Mariaż Wschodu z Zachodem
Wróciłam z koncertu inauguracyjnego festiwalu Chopin i jego Europa. Jednym z solistów był Makoto Ozone, który jest pianistą bardziej jazzowym niż klasycznym. W II Koncercie Beethovena nie wytrzymał i w kadencjach pojechał na jazzowo, a na bis zagrał przeróbkę Walca cis-moll Chopina. Może być, publice się podobało, mnie średnio, ale przypomniało mi się coś przy okazji.
Kilka dni temu na tym blogu pojawił się cień dyskusji o tym, co muzyka Dalekiego Wschodu dała muzyce europejskiej (wyszło na to, że niewiele). Ale mt7 napisała wtedy coś, co mnie, przyznam, trochę zadziwiło. „Azjatycki kontynent jest tak odległy mentalnie od Europy, że nawet nie umiem znaleźć stosownego porównania, żeby nie popaść w banał. Myślę, że powinni kultywować swoją odrębność. Przy globalizacji pewna urawniłowka kulturalna ma niewątpliwie miejsce, ale byłoby straszne, gdyby wszędzie brzmiała podobna muzyka”.
Po pierwsze, to już jest faktem. Wszędzie brzmi podobna muzyka.
Po drugie, nie możemy dyktować ludziom Wschodu, co powinni kultywować, a czego nie.
Wschód przeżywa od paru pokoleń wielką fascynację kulturą europejską. Dla nas to o tyle ważne, że Chopin jest tam obiektem wręcz kultu. W takim np. Hamamatsu znajduje się replika pomnika Chopina z Łazienek w skali 1:1, w Szanghaju wystawiono właśnie mu pomnik w nader eksponowanym miejscu. Miliony młodych Chińczyków uczą się grać na fortepianie i grają właśnie Chopina. O Japończykach nie wspominając. Grać muzykę europejską uczą się też emigranci dalekowschodni mieszkający np. w Stanach – moja koleżanka-pianistka mieszkająca w Houston i ucząca dzieci mówi, że ma niemal wyłącznie takich właśnie uczniów.
Kultura europejska bywa im więc bliższa od własnej, o której wiedzą niewiele. Parę lat temu na Warszawskiej Jesieni prowadziłam spotkanie ze świetnym kompozytorem japońskim Toshio Hosokawą. Ciekawa rzecz: urodził się w Hiroszimie, ale o tym, co się stało dziesięć lat przed jego urodzeniem, nikt z nim nie mówił, choć jego matka podczas kataklizmu znajdowała się 3 km od centrum miasta. Dopiero na studiach w Europie odkrył, że kiedy wspomina, gdzie się urodził, spotyka się z reakcją podobną do tej, z jaką mógłby się spotkać, gdyby urodził się w Auschwitz. Zdumiało go to niepomiernie, bo w Japonii światy sztuki i polityki nie mają ze sobą kontaktu. Gdy Toshio był mały, ojciec prowadził go w piękne miejsca, ponieważ uważał, że dziecko winno się wychowywać w piękniejszym świecie.
Druga zaskakująca rzecz. Dziadek Toshio był instruktorem ikebany, uprawiał ceremonie parzenia herbaty, taniec no i łucznictwo. Matka grała na koto. Ale ojciec był całkowicie skierowany na Zachód, słuchał Beethovena, Mozarta, Haydna. I takiej muzyki uczył się mały Toshio, kiedy go posłano do szkoły. „Kochałem tę muzykę i wydawało mi się, że tradycyjna muzyka japońska jest nudna i przestarzała” – wspomina dziś.
Bardzo interesujący był powrót Hosokawy do własnej tradycji. Dokonał się w Berlinie, za sprawą festiwalu tradycyjnej muzyki japońskiej i… niemieckiego pedagoga kompozycji, Klausa Hubera, który powiedział mu: wracaj do domu i zajmij się tym. Drugim profesorem, który miał na niego wpływ, był Koreańczyk Isang Yun.
Toshio wrócił więc do japońskości, ale przefiltrowanej przez inne kultury. „Myślę, że dziś pogląd, że Japończycy mają czerpać inspirację tylko ze swojej kultury, a Europejczycy ze swojej, jest przestarzały, bo mamy czas koegzystencji” – powiada. W równym stopniu są go w stanie zainspirować chmury płynące po niebie, jak obrazy Marka Rothko. Ale jego podejście do dźwięku, formy muzycznej, a przede wszystkim czasu muzycznego, jest bardzo dalekowschodnie. Na przykład czas, który wiruje i zatacza kręgi. Albo – z praktyki kaligrafii – ważkość ciszy przed uderzeniem w bębenek, jak zawiśnięcia pióra nad papierem. I ogromna bliskość przyrody, jedność z nią. Wdech i wydech – podstawa medytacji zen. Jego muzyka oddycha.
No dobrze, ale weźmy np. pianistkę Mitsuko Uchidę. Mieszka w Europie dłużej niż w Japonii, gra muzykę europejską i robi to znakomicie. I to też jest wspaniałe.
Komentarze
Ponieważ jestem z Chińczykami związana rodzinnie, dodam trochę do tematu.
Szokowało nas kiedyś Polaków, że oni tak perfekcyjnie grają Szopena (konkursy), dopatrywaliśmy się, dosłuchiwaliśmy się, czy go „czują” należycie. Jak to, że gra lepiej od Polaka! A tak to. Muzyka nie zna granic.
Azjaci dawno wyszli poza faktycznie „nudne” ichnie muzyki i wyruszyli na poszukiwania. I to jest bardzo dobrze. A Szopen jest dla nich Bogiem, to prawda. To nie ma nic z kulturalną urawniłowką, to jest otwarcie na świat, bo każdy kraj kultywuje swoje, ale docenia inne.
Każdy region powinien kultywować swoje, dziękując innym, że robią to samo.
To miło, że Azjaci zachwycają się Chopinem – chociaz Bachem chyba nie mniej, Japończycy zwłaszcza – ale gdyby rodzimą tworczość odgrzebali, to mielibyśmy więcej muzyki, ot co 🙂 Zresztą Indie to też Azja, a tam tej fascynacji kulturą europejską już tak nie widać. Nawet jeśli przymiemy, że muzyka Chopina czy Bacha przenosi jakieś uniwersalne kody, to ten bum na europejskość w krajach dalekiego wschodu ma jednak charakter i pewnej mody, i również ma podteksty polityczne – w Chinach zwłaszcza, gdzie Zachód jest kojarzony z nowoczesnością i ślepo naśladowany, tak przez partyjnych decydentów, jak i rozmaitych „nowobogackich” – kultura też ląduje w tym nurcie.
Inna rzecz, że to jest fascynujące, że Japończycy mówią o Szopenie, że oddaje w muzyce ducha japońskiego jak żaden inny kompozytor. A co na to wierzby?
Kiedyś już na ten temat pisałam, a teraz powtórzę : we wczesnych lattach 50-tych po raz pierwszy z zachwytem wiielkim wysłuchiwałam transmisji Konkursu Chopinowskiego. Trzecią, bodajże lokatę zajął pianista chiński Fu Tsung, a my, licealiści, zakochaliśmy się w nim od pierwszego jego przesłuchania. To był, chyba, pierwszy Azjata w konkursie. Jego Chopin był z niczym nam przedtem znanym nieporównywalny, był chiński. Tak, jakby ktoś oktawę europejską podłożył pod chińsk skalę trójtonalną. Potem, mieszkając aż do śmierci w Londynie, a koncertując na całym świecie Fu Tsung się zeropeizował co nie co, a szkoda. Dzisiaj, po niedobrych doświadczeniach z np interpretacjami Pogorelica, dziwię się, że tego Chińczyka wysokie jury wtedy nie „ulało”
Dzień dobry. Spieszę się.
Wyszło kompletne nieporozumienie, chociaż w dalszej części tekstu potwierdza Pani, to, co napisałam.
Używając skrótu myślowego (he, he, he) – nie chciałabym wszędzie oglądać fastfoodów McDonald’s.
Myślę, że mieszkańcy Europy są bardzo europocentryczni i z wyższością patrzą na inne kultury, zwłaszcza te zupełnie niezrozumiałe.
Mówiąc o kultywowaniu tradycji miałam na uwadze wolny wybór osób. Sama Pani potwierdza, że młody człowiek odwrócił się od swojej kultury. Wrócił. A ilu nie wróci?
Boję się, że w dziedzinie kultury dzieje się podobnie, jak w finansach: gorszy pieniądz wypiera lepszy.
Ja nie chciałabym, żeby ludzie zatracali swoją tożsamość. To są moje życzenia i obawy, a świat pójdzie dalej jak będzie chciał.
Biegnę do Mamy.
