Wdzięk starej forteklapy
Drogie Blogowisko, zaniedbałam Was trochę ostatnio, na co się złożyło wiele przyczyn – nie tylko dużo imprez, jak słusznie pisze mt7, ale także ostatnie dopieszczanie książeczki, która właśnie poszła już do druku. Produkt finalny ma być gotowy przed Warszawską Jesienią, w ramach festiwalu promocja, będzie pewnie i druga, ale za jakiś czas.
Mam więc nadzieję, że mi to zaniedbanie wybaczycie, i że wybaczycie mi również, iż nie podejmę tematu proszków do prania, Marii Koterbskiej, Eweliny Flinty czy nawet Szła dzieweczka do laseczka 😆 , tylko jak rasowy blogger zajmę się tematem wiążącym się z moimi niedawnymi przeżyciami.
W piątek skończył się festiwal Chopin i jego Europa. Jednym z jego stałych (po trzeciej edycji już to można powiedzieć) elementów jest wykonywanie Chopina na instrumentach z epoki. To takie szczególne upodobanie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, który ma już swoją małą kolekcję: Erarda z 1849 r., Pleyela z 1848 (na tych dwóch ostatnich markach Chopin grywał, z Pleyelem, zarazem niezłym kompozytorem, był nawet zaprzyjaźniony), a w tym roku doszedł jeszcze Graf – współczesna kopia tzw. instrumentu schubertowskiego z 1819 r. NIFC regularnie wydaje płyty z twórczością Chopina graną na tych instrumentach: namówił już na nagrania Fou Ts’onga (Mazurki), Nelsona Goernera (Ballady plus trzy Nokturny), Dang Thai Sona z Orkiestrą XVIII Wieku (koncerty fortepianowe), Ka-Ling Colleen Lee (Polonez-Fantazja, Fantazja, Sonata h-moll, pojedyncze mazurki i preludia), Wojciecha Świtałę (Preludia) i Tatianę Szebanową (Walce, Barkarola, Berceuse, Ecossaises).
Zwykle też na festiwalu występują rozmaici pianiści, dla których kontakt z dawnym instrumentem jest nową przygodą (w tym roku Michel Dalberto, który całkiem zręcznie poradził sobie z Grafem) lub codziennością (świetny Rosjanin Alexander Melnikov, który wystąpił z zespołem Concerto Koln, i – po raz drugi już – znakomity Kristian Bezuidenhout z Orkiestrą XVIII Wieku). Słynna orkiestra Fransa Bruggena przyjeżdża na festiwal co roku na parę koncertów; tym razem miała zakończyć cykl chopinowski wykonaniem drobnych utworów na fortepian i orkiestrę, ale z powodu choroby Goernera program został zmieniony i Janusz Olejniczak zagrał na Erardzie (to już dla niego też nie pierwszyzna) Koncert f-moll. Jest więc pretekst, aby przyjechali znów za rok, co mnie bardzo cieszy.
Uwielbiam tę orkiestrę. Co roku wydaje się, że to już ich ostatni przyjazd, bo Bruggen, choć jeszcze nie taki stary (73 lata), jest bardzo schorowany, chodzi zgięty wpół i dyryguje na siedząco. Ale nic to! W wątłym ciele wielki duch. Ja mawiam, że tej orkiestrze jestem w stanie wybaczyć nawet jak gra nierówno czy komuś się kiksnie. W ich graniu jest przestrzeń, swoboda, ciepły stosunek do muzyki. Pewnie że są zespoły lepsze, wytresowane do bólu. Ale ten jest bardzo ludzki, i to jest jego przewaga.
W ogóle kiedy słucham orkiestr instrumentów z epoki grających np. Beethovena (Bezuidenhout z zespołem Bruggena grał III i IV Koncert fortepianowy), widzę, że paradoksalnie, poza mocą brzmienia większą u orkiestr współczesnych, wiele straciliśmy. Dopiero słychać właściwe proporcje w samej orkiestrze, a tym bardziej między fortepianem a orkiestrą: dźwięk fortepianu nie wybijał się tak i nie zagłuszał zespołu, można było wysłyszeć (czasem wręcz odkryć) wszystkie rozmowy i przekomarzania się solisty z poszczególnymi instrumentami, a właśnie u Beethovena jest ich bardzo dużo. Nie mówiąc o tym, że brzmienie niektórych dęciaków, np. oboju, o wiele bardziej mi się podoba w wersji dawniejszej niż współczesnej, zbyt ostrej jak na mój gust.
Grając na instrumentach z epoki można lepiej zrozumieć charakter muzyki. Sama też kiedyś spróbowałam. Tak się złożyło, że na festiwalu muzyki dawnej w Starym Sączu, podczas ostatniej edycji prowadzonej przez Marcina Bornusa-Szczycińskiego (potem przeniósł się ze swoimi koncepcjami do Jarosławia), podczas uroczystego zakończenia festiwalu, kiedy „salonowy” koncert na piętrze restauracji „Marysieńka” przechodził już płynnie w finałowy bankiet, szef artystyczny zapragnął, by ktoś na dziewiętnastowiecznym fortepianie, przywiezionym z Krakowa przez Martę Czarny-Kaczmarską, zagrał Chopina. Niestety obecni byli sami specjaliści od baroku. Padło więc na mnie 😀 Siadłam i zagrałam Kołysankę. Jakżeż to był inny kontakt z Chopinem niż ten, jakiego doświadczałam dotychczas pod klawiszami! Trzeba było się do tego przyzwyczaić, ale wrażenie było bardzo pozytywne.
Skąd więc tytuł tej notki? Stąd, że w uchu tradycjonalisty stary fortepian brzmi jak zdezelowana forteklapa (jak się mówiło w szkole). Bo wielu jest takich, co tych brzmień nie znoszą. Mój ojciec mawiał, że to rzępolenie i że oni fałszują (instrumenty barokowe grają w dużo niższym stroju, klasyczne – już w wyższym, ale też trochę niższym niż współczesny). Powiadał, że kompozytorzy na pewno cieszyliby się z dzisiejszych instrumentów i gdyby je znali, nigdy nie tknęli tych starych – przywoływał przykład Beethovena, którego uwielbiał, a który jako rasowy pianista wyglądał wszelkich fortepianowych nowinek. Podobnie zresztą Chopin.
To prawda, na pewno większe możliwości by kompozytorów ucieszyły. Ale ich nie znali i pisali na określone instrumenty. Pisali więc właściwie całkiem inną muzykę niż ta, którą zwykle słyszymy. Inna sprawa, że prawdziwi artyści wspaniale zagrają na wszystkich rodzajach instrumentów…
Komentarze
Krystian Zimerman miał ponoć powiedzieć, że nie ma fortepianów z epoki, są tylko zepsute fortepiany 😆
Przyznam szczerze, że do Chopina granego na tych instrumentach też się długo przekonywałem – najłatwiej poszło mi z koncertami, ale już np. polonezy wydają mi się do dziś jakieś mizerne, zależy jeszcze zreztą, jaki instrument się trafi. W sumie jestem jak najbardziej za – te wykonania (na instrumentach współczesnych i z epoki) się od siebie tak nieraz różnią, że niemalże mamy do czyniania z nowym utworem. 🙂
Zaś jeśli idzie o muzykę baroku, to z kolei instrumentów współczesnych unkam jak ognia, bo staje się to wszystko – poza nielicznymi wyjątkami – strasznie monotonne, nieraz wręcz bezbarwne.
