Czy głuchy może śpiewać Bacha?
Wśród rozmów o ciszy, dźwięku i różnych ich aspektach pojawił się nam (w wypowiedzi NTAPNo1) problem wyczulenia niewidomych na dźwięk. To teraz proponuję spojrzeć na rzecz od całkiem innej, na swój sposób wprost przeciwnej strony.
Jest taki artysta Artur Żmijewski (nie mylić z serialowym aktorem), który przeszedł przez słynną tzw. Kowalnię – pracownię prof. Grzegorza Kowalskiego na Wydziale Rzeźby warszawskiej ASP (przeszła przez nią również Kasia Kozyra, na temat której ostatnio Torlin wybrzydzał na swoim blogu – podejrzewam, że wie o jej twórczości i osobie niewiele albo nic). Jak wielu jego kolegów, nie uprawia dziś rzeźby, tylko robi filmy. Nie są to ani wizje artystyczne, ani dokumenty, są to na swój sposób nawet nie tyle eksperymenty, co badania kondycji ludzkiej, mocowania się z nią. Bardzo czasem przejmujące.
Jednym z nich był projekt „Lekcja śpiewu”. Polegał na stworzeniu chóru z głuchych młodych ludzi i zaproszeniu ich do zaśpiewania w kościele. Pierwsza wersja odbyła się w Polsce, a „chórzyści” w warszawskim Kościele Ewangelicko-Augsburskim zaśpiewali Mszę Polską Jana Maklakiewicza z organami. W drugiej wersji, niemieckiej, Artur poszedł na całość: tamtejsza młodzież śpiewała kantaty Bacha z profesjonalnym zespołem muzyki dawnej i solistami-śpiewakami, i to ni mniej, ni więcej, tylko w Bachowskim świętym miejscu – kościele św. Tomasza w Lipsku. Nobilitacja dla tych dzieciaków nieprawdopodobna: wystarczy spojrzeć na przejęte twarze na zdjęciach i zrozumieć, jak wielkie to było dla nich przeżycie.
Filmy są dokumentacją przygotowań do koncertów i samych koncertów. Początkowo był to szok: dzieciaki musiały wykonywać czynność, która nie była im wcześniej do niczego potrzebna. Artur powiedział mi, że nie mieli wcześniej w języku migowym wyrazu na określenie śpiewania! Trudno zresztą to śpiewem nazwać. Kiedy ogląda się film, zwłaszcza ową scenę w kościele św. Tomasza, wrażenie jest najpierw straszne – bo muzykalne ucho cierpi, gdy na tle delikatnych instrumentów barokowych grających cudowną, uduchowioną muzykę (była to kantata Harz und Mund und Tat und Leben) słychać nieartykułowany ryk, nieskładny, jeśli chodzi o wysokość dźwięku, ale próbujący dopasować się do rytmu. Potem jednak podniosłość samej sceny się udziela i zaczynamy widzieć piękno tych twarzy, tak przeżywających, że śpiewają muzykę Bacha w miejscu, gdzie kompozytor jest pochowany.
Jest w tym filmie scena, kiedy przed próbą chłopak siada do fortepianu, wali w klawisze i coś nieartykułowanego śpiewa. Widać, jak odkrywa, że sprawia mu to po prostu fizyczną przyjemność – być może nie tak daleką od tego, co odczuwają słyszący (i muzykalni) chórzyści. Widać rzecz w wibracjach. Wspominaliśmy tu kiedyś o Evelyn Glennie, niesłyszącej perkusistce, która gra boso, bo wyczuwa wibracje stopami – ale z nią jest inna sprawa, ona była całkowicie pełnosprawnym dzieckiem przez pierwsze kilka lat życia, dobrze pamięta świat dźwięków i mówi bez problemów. Wśród bohaterów „Lekcji śpiewu” są głównie osoby głuchonieme, więc wydawanie dźwięków jest dla nich czymś ogromnie egzotycznym. Czy to jednak źle, że tego spróbowały? My patrzymy na nie z politowaniem, a na ten eksperyment – jak na coś nienaturalnego i niepotrzebnego. Ale myślę, że to, co dała im praca z Arturem (i ze specjalistami), jest niesłychanie dla nich rozwijające, a na pewno sprawiło im wielką satysfakcję. I choćby dlatego warto było to zrobić.
A jak się posłucha na naszych stadionach ryku kibiców, którym wydaje się, że śpiewają pieśni bojowo-zagrzewające, to czy dźwiękowo te produkcje tak bardzo się różnią? 😆
Komentarze
Na Placu Trzch Krzyzy w Warszawie miesci sie Instytut Gluchoniemych ufundowany w roku 1817 przez ksiedza Jakuba Falkowskiego. Swego czasu bylam „zamieszana” w kilka projektow zwiazanych z ta instytucja i mialam okazje podpatrywac zarowno sposoby nauczania jak i codzienne zycie wychowankow – spora czesc mieszkala w internacie przyszkolnym.
Duzym wydarzeniem byla zawsze dyskoteka. Dzieciarnia przezywala to szalenie.
Nie wszystkie dzieci byly w 100% pozbawione sluchu lecz spora grupa zyla w „Swiecie Ciszy”. Dzwieki wyczuwaly stopami badz czubkiem glowy – dlon przylozona don pomagala odczuwac wibracje dzwiekow.
Nielatwa jest edukacja – zarowno dla dzieci jak i nauczycieli. Ciezka i mozolna praca przerywana wybuchami zlosci, zniecierpliwieniem, placzem i gardlowym, metalicznym krzykiem. Wymagajaca wiele cierpliwosci i troski od wychowawcow i duzego samozaparcia uczniow. Ale jesli cos sie uda, jesli lekcja logopedi posunie sie o krok, jesli uczen widzi uznanie w oczach nauczyciela – twarz dziecka zmienia sie nie do poznania. Dla obcego to moze jest grymas, dla osoby zainteresowanej, szczescie malujace sie na twarzyczce i w oczach.
Lekcje spiewu wypisz – wymaluj przypominaja Pani opis, Pani Doroto.
Niestety w wiekszosci spoleczenstw pokutuje nieprzychylne zdanie o osobach niepelnosprawnych. Moze nie tak drastyczne jak w starozytnej Sparcie, ale odwracanie sie z niechecia, lekcewazenie, wysmiewanie czesto jest na porzadku dziennym. Pan Zmijewski zrobil eksperyment (to Pani slowa), a ja mysle ze takich dzialan potrzeba wiecej. Bysmy jako spolecznosc zrozumieli tego rodzaju przedsiewziecia, by nie wywolywaly politowania lecz swiadome zrozumienie i akceptacje, by osoby poszkodowane przez los nie czuly sie odmiencami, by uchylic rabka swiata ciszy i wpuscic dzwiek, nawet jesli jest to wibracja.
Pozdrowienia z Krainy Oz
Echidna
logopedii oczywista
I znów taki ciekawy temat! Jeszcze wciąż myślę o krętych drogach parafraz, pastiszy, parodii… Jeszcze tropię wokoło wszystkie ‚malownicze’ (i mniej) soundscapes…
Muzykowanie to także bycie razem i robienie czegoś razem. Doskonalenie dzieła i siebie. Stąd dodatkowe wibracje.