Pozdrawiam. 😀
A Fryderyk? Dobrze mu tak! 🙂
Cieszę się, ale nie widzę związku.
Cytat z wiki:
„Muzyka chińska jest najstarsza ze wszystkich…
Opierano się na skali pięciotonowej: c, d, e, g, a.
Za Konfucjusza wprowadzono półtony…”
A co wie przeciętna Marysia o tej muzyce? A nieprzeciętna?
Czemuż to akurat Beethoven, Mozart i Haydn mają być kanonem dla starej i bogatej kultury.
Takie jest moje zdanie. Powiedziałam! 🙂
Lecę.
Jaruto, Fou Ts’ong żyje! Nawet całkiem niedawno był w Polsce, wydał tu też płytę z Mazurkami na starej forteklapie (tzn. Instytut Chopinowski mu wydał). Ale z jego graniem niestety już jest dużo gorzej – chyba coś z rękami 🙁
Pierwszą Azjatką w konkursie była Japonka Chieko Hara w 1937 r., na trzeciej edycji. Była ulubienicą publiczności, ciepło o niej pisał Waldorff.
Marysia Nieprzeciętna uważa, że Beethoven, Mozart i Haydn nie muszą być kanonem dla starej i bogatej kultury.
Ba, ale co zrobić, gdy to nie Europejczycy, ale właśnie ci, którzy się z tej starej i bogatej kultury wywodzą, uważają inaczej?
I to naprawdę nie wynika z naszego europocentryzmu. Ale mu pomaga, oj pomaga… 😉
A Chopin jest im naprawdę bardzo, bardzo bliski. Typ wrażliwości.
Kiedy jeszcze DAEWOO trzymało się mocno, sprezentowało Dwójce i słuchaczom koncert tradycyjnej muzyki koreańskiej. Myślą przewodnią była wspólnota rytmiki trójmiarowej w naszych tradycjach, odrózniającej oba kraje od sąsiadów.
Spotkałem kiedyś Chińczyka. Powiedział mi, że był blisko z Szopenem.
No to ja mu się przyglądam i budzi się we mnie niejasne uczucie, że on mnie chyba oszukuje.
Z tego co wiem, Szopen nie gustował w Chińczykach, już w Chinkach bardziej. Wygląd Chińczyk miał młody i moje niejasne przeczucia nabierały pewności: tak, to na pewno nie typ urody ulubiony przez Szopena….
Trzeba uważać na to, co mówią młodzi Chińczycy.
Oni zachwycają się muzyka starego kontynentu … a my poszukujemy innego Boga u nich …. to pewnie dlatego, że Ewa i Adam byli rodzicami naszych wspólnych praprapra ….. 🙂 🙂 🙂
O, Korea to osobny rozdział. Rzeczywiście grają na trzy. Kiedyś dawno w bibliotece Związku Kompozytorów Polskich oglądałam dar od bratniej Korei: nuty, w których nikt nie wiedział, co było, bo nie było tam żadnej naszej literki. Ale widać było, że wszystko na trzy i wszystko bodaj w C-dur, choć z elementami pentatoniki. Potem znajomy gitarzysta, który odsłużył wojsko w latach 70. w Orkiestrze Reprezentacyjnej Wojska Polskiego, opowiadał, jak pojechał z zespołem do Korei i rzeczywiście słyszał, że grają taką muzykę od rana do wieczora i uważają, że jest najpiękniejsza na świecie.
Ale to stare dzieje, no, chyba że w Korei Północnej. W Południowej Poland rules! Masa znajomych kompozytorów i instrumentalistów jeździ wykładać do Seulu i innych miast, o których nawet nie słyszałam. Jeden wraca, drugi wyjeżdża. Bardzo są tam cenieni. Co z tego będzie? Pewnie jakaś nowa lingua franca w typie warszawskojesiennym 😉
Zeenie, bo zapomnę spytać: czy w tym Twoim wiszącym WC to się można huśtać?
Hoko,
to służy przede wszystkim do huśtania, w nastepnej kolejności dopiero jest tronem. Szkoda, że przechodnim….
http://www2.geberit.com/v2/inthewall/pl/pl/
To bardzo ladnie, ze Daleki Wschod padl tworczo na kolana przed Chopinem.
Zas co wspolnoty typu wrazliwosci na linii CHopin-Daleki Wschod to jakos nie bardzo dociera do mnie ta diagnoza. Byc moze cos innego sprawia, ze kompozytor ten cieszy sie obecna popularnoscia w Azji. Byc moze to charakterystyczny rytm wielu utworow Chopina ? Skala tonalna ? Ocztwiscie, ze te cechy rowniez odwierciedlaja lub raczej ucielesniaja wrazliwosc szopenowska, ale byc moze azjatycki odbior tej muzyki zatrzymuje sie raczej na poziomie plytszym niz wrazliwosc.
Pozdrawiam,
Jacobsky
zeen ale bajer 🙂 ….
Jacobsky czemu na swoim blogu nic nie piszesz? …. 🙂
ja podejrzewam, że Japończycy i Chińczycy słyszą inne dźwięki, dla nas niesłyszalne …. jak psy albo koty albo inne zwierze … 🙂 dlatego kochają Chopina ….
Jolinku, to może Polacy nie słyszą tych dźwięków i dlatego nie kochają Chopina? 😆
Ci co słyszą, to może i kochają 🙂 Reszcie raczej brzęczy im w uchu, że Szopen największym kompozytorem (trudne słowo) jest…
Może i tak być Pani Doroto …. ale nie będę własnemu narodowi przypiekać w takich trudnych czasach 🙂
Pani Doroto,
alez kochaja, tylko troche nas przekarmiono muzyka szopenowska, ktora towarzyszyla jako oprawa muzyczna tzw. waznym wydarzeniom w zyciu partii i narodu, akademiom urzadzanym w szkolach „ku czci” oraz „z okazji” itp. Muzyka Chopina zostala zajezdzona jak szlachetny rumak wyscigowy, ktorego zaczeto zaprzegac do pluga, do wozu wypakowanego sianem.
Trzeba bedzie nowej generacji, nie zatrutej niewlasciwym dawkowaniem, a raczej przedawkowaniem Chopina, zeby zainstalowal sie zdrowy respekt dla jego muzyki. Respekt, szacunek, a kto wie ? – moze i milosc.
Jolinek51,
od wrzesnia bede pisac znowu. Bede mial duzo wiecej czasu, a wiec zapraszam 🙂
Jacobsky
A mnie się Chopin nigdy nie przejadł, mimo akademii, i jak niektórzy mówią, wciskania na siłę. A niech będzie, że to taki classical-pop. Ale jak słyszycie, to wiecie, czyje to nutki, prawda?
Wcale nie trzeba nowej generacji, by muzyka Chopina była uwielbiana, rozpoznawana i grana. Mało który kompozytor jest tak rozpoznawalny na świecie, jak Chopin, a na świecie nikt nikomu nic na siłę nie wciskał.
Osobiscie, mi rowniez Chopin nie przejadl sie.
Znaczy, lubimy go 🙂
Na to wychodzi, Alicja.
Ale powyzsze nie oznacza, ze POlacy jako calosc go kochaja, jak chce Pani Dorota.
Przy okazji Chopina (a wydaje mi sie, że to jednak duma narodowa i kochamy go!) przypomniało mi sie, jak w bodaj ’83 roku zawitał do nas Krystian Zimerman i dał koncert w Grand Hall na Queens University. Dla mnie bylo to wielkie przeżycie, pamiętam, jak w Filharmonii Wrocławskiej siedzieliśmy na schodach biedni studenci za wejściówki i słuchaliśmy jego koncertu, ach, nostalgia!
Po koncercie (tym w Kingston) poszłam za kulisy do Mistrza, zamieniłam kilka słów, dostałam autograf, taki „Dla Alicji …” itd. Traf chciał, że się pochwaliłam Kanadyjce, absolutnie zwariowanej na punkcie Zimermana (też była na tym koncercie!) – no, dałam jej ten autograf, takie ślozy miała w oczach, że ja mam, a ona nie śmiała pójść i poprosić. Kingston mała wioska, ilekroć się spotykamy, tyle razy mi to przypomina i dziękuje.
Nie pamietam, co wtedy Krystian grał, kompozycje różnych autorów, ale za gardło chwycił mnie właśnie Chopin. Jeden z mazurków, taki bardzo popularny.
I wiesz co? Ze mnie taki „muzykolog”, że nawet nie potrafię nazwać, który to, ale mi dotąd w duszy gra.
Poszukam kiedyś w moich dyskach i Ci powiem, który to.
Och, Alicja !