Tu jest taki instrument:
http://pl.youtube.com/watch?v=QX4cSmA4RgE
Faktycznie, zupełnie inaczej brzmi, ale ma taki urok jak te moje stareńkie płyty. 🙂
Jest do kochania. 😀
Brzmienie starego fortepianu ma swój urok. Mam gdzieś na płytach (nie było mi dane słyszeć starego fortepianu na żywo 🙁 Na Śląsku wykonania HIP to rzadkość… A jeśli gdzieś jadę, to raczej „na orkiestrę” a nie fortepian…) Mozarta i trochę Beethovena (koncerty fortepianowe) na starych instrumentach. Jest ten smaczek, osobliwy. Zresztą nawet dzisiaj, zamiast spaceru oglądałem „Wesele Figara” pod Jacobsem, z kopią dawnego pianoforte.
(Ale Chopina na dawnym instrumencie nawet na płytach nie słyszałem… W sumie nie jestem „Chopinistą”, to nie mój faworyt i nawet nie szukałem.)
Hoko: orkiestry współczesne pod kierunkiem dobrych dyrygentów potrafią wcale nieźle ‚hipować’ 😉
Jestem głęboko dotknieta, że Gospodyni blogu nie odniosła się do kwestii wyższości proszku E nad Cypiskiem 🙁
Zarty żartami, ale… Wy, zawodowi muzycy, macie inne „ucho”. Ja na koncertach wściekam się tylko na akustykę sali, a Wy wyczuwacie niuanse instrumentu – dla mnie to „niesłychane”.
Do Pani Doroty: Proszę do Misiowej torby podrzucić dla mnie egzemplarz z dedykacją 🙂
Może nie jestem wykształcona muzycznie klasycznie zwłaszcza, ale na naukę nigdy nie jest za pózno, prawda?
P.S. Znaczy, tej „Kórnikowej” torby, bo Miś 2 wyraził chęć, że zgarnie po drodze…
Bardzo żałuję że nie pojechałem do Warszawy na Grzybowską. Niestety szaleńcza przeprowadzka i konieczność samodzielnego pomalowania lokalu który opuszczałem spowodowało że zaległem na całą prawie niedzielę . Widziałem migawki w TVP 3 i wyglądało, że wiele osób świetnie się bawiło . Było wspólne śpiewanie , czulent przygotowany przez Macieja Kuronia, dzieci budowały synagogę z klocków. Może za rok…
Misiu, finał jest 9 września. Tu jest program:
http://shalom.org.pl/index.php?mid=150
Museo Chopin Celda 4 Majorca Baleares
http://pl.youtube.com/watch?v=UpKA0m-mzmY
tylko hałasują postronne gamonie. :0
To kochanie staroci dotyczy wszystkich form muzyki.
Wielcy śpiewacy odsłuchiwani z archiwalnych nagrań, też wydaja się archaiczni, niegdysiejsze nagrania takie czy inne rzadko opierają się próbie czasu, ale przynależą do swoich epok i dla tych czasów były wybitne. Nikt nie oczekuje od babci, że będzie za miss robiła, no może z wyjątkiem Sofii Loren i paru innych. 🙂 I to chyba raczej one oczekują od siebie.
Ja je kocham za to co robiły. 🙂
Dawno, dawno temu, miałem rodzinę w Tomaszowie Maz. Każde święta spędzałem tam w licznym gronie. Pamiętam meble bogato rzeźbione, stół na 20 osób, na ścianach trofea myśliwskie, cały dzik wypchany stał w pokoju. I zbiorowe śpiewanie. Jako, że wykazywałem talent muzyczny, co roku na imieniny dostawałem nowe organki. Coraz wymyślniejsze.
Nikt mnie nie uczył na nich grać, od kiedy pamiętam, co chciałem zagrać to mi wychodziło… Razu pewnego dostałem skrzypce po dziadku. Stare, wymagały interwencji lutnika. Znalazłem właściwego i zacząłem naukę. Też sam! Dziś jak pomyślę, że ktoś chce opanować skrzypce bez nauczyciela, to mi łysina staje na baczność, a wtedy obożyłem się podręcznikami i dawaj ćwiczyć samemu. Łatwiej miałem o tyle, że nuty już znałem. Paganinim nie zostałem, bo porzuciłem skrzypce dla gitary. Ale tamże (Tomaszów) fascynowałem się grą ciotecznej siostry na fortepianie. Stary instrument, nie pamiętam marki, brzmiał wspaniale i godzinami mogłem słuchać jego brzmienia. Zawsze moim marzeniem było posiadanie takiego fortepianu. Mam ja teraz pianino i dukam jak Ellington. Kupione dla córki, do szkoły muzycznej.
Stare skrzypce wciąż mam, dusza wypadła, strun już nie naciągam, smyczek w potrzasku… Gitara leży od lat wielu nie używana. Obiecuję sobie, że jak tylko będę miał czas…. Ale kiedy? Pracę kończę od dawna ok. 20.00, uropu już nie pamiętam jak długo nie miałem, ale wciąż mi się marzy usiąść i pobrzdąkać. Raz na jakiś czas siądę do pianina na chwilę, by przydukać….
Ale uwielbiam stare instrumenty….
Niestety daleko mi do talentow Rodzicieli. Tato grywal na skrzypcach – dla przyjemnosci – Mama na klawikordzie i organach. Tych drugich specjalnie nie lubila lecz Dziadek odkryl w Niej talenta don i pilnowal postepow. Wojna pokrzyzowala Dziadkowe plany. Talenta pozostaly niewykorzystane.
Ale ja dzieki Mamie lubie dzwiek starych instrumentow – byc moze „traca myszka” lecz maja w sobie niewymowny urok. Podobnie jak dzwiek starych plyt odtwarzanych na patefonie, albo jeszcze lepiej fonografie. Zaznaczam – to ja, bo nie wszyscy podzielaja taka opinie i doskonale rozumiem, ze muzyka wykonywana/odtwarzana nan moze draznic.
Pozdrawiam nostalgiczne
Echidna
Ha… moja siostra Basia jakiegokolwiek instrumentu się tknie, gra ze słuchu. A ja słuch mam dobry ponoć, ale tak nie potrafię. W ogóle nie potrafię grać na niczym, a Baśka na wszystkim. To chyba chodzi o to „ucho” i „rękę” i kawałeczek daru. Baśka dostała od Taty skrzypce w spadku. Dostała – i zagrała, a ja nie wiedziałam, jak to-to w rękach trzymać, nie mówiąc o graniu. Powiadam Wam – są ludzie ze specjalnym uchem i ręką…i te niewykorzystane talenty, o których wspomina Echidna.
A co ze starymi skrzypcami z „epoki”, ktore sprzedaja sie na aukcjach po kilka milionow dolarow, i na ktorych granie jest marzeniem kazdego powaznego skrzypka (wiolonczela – podobnie) ?
Nie znosze klawesynu. Dzwiek tego instrumentu to dla mnie udreka. Prawde mowiac uwielbiam glebokie, precyzyjne brzmienie fortepianu wspolczesnej konstrukcji. Ciekawe, ze jego wspolczesny dzwiek na tle orkiestry nigdy mi nie przeszkadzal, a dialogi miedzy instrumentami czy sekcjami i tak pozostawaly czytelne, jesli nie za pierwszym, to za kazdym nastepnym sluchaniem koncertu na fortepian. Zreszta brzeminie koncertu jest przeciez dzielem dyrygenta, i jest chyba jego odpowiedzialnosci odpowiednio wywazyc proporcje podczas wykonania.
