PZPR – od reaktywacji do rozwiązania
Rozwiązaliśmy nasz weekendowy zjazd oczywiście przede wszystkim dlatego, żeby nie miał już w przyszłości zastosowania skrót wymyślony przez Pewnego Nieobecnego… Ale póki miał zastosowanie, było świetnie!
W sobotę rano przyjechałam do hostelu zaraz przed hortensją. Akurat się złożyło, że pokój, do którego obie z Beatą miały się wprowadzić, był już wolny. Z Domu Kota nastąpiły więc przenosiny do Domu Widoku – nazwa, jak nietrudno się domyślić, pochodzi stąd, że z dwóch tamtejszych okien jest widok na dwie strony. Mały pokoik o wdzięcznym, damskim wystroju.
Potem przyjechała Alla i już samochodem udałyśmy się do Łazienek. Tam nastąpiła po prostu drobna chwila z przyrodą oraz spotkanie z PAK-iem. I już trzeba było ładować się znów do samochodu i jechać na obiad. Jako że – jak przystało na bywalczynię blogu Piotra z sąsiedztwa – miałam ambicję, żeby nasz zlot był atrakcyjny zarówno pod względem artystycznym, jak i kulinarnym (towarzyski rozumie się sam przez się), zadbałam o to i zamówiłam stolik w kultowej knajpce chińskiej pt. Dżonka (o jej szefie, panu Andrzeju Ou, było niedawno na Gotuj się, ale uwaga, nie wolno mylić tego miejsca z Dzikim ryżem, który przeniósł się na Puławską, ueklektycznił i nie jest już taki jak kiedyś). Bardziej szczegółowo o kulinariach napiszę u Sąsiada, ale już nie teraz. Tu wspomnę tylko, że przy herbatce złapała nas telefonicznie a cappella.
Z Dżonki przejechaliśmy do Wilanowa, gdzie okazało się, że Quake pojechał przystanek za daleko i musi zawrócić, więc się spóźni. Co z tego wynikło, opowiedział już sam. W każdym razie znaleźliśmy się. PAK opisał koncert na swoich Prasówkach (wydaje mi się tylko, o ile kojarzę Zalewskich juniorów, których ostatni raz widziałam parę lat temu, że po lewej siedział Piotrek, a pośrodku Paweł). Faktycznie, jak wspomina, był to rzewny koncert z happy endem. Taka to już muzyka elżbietańska bywała. I ja wyróżnię szczególnie Lament Dydony z Dydony i Eneasza Purcella – Anna Karasińska dała z siebie wszystko, to był zdecydowanie punkt kulminacyjny programu.
Po koncercie przeszliśmy się po parku (co PAK również opisał) i był to moment, kiedy blogowiczów było najwięcej. Potem PAK został odwieziony na dworzec, myśmy pojechali do hostelu i poczekali na Quake’a, który udał się komunikacją miejską (za dużo nas było do jednego samochodu); podczas tego oczekiwania otrzymaliśmy esemesowe pozdrowienia od fomy, który – poprzez stwierdzenie, że „nie da się zjeść jak Quake” – przyznał się, skubaniec, że wszystko czyta, co wypisujemy…
Jako że zgłodnieliśmy trochę, udaliśmy się do sąsiadującej Tawerny Tabaka, którą zachwalała tu swego czasu Alla, jak się okazało – słusznie. Tam wypiliśmy pierwszy toast za zdrowie nieobecnych. Po czym udaliśmy się do Kościoła Wszystkich Świętych na Placu Grzybowskim, gdzie dobiła do nas sympatyczna para goszcząca w Warszawie Quake’a, i wysłuchaliśmy (i obejrzeliśmy) widowisko Thamos. Trudno powiedzieć, czemu przeniesiono je do tego kościoła – jest duży, o huczącej akustyce, a publiczności nie było znów aż tak wiele. Ale chodzenie po wnętrzu, śpiew chóru z różnych miejsc, te drobne elementy teatru były atrakcyjne dla publiczności. Co do strojów, wszyscy byli na czarno, ale nosili wielkie krzyże typu greckiego, a soliści mieli bardziej ozdobne stroje (panie również nakrycia głowy); w jednej z kantat pojawili się ze srebrnymi figurami zwierząt siedzącymi im na ramionach (lew, byk itp.). Pod koniec też pojawiły się chorągwie z wymalowanymi alegoriami siedmiu grzechów głównych, które zostały złożone przed ołtarzem. Tak gwoli ścisłości, to choć w programie piszą podtytuł Liturgia masońska, nie podejrzewam, żeby to wszystko miało coś wspólnego z prawdziwym wolnomularskim obrządkiem – może zajrzy tu nasz mason i się wypowie?
Potem w hostelu rozpiliśmy zena (o czym już wspominałam) i Quake z przyjaciółmi rozstali się z nami; przyjaciele owi wyrazili życzenie, żebyśmy częściej organizowali takie zjazdy, to oni będą częściej swojego kumpla widywać. Czyli jest jeszcze jeden dobry powód…
Niedzielę spędziłyśmy już w damskim czteroosobowym gronie. W Łazienkach przeszłyśmy się jeszcze, zwiedziłyśmy w Podchorążówce wystawy (jedną poświęconą pisarzowi Andrzejowi Bobkowskiemu, drugą, niewielką – malarstwa polskiego z XIX i I poł. XX w.) i poszłyśmy pod Chopina. Chciałam Blogownictwu pokazać, jaka na tych koncertach chopinowskich, które mają już blisko pół wieku tradycji, jest fajna atmosfera rodzinnego pikniku – przychodzą ludzie od niemowlęctwa do późnego emeryctwa, siadają nie tylko na ławkach, ale i okupują trawniki i – poza malutkimi dzieciakami – siedzą cicho jak myszki. Można być zbudowanym – i można po prostu się wyciszyć, zrelaksować. Tym razem grał węgierski niewidomy pianista Tomasz Erdi – przyzwoicie, choć niekonwencjonalnie (czasem, w wirtuozowskich momentach – wolniej niż inni, co swoją drogą momentami bywało ciekawe jako efekt).
Końcowa atrakcja była znów kulinarna – odwiedziłyśmy knajpę Mandala na Emilii Plater blisko Wilczej, gdzie zjadłyśmy przepysznie. I już przyszła pora rozstania. Jeszcze hortensja została odwieziona na dworzec autobusowy, bo groziło, że nie zdąży – i sztandar wyprowadziłyśmy z Allą po 15.30.
A teraz już możemy myśleć o kolejnym terminie, żeby było nas więcej…
Komentarze
…rozpiliście zena?! 😯
Ludzie, trochę miłosierdzia!
Zadzdraszczam 🙁
Duszkiem byłam z Wami. A teraz zdjęcia, zdjecia!!!
