Synkopowanie klasyki

Byłam wczoraj – jak już wspomniałam – na koncercie, na którym Tomasz Stańko z pianistą Makoto Ozone mieli zadany temat: Chopin. Stańko podchodził do tego tematu jak pies do jeża, do czego przyznał się wcześniej w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: powiedział, że musi znaleźć do Chopina jakiś klucz. To jest człowiek, którego instynkt artystyczny raczej nie zawodzi (ja w każdym razie nie słyszałam), więc wiedziałam, że będzie tu ostrożny. Choć organizatorzy festiwalu twierdzą, że jest on wielkim romantykiem współczesności. Ale z nim jest tak jak z Chopinem: za bardzo jest samoswój, żeby sobie robić jakieś proste wariacyjki, a Chopin z kolei jest równie wyrazisty, też ciężki do przerabiania.
Mimo to wszyscy swego czasu – zwłaszcza w Roku Chopinowskim – rzucili się na ujazzowywanie Fryderyka. Najbardziej znane są wersje Andrzeja Jagodzińskiego i Leszka Możdżera, brał się za to też Włodzimierz Nahorny, Krzysztof Herdzin, Adam Makowicz i wielu, wielu innych. Każdy wykoślawiał tego Fryca na swój obraz i podobieństwo. Niektóre z tych przeróbek zresztą zdobyły powodzenie, zwłaszcza Jagodzińskiego i Możdżera.


Dzięki polskim jazzmanom Chopin dołączył do najczęściej przetwarzanych kompozytorów. Ale to grozi niestety – przynajmniej w moim pojęciu – spłyceniem i knajpowatością. W zeszłym roku coś przerażającego robiono z Mozartem, zwłaszcza w Austrii – wszędzie rozbrzmiewała jakaś jego knajpiana wersja, która jakoby była „unowocześnieniem”… Na tegorocznym Wielkanocnym Festiwalu Beethovenowskim w Warszawie również nas uroczono przeróbkami Beethovena, Mozarta i innych w przesłodzonym, już nie jazzowym, tylko jazzawym stylu. Widać taka moda w tzw. wyższych sferach…
Wczoraj jednak nie było tak tragicznie. Po prostu – muzycy grali przede wszystkim różne inne rzeczy, a Chopina tylko trzy kawałki. Ozone, o wiele lepszy w jazzie niż w klasyce, jest kocio miękki, nieco przypomina stylem gry Chicka Coreę, jest też uważnym partnerem, tak że nasz trębacz mimo wcześniejszych obaw czuł się chyba dosyć komfortowo. I tak raczej obchodził tego Chopina z daleka. Tematy wypływały w partii pianisty. No i dobrze.
A co Wy myślicie o przeróbkach klasyki? Czy to ma sens? Mnie się zdaje, że rzadko wynika z tego arcydzieło. Choć bywają i miłe niespodzianki.