Truizm? Trudno 😉
Późne kwartety Beethovena. Wielka Fuga. Podziękowanie uzdrowionego w tonacji lidyjskiej. Niekiedy natura jedno odbierając inne przynosi dary niezwykle.
Myślę, że przykład Beethovena to niezupełnie to. Beethoven ‚nauczył się’ muzyki przed głuchotą. Było mu trudniej, a opis jak już niedosłysząc próbował dyrygować sprawia, że przchodziły mi ciarki po plechach; ale może przydawało mu to twórczej odwagi?
Tutaj jest próba przełamania bariery wydawałoby się absolutnej. Podziwiam zaangażowanie malujące się na twarzach (dźwięku nie słyszałem, więc się nie wypowiadam i do kibiców nie porównuję; nawet nie sugeruję by śpiewać Schoenberga i to nie z Gurrelieder), ale zastanawiam się, czy to najwłaściwszy sposób dowartościowywania osób niepełnosprawnych. Rytm? Może, nie wypowiem się teraz czy to pomysł dobry, czy zły, bo wpis dał mi do myślenia na dłuższy czas…
My patrzymy z politowaniem? …. chyba tylko ludzie ograniczeni to robią ….
Trudny temat poruszyła Pani, wymaga sporego omówienia i nie jest łatwy do akceptacji.
Muszę teraz jechać, powitać nową pomoc.
Po powrocie usiądę i postaram się wyrazić swoje wątpliwości i punkt widzenia.
Póki co pozdrawiam wszystkich serdecznie z rana,
dobrego dnia życząc. 🙂
My akurat nie 🙂 (to do Jolinka)
Ale niestety taka postawa jest nader częsta: patrzenie na niepełnosprawnych (i to w różnych dziedzinach) jak na niepełnosprawnych umysłowo. Przerabiałam ten temat, kiedy pisałam ten reportaż: http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3350569
Wypadł wtedy z tekstu fragment, który uważałam za bardzo ważny, ale trzeba było coś skrócić i koleżanka redaktorka powiedziała, że to jest akurat oczywiste. Ale ona akurat widać miała do czynienia z niepełnosprawnymi. Przecież i dla mnie była to zaskakująca nieco nowość. A fragment (przedostatni akapit podrozdziału „Sny” brzmiał tak:
„Dominik nie wie też, co robić, kiedy ludzie upierają się, żeby mu pomagać, choć tego nie potrzebuje. To bywa irytujące. – Mało kto wie, jak się zachować wobec niepełnosprawnych – potwierdza Martin – a im dalej na wschód, tym większa skłonność do traktowania ich jak dzieci albo jak osoby ubezwłasnowolnione. Mów: nie potrzebuję pomocy, dziękuję, jak będę potrzebował, to powiem. Niekoniecznie musisz na nich burczeć jak Ralf, ale lepiej, jak będziesz stanowczy”.
To jedna strona medalu. Druga jest smutniejsza: rezygnacja z rehabilitacji, traktowanie, że jak komuś czegoś brak, to jest to stan stały i na zawsze. Przykład tego był ostatnio w Polsce głośny – chodzi o Pana Jana, o którym mówiono, że wybudził się ze śpiączki po kilkunastu latach. Guzik! – żona miała rację, nie był w śpiączce, po prostu nie był rehabilitowany, aż trafił się ktoś, komu to przyszło do głowy…
Artur Żmijewski zrobił jeszcze film „Na spacer”, gdzie po prostu zafundował sparaliżowanym wyprowadzenie na spacer przez młodych, zdrowych ludzi. Też bardzo różnie mówiono o tej akcji, często pojawiały się głosy, że po co męczyło się ludzi. Może gdyby ich częściej tak męczono, byliby w lepszym stanie? Oczywiście zależy to od zaawansowania choroby.
Pozwoli Pani, pani Doroto, że pozostanę przy swoim zdaniu. Oglądałem dwa filmy Kozyry: „Łaźnię męską” i „Łaźnię damską”, znam „Piramidę zwierząt”, oglądałem z ciekawości (chcąc się do niej przekonać) półpornograficzne zdjęcia Pani Kozyry w jej blogu.
To jest oczywiście moje zdanie, nikogo nie zmuszam do identyfikowania się z nim. Dla mnie to jest żadna sztuka, to jest jedynie chęć zaistnienia przez prowokację.
Wydaje mi się, że jestem człowiekiem nowoczesnym, otwartym na nowe prądy, (wydaje mi się) że daję temu wyraz w swoim blogu – propagując np. nowoczesną architekturę. Ale nikt mnie nie przekona, że „Piramida zwierząt” Kozyry, obóz koncentracyjny z klocków Lego Libery, perfumy z wymazem z pochwy Rajkowskiej czy męskie genitalia na krzyżu Nieznalskiej – że to jest sztuka. A jeżeli chodzi o Nieznalską, to jestem ateistą i nie wychodzę w krytyce ze strony religii.
Pak: oczywiście zdaję sobie sprawę z niekoniecznej adekwatności przykladu. Niemniej trudno nie zauważyć jak w miarę postępu choroby u Beethovena kolejne kompozycje ewoluują w kierunkach nieoczekiwanych, niekiedy niosąc w sobie piękno niezwykle. Kiedyś ktoś w dyskusji powiedzial że gluchnący Beethoven paradoksalnie slyszal dalej, więcej i glębiej. Slyszal wewnątrz, co pozwalalo mu być może na większe skupienie; być może inne slyszenie, z pominięciem fizjologicznych dróg percepcji dżwięku pozwalalo mu slyszeć czystą wyobraźnią. Jeśli takie kompozycje powstawaly… opisane przez Panią Dorotę przedsięwzięcia nie tylko zaslugują, ale też i wymagają kontynuacji, zapewne przy udziale neurofizjologów. Tutaj jeszcze wspomnę o dziewczynie świetnie tańczącej muzykę baletową – gluchej. I do zajęć. Pozdrowienia
Chętnie kiedyś opowiem więcej o Kozyrze. To bynajmniej nie jest chęć zaistnienia poprzez prowokację. A uznawanie nagości za pornografię jest jedną ze smutniejszych postaci choroby, jaka nasze społeczeństwo toczy. Łączenie Kozyry z Liberą i Nieznalską jest zresztą nieporozumieniem.
Znam akurat dobrze Kasię. Swego czasu, jak juz kiedyś pisałam u Owczarka, zaprzyjaźniłam się z Grzegorzem Kowalskim i kilkorgiem ówczesnych studentów z jego pracowni. Myślę, że Kasia, Artur, Paweł Althamer stali się z czasem sławni, nie tylko u nas przecież, bo chcą i próbują powiedzieć coś ważnego. Znam ich sposób myślenia. Chęci epatowania burżujów dla samego epatowania nie ma tam śladu. Chodzi im raczej – jak powiedziałam pisząc o „Lekcji śpiewu” – o kondycję ludzką. Tyle w tej chwili. O ‚Łaźniach” trzeba by napisać osobno.
Pornografia to to nie jest, ale przejaw jakiejś obsesji – niewykluczone…
To nie jest takie proste.