JUa też byłem duchem z Wami, o czym świadczy godzina, o której się wpisuję; czekałem na wiadomość i się doczekałem, dzięki.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich uczestników wspaniałego spotkanie ! 😆
Ze swej strony przekazuję na gorąco wrażenia z dzisiejszego Otella na Wyspie Piaskowej. Było cieplutko i przyjemnie, az do drugiej przerwy, podczas której zaczęło padać i to solidnie. Podczas III aktu już na przemian lało i padało a także grzmiało, błyskało i gromy biły gęsto a już najmocniej lało podczas scen baletowych. Co oni zrobią z tymi krynolinami, strusimi piórami i niezwykłymi kapeluszami? Strach pomyśleć 🙁
Orkiestra została szczelnie opakowana folią, nad dyrygentką postawiono okap ale soliści i balet zmokli niemiłosiernie. Widownia się mocno przerzedziła ale do końca dotrwało całkiem pokaźne grono niezrażonych i przygotowanych na wybryki natury. Ja z przyjaciółką też dotrwałyśmy do końca aby oklaskiwać bohaterskich artystów.Otello był bardzo rosłym Koreańczykiem o nazwisku nie do zapamiętania, Jagonem B. Szynalski /dobry głos i chyba coś mu dokuczała noga, albo obie, bo po trapie wchodził z dużym wysiłkiem, a właściwie podciągał się na rękach/, Ewa Vesin jako Desdemona, Cassio K. Kozłowski. Nagłośnienie bardzo dobre. A już na ironię zakrawa, że po skończonym spektaklu wypogodziło się zupełnie i tak jest do tej pory! Wypiłam już herbatę – z prądem! – i zaraz idę spać. Dobranoc 🙂
🙂 🙂 🙂
Pięęękna sprawa!!!
Hej, a łasuchy muszą na zjazd swój czekać jeszcze dwa miesiące. Te nasze zjazdy są króciutkie i mają strasznie napięte programy, więc najpiękniejszy jest wieczór i noc pierwszego dnia – pora na niespieszne, długie pogaduszki, żarty, opowieści i wino, wino… Rozjeżdżamy się z uczuciem pewnego niedosytu – i tak jest dobrze. Nie zdążyliśmy zaleźć sobie za skórę.
Przyjemnie pomyśleć, że i brać muzykalna taką frajdę sobie zapewniła. Skromnie potwierdzę słowa Alicji – przy wieczornym toaście pamiętałam w sobotę o zjeździe warszawskim.
Mam przygotować poprawkę? 🙂 Braci Zalewskich rzeczywiście nie rozróżniam. „Podpowiedź” związana z instrumentami była o tyle nieprzydatna, że wśród głów i pulpitów słabo je widziałem.
Pozostaje mi jeszcze raz wszystkich pozdrowić, podziękować za podrzucenie (niestety, kosztem Quake’a… przykro mi) i za Minkowskiego (wczoraj słuchałem chyba trzy razy).
PS. Co się dzieje z kodem? A może ja oduczyłem się czytać?
A co się stało, Łotrowi znowu szajba odbiła? On tak miewa, czasem nie ma ochoty wpuścić, choć kod jest poprawny. A najbardziej jest wkurzający, kiedy mi mówi, że za często wysyłam komentarze. Na moim blogu 😯 😆
Z tymi zdjęciami to jest tak, że jeśli ktoś nie chce być pokazywany publicznie, to co mu można zrobić? A zdjęcia liczą się tylko z ludźmi. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to wysłać Wam (blogowym bywalcom) zdjęcia mailem… Wczoraj w nocy jeszcze Alla mi podesłała (wielkie dzięki!) masę swoich zdjęć, na których – w odróżnieniu od zdjęć PAK-a – są wszyscy 🙂
Jaruto, nasz zjazd w sumie też był króciutki – chyba z grubsza podobnej długości, jeśli nie krótszy. Rzeczywiście można sobie przez ten czas nie zaleźć jeszcze za skórę 😉
NELA miała za to wszechstronne przeżycia 🙂
@Pani Kierowniczka: co mu można zrobić? Ano nic 🙂
@PAK, ale ta jazda autobusem wcale nie była taka zła. Przynajmniej lepiej poznałem miasto i może następnym razem wysiądę na właściwym przystanku 😉
Teraz muszę kończyć, odezwę się pewnie dopiero wieczorem.
p.s. jest już to „jutro”, o którym była mowa wczoraj:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=170#comment-20930
Myślę, że już dość Quake’a na fotosiku – kto chciał zobaczyć, to już to zrobił. I wystarczy!
Quake stał się na fotosiku prywatny. I poza albumem. No, chyba że ktoś Go jeszcze ma w cache’u.
Na mój dusiu! A mi wroz z owcami i trzema inksymi owcarkami spod Turbacza prawie udało sie dotrzeć na ten koncert pona Erdi! Cemu jednak sie nie udało? To długo historia. Wkrótce postarom sie jom opowiedzieć 🙂
No to czekamy 😉
Z powodów egoistycznych proponuję formułę zjazdów objazdowych, np. Warszawa-Poznań-Wrocław-Kraków. W Warszawie odbywałby się zjazd główny, w innych miastach podzjazdy. Zjechałabym chętnie choćby na jeden dzień do Poznania.
Haneczko, no cóż Ty wygadujesz? Chcesz – przyjeżdżaj. Jeżeli przyjedziesz teraz, to tylko pogaduchy, jeżeli w jesieni, to możemy zaliczyć koncert czy inną operę, przenocujesz i hajda do domeczku następnego dnia
Pozdrawiam z odświeżonego nocnym deszczem Poznania 🙂 Wróciłam pełna najlepszych wrażeń i potwierdzam, że PZPR był pod każdym względem smakowity: towarzysko, muzycznie, spacerowo i kulinarnie. Była wędrówka salach koncertowych, parkach i dobrych knajpkach, muzyka na żywo, rozmowy, patrzenie na przyrodę i pyszne jedzenie. Dziękuję raz jeszcze naszej świetnej Pani Kierowniczce za uprowadzenie nas do muzycznego i kulinarnego raju 🙂 Dziękuję wszystkim Zlotowiczom za to że tam byli, słuchali, chodzili, jedli i rozmawiali 🙂 Dziękuję wszystkim Blogowiczom, którzy towarzyszyli nam myślą, wpisami na blogu i SMS-ami 🙂
PAK-u, ten Minkowski przesłuchany wczoraj ze trzy razy jest z gatunku uzależniajacych. Sama przez to przechodziłam. Nie sposób oderwać uszu 😉
A nie! Tak źle nie ma! Zdołałem się oderwać i przylgnąć do „Dydony i Eneasza” pod Emmanuelle Haim 😉 (Pomogło wspomnienie koncertu 🙂 )
U mnie to był problem braku woli – wcale nie chciałam oderwać uszu 🙂 „Lament Dydony” od soboty bez przerwy mam w głowie, przykleił się. W ramach kuracji chyba będę musiała włączyć coś pod Minkowskim 😉 Zastanawiam się tylko, co wybrać.
Piszę się na każdy podzjad, podjazd, dojazd a nawet podejście pod górę,. Oczywiście na zjazdowy szum bałtyckich plaż też się piszę!
Dopiero dzisiaj odtajałam na tyle, by cokolwiek napisać.
