Co w trawie piszczy?

Moi Drodzy! Pasjonujące bywają dzieje motywów muzycznych (splagiowanych lub nie) w historii. Ale na rozmowy o tym będzie z pewnością wiele czasu w długie jesienne i zimowe wieczory… Teraz wciąż mamy lato, być może niektórzy szczęśliwcy jeszcze przed urlopami, a zawsze przecież można w weekend czy w ogóle w wolnej chwili wyskoczyć w przyrodę. Podejmę więc temat bardziej letni, choć właściwie uniwersalny, ale lato bardziej mu sprzyja. Natchnęło mnie do niego wczorajsze nasze poszukiwanie głosu ptasiego kardynała; przypomniało mi się, jak po naszych czerwcowych „ptaszkowaniach” (copyright by Pan Lulek) Alicja wspomniała: „przez ten grający w duszy blog bardzo szybko uwrażliwiłam się na przeróżne dźwięki”. O to mi właśnie między innymi chodziło, kiedy ten blog zakładałam, bo rzecz nie tylko w tym, co w duszy gra, ale i w tym, co w trawie piszczy. A teraz sięgnę po słowa sprzymierzeńca.


Już dawno chciałam tu napisać o pewnym Kanadyjczyku (ciekawe, czy Alicja i Jacobsky słyszeli to nazwisko) nazwiskiem R. Murray Schafer. To kompozytor i pedagog, który sam się określa jako ekolog, badacz środowiska dźwiękowego (założył z grupą kompozytorów i teoretyków World Soundscape Project). Mieszka sobie gdzieś w Ontario i obok utworów bardziej tradycyjnych tworzy też kompozycje-happeningi do wykonywania w przestrzeni, np. przez muzyków rozmieszczonych wokół jeziora czy płynących po jeziorze łodzią.
Jest też autorem niezwykle ciekawych programów pedagogicznych. W Polsce ponad dziesięć lat temu wyszła jego książeczka „Poznaj dźwięk. 100 ćwiczeń w słuchaniu i tworzeniu dźwięków”. Wydało ją wspólnie Wydawnictwo Brevis i poznańskie Centrum Sztuki Dziecka (wtedy jeszcze Ogólnopolski Ośrodek Sztuki dla Dzieci i Młodzieży). Schafer przyjechał kiedyś do Poznania, byłam na jego wykładzie – przemiły starszy pan, który poprzez intelektualne otwarcie uszu potrafi uwrażliwić na dźwięk każdego, kto coś słyszy.
„Dlaczego koncentrujemy się na pewnych dźwiękach, a pomijamy inne? – pisze we wstępie. – Czy niektóre dźwięki podlegają tak silnej kulturowej dyskryminacji, że ich wcale nie słychać? (Powiedział pewien Afrykanin: Apartheid to dźwięk.) Czy pewne dźwięki zostają odfiltrowane, czy też są przez innych wydawane niezauważalnie? I jak zmiany w otoczeniu akustycznym wpływają na rodzaje dźwięków, które decydujemy się słyszeć lub ignorować? Nazywam otoczenie akustyczne krajobrazem dźwiękowym (soundscape), przez co rozumiem całkowite pole dźwięków otaczających nas, gdziekolwiek się znajdujemy.
Słowo krajobraz nie oznacza, że ograniczamy się do otwartej przestrzeni. To, co mnie otacza, gdy właśnie piszę, to krajobraz dźwiękowy. Przez otwarte okno słyszę liście topól szeleszczące na wietrze. Młode ptaki już opuściły gniazda, mamy czerwiec i powietrze pełne jest ich śpiewu. Wewnątrz domu lodówka włącza się nagle z przenikliwym jękiem. Oddycham głęboko, po czym pykam z fajki, co powoduje cichy odgłos. Moje pióro wędruje gładko po czystym papierze, wydając dźwięk nieregularnego wirowania, z cichym stukiem, kiedy stawiam kropkę nad i lub na końcu zdania. Oto krajobraz dźwiękowy tego spokojnego popołudnia w moim wiejskim domu. Porównaj go przez chwilę z dźwiękami otaczającymi cię, kiedy to czytasz. Dźwiękowe krajobrazy na świecie są nieskończenie różnorodne, zależnie od pory dnia i roku, miejsca i kultury”.
Potem są ćwiczenia – jak je żartobliwie nazywa autor – „w czyszczeniu uszu”. Pierwsze (omawiam skrótowo): zapiszcie wszystkie dźwięki, jakie słyszycie (potem te zapisy porównajcie). Drugie: uporządkujcie je – które pochodzą z natury, które od człowieka i techniki? Które ciągłe, a które pojedyncze; które głośne, a które ciche? Które przyjemne, które nieprzyjemne? Które ruchome, które nieruchome? Oczywiście dźwięki mogą należeć do różnych kategoriach, mogą się zmieniać. Na przykład, kiedy wykładowca chodzi po sali, odwraca się od studentów, chowa za firanką; nawet podczas przechodzenia koło stołu czy krzesła mogą nastąpić bardzo subtelne zmiany. „Uczestnicy zauważą ze zdumieniem, jak dobrze zaczynają ‚widzieć’ uszami, dokładnie tak, jak to robią niewidomi” – komentuje Schafer. To początek. Później następują coraz ciekawsze ćwiczenia, które na pewno będę tu jeszcze cytowała.
No to co słyszycie?