Czy gra na starych instrumentach jest potrzebna do zrozumienia muzyki ? Z pewnoscia jest potrzebna do zrozumienia muzyki takiej, jaka grano w ubieglych wiekach. Ale czy jest potrzebna do szczescia dzisiejszemu muzykowi ? To chyba zalezy od tego, czy muzyk chce grac tak, jak kiedys, czy tez woli grac tak, jak to jest mozliwe dzisiaj.
Mysle, ze podobnie jest z fotografia. Przy calym szacunku dla wielkich fotografikow z dawnych lat, dla wiekopomnych fotografii, ktore po sobie zostawili, i ktore od strony technicznej byly suma technicznych mozliwosc sprzetu bedacego do ich dyspozycji (kwestie talentu pozostawmy na boku), jestem pewny, ze dzis Cartier-Bresson czy Doisenau z przyjemnoscia uzywaliby raczej najnowszego modelu Leiki z doskonala optyka XXI-go wieku niz modeli tej samej firmy, ale z lat 30, ktore, jakkolwiek rowniez swietne, to jednak w porownaniu z dzisiejszymi aparatami sa po prostu poczciwymi starociami gorszymi optycznie i mechanicznie. I fotografowie, nawet ci najwieksi ida za nowoczesnym sprzetem, ktory w tych samych okolicznosciach pozwala wydobyc z obrazu wiecej. Wyjatek stanowia chyba tylko fotografowie uzywajacy kamer skrzynkowych na klisze arkuszowe, tak jak Weston Jr. czy kiedys – Adam Ansel, ale nawet i tutaj nowinki techniczne, a przede wszystkim coraz bardziej wyrafinowna optyka oraz emulsje pozwalaja wydobyc z utrwalonego obrazu wiecej niz bylo to mozliwe przed laty. No chyba, ze ktos rzeczywiscie uprze sie i chce odtowrzyc stare techniki fotograficzne przy uzyciu jednosoczewkowych obiektywow, skrzynek na plyty szklane oraz egoztycznej obrobki chemicznej. To bez watpienia pomaga zrozumiec fotografie, ale tak naprawde jest tylko rekonstrukcja dawnej techniki. Swego rodzaju skansenem, ciekawostka dla koneserow.
Wydaje mi sie, ze podobnie jest z gra na starych instrumentach.
Pozdrowienia
Jakobsky:
przemawiał do mnie Harnoncourt, który twierdzil, że w muzyce mamy nie tyle postęp, co ewolucję, która premiuje pewne wartości kosztem innych. A klawesyny są różne, podobnie jak stare fortepiany. Nowe fortepiany są lepsze, ale nie we wszystkim.
Wspomniałeś o klawesynie, a co z klawesynową muzyką francuskiego baroku, która niezbyt daje się przenosić na fortepian (są wyjątki jak świetna płyta Angeli Hewitt z Rameau)? „Wyrzucając” instrument, pozbywamy się i muzyki.
PS. Ostatnio na wystawach fotografii łapałem się na tym, że wręcz modne było nawiązywanie do dawnych technik fotograficznych i eksponowanie ich wad. Nie wiem, czy to cecha galerii, które trafia mi się odwiedzać, czy jakaś moda na ucieczki od cyfrowego świata?
Alicjo, ja też grać na niczym nie potrafię (chyba że na nerwach…), a śpiewać – uchowaj Boże! 😆
Jeśli o klawesyn idzie – uwielbiam. W muzyce barokowe fortepian może dla mnie nie istnieć (poza Gouldem rzecz jasna, ale to zupełnie inna kategoria, i może takim starutkim i monofonicznym nagraniem Das Wohltemperierte Klavier z Rosalyn Tureck; i może jeszcze Anderszewski). Bach czy nawet wspomniany przez PAK-a Rameau jeszcze na fortepianie ujdzie, ale np. Frescobaldi na fortepianie to dla mnie, za przeproszneim, kicha…
Zresztą dzisiaj nawet na współczesnych instrumentach gra się dawną muzyke inaczej – rewolucja autentystów zrobiła i tu swoje. Instrumenty są współczesne, ale w sposobie grania, rozplanowania utworu jednak brane są pod uwagę rzeczy, o których 30 lat temu nikt nie myślał. I w jakimś stopniu przenika to nawet do kompozycji stricte współczesnych, bo niektórzy twórcy, szukając nowości, stylizują swoje utwory na dawne czy każą grać je na dawnych instrumentach.
zeen 02.09. g.22.45 A ja się zaparlam i po latach siadlam do pianina. Oczywiscie, ponieważ jako dziecko nie przykladalam się do cwiczeń, musialam na nowo uczyć się sama . Po kilku latach udalo się. Wirtuozem nie jestem, ale dla wlasnej przyjemności mogę grać sobie a muzom.Czyli warto próbować.
hortensjo – ja tez probuje ale sobie, bo Muzy frykaja natychmiast tak szybko, ze nawet ich piet nie zdaze zauwazyc.
Jacobski – z tymi fotografiami tobym leciutko polemizowala. Nawet tak wspaniala aplikacja jaka jest Photoshop (ostatnia edycja) nie jest w stanie oddac uroku starych fotografi. Pozostanie jedynie podrobka: gorsza, lepsza ale… Jasne, ze zalezy to od grafika czy fotografa, a nie od samej aplikacji. Ino ze… I tu skoncze, Za duzo kropek mi wychodzi.
Pozdrawiam
Spiaca Echidna
Witajcie z popołudnia 🙂
PAK, Hoko – dusze bratnie! Ja też czuję podobnie, jeśli chodzi o barok (no proszę, nawet Rosalyn Tureck została tu wspomniana 😉 ). Dodam jeszcze jedną zabawną rzecz na temat „klawesyn a fortepian”: Elżbieta Chojnacka powiada, że dźwięk fortepianu jest dla niej „za tłusty”. No, ale ona to osobny rozdział – gra zawsze na klawesynie amplifikowanym, i to przede wszystkim muzykę współczesną. Z drugiej strony jednak, jako zwolenniczka wielkich osobowości, nie miałabym nic naprzeciwko, gdyby znalazł się ktoś z pomysłem na Frescobaldiego na fortepianie. No i, ma się rozumieć, nie mam nic przeciwko współczesnym instrumentom, byle by ich używać dobrze 😀
Ale klimaty nostalgiczne są miłe…
Warto próbować, pisze hortensja (witam). I słusznie! Ja znam parę osób, które same się nauczyły od zera. Też można 😉
Aby grac na pianinie, trzeba je miec. Kto, jak ja, mieszka w gorach, ten wie, jak ciezko jest zostac pianista. Dopiero trzeci instrument dotarl na miejsce 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=jDVO1R-7I7Q
passpartout: no, ale, jak pamiętam, na szczęście pozostaje jeszcze flecik:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=14#comment-189
Pani Dorotko, gratuluje pamieci 🙂 Z wyzej wymienionych powodow na pianinie gra moje dziecko, a ja na fleciku 🙁 Ale grywam tez na gemshornie w towarzystwie krummhornow, oboju mysliwskiego (da caccia), gamby i innych takich, ktorych polskich nazw nie znam. I wtedy brzmi, jak na dworze Henryka VIII i zaden nowoczesny instrument tego uczucia we mnie nie wywola. Wiem, organy maja duzo mozliwosci, ale flecik w plecak i mozna pograc sobie a kozicom i swistakom 😉 Z tego praktycznego wzgledu nie gram tez na kontrabasie, choc ten instrument bardzo mi sie podoba.