Ja tez nie bawie sie zatrzymywanie tytulow i numerow katalogow. Moja glowa to nie twardy dysk. Czasem, jak mi sie cos bardzo podoba i mam pisak pod reka, to zapisze, ale potem z reguly tak dobrze schowam karteluszek, ze nie moge go odszukac), ale to nie regula.
Nasz staly akompaniator na probach choru, doktorant z muzyki, pianista, w przerwach czesto gra Chopina, bo to jego ulubiony kompozytor.
Mnie Chopin nachodzi falami, jak zreszta kazda inna muzyka. Ale jak juz mnie Chopin najdzie, to trzyma skutecznie przez jakis czas. Zreszta w ogole bardzo lubie myzyke fortepianowa. Fortepian to moja niespelniona milosc ze szkoly muzycznej w Polsce. Z powodu braku klawiatury w domu gralem na skrzypkach, no a potem juz bylo zapozno…
Ja poza tym, że mam dobry słuch i poprawnie potrafię zaśpiewać to i owo, nie potrafię grać na żadnym instrumencie. Moja starsza siostra potrafiła „ze słuchu” grać na każdym instrumencie, jaki jej kto w rekę wcisnął, od dziecka. Nie mogłam tego pojąć, jak to jest, że ona podchodzi do pianina i bezbłędnie wybiera klawisze, i wychodzi z tego określona melodia znana, a ja co najwyżej mogłam sobie nastukać po głowie 🙂
Dostała od Taty w spadku skrzypce. Ja nawet nie wiedziałam, jak to należy wziąć w ręce, a Baśka chwyciła, jakby nic innego nie robiła w swoim życiu, i zagrała jakiegoś oberka, nieporadnie, ale zagrała, a potem poprawiła. Na pewno należało to pielęgnować, uczyć się, ale jak to w życiu bywa – nie złożyło się…
Na ogol w ten sposob wylapuje sie u dzieci inklinacje w kierunku muzyki: zdolnosc odtworzenia melodii ze sluchu. Ze mna bylo podobnie, ale radosc jednych (rodzicow, a szczegolnie mojej matki z powodu odkrytej inklinacji) oznaczala koszmar innych (miedzy innymi moj, bo musialem grac na skrzypkach, no i sasiadow z bloku, bo musieli sluchac pilowania instrumentu przez jakos tam naznaczone iskra boza dziecie). A skrzypce to instrument jedynie latwy w noszeniu. Odwrotnie do pianina, ktorego owszem, nie da sie nosic, ale za to trudno falszowac na dobrze nastrojonym pianinie. Co najwyzej mozna „walic po sasiadach”, ale to nie to samo, co falszowanie na skrzypcach, kiedy to okazuje sie, ze miedzy odleglosc miedzy poltonami (jak na pianinie) jest calkiem spora i nieporadny skrzypek potrafi ten dystans wypelnic.
Ja nie ujmuje pianistom – bynajmniej ! Zawsze zazdroscilem rowiesnikom grajacym na pianinie, bo taki socjalny instrument. Skrzypeczki – jakby troche mniej…. POza tym, patrzac teraz na dzieci moich znajomych, ktore teraz ucza sie grac, o ile ciekawszy maja one repertuar ! Nowoczesny, wesoly (no dobra, jest tez Dla Elizy…). Mnie katowano nudnymi jak flaki z olejem etuidami dla dzieci (jedno nazwisko pamietam jak memento : Jarzebski, chyba), a zreszta czym tu sie popisac na skrzypeczkach w towarzystwie po paru latach grania ? Trzeba grac cos jak Grappelli, zeby byl efekt. Tymczasem po czterech-pieciu latach szkoly regularnej pianina mozna juz zagrac to i owo, przy ktorych to kawalkach ciotki pospiewaja, a wujkowie pomrucza pod nosem.
O mamo, przepraszam, ugotowałam się.
Padłam jak ścięta lelyja, nie przymierzając.
Pożegnam na dzisiaj wszystkich.
Jutro ma być chłodniej i mam wolne. 🙂
O! Grapelli!
Jak on potrafił grać, że czuło się, jak stopy unoszą się nad ziemią 🙂 Inaczej nie potrafie tego opisać, taka *nieznośna lekkość bytu* w tym była.
Nie znam się na tych sprawach, ale wydaje mi się, że jak ma się zdolne dziecko, to trzeba dziecku zostawić instrument do wyboru. O ile ma się możliwości, oczywiście!
A podaję sznureczek do … a zobaczcie sami:
http://youtube.com/watch?v=hFdCFqQEAKM&mode=related&search=
W poprzednim życiu byłam gitarzystką 🙂
Cały dzień spędziłem na spacerze po Krakowie i dopiero teraz odkrywam wpis…
Ale ten Kraków okazuje się całkiem ‚a propos’, gdyż w Muzeum Narodowym widziałem wystawę „Przemiany” poświęconą współczesnym pejzażom tajwańskim.
Artyści reprezentowali różne podejścia, jak zawsze, gdy wspólnym mianownikiem ma być narodowość twórców, względnie temat. Można było dostrzec zarówno trwanie w chińskiej tradycji (dla mnie znakomitej, bo właśnie chińskie, ‚pionowe’ pejzaże są znakomite), proste odtwarzanie wzorców europejskich (zwłaszcza w trochę dawniejszych obrazach, choć i niektórzy całkiem współcześni artyści tak czynią), jak i — i to chyba najważniejsze z punktu widzenia dyskusji o wschodnich wpływach w muzyce — twórczej mieszanki obu stylów — zachodniego (a właściwie zachodnich, bo zarówno chodzi o malarstwo realistyczne, jak i impresjonizm, czy abstrakcjonizm). I taki właśnie jawi się główny ‚nurt’ tajwańskiego malarstwa pejzażowego — trochę wschodu, trochę zachodu, w twórczej mieszance, która niektórych rozczaruje, a niektórym wyda się odkrywcza.
a dla jego (Uli) skrzypek, proponuję pobrać ode mnie „rondo alla turca”, nie znalazłam tego w youtube.
Fryderyk Fryderykiem, ale Amadeo… 🙂
Nie wiem dlaczego czasami nie mogę posłuchć w całości tylko po kawału podane przez Was linki 🙁
Alicja,
w tamtych czasach, kiedy mnie wepchnieto do podstawowki muzycznej nie bylo zbytnio wyboru: brak pianina w domu = zjazd do skrzypcowej zajezdni. Moze w innych szkolach bylo inaczej, ale w podstawowce nr.4 im Kurpinskiego wciskali do garsci siedmiolatkow bez pianina skrzypki (pozyczane ze szkoly, bo skrzypce rosly wraz z uczniem – zaczynalo sie od „osemek”, o ile sie nie myle, potem przechodzilo sie na wieksze).
Dzis to juz nie te czasy. Mozna kupic dziecku sredniej klasy Casio, Rolanda czy Yamahe na czterech skladanych nogach i przewalcowac na tym pierwsze lata, kiedy i tak jeszcze nie operuje sie na calej rozpietosci klawiatury. Nie jest to spory wydatek, a dodatkowo taka elektroniczna klawiatura nie zajmuje tyle miejsca co tradycyjne pianino – drewniany grat stajacy na zawsze w pokoju tytulem jednego z mebli. Z tym ze purysci mowia, ze to nie to samo, co tradycyjny instrument jesli chodzi o reakcje klawiszy itp. Zeby miec dobrej jakosc pianino elektryczne, ktore reagujue jak intrument na struny i mloteczki trzeba wydac troche wiecej niz na wspomniany wyzej sprzet. Tak mi mowil znajomy, ktory uczy muzyki. Nie wiem, na ile to prawda, a na ile przywiazanie do starej szkoly instrumentu.
Ja tam sie nie znam, Jacobsky, ale dzieciństwo razem z Baśką spędziłam w stawowo-leśnej głuszy, a do szkoły podstawowej było 2 km w jedną stronę. Pan kierownik szkoły był takim człowiekiem oświecenia i znał sie na wszystkim, grał też na wszystkim, miał skrzypce i pianino, akordeon i cos tam. A, mandolinę też, i banjo. I na tej zapadłej malutkiej wsi stworzył kółko muzyczne, przyniósł te wszystkie instrumenty, i zachęcił smarkatych do grania, i pianino „poniemieckie” nastroił jak trzeba, po jaką cholerę tłumaczył nam to wszystko, co to jest kamerton, i czym smarować struny skrzypiec, pojęcia nie mam. Ale patrz – zapamietałam na całe życie 🙂
Panu Józefowi Ziomkowi należy się czapka z głowy i hołd.