Będzie krótko:
Dawno nie spędziłam tak intensywnego, fajnego weekendu. I nie bawiłam się tak dobrze. Pani Kierownik zadbała o wszystko – od spraw organizacyjnych (wszędzie trafialiśmy/trafiałyśmy NA CZAS) poprzez ucztę duchową aż do tak ważnej strony kulinarnej…
Ostatnia knajpa to jest po prostu marzenie marzeń. Bardzo wygodne wiklinowe fotele, duże stoły, duże parasole, w tle wojenna ściana z cegieł i fantastyczne menu. Beata i ja wybrałyśmy identyczny zestaw. Zajęłyśmy się dankiem wegetariańskim – ryż z warzywami i sosem jogurtowym. Ryż maleńki, myślę że prażony na patelni, lekko twardy z szafranem, chili i warzywami. Sos jogurtowy z ogórkiem, pomidorkiem, papryczką, czymś zielonkawym wyglądającym jak posiekana trawa, no super, super, super! Potrawa została uwieczniona na zdjęciu (gwoli wyjaśnienia – stało się to jeszcze przed konsumpcją). 🙂
Aż mi się przypomniało moje kulinarne zauroczenie porzucone ze trzy lata temu na rzecz nie powiem czego. A naprawdę dobrze gotowałam! Chyba wrócę do przeszłości korzystając z pomocnej dłoni bloga „gotuj się”
Było gorąco lecz nie duszno, pogoda nam sprzyjała, słońce radośnie towarzyszyło i właśnie w tej ostatniej knajpie odkryłam jeszcze jedna rzecz – serwują najpyszniejszą zimną colę z lodem!!! Tak pysznej coli jeszcze w życiu nie piłam 😆 A fotele są nieziemsko wygodne. 🙂
Pani Kierowniczka zajęła się rybką w żółtym sosie, razowym chlebkiem i koktajlem z mango. Wszystko w kolorach żółci, odcienie zróżnicowane, jednak całość eksplodowała wręcz optymizmem i radością życia i oczywiście baaaardzo pasowało kolorystycznie do stroju Pani Kierowniczki 🙂
Pani Hortensja nie zmogła kurczaka w szpinaku. Podobno był przepyszny, ale porcje są naprawdę niespodziewanie wielkie…
Z nas czterech tylko Pani Kierowniczka i ja dzielnie pochłonęłyśmy całe dania. Beata i Pani Hortensja nie podołały… Takie życie!
Dzień wcześniej, w chińskiej restauracji wszyscy zajęliśmy się kurczakiem z warzywami. Był pyszny, herbata zielona także spełniła oczekiwania.
Dostaliśmy też po chińskim ciasteczku z wróżbą.(też uwiecznione). Ciasteczko Pani Kierownik przepowiedziało jej cyfry, które przyniosą duuuuuże pieniądze. Trzeba tylko zagrać w totolotka i już! Kasa czeka!
Niestety, nam ciasteczko nie chciało podpowiedzieć…
Stroną kulturalną zjazdu zajmę się w następnym wpisie, bo obawiam się, że przekroczyłam limit dopuszczalnych znaków.
Jeszcze tylko słówko o prezentach! Zostaliśmy obdarowani płytami, kryminałkami, ślicznym politycznym kubeczkiem i koszulkami. Dziękujemy, a działowi promocji ściskamy dłoń/dłonie! 🙂 Płyty dzisiaj zagrają, jeden z kryminałów już się czyta!
Do Quake:
Czy Pan Radca nie przesadza z ową ochrona własnego wizerunku? Pojawienie się na blogu Pani Doroty w roli silny merytorycznie uczestnika może tylko pomóc… Można np. w CV zamieścić notkę „czynnie uczestniczę w zlotowych ekwilibrystkach najciekawszych polskich blogowiczów” i adres strony ze zdjęciem – Quake pochylony nad butelką zen’a…. A w tle imprezowe pomarańczowe ściany a wokół panie, panie, panie… Panie Radco… niech się Pan zgodzi na jednego Quake’a…
Allo – telepatia! Ja w tym samym czasie u łasuchów napisałam pean na część weekendowych jedzonek:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=522#comment-66729
A dzięki komu wszędzie trafialiśmy na czas? No – dzięki komu?
Wiwat Alla ze swoim krążownikiem szos, z którym nawet porozmawiać można 😉 Dwa piski, trzy piski… 😆
Bry!
O, wspominki wspominki !
A Pan Radca daje się prosić 😉
Alla powinna swój opis przenieść do „Gotuj się”, bo taki smakowity 🙂
To może rzeczywiście zrobić tak, żeby rozesłać zdjęcia po wiernych bywalcach, takich jak a cappella, Alicja, Piotr Modzelewski i jeszcze parę innych osób? Mogę to zrobić, bo mam maile wszystkich 🙂
Ja za! Dawać foty!
Wy od muzyki jesteście jednak łasuchy, przeczytałam opis Kierowniczki u Piotra z sąsiedztwa 🙂
Bo jak już człowiek umie cieszyć się życiem, to w różnych dziedzinach… 😉
Co do fot, muszą się jeszcze wypowiedzieć ich bohaterowie 🙂
Bohaterowie, nie dajcie sie prosić!
Ano, nie samą muzyka człowiek żyje, oprócz ducha należy dbać o ciało! Głodne nakarmić, spragnione napoić.
A u mnie ciagle pada 🙁
I żeby było 14C o tej porze roku?! 😯
Wyprowadzam się do tego drugiego Kingston. Jamajka!
Dziękuję za wiwaty, krążownik do nieustającej dyspozycji 🙂
Alicjo, dzięki za radę, opis wkleiłam do „Gotuj się”. I czekam na akceptację.
Coś mnie tknęło żeby wpaść tu na chwilę jeszcze przed wieczorem 🙂
Pomysł Pani Kierowniczki z wysłką zdjęć wyłącznie mailem do Bywalców Dywanu jest dobry. Tym sposobem zainteresowani zaspokoją swoją ciekawość a prywatność wizerunku nie dozna większego uszczerbku.
Mam tylko nadzieję, że do mnie też jakieś fotki mailem trafią 🙂
A teraz już naprawdę zmykam.
p.s. @PAK: wielkie dzieki.
Pani Kierowniczko, ja też poproszę zdjątka (i zgadzam się na rozpowszechnienie ich wśród Bywalców)
Kilka słów o muzycznej stronie zjazdu.
W Wilanowie, w Oranżerii odbył się koncert Pieśni Angielskich – Anna Karasińska (sopran), Krzysztof Szmyt (tenor), zespoł Canor Anticus – Marcin Zalewski, Piotr Zalewski i Paweł Zalewski.
W programie znalazły się pieśni m.in. Mathew Locke’a, Henryka VIII, Williama Young’a, Johna Dowlanda, Tobiasa Hume’a. Pieśni przeplatane były utworami instrumentalnymi. Organizator koncertu zadbał o przygotowanie programu z przetłumaczonymi słowami pieśni. I refleksja: teksty z XVI wieku poruszają te same tematy, co nasz współczesny pop…
Pragnienie emocji, poszukiwanie pozytywnych doznań, cierpienie, zaproszenie do miłości…
Poniżej fragment utworu
Come again: sweet love doth now invite. Autor tłumaczenia nieznany.
Przyjdź znów: słodka miłości, znów cię zapraszam I księga pieśni, 1597
Przyjdź znów
Słodka miłości, znów zapraszam
Twoje łaski, tak nieskore
Dać mi rozkosz.
Widzieć, słyszeć, dotykać, całować, umrzeć
Z tobą w najsłodszej synchronii
Przyjdź znów
A może przestane się smucić
Twą niełaską i wzgardą.
Bo teraz opuszczony, w rozpaczy
Siedzę, wzdycham, szlocham, słabnę umieram
W straszliwym bólu nie do opisania
(…)
Jedyne, czego mi brakowało podczas koncertu, to stroje z epoki. Słuchając pieśni pozazdrościłam szesnastowiecznym / siedemnastowiecznym władcom – sądzę, że mogli częściej niż my słuchać tak pięknych głosów i kojących dźwięków.