Pani Doroto, jakże mi milo, że Pani mnie zauważyla. Echidno, nie zrozum mnie zle, ja chcialam powiedzieć, że gram dla siebie.
passpartout,
co na to Liga Obrony Kozic i Świstaków?
:))
zeen, moi sluchacze sa wolni, a swistaki (rowniez i kozice) potrafia niezle odgwizdnac 🙂 Traktuje to jako aplauz, chyba ze uciekaja w poplochu, to wtedy nie 🙁
Gemshorn w towarzystwie krumhornów, oboju da caccia, gamby itp.? To tam w Alpach jest taki gustowny zespolik? 😀
Kontrabas może faktycznie nie za bardzo. Ale duże instrumenty na alpejskich halach – jak najbardziej:
http://www.youtube.com/watch?v=YVfPFJep64Q&mode=related&search=
Na tym grasz passpartout:
http://www.youtube.com/watch?v=ko0KNNojPvw
A propos Alp: jak jestem gdzieś na wyjeździe w hotelu i nie ma radia, które odbierałoby Dwójkę (przy Poranku Dwójki zwykle odprawiam poranną gimnastykę), szukam w telewizji 3sat, która rano pokazuje różne miejsca Alp na żywo z temperaturą (oj, niską…) i z akompaniamentem tyrolskiej muzyczki ludowej. No po prostu słodziutkie to jest, zawsze wprawia mnie w dobry humor 😀
http://www.music.iastate.edu/antiqua/gemshorn.htm
Gram na takim, a jest caly kwartet (krumhornow tez). Grupa liczy w porywach ok. 20 osob, a jak przyjada zaprzyjaznieni muzycy z Kassel, to jest nas jeszcze wiecej i wiecej dziwnych instrumentow, jak serpent, dulcjan, zink i kornamuse. Repertuar: Susato, Holborne, Brade, Groh, Phalese, Moritz von Hessen, Banchieri, Josquin du Pres, Henryk VIII i wielu innych. A czasem dla odmiany gramy Bartoka, Strawinskiego, albo islandzkie melodie ludowe.
Pani Dorotko, ja kocham rog alpejski, zwlaszcza w kwartecie lub jeszcze wiekszej formacji. W mojej okolicy jest kilku grajacych na tym instrumencie i czasem mam okazje posluchac, jak cwiczy kwintet na przeciwko sciany skalnej, gdzie jest odpowiednia akustyka. A do tego na zboczu krowie dzwonki… Z tym instrumentem ciezko sie jezdzi autobusem 😉
No śliczności – jak miło byłoby kiedyś posłuchać 😀
A często tak gracie?
Większość tak ma, czy tylko wybrańcy? 🙂
Idę spać, bo mnie dziś sponiewierało. 🙁
Co piatek jest w Bernie 2-godzinna proba. Wystepy – roznie. W lipcu bylo tygodniowe seminarium wyjazdowe w Prowansji z koncertem finalowym dla okolicznej ludnosci. Pytania o wybrancow nie rozumiem. Gra, kto chce, jest zdyscyplinowany i cwiczy, znosi zrzedzacego dyrygenta i lubi wesole przekomarzanki w zgranej grupie, ktora potrafi byc serdeczna i zlosliwa, ale ogolnie zyczliwa, jak to jest wsrod ludzi o wspolnych zainteresowaniach 🙂
mt7,
ja mam drewniane paluchy i żadnego „zewu krwi”, żeby grać, i bardzo dobrze, przecież nie wszyscy muszą. Raczej bym poharatała instrument, niz jakis godziwy dzwięk z niego wydobyła, w przeciwieństwie do mojej wspomnianej wyżej siostry Baśki. Co wezmie w łapy, to jej gra.
No to sobie słuchajmy, ile wlezie 🙂
passpartout,
dla mnie bomba!
😆
Passpartoutu, wydawało mi się, że to może jakieś powszechne muzykowanie w Twoich okolicach, zbierają się sąsiedzi, czy znajomi. A tu widzę, że pasjonaci i profesjonaliści.
Jestem pełna podziwu. 🙂
E tam zaraz profesjonalisci 😉 Fakt, jest paru bylych muzykow, ale reszta to ambitni amatorzy, emerytowani nauczyciele, profesor fizyki, urzednicy panstwowi, lekarze itp. Wiek 18-81 lat. Muzyka laczy pokolenia i pomaga utrzymac forme psychiczna i chyba przedluza zycie. Jestem w tym ansamblu od jego zalozenia przed 10 laty i jeszcze nikt z tego towarzystwa nie umarl!
Od jutra ćwiczę rożek alpejski. Nie przeszkadzać!
😆
Jedyny serial, jaki oglądam, czyli „Morderstwa w Midsomer” na motywach kryminałów Caroline Graham (pokazywane na Hallmarku), rozgrywa się w idyllicznych angielskich wioskach. Kwitną tam oczywiście wszelkie namiętności z morderczymi na czele 😉 , ale ponadto w każdym niemal odcinku są jakieś kulturalne aktywności sąsiedzkie. A to kółko pisarskie, a to zbiorowa gra na kościelnych dzwonach, a to chóry parafialne (rywalizujące na konkursie), a to warsztaty plastyczne czy teatr amatorski (nawet grają „Amadeusza”), a to konkurs na najpiękniejszy ogródek… I tego im zazdroszczę. W Polsce to nie jest tak częste. Do tego trzeba, aby społeczeństwo było obywatelskie 🙁
Właśnie spojrzałam na to, co wyżej napisałam, i zdałam sobie sprawę, że to działa w dwie strony. Że takie współdziałania właśnie cementują społeczeństwo obywatelskie. I że do tych współdziałań potrzebne jest również wychowanie w kulturze, a co najmniej w poszanowaniu dla kultury…
O, mnie tam nie zaimponujecie jakąś Szwajcarią. Oto mój przyjaciel spod Shnee Alpen, niedaleko Semmeringu. Pan Lulek powinien wiedzieć. A wydaje mi sie, że Hans się pietro przenióśł wyżej, wtedy miał 64 lata i pisywał do nas regularnie, od 3 lat zamilknął, co mi się nie podoba, konkluzja jasna.
http://alicja.homelinux.com/news/Our_Friend_Hans/Falkensteinalpe'83.jpeg
Dodam, ze Hans był ober-leśniczym.
hrrrrrrrrrrrrrrmmmmmm…
zaraz sie poprawiam:
http://alicja.homelinux.com/news/Falkensteinalpe'83.jpeg
hortensjo – jam Cie zrozumiala. To byl zart z samej siebie – ucze sie, ucze i uszy mi puchna. No, gram TYLKO dla siebie.
Pani Doroto – to jest najbardziej mordercza wioska w Krolestwie (chyba Devonshire village). Ze jeszcze zasiedlona – moja teoria: ciagle przybywa nowych mieszkancow coby na wlasne oczy przekonac sie o slusznosci tego ostatniego. Czasami z obserwatorow staja sie ofiarami, ale to juz inna historia.
W ostatnich odcinkach detective Chief Inspector Barnaby nieco jakby skapcanial, albo zawodzi go „nos”, bo mniej rzutki niz poprzednio.
Jak sie Pani podoba melodia wiodaca?
Alicja – ani jeden ani drugi nie dziala. Dlaczego?