Hoko! Chciałam się wpisać na blog, ale mnie odrzuciło 🙁 Może dlatego, że podałam dwa linki? Chodziło mi o ptasie obrazy Chełmońskiego, króry namalował ich wiele, a ja podałam:
http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Chelmonski/Images/Odlot_zurawi_2.jpg (czy te żurawie nie przypominają pterodaktyli? 😉 )
i jeszcze moje ulubione kuropatewki: http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Chelmonski/Images/Kuropatwy.jpg
A więcej jeszcze można na tej stronce obejrzeć. Pozdrówki!
Właściwie nie powinienem nic pisać bo zgadzam się z każdą kwestią Gospodyni, ale z chęcią przeczyta zapewne słowa poparcia.
Piszemy tu o muzyce i okolicach a okolicami jest życie społeczne. Gdzie jest twórca, tam jest i odbiorca – a to już społeczność. Muzyka jest między innymi wspólnotą uczuć, które wymagają pielęgnacji.
Uderzyła mnie za granicą obecność na ulicach, w sklepach, restauracjach liczna obecność osób niepełnosprawnych. Do takiego widoku nie byłem przyzwyczajony.
Fakt, było to w krajach uchodzących za zamożne, które stać na wózki i inne „ułatwiacze”.
Niemniej budziło refleksje na temat traktowania przez społeczeństwo swoich niepełnosprawnych. Wstydziłem się wewnętrznie wtedy za swój kraj, w którym odgradza się kaleki od świata zamiast ułatwiać im życie.
A obecność wśród ludzi jest potrzebna tak im, jak i sprawnym i zdrowym. Szybko zauważyłem brak protekcji w traktowaniu tych ludzi, oni nie życzą sobie takiego traktowania.
Uczucia w życiu społecznym to nie tylko prywatna sprawa, to sprawa wagi państwowej.
Problemem jest tylko jak sprawić, by jak najwięcej ludzi czuło się swoimi bliskimi. Obecność na koncertach, meczach, w restauracjach, możliwość korzystania ze zdobyczy cywilizacji zdrowych na równi z niepełnosprawnymi jest wyrazem budowania wspólnoty opartej na empatii.
O tym Pani pisze, pani Doroto, ludzkim wymiarze i funkcji społecznej muzyki.
Pani Doroto, już Panią odratowałem! I zmieniłem datę, żeby było na wierzchu 🙂
Kuropatewki są cudne, ale jeszcze na nie trochę za wcześnie – chyba że jako ochłoda przy tych skwarnych dniach… 🙂
„Spiewac kazdy moze…”,absolutnie kazdy.
Gdy czytalam komentarze, przypomniala mi sie pewna sytuacja ktorej bylam swiadkiem Francji (gdzie zreszta wciaz przebywam). Jechalam tramwajem na tzw „Swieto Muzyki” (obchodzone co roku we Francji w okolicach nocy swietojanskiej). Jako ze jechalam w strone centrum wieczorem, tramwaj byl zapelniony ludzmi udajacymi sie na uliczna zabawe. Na siedzeniu na przeciwko siedziala para ludzi gluchych- porozumiewajacych sie jezykiem migowym. Chlopak (w zasadzie mlody mezczyzna) byl bardzo przystojnyi swietnie ubrany zwracal uwage (a przynajmniej moja zwrocil:), dziewczyna tez ladna. W pewnym momencie zaczal zagadywac do grupy rozbrykanych chlopakow ( w okolicy 20 pewnie) stojacych przed nim. W JEZYKU MIGOWYM. Gluchy do slyszacych gwoli scislosci. A oni? Nic innego tylko starali sie odpowiadac. I w miare swoich mozliwosci pokazywali rekami znaki ktore moglyby byc zrozumiale dla osoby gluchej (chocby glupi kciuk w gore czy w dol, krecenie glowa itp). I ta „konwersacja” trwala przez wiekszosc podrozy! Nie bylo zadnych dziwnych spojrzen. Nic- norma, zyczliwosc. Dodam ze ani jedna ani druga strona nie wygladala jak nudziarze z biblioteki. Zwykla mlodziez, ktorej uwage za zbyt glosne zachowanie zwrocilaby niejedna polska staruszka. Najsmutniejsze w calej historii jest to, ze zamiast przyjac sytuacje normalnie, kompletnie sie wtedy wzruszylam. Najsmutniejsze, bo takie wlasnie sytuacje POWINNY byc zupelnie normalnie i nie wzbudzac w nas zadnych emocji.
Inny przyklad, tez z tramwaju (duzo nim ostatnio podruzuje:). Gdy do tramwaju wsiadala zupelnie unieruchomiona kobieta na wozku automatycznym, od razu podeszla do niej inna (niemloda) i pomogla ustawic wozek w wygodnym miejscu, wyjela cos z plecaka, cos podala. Zupelnie naturalnie. I bardzo szybko. Ja w tym czasie nawet nie zdazylam pomyslec o tym ze moznaby wstac i w czyms pomoc.
Ale tutaj czesto sie widzi takie rzeczy. Takze pary zakochanych- oboje na wozkach. Niepelnosprawni sa wszedzie i prowadza (w miare swoich mozliwosci oczywiscie ) normalne zycie. Najpiekniejsze jest to ze zdaja sie nie byc ograniczani bardziej niz o tyle o ile ogranicza ich ich wlasna niepelnosprawnosc- sprobuje wytlumaczyc to co mam na mysli: nie pojda do restauracji ale tylko dlatego nie p o j d a, ze pojada na wozku.
Oczywiscie, to sa tylko moje obserwacje, moze rzeczywistosc nie zawsze jest tak utopijna, ale dobrze bylo tylko tak jak w tych przykladach.
Pozdrawiam autorke artykulu!!!
Witold, …ale nie każdy może słuchać 🙂
zeen, brak „ułatwiaczy” widzą nie tylko niepełnosprawni. Kilka dni pacerów z dziecięcym wózkiem tworzy w człowieku taką samą wściekłość i uwrażliwienie na problem trudności komunikacyjnych. Choć są też niewidoczne jaskółki, jak standardowy numer piętra brailem w nowszych panelach sterujących wind.
Wracając do ad-remu. Odbieranie komukolwiek prawa do muzykowania jest barbarzyństwem, a nikt słuchaczy do Św. Tomasza nie przyprowadzał na siłę.
ps. z żalem żegnam się na cały długi weekend – awaria domowego sprzętu potrafi być czasami dotkliwa, choc pozytywnie działa na nadrabianie zaległości w papierowej lekturze…
Mysle, ze takie eksperymenty maja gleboki sens, choc dokladnie nie wiem jaki, a wiec mozna im nadac chyba kazdy sens, z bezsensem wlacznie, jesli ktos sie naprawde uprze.
Podobne eksperymenty dokonywane sa z niewidomymi, ktorym daje sie do reki aparat fotograficzny. Nie wglebialem sie za bardzo w temat, ale czytalem kiedys o tym w Popular Photography.