Za chwilę dalsza cześć impresji pozjazdowych…
Mam nadzieję, że zaliczam się do bywalców i foty dostanę 🙂
Ja wprawdzie też miałem wspaniały weekend, bo wycieczkowałem się, grzebałem w ziemi, a nawet udało mi się na pół dnia urwać ze smyczy i zwiedzić okolicę na własną rękę (co podobno jest strasznym przestępstwem i okropnie zostałem za to obsztorcowany), ale oczywiście do Zjazdu się to wszystko nie umywa. 🙁 No, nie ukrywam, zielonooki potwór tu i ówdzie mnie ponadgryzał, ale mam nadzieję, że odrośnie.
Czy ktoś wpadł na pomysł, żeby do tych wykwintnych restauracji zabrać doggy bag? 😀
Bobiku, ty zasługujesz na pełną miskę najlepszych polskich produktów miesno-kostnych. Jak się tylko pojawisz, to zostaniesz przez nas ugoszczony! Co tam wykwintne restauracje! Ja tam wolałabym pod czereśnią Bobika obgryzać np. żeberka w miodzie niż zajadać (fantastyczne, nawiasem mówiąc) nepalskie wynalazki…
Allo, co prawda, to prawda – w ogrodzie jest w tej chwili tak rajsko, że do pełni szczęścia można sobie życzyć jeszcze tylko odrobiny Blogowego Towarzystwa. O wyżerkę dba mama, a to jest gwarancja najwyższej jakości 😀
Ale i na Waszą michę się piszę, tylko, z wiadomych względów, nie tę przeznaczoną dla Pani Kierowniczki (i pozostałych wegetarian). 🙂
To kiedy zlot pod czereśnią (program muzyczny: ptaszek-komuszek 😉 ) ? 😆
No tak, jedzą, piją…
Ptaszek-komuszek to na pewno jakiś piecuszek 🙂
A z tym PZPR to było chyba tylko KC PZPR, bo na walny zjazd to trochę mało uczestników 😆
Hm! Też bym bym chciał pooglądać fotki ze Zjazdu, chociaż by, żeby porównać real z wyobraźnią…
Nie rozumiem, dlaczego Quake się wzbrania; VIP jakiś, czy kokietek? 🙂
Ptaszek-komuszek, z tego, co pamiętam, okazał się kosem 😀
Zrozumiałam, że przed drogą mailową Quake się nie wzbrania, Beata, Alla i PAK, jak rozumiem, też nie. Jeszcze tylko hortensja… i roześlę.
Mogę też chętnym podesłać zdjęcia a cappelli i fomy, ale też za zgodą tychże osób 😉
Jędrzeju: Zdecydowanie kokietek! 😀
Gadałem z komuszkiem, występuje zwykle od kwietnia do września, więc można już zacząć planować. 🙂
Uwaga: w programie również „Aria na strunie Hau” na jednego kundelka, dwa golden retrievery (sąsiedztwo z lewej) i owczarkę berneńską (sąsiedztwo z prawej) 😀
Bobiku, toż to już prawdziwy kwartet piesków a i sporo dobrej literatury wokalnej jest właśnie w czterogłosie. W czasie pierwszego zlotu wokalnie popisywały się dla nas pawie w Łazienkach 😉
Pani Kierowniczko,
hortensja się nie wzbrania, chciala tylko coś więcej napisać, ale „dochodzi” jeszcze do siebie i napisze nieco pózniej. W każdym bądz razie, Pani Kierowniczko nie mam żadnych zastrzeżeń, oglądać mnie każdy może, kto tylko zechce. Jeśli będzie hortensją rozczarowany, to winę będzie mógl przypisać tylko swojej ciekawości . 😉 😆
Jakby się zebrały różne zwierzątka, to mogłyby zaśpiewać Contraponto bestiale alla mente Banchieriego 🙂 Obok zwierzątek zresztą występuje tam jeszcze ksiądz 😉
O!
To już wszyscy członkowie PZPR się wypowiedzieli 🙂
Teraz ruszam do domu, jak dotrę, to coś wyślę…
Pani Kierowniczko, toż to świetny pomysł 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=q_RBECxmr94
Alla,
bardzo Cię proszę, abyś pisząc o mnie na blogu, pisala „hortensja”, bo inaczej ja też będę zmuszona zwracać się do Ciebie per „Pani Alla” 😉 , na blogu wszyscy jesteśmy równi /mam przynajmniej taką nadzieję/.
😆 😆 😆
Przerabialiśmy to już rok temu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=15#comment-279
i dalej jeszcze komentarze;
i jeszcze tu z przykładami:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=16#comment-307
Beata, 16,12
świetne, 😆 😆 😆
Contraponto zaklepane, psy bardzo lubią śpiewać podrygały! 😀 Kilka znajomych kotów pewnie też się dołączy. Tylko księdzem nie dysponuję. 🙂
hortensjo, kajam się kajam… Wysłałam Ci wczoraj kilka zdjęć. Czy doszły? W adresie napisałam literkę ł bez kreseczki, to chyba dobrze?
Alla,
sprawdzalam pocztę w tej chwili i nic jeszcze nie ma. Jeśli tylko zdjęcia dojdą, natychmiast dam Ci znać.
Prawidlowo – w adresie jest litera „l”, zresztą mój komp nie uznaje litery „l” z kreską.
Pozdrowienia
Bobiku, a możemy przyjechać z naszymi wszystkimi kotami? One też spiewają; załozymy chór pod nazwą „Psikot z kosem”. Kos oczywiście będzie solistą!
Alla, a nie boisz się trochę o życie kosa?
Koty pewnie będą zazdrosne o te solówki…
Pora również i na mnie tym bardziej, że trochę, choć jeszcze nie calkowicie, odsapnęlam.
Dla mnie zjazd byl naprawdę wielkim wydarzeniem, gdyż w czasie tych kilku lat mieszkania na wsi bylam absolutnie odcięta od wszelkich pokus i uciech świata tego, a nie przypuszczalam, że może tego aż tak brakować. Owszem, bylam bardzo zadowolona, że moglam odpocząć od tego zgielku, ale pomalutku zaczęlo mi brakować i kontaktów z ludzmi i rozrywek, tym bardziej, że nieświadoma tego wszystkiego, marzylam, aby zamieszkać daleko od miasta, tam gdzie diabel dobranoc mówi i co spelnilo się ku mojej niezmiernej radości. Ponieważ jednak tych kontaktów bylo mi brak, kupilam sobie komputer i … zaczęlam kontaktów ze światem szukać.
Dlatego też na zjezdzie olbrzymią frajdą bylo, że poszliśmy do restauracji i że potrawy tak się różnily od tych codziennych, no a przede wszystkim i spacer po Lazienkach, parku Wilanowskim, wizyta w muzeum.
Oczywiście największym przeżyciem byly dla mnie koncerty i ten w Wilanowie, koncert Chopinowski w Lazienkach, no i koncert w kościele Wszystkich Swiętych, pod którego wrażeniem jestem caly czas.
Spotkania z Panią Kierowniczką i z Blogowiczami również należaly do przyjemności, bo ja też bylam ciekawa jak kto z wygląda. W każdym razie jestem bardzo, ale to naprawdę bardzo zadowolona, że wzięlam udzial w zjezdzie i podziwiam Panią Kierowniczkę, że miala ochotę poświęcić nam tyle czasu.
Proszę przy mnie o kosach nie wspominać, bo zbliża się moment dojrzewania porzeczek! Jak mi znowu zeżrą, to wydam wojnę, poświęcę szelki, wykombinuję procę i … i dam im popalić!