Zem w pracy to juz koncze, pozdrawiam
Echidna
jasny gwint… jak to?!
zaraz idę posprawdzać…
http://alicja.homelinux.com/news/Falkensteinalpe83.jpg
No… trzeba bylo zmienic stare „jpeg” na jpg i wywalić apostrofy 🙂
Dzieki za zwrócenie uwagi, Echidna, u nas dłuuuugi weekend, więc wszystko trafia powoli, bo leniwce się takie porobiliśmy w Labour Day weekend. Jak święto pracy, to nie pracujemy, 🙂
Dluga „lufa”, nie powiem. Zasze ich podziwiam – jak moga na tym grac – a graja.
PAK,
czy ja musze wszystko lubic ? Nie lubie klawesynu, nie lubie muzyki klawesynowej. Nawet tej z okresu francuskiego baraku. Podobnie jak nie lubie muzyki goralskiej. No co ja na to poradze: nie lubie. Szczegolnie klawesynu. Reaguje niemal alergicznie na jego dzwiek.
Oczywiscie, ze pasjonaci bawia sie w stare techniki fotograficzne. KLuby fotograficzne az kipia od entuzjamu pasjonatow odtwarzajacych tradycyjne techniki fotograficzne. I czesto dzieje sie to przy uzyciu dosc nowoczesnego sprzetu, jak np. technika zwana „digital negative”, gdzie na specjalnej folii drukuje sie negatyw prosto z photoshopu, i potem, technika stykowa odbija sie ten negatyw na specjalnie zaimpregnowanym papierze, otrzymujac w ten sposob cyjanotypy lub inne odcienie odbitek, w zaleznosci od uzytej chemii. Odbitki te niczym nie roznia sie od odbitek uzyskiwanych kilkadziesiat lat temu. Tylko, ze sie roznia. Metoda.
Echidna,
Urok starych fotografii polega na tym, ze sa niedoskonale. Jesli ktos chce sie poruszac w konwencji niedokonalych fotografii to oczywiscie jego sprawa, aczkolwiek nie sadze, zeby urok starych fotografii polegal tylko na ich niedoskonalosci technicznej, bo obok tejze jest jeszcze nostalgia za dawnymi czasami utrwalona na plycie szkalnej czy na dagerotypie, dawna stylistyka itp. Jednak wyobraz sobie portretowanie kogokolwiek uzywajac starej techniki sprzed 80-100 lat…Moim zdaniem to niepraktyczny koszmar. Wyobraz sobie fotografowanie krajobrazu uzywajac materialu o czulosci 12 ISO przez obiektyw f/16 lub f/22. Rowniez koszmar. Jesli mowie o nowoczesnosci to nie mam na mysli fotografii cyfrowej. Mam na mysli fotografie „chemiczna”, ale na materialach nowoczesnych, latwiejszych do manipulacji, wydajniejszych, fotografii przy uzyciu sprzetu nowoczesnego, a nie aparatow sprzed wieku. Fotografia cyfrowa to inna bajka.
Mimo skoku do swiata cyfrowego mam i uzywam nadal aparatow na filmy, bo… lubie. Ale sa to aparaty nowoczesne, a nie muzealne (no, moze dwa tak). Natomiast jesli chce popatrzec na stare fotografie to mam albumy, reprodukcje, stare odbitki. Ale tez mam swiadomosc, ze aby zrobic te zdjecia potrzeba bylo cholernie duzo pracy, zupelnie niepotrzebnej patrzac na sprawe z pozycji fotografa wspolczesnego.
Pasionaci, stare techniki itp – to wszystko prawda. Jesli wspomnialam o polemizowaniu i niestety nie dokonczylam mysli (spiacam byla okrutnie) mialam na mysli mlody narybek, co to doda sepii i uwaza ze to jest to. Brak wiedzy tak nieciekawie sie odbija. Dodaj do tego coraz szersza dostepnosc do sprzetu i aplikacji – a powstanie obraz fotograficznej grafomanii. I bardzo czesto „tfurcy” nie dadza sobie wytlumaczyc bledow. Oni wiedza lepiej. Generaline ich sprawa. Ale tylko generalnie.
E.
Jacobsky:
I wtedy ludzie pozowali do zdjęcia – patrz, jacy byli przejeci:
http://alicja.homelinux.com/news/1935.jpg
Tu są moi dziadkowie, pradziadkowie i bardzo malutka Mama. Zeskanowałam ku pamieci, mam też dużo starsze zdjęcia, zeskanowane w sepii (oryginalnej, Echidna!), z poczatku ubiegłego wieku. Ten „ząb” czasu coś jednak daje. Nie poprawiam – ma być tak, jak oryginalnie było, bo ma oddawać klimat tamtych czasów.
Kto to śpiewał… „tych listów pożółkła biel…” czyż nie Stan Borys? 🙂
A dla Echidny specjalnie podsyłam zdjęcie mojej Babci z roku 1930, oryginalna sepia. Zrobiłam ten skan czarno-biały, ale gdzie tam, to nie to samo!
http://alicja.homelinux.com/news/Babcia-Mamy%20mama.jpg
Nie poprawiam, nie ruszam – co najwyżej mogę zeskanować w większej rozdzielczości i tak dalej, ale ja chcę zatrzymać ten klimat i te wszystkie plamki, niedoskonałości i tak dalej. Nie chcę tam nic „wyprać”, tak ma być, to było w 1930-tym roku i ktoś mojej Babci cyknął wtedy zdjęcie. Najpewniej w pracowni fotograficznej 🙂
I to jest urok starych fotografii, Czasami bialo-czarne, czasami sepia, a czasami retusz z kolorkiem. A na odwrocie nadruk firmy (czesto-gesto z firmowym logo), nazwisko fotografa, data i inne uzyteczne informacje.
Zeskanowane (albo sfilmowane) stanowia doskonaly material do slideshow lub filmu. Do tego podklad dzwiekowy „z myszka” – np muzyka z patefonu z nieodlacznymi efektami dzwiekowymi i gotowe drzewo genealogiczne rodziny. To tylko przyklad, bo material w ten sposob zebrany mozna wykorzystac na wiele sposobow i przy roznej tematyce.
A kto spiewal nie pomne.
Mnie chodziło o uratowanie starych fotografii i pewnego pobytu w domu wyprosiłam od Mamy albumy. Zeskanowałam i każdy z rodziny dostał CD ze zdjęciami. Niespecjalnie podnieciło rodzinę, bo to chyba ja jestem po tej nostalgicznej stronie, ale kto wie, czy z czasem nie docenią, kto wie! Ja jestem taki rodzinny archiwista, zawsze byłam. Nagle Maciek (dziecko) do mnie z tydzień temu zapukał, że założył rodzinne drzewo genealogiczne, startując od niego i Jennifer. Ależ mu dodałam, rodzinę do Pradziadków od strony Mamy i Taty, a dalej nie wiem i nie mam kogo zapytać 🙁
Slideshow u mnie nie będzie, bo to na razie w linuksie nie działa, ale ważne dla mnie, że mogę coś na wszelki wypadek gdzieś trzymać na boku, i nie zginie.