Moja towarzyszka uczestniczyla z racji wykonywanego zawodu w pracach teatru ludzi cierpiacych na afazje, czyli uposledzenie mowy towarzyszace osobom, ktore przeszly wylew krwi do mozgu. Bylem na dwoch przedstawieniach teatru afazyjnego. Mniej wiecej po 15 minutach zapomina sie o tym, ze aktorzy na scenie w sumie belkocza, jakaja sie czy sa mowia bez skladu. To nie jest wazne.
Dla zainteresowanych:
http://www.villamedica.ca/info_partenaire_aphasique.html
Szczytem jest jednak amerykanska niewidoma golfistka, ktora walnela niedawno w dziure a pierwszym strzalem, Jak Tiger Woods nie przymierzajac.
Chyba nic nie stoi na przeszkodzie w zajmowaniu sie rzeczami, do ktorych natura nas nie stworzyla, lub pozbawila nas mozliwosci ich sprawnego wykonywania z tej czy innej przyczyny. Trzeba byc tylko cierpliwym i zyczliwym w odbiorze, czym sprawia sie chyba najwieksza radosc wykonawcom.
Pozdrawiam.
O rykach stadionowych kompozytor-kibic 😉 Krzesimir Dębski: http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=1294
😆
To chyba Zoltan Kodaly stworzyl jezyk migowy muzyki, ktory moze byc uzywany do przekazywania gluchoniemym informacji o muzyce.
Pani Doroto.
Miałam obydwoje Dziadków głuchoniemych (właściwie Dziadek był tylko głuchy, bo stracił słuch w wieku 4 lat), Babka głuchoniema. Obydwoje lata całe korzystali z nauki w Zakładzie Głuchoniemych też bardzo dawnej proweniencji, bo Niemcy otwali i wyposażyli go przed 1805 r. Byli całkowicie przygotowani do normalnego życia w społeczeństwie i całe życie nieźle sobie radzili. Wychowali 4 normalnych, słyszących dzieci Stąd od dziecka byłam przyzwyczajona zarówno do ich ograniczeń, jak i talentów. A mieli ich całkiem sporo (Dziadek robił lalki – miniaturki żołnierzy, rzemieślników, chłopów itp – każda lalka w specjalnie uszytym stroju i ręcznie szytych butach, główka rzeźbiona i malowana. Babka była hafciarką i bieliźniarką. Jej koronki i hafty na tiulu to były arcydzieła). Nie wydawało mi się dziwnym, że próbowali z nami po Wigilii śpiewać kolędy, chociaż my, dzieciaki czasem podśmiechiwaliśmy się ukradkiem z melorecytacji na jednym – dwóch tonach. Jako człowiek dorosły, byłam w gronie organizatorów pierszych kursów tańca towarzyskiego dla głuchych. To prawda – źródło muzyki znajdowało się piętro niżej, niż sala taneczna. Większość radziła sobie doskonale, a entuzjazm adeptów trudno porównywać z innymi belferskimi doświadczeniami..
A teraz pro domo sua – godzinę temu poczta dostarczyła kupione przez Córkę dwie nowe (dla mnie) płyty – „Konie narowiste” – koncert ballad i piosenek Wysockiego dla uczczenia 25 rocznicy śmierci pod kier.muz. H.F.Tabęckiego i „Ballady L.Cohena ” w wyk. M.Zembatego. Wysocki już przesłuchany i nie każde wykonanie mi się podoba, a już zacięcie, żeby koniecznie naśladować chrypę p.Włodzimierza jest paskudna manierą. Cohen jeszcze nie rozpakowany. Będzie na wieczór.
Trochę mi trudno przystąpić do adrema, bo jestem bardzo wytrącona z równowagi, spróbuję jednak, bo temat ważny i pomoże mi zebrać się do kupy.
Specjalnie nie czytam komentarzy, więc może powtórzę czyjeś opinie.
Pani Dorota napisała:
„Nie są to ani wizje artystyczne, ani dokumenty, są to na swój sposób nawet nie tyle eksperymenty, co badania kondycji ludzkiej, mocowania się z nią. Bardzo czasem przejmujące..
Powiem od razu, że nie jestem zwolenniczką takiej twórczości, bo jest ona dwuznaczna, zarówno co do motywu, jak i efektu.
Postaram się wyłuszczyć sprawę, najważniejszy powód zachowując na koniec.
1. Od jakiegoś czasu w mediach powstają programy, które pokazują Innego.
Innego potrzebującego pomocy, chorego, niepełnosprawnego. Rozumiem, że ma to zwrócić uwagę na problemy i pomóc. Ja odnoszę wrażenie pieczenia paru pieczeni na jednym ogniu. Schlebianie z jednej strony niskim instynktom, z drugiej wywoływanie tanich wzruszeń, z trzeciej zapełnienie czasu antenowego, z czwartej ucieranie opinii o wrażliwości społecznej nadawcy.
Rzecz w gruncie rzeczy dotyczy podglądactwa, wchodzenia bez zahamowań w najbardziej intymne strefy życia innych ludzi.
Można oczywiście powiedzieć, no może trochę tak, ale warto zapłacić cenę, bo wielu ludziom przychodzi się z autentyczną pomocą. I to jest prawda.
2. Czy przypadkiem jest, że również w sztuce od dłuższego czasu mamy takie trendy, ekscytacji brzydotą, kalectwem, odmiennością? Im większy szok i szarganie tzw. świętości tym lepiej.
Motywacja może być różna, człek stara się racjonalizować swoje zachowania.
I możliwe, że wszystko po trochu tu istnieje:
i potrzeba wybicia się z gromady innych, i chęć wstrząśnięcia publicznością, i potrzeba misji, i samorealizacja.
Można też znakomicie szukiwać się, co do motywów. To nie jest takie istotne.
Mnie chodzi o to, że jak już po sto razy wywali się kawę na ławę, pokaże brzydotę i koszmar życia, to raczej stępia się wrażliwość, niż buduje.
W przypadku Pani Kozyry mam takie zastrzeżenia:
Może, jak chce, obnażać siebie i swoje kalectwo, może przywiązywać do tego wielką wagę, ale wykorzystywanie do tego celu innych bez ich zgody i wiedzy, to nie mieści się dla mnie w żadnej etyce.
3. I tu dochodzę do punktu ostatniego, najważniejszego, do wyświechtanego i ośmieszonego terminu: godności osoby ludzkiej.
Wydaje mi się, że wykorzystuje się tu i nadużywa pewną naiwność charakteryzującą ludzi upośledzonych. Bardzo łatwo ich podejść i przekonać do własnych celów.
Ja nie chciałabym być przedmiotem takich pokazów i nie życzyłabym ich sobie dla moich najbliższych.
Tak jakby ważny był cel, a nie człowiek. Podmiot staje się przedmiotem.
Chciałam na koniec podać drastyczny przykład, ale nie będę uciekać się do chwytów poniżej pasa.
Takie jest moje zdanie. Wiele godzin spędziłam na dyskusjach z moim synem na temat współczesnej sztuki przedstawiającej.
Trudno ją oceniać, bywa poruszająca – na różne sposoby, również odrzucając.
Zbyt wiele jest we mnie jednak oporu i niechęci.
Co nie znaczy, że miałabym ochotę zakazywać, czy wpływać na twórczość innych.