Na razie krzaki obwieszone dyskietkami i widzę, że nawet działa 🙂
Z wielką przyjemnością przeczytałem wpisy o zlocie, dzięki opisom kulinarnym Alli (jestem „skazany” na dietę więc menu mi bardzo odpowiada) naprawdę uczestniczyłem w zlocie i strasznie się cieszę, że to tak świetnie wypadło.
hortensjo miła, co tu do podziwiania, dla mnie to też była sama przyjemność pod każdym względem 😀
Możemy założyć chór pod nazwą „Kops” – w tym się mieści i kot, i pies i kos. 🙂
Dla życia kosów, jak się okazuje, groźniejsza jest Alicja, niż koty. Ale ja na szczęście nie mam porzeczek, więc nie muszę z kosami walczyć na poważnie. Co prawda czereśnie wyżerają, ale dzięki temu maliny zostawiają w spokoju, więc się jakoś wyrównuje 🙂
Drodzy Nieobecni, przeforwardowałam Wam zdjęcia, które wczoraj przysłała mi Alla 🙂
Bobiku i Alicjo, kosy wyjadają to, co w ich mniemaniu im się należy – ale za to jak wspaniale śpiewają. No i w ogóle jaki to ładny, arystokratyczny ptak.
Czemu arystokratyczny? 😯
Kierowniczko, dzięki za fotoreportaż!
A Quake zwyczajnie się kryguje i tyle!
Bobiku, dam kosom pożyć:) Chyba te dyskietki skutecznie je odstraszają. Maliny też mam! Ale jeszcze troche, zanim dojrzeją.
… a co Wy tam popijacie? Wisnióweczkę? 🙂
Teraz dopiero mi dusza potężnie zawyła!!! Następnym razem zlecę, żeby nie wiem co zlecę!!!
Ha ha 😆
Alicjo, to było takie cóś chorwackiego, co w Tabace podają wraz z rachunkiem 🙂 Słodkie – może trochę jak wiśnióweczka, tylko procenty raczej winne. Chorwacja, wiadomo, kraj, w którym każdy pędzi 😉
Alicjo, my wcale nie popijaliśmy, tylko pędziliśmy! Od koncertu do koncertu, od knajpy do knajpy (przerwy spędzaliśmy na trawce w Łazienkach)! No co ja będę dużo mówić – było fantastycznie!
Haneczko! Pani Kierowniczka najprawdopodobniej już ma w planach kolejny zlot…
Plany zlotowe zależą przede wszystkim od Was…
No to my się zlatujemy jak tylko Pani Kierowniczka da znak!!! 🙂
Alla,
w dalszym ciągu nie mam poczty od Ciebie. 😥 może jest jakiś bląd w adresie, sprawdz co napisalaś po malpie. W razie czego poproś Panią Kierowniczkę, aby Ci poslala adres mailem. 🙂
Pani Kierowniczko,
piękne dzięki za ilustracje do protokołu pozjazdowego, a Delegatom dziękuję za zgodę na rezygnację z prawa do ochrony wizerunku 😉 Strasznieście wszyscy sympatyczni z wyglądu, adekwatnie do Waszych tekstów 🙂
Bardzo mi się spodobała koszulka zjazdowa Kierowniczki – niebieska ze złotym nadrukiem 2008/06/21 do momentu, aż się połapałam, że to data produkowana przez aparat fotograficzny 😆
Kos jest arystokratą ponieważ śpiewa zawsze siedząc na czubku drzewa, ponadto nosi się bardzo elegancko
hortensjo, zaraz wyślę ponownie, ale to będą te same zdjęcia, które rozesłała Pani Kierowniczka!
Dziękuję za zdjęcia; jestem w pełni usatysfakcjonowany i opisem i dokumentacją, bardzo wszystko to sympatyczne.
Wielki mi arystokrata! Wcale nie siedzi na czubku drzewa, a frak mógłby sobie też odświeżyć! Odprasować chociażby. U mnie siedzi na drzewach, gdzie mu tam wypadnie i się przysiądzie – i atakuje moje porzeczki i maliny!!!
Ale Quake to kokiet, nie? 🙂
Allo, hortensji nie wysyłałam zdjęć, bo wiedziałam, że pójdą bezpośrednio 🙂
Uwaga, dosłałam jeszcze jeden forward, o którym zapomniałam!
Informuję Miłe Towarzystwo, że wszelkie zaczepki z cyklu. „Quake to kokiet” (tudzież tym podobne) puszczam mimo uszu. W ogóle nie będę tego komentował 🙂
😆
Quake – może kokiet, ale przynajmniej jeszcze nie zjedzony 😉
hortensjo, już wszystko wysłane, siedem mejli. Adres skopiowałam, na 100% dojdą. W poprzednich mejlach imię i nazwisko napisałam z dużej litery – być może z tego powodu nie doszły.
Quake, bardzo się zdziwiłam, gdy przeczytałam, że z obecnych na koncercie w Wilanowie bezbłędnie nas wyłowiłeś! Brawo! Chyba nikt z nas nie zorientował, że jesteśmy pod Twoim bacznym okiem. 🙂
Pozdrawiam!
Pani Kierowniczko: faktycznie! W końcu od kokieta do kotleta jest tylko jeden krok 😉
Alla: akurat z rozpoznaniem Ciebie miałem pewien kłopot. Ale ostatecznie obstawiłem prawidłowo 🙂
Baaardzo fajne fotki!!! Wygląda na to, że się Państwo doskonale bawili i zaprzyjaźnili… A poza tym tak odświętnie… I Warszawa taka piękna! Serdecznie dziękuję Pani Redaktor za trud forwardowania. Oraz – jak rozumiem – Alli za selekcję, kompresję, i pierwsze wyekspediowanie.
Skoro już o Alli mowa – to jeszcze wyrazy uznania za bycie zlotowym dorożkarzem 😉 Zaczarowanym i czarującym 🙂 😀
Od kokieta do kotleta
Tylko jeden krok…
Lecz zobaczysz wnet różnicę,
Gdy wytężysz wzrok 🙂
kokiet z rusztu
a ślinka już tu
kokiet w śmietanie
boski na śniadanie
kokiet duszony
bywa chwalony
kokiet bez kości
cymes dla gości 🙂
kokiet na zlocie –
ślinka w robocie… 😉
Wracając do kontrapunktów zwierzątkowych, znalazłam w wykonaniu King’s Singersów – tam są wszystkie nutki dokładnie wyśpiewane:
http://www.youtube.com/watch?v=y0W6CJoEuzE&feature=related
Ten pan Kotek Królewskich to prawdziwy esteta brzmieniowy 😉
Pani Kierowniczko droga
Dzieki za zdjecie bywalcow bloga
i tych, co w parku szukali pawi
i tych, co nawet juz paw’ nie zbawi 😉
i tych, co toast wznisili gromko
i tych, co kropki liczyli biedronkom
i tych, co zena lykali w locie
i tych, co – zalko – nie byli na zlocie
To ja poproszę barszczyk z kokiecikiem 😀
Dziękuję za zdjęcia, pooglądałem, pocmokałem, pozazdrościłem. Zastanawiałem się tylko, czemu w 5 mailach były foty ze zlotu, a w jednym z zalotu? 😆 Czyżby momenty też były? 😯
Niestety ci, co nie byli,
Na zdjęciach się nie zmieścili…
Następnym razem
Nie ujdzie im to płazem 😉
Bobiku – o to już należy pytać Allę… 😉
a capella – dziękuję bardzo, powożę nieźle, i na dodatek bardzo lubię. Zawsze do usług.