Stan Borys śpiewał, na 100%, „Twych listów pożółkła biel”. Gdzieś to chyba mam w archiwach, poszukam. Tymczasem udaję się na zasłużony odpoczynek po Labour Day 🙂
Pogadaliście sobie tam daleko ode mnie… Ja jeszcze odpowiem Echidnie: akcja „Morderstw” rozgrywa się w kilku wioskach fikcyjnego hrabstwa Midsomer i głównym mieście zwanym Causton – a gdzie są kręcone odcinki – pewnie faktycznie w Devonshire, ale nie wiem… Bardzo lubię nie tylko główny motyw muzyczny filmu, ale sympatyczne melodyjki wewnątrz filmu. A co do głównego motywu… grany jest na bardzo szczególnym instrumencie. Kto zgadnie, na jakim?
http://www.geocities.com/televisioncity/satellite/9476/midsomer.htm
A jeszcze a propos integracyjnego działania zespołów muzycznych: mamy przykład z warszawskiego gruntu!
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4457300.html
Tylko ten repertuar można by odbanalizować… 😉
Alicjo!
Ja już mam część tej zabawy za sobą. Po prostu pozostają archiwa. Mimo dwóch wojen światowych i różnych innych klęsk – dużo dokumentów się zachowało, szczególnie w kościołach i parafiach. Można te sprawy załatwić korespondencyjnie.
Problem – który mnie zatrzymał w moim „drzewie” – nazywa się „zniszczone dokumenty na terenach wschodnich Polski, które teraz nie należą do Rzeczypospolitej”. Mój bezpośredni przodek „ojciec – ojca – ojca – ojca itd” przybył w 1812 roku z Wilna i koniec – nic nie mam więcej.
Ale wiesz, to jest sympatyczne, że młodzież się tym interesuje. Mój syn – informatyk założył olbrzymie drzewo, szalenie rozrośnięte na boki, cała rodzina coś mu tam podrzuca, wszystkie notki są ze zdjęciami.
A “Twych listów pożółkła biel” śpiewał Stan Borys.
A tak a propos Stana Borysa. O tym utworze można powiedzieć, że to on śpiewał. Ale kiedy słyszę w radio, że teraz będzie utwór „Anna” – śpiewa Stan Borys z zespołem Breakout – to mi się nóż w kieszeni otwiera. Nie Stan Borys, tylko Stanisław Guzek (on wtedy jeszcze nie miał pseudonimu), a zespół nazywał się Blackout.
Pani Dorotko, dla mnie to brzmi jak piła 🙂
Pani Doroto,
to mi na piłę wygląda….
Ooo… nie odświeżałem strony i nie widziałem Twojego wpisu passpartout 🙂
Na pile, pse Pani, na pile!
Zgadłam?
passpartout pierwsza wypiła 🙂
wypiłowała…
przypiliła?….
Buuuu, wpisali się przede mną. 🙁
Podstępne typy! 🙂
Kończę gotowanie i zbieram się pomału.
Zajrzę wieczorkiem, dobrego dnia! 😀
Swieta prawda Pani Dorotko – wioski, wioski. A pogadulilismy wcale nie daleko od Pani. No moze nie na samej sciezce lecz obok. Alisci jeden krok i oto znowu…
Ide przygotowac obiad
E.
Piła, ale nie motorowa 🙂 Może to jakiś lokalny instrument z tamtejszych stron?
Już wiem! Jak mi kiedyś magnetofon przeciągał, to altówka tak brzmiała… 😆
To dżwięk rżniętej piłą altówki leżącej na magnetofonie….
A nie 😀
To jest jeden z pierwszych w historii instrumentów elektronicznych, czyli: THEREMIN!
http://pl.youtube.com/watch?v=gwFn2SNhbvI&mode=related&search=
Na YouTube jest jeszcze dużo zabawnych przykładów.
A to specjalnie dla passpartout 😉
http://pl.youtube.com/watch?v=harrpb2rvfk&mode=related&search=
DOH,,,!!! Pani Dorotko, dzieki! Ale mi wstyd, jaz przecie znam polskiego organiste z okolic Berna, ktory na swoich koncertach na koniec gra na thereminie wzbudzajac spora sensacje wsrod sluchaczy. Po koncercie kazdy sobie moze sam sprobowac 🙂
No, tośmy przerżnęli z kretesem….
A swoją drogą pan grający na tym Thereminie przeżywał bardzo 🙂
Tu sa miejsca, gdzie sledztwo prowadzil Inspector Barnaby:
http://www.geocities.com/televisioncity/satellite/9476/locationsindex.htm
Na prawie 170 odcinkow tylko 3 w hrabstwie Devon, reszta glownie Oxford i Buckingham. Fajna okolica 😉
Alicja,
ja wiem, ze wtedy tez ludzie pozowali. Glowy wsparte nieruchomo na niewidocznych podporkach pod potylice, rece koniecznie wzdluz ciala, zeby byly nieruchome, czas ekspozycji – gdzies kolo minuty. Urok oczywiscie jest. Jednak dzisiejsze portrety to inna klasa, wiecej ekspresji, a wiec wiecej mozliwosci podkreslenia indywidualnosci portretowanej osoby, oddania jej charakteru. Portretu pradziadkow to nieruchome figurki na tle standardowego tla – nic wiecej. Jesli juz chodzi o okres pradziadkow, to wole obrazy impresjonistow niz zdjecia ludzi z tego okresu. Zaden fotograf nie oddalby atmosfery teatru i tancerek jak zrobil to Degas, gdyz technicznie bylo to niemozliwe dla fotografii. Dlatego miedzy innymi narodzil sie impresjonizm: jako odejscie od malarstwa figuratywnego, portretow i krajobrazow, jakie malowano jeszcze w XIX-ym wieku, a ktore z powodzeniem moglo byc wyparte przez owczesne dagerotypy. Jednak ruch na dagerotypie bylby tylko mglista smuga bez znacznia.
Moim zdaniem nie wszystko, co stare musi byc wspominane z akompaniamentem ochow i achow. Szacunek do przeszlosci to jedno, ale nikt mi nie wmowi, ze portrety fotograficzne z przelomu XIX/XX-go wieku to arcydziela. Wystarczy popatrzec na wspolczesnych fotografikow i ich sposoby portretowania.
Podobnie jest z muzyka. Stare instrumenty maja swoj urok (za wyjatkiem klawesynu 🙂 ), ale osobiscie wole brzemienie wspolczesnego fortepianu czy innych instrumentow, ktore przeszly zlozona droge ewolucji od ich protoplastow do formy i brzmienia dzisiejszego.
A szaconek kolego Jacobsky, szaconek? I nie zlazcie ze sciezki bo obsztorc od Pani Doroty Wam sie dostanie.
A arcydziela trafialy sie w przeszlosci, trafiaja sie obecnie i trafiac sie beda – w kazdej dziedzinie.
Kanony takowoz – a dla nas pozytek: nieco wiecej wiedzy.
Stad nauka jest dla zuka – niechaj czego lubi szuka.
Pytanie: czy ktos jeszcze gdzies gra na flecie Pana? I jak brzmial koncert Jankiela?
Na fletni Pana, a jakże, grywa niejaki Gheorghe Zamfir, znany co poniektórym jeszcze w czasach socu. Później zresztą stał się nacjonalistą – jak w latach 90. przyjeżdżał do Polski, to zrobiłam z nim przedtem korespondencyjny wywiad dla „GW”, w której wówczas pracowałam. Poszłam z tym do Adasia M., który ucieszył się bardzo i powiedział: dawaj, dawaj! Mam jeszcze wydruk gdzieś w domu, teraz jestem w firmie, więc nie znajdę.
Ale skubaniec grał pięknie!
Koncert Jankiela odbywał się na cymbałach, a jak brzmią cymbały – też wiadomo. Zdarzały się nierzadko w zespołach klezmerskich, ale także cygańskich. Kilka lat temu po Krakowie jeżdził cygański zespół z facetem, który na cymbałach grał tak wirtuozowsko, że szczęka opadała.