Najcenniejsze dla mnie są wolność i godność człowieka, jakkolwiek by to górnolotnie nie zabrzmiało.
Chyba skończyłam. 🙂
Właściwie, to już sama nie wiem.
Z jednej strony przebicie się do świadomości społecznej jest ważne, z drugiej nie chciałabym, żeby moi bliscy byli oglądani jak dziwowisko.
Nie wiem i tak już chyba zostanie.
mt7 bo człowiek wrażliwy nie jest gotowy na exhibicjonizm …. ani swój ani cudzy … czy to ciała czy duszy …. to jest chyba kwestia wychowania ….napisałam u Torlina, że lubię pozytywnie zakręconych ale bez snobizmu … a czy nie jest snobizmem „chwalenie” się czynieniem dobra …
trudne sprawy ….
Mogę tylko dodać, że wywód mt7 do mnie trafia, chociaż nie znam twórczości p.Kozyry, tyle, co z opisów i recenzji, ale nie o nia mi tu chodzi, tylko o inne przykłady tak zwanej nowoczesnej sztuki. Często te „poszukiwania nowego wyrazu” budzą we mnie niechęć i zdziwienie, do czego to się można posunąć, chcąc zwrócić uwagę – i już nie wiadomo, czy na problem, czy na twórcę? Podejrzliwa jestem. A najbardziej jestem podejrzliwa względem tak zwanych krytyków i co oni usiłują publice wmówić. Ale to temat na inną bajkę.
Wracam do roboty, miłego piatku wszystkim!
http://www.youtube.com/watch?v=_7e-CpDQdac
miłego wieczoru 🙂
Zabawne. Taniec to bardzo przyjemna czynność.
Wzajemnie! 🙂
Proszę Państwa, rewelacyjna Eartha Kitt!
http://pl.youtube.com/watch?v=b5WVkl_f7_E
Jak zapisać „r” Pana Lucjana?
r’
Chyba się powtórzę, ale tak ich kocham:
http://pl.youtube.com/watch?v=1yKgAEkCKxY
Dobr’anoc. 🙂
Ja też ich kocham.
Ale nie. Nie obejdzie się bez odpowiedzi mt7.
Nie uważam, żeby tu była obrażana czyjakolwiek godność.
To też jest bardzo smutne, że można tak myśleć. Jedyne, co może tu razić, to to, że „Łaźnie” były nakręcone bez wiedzy nakręcanych. Twarze zresztą są tam na tyle niewyraźne i mało pokazywane, że trudno mówić o identyfikacji tych ludzi.
Inna sprawa z „Lekcją śpiewu”. Niczego tam nie robiono bez wiedzy i zgody bohaterów filmu. Nie uściśliłam chyba, ale prawdziwych koncertów przed publicznością nie było, tylko występ na potrzeby filmu. I nie było tam ze strony reżysera takiej postawy: wykorzystywanie do własnych (w domyśle: niecnych, efekciarskich) celów, do „poszukiwania nowego wyrazu”. Nie. To było po to, żeby spróbować zrozumieć, i żeby dać tym ludziom coś nowego.
Wracając do Kasi Kozyry: również w jej pracach po „Łaźniach” wszystko się odbywało za całkowitą zgodą uczestników. A od kilku lat eksperymentuje na sobie. Ale to już inna bajka. Kiedyś o tym wszystkim opowiem.
„Zabawa należy do kategorii „poezji eksperymentalnej”. Jeśli przejmiemy z niej przede wszystkim metodę prowokowania, zabawka przybierze postać przedmiotu prowokującego. Najlepsza zabawa czerpie swą spontaniczność nie tyle z założonych uprzednio obrazów jakiegoś celu, co z idei ustawiczności jej nieznanych dalszych ciągów. Najlepszą zabawką będzie więc ta, która nie dba o żadne wywyższenie o funkcjonowanie ustalone z góry, ta, która, bogata w nieprzewidywalne zastosowania i możliwości jak najzwyklejsza ze szmacianych lalek, stawi czoła temu, co na zewnątrz aby z zapałem prowokować, to tu, to tam, odpowiedzi na wszelkie oczekiwanie: niespodziewane obrazy CIEBIE.” W nie w pełni uświadomiony sposób szukałem odpowiedzi – rodzaju wyjaśnienia, niekoniecznie się zgadzając i nie zgadzając, natomiast wiedząc że sztuka operując bytami które stają się – przedstawione, przechadzające się, wiszące, krzyczące – obecne w jakikolwiek sposób w polu postrzegania odbiorcy i jeśli w odbiorcy wyzwalają niepokój, niepewność, zachwyt, obrzydzenie, jeśli skupiają odbiorcę na sobie, jeśli mówią do niego w nieznanym nawet języku, jeśli przybierają w jego wyobraźni pozy wyuzdane albo pełne bezcielesnej sublimacji, jeśli tak się dzieje to byty owe, opuszczając twórcę stają się bytami niezależnymi, stają się dziełami sztuki, czasami na wieki, czasami na chwilę. Istnieją niezależnie – i choć to trudne do akceptacji, w kontakcie, spotkaniu, są nam równoważne. Zajmują nas tak jak zajmują nas osoby, niekiedy nawet bardziej. Istnieją – prowadzą swoje istnienie od oglądu do oglądu, od refleksji do refleksji – są. Bataille powiada że potlacz zbiera w sobie całe nie w pełni uświadomione dobro, które nieuchronnie wyrodzić się musi w całe nie w pełni uświadomione zło – być może tak, więcej niż być może. A Bellmer (on jest autorem pierwszych zdań) powiada że jest to zabawa. TO JEST – jakkolwiek to nazwać – w każdym z nas. Może zabawa.
Powolna ryba wyłania się z chmury
poniżej gęsi odwracają głowy
dlaczego nie
Dlaczego nie?. Ta imitacja haiku ma tytuł bodajże : „w deszczu”. Ktoś do nas mówi – tym kimś jest to co widzimy, albo słyszymy, albo zauważamy w jakikolwiek sposób, autor jest już nieobecny, a „ktoś” dotyczy dzieła. Jeśli udzielać odpowiedzi, to temu kto mówi, a nie temu kto skłania do mówienia. Wydaje się to nadmiernie zawiłe, zabrakło Huizingi – doprawdy, przepraszam za niedokończone przemyślenia – jeśli jest to (nazywanie tego przemyśleniami) w ogóle uprawnione. A Monsieur Jacobsky jest upraszany przeze mnie o dostarczenie interpretacji potlaczu. Poćwiczę trochę
Z szufladki wyciągnąłem kartkę z tekstem: Trzeba poszukać tego co nie jest po żadnej stronie lustra. Ponieważ to nie odbija się w lustrze. Może być wszędzie. Bo jest nigdzie – bo nigdzie się nie odbija.
Wampiry tez sie nie odbijaja w lustrze. I wysysaja niekiedy cala energie i radosc zycia 🙁
Pani Kozyra irytuje wielu ludzi, bo ma czelnosc twierdzic, ze jest wszechstronnie uzdolniona i te zdolnosci rozwija. Miast siedziec skromnie w kacie – dokleja sobie meskie atrybuty i jeszcze, taka gola – spiewa i to calkiem niezle. I uczy sie „kobiecosci” od jakichs gejow i transwestytow. Zgroza, panie, sodomia i gomoria! I jeszcze swiat ja zauwaza i zaprasza! Ale, panie, co to za swiat? Taki sam wyuzdany i zepsuty!