Bobiku! Setnie się ubawiłam 🙂 Nawet się nie zorientowałam!
Bobiku,
ja tez podejrzewam, że te momenty przed nami ukryto! Pan Radca był i sie bardzo wzdragał, zeby nie pokazywać jego podobizny. On jeden i kobiety?! Momenty byli! I duże niebieskie oczy, wrrrrrrrr….rrrrr 🙂
😆
Nie zjedli go na zlocie, to zjedzą go teraz… wirtualnie 😆
😉
Eeeeetam, na razie muszą się obejść smakiem. To znaczy do następnego zlotu 😉
Quake, to ja proszę, żebyś na następny zlot przypadkiem nie był bez kości. Ja też chcę mieć jakąś przyjemność! 😀
Zrobię co mogę drogi Bobiku
ale nie jestem pewny wyniku
bowiem Quake’owe kości
są tylko dla mocnych gości*
– – – – – – – – – –
*blogowych, co oczywiście nie wyklucza psów 🙂
Kości Quake’owe smaczne i zdrowe,
wzmocnią się na nich zęby pieskowe,
A jeśli jakaś kość mi nie wlizie,
resztę ząb czasu za mnie pogryzie 😀
No i kto tu teraz wampirzy? 😆
Ale ja wampirzę przyjaźnie, bo Quake’a bardzo lubię (mniam, mniam!) 😆
http://youtube.com/watch?v=xNJOUbcmcgw
😉
Ty sobie Quake nie wyobrażaj. To my Ciebie w tę noc oszczędzamy;)
Ach piękna noc midsomerowa,
zbiera się cicho brać blogowa-
w duszy muzyka gra cichutko
hej tam! polejcie może wódki!
Polejcie może troche wina,
niech nam się w kupie wszystko trzyma,
troche od prawa i od lewa,
i niech nikt na nas się nie gniewa.
(alez pojechałam po częstochowsku! Ale od serca, od serca!)
…zbiera sie cicho brać blogowa,
a gdzie jest zen, gdzie on się chowa?!
Miałam takie fajne kuplety i mi wcięło 🙁
Wierzcie mi na słowo, dobra? Może jeszcze sobie przypomnę. Zenowi się odbije, bo dotyczyły jego 😉
zen jakby kapke obrażony
ni to od męża, ni od żony.
Wyłaz z kryjowki , panie bracie,
blogowa grupa czeka na Cię!
W tę noc niezwykłą, midsomerową,
dzieje się to, dzieje się owo.
Uścisk serdeczny się należy
każdemu. Nie tylko młodzieży!
To może się zatrzymam, bo mi konceptu zabrakło, a Wy śpicie!
Alicja śniła na jawie o zeenie 😆
Ja zaś mam nadzieję, że jeśli zeen faktycznie skorzystał wczoraj ze swojego rewelacyjnego miejsca na koncercie Garbarka w Ostrowiu Wlkp., to zda nam tu relację!
Pani Kierowniczko,
plytę odsluchalam, jestem bardzo zadowolona, że ją dostalam. Najbardziej podobala mi się kolysanka, zresztą wszystkie utwory są bardzo piękne. A przy okazji dowiedzialam się, że Sefardyjczyk – to po prostu Marran. Czytalam dosyć dawno książkę o pogromie Marranów i Morysków w Hiszpanii; książka byla napawdę wspaniala, jest to Hermanna Kerstena „Maur z Kastylii”, „Ferdynand i Izabela” i „Filip II”.
Jeszczechcialabym zapytać, czy dostala Pani mojego maile’a w niedzielę, bo być może jednak klopoty z pocztą są i Alla nie może się do mnie dostać.
Prawdę mówiąc nawet nie pamiętam, część maili już pokasowałam…
A to, co wczoraj Alla wysyłała, nie doszło?
Alla,
zajrzyj na swój blog, wpisalam się tam i oczywiście podalam prawidlowy adres. Ze też tak pózno wpadlam na ten pomysl. 😳 🙂
Pani Dorotko,
Alla pisze, że wyslala 8 maili; ja już wyslalam komentarz na jej blog , więc teraz adres ma prawidlowy.
Ja wczoraj też wysłałam jej prawidłowy adres, więc powinno było dojść… To może rzeczywiście z tym kontem są jakieś kłopoty? Dziwne…
Beato,
Twoją plytę też już odsluchalam . Teraz będę ją sluchać jeszcze raz, bo wczoraj bylo trochę malo czasu i wrażenia są na razie bardzo powierzchowne, mogę tylko powiedziec, że plyta bardzo mi się podoba. 🙂
Ja mam klopoty z tym administratorem od samego początku, więcej nie moge napisać, przepraszam. 👿
u Alli czeka się dlugo jakoś na akceptację. Szkoda, że wcześniej nie wpisywalam się u niej, przeszlo by może prędzej. 🙂
Alla wspominała, że dla zachowania dyscypliny pracy dawkuje sobie blogowanie 🙂 Pozdrawiam z Poznania, ogarniętego wzdłuż, wszerz i wgłąb festiwalem teatralnym 🙂
Do mnie doszło! 😀 Dzięki! To juz wiem, jak wygląda upijanie zena… 😆
Upić nie bardzo było czym – jedna butelka słodkiego (nieschłodzonego, brr) winka na siedem osób 😆
Beatko, dawkuję, dawkuję, ale jakże nieskutecznie! Brak organizacji zamęcza mnie, I oddzielenie się od miłego blogowania niewiele pomogło! Zaraz wyśle do Ciebie mejl.
Hoko: – upijanie zena może być niebezpieczne! Zen w stanie ciepłym, a nawet gotującym (czyli w takim, w jakim my go mieliśmy) jest słodkim, lepkim ulepem z moreli. Porusza zmysł smaku, i owszem…
hortensjo! Mejle posłane, słowo daję, wpis zaakceptowany. Jeśli mejle nie doszły, to wyślę jeszcze raz. A adres na 100% wpisałam prawidłowo, bo go skopiowałam i wkleiłam!
Mam tez zdjęcia przedstawiającą Pani Kierowniczkę z TVN 24; zdj. z wystawy Bobkowskiego; kilka z ostatniej restauracji (Mandala). Obecne na nich są: Pani Kierowniczka, hortensja i Beata. Jest też zdjęcie dania, którym delektowała się Beata i ja. Pani Kierowniczko, wysłać je czy już wystarczy?
Pani Kierowniczko,
Dziękuję bardzo za przesyłkę, dotarła cała. Wrażenia z koncertu spiszę, jak tylko będę miał chwilkę czasu i poukłada mi się w głowie com słyszał.
Jak dotąd słowa o muzyce nie pisnąłem 😉
W rozjazdach jestem wciąż a jak wpadam do bazy to atakują maile, faxy i inne takie….
Alicjo, ja myślałem, że Ty do sfotografowanego Zena wzdychasz, a Ty do mnie 😯 🙂
No, chociaż jedna duszyczka wspomniała 😉 😆
Pozdrawiam BB (Brać Blogowa) i pędzę do realu…
Pozdrawiam i ja i też pędzę do realu 🙂
Czy w Realu nie zrobi sie kolejka przy kasie?
(Przepraszam za kryptoreklamę, ale sami mnie sprowokowaliście.)