Alicja,
zgadza sie. Dzieki takim pasjonatom jak Jozef Ziomek dzieciaki latwiej przyciagnac do grania, rysowania, teatru, fotografii itd., czy do nauki dla przykladu. Prawdziwi pedagodzy nie majacy nic wspolnego z rutynowa belferka.
bardzo chciałem grać na pianinie, ale na egzaminach wstępnych powiedzieli mi, że mam za małe łapki i za dobry złuch. wylądowałem na skrzypcach, potem „dorosłem” do altówki. a skończyłem jako teoretyk muzyki. jestem sobie belfrem i uczę dzieciaki rozpoznawania sekund, trytonów i innych takich. dzieciaki bywają odkrywcze ;-))
A my znowu o wszystkim, tylko nie na „zadany temat”. Jestem w pełni zgodna z opiniami Alicji i Jacobskiego – chwała pasjonatom. I wiecie co? Wbrew wszystkim purystom artystowskim , krytykom i prześmiewcom twierdzę, że żywiołowo powstające w latach 60-tych zespoły muzyczne w szkołach, świetlicach i piwnicach, zasłużyły się ogromnie w krzewieniu kultury muzycznej. Sama to obserwowałam w technikum, w którym wtedy pracowałam. Cłłopcy „wkuwali” samouczki gitarowe, z pokorą szukali kogoś, kto ich nauczy notacji, (niektórzy mieli jakieś tam przygotowanie z Ogniska Muzycznego, inni chodzili nawet jakiś czas do szkoły muzycznej) większość po raz pierwszy w życfiu dowiadywała się co to jest tonacja, interwał i transpozycja. Kiedyś nawet „przyłapałam” wokalistę moich „Jantarów” jak ćwiczył solfeż. Co najmniej 40 chłopaków z własnej i nieprzymuszonej woli uczyło się muzyki i sprawiało im to dużą frAJDę. nAJWIęKSZą, KIEDY RóżNE „SOLENNE” KAWAłKI GRALI SOBIE W ROZMAITYCH RYTMACH TANECZNYCH, SYNKOPOWALI, ZMIENIALI TEMPO , nAJLEPIEJ DO TYCH WPRAWEK PASOWAł IM HYMN zsrr, mIęDZYNARODóWKA I :wYKLęTY POWSTAń …”
pANI dOROTO – DZIęKUJę ZA WIADOMOść O fOU tSU – NIE WIEM SKąD MI SIę TO WZIęłO, żE UMARł. jEżELI JEDNAK GRA DUżO GORZEJ, NIż KIEDYś, TO MOżE LEPIEJ, żE GO ZAPAMIęTAłAM TAMTYM PIERWSZYM ZACHWYTEM.
Przepraszam, znowu nie to nacisnęłam pisząc.
Fou tsu zyje, i bardzo dobrze. Niektorzy twierdza, ze umarl Elvis, ale to tez nieprawda!
http://youtube.com/watch?v=UispCK7Q–M
On tez umial na pianinie, a nawet na fortepianie, i to prawdziwym, nie jakims elektrycznym…
Kochani, a tak na dobranoc i nie na temat (za to na czasie):
Nie tylko Fou Ts’ong żyje!
Elvis TEŻ!!! 😆
http://pl.youtube.com/watch?v=z4cDvtC-v0o&mode=related&search=
O, passpartout, łajza minęli… ale znowu link nie wyszedł! Mnie za to tak 😀
http://pl.youtube.com/watch?v=UispCK7Q–M
Nie wiem, czemu nie zadzialalo 🙁 bo to akurat kawalek z Kingiem przy fortepianie. Ale musi pani przyznac, ze telepatia dziala 😉
Ja sie chyba zaraz zdenerwuje.
http://pl.youtube.com/watch?v=CjH_EH7Fcnc
eyyyy…. a Elvis the Pelvis to nie moja generacja i nie lubię! Wręcz wydaje mi się kiczowaty do bólu.
Ale nie o to biega – biega o to, że lata 50-60 to były lata odkrywcze dla muzyki popularnej, czyż nie?
No i ten cholerny rock and roll 🙂
No dobra, Elvisowi daruję:
http://youtube.com/watch?v=We8P_Ww27hY
hej, to wcale nie jest złe!
Troszkę ten Elvis wypomadowany, ale muzyka jest akuratna 🙂
A ile energii… 😀
passpartout:
Ty się nie denerwuj, skoro mnie Elvis zaczyna się podobać! Na razie ten rock-and-rollowy 🙂
Prawda?! Aż kipi i się wylewa!
Chyba nie doceniałam. A dzisiaj wiadomo, w wiadomościach tutaj wiele o Elvisie.
A to na dobranoc:
http://youtube.com/watch?v=96IhveQn92g&mode=related&search=
Nie dla Alicji, oczywiscie, ale dla tutejszych nocnych markow.
Dzien dobry, u mnie wieczor.
Ciekawy artykul o muzyce Dalekiego Wschodu. Pomyslalam o tym wschodzie blizej Polski i piosence ‚Oczy czarne’, ktora wyspiewywali bracia i siostry ze wschodu. Melodia doczekala sie wielu wersji na zachodzie Europy w roznych stylach. Na tym dalszym zachodzie albo wschodzie od Dalekiego Wschodu jest wiele wersji jazzowych. Sluchajac Django Reinhardt i jego grupy zapominam o skojarzeniach historycznych. Muzycy porozrywali ‚Oczy czarne’ na kawalki i wyszlo z tego cos takiego:
http://youtube.com/watch?v=4a64uyOUw_A
🙂
A ja nie przepadałam za Elvisem …. i dalej tak mam ….
jeśli chodzi o łączenie muzyki wschodu i zachodu to lubię takie kawałki ale przemyślane i z jakimś przesłaniem …
miłego dnia …. ciągle pada …. la la … 🙂
ps. jadę do Zakopanego 31 sierpnia …. czy ktoś wie jaka będzie pogoda w I dekadzie Września bo nie umiem sobie tego znaleźć …..
Pani Doroto!
Rocznica!Elvis evergreen!……Ale ja wolę Billa Haley’a!W prehistorii,kiedy się tańczyło rocka,to tylko „Bill Haley and his comets”!
http://www.billhaley.co.uk/videos.htm
Pozdrawiam!
A niech tam, moja pierwsza linka do YouTube, jedwabny Yo-Yo-Ma
http://youtube.com/watch?v=Op_PaSMiI8U
foma,
ale Yo Yo ma pochodzenie, jemu łatwiej :))
Piękny ten Nowy Jedwabny Szlak… 🙂
Tu jest strona z podanymi poważnymi serwisami pogodowymi:
http://www.meteo.uni.wroc.pl/?page=odsyl&sub=meteo
Na dole długoterminowe, niestety tylko 10-dniowe.
Pewnie inne są zwykłym kuglarstwem.
A tu polska wersja Jedwabnego Szlaku:
http://www.iplay.pl/zapomniana,swiatynia,maria,pomianowska,utwor,mp3,26694.html
Marysia Pomianowska, multiinstrumentalistka i śpiewaczka, twórczyni i szefowa Zespołu Polskiego, spędziła parę lat w Japonii jako pani ambasadorowa, grała nawet z królową – i z Yo Yo Ma. Na tej płytce z własnym zespołem.
http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&videoid=11543845
Pamiętajmy, że i tak się może zakończyć spotkanie dwóch wielkich kultur…
zeen, obezwładniłeś mnie tą poranną pieśnią 🙂
Dla oddechu mariaż w trochę innym wydaniu
http://www.o-hum.com/#music
Szczególnie polecam „Nahal-e Heyrat” – mocne granie do poezji Hafeza, jeśli szukać jakichś porównań, to perski Kochanowski.
Pewnie, Elvis to jakaś ściema, mnie też to nigdy nie podchodziło. Co mu się udało, to ta piosenka o parowozie – tyle że słowa są trochę bez sensu…
foma,
lyrics from The Great HAFEZ – czyli Hafez wielkim poetą był :))
Z tego co miałem okazję usłyszeć i zobaczyć, to nasz stosunek do poezji to przedszkole w porównaniu z Iranem. Tam nawet pisma urzędowe potrafią być wzbogacane o kilka poetyckich wersetów. Nie wspominając o codziennym upajaniu się poezją (zamiast wina oczywiście 🙂 )
Ale ciała też nie zaniedbywali, dali nam w końcu Shiraz….
Tu dla Hoko i innych milosnikow kolei
http://youtube.com/watch?v=-xWjmznpCA0&mode=related&search=
Dla ciala dali tez dywany…
Jolinku! Alicjo! Hoko!
Dajcie spokój Elvisowi! Nie musi się Wam podobać. Ten człowiek dokonał rewolucji nie tylko w muzyce, ale dokonał wręcz zmian socjologicznych w społeczeństwach. Nie wolno po 50 latach porównywać go z nowoczesnością. To była wielka epoka muzyki młodzieżowej i EP był jej podstawową częścią.
i fajke wodna i cos do fajki… W sumie relaks i odprezenie przyszlo ze Wschodu 😉
Thank you, Torlin!