Chyba przesadzasz passpartoutu. Jak ktoś nie podziela Twoich poglądów, to wstecznik i zacofaniec?
Wydaje Ci się, że golizna, to wymysł ostatnich czasów?
Świat istniał też wcześniej.
Pani Doroto, Pani zna tych ludzi, lubi ich Pani, zna motywacje i sposób widzenia świata.
Ja pisałam w trochę szerszym kontekście.
Nie powiem do Pani w tej sprawie, jak Helena: „Siostro moja”, ale bardzo Panią lubię i cenię, więc może kiedyś się zdarzy. 🙂
Dobranoc. 🙂
mt7, czy ja uderzam w jakis stol? Jak nozyce – brzek i ciach! Czy ja gdzies twierdze, ze Kozyra wynalazla golizne? Albo nalegam, by ktos podzielal moje poglady? Ja tylko wysuwam wnioski z reakcji wielu osob na ten rodzaj ekspresji artystycznej, i to wszystko. Nigdy nie wartosciuje cudzych pogladow, zwlaszcza na sztuke, boc to kwestia gustu, wychowania, wpojonych kanonow moralnych i estetycznych i trudno z tym dyskutowac. Mnie na przyklad nie raza meskie genitalia na krzyzu i nie oburza papiez przygnieciony meteorytem. No taki juz mam zdeprawowany charakter 🙁
Moj swiat istnieje od kiedy ja istnieje. Przestane istniec – skonczy sie moj swiat.
Ejże, passpartout 🙂
Przeczytaj jeszcze raz swój komentarz (23:30) – złośliwy pod adresem tych, którzy przed Kozyrą (podkreślam, bardzo mało wiem, tyle co recenzje, zdjęcia, migawki filmowe, ale chodzi mi o ogólne zjawisko) czy innymi eksperymentatorami na kolana nie padają.
A czy wszyscy muszą? I czy ktokolwiek tutaj się wyraził, że zgnilizna, zepsucie, i lepiej by było, gdyby tacy w „kącie siedzieli”? A niech sobie robią, co chcą, mają wystarczająco dużo zwolenników, ja nie muszę uczestniczyć w ogólnym zachwycie, jeśli coś mnie nie porywa, na szczęście wolny wybór. Poszukiwanie nowych form wyrazu – jak najbardziej, ale i zgoda na to, ze cos do mnie może nie trafiać.
Coraz częściej, kiedy dyskutujemy o sztuce, pada zarzut: a bo nie jesteś otwarta. Jestem. Zerknę, posłucham, przeczytam – wyrabiam sobie pogląd, tak samo jak każdy z Was. I mogę go wygłosić, tylko zawsze znajdzie się ktoś, kto się odezwie – jak to?! Ulisessa nie przeczytałaś do końca?! Christo cię nie podnieca?! Penderecki nudzi?! Doda to kicz?!
Wolno mi, a co. Nie będę udawać, że przyjmuję wszystko z zachwytem, bo chcę uchodzić za osobę „trendy”. Po prostu – takie mam zdanie i nikomu nie mam za złe, że nudzi go Konwicki, albo muzyka rockowa, albo rzezby Hasiora. Najwyżej powiem – coś ty, rzeczywiście? A mnie się on tak podoba…
Toż mamy wymieniać poglądy i opinie, a nie bać się, że zaraz nas tu ktoś podsumuje (jak słusznie Maria napisała, myślę, bo ja to też tak odczułam, i to nie raz) że jestem zacofana, bo coś skrytykowałam, powiedziałam, że to nie dla mnie, nie podoba mi się. Nic nie zrobię, że na jeden ton coś mi w duszy gra, a drugi przechodzi obojętnie – a Wy tak nie macie? Każdy jeden z Was!
Wszystkim artystom niech się darzy – Pózny Wnuk nie usłyszy o wielu dzisiejszych gwiazdach. Ale to chyba też nie o to chodzi.
No, a teraz dobranoc śpiochom i przyjemnego zapiątku 🙂
No proszę, mamy już przywalonego papieża i genitalia na krzyżu. Rozumiem, że mnie odsyłasz do kruchty.
To są tak wyświechtane klisze myślowe, że nie umiem inaczej do tego się odnieść.
Nie podoba się pewien rodzaj sztuki i to wszystko. Ideologia nie ma tu nic do rzeczy, więc nie musisz napinać muskułów, że taki jesteś zdeprawowany.
Wydaje mi się, że problem tkwi nie tyle w artystach, co w samym zjawisku „sztuka”. Tworzenie jest nakierowane niemal zawsze na coś nowego, odkrywczego – a przynajmniej te „wartości” są z reguły w najwyższej cenie. Tym sposobem koniecznym staje się eksploatowanie coraz to nowych obszarów, szukanie nisz, których nikt nigdy na wierzch nie wyciągał. Epatowanie czy bulwersowanie występują w większości wypadków jako pewien czynikk dodatkowy – nie cel sam w sobie, lecz nieunikniony skutek tej eksploracji, która szukając nowości musi w końcu zagłębić się i w brzydotę, i w kicz, i w banał – bo wszystko inne zostało już pokazane.
Brawo mt7. Passpartout pokazuje nową twarz fundamentalizmu. Piszesz: „Mnie na przykład nie rażą męskie genitalia na krzyżu i nie oburza papież przygnieciony meteorytem”. I to właśnie pokazuje, że nic z tego, co ja napisałem – nie zrozumiałeś.
Otóż wyobraź sobie, że mnie też nie. Ja na to wzruszam ramionami. Ja tylko twierdzę, że to nie jest sztuka. To nie jest sztuka, tylko chęć zaistnienia za wszelką cenę.
Pewne elementy sztuki współczesnej są dla mnie oszustwem, wmawianiem ludziom, że są głupi, bo nie rozumieją wyrafinowanych podtekstów, które chciał przekazać artysta. Jeżeli boli Cię mówienie o powyższych dziełach, to wytłumacz mi, co artysta (artystka) chciała powiedzieć:
W sali „Zachęty” artystka siedziała i obierała ziemniaki. Dla mnie to był wstrząs intelektualny.
Och, jak się Wam wspaniale „gadało” wczoraj wieczorem. Mam prośbę : powiedzcie proszę, jak szukać takich wspaniałych kawałków jak Eartha Kitt czy Summerteim? Jak się to robi, bo nie umiem. Korzystam zawsze z podanych linków, a sama „niczewo”. A tak wtrącając swoje 3 grosze w dyskusję wczorajszą o odbiorze sztuki, to podzielam pogląd Alicji. Artysta ma wszelakie prawo do widdzenia świata po swojemu i opisywania świata po swojemu. Z chwilą jednak, kiedy publikuje, wystawia, prezentuje itp , to jednocześnie poddaje się pod osąd publiczny, a odbiór działań artystycznych jest równie indywidualny , jak proces twórczy.
