Mamy pianistów wielu

masecki_450.jpg

Tak się jakoś składa, że jak poprzedni tydzień spędzałam w towarzystwie muzyki Szymanowskiego i okolic, tak ten – na jazzowo, choć może nie zawsze atrakcyjnie. Wspólny koncert Makowicza z Krzysztofem Jabłońskim nie zachwycił mnie, ale raczej byłam przygotowana na to, że zachwytów nie będzie. Natomiast wczoraj w ramach V Festiwalu Pianistów Jazzowych, dość na razie skromnej imprezie i mało rozreklamowanej (mam nadzieję, że się rozwinie), spodziewałam się o wiele ciekawszych wrażeń i nie zawiodłam się.

Grał jeden z największych – moim zdaniem – talentów młodego pokolenia, Marcin Masecki; tym razem wystąpił w duecie z izraelsko-amerykańskim perkusistą Zivem Ravitzem, z którym poznali się na studiach w Berklee College of Music. Marcin jest pianistą rozdwojonym, ma też solidne podstawy klasyczne i nie rozstaje się z nimi, właśnie zamierza nagrać płytę z Kunst der Fuge (na Wurlitzerze!) i na swojej stronie internetowej, do której podaję wyżej link, namawia czytelników na zrzutkę. Jako jazzman jest ogromnie kreatywny, nigdy nie spodziewasz się, co zagra za chwilę, gdzie go poniesie fantazja. Czasem gra rzeczy bardzo dziwne, mało jazzowe, kiedy indziej ponosi go specyficzne poczucie humoru i udaje małpiszona, który rąbie w przypadkowe klawisze, kiedy indziej roztacza przed słuchaczami morze liryzmu. Z perkusistą bardzo się dobrali, ich występ miał świetną atmosferę, szkoda tylko, że słyszało go niewielu ludzi.

Marcin jest kolejnym przykładem, że jazzowy fortepian to polska specjalność. I każdy z naszych pianistów jest indywidualnością, nie zapatrując się przesadnie w gigantów, nawet w takich jak Jarrett, Hancock czy Corea. Postawa taka jak Makowicza z jego zapatrzeniem w Errolla Garnera (i odrobinę w Arta Tatuma) należy już do przeszłości. Ale przecież i w przeszłości np. Komedy, Nahornego czy Kurylewicza (każdego w jego gatunku) nie dało się porównać z nikim innym. Szkoda, że Mieczysław Kosz tak młodo zmarł; w swoich czasach był rewelacją. W średnim pokoleniu mamy Andrzeja Jagodzińskiego, który wypracował sobie lekki i przyjemny, ale bardzo samoswój styl; jest też Włodek Pawlik, który też jak kot idzie własnymi drogami – jego wrażliwość ma w sobie coś literackiego, taką chęć opisywania dźwiękiem. Krzysztof Herdzin, Bogdan Hołownia – też w świetnym gatunku. No i młodsze pistolety. Zaczęło się od Możdżera, który na początku był niezwykle oryginalny i kreatywny, teraz jakby się trochę powielał (i ulajtowił, jeśli tak można powiedzieć), ale wciąż jego gra sprawia uchu i wyobraźni przyjemność. Potem pojawił się Sławek Jaskułke, ktoś zupełnie inny, niezwykle oryginalna osobowość, znakomicie bawiący się skomplikowanymi rytmami; świetny i niesłychanie sprawny Marcin Wasilewski z Simple Acoustic Trio, Piotr Wyleżoł, z którym lubi grywać nawet Nigel Kennedy, także Marcin Masecki właśnie i teraz cały szereg jeszcze młodszych.

Wygląda na to, że Polska fortepianem jazzowym stoi. Dlaczego więc w tej dziedzinie jest tak dobrze, a z pianistami klasycznymi jest gorzej? Nie dziwi w świecie, że Polska, ojczyzna Chopina, wydaje wielu dobrych pianistów jazzowych – Chopin był wspaniałym improwizatorem, oni też są dobrymi. Ale dlaczego w dziedzinie muzyki klasycznej w ostatnich czasach jedyny międzynarodowy sukces (po Anderszewskim) odniósł tylko Rafał Blechacz i kolejnych kandydatów jakoś nie widać? Hm… to już pewnie kwestia szkoły. W szkołach grasują, jak mawiał Chopin, „zasuszone pupki” (uwaga: pupki nie znaczą tu tego, co myślicie, lecz wywodzą się od francuskiego poupee – lalka, kukła), które wbijają uczniom zasuszone schematy i nie uczą swobody. Pianiści jazzowi u nas w większości uczyli się nie tylko w Akademiach Muzycznych (a jeśli, to w Katowicach na wydziale jazzowym, choć np. Włodek Pawlik też ma za sobą studia klasyczne). A wiadomo, że jak przychodzi co do czego, to improwizacja jest Polakowi bliska… 😀

PS. Bardzo jazzowo zapowiada się listopad, zwłaszcza w Warszawie: JVC Jazz Festiwal (m.in. z Coreą z Belą Fleckiem) i – niespodzianka – odrodzona Jamborka (Take 6 i Manhattan Transfer na wspólnym koncercie, Richard Galliano z Garym Burtonem w duecie i całe mnóstwo innych ciekawych artystów, w tym nieznany u naz jazz ukraiński). W Katowicach też nieźle – pod koniec miesiąca Uri Caine… Żeby tylko mieć na wszystko czas i pieniądze 😀

Na zdjęciu – Marcin Masecki, www.marcinmasecki.com, Creative Commons License