No tak, idźmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja
To kolejny smaczek
http://www.youtube.com/watch?v=qhzr3-KV3eo
mt7 dziękuję bardzo …. 🙂
Torlinie ja nic nie napisałam ani dobrego ani złego o Evisie …. nie przepadam i już ….
posłucham później co tu gracie bo muszę pobiegać po mieście ….
🙂 🙂 🙂 ….. słonko wyszło
Pani Dorota ma z nami ciężki orzech do zgryzienia, co próbuje nawiązać rozmowę na jakiś temat, to my skoki na boki.
Mam jednak nadzieję, że nie będziemy ćwiczyć Japończyków i Chopina.
Przyznaję trochę racji Jacobskyemu, że Fryderyk taki jest narodowy i sztandarowy, że pomimo całej sympatii i wzruszeń, męczą mnie te koturny.
Może coś jeszcze do posłuchania Pani podrzuci, wreszcie jest Pani moim mistrzem w muzyce. 🙂
Torlin, oni się minęli z Elvisem.
Jego, hmmm, estetyka nigdy mi nie pasiła, ale doceniam rewolucję.
Wróg publiczny bikiniarz, hi, hi, hi… 😀
http://www.youtube.com/watch?v=FTi7XdV8dzQ&mode=related&search=
mt7, ośmielam się zauważyć, że skok w bok w kierunku Elvisa-Pelvisa wykonałam także ja – w końcu rocznica zobowiązuje 😀
Chopin koturnowy? Chopina rodacy ustawili na koturnie. On sam nigdy taki nie był. Warto zresztą poczytać jego listy, są urocze, aż skrzą się inteligencją i poczuciem humoru. Muszę zresztą chyba kiedyś zrobić wpis o korespondencji wielkich kompozytorów.
Ale trzeba przyznać, że z Chopinem jest tak: albo w czasie konkursu słucha się go nałogowo na okrągło, w nastrojach sportowych, albo przeżywa się przesyt i odstawia. To prawda, że jest bardzo intensywny i wymaga całkowitego zaangażowania. Na tapetę (przynajmniej według mnie) się nie nadaje.
Ja mam do Chopina stosunek szczególny, jaki ma każdy, nawet były, pianista. Te kawałki tak wchodzą pod łapy, że aż przyjemnie 😉
passpartout:
A nie, ja miałem na myśli tę piosenkę o parowozie/wagonie typu tender…
🙂 🙂 🙂
To o taką klamerkę do Chopina i dalekiej-bliskiej, jedwabno-polskiej Marii Pomianowskiej się pokuszę
http://wsm.serpent.pl/sklep/album.php?alb_id=4645
To ja nie mówię, że jest sztandarowy i koturnowy sam z siebie. Nawiązałam do Jackobskyego, który mówił o eksploatacji muzyki Chopina do bólu przez różne oficjalne uroczystości.
Też mnie wzrusza.
Do najpiękniejszych dzieł i idei jednak można zniechęcić,
na primier: ile można oglądać słoneczniki Van Gogha?
Specjalnie dla Hoko:
http://www.youtube.com/watch?v=oHJwqE5wdVc
No własnie! A on to jeszcze śpiewa z pełną asercją, żeby chociaż oko puścił… to ja się wcale tej pani nie dziwię, że taka osowiała, zbzikował jej chłop i tyle…
To moze Elvis na rurze, albo w hotelu zlamanych serc?
http://www.youtube.com/watch?v=mc5sDt4ppnE&NR=1
http://profile.myspace.com/index.cfm?fuseaction=user.viewprofile&friendID=166977272
daleka i mroźna Syberia to też Wschód.
Gdzie sie nie obejze, wszedzie Elvis…
Jak kiedys z Leninem.
Mnie najbardziej ujal konkurs imitatorow Elvisa P. Jeden z nich przedstawil sie jako Elvis Wong.
Codowny mariaz Wschodu z Zachodem.
No i w ten sposób połączyliśmy wszystkie wątki. Jeszcze gdyby ten Elvis Wong zaśpiewał Chopina… 😆
zeen, gdyby nie brzmiene wykonawcy i informacja, że Gourishankar jest z Uralu, trudno byłoby się tu doszukać wschodniej nuty, bo ani instrumentarium, ani materiał muzyczny… Oczywiście nie możemy oczekiwać, że w każdym zakątku słucha się tylko własnej twórczości, nawiązującej do lokalnej tradycji (choć kto wie, może np. mieszkańcy Osaki są przeświadczeni, że w Polsce od rana do nocy lecą utwory mazurkopodobne…), ale zaglądając tu i ówdzie w odległe miejsca, tego się jednak spodziewamy.
Ale drogą pokrętnych skojarzeń (…shankar, Ravi Shankar, Ali Khan…) pomyslałem, że jeśli są jakieś wpływy muzyki wschodniej, to mogłaby to być raga
Tu fajnie wyhglądał:
http://youtube.com/watch?v=3-ZyzWJB6qM
Gdzie się podziały tamte prywatki i ja? 🙁
Rozkręciłam się!
http://www.youtube.com/watch?v=0sQhc5XbBhE
foma,
masz rację, chociaż początek utworu to jakiś ichni lokalny zaśpiew.
Ja przytoczyłem to, by odpowiedzieć Ci na zacytowane przez Ciebie: idźmy na wschód…..
Mało, że tam jest cywilizacja, to jeszcze jaka! Gourishankar i wielu innych wykonawców stamtąd (np Apple Pie) gra na najwyższym możliwym poziomie i realizacyjnie ich płyty przewyższają większość produkcji zachodnich. Z niedowierzaniem podchodziłem do płyt wspomnianych wykonawców, ale po pierwszym słuchaniu przyznaję im najwyższe noty.
Od czasu do czasu korzystają z inspiracji lokalnym folklorem, na codzień grają po prostu bardzo dobre kompozycje – w tym przypadku z kręgu progressive rock’a.
Wielu do dziś nie wierzy, że tam jest coś po za niedźwiedziami….
A w Warszawce we wrześniu dużo ciekawostek przyrodniczych, także wschodnich 🙂
http://www.festival.warszawa.pl/
Dzieki mt7! Elvis forever!
Mysle, ze Chinczycy sa w stanie podrobic wszystko: Elvisa, Chopina, Beethovena, Pavarottiego, Celine Dion, Helmuta Lothi czy Jani. To tylko kwestia czasu.
U mnie, na pobliskich memu domowi bloniach, odbedzie sie w ten weekend festiwal muzyki country. Uhhhh….
Eki-breki-dance i quebeckie country. Nizej juz tylko Chiny, bo to po drugiej stronie globu.
Na tej stronie podanej przez Panią Dorotę można sobie posłuchać egzotycznej muzyki.
Ciekawa.
A program bardzo interesujący, może uda mi się zebrać w sobie. 🙂
Hoko:
2007-08-17 o godz. 12:16
Co do tendra, to ja mogę coś o nim powiedzieć, bo jeśli chodzi o kolei, a jeszcze starą kolei, to mam trochę fioła, którym mnie praca zaraziła – tender, to taki wagon doczepiany do parowozu ze zbiornikiem na wode i wegiel. Są też parowozy tendrzaki, to znaczy, takie parowoy, gdzie tender jest na jednej ramie z parowozem, a nie jako osbny wagon doczepiany do parowozu.
Wiecie państwo, te stare parowozy mają w sobie coś z uroku muzyki klasycznej – sa po prostu dzisiaj jak bajka, jak muzyka klasyczna jest bajką w dzieisejszego pędzącego świata jazgocie.
A co do Chopina, to jam się w nim na nowo zakochała, gdy dostałam w swoje łapki płytę Piotra Anderszewskiego z Chopinem własnie. Do tej płyty polones As-dur wydawał mi się takim koturnem, a tu takie wykonanie…..
No zakochałam się w tym polonezie na zabój i cały czas mnie trzyma.
Za niegdysiejsze relacje z konkursów Chopinowskich radiowej Trójce jestem dozgonnie wdzięczna. Na mojej pegeerowskiej wsi nauczyła mnie Trójka sluchac jakiejs innej muzyki oprócz Lady Punk, Manamu czy innych tego typu rockowych dżwięków. Nagle odkryłam, że oprócz nich są inne, piękne, chociaż tak bardzo różne… I tak juz zostało. Stoja na moich półkach bardzo różne obok siebie kawałki muzyki i zdaje mi się, że się nawzajem bardzo lubieją, ja w każdym razie lubieję ich co raz bardziej.