W sali “Zachęty” artystka siedziała i obierała ziemniaki. Dla mnie to był wstrząs intelektualny.
I o to chodzi!!! 😀 Torlinie, doświadczyłeś katharsis…
Ależ Hoko, ja to doskonale rozumiem. Sama w swoim czasie rozważałam studia na ASP w Warszawie i w gruncie rzeczy ostatecznie przeraziło mnie to, że będę musiała nieustannie przebijać się i udawadniać swoją odrębność iniezwykłość. Burzenie zastanego jest tu banalnie oczywiste.
Przestraszyłam się, że pasja zamieni się w obowiązek.
Nie musisz mi tego tłumaczyć. Jestem pełna pokory przed twórczością innych ludzi, co przecież nie znaczy, że z dawnych, czy współczesnych wszystko mi się podoba. I tak powinno być.
Weszłam w wątek niepełnosprawności, bo Pani Dorota dorota napisała, że Artur Żmijewski mocuje się z kondycją ludzką.
Długo żyję, widziałam wiele bólu i cierpienia, spotykałam się bardzo bezpośrednio z niespodziewanym kalectwem, spotykam niepełnosprawnych i drżę na myśl, żeby ich nie urazić, a z drugiej strony nie patrzeć z pozycji lepszgo. Nie umiem tego dobrze wyrazić.
Dobrze, że są. Świetnie, że znajdują odzew i uznanie dla swojej twórczości i to wszystko.
Hej! 🙂
Miła Jaruto, to się robi jak najprościej: wywołuje sie gugla, wpisuje np. Eartha Kitt, YouTube, i wtedy coś na pewno się znajdzie 😀
Witajcie. Widzę, że wsadziłam kij w mrowisko i nie powiem, że się tego nie spodziewałam 🙂
Z jednym jestem się w stanie zgodzić: że może słowo „sztuka” jest już po prostu dla tego typu działań nieadekwatne. Ale trudno ten gatunek nazwać. Czasem bywa eksperymentem socjologicznym, czasem zatrąca o film dokumentalny (w przypadku filmów A.Ż. czy K.K.). I może tak trzeba na to patrzeć? Nie jak na twórczość zdeprawowanych artystów, co to wszystko, nawet ludzką goliznę ( 😆 – jakby tego nie robiono od wieków), wykorzystają do swoich efekciarskich celów.
Jak już jestesmy przy goliźnie, to parę przykładów. Pierwsza „Łaźnia” Kozyry. Obraz łagodny, ciepły, jak dla mnie ujmujący. Obraz pełnego relaksu. Kobiety w budapeszteńskiej łaźni zachowują się bardzo naturalnie, pięknie sobie pomagają, myją sobie plecy, są dla siebie jak siostry. Oczywiste skojarzenia z malarstwem, np. z „Kąpiącymi się” Ingresa; jest tam zresztą wmontowanych parę cytatów. No i, co najwazniejsze: tak samo pokazuje się ciała szczuplejsze i otyłe, jędrne i obwisłe. Wszyscy jesteśmy ludźmi, w każdym z nas jest piękno, nawet jeśli potocznie ocenia się, że to jest niepiękne. Zresztą i kiedyś tak było – spójrzcie na rubensowskie kształty, czy jak dziś zobaczycie takie ciała w naturze, nie będziecie się żachać: o, jaka paskudna grubaśnica? No właśnie. Tak to czytam.
Z „Łaźnią męską” już całkiem inna sprawa, całkiem inna atmosfera. Pójście do łaźni męskiej było konsekwencją pierwszej „Łaźni”, no bo jak się powiedziało a, trzeba powiedzieć b. Ale to pociągało za sobą konsekwencje kolejne: żeby tam wejść, Kasia musiała udawać mężczyznę, więc doprawiono jej to i owo, ale i tak się zasłaniała ręcznikiem, a bała się jak cholera. Ale wyszły ciekawe rzeczy: otóż okazało się, że o ile dla kobiet łaźnia jest relaksem, to dla mężczyzn – targowiskiem próżności: napinają się, rywalizują, podrywają (większość z nich zapewne była homoseksualna); Kaśka najbardziej się tego podrywania bała 🙂 To wszysko jest ogromnie interesujące z punktu widzenia socjologii, tym bardziej, że w życiu tego się nie zobaczy. No i jeszcze jedna rzecz znamienna: z łaźnią męską żadna wielka sztuka się nie kojarzy (cytatów więc tam nie ma), i to też o czymś świadczy. No bo przecież nie może się kojarzyć z greckimi rzeźbami. Zachowania całkiem inne, ciałka zresztą też 😉
Inny przykład: „Kompania Reprezentacyjna WP” Żmijewskiego (niesłużący już dawni żołnierze KRWP odwalają musztrę na golasa). Tu golizna służy obnażeniu pustego rytuału i absurdalności wojskowej musztry.
W każdym więc wypadku chodziło o coś innego. I pewne, że nie o pornografię 😀
Torlin napisał:
„„pokazuje nową twarz fundamentalizmu”.
No właśnie, niedawno przeżyłam przykre rozczarowanie na sąsiednim blogu.
Przywołano informację, że ktoś Bogu w kościele ślubował dziewictwo.
I komentarz światowych osób był taki:
„Cala kwintesencja obludy. Brudasy won z kosciola!”
„…powrot do sredniowiecza, redukowania kobiety do roli slużki…”
Teraz dołączył passpartout.
Dochodzę do wniosku, że nie ma tu dla mnie miejsca.
Zupełnie jak u Jarosława Kaczyńskiego, stoję po stronie zomo.
Bardzo mi przykro. 🙁
Jaruteczko, zapisz sobie w ulubionych adres do You Tube:
http://pl.youtube.com/
Tam w okienku ‚szukaj’ wpisujesz osobę, utwór i wyświetli Ci długą listę. Niektóre to prawdziwe perełki.
Powodzenia!
Przestańcie, to nie ma sensu.
Jak rozumiem (czytałam wypowiedzi u Owczarka), chodzi raczej o demonstrowanie takiej decyzji, o nadawanie jej rangi i dekoru takiego, jakie się nadaje prawdziwemu ślubowi. To jest raczej sprawa osobista i może jeszcze wewnątrzkościelna, więc rozumiem, że forma może razić, bo otrzymała oprawę należną całkiem innemu wydarzeniu życiowemu.
Tyle.
A nasz passpartout jest chyba raczej rodzaju żeńskiego 😉 (?)
Onegdaj byl to pewien bidet. Awantura byla hohoho! I co? Pozatem, każde zdanie, każda opinia jest akceptowalna, tak myślę. Na temat. W przeciwnym wypadku musielibyśmy przyjąć że wartość wystroju Kaplicy Sykstyńskiej niepomiernie podnosi fakt że Michelangelo leżal pod sufitem po nocy, przy lojówce zamocowanej do kapelusza i jeszcze farba lala mu się w oczy. Takie samo ujęcie i chyba, tak samo dla dziela sztuki nieuprawnione.