Ze na cymbalach to wiem, ale jaki to byl koncert? Wieszcz niekoniecznie nas o tym poinformowal. Przekazal nam niewatpliwa wyzszosc Jankiela nad innymi cymbalistami, technike, ale co tenze gral? Albo sie niedoczytalam, albo przeoczylam albo po prostu nie ma wzmianki o tym. Chyba raz jeszcze powroce do Pana T.
echidna,
szacunek mam, ze sciezek zlazic lubie, a obsztorcow sie nie boje 🙂
Zamfir to rzeczywiscie wirtuoz fletni, ale tak sie skomercjalizowal, ze az zeby bola. W koncu z czegos trzeba zyc, nawet bedac wirtuozem.
W montrealskim metrze grywa kapela latynosow, gdzie jest tez taki jeden Miguel, ktory na fletni wygrywa cuda. Bo metro montrealskie jest bardzo muzyczne. W korytarzach wiodacych do stacji sa specjalne znaczki z lutnia, i pod tymi znaczkami moga grac wszyscy, ktorzy maja na tyle odwagi cywilnej, zeby sie produkowac publicznie. Kazdy ma gdzies ze dwie godziny na show, a potem musi ustapic nastepnemu, jesli ten zarezerwowal sobie miejsce (bo miejsca pod muzycznym znaczkiem sa rezerwowane: muzycy wpisuja sie na karteczke porzadku dzienniego, ktora przechowywana jest za znaczkiem). Oczywiscie datki mile widziany i taki jest glowny cel tego przedsiewziecia. Jednak wielokoroc „stacje muzyczne” w metrze wykorzystywane sa przez studentow fakultetow muzyki po to, zeby cwiczyc na instrumencie, a jednoczesnie dorobic pare groszy. Wspomniani wyzej latonosi z fletnia Pana to raczej grupa komercjalizujaca, ale pare razy chlopaki czy dziewczyny z konswerwatorium odwalali takie duety na wiolonczele czy skrzypce, ze kopara opadala. Ponoc pojawila sie tez kapela balkanska, w sklad ktorej wchodza cymbaly z tamtego regionu.
A kto slyszal koncert Natenczasa Wojskiego?
A propos muzykowania w srodkach lokomocji. Wielkim echem odbila sie w Helwecji sprawa protestu ambasady Meksyku przeciwko zastosowanemu przez wladze miejskie piktogramowi zakazujacemu muzykowania w autobusach miejskich. Piktogram przedstawial sylwetke czlowieka w sombrero i z gitara 😉
To mi przypomina zakaz wchodzenia psów na trawnik na moim podwórku: piesek ma sylwetkę owczarka alzackiego. Moja sąsiadka-psiapsiółka mawia, że jej labradora to nie dotyczy 😀
A czy Natenczas Wojski nie grał przypadkiem na gemshornie? 😆
W warszawskim metrze, a raczej przy zejściach do stacji, też muzykują. Bardzo różni. Najczęściej na przystankach Centrum, Politechnika i Kabaty. A także na placyku przed zejściem do Centrum; tam często pokazują się postacie w pióropuszach i z dużą ilością elektroniki – chwilami można ogłuchnąć 🙁 – na zmianę z chłopaczkami uprawiającymi break dance przy akompaniamencie najczęściej zdezelowanego charczącego magnetofonu…
Kapela latynowska na flecie Pana? Nie na Zampoñi przez przypadek?
echidna,
brzmi JAK fletnia Pana, ale moze to wina specyficznej akustyki wnetrznosci metra. Prawde mowiac jedyne instrumenty, jakich nie widzialem w metrze to organy koscielne, fortepian koncertowy, kotly i talerze (ze nie wspomne o klawesynie). Wszystko inne da sie zniesc do metra, w tym fletnie taka czy inna, cymbaly Jankiela, ze nie wspomne o glosach operowych, bo i takie sie zdarzaja.
Prosze, tu jest samotny pastuch, ktory gra na zywo (w przeciwienstwie do Zamfira z playbacku):
http://www.youtube.com/watch?v=sbykZ3XvyPI
Jacobsky:
A fale martenota? 😆
Trzeba miec zrodlo pradu
http://www.youtube.com/watch?v=Yy9UBjrUjwo
Do magnetofonu i syntezatora tak samo. Chociaż za takie dźwięki toby mogli z metra pogonić 🙂
Latynosi grają na „flecie Zampoña znanym również pod innymi nazwami: siku (nazwa pochodząca z języka aymará oznaczająca rurkę, która produkuje dźwięk) lub antara (z języka kechua). Zampoña zbudowana jest z serii zamkniętych na dole bambusowych lub trzcinowych rurek, związanych między sobą w formę tratwy, w które się dmucha w sposób pionowy z góry na dół. Rurki te ułożone są w dwóch liniach. Jedna składa się z sześciu rurek i nazywa się ira, a druga z siedmiu rurek i określana jest jako arka. Ira i arka posiadają mityczne znaczenie w świecie andyjskim. Mogą reprezentować mężczyznę i kobietę, dzień i noc, światło i ciemność czyli zawsze dwie przeciwstawne siły natury, które wspólnie oznaczają całość i jedność.”
Z tej strony:
http://www.kolumbijsko.com/kolumbia/taka_jest_kolumbia/instrumenty_muzyczne_kolumbijskich_andow_2.html
I tu rząd rurek i tam, ino dźwiękiem się kapeczkę różnią 🙂
zeen, zanim sie zabierzesz za rozek alpejski, sprobuj na fleciku:
http://www.youtube.com/watch?v=D7tCU5CQ_Os&mode=related&search=
Żeby grać na instrumentach dętych, trzeba chyba mieć trochę pary w płucach. Hę?
Dobrze jest tez miec rozciagliwe policzki 😉
http://www.youtube.com/watch?v=pIvCJC8oAIE
A perkusista podobny do Pana Lulka. Tak Go sobie wyobrażam. 😀
Zeenie, a może okaryna?
http://pl.youtube.com/watch?v=_HEIewD4fB0
A czy mnie się wydawało, czy Hoko nie miał jodu łapać? 🙂
Foma miał łapać. Ten jod.
Aaaa! 🙂
Racja, Ty masz głowę!
Dobra, już się nadymam i dmię….
Flet to ja już lat 40 mam. Flet prosty oczywizda. Robię za Janka Muzykanta raz na 20 lat. Jak dotąd nikt się nie zlitował nad moim talentem.
Ale generalnie to ja wzdętych nie przepadam…..
Tylko patrzeć, jak pani Dorotu tu wpadnie i nas wszystkich zdmuchnie ….
Jak ten zeen źle o mnie myśli 😆
Całe szczęście, że nie mam takich policzków jak Dizzy Gillespie…
Dla zaiteresowanych:
Helena odeawała się u Pana Piotra.
Warto przeczytać! 😉
http://www.youtube.com/watch?v=RjPi9Z13eSg
We w związku ze tytułem: co w duszy gra, odpowiadam;
aktualnie niejaka Persefona.
Ma gustowne wdzianko z epoki. 😀
A ja szukałam dżwięków okaryny, bo są różne i znalazłam stronkę:
http://www.musicaandina.pe.nu/
Bardzo egzotyczna.
