychylność. Niestety nasza orkiestra jest trochę zniesmaczona po opublikowaniu w stołecznej gazecie wyborczej artykułu pani Anny S. Dębowskiej szkalującej naszą orkiestrę. Recenzja jest tendencyjna, nierzetelna. Zachęcam do przecytania tego niesprawiedliwego wizerunku Nigela i orkiestry z Wrocławia.
Witam małą stopę. Czytałam tekst p. Dębowskiej, nie wiem, o co jej chodziło, zwłaszcza że ja właśnie odniosłam wrażenie, że Nigel współpracował z Wami – nawet demonstracyjnie czasem nachylając się do koncertmistrza koordynował rytm. I nie zgadzam się, że „chciał przerobić skrzypce na gitarę elektryczną” – zagrał bardzo emocjonalnie, ale bez wygłupów. Odwrotnie, właśnie Bacha zaczął z przytupem jak ludowy skrzypek irlandzki 😀