Socjologicznie mozna podchodzić tez do sztuki dawniejszej: Bruegel to przecież socjologia z domieszką filozofii. A do Michała Anioła czy Leonarda mozna podejść od strony biologii albo medycyny. Własnie! Michał Anioł jest prekursorem dzisiejszego „wyszarpywania mięsa”, a i golizny takoż. Wydaje mi się, że w sztukach plastycznych zawsze był obecny jakiś element eksperymentu. I w przeszłości też przecież nie zawsze pokazywano to w sposób „ładny”. Przykładem choćby wspomniany Bruegel, u którego brzydota jest na porządku dziennym – tyle że skryta w sielankowych krajobrzach, więc tak nie razi. A ekscesów, jakie malował Bosch, niewiele współczesnych galerii będzie w stanie przebić 🙂
Bitwa pod Anghiari. Chyba Juliusz kazal mu majtki podomalowywać (?)
Moim ulubionym malarzem jest Hieronimus Bosh.
Jaka zachwycająco piękna brzydota! 🙂
Kończę gotowania i pędzę.
Trzymajcie się! 🙂
Na podsumowanie (i obiecuję, że więcej nie będę)
1. jeżeli chodzi o Passpartout – przepraszam, ale w momencie, gdy nick jest „bezpłciowy”, nie mogę zapamiętać płci wszystkich znajomych z Internetu – to wycofuję się ze wszystkich określeń i przepraszam. Mam staromodny stosunek do kobiet.
2. Jaruto – tak jak nasi współplemieńcy Ci napisali – wbij sobie adres Youtube w Zakładki lub w Ulubione, a w okienko „Szukaj” możesz wpisać nie tylko nazwę utworu, ale i wykonawcę.
3. Pani Doroto – jeżeli na te trzy filmy spojrzymy z punktu widzenia eksperymentu filmowego i czysto filmowego, to mnie nic nie szokuje. Są to czyste dokumenty lub w jakiś sposób są one fabularyzowane. Ja przeciwko takim filmom nic nie mam, mogę się jedynie zastanawiać nad sensem ich nakręcenia. Głupio mi się zrobiło, ale dzisiaj dostałem do ręki numer „Polityki” z artykułem o Rajkowskiej i wyszło na to, że ściągam ze swojego ulubionego pisma do blogu. Czuję się paskudnie. Nie o takie eksperymenty mi chodzi. Może dam inny przykład, żeby Pani zrozumiała, o co mi chodzi. Kochana Pani Rajkowska poinformowała wszystkich, że w pewnym dniu o pewnej godzinie będzie machała białą chusteczką z dachu wieżowca w Paryżu. To jest Sztuka?
To ja już wolę malarstwo Boscha.
4. Ja NIE NAPISAŁEM „pornograficzne”, bo to nie jest pornografia. Nie lubię, jak mi ktoś wkłada w tekst słów, których tam nie ma. Napisałem „półpornograficzne”. Mam własny prywatny dokładny podział tych określeń: akty – to są zdjęcia nagich kobiet lub mężczyzn bez pokazywania ich organów płciowych, półpornografia – z pokazywaniem, reszta bardziej drapieżna – to jest pornografia.
I na tym kończę i pozdrawiam serdecznie, a Passpartout jeszcze raz przepraszam.
A co jest półpornograficznego w organach płciowych? No bez przesady…
Ja uważam, że klasyfikacja zależy od intencji.
A jak to jest z passpartout – do końca nie wiem, tylko się domyślam, kto to jest… 😀
🙂 Przysłowiowa biała chusteczka u Hłaski (który za kimś tą anegdotkę cytuje, ale nie pamiętam za kim) 🙂 Podkoszulek z wyciętą dziurą u Lezamy Limy 🙂 Skoro się kojarzy 🙂
Torlin, Ty mnie nie przepraszaj, tylko zdefiniuj Twoj „staromodny stosunek do kobiet”. Bo jezeli ma byc to patriarchalna poblazliwosc i meski szowinizm, to ja juz wole byc nowa „twarza fundamentalizmu”, tylko nie wiem jeszcze jakiego 😉 Torlinie, sprobuj oddzielic opinie od osoby ja wypowiadajacej, a potem wyobraz sobie osobnikow plci obojga i swoja odpowiedz wobec kazdej z tych osob. Czy stwierdzasz roznice?
Swoja droga, to zdumiala mnie ta fala agresji w moim kierunku, jeszcze nie tsunami, ale ho ho… Od dawna juz nurtuje mnie pewien problem. Nie powiem, ze spotykam go glownie w Polsce, bo znowu dostane po uszach, ale jest to sprawa pewnych deklaracji. Ktos opowiada mi o jakims zdarzeniu artystycznym, filmie, ksiazce i od razu deklaruje: tego autora, aktora, piosenkarza lubie (nie lubie) i patrzy na mnie wyczekujac podobnej deklaracji. Sytuacja jest klopotliwa, widze front i musze sie opowiedziec po ktorejs stronie. Popre nieszczerze – bede sie czuc podle, wyraze zdanie odmienne – naraze sie na pretensje albo jeszcze gorzej. Wyraze sie niepochlebnie o artyscie – jego wielbiciel poczuje sie zaatakowany i osobiscie dotkniety. Czy to niepewnosc wlasnych sadow kaze nam szukac sprzymierzencow i zdeklarowanych wrogow?
Ta artystka obierajaca ziemniaki bardzo mnie zaintrygowala. Glownie technika obierania, narzedzia, sposob siedzenia, do naczynia z woda czy bez? Artystka ubrana czy nie?
Artystka, niejaka Julita Wójcik, była całkowicie ubrana. Wyglądało to całkiem zwyczajnie. Prawdę mówiąc, mnie akurat ta „akcja artystyczna” również nie podnieca, ale to już inna para kaloszy.
passpartout, z mojej strony pełne wsparcie – a staroświeckość Torlina również przyjmuję do wiadomości, on po prostu taki jest i też już dostał za to po uszach na własnym blogu 😀 Ludzi się tak łatwo nie zmieni, zresztą po co? Nie rozumiesz czegoś, człowieku, to nie rozumiesz, twoja rzecz. Tylko skoro nie rozumiesz, nie gardź tym, czego nie rozumiesz, i nie wartościuj tego – bo nie rozumiesz, więc wartościować nie jesteś w stanie. Taki jest mój pogląd w tej kwestii.
Dokladnie tak, Pani Dorotko. Dziekuje bardzo!
Mam dokładnie to samo odczucie – mówić, czy nie mówić, że mi się coś nie podoba? Czy tylko opinia pozytywna jest do przyjęcia, inna w żadnym wypadku?
Zapomniano w tej dyskusji o jednej rzeczy – sztuka jest dla ludzi, a nie dla znawców; ergo, kazdy może krytykować, jak mu się podoba lub nie podoba.
Czyż nie?
Zaraz przyjdzie Zwierzątko i posprzata to mrowisko 🙂
Trochę byłam zajęta i dopiero dziś dziękuję mt7 i zeeowi za muzykę, ta zeenowa była chyba zgodna z moim nastrojem bo słuchałam i patrzyłam z przyjemnością … 🙂
Kiedyś u Torlina była podobna dyskusja i wtedy nasunęła mi się tak myśl (i trwa do dziś) …. czy wszystko jest sztuką? tylko dlatego, że ktoś mówi, że to „sztuka” …..