Alla,
nie doszly. Poczekaj, dam Ci znać kiedy będziesz mogla wyslać. Najprawdopodobniej jednak będę musiala wezwać tego /tu przerywnik/ „administratora” od siedmiu boleści. 🙂
Ty sobie zeen nie wyobrażaj, przecież widzisz, że jedno „e” opuściłam 😉
Dzień dobry wszystkim o moim bladym świcie!Za chwilę ptaki się rozwrzeszczą….
Za chwilę wzejdzie słońce
za chwilę nowy dzień
Gołębie ponad miastem
za chwilę zbudzą się….
(Skaldowie)
hortensjo, słowo daję, wczoraj 21.47 wysłane 7 mejli z załącznikami. Ok, wyślę ponownie na dany znak.
Drogie Panie:
A inne załączniki przechodzą? Bo oprogramowanie pocztowe czasem zatrzymuje duże mejle, mejle z załącznikami, itp. Może to stąd?
Jeśli mail nie dojdzie, to powinna pojawić się o tym informacja u wysyłającego. Więc pewnie dochodzą, tylko moga lądować w jakim spamie albo gdzie indziej. Chyba że dochodzą do kogo innego, gdyby w adresie była pomyłka, a ktoś taki miał… oj, zjazdowe zdjęcia mogą już tajne służby oglądać… 😆
Alla,
przecież ja Ci wierzę. 🙂 Klopoty z pocztą i Internetem mam nie od dzisiaj. 👿
PAK-u być może masz rację, ale kiedyś koleżanka mi poslala duży komentarz i dostalam, tyle tylko , że to byla „sieczka”. W każdym razie mejl dotarl, a tu nic kompletnie, nie ma nawet śladu po korespondencji.
U mnie wszystko jest w porządku. Mejle są w wysłanych. Żadnej informacji o kłopotach z dostaczeniem jak dotąd nie otrzymałam.
Alla 9:59 – wysłać, wysłać! Jeszcze nic nie było z drugiego dnia – a też rozesłałabym towarzystwu…
Hoko:
Powinna 😀
Niestety jedynie powinna. Znam takie miejsca, gdzie moje mejle nie dochodzą. I odwrotnie. Bez powiadomienia. (Co ciekawe, takim miejscem jest ministerstwo, któremu podlegam, o ile wysyłam mejla ze skrzynki służbowej; bo już z prywatnej dochodzi…)
Niedawno miałam przypadek, że za nic w świecie nie chciał mi przyjść mail od pewnej pani, a był on bardzo ważny, bo zawierał bilet i ubezpieczenie na wylot do Pragi 👿 Dopiero kiedy wysłała ze swojej prywatnej skrzynki na moją prywatną, wtedy doszło…
Przed chwilą uświadomiłam sobie z całą jasnością i poniewczasie, że w ogólnodostępnej kuchni w hostelu była lodówka. Istniała zatem potencjalna szansa na schłodzenie Zena 😉
Beato! Swietna wiadomość na rok przyszły! 🙂
Tam jest wszystko, czego dusza zapragnie: lodówka, dostęp do Internetu, kot pod sufitem 😉
Pani Doroto, właśnie zakończyłam wysyłkę 3 mejli ze zmniejszonymi zdjęciami z niedzieli. Ku rozpaleniu ciekawości drogich Blogowiczów:
jest i TVN 24 🙂 , i najpyszniejsza cola świata 🙂 , i żółty, mangowy drink Szefowej, i ceglany mur Mandali… I oczywiście wegetariańskie danko Beaty! (i zarazem moje).
Allo, pod wypływem Twojego opisu nasze niedzielne dania stanęły mi przed oczami jak żywe! Cóż to była za uczta, jest co wspominać 🙂 Za to koncerty wciąż jeszcze trawię, tyle wrażeń w dwa (dla mnie właściwie w trzy) dni, to aż trudno ogarnąć.
Beato, i koncerty dania były super. Powtórzyłabym całą imprezę powiedzmy w przyszły week-end…:-) Wysłałam do Ciebie mejl! Sprawdź pls w skrzynce czy jest. Jesli nie to pls, wpisz mi się na stronę, to na 100% będę miała prawidłowy adres.
Allo, mail doszedł, bardzo dziękuję 🙂 Odpowiem dziś wieczorem, jak przejrzę wszystkie zdjęcia (również te niedzielne) 🙂
Do mnie dochodzi wszystko, co Pani Kierowniczka wysyła.
Bardzo przyjemna tortura.
PS. Służbowe skrzynki są do bani.
Alla,
są zdjęcia, dziękuję bardzo. Byly w poczcie OPERY, której nie mogę na razie zlikwidować, gdyż nie umiem przenieśc danych z OPERY do Firefoxa. Byla tam cala masa korespondencji, o której nic nie wiedzialam. 😳
hortensjo, bardzo się cieszę, że wszystko dotarło. 🙂 A takie „przeleżenie się” mejli w skrzynce jest bardzo, bardzo zdrowe. Trzy czwarte z nich traci na ważności i z reguły okazuje się, że nic się nie stało! I przynajmniej człowiek ma spokój!
Alla,
wlaśnie, że nie. Tam byly naprawdę ważne wiadomości. Przecież bylam zdziwiona,że Pani Kierowniczka nie napisala nic przed zjazdem, a teraz się okazalo, że wszystko bylo. Teraz mam niezlą gimnastykę, bo muszę się tlumaczyć, dlaczego nie raczylam nic odpowiedzieć na żadnego mejla. 😳 😳
U Komisarza jest nowa powieść. Niestety nie ma tam takiej opcji, żeby zrobić link na określony komentarz…
Pani Doroto,
A ja właśnie wychodzę na rozmowy w sprawie!
Przekazałam ciąg dalszy zdjęć.
I idę dalej! 😀
‚U Komisarza jest nowa powieść. Niestety nie ma tam takiej opcji, żeby zrobić link na określony komentarz…’ – pisze Pani Kierowniczka
Doch 🙂 – KOŚCI ZOSTAŁY OBGRYZIONE – Panie i Panowie najnowszy początek najnowszej powieści kryminalno-muzyczno-masońsko-blogowo… innej. Przez Panią Kierowniczkę poczyniony, w komisariacie nieobecnego Komisarza do depozytu złożony… z tajemniczą bohaterką Czarnoludzką i gronem starych znajomych: Boordellem, Podhalańskim, Jatką, Panią Alą i Zeenowiewem – meteorem…
Czytać! 😉 😀
Zdjęcia dotarły! Dziękuję Alli za zrobienie i Pani Kierowniczce za dystrybucję! (I Obecnym, że było kogo fotografować 😉 )
Basiu:
Czytać — to ja wiem! Ale kiedy???????
Nocą. Albo w pracy 😐 😀
Dzięki za drugą część fotoreportażu!
Widzę, że muzyka muzyką, ale pojadaliście ryż szafrański i popijaliście niejaką łajborową! 😯
No, co to jest?! Pod pretekstem, że koncerty i Chopin – proszę, rozpusta!
http://alicja.homelinux.com/news/Obraz 015.jpg
Hrrrrrmmmmm……
http://alicja.homelinux.com/news/Obraz_015.jpg
Alicja, nie rób wytyków tylko też się rozpuść 😉
Alicja – ile razy mam mówić, że nie lubię , jak mi krokodyl do kieliszka zagląda?
Przy okazji Jankom, Jasiom, Danutom – najlepszego i toast „prezydencki”
Zdjęcia też dostałem, bardzo dziękuję. Jakoś mi się tak od nich porobiło, że natychmiast muszę iść coś pożreć. Do zobaczenia po kolacji! 🙂
Jaruta,
to nie ja, to ICH kieliszki i krokodyle, ja tylko upubliczniam!
Ja ganiam jak gończy jaki a tu i tam dzieje się 🙂
U komisarza rzeczywiście coś się zaczęło, jest nowy wpis:
http://komisarzfoma.wordpress.com/
Jeszcze trochę i może zdążę skrobnąć muzycznie….
Ojej!
Jest tam o mnie 😯
… a widzicie. Co Sekretarz, to Sekretarz! 😉
Właśnie wróciłam z Garbarka 🙂
Znaczy się jakowaś relacja pewnie będzie… 😉
Nooo… zastanawiam się, czy robić z tego osobny wpis, czy też glosę do zapowiedzianej relacji zeena z Ostrowia 😉
Na razie i tak muszę coś zjeść, bo zgłodniałam…
Będę pierwszy, bo byłem pierwszy 😉
Początek jest tu:
http://komisarzfoma.wordpress.com/2008/06/13/po-klucze-tylko-wrocilem/
Kontemplowaliśmy z kolegą zestaw Triloka Gurtu. Wiedziałem, że nie będzie to znany z estrad „zwyczajny” zestaw, wszak paleta dźwięków i barw używana przez zespół odbiega od powszechnie rozpoznawalnej perkusji. Połowy zestawu nie jestem w stanie nazwać, począwszy od czegoś na kształt spiralnie spadającego paska blachy… Tabla oczywiście, jakżeby inaczej. Marilyn Mazur – moja ulubiona z Garbarkiem, używa takoż bogatego zestawu „przeszkadzajek”, innych jednak.
Czy to wszystko jest potrzebne? Zdawałoby się, że łatwo odpowiedzieć na to pytanie pamiętając, że Garbarek gra muzykę inspirowaną folklorem całego świata, zwą to World Music – moim zdaniem dosyć bałamutnie.
No właśnie: czy muzyka JGG (Jan Garbarek Group) jest jazzem?
Bez wątpienia znajduje się tam element jazzu, jakim jest improwizacja i wiele jej było tak u lidera, jak i u pozostałych muzyków, którzy mogą (i bywają) liderami w innych konstelacjach. Z wyjątkiem Yuri Daniela – bass – każdy z muzyków ma jedną z czołowych pozycji w rankingach muzyków, każdy jest gwiazdą na swoim instrumencie. Yuri wciąż jest na dorobku.
JG na pewno grał jazz. Wychodząc od inspiracji Coltrane’m, doszedł czas jakiś temu do swojego rozpoznawalnego przez słuchaczy stylu. Nie zawracałem sobie głowy w czasie koncertu pytaniem czego słucham, jazzu, czy czegoś innego. Muzyka JGG to świat dźwięków tworzących klimat egzotycznych opowieści, to podróż na podobieństwo marzeń sennych, w których co chwila przeżywamy deja vu: tak, tematy grane wydają się znajome skądś, może nieco „doprawione” pikantnymi wstawkami, otoczone chwilami gęstą fakturą, jednak rdzeń melodii mocno uderza w nasze kulturowe podglebie…
Melodia – to element ważny, bardzo ważny w tej muzyce. To siła, z której JGG tworzy swą zabójczą broń…
Jak to na koncercie – każdy z muzyków miał możliwość zaprezentowania swoich umiejętności, tzw. solówki. I tu zaskoczony zostałem Przez Hindusa…
To, że przez większą część koncertu grał uderzając dłońmi nawet w tradycyjny zestaw bębnów, co już było o tyle zaskakujące, o ile uzasadnione uzyskiwanymi w ten sposób dźwiękami, to solówkę zagrał rękoma, nogami, ustami… Od początku zastanawiał mikrofon przy jego ustach, śpiewać będzie, czy co? Ano okazało się, że między innymi także i po to.
A to „między innymi” to wydobywany z paszczy cały zestaw perkusyjny w nieprawdopodobny sposób! Wiecie, co potrafi Bobby McFerrin, to Trilok potrafi paszczą robić w zakresie rytmu cały zespół perkusistów. Do tego doszła woda… No, to trzeba zobaczyć, posłuchać i złożyć rączki do oklasków 🙂
I brawo biłem, zawzięcie, ale do tej pory mam wrażenie, że Trilok zdominował cały koncert.
To typ, który jest nie do opanowania, energia z niego kipi, wylewa się szerokim strumieniem, w każdej sekundzie czuć, że to on jest najważniejszy, nie uznaje żadnych autorytetów i układów, bezkompromisowo prze i wypiera pozostałych muzyków, nie wyłączając lidera…
I tego się nie spodziewałem, to było dla mnie zaskoczeniem i chwilami przeszkadzało.
W myślach nazwałem Triloka Dominatorem.
Klawisze za to były miodem na uszy. Rainer jest kolorystą wspaniałym, swoboda, z jaką buduje misterne konstrukcje harmoniczne, przypomina chwilami Jarretta, jednak to nie kopia, to oryginał. To nieposkromiona wyobraźnia i smak, kiedy trzeba delikatny, zwiewny, kiedy trzeba dźwiękiem wręcz zabija… To dzięki niemu JG ma przestrzeń dla siebie, faceci grają ze sobą chyba ze 30 lat, to i nic dziwnego, że im nawet gdy powietrza zbraknie – dadzą radę 🙂
Ojca z synem używał niewiele, za to w sposób wirtuozowski, jego popis był konstrukcją owszem, oklakaną przez publiczność, jednak moim zdaniem o pięć minut za krótko…
Bałem się o dźwięk, od najdalszego muzyka dzieliło mnie 4 metry. I tu zaskoczenie: tak zrównoważonego dźwięku się nie spodziewałem, przygotowany na uderzenie z radością mogłem oddać się kontemplacji muzyki, która bez wysiłku docierała do uszu, wcale nie ogłuszając. Dobre opinie o miejscu słyszałem wcześniej i z dystansem do nich podchodziłem, ale okazały się wcale nie przesadzone. Fachowcy i jakość sprzętu – na najwyższym poziomie.
Koncert był nagrywany, być może tylko dla celów archiwalnych, a le kto wie…
Satysfakcja w skali dziesięciostopniowej – 8. Dwa mniej za Dominatora, który sam w sobie jest genialny, ale ta Marilyn Mazur….
Jeszcze tylko trzy minuty, żeby wypić za zdrowie Janka Muzykanta! 🙂
zeenie!!! Zapraszamy do stolycy 30 sierpnia! Na Rynku Starego Miasta, całkowicie za friko, w ramach Jazzu na Starówce, wystąpi Marilyn ze swoim zespołem!
Cały festiwal zresztą jest bardzo mniam… Zaczyna się od Dina Saluzziego z braćmi i synem (5 lipca), potem m.in. Tony Lakatos, Archie Shepp, Chico Freeman, Avishai Cohen, parę wokalistek skandynawskich…
http://www.jazznastarowce.pl/index.php?a=festiwal-jazz-na-starowce-program
Zdrowie Jana G 😀
Archie Shepp powiada Pani Kierowniczka, mam nadzieję, że nie z czecim nurtem 😉
Nie opowiadał mi się 😉
Będzie grał ze swoim kwartetem plus trębacz Denis Colin.