Na mojej zapadłej wsi z muzykowaniem było dość trudno, ale podbnie jak Alicja miąłam nauczyciela muzyki fascynata, który nas w chórze ćwiczył. Dopiero po latach to doceniłam i dzisiaj mówię Panu Bogdanowi Lewandowskiemu wielkie dziękuję, bo i nuty nie sa mi obce, i jak zaśpiewam, to może nie cud nad cudy, ale nikt nie ucieka z tych naokoło stojących, a tez i sąsiedzi się nie czepiają, a nie da się ukryć, że jak czasem sobie cosik ulubionego puszczę to wyję na cały regulator razem z płytą. Ostatnio miałam taką faze na Kaczmarskiego. Nie ździerżył mój facet i poprosił o możliwość przerywnika w postaci jakiegoś blussa….. Po tym, jak zabrał mnie na Mayall’a, mogę dla niego wszystko!
A tego Anderszewskiego to sobie dzisiaj machnę zaraz po powrocie do domu, bo mnie Jacobski i Alicja tą dyskusją blogową natchnęli.
Pozdrawiam.
cargo,
ja tez ubardzo lubie stare parowozy. Szczegolnie polskie i niemieckie (zreszta jedne nie wyklucza drugich – wojna wiele wymieszala). Ogladam je na internecie, np. http://www.ostbahn.net
Mogę jeszcze o Elvisie?
Otóż słusznie zauważyła mt7, że moja generacja z Elvisem się łajza minęli. Dla mnie idolami byli chłopaki z The Beatles, a jeszcze bardziej z Rolling Stones, a nie wypomadowany goguś, wyśpiewujący „Love me tender” (co innego powyższe z youtube, czy Jailhouse rock!). Dla mnie Elvis to żaden rewolucjonista, a kwintesencja typowo amerykańskiego kiczu, w którym zwłaszcza a Las Vegas w ostatnich latach zycia królował.
I owszem, promowano go na króla rock-and-rolla, bo takie było ówczesne zapotrzebowanie Ameryki. Przecież nie mógł nim zostać na przykład James Brown (puryści, zanim mnie tu rozszarpiecie, że rythm&blues…. też sie do rocka przyłożył!), który równie pięknie biodrami wywijał, i paru innych niewypomadowanych chłopaków. Po prostu potrzeba było chłopaka na plakat – i się znalazł i dla mnie on jest bardziej właśnie typowo po amerykańsku „wykreowany”, niż rzeczywisty król. A oglądał ktoś filmy z Elvisem?! Zenada!
Torlin, jasne, że mu dam spokój, zawsze dawałam , bo nigdy mnie nie podniecał i nie uważam go ani za króla, ani za półboga, a za to, co wyżej napisałam: króla amerykańskiego kiczu.
ALE: jeżeli ktoś ma inne zdanie, lubi Elvisa, to całkowicie to rozumiem. Każdemu co innego w duszy gra 🙂
No… to się nadstawiłam do bicia….
Jacobsky
stare parowozy można w Polsce pooglądać w wydaniu nie tylko polskim i niemieckim, ale też innych krajow na dwóch imprezach – jedna jest w ostatni weekend kwietnia zawsze w Wolsztynie, gdzie działa ostatnia czynna w Europie parowozownia i parowozy z niej jeżdżą do dzisiaj w pociągach normalnego rozkładu jazdy na trwasie Wolsztym – Poznań, są też możliwości zorganizowania wycieczki pociągiem retro na kilu trasach koło Wolsztyna. Postaram, ci się przesłac parę zdjęć parowozów – są piękne.
Druga impreza jest to Parowozjada organizowana w ostatni weekend lipca w Rabce przez skansen parowozowy w Chabówce koło Rabki Zdrój. Chabówkę tez warto zwiedzić, dla parowozików, które wprawdzie już nie jeżdzą, ale je można za to stojące zobaczyć. A są tam takie trzy smoki – chyba Pm32, które kiedyś ciągnęły ekspresy, wyciągały na parę chyba 120 km/h. Prawdziwe smoki – koła o średnicy całkiem sporego chłopa – 2 m.
Pozdrawiam.
Alicjo, Twój tyłek przysłonie swoim 🙂 Też Elvisa średnio trawię.
Jak byłam mała, strasznie się bałam parowozów… 😉
Elvis jak dla mnie był postacią tragiczną. Prosty chłopak, utalentowany, kawał głosu i poczucie rytmu niebywałe, jak się ruszał na scenie w swoich początkach, to na filmikach widzimy. Zniszczyła go komercja, narkotyki i właśnie ten koszmarny kicz, w jaki go ubrano. Koniec musiał być taki, jaki był… Jest taki wstrząsający film o nim, który świetnie tę degrengoladę pokazuje, widziałam go już parę razy.
cargo:
Mayall! Ha! Klasa! Też byłam na koncercie, w podłej zresztą sali, bardziej tanc-budzie niż sali koncertowej, Mayall opóznił koncert o prawie 2 godziny, bo sam ustawiał nagłośnienie, jak ludzie przyszli na koncert, to niech chociaż posłuchają – ale za to jak zagrał, to zagrał! Wstęp kosztował banalne wówczas, a tym bardziej teraz 8$, były to pózne lata 80-te, a wspominam o tym dlatego, że podobno w tej tanc-budzie za podobne koncerty liczy się 40-50$. Ciekawam, czy ktos tak, jak Mayall, zadaje sobie trud, bo przecież akustyka sali cudem się nie poprawiła…
http://www.technik-museum.de/uk/sinsheim/
Zwiedzałem z rozdziawioną gębą. Czego tam nie ma!
A do lokomotyw można wejść i się poczuć…
Zwiedziłem także Concorde’a i inne takie. To wszystko jest prywatną własnością jednego pana, który zadbał o wszystko: jest co zjeść, gdzie spać, obejrzeć filmy…
Imponująca kolekcja pojazdów i obiektów latających, pełzających i czego tam jeszcze. Jest też silnik okrętowy o pojemności 64000 l. Drobiazg, wzdłuż którego idzie się chwilkę…
Polecam
O właśnie. Dobrze to Pani ujęła, Pani Doroto. Chyba często tak sie dzieje, że z dużego potencjału komercha robi, co robi, i każdy chce udoić jak najwięcej mleka dla siebie.
To powyższe oczywiście w temacie Elvisa i jego love me tender….
Cargo,
impreze w Wolsztynie znam (niestety, tylko z internetu… co zrobic, nie mozna miec wszystkiego), ale zdjec parowozow nigdy nie za duzo.
Dwa z nich, Tr5 i Pt47, oczywiscie w wersji niemieckiej mialem w kolekcji modeli.
Niestety, wszystko zostalo w Polsce….
Alicja,
ja tez sie nadstawie obok fomy. Te same klopoty trawienne…
Piękna kolekcja tyłeczków, nie ma co.
Elvis – jak p. Dorota wspomniała: kawał wspaniałego głosu, talent i totalna obsuwa w związku z brakiem charakteru.
Jedyne In the ghetto trawiłem jako tako. Dynamicznie rozwijająca się branża muzyczna wykreowała gwiazdora, który nie wytrzymał ciężaru sławy. Identyfikowany pokoleniowo stał się ikoną rock&roll’a. O ile odkrywczy nie był od pasa w górę (fonia), to rewolucyjny od pasa w dół (choreografia). Przez dłuższy czas pokazywany w TV wyłącznie od pasa w górę.
Choć nie słucham, oddaję honor talentowi i umiejętnościom.
W takim razie wskakuj odwłoku obok innych….
Zeen,
pod takim uznaniem dla Elvisa mój odwłok sam wskakuje w ramach poparcia i oddania uznania.
Pozdrawiam.
Joanna
Widzę, że blogowisko w fazie analnej… 😆
A ja idę posłuchać, co Stańko zrobi z Chopinem 😉
Na huśtanie się pomiędzy Elvisem a chińszczyzną mnie Państwo nie namówią – na dorzucenie trzech groszy o kolejach i parowozach – i owszem 😉
W Wielki Piątek ’98 – kiedy to Tony Blair był negocjatorem (czy też – brokerem) słynnego Good Friday Agreement w Irlandii Północnej – wylądowałam wczesnym rankiem w Yorku. Spacer w mroźny, wietrzny dzień, po nocy ‚na pokładzie’ National Express, szybko mnie zmęczył i ‚rozdygotał’. Pomyślałam, że – po trzech latach w kolebce pary i kolejnictwa – na cześć wielu znajomych pasjonatów sprzętu i linii kolejowych (wciąż zagrożonych i zamykanych) – trza mi pójść pod dach National Railway Museum. Decyzja była deczko heroiczna i z tego powodu, że wówczas wstęp do NRM był słono płatny. Ale poszłam i nie pożałowałam.
http://en.wikipedia.org/wiki/National_Railway_Museum
http://www.nrm.org.uk/home/home.asp
to jeszcze jeden link do NRM 🙂
P.S. York Minster (i wszystko, co w Yorku warte uwagi) też widziałam 😉 Tudzież Beverly, Scarborough, Bridlington, Robin Hood Bay… burzę śnieżną na powitanie Wielkiej Niedzieli…
Nabożeństwo wielkopiątkowe w katedrze – niezapomniane (dotąd pamiętam, co śpiewały chóry gdy wpatrywałam się w kolejne witrażowe okna).
…ale lokomotywy, paradne wagony kolejnych władców oraz ustrojstwa do wydłubywania tunelu pod Kanałem La Manche (Angielskim 😉 ) były chyba najbardziej sexy 🙂
Ach, mówią, że National Railway Museum w Yorku jest największym tego typu depozytorium w świecie.
Pani Redaktor… to nie ja zaczęlam tę tematykę… ale czuję tu moc muzycznych inspiracji… nie tylko efekt Dopplera 😉
Ale się porobiło … 🙂 rzędem do bicia ….. i za co? ….. że Elvisa nie kochacie ….. 🙂 …. ja się czuję niewinna …. stanę z boku ….. 🙂
miałam w rodzinie maszynistę to sobie czasami pojeździłam takim starym cudem co to jeździł z Lęborka do Łeby …. tak wolno, że było widać jak grzyby rosną …. 🙂 …na każdej stacji mijanka bo tory pojedyncze …
Pani Dorotko dziekuję za informację o festiwalu …. 🙂
He he… Osobowy Lebork – Leba: jeden ze slynnych Wloczegow Polnocy.
Był jeszcze pociąg (Włóczęga Południa!) z Kamieńca Ząbkowickiego do Złotego Stoku. Trasę 8 km pokonywał w 40 minut.
Rekord nie do pobicia!Prawda, że mu było pod górkę, parowóz był przedpotopowy, a dwa wagoniki przecudnej urody. Można było po drodze wyskoczyć, nazbierać kwiatków, zrobic drobną przebieżkę, i znowu wskoczyć do wagonu w okolicach Sosnowej na przykład, lub w Płonicy. Niestety, zlikwidowano tę trasę w latach 80-tych chyba.
A ja z wakacji w latach 90-tych pamietam takiego Włóczęgę w okolicach Niechorza, myśmy szybciej maszerowali, niz to-to posuwało się po torach. Czy to taka specyfika Pomorza?! 🙂
Na Pomorzu często do tej pory są tyko jedne tory na danej trasie, mijanki tylko na stacjach, przybyło ekspresów i pospiesznych to te osobowe jadą pomału … 🙂 ma to swój urok dla przyjezdnych tylko już starych lokomotyw brak …..
Lębork – Łeba? – No pewnie! 😀 Każda sesja letnia musiała się skończyć w Łebie a potem – w Rowach 🙂
Skoro o Chabówce – przypomnę ‚Strzałę Południa’ (N.Sącz-Chabówka właśnie). Onegdaj (równe 20 lat temu 😉 ) przeprowadzka kolejowa z Beskidu Niskiego (Jasło) do Zakopca zajęła mi koleją od 4 rano do ca 23. A daleko to nie jest ‚odległościowo’. Mentalnie – owszem. I jak romantycznie, jeśli ciuchcią!
Do tej pory, gdy latem przekraczam rowerem w podkrakowskiej Sidzinie przejazd kolejowy, cieplej mi się robi na sercu od samego zapachu rozgrzanych torów i podkładów kolejowych 😉 🙂
a capella,
wiele razy, po sesji i miedzy sesjami, zeby skonczyc w rowie nie potrzeba bylo brac pociagu do Leby. Wystarczylo mocno pociagna z gwinta….
Po noclegu w (okolicznych) rowach z reguly rano pekały Łeby… sorry – łby.
😉 🙂 😆
Już kiedyś pisałam (chyba u Torlina), że ja to się urodziłam w Lęborku i mieszkałam tam do 11 roku życia ….
miałam tam rodzinę więc jeździłam klika razy w roku do mojego „Lęboreczka” i do Łeby na wakacje ….
teraz tylko na groby, raz w roku … a Łebę też wtedy odwiedzam ale tylko z sentymentu bo mi się nie podoba co zrobili z tym miejscem 🙁
teraz jeździ do Łeby mikrobus i PKS, pociągi chcą zlikwidować …. ale podobno gospodarz miasta chce sponsorować PKP i w lecie mają te lokalne pociągi kursować jak za dawnych czasów …. oby …oby … 🙂
Ja z kolei pamiętam, że jechałem kiedyś pociągiem z Karpacza do Jeleniej Góry, który miał wagony, które ja nazywałem westernowymi. Drzwi do poszczególnych przedziałów w wagonie były na zewnątrz wagonu. Śmiszne.
hm… przepraszam, ale testuję – coś się dzieje dziwnego z WordPressem, chcę zapodać wpis i za każdym razem „Problem loading page”, nieważne, u kogo z „politycznych” blogów.
testing testing….
Wyszło!
Torlin, o takich wagonach mówię, ich było pełno na Dolnym Sląsku, takie „poniemieckie” kolejki, pewnie Wojtek z Przytoka by to potwierdził. Westernowe, jak najbardziej! Taką ciuchcią dojeżdżałam do ogólniaka.
Alicja,
ten model wagonu z drzwiami z boku byl rowniez w uzyciu w przedwojennych PKP, choc byc moze produkowane byly w Niemczech.
http://www.ostbahn.net/foto/6/m02420.jpg
Jan na zdjeciu:
„jadą cztery wagony
a piąty doczepiony
„Wars” zasś w szóstym wagonie
bigosem nam w nos wionieeeeee”
Takie pociągi kursowały na podmiejskich liniach …. pamiętam (miałam wtedy 7 lat) jak jechałem takim pociągiem z Kielc do Buska Zdroju a mój mały brat cudem nie wyleciał z takiego pociągu – zawisł na drzwiach a jakiś facet z refleksem złapał go w powietrzu …
Jacobsky:
dokładnie to! Serdecznie dziękuję!
Na Dolnym Sląsku (lata 60-70)popularne kolejki, więc bardzo możliwe, że „poniemieckie”.
http://www.youtube.com/watch?v=VCwD-vSRfSo
a macie pociągomani….
Alicja,
nie ma za co 🙂
Jeszcze jedno zdjecie „boczniaka” (bo tak nazywaly sie te wagony, jak wynika z opisu), tylko ze inny typ.
http://www.parowozy.pl/skansen/wagony/IMG_2396.JPG
Z opisu wynika, ze produkowano je w Niemczech:
Heidelberg Waggonfabrik, wiec pewnie dlatego poniemieckie z definicji. Za okupacji Niemcy i tak wcielili caly tabor PKP do DR, wiec pewnie polskie przedwojenne wagony, jesli przetrwaly wojne, to i tak po wojnie brane byly za poniemieckie.
Z opisu na stronie http://www.parowozy.pl/skansen/wagony/ wynika, ze praktycznie rzecz biorac wszystkie wagony uzywane przez PKP produkowany byly w Niemczech.
o jeden link za duzo…
Alicja,
nie ma za co
Jeszcze jedno zdjecie “boczniaka” (bo tak nazywaly sie te wagony, jak wynika z opisu), tylko ze inny typ.
http://www.parowozy.pl/skansen/wagony/IMG_2396.JPG
Z opisu wynika, ze produkowano je w Niemczech:
Heidelberg Waggonfabrik, wiec pewnie dlatego poniemieckie z definicji. Za okupacji Niemcy i tak wcielili caly tabor PKP do DR, wiec pewnie polskie przedwojenne wagony, jesli przetrwaly wojne, to i tak po wojnie brane byly za poniemieckie.
Z opisu na stronie Skansenu kolejowego w Chabowce wynika, ze praktycznie rzecz biorac wszystkie wagony uzywane przed wojna przez PKP produkowany byly w Niemczech.
http://www.youtube.com/watch?v=xD1e6IrHko4
here comes the choo choo….
Jak się tak przypieli do wagonów, to ja przyznam się do grzechu w tym temacie.
Na trasie Nidzica -Muszaki – Napiwoda – Przeździęk Mały i Duży itd. kursował taki przedwojenny starożytny pociąg. Miałam wujka leśniczego w tym Przeździęku i jak przystało na powsinogę, odwiedzałam Go czasami.
Już nie żyje, był moim ukochanym wujkiem.
W składzie pociągu był wagon pierwszoklaśny z otomanami na fantastyyyycznych sprężynach z wyjściem z przedziału bezpośrednio na peron.
Przedwojenny szyk i elegancja, i o dziwo wysprzątane.
Nikt tym wagonem nie jeździł, bo miejscowa ludność uboga, a ja tam właziłam i za cenę niższą od biletu uiszczaną bez zbędnych papierkowych formalności miałam do dyspozycji wagon wygód.
W późniejszym wieku zauważyłam, że zwyczaj pobierania opłat bez wydawania biletów jest powszechny na liniach lokalnych i nie tylko. Jak mogły być rentowne!
Jak jest teraz nie wiem, głowy bym jednak nie dała.
Jako nastolatek uczestniczylem w procederze okradania wagonow PKP z plakietek i znaczkow informacyjnych. Oczywiscie punktem honoru bylo posiadanie w kolekcji tabliczki z ubikacji z napisem „Splukiwanie wody pedalem”.Trudno bylo znalezc „nierozdziewiczona” tabliczke tej tresci poniewaz w wiekszosci przypadkow wzbogacano napis wydrapujac „z” pomiedzy slowami „wody” i „pedalem”.
Mialem kilka rarytasow, glownie zakoszonych przy okazji przejazdzki pociagiem o skladzie miedzynarodowym, jakie kursowaly z Dw. Gdanskiego na Zachod. Ja co prawda jezdzilem tylko do Poznania lub Konina, ale zawsze to bylo cos przejechac sie z enerefowskim, belgijskim lub francuskim wagonie.
Wszystko to przepadlo gdzies tam, hen…
Zostaly tylko wypominki…
A to wszystko przez ten kochany tender…
„przypięli”, nie „przypieli”.
Co tam jeszcze zobaczą niech darują. 🙂
A pamietacie okna zamykane przy pomocy specjalnego pasa? I tabliczki z napisem „Nie wysowywatsia, Nicht hinauslehnen, Ne pas se pencher en dehors”?
A teraz najnowszy mariaz Wschodu z Zachodem: otwarta w 2006 linia kolejowa z Pekinu do Lhasy. Najnowsza, najwyzej polozona, zbudowana w ciagu 5 lat. Chinczyk potrafi!
http://www.youtube.com/watch?v=bG7wbTCYlAA
A chciałbyś być Chińczykiem w Chinach? 🙁
Idę spać, bo rano w gary i do Babci.
Dzisiaj o 16-tej zadzwoniła zmienniczka opiekunka, że była uprzejma nie być u Mamy, bo nie wzięła klucza.
Miała baba za mało kłopotów, kupiła sobie kozę-opiekunkę.
I co robić? Trzeba będzie podziękować.
Dobranoc!
Mnie się przyda. 🙂
Jacobsky!
Zrobiłeś mi wielką frajdę tym zdjęciem (pierwszym), bo to właśnie był ten wagon. Na drugim było za mało drzwi.
To YouTube jest niemożliwe – dawać 3,5 minuty Świętokrzyskiej Kolejki Dojazdowej – to trzeba być szalonym, a trzeba być jeszcze większym wariatem (jak ja), aby to całe skrupulatnie obejrzeć.
Passpartout!
Posłuchałem sobie Twojego linku do YouTube, ale na tej stronie była reklama (?) – link (?) do jednego z najwspanialszych utworów bitowych – Guns n Roses – Locomotive
http://pl.youtube.com/watch?v=mMq3G8rdWlk&mode=related&search=
A Polakiem w Polsce? 😉
Wielce Szanowne Państwo pamiętają łaskawie, że ktoś – na koniec tej przeuroczej dygresji – musi opowiedzieć o kolei transsyberyjskiej. Aby był możliwie pełny mariaż Wschodu z Zachodem a Pani Redaktor – gdy wróci z koncertu – zachwyciła się, jakich ma wspaniałych Komentatorów-Improwizatorów (powracających zawsze do tonacji wyjściowej) 🙂 😉
Jak Wy mi tak kolejowo, to ja Wam też…
http://www.youtube.com/watch?v=m2MkdkvtOFk
Ta muzyczka pod spodem to poemat „Pacific 231” Arthura Honeggera.
Torlin, ja wiem i wydalo mi sie, ze kto zechce, ten zauwazy 😉 Swietne, prawda?
Oj, nie zdążyliśmy powrócić do tonacji przed powrotem Gospodyni! 🙁 😉
Ale ja się dostroiłam 😆
Dzieki, Pani Dorotko! Ojczyzna Honeggera, kraina punktualnych pociagow, uhonorowala swego slawnego syna zamieszczajac jego konterfekt na awersie, a fragment partytury – na rewersie banknotu 20-frankowego. Wyzszy nominal (50) dostal sie kobiecie, tez artystce – Sophie Arp 🙂
Sophie Taeuber-Arp – bardzo ją lubię, jak i Arpa…
Le Corbusier wart jest dyche, za to Alberto Giacometti to juz stowka 😉
A u nas będzie 1 Kaczyński, 2 Giertychy, 5 Lepperów, 10 Jurków, 20 Sobeckich, 50 Kurskich i 100 Rydzyków….
A tfu, zgiń, przepadnij, siło nieczysto! Dobranoc Państwu 😀
No dobra: 1 Doda, 2 Wiśniewskie, 5 Hulewiczów, 10 Mydełek Fa, 20 Iwanów, 50 Delfinów…
Ale 100 Rydzyków, hi, hi, hi….
passpartout:
Oczywiście, że potrafi, jak nie Chińczyk, to Chinka! Ostatnia melodyjka tego filmu (w tle) kojarzyła mi sie z, przepraszam, ale wielkim przebojem z moich szkolnych lat: „Oh mammy mammy blue, oh mammy blue, oh mammy blue!”.
Juz ja tych sił nieczystych przypilnuję, śpijcie dobrze, podczas gdy ja na nie wodę pod ciśnieniem… niech się wymyją!
Jeden z przodkow Arpa – Eduard byl znanym bonvivantem i utracjuszem, bardzo przystojnym i utalentowanym muzycznie. Eduard obracal sie w towarzystwie pieknych kobiet w Paryzu, byl nawet kochankiem pewnej polskiej hrabiny, ktora zwala go pieszczotliwie Edziem. Pewnego wieczora Edzio gral na fortepianie w pewnym nocnym lokalu stosujac nowa technike zlamanego akordu, ktora byl wlasnie wynalazl. Obecny w lokalu dziennikarz z zaciekawieniem zapytal, ktoz to tak muzykuje i uslyszal od otaczajacych fortepian panienek „Arp, Edzio!” Nastepnego dnia gazeta paryska donosila o nowym trendzie w technice muzycznej – arpeggio 😉
Własnie wysiuadłam z pociągu do Lassy, dokąd zaprosiła mnie Passpartout, syta wrażeń jestem i nieco smętna, bo nieodwołalnie skończyła się izolacją Tybetu określona przez geografię, a ten pociąg wiezie ze sobą świat XXI w, obcą cywilizację, kosmopolityzm i McDonaldsa. Nie ma od tego odwrotu. Tren pociąg będziue skuteczniejszy od chińskich dywizji pancernych. Więc mi smutno, a jednocześnie,,, No, nie wiem. Oglądałam kiedyś w Gnieźnie, jak obecni właściciele XVIII w. domu zrywali trzcinową podsufitkę, zamurowywali starą kuchnię z piecem do pieczenia chleba i wielkim okapem, po to, żeby ocieplić stropy styropianem, zapewnić izolację kuchni od innych pomieszczeń i zamontować sobie super nowoczesną płytę kuchenną i meble typu „euro”. Na moją nieśmiałą uwagę, że to przeciez barbarzyństwo niszczenie takiego piękna, pani domu wcale się nie obraziła, tylko spytała, czy ja chviałabym żyć na codzień w tym pięknie. No i zamikłam. Z głosniczków sacza się piosenki Starego Dobrego Małżeństwa, a kiedy zamilkną, to dalej jest „Bukowina” i też jej sobie posłucham. A co!
Ktos wspomnial wyzej o chinskiej kolei do Lhasy… Yep, Chinczyk potrafi. W jednym z zeszlorocznych numerow francuskiego GEO jest reportaz o budowie tej linii kolejowej, warunkach, w jakich pracowali niewolnicy… pardon – robotnicy, o znaczeniu kolei „tybetanskiej” w chinskim dziele ujarzmiania Wolnego Tybetu, o tym, co mysla o linii samy Tybetanczycy. Warto tez poczytac o tym triumfie chinskiej mysli technicznej na stronach organizacji walczacych o respektowanie praw czlowieka.
Kiedys, w sercu Europy autostrady, a teraz, w sercu Azji – linia kolejowa.
Yep… Rzeczywiscie: mariaz Wschodu i Zachodu. Chinczyk potrafi.