No to jeszcze ulubiony walczyk i już znikam 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=3-EzJ8u9KBI
mt7, piekna stronka, „100% andyjska”. Dzieki! Wlasnie slucham Mac Salvador – El loco.
passpartout: a mnie intryguje jedno.
Co w tym Waszym ślicznym zespole instrumentów pradawnych gracie Bartóka i Strawińskiego?!!
A na razie jeszcze mały powrót do Szwajcarii i rogu alpejskiego:
http://www.youtube.com/watch?v=nJAY4hvnJbY&mode=related&search=
Biedny Yeti 🙂
Pani Dorotko, nic nadzwyczajnego:
Bartok – Tance wegierskie (dla fletow na 4 glosy)
Strawinski – Osiem miniatur
Honegger – Petite suite
To bylo ostatnio. Oczywiscie nie zawsze graja krumhorny itp. W zespole wszyscy sa multiinstrumentalistami 😉
Dobrej nocy zycze 🙂
Pani Dorotko, jesli przysle mi Pani jakis prywatniejszy kontakt, to moge podeslac kilka probek w formacie mp3.
passpartout@poczta.onet.pl
Z Jankielem juz wiem. Wieszcz opisal koncert, ja „zabyla”. Ku informacjii:
1 – najpierw byla proba,
2 – Polonez Trzeciego Maja
3 – wariacje – Targowica, Rzez Pragi
4 – O Zolnierzu Tulaczu
5 – Jeszcze Polska nie zginela
Wszystkiego dobrego z okazji imienin 🙂
Troszeczkę nie na temat tego postu, ale chyba któregoś z poprzednich. Kolega wczoraj mi podesłał link do koncertu Swinging Bach (Bobby McFerrin i przyjaciele, Lipsk, chyba 2000). Taką kombinację bardzo lubię.
http://classical.ucoz.ru/news/2007-05-30-178
Pozdrawiam
Yeti bywa jeszcze biedniejszy:
http://www.youtube.com/watch?v=K0vCkmjAso0&mode=related&search=
Ale i krasnale z nim też:
http://www.youtube.com/watch?v=jwY89Vim7uA&mode=related&search=
Do Piotrusia: dzięki za życzenia! Co prawda imienin nie obchodzę, ale zawsze miło 🙂 A Bobby’ego McFerrina uwielbiam. Fajnie wygląda jego nazwisko napisane po rosyjsku 😉
No to i ja się przyłączam do życzeńL wszystkiego najlepszego!
A nieobchodzenie imienin nie jest żadnym istotnym powodem dla imieninowych gości 😆
Pani Dorotko, co jest napisane na suficie Pani sypialni? Nic?! Tu propozycja od Pani imienniczki
http://youtube.com/watch?v=7TMb8yImWSU
ktora, notabene, korespondowala z Ogdenem N. 😉
ha, ha…
Za długie 😉
Ale filmik śliczny-nostalgiczny, bardzo w temacie 😀
Prawdę mówiąc to nie całkiem moja imienniczka, ja na imię powinnam mieć Debora (po ciotce, która zginęła podczas wojny), ale rodzice postanowili mi jednak wpisać do metryki imię brzmiące mniej egzotycznie…
Argument, że kompozytorzy minionych epok słyszeli tyle, ile mogły usłyszećm ich uszy, jest mało przekonujący. Zamiast ogólnych uzasadnień podam przykład. W Utworach dla dzieci Roberta Schumanna jest jedna nuta, nad którą stoi subito forte i subito piano – nie przez pomyłkę. Rzecz niewykonalna nawet na współczesnym fortepianie. Schuman to słyszał. Co tu komentować.
Jeden z komentatorów napisał, że unika muzyki barokowej granej na współczesnych instrumentach, że jest w takich wykonaniach wręcz bezbarwna. Na mojej stronie zestawiłem fragment 4. Kantaty J.S. Bacha; do 3. versusu włącznie. Najpierw tradycjonalista Karl Richter, następnie historycznie poinformowany „minimalista” Andrew Parrott. Ciekaw jestem co tam jest bezbarwne…
Argument, że muzykę dawną grały małe obsady i że zbliżamy się do „oryginalnego” brzmienia, minimalizując składy wykonawcze, jest słuszny. Gdy jednak zamiast tego mówi się, że zbliżamy się do kształtu dzieła bliskiemu zamysłowi kompozytora, wtedy wypowiada się tezę wielce ryzykowną. Znów konkretny przykład. Z listów Mozarta wiadomo, że gdy w Paryżu usłyszał swe symfoniczne dzieła grane przez orkiestrę o podwójnej obsadzie kwintetu, był zachwycony. Skąd mam wiedzieć, że nie urzekła by go duża romantyczna lub postromatyczna orkiestra? Dlaczego mam tego tak nie słuchać?
Twierdzenie o wadach „forteklapy” nie jest przesądem tradycjonalisty. Ja jednak upatruję owych wad tam, gdzie ich nie widzi zwykły tradycjonalista. Na przykład w charakterystycznie nierównej, zmieniającej się na osi rejestrów barwie brzmienia. Warto pamiętać, że nad usunięciem tego/tej defektu/zalety pracował m.in. Paderewski, mistrz barwy. No własnie, zdaje się, że był zdania, iż barwę pianista winien mieć w palcach (jeśli nie w głowie) a nie w klawiaturze. „Forteklapa” – często pięknie brzmiąca – daje gotowca, jest jak kredens z zastawą już gotową – coż z tego, że bogatą. Fortepian stawia wymagania.
Pogląd autorki blogu, że zachowanie starego instrumentarium przywraca właściwe proporcje brzmieniowe dzieła bywa słuszny, i bywa niesłuszny. Różnie to, zwyczajnie mówiąc, bywa. Mam nagrania superpoprawne historycznie utworów koncertowych C.P.E. Bacha. Są superpoprawne, bo nie z klawesynem a z klwikordem. Jak się tego słucha, wiadome staje się dlaczego kompozytorzy pożegnali klawikord bez łez i westchnień.
Na koniec argument Brendla. Chcecie, bym grał na historycznym fortepiano, dajcie mi historyczną publiczność. Co do mnie, jestem w swych poglądach dość skrajny. Jeśli nie modlisz się, słuchając kantat Bacha – a nie modlisz się – coś słyszysz, ale nie kantaty Bacha. To były modlitwy. Miłych dyskusji.
Brendel mówił o publiczności?
Pamiętam argument pianisty przeciwko dawnym instrumentom (ale czy Brendel, czy Rosen?) — nie chodziło o publiczność, bo ta się znajdzie — chodziło o salę. Dzisiejsze sale są często zbyt duże na ciche, dawne instrumenty. (Tego problemu nie ma oczywiście z płytami.)
Tak, chodziło Brendlowi o publiczność, o słuchaczy. Problem sali jest banalny. Gyby Brendel to miał na oku, nawet bym o sprawie nie wspominał. Przy okazji. Coś w rodzaju publicznego koncertu dla słuchaczy pojawia się w naszej kultuirze późno. Nie mam czasu sprawdzać u Fubiniego, ale to jest renesens (i nie wczesny). Nikt dziś nie może „autentycznie” słuchać chorału gregoriańskiego; nie ma takiej możliwości. Nic o tym nie wiemy (o „historycznym”, „autentycznym” słuchaniu) i badania historyczno-muzykologiczne nic tu nie dadzą.
Jeszcze drobiazg, dźwięk na płytach „autentystów” jest ewidentnie cyfrowo podrasowany. Wystarczy pójść na koncert i w miarę możności tego samego posłuchać